Nauczyciele pracują?
Konflikt z minister edukacji w sprawie ferii świątecznych zaowocował niezwykłymi decyzjami dyrektorów. Niektórzy szefowie, aby nie narażać się ministerstwu, wezwali do pracy wszystkich nauczycieli. Tylko po co, skoro do szkoły nie przyszło ani jedno dziecko?
Nic tak nie psuje morale załogi, jak wezwanie do pracy tylko po to, aby pracownik pierdział w stołek. Dlatego dobry dyrektor musi przewidywać sytuację, że ludzie stawiają się na wezwanie, a roboty nie ma. I co wtedy? Pozwolić na demoralizację? Kazać czekać, bo może jakieś dziecko przyjdzie? Pozwolić rozejść się do domów? Udać, że problemu nie ma?
Jak się dowiedziałem, część dyrektorów wpadła na genialny pomysł, aby w czasie przerwy świątecznej zorganizować rady szkoleniowe. Ileś takich posiedzeń musi się w ciągu roku szkolnego odbyć. A zatem skoro posiedzimy 2 i 5 stycznia, to nie będziemy musieli szkolić się w innym czasie. Czyż to nie wspaniałe?
Wilk syty i owca cała. Wszyscy nauczyciele na posterunku, nikt też bezczynnie nie siedzi, bo każdy uczestniczy w szkoleniu, co jest jakąś formą pracy. Byle tylko znaleźć temat, który może się nauczycielom do czegoś przydać, i demoralizacji nie będzie. Niestety, znalezienie takiego tematu jest piekielnie trudne.
Komentarze
Teraz, podobnie jak wcześniej Kluzik, „bawi się” minister zdrowia … 😉
Na szczęście moja dyrektor postąpiła, co muszę przyznać z przyjemnością, rozsądnie. Rozdała kartki z bardzo szczegółowo rozpisanymi dniami i godzinami otwarcia świetlicy, nb od 7.00 do 16.30. I co? Ano nic, nie zgłosiło się ani jedno chętne dziecko. W tej sytuacji szkoła była zamknięta, ogrzewania zmiejszone do minimum, co pozwoliło zaoszczędzić sporo szkolnych pieniędzy. Jak widać, rozsądek mojej szefowej wymagał odwagi, bo niektórzy dyrektorzy w swojej nadgorliwości (brrr) i w obawie przed jakimiś mitycznymi „onymi” zafundowali kadrze przejażdżki do szkół, w których pilnowali powietrza (ciepłego, a jakże) oraz tego, aby im się korytarze nie pozwijały. Ech…
Może trzeba będzie wezwać dla nich dzieci? Albo niech własne przynajmniej przyprowadzą
Jak nie chcę mieć gości w domu a wypada mi zaprosić, to tak zaproszę, że nikt nie przyjdzie. Nauczyciele robią tak samo. Rodzice i dzieci, mam pytanie, czy ktoś chce przyjść do szkoły kiedy mogę mieć wolne jak nikt nie przyjdzie? Uprzedzam, że fajnie nie będzie.
Ale gdyby nauczyciele zorganizowali atrakcyjne zajęcia, zachęcili dzieci, żeby przyszły, nie siedziały przed telewizorem albo komputerem tylko pograły w piłkę, nawet podciągnęły jakieś zaległości, rozwinęły talenty byliby chętni. Tylko nauczyciele nie są chętni, nie lubią swojej pracy, nie lubią dzieci, sami siebie często nie lubią. Oczywiście nie wszyscy, ale ci co mają inną postawę są zdominowani przez przeważającą większość jak pan od historii czy WFman w szkole moich dzieci, wspaniali nauczyciele ale jak się wejdzie między wrony, trzeba krakać jak i one.
Kluzik jest warta tyle, co Kopacz i Tusk.
Nasz organ prowadzący zarządził odgórnie, że wszystkie podległe mu szkoły mają być czynne i mają zapewnić „opiekę” 🙂 niezależnie od typu szkoły (podstawowa, gimnazjum czy LO – żeby było sprawiedliwie) i od tego, czy uczniowie się zgłoszą czy nie. Dyrektorzy potulnie stulili głowy i konformistycznie bez zbędnych dyskusji podporządkowali się temu zarządzeniu. W efekcie codziennie dyżuruje w pustej szkole ( gimnazjum i LO – nikt się nie zgłosił ) po kilku nauczycieli w godzinach od 8 do 14. Oczywiście szkoła ogrzewana, zużyty prąd – jak to pomnożyć razy 6 – bo tyle mniej więcej szkół ma organ prowadzący i pomnożyć przez ilość wszystkich w Polsce szkół czynnych, do których nie zgłosiło się ani jedno dziecko ( z pewnością takich szkół jest większość) to generuje to zupełnie nikomu niepotrzebne spore koszty. A nasza gmina tonie w długach. Cóż – gdyby głupota mogła latać to urzędnicy odpowiedzialni za ten absurdalny nakaz zorganizowania dyżurów dla nikogo ……
@Parker, masz rację. Zgadzam się z każdym słowem.
U mnie w mieście co najmniej (bo o tylu wiem) dwie szkoły działają, na świetlicę przychodzi około 15 dzieci. Mają zajęcia plastyczne, ćwiczą czytanie, bawią się w grupie. W jednej z grup są dzieci i pracujących i niepracujących rodziców, które przychodzą bo chcą. Nie, nie mieszkam za granicą, tylko widocznie jest tu parę osób, którym się chce.
Jak nauczyciel pisze, że siedzi w pustej szkole i dzieci nie przychodzą powinien się zastanowić dlaczego? Dlaczego uczniowie chodzą na korepetycje, na zajęcia sportowe a do niego nie przychodzą. Jak kelnerzy i kucharze siedzą w pustej restauracji wiadomo, marnie gotują, tam gdzie dobrze jest pełno.
Do ,,parker „: ferie świąteczne dla dzieci są dniami wolnymi od zajęć dydaktycznych, chciałam zorganizować zajęcia przygotowujące do egzaminu gimnazjalnego – w związku z wyżej wymienionym – zabroniono mi. Chciałam zrobić zajęcia, na których proponowałam gry i zabawy z językiem angielskim, powiadomiłam rodziców i gimnazjalistów o takiej możliwości, nie było chętnych. Ponadto w ostatnim dniu nauki w piątek była na zajęciach ledwo połowa uczniów w poszczególnych klasach. W sytuacji kiedy w szkołach są dni wolne od zajęć typu święta szkoły , sportu, itp. Liczba dzieci w szkole jest bardzo niska, choćby nie wiem jak atrakcyjne zajęcia były. Mam wrażenie, że najwięcej do powiedzenia w domach mają dzieci , patrząc jak często z byle powodu mają pozwolenie rodzica na pozostanie w domu i unikanie zajęć w szkole… smutne.
@parker
Nauczyciel jest od uczenia, a nie od organizowania zajęć świetlicowych!
A ferie (wyznaczone przez ministrę Kluzik, nie przez nauczycieli!) są ponoć po to żeby dzieci były więcej z rodzicami … 😉
To prawda, dzieci nie lubią szkoły, dlaczego? Z dziećmi coś nie tak, czy ze szkołą?
Bo generalnie to lubią się uczyć, są ciekawe świata.
Ja zacząłem się uczyć z przyjemnością jak skończyłem szkoły, wtedy sam sobie mogłem atrakcyjnie naukę zorganizować, uczę się historii, geografii, literatury, o fizykę i biologię czasem zahaczę, ekonomia mnie pasjonuje, dzieci są jakieś inne?
Szkoła w swojej formie je zniechęca.
A kto stoi na przeszkodzie szkole żeby przybrała atrakcyjniejszą formę? Rodzice są przeciw,? uczniowie,? ministerstwo?
To nauczyciele są strażnikami status quo.
Im taka szkoła odpowiada, rodzice winni, że uczniowie nie przychodzą, bo za mało w dupę leją:)))
Szkoła jest instytucją i zawsze będzie uczniom kojarzyć się przede wszystkim z obowiązkiem, niezależnie od tego, ile atrakcji byśmy w niej nie organizowali. Nie wymagajmy od dzieci, żeby wolały szkołę niż dom i bliskich.W domu i z nami dziecko powinno czuć się najlepiej. Żądamy od szkoły, żeby była atrakcyjniejsza od domu. Tak samo jak my powinniśmy się dobrze czuć w pracy, a jednak jakoś lubimy mieć wolne i do pracy nas nie ciągnie. A może powinno?
Tak na marginesie:
„chciałam zorganizować zajęcia przygotowujące do egzaminu gimnazjalnego”
„Chciałam zrobić zajęcia, na których proponowałam gry i zabawy z językiem angielskim,”
Czy gry i zabawy nie przygotowują do egzaminu?
Jak można się przygotowywać do egzaminu inaczej niż ucząc się. Czy egzamin nie jest sprawdzeniem wiedzy z całego okresu nauki?
Nauczyciele mojego syna trują coś o przygotowaniach do testu szóstoklasisty. Na zebraniu im powiedziałem, że rychło w czas się do roboty biorą, pięć lat temu trzeba było zacząć.
Panie Parker, zajęcia w przerwie świątecznej to są zajęcia opiekuńczo-wychowawcze. Nam NIE WOLNO robić nic innego. W podstawówkach świetlice to jeszcze mają jakiś ruch – mają salę, zabawki, gry, panie świetliczanki, posiadające odpowiednie wykształcenie. Ale w liceum czy gimnazjum niestety nie. Proszę pamiętać o tym, że mnie jako nauczycielowi historii NIE WOLNO poprowadzić zajęć z angielskiego (pomimo certyfikatu), NIE WOLNO dać dzieciakom piłki i pograć z nimi w kosza. Jeśli w czasie takich zajęć coś się dziecku stanie ja idę siedzieć. I do pracy w szkole nie wracam bo nie otrzymam zaświadczenia o niekaralności. Mało tego NIE WOLNO mi zrobić zajęć wyrównawczych, bo to jest przerwa świąteczna – czas, kiedy dzieci mają odpoczywać, a nie się uczyć!
To nie jest nasza wina, że ministerstwo wymyśliło dwa tygodnie wolnego. To nie jest nasza wina, że gmina kombinuje jak przyoszczędzić na szkole, bo Pani Minister wymyśliła dyżury, ale kasy na prąd, ogrzewanie, nadgodziny dla etatowych pracowników (którzy mogą sobie wziąć wtedy kilka dni urlopu wg kodeksu pracy) już nie dała. To nie jest też nasza wina, że Pani Minister w czterech województwach zarządziła ferie dosłownie kilka dni po trzech królach, skutkiem czego jest krążąca po necie informacja, że w styczniu uczniowie będą (przy dobrym wietrze) 9 dni w szkole, a w grudniu byli raptem 15 dni. Proszę przeczytać KN, ustawę o szkolnictwie, rozporządzenia oraz podstawę programową; chętnie podyskutuje
Bo to powinno być tak, że są ferie świąteczne, ale świetlica jest czynna. I nie z jedną panią, która pije kawę, tylko zajęcia z nauczycielami dla dzieci rodziców pracujących, nie wyjeżdżających, po prostu chętnych na takowe itp. I szkoła POWINNA do tego zachęcać od 1 Września! żeby nie była pusta, nie 5 minut przed. Nie mówię o feriach zimowych, wakacjach, gdzie nauczyciele powinni mieć wolne od pracy i mają przecież, tylko o tych postrzelanych dniach między świętami. Żeby nauczyciel idąc wtedy do pracy nie czuł, że idzie jak reszta ma wolne, że nie będzie dzieci, bo nikt nie chce posłać, żeby samo nie siedziało i się nie nudziło. Przerwa między świętami jest dla dzieci i ich rodziców, które chcą być w domu, nie dla nauczycieli! Co z tym systemem?
nehebet
Za okupacji też nie było wolno uczyć, a nauczyciele uczyli, więcej ryzykowali.
Historii wolno Panu uczyć?
Kółko hisoryczne wolno poprowadzić?
Do konkursu historycznego uczniów przygotować? Chętnych nie ma?
To co z Pana za nauczyciel jeśli tak ciekawym przedmiotem nie potrafi Pan dzieci zainteresować. WFmanowi wolno turniej piłkarski, siatkarski, pingponga, zorganizować?
Pracownia chemiczna jest, pobawić się z dziećmi w chemię można?
Pani od muzyki pośpiewać z dziećmi może, tańców ludowych pouczyć?
Porysować też zabraniają?
Trzeba chcieć, jak się nie umie pływać, to się mówi, że woda za rzadka:)
Panie Parker,
Niechże Pan wreszcie pojmie, że dzieci nie chcą się uczyć, kiedy mogą mieć wolne. I to nie jest wina nauczyciela. Kiedy mogą mieć wolne, chcą je mieć, a nie sprawdzać na ile ciekawa jest historia albo chemia. Cudu odmieniającego osobowość człowieka pan od nauczyciela oczekuje? W ferie można robić tyle rzeczy ciekawszych niż iść do szkoły! Chyba, żeby tam otworzyć galerię handlową z jej wszystkimi atrakcjami. A i tak pewnie niektórzy woleliby odpoczywać po prostu od miejsca, gdzie codziennie po prostu pracują.
„To co z Pana za nauczyciel jeśli tak ciekawym przedmiotem nie potrafi Pan dzieci zainteresować? ” – to jest argument poniżej pasa.
Odpowiem na podobnym poziomie – Co z pana za rodzic, jeśli nie potrafi Pan w tym czasie zapewnić dziecku odpoczynku w gronie bliskich?
Zapewniam odpoczynek w gronie bliskich, ale ile można odpoczywać?
Dziecko nie potrzebuje odpoczynku tylko aktywności intelektualnej i ruchowej.
I tę też zapewniam, tylko że muszę pracować i jak pracuję, to nie zapewniam a dziecko jak Pani pewnie wie, samo sobie takiej aktywności nie zapewni jak ma komputer, konsolę i telewizor.
I jeżeli nauczyciele nie mają wolnego, to powinni zapewnić w tym czasie pomoc rodzicom w zajęciu dzieci czymś pożytecznym, za mało urlopów, jeszcze w czasie pracy trzeba sobie wolne robić kosztem dzieci? Gdzie moralność, jak można mieć dobry wpływ na dzieci i młodzież prezentując taką postawę?
Wasze argumenty są obłudne i mają maskować zwykłe lenistwo.
No i rozszyfrował mnie Pan…
Ja, leniwa nauczycielka, marzę o tym, żeby uczyć. Nie chcę być opiekunką, zabawiaczką dzieci. Chcę uczyć. Niepotrzebne mi do niczego te przerwy, wystarczą mi czerwone kartki w kalendarzu, tym bardziej, że na wiele rzeczy w szkole brakuje czasu. I urlop taki, jak wszyscy mają i wszystko inne z Kodeksu Pracy też. Czyli 8 godzin dziennie, ale w tych 8 godzinach wszystko – i zebrania z rodzicami, i rady pedagogiczne, i sprawdzanie ćwiczeń i przygotowywanie się do lekcji. Wszystko od 8 do 16. A jeśli nadgodziny, to płatne albo do odebrania.
I święta przypadające w w soboty też do odebrania też. I urlop na żądanie też. Wakacje i ferie nie są mi potrzebne. Jako zwyczajnie i po prostu leniwa nauczycielka chcę uczyć dzieci, a nie organizować im czas w dni wolne od nauki.
Pani by chciała uczyć, nie opiekować się, nie zabawiać, nie wychowywać tylko uczyć.
To w szkole dla dorosłych trzeba się zatrudnić, tam ma Pani szansę spełnić marzenia, dzieci wymagają innego podejścia, gdyby nauczyciele mieli inne, lubiłyby szkołę i naukę.
Co do zatrudnienia na podstawie Kodeksu Pracy, to popieram ale jest Pani osamotniona w gronie.
@parker;
Parkerze, Twoje oczekiwania są tyleż słuszne, co naiwne.
Praktyka zniechęcania, którą zauważyłeś, obejmuje daleko szersze spektrum działań.
Twoje dzieci pewnie zdały już sobie sprawę, że od szkoły i jej personelu nie mają czego oczekiwać a ich przebywanie w niej jest w najlepszym razie stratą czasu. Przeciętny uczeń odkrywa to na przełomie gimnazjum i szkoły średniej, inteligentniejsi lub bardziej świadomi (dzieci roszczeniowych rodziców, takich jak Ty) nieco wcześniej; w szkole średniej prawie wszyscy.
W liceum normalne jest, że uczeń przygotowując się do matury, czy ważnego sprawdzianu rezygnuje z przychodzenia na lekcje. Bo przekonał się na własnej skórze, że więcej skorzysta ucząc się samemu, niż w szkole. Postępujący brak uczniów w szkole zauważył nawet Nasz Gospodarz i pisał o tym, tyle, że on nie wie dlaczego.
Jeszcze niedawno mówiło się o szkole bez uczniów jako o absurdzie; jednym z nielicznych wykraczających poza rzeczywistość. Ale okazuje się, że dla szkoły pole absurdu nie ma granic.
Ale dlaczego dziwisz się?
Jeżeli Ty zatrudniasz (z tego, co pamiętasz prowadzisz własną firmę) księgowego lub sprzątaczkę w tym celu, aby mieć rzetelnie prowadzone finanse i czysto w firmie, to płacisz im za to a ty i oni o tym wiedzą. Jeżeli płaciłbyś im za to, że są (w wysokości określonej przez Departament Rachunkowości oraz Instytut Sprzątactwa z zagwarantowaną coroczną podwyżką i awansem co trzy lata = większą podwyżką), to z całą pewnością miałbyś w firmie brud i vat nie zapłacony w terminie.
A w trzecim pokoleniu ewolucja doprowadziłaby do stanu, gdy księgowy przestałby wystawiać faktury należne (bo po co ma mieć potem problem z liczeniem vatu) a sprzątaczka zamykałaby drzwi do firmy (bo po co klienci mają nieść błoto).
A Ty masz kasę firmy, więc masz płacić. (Ty jesteś burżujem, a kasa firmy to jest taki wielki wór pieniędzy, podobnie jak budżet, prawie bez dna).).
Nie rozumiem dlaczego mam przychodzić i opiekować się nastolatkami.
Oni nie chcą, potrzebują odpoczynku.
Znowu MEN zrobił w konia rodziców i szuka się winnych.
@rebe
„Jeżeli Ty zatrudniasz (z tego, co pamiętasz prowadzisz własną firmę) księgowego lub sprzątaczkę w tym celu, aby mieć rzetelnie prowadzone finanse i czysto w firmie, to płacisz im za to a ty i oni o tym wiedzą”
Proponuję aby dodatkowo, w ramach tej samej pensji. księgowy jeszcze będzie musiał posprzątać, podlać kwiatki, wyprowadzać pieska, robić zakupy itp.
Ciekawe czy dalej będzie zadowolony
@stary; 4 stycznia o godz. 20:16 243351
„Proponuję aby dodatkowo, w ramach tej samej pensji. księgowy jeszcze będzie musiał posprzątać, podlać kwiatki, wyprowadzać pieska, robić zakupy itp.
Ciekawe czy dalej będzie zadowolony”
Ależ będzie.
Jeżeli pozostaniemy w konwencji przytoczonej figury, wygląda to tak:
– Księgowy, dlaczego nie zapłaciłeś dochodowego, dowalili mi karę. I bilans za ubiegły rok nie zrobiony.
– E, tam. Tego się nie da zrobić. Ale wczoraj podlałem kwiatki a dzisiaj idę na spacer z pieskiem. Jak jesteś taki mądry, to sam sobie zrób bilans albo wynajmij korepety…, chciałem powiedzieć, biuro rachunkowe. A mnie nie obrażaj, jestem księgowy.
W pracy nie chodzi o to, żeby pracownik był zadowolony, nigdy nie będzie, bo zawsze można zarabiać więcej a pracować mniej.
To oczywiście nie znaczy, że o satysfakcję pracowników nie należy dbać, chłop jak chce dużo mleka od krowy, musi się o nią troszczyć,i szef w firmie który zaniedbuje pracowników nigdy dobrego zespołu nie zbuduje i będzie skazany na marnych ludzi jak on sam. U mnie w firmie ludzie mają swoje obowiązki ale poza nimi jak przychodzą do pracy, mają robić to czego sytuacja wymaga a nie odwalić swoje i potem dłubać w nosie, mogę księgowemu zatrudnić sprzątaczkę jak nie ma czasu posprzątać i podlać kwiatków ale tylko wtedy, jak ma czas, musi sprzątać sam a i w innych działach pomagać jeżeli jest taka potrzeba. Taka specyfika małej firmy.
Jak w Real Madryt, wszyscy atakują i wszyscy bronią, dlatego to najlepsza drużyna na świecie:)
Od pracowników wymagam zaangażowania w sprawy firmy, dla innych miejsca nie mam.
Panie Parker, ale pan zionie nienawiścią do nauczycieli… Aż strach z panem dyskutować! A ja uważam, że skoro jest pan tak pełny pomysłów na spędzanie czasu przez młodzież, to powinien pan się przyjąć do pracy w szkole! Byłby pan przykładem i wzorem dla wielu! Proszę to rozważyć! I wtedy porozmawiamy o czasie wolnym, o spędzaniu go z własnym dzieckiem, o kreatywności itd. I myli się pan, że pani Kraska jest sama w gronie pedagogów, jeśli chodzi o dni wolne i Kodeks Pracy. Mnóstwo jest nauczycieli, którzy chcieliby pracować wg warunków Kodeksu Pracy, bo wyrzucana przy każdej okazji Karta Nauczyciela staje im ością w gardle. Sama jestem nauczycielką i nie mogę już słuchać tych wszystkich nienawistnych komentarzy. Kto nie pracuje w szkole, ten nie zrozumie. Godziny nadliczbowe, za które nam nikt nie płaci (zebrania, wycieczki, konkursy, rady, dyskoteki) – w której innym zawodzie pracownik pracuje dodatkowo za Bóg zapłać?A kto wie o tym, że długo po zakończeniu roku szkolnego i przed jego rozpoczęciem musimy być dyspozycyjni? A sprawdziany i kartkówki sprawdzane po nocach, bo w szkole nie ma takiej możliwości, a po południu szkoda na to czasu, bo są własne dzieci i mąż? Pani Kraska, brawo, popieram każde słowo.
@Obserwatorka
W wypowiedziach Parkera nie dostrzegam nienawiści do nauczycieli. Dostrzegam raczej racjonalizm.
Nauczyciele, tacy jak Pani chyba nie potrafią zrozumieć człowieka, który racjonalnie podchodzi do waszego zawodu. Zauważyłem, że nauczyciele mają jakby kompleks swojego zawodu – nie potrafią dyskutować na temat swojego zajęcia, nie przyjmują nawet cienia krytyki. Kończy się zwykle tym, że dana osoba „mści się na nauczycielach, bo źle się uczyła”, abo „trzeba było się uczyć i zostać nauczycielem”. Nie biorą jednak kilku czynników pod uwagę. Nie koniecznie oni mają najlepsze wykształcenie – niejednokrotnie ich adwersarze przewyższają ich w wykształceniu czy ciągłym doszkalaniu swoich umiejętności i także w posiadaniu znacznie szerszych horyzontów myślowych. Po drugie – nie biorą pod uwagę tego, że ktoś mógł się bardzo dobrze uczyć w szkole a zarazem dostrzegać bezsens i patologię systemu szkolnictwa w Polsce podtrzymywaną od 1982 roku…
I zgadzam się z opiniami Parkera – obowiązki nauczyciela to nie tylko nauczanie – zgodnie z KN cytując ją:
„Art. 6. Nauczyciel obowiązany jest:
1) rzetelnie realizować zadania związane z powierzonym mu stanowiskiem oraz podstawowymi funkcjami szkoły: dydaktyczną, wychowawczą i opiekuńczą, w tym zadania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa uczniom w czasie zajęć organizowanych przez szkołę;
2) wspierać każdego ucznia w jego rozwoju;(…)”
@oberwatorka
Oczywiście, że masz rację. Gdy niedomaga służba zdrowia mówi się o źle organizowanej pracy. Nikt się nie wypowiada o niekompetencji lekarzy. Gdy niedomaga szkolnictwo winni są wszyscy nauczyciele.
W dużej mierze jest to zasługa ministry, która z uporem maniaka dewaluuje ten zawód. Stworzyła własnymi ręcami (jednak coś potrafi) system nagonki na nauczycieli. Począwszy od wyssanego z palca czasu pracy a skończywszy na telefonach ze skargami do ministerstwa.
Tama się zerwała. Każdy już wie, że belfrzy nic nie robią i się śmigają w pracy. Rodzice przelewają swoje przekonania na dzieci. One przychodzą do szkoły i udowadniają, że ich rodzice mają rację. Nie będą słuchały zakazów, nakazów, próśb od ludzi którzy „nic nie potrafią”. Kółko się zamyka.
Dla mnie sprawa jest prosta. Jak idę do dentysty i on schrzani mi ząb. To ja tego zęba nie będę miał. Tylko ja ucierpię. Do głowy jednak mi nie przyjdzie instruować go jak ma prowadzić wiertło.
@parker
To rozumiem, że twoi pracownicy mają też obowiązek łamania przepisów i narażania się na odpowiedzialność karną i cywilną … 😉 Tak się składa, że akurat w Polsce do wykonywania wielu rzeczy z dziećmi i młodzieżą trzeba mieć kwity, szkolenia itp. itd. Dopóki nic się nie stanie jest OK, ale jeśli dziecku coś się stanie (statystyka jest nieubłagana!), to jego rodzice, choćby dla odszkodowania, wyciągną, że nauczyciel który się dzieckiem opiekował akurat do danej czynności nie miał uprawnień, szkoleń etc. Nawet „stopek” pod szkołą od zatrzymywania samochodów musi (w Polsce!) mieć szkolenie (20 godzin za ponad 1000 zł) i papier …;-)
@Plb
Jak już jesteś wyrywny do cytowania ogólnikowych (bo co to znaczy!) deklaracji intencji to polecam lekturę najbardziej demokratycznej na świecie stalinowskiej konstytucji z roku … 1936. To pod jej rządami i formalnie w zgodzie z nią przeprowadzono m.in. „wielką czystkę” …. 😉
Co to znaczy „rzetelnie realizować zadania” – to co minister w liście napisze nawyprzódki zrobić???
Co to znaczy „wspierać każdego ucznia w rozwoju” – uczniów jest w Polsce około 5 milionów, to jakże to tak każdego. W szkole jakieś 500-1000 – każdego? Każdego, którego się uczy (bywa, że i ponad 500!) – nawet wtedy na jednego wypada tygodniowo 1-3 minuty – ależ się rozwiną ?!;-) Każdego, wbrew niemu i jego rodzicom?;-) (Ludzie różne rzeczy myślą o tym co ich rozwija , a co nie !)
„@ parker
4 stycznia o godz. 9:18 243337
Zapewniam odpoczynek w gronie bliskich, ale ile można odpoczywać?
Dziecko nie potrzebuje odpoczynku tylko aktywności intelektualnej i ruchowej.
I tę też zapewniam, tylko że muszę pracować i jak pracuję, to nie zapewniam a dziecko jak Pani pewnie wie, samo sobie takiej aktywności nie zapewni jak ma komputer, konsolę i telewizor.”
W powyższym komentarzu niepokoją następujące kwestie:
1. Przekonanie, że „dziecko nie potrzebuje odpoczynku tylko aktywności intelektualnej i ruchowej”.
Każdy potrzebuje odpoczynku – zwłaszcza dzieci, które męczą się o wiele szybciej niż dorośli. odmawianie dziecku prawa do tego, by w wolnym czasie – a takim jest czas ferii – pospało dłużej, pooglądało telewizję, pograło w ulubione gry, poleniuchowało nawet trochę, jeśli ma na to ochotę i „katowanie” nieustanną aktywnością intelektualną i ruchową zakrawa na przemoc psychiczną wobec dziecka.
Poza tym – najbardziej naturalnym i przyjaznym środowiskiem dla każdego dziecka jest dom rodzinny i jeśli nie ma takiej potrzeby – tzn. dziecko jest na tyle samodzielne, że może zostać w domu to wysyłanie na siłę i wbrew jego chęci do szkoły – to patologia.
Nawet najbardziej przyjazny, zakochany w swojej pracy i w dzieciach wyidealizowany przez Parkera nauczyciel – omnibus- pasjonat – społecznik nie zastąpi dziecku rodziców. Jeśli zaś jak postuluje Parker dziecko chętniej chodzi do szkoły niż zostaje w domu to świadczy to najczęściej o patologii w rodzinie.
2. Drugie dosyć niepokojące stwierdzenie Parkera jako przedstawiciela niektórych rodziców to przekonanie, że: „dziecko jak Pani pewnie wie, samo sobie takiej aktywności nie zapewni jak ma komputer, konsolę i telewizor.”
Podstawową rolą rodziców jest wychowywać swoje dzieci ( nikt w tej roli rodziców nie zastąpi – żadna, nawet idealna szkoła nie ma szans na rywalizację w tym względzie z normalną rodziną i zresztą bardzo dobrze ) oraz nauczyć dziecko, jak sensownie spędzać i organizować sobie wolny czas. Jeśli rodzice tego czasu z dziećmi nie spędzają, jeśli sami najchętniej po pracy zasiadają przed telewizorem lub komputerem usprawiedliwiając swoje lenistwo zmęczeniem po ciężkiej pracy, jeśli w ogóle niechętnie ze swoimi dziećmi przebywają, bo te dzieciaki takie męczące i zrzucają obowiązek organizowania dziecku czasu wolnego obcym, bardziej „kompetentnym” ludziom i instytucjom – czyli nauczycielom i szkole, to świadczy o braku kompetencji do bycia rodzicem. Należałoby w takim wypadku – posługując się retoryką Parkera – odebrać takim rodzicom prawa rodzicielskie a dzieci oddać do domu dziecka, gdzie wyszkoleni wychowawcy – opiekunowie zorganizują dzieciom czas od rana do nocy.
Poza tym nie wszyscy nauczyciele mają predyspozycje i odpowiednie kompetencje do organizowania czasu wolnego dzieciom i młodzieży – większość raczej nie ma. Czym innym są bowiem zajęcia opiekuńcze dla niektórych, potrzebujących tego uczniów, czego domaga się minister a zupełnie czym innym interesujące zorganizowanie czasu wolnego dla większości uczniów w czasie ferii – czego domaga się Parker.
Nie jest to wcale proste zadanie zwłaszcza w odniesieniu do starszych dzieci oraz młodzieży gimnazjalnej i licealnej.
Tak masz w tym punkcie rację Parkerze – osoby zatrudnione w szkole na stanowisku nauczyciela najczęściej po prostu nie potrafią tego robić – bo też i nie to jest ich głównym zadaniem. Ludzie kończą odpowiednie kierunki studiów, by nabyć tę wiedzę i umiejętności. Tym zajmują się też stworzone do tego celu instytucje typu – domy kultury, ogniska młodzieżowe, zatrudniające kompetentne osoby na stanowiskach wychowawców, instruktorów itp. Ich praca znacznie różni się od pracy nauczyciela.
Poza tym polska szkoła najczęściej „goła” choć może i „wesoła” nie jest przystosowana do zorganizowania dzieciom i młodzieży wolnego czasu. Czym dysponuje szkolna świetlica? Kilkoma planszowymi grami telewizorem, radiem, twardymi krzesełkami i 4- osobowymi stolikami. Więc siłą rzeczy „sprawowanie opieki” sprowadza się do pilnowania biednych dzieciaczków, które musiały w tych dniach przyjść z różnych względów – czasem też niestety z powodu zwykłego patologicznego wygodnictwo niekompetentnych rodziców.
@belferxxx
I to właśnie jest kolejny dowód na to, że KN powinna odejść do lamusa…
@hilda Brawo.
Zapomniałam dodać, że pan Parker chyba nie posiadł umiejętności przebywania ze swoim dzieckiem i organizacji jego czasu wolnego. Biedny dzieciak. Wygląda na to, że jego ojciec najchętniej pozbyłby się go z domu na co najmniej 16 h, także wtedy, kiedy w pełni zasługuje na odpoczynek…
Pan Parker jak zwykle aktywny.Zawsze kontra nauczyciele. Jestem pewna, że szkolne lata były wielką traumą dla niego. Może tak zamiast siedzieć cały dzień przy ” kompie” powinien Pan poświęcić trochę czasu dla swoich pociech. Bo chyba Pana praca nie jest tak wymagajãca ani ważna skoro Pan tutaj ciãgle „dyskutuje”? Kompleksy, kompleksy, kompleksy za Pana zachowaniem się kryją. A tak na marginesie: ciekawe iluż to rodzicöw pozwoli swoim pociechom zostać w domu (lub spędzić z nimi tanie wakacje) do końca tego tygodnia? Z praktyki wiem , że absencja będzie większa niż zwykle. Wszystkiego co najlepsze w rozpoczętym roku.
@ parker
Polecam wysłuchać. Do końca.
http://www.polskieradio.pl/8/3664/Artykul/1339589,Nicnierobienie-jest-tworcze-Wolny-czas-to-wyzwanie-
„@oberwatorka
5 stycznia o godz. 16:16 243370 ”
Nie chodzi o Parkera o jego osobiste postawy wobec własnych dzieci, chodzi ogólnie o pewien rodzaj nierealnych oczekiwań niedojrzałych do roli rodzica ludzi, którzy sądzą, że szkoła i obcy ludzie – czyli nauczyciele wychowają ich dzieci. To nie tylko niedojrzałe i nieodpowiedzialne ale i niebezpieczne z punktu widzenia społecznego zrzucenie odpowiedzialności za wychowanie własnych dzieci na instytucje państwowe.
Przykłady z historii – całkiem świeżej – ideologia komunistycznej DDR, w której robiono wszystko, by wyrwać dziecko spod wpływów rodziców i ukształtować idealnego obywatela komunistycznego państwa. Rodzice „nie idźcie tą drogą”.
Moim zdaniem najważniejszymi osobami mającymi wpływ na ukształtowanie małego człowieka powinni być kochający rodzice. Im więcej swojego czasu poświęcą dziecku – może nawet zmniejszenia godzin spędzanych w pracy nawet za cenę czasem mniejszych zarobków – tym lepiej będzie procentować ten zainwestowany we własne dziecko kapitał w przyszłości. Tego życzę wszystkim zapracowanym „Parkerom „jak najserdeczniej w nowym Roku 🙂
moja 7 letnia córka usłyszała od wychowawczyni, że mama zapisała ją na ŚWIĘTA do szkoły i że będzie sama siedziała. Córka miała straszny żal, zrozumiała, że my będziemy siedzieć przy choince, otwierać prezenty, a ona będzie musiała być w szkole. Popłakałam się, byłam wściekła na nauczycielkę, którą wcześniej uważałam za bardzo fajną osobę i dobrego pedagoga. Nauczyciele jednak tak już mają, dalej niż czubek własnego nosa nie widzą, potrafią skrzywdzić dzieci, żeby tylko dla siebie coś załatwić.
Panie Parker, czy Pan umiesz czytać ze zrozumieniem?
NIE WOLNO w przerwie świątecznej robić zajęć dydaktycznych! Czego Pan w tym zdaniu nie rozumie?
Mój przedmiot i moja osoba jest w mojej szkole bardzo lubiana. Jestem dobrym nauczycielem. A Pan sfrustrowanym pseudo-inteligentem, co wykazał Pan obrzucając mnie błotem, nie nawiązując zupełnie do tego co napisałam.
Nie pozdrawiam
taka @hilda to ma dobrze, jest na etacie i czy jest w szkole czy jej nie ma pensję bierze, więc dzieci w szkole tylko przeszkadzają. Jak czytam takie komentarze „pedagogów” o tym, że kochający rodzic to powinien z pracy nawet rezygnować żeby z dzieckiem być, to nie wierzę, że wy nasze dzieci uczycie, przecież tu ani mądrości żadnej nie ma, ani empatii, zrozumienia sytuacji zawodowej ludzi, którzy pracują w prywatnym biznesie i często na śmieciówkach. Wszystkim nauczycielom, którzy uważają, że jak się pracuje a nie siedzi z dzieckiem w domu to jest się złym rodzicem, życzę aby stracili pracę w budżetówce i poznali smak życia w firmie prywatnej bez socjalu, trzynastki, wakacji, ferii itd. w ciągłej niepewności następnego miesiąca.
@stary; 5 stycznia o godz. 13:06
„Dla mnie sprawa jest prosta. Jak idę do dentysty i on schrzani mi ząb. To ja tego zęba nie będę miał. Tylko ja ucierpię. Do głowy jednak mi nie przyjdzie instruować go jak ma prowadzić wiertło.”
@stary, jeżeli napisałeś tu rzeczywiście to, co chciałeś, to wygląda to tragicznie.
Mówisz, że to tylko Ciebie dotyczy?
Jeżeli rzeczywiście Ci schrzani ząb, a za jakiś czas kolejny, to pójdziesz do niego aby Ci schrzanił następne? A jak Ci będzie chciał wiercić zęba przy zamkniętych ustach, przez policzek, to też ani piśniesz, bo nie ukończyłeś stomatologii?
Tak, dotyczy to Ciebie, ale ząb to najmniejsza szkoda, głębsze w frustracji, poczuciu winy, jeśli nie zwerbalizowane lub nieuświadomione im silniej wyparte tym bardziej destrukcyjne.
Dotyczy też dentysty; jeśli odwala fuszerkę nieświadomie, nie dając mu informacji zwrotnej odbierasz mu szansę na doskonalenie, na rozwój. Jeśli robi to z premedytacją, utwierdzasz w poczuciu bezkarności.
Wreszcie dotyczy społeczeństwa; uwiarygodniasz bowiem patologię, promujesz szkodnika, potencjalny pacjent myśli: jeżeli inni się u niego leczą i są zadowoleni, pewnie jest OK.
@stary; 5 stycznia o godz. 13:06
W dużej mierze jest to zasługa ministry, (…) Kółko się zamyka.
@stary, chyba jesteś miłośnikiem teorii spiskowych.
Czrnoksiężnik rzuca klatwę i wszyscy za nim powtarzają, społeczeństwo (poza nauczycielami) to stado baranów, a dzieci jeszcze głupsze.
Tymczasem wytłumaczenie jest zupełnie naturalne. Kolejność jest dokładnie odwrotna.
Dzieci na początku pytają o to czego nie rozumieją w szkole, pytają rodziców, bo kogo mają pytać? Rodzice się dziwią, ale pytania się mnożą, Dowiadują się od innych rodziców, że pytania są podobne. Zaczynają się spotkania w szkole, rodzice zaczynają rozumieć pytania dzieci. W kolejnych latach, szkołach i kolejnych dzieciach już się nie dziwią. Tylko są przerażeni. Większość ludzi ma dzieci, więc wiedza staje się powszechna. (dociera nawet do ministrów).
@hilda 5 stycznia o godz. 15:53
Ad 1. Dziecko potrzebuje zarówno aktywności jak i odpoczynku. Brak potrzeby tak jednego jak i drugiego powinien niepokoić.
Wypowiedź @parkera rozumiem, jako odniesienie do nadmiaru odpoczynku. U każdej zdrowej osoby przesyt odpoczynkiem wyzwala chęć aktywności.
@hannasz 5 stycznia o godz. 16:59
Wielką traumą dla większości rodziców to są szkolne lata ich dzieci.
I o tym pisze @parker.
A to, co Pani przezywa „kompleksem”, to się nazywa „frustracja”.
@hilda; 5 stycznia o godz. 19:36
Wychowanie to kształtowanie osobowości i nie realizuje się w jednym miejscu; owszem, odbywa się wszędzie tam, gdzie młody człowiek przebywa i nawiązuje relacje.
Zaprzeczanie, że odbywa się również w szkole, zwłaszcza przy wplecionym terminie: „niedojrzałych do roli rodzica ludzi” , jest obliczona chyba na manipulację.
Oczywiście, że wychowanie w zakresie społecznym, w obszarze funkcjonowania w dużej grupie, relacji w takiej grupie, jej formach zinstytucjonalizowanych odbywa się w szkole. Z dwóch powodów: że jest to jedyna taka grupa, w której młody człowiek nieprzerwanie uczestniczy i z racji istotnego wymiaru czasu, jaki w niej przebywa.
Wychowanie odbywa się nie tylko ani głównie przez opowiadanie o (zasadach, normach) ale przede wszystkim przez uczestnictwo w (działającej strukturze).
(najlepiej, gdy wiedza i doświadczenie sa zgodne; w przeciwnym razie niezależnie od innych szkód – teoria przegrywa)
I wychowanie to wygląda tak, że młody absolwent edukacji ma trudności w odnalezieniu się w społeczeństwie, które wyobraża sobie tak, jak się nauczył na przykładzie szkoły. Najlepiej funkcjonują w tym zakresie jednostki, które możliwie wcześnie znalazły środowisko alternatywne do realizacji społecznej (ale to ścieżka dla wybitnych indywidualności) oraz kontestujący szkołę i dzięki temu częściowo uodpornieni na szkolne wychowanie.
Największe szkody ponoszą osobowości uległe.
@rebe
7 stycznia o godz. 12:07 243409
„Zaprzeczanie, że odbywa się również w szkole, zwłaszcza przy wplecionym terminie: “niedojrzałych do roli rodzica ludzi” , jest obliczona chyba na manipulację.’
Nigdzie nie napisałam, że wychowanie nie odbywa się również w szkole. Jest to oczywista oczywistość. Jednak duży większy wpływ będzie tu miało zwłaszcza w okresie dojrzewania jednak bardziej jej środowisko nieformalne – grupa rówieśnicza niż szkoła jako instytucja w postaci nauczycieli. Owszem szkoła ma za zadnie i próbuje je mniej lub bardziej udanie realizować nauczyć współżycia w grupie społecznej nie przeceniałabym tu jednak jej roli. Uważam, że większy wpływ będzie i tak miała rodzina – o ile funkcjonuje prawidłowo i relacje między poszczególnym jej członkami ( rodzice, dziadkowie, rodzeństwo, ciotki, wujkowie, kuzyni itp.) nie są zaburzone lub grupa nieformalna jeśli rodzina jest dysfunkcyjna.
Nie zaprzeczę również, że nauczyciel – wychowawca, który budzi zaufanie i cieszy się autorytetem młodzieży może być w procesie wychowania prawie tak samo ważny jak rodzic. To „prawie ” jednak stanowi olbrzymią przepaść między jego rolą a rolą jaką powinien odgrywać rodzic.
Uważam jednak, że nigdy wychowanie instytucjonalne nie powinno zastępować wychowania przez rodziców. Jako rodzic stanowczo nie życzyłabym sobie, żeby jakaś instytucja, obcy ludzie decydowali o tym, co dla mojego dziecka w przyszłości będzie wartością, a co nie. Dziwię się ludziom, którzy tak niefrasobliwie powierzają innym najważniejsze dla każdego rodzica zadanie – czyli wychowanie własnego dziecka.
Jako rodzic starałam się zawsze – zwłaszcza w okresie dzieciństwa, aby to rodzina była dla moich dzieci najważniejsza i udało mi się wychować dzieci tak, że teraz, gdy są już dorosłe to więzi rodzinne są dla nich bardzo ważne, zawsze chętnie do domu wracają, nie wyobrażają sobie spędzenia świąt poza domem. Jako świadomemu rodzicowi nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby żądać od szkoły, by zajęła się moimi dziećmi w czasie ferii, gdy ja i mąż musieliśmy pracować ( nie zawsze pracowałam w szkole). Jest tyle możliwości które pozwalają dziecku spędzić interesująco czas wolny w domu i na pewno każde normalne dziecko ( oczywiście mam na myśli dzieci samodzielne, w starszym wieku szkolnym – czyli 4- 6 kl. podstawówki i młodzież) będzie wolało zostać w tym czasie w wygodnym domu niż w niedoposażonej zimnej szkole z nauczycielami, którzy nie bardzo wiedzą, co z tymi dziećmi w tym czasie robić. ( O powodach tego stanu pisałam wcześniej)
Jeśli chodzi o młodsze dzieci mogę zrozumieć , że czasami mogą być problemy z zostawieniem ich w domu bez opieki, ale też nie przesadzajmy, że jest to problem na jakąś olbrzymią skalę. Wiele firm – również tych prywatnych miało w tym okresie wolne, można było dzieci zostawić pod opieką dziadków, ostatecznie jedno z rodziców mogło też wziąć 2- 3 dni urlopu – i zostać z tym dziećmi w domu. Wszystko to sprawa priorytetów.
Są jednak rodzice – i to niestety coraz szersze grono – którzy nie potrafią samodzielnie zaproponować dziecku jakiegoś interesującego zajęcia i wolą te dzieciaki „wypchnąć” do szkoły, bo mniejszy kłopot, mniejszy bałagan w domu, wreszcie by mieć czas dla siebie. Tacy rodzice uważają, że całą odpowiedzialność za wychowanie ich dziecka powinna ponosić szkoła, że to państwo w postaci szkoły i nauczycieli powinno zatroszczyć się o zorganizowanie ich dzieciom wypoczynku w czasie wolnym i nikt chyba nie zaprzeczy, że to postawa mocno nieodpowiedzialna, niedojrzała, dla mnie osobiście patologiczna.
Należy współczuć nie tylko takim „niechcianym” dzieciom jak i rodzicom, bo ich postawa wobec własnego dziecka, brak czasu, niechęć do wspólnego spędzania czasu, z pewnością odbije się im w przyszłości co najmniej czkawką.
@rebe:” Najlepiej funkcjonują w tym zakresie jednostki, które możliwie wcześnie znalazły środowisko alternatywne do realizacji społecznej (ale to ścieżka dla wybitnych indywidualności) oraz kontestujący szkołę i dzięki temu częściowo uodpornieni na szkolne wychowanie.” –
To dosyć ciekawe stwierdzenie, zwłaszcza druga jego część, bo z pierwszą się zgodzę. Mógłbyś podać jakieś konkretne przykłady – teoria mnie nie interesuje, bo rzadko ma coś wspólnego z praktyką.
W mojej ponad 20 – letniej praktyce pedagogicznej nie słyszałam nigdy, by któryś z naszych absolwentów z dobrymi wynikami, kulturalny, dobrze przystosowany do reguł panujących w szkole poniósł w dorosłym życiu jakąś sromotną klęskę – stoczył się, wręcz przeciwnie osiągają sukcesy, kończą dobre studia, znajdują dobrą pracę, zakładają rodziny i dobrze odnajdują się w dorosłym życiu.
Natomiast odwrotnych wypadków- uczniów „kontestujących” szkołę i jej zasady – czyli uczniów wagarujących, z problemami w nauce, którzy nie skończywszy szkoły, „stoczyli się” ( skończyli jako alkoholicy, narkomani, złodzieje, przestępcy) znam niestety co najmniej kilka.
rebe
Dziękuję za słowa wsparcia, przerażająca jest jednomyślność we wpisach nauczycieli, obłudne argumenty od których zęby bolą usprawiedliwiające niezorganizowanie zajęć w szkołach w czasie ustawowo pracującym.
Choćby taka ankieta, kto przyjdzie, zamiast kto nie przyjdzie do szkoły, brak atrakcji dla uczniów zachęcających do przyjścia, w żywe oczy potrafią pisać, że prawo im nie pozwala. Już nie mówię, że się powinni wstydzić lenistwa, cóż, wielu z nas jak nie musi, do pracy nie chodzi jak nie lubi swojej roboty, ale nie wstydzić się takiej obłudy?
Czy nauczyciel który nie lubi swojej pracy ma szansę być dobrym nauczycielem?
Przecież uczniowie to też czytają. Potem mają mieć szacunek do nauczycieli, którego ci ciągle się domagają?
Autor się posunął dalej w następnym wpisie, to urzędnicy z oszczędności zamknęli szkoły. Śmieć się, płakać, przecież pisze pod nazwiskiem, i potem z uczniami rozmawia?
Dziwny jest ten świat:)
@parker – zdecydowanie „śmieć”;-)
Zdaje się, że Gekko powrócił tym razem jako rebe. Tyle, że się nie umie trzymać przygotowanych przez najemców nowych instrukcji dla siebie … 😉