Zmarnowany urlop na poratowanie zdrowia

Nauczyciele wracają po urlopie na poratowanie zdrowia. Trwał aż rok, ale i tak okazał się za krótki, aby dokończyć leczenie. Wszystko przez kolejki do lekarzy.

Dyrektorzy wpadają we wściekłość. Nauczyciel wraca po rocznym urlopie i od razu informuje, że jesienią będzie kontynuował leczenie. Podczas urlopu nie mógł, gdyż kolejka była za długa. Pierwszy wolny termin wypadł po zakończeniu urlopu. Jaja sobie robi czy co?

Nauczyciele dostają roczny urlop na poratowanie zdrowia. Leczenia jednak nie rozpoczynają od razu, tylko wtedy, kiedy przypadnie ich kolej. Zapisują się do lekarza, wpisują do kolejki na rehabilitację i czekają. Szczęściarze zaczynają się leczyć w połowie urlopu, czyli po półrocznym czekaniu. Mniej obrotni rozpoczynają leczenie tuż przed końcem nieobecności w pracy. Wracają do szkoły po rocznym urlopie i zamiast ostro wziąć się do roboty, dopiero teraz trafiają w ręce lekarzy. Wcześniej nikt ich nie leczył.

Urlop zdrowotny jest po to, aby nauczyciel wyleczył chorobę zawodową. Niestety, termin urlopu nie jest w ogóle zgrany z kolejkami w służbie zdrowia. Można więc przebimbać cały rok, czekając na swoją kolej. Państwo płaci dwa razy – raz za roczny urlop, drugi raz za zwolnienia lekarskie. A dyrektor się wścieka.