Próbne matury non stop
Niektórym uczniom tak się spodobała próbna matura, że chcieliby ją mieć częściej, najlepiej zamiast normalnych lekcji. Każdy przecież może uczyć się w domu, szkoła byłaby od podawania zakresu materiału i organizowania próbnych egzaminów.
Może nie na wszystkich przedmiotach ten system by zadziałał, ale na języku polskim raczej tak. Skupię się więc na nauczaniu polskiego. Uczniowie zapewniają, że tyle, ile trzeba wiedzieć do matury, nauczą się sami z internetu, problemem jest zaprawienie się w boju. Chcieliby mieć więcej próbnych matur, np. raz w tygodniu, ale pod warunkiem, że do dziennika wpisywałbym najlepszy wynik z kilku kolejnych prób. Zgadzam się. Nie po to są próby, aby pognębić młodzież, ale by zaprawić i przygotować do właściwego egzaminu.
Próbna matura trwa prawie cztery godziny lekcyjne. Ponieważ w klasie maturalnej na poziomie podstawowym tyle mam właśnie godzin polskiego, niczym innym nie mógłbym się zajmować. Wyniki omawiałbym na dodatkowej godzinie, którą jako nauczyciel liceum mam obowiązek prowadzić raz w tygodniu dla chętnych. Komu więc mój pisemny komentarz by nie wystarczał, ten przyszedłby porozmawiać na tę dodatkową godzinę.
Może w klasie pierwszej czy drugiej warto prowadzić normalne lekcje i uczyć młodzież, ale w klasie maturalnej powinny być tylko i wyłącznie ćwiczenia, tj. próbne matury non stop. Tymczasem w wielu szkołach jest zupełnie inaczej. Nauczyciele przez dwa lata nie zdążyli zrealizować podstawy programowej, czemu się nie dziwię, więc teraz wciąż uczą, a na próbne egzaminy szkoda im czasu. Jedna próbna matura musi wszystkim wystarczyć.
Komentarze
Daremne żale
Daremne żale – próżny trud,
Bezsilne złorzeczenia!
Przeżytych kształtów żaden cud
Nie wróci do istnienia.
Świat wam nie odda, idąc wstecz,
Znikomych mar szeregu –
Nie zdoła ogień ani miecz
Powstrzymać myśli w biegu.
Trzeba z żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe…
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę.
Wy nie cofniecie życia fal!
Nic skargi nie pomogą –
Bezsilne gniewy, próżny żal!
Świat pójdzie swoją drogą.
Adam Asnyk
Niestety niektórym nauczycielom cały czs się wydaje, że szkoła istnieje po to, aby kogoś czegoś nauczyć 😛
Jak to nie zdążyli?!
Źle zaplanowali.
A źle zaplanowali, bo nie planowali wcale.
Wzięli wydawnicze gotowce i polecieli. W krzaki.
Są na przykład w okresie wojny i okupacji, co i tak jest ogromnym sukcesem mentalno-organizacyjnym.
Informacja zwrotna dotycząca jakości maturalnych próbnych wypocin jest najlepszą drogą do poprawy tejże. Zwłaszcza wówczas, gdy i jakość serwowanych pytań budzi zastrzeżenia. Nieprawdaż?
Podoba mi się idea odwróconej lekcji – zwłaszcza w klasach trzecich. Tak powinno być – owa technika przygotowuje do efektywnego studiowania i bachory łaski nie robią. Dobrze, że same wychodzą z podobną inicjatywą.
Może by tak przewietrzyć „metodyki” i zastąpić „normalne lekcje” naprawdę normalnymi – dla dorosłych już przecież ludzi?
Oto moja wersja wierszyka Asnyka.
Na polskim chyba dużo materiału nie ma
@mpn
Na polskim jest ogrom „materiału”. I to jest grzech pierworodny świadomości polonistycznej. Zarówno tych, którzy planują cały paradygmat, jak i wykonawców (prof. Potulicka nazywa nas technikami od uczenia).
Zamiast rozsądnie segregować i przymierzać „materiał” do realiów, upajamy się jego ogromem i za cnotę poczytujemy sobie niewyrabianie się. Brak kultury planowania, zwykłe olewanie podstawowych obowiązków, tj. nieobecność intelektualnej dyscypliny, wrodzona dezynwoltura, gdy idzie o chęć do debaty i zwykłej wymiany poglądów – oto nasze podstawowe zawodowe niewydolności.
A potem lament, jacy to biedni jesteśmy.
Ale na maturze wystarczy umieć czytać i sklecić jakiś nieodkrywczy tekst na podstawie podanego tekstu. Nawet lektur znać nie trzeba zbyt dobrze
I znowu intrygujące, że tekst Gospodarza, poruszający istotne i fundamentalne wyzwania i rozterki belfrów, do których dociera świat realny, nie cieszy się zbyt wieloma komentarzami.
Tym bardziej, że takie wpisy są równie rzadko zamieszczane, jak rzadko sugerują (także formą) autentyzm rozterki, jej przeżycia i refleksji.
Tymczasem, jeśli @Szczepan, to nauczyciel (a nie „Nauczyciel”), to trudno o lepszy, niż Jego komentarz i zrozumienie „co jest grane” – ze strony belfra.
Zdaniem innych, „szkoła powinna czegoś uczyć”, cholera – tylko nie „Nauczycieli”. Dla nich szkoła jest areną pogoni za króliczkiem (oczywiście bez wstawania zza ekskatedry).
Młodzież, ta wspomniana we wpisie, oczekuje natomiast (zgodnie z autentyczną psychologiczną potrzebą uczących się) pasztetu z króliczka.
Ale, oczekiwany w finale starań edukacyjnych pasztet, byłby końcem pogoni i fruktów, jakie można, na tej belferskiej via mala, uzbierać.
Więc pogoń spełnia rolę pasztetu i tym karmi szkoła młodzież,
Niestety, serwując wysmażony tym sposobem „pasztet”, drugiej kategorii świeżości i 1-szej nieprzydatności do spożycia, całemu społeczeństwu.
Praca bez wyniku demoralizuje, wynik osiągany bez pracy debilizuje, nihil novi.
Novum, że nasze belferstwo potrafi połączyć to dwa w jednym.
Nic dziwnego, że tak rozumianą „maturę” trzeba będzie wkrótce przenieść do elearningu, a w szkołach zorganizować campusy reedukacji belfrów do życia w społeczeństwie.
@mpn
To się skończy – nowa matura przeorze ów stereotyp maturalny. Jeśli oczywiście nie zniszczymy w zarodku nowej zasady egzaminowania.
@Gekko
Tak, ma Pan rację: by uczyć kogoś, trzeba uczyć się samemu. Dotyczy to nie tylko przedmiotowej merytoryki.
W systemie funkcjonuje segment odnoszący się do doskonalenia zawodowego nauczycieli, ale został tak pomyślany, że skwapliwie omija istotne braki naszego fachu i stosuje pozłotkę w rodzaju czterogodzinnych „poinformowań o”, które to poinformowania wielu nadętych belfrow albo irytują, albo nudzą. Często nie bez podstaw. Dyrektorzy bowiem dość autorytarnie traktują sposób planowania owych szkoleń i nie zawsze uzgadniają ich treści z RP.
Najbardziej groteskowo wygląda to pod koniec roku, gdy nagle lawinowo rośnie zainteresowanie dyrektorów, by szkolić Rady – w przeciwieństwie do zainteresowań samych Rad.
Nauczyciele rzadko wychodzą z inicjatywą dotyczacą doskonalenia się wg istotnych dla nich potrzeb. Przecież z zasady wszystko wiedzą i są na bieżąco!
Impas ma się dobrze, a inicjatywy w rodzaju pieniądze z Europy jeszcze bardziej zdewaluowały i skompromitowały system doskonalenia się. Zepsuły też rynek usług edukacyjnych. Dramatycznie zepsuły!
Wiele szkoleń to z kolei maratony wyniszczające psychicznie nauczycieli; mają one (owe maratony) charakter akcyjny (pieniądze trzeba wydać) a przynoszą opłakane skutki. Który nauczyciel bez złości wytrzyma miesięczne szkolenie np. trzy razy w tygodniu w czterogodzinnych sesjach? Zdarza się, że tematyka owych szkoleń niespecjalnie interesuje dyrekcję – wszystko ma się zgadzać w papierach.
Nie wypracowaliśmy kultury doskonalenia zawodowego, dominuje doraźność. Rzadko traktuje się serio podobne szkolenia, a system nie wypracował naprawdę efektywnych sposobów doskonalenia kadr nauczycielskich. W mętnej wodzie wychodzą najlepiej na całej sprawie – pośrednicy.
Zważywszy na fakt, iż uniwersytety umyły ręce i w większości nie troszczą się o nauczycieli z długoletnią praktyką (metodyki są w dramatycznym odwrocie na wielu uczelniach), ster przejęły Wydawnictwa oraz nieliczne organizacje dobra publicznego.
Wszystko to jest jednak słabo skoordynowane i działa akcyjnie.
Co gorsza, nikt nie zamierza tej stajni Augiasza posprzątać!
@Gekko; 14 grudnia o godz. 20:32
Szanowny Gekko; celem procesu edukacyjnego jest przeprowadzenie „nauczanych” ścieżką awansu edukacyjnego.
Do uwiarygodnienia tego procesu służą w szczególności techniki przejścia na kolejny szczebel (tzw, matury, kompetencje etc.). Należy je przeprowadzić wg takich zasad, aby podnieść poczucie wartości „uczących” (oczywiście w ich własnych oczach). Gładkie przechodzenie ze szczebla na szczebel znakomicie temu służy.
Wg teorii spiskowych problemem jest zakończenie ostatniego odcinka drogi, gdyż kończy się ona przepaścią. (styk ze światem zewnętrznym). Ale w ten świat mało kto z „uczących” wierzy.
P.S. Przypowieść o króliczku zbyt skomplikowana dla goniących króliczka.
@Szczepan
Od sprzątania tej(!) stajni Augiasza jest niestety wyłącznie MEN i jego zwierzchnicy (być może w innym składzie;-)], bo tylko zmiana wytworzonych przez tę instytucję dysfunkcjonalnych mechanizmów, regulacji prawnych, instytucji wraz z kadrami i paradygmatów edukacyjnych może tu cokolwiek zmienić! Nauczyciele wraz z dyrektorami (pomijając oczywisty margines Wallenrodów-buntowników antysystemowych!) błąkają się po prostu w zaklętym kręgu nie przez siebie stworzonego świata, na który nie mają wpływu … 🙁
@belferxxx
Nauczyciele są coraz bardziej biedni. Ich podmiotowość równa się zeru, działają pod presją wielu szkodliwych dla dydaktyki, często absurdalnych czynników. Często ma to kształt hasła: jeden podręcznik, jedna metodyka, jeden styl nauczania.
Nauczyciele bardzo często są biedni na własne życzenie lub tego życzenia brak, czyli na skutek wygodnej bezwolności i – strach powiedzieć – wygody.
Szkołą rządzi bowiem urzędnik i – niestety – domorosły polityk w tzw. organie. Dyrektor – jak to dyrektor. Pływać musi; albo „lawirować pomiędzy”. Merytorycznie bywa zawsze do tyłu, bo… Wybory dyrektorów mają wciąż charakter koniunkturalny, nie chcę powiedzieć – polityczny.
Przecież wszyscy to wiemy. Idiotami nie jesteśmy!
@Szczepan
>Przecież wszyscy to wiemy. Idiotami nie jesteśmy!<
Ale taki Gekko nie wie albo …, udaje, że nie wie, jak to płatny troll … 😉
@ Szczepan
Ma Pan rację, dokładnie tak jest. Co ciekawe, to jest dość typowy mechanizm degenerowania systemowego, wcale nie wyłączny dla systemu edukacji. Innymi słowy – choroba znana, lekarstwa także, tyle że chory na leczeniu może wyłącznie stracić. Oczywiście w mniemaniu chorego, szczodrze za to chorobowe opłacanego.
I tak sami chorzy gaszą ew. realne reformatorskie terapie swą masą i władzą (siła tzw. kupy uwłaszczonej).
Jest jeszcze jeden aspekt; żaden, nawet najzdrowszy system nie pojedzie na takim paliwie jakim jest skutek wieloletniej i postępującej selekcji negatywnej do zawodu. Tym materiałem nic się na dobro nie przerobi, trzymając się belferskiego żargonu.
Pozdrawiam i życzę odwagi przebywania na tym blogu.
– – –
@ rebe,
Pan dodaje słuszne addendum do obrazka sprokurowanego p/Szczepana, IMHO.
Jeśli chodzi o zjadliwość metafor i pasztetów, Pan też trafnie; ja staram się pichcić tak, aby przemknęło przez środowiskową cenzurę, dzięki hermetycznej pokrywie serwowanej puszki 😉
Tym sposobem kąsają jakieś cudaczne Gekko, a nie zawartość. Kto rozumie, wie co ja piszę, a ja wiem, że na belferskim blogu to się powinno pojawić.
Pozdrawiam.
@belferxxx 14 grudnia o godz. 21:48
… a dokąd tego nie zrobi (on, men), dokąd mu nie pozwolimy (nie damy naruszyć ani guzika naszych praw przyrodzonych) mamy luuuuuuuuuuuuzik.
Alias:
Za wszelkie zbrodnie drugiej wojny światowej to Hitler jest odpowiedzialny; a reszta od Goebbelsa do szeregowego ss-mana tylko wykonywała rozkazy.
Alias:
Na cóż społeczeństwu nauczyciel, który cyt. „[na świat] nie ma wpływu” a nie mieć wpływu uczy innych.
Alias:
Historia powiada, że bywali nauczyciele w rozmaitych działających „mechanizmach i regulacjach prawnych” a pozostali nauczycielami a nie golemami robiącymi krok w stronę, w którą się ich popchnie i czekającymi na następny kuksaniec. Byli pod zaborami, byli w czasie okupacji. Z jakiejś innej gliny musieli być stworzeni.
@rebe
>Historia powiada, że bywali nauczyciele w rozmaitych działających “mechanizmach i regulacjach prawnych” a pozostali nauczycielami a nie golemami robiącymi krok w stronę, w którą się ich popchnie i czekającymi na następny kuksaniec. Byli pod zaborami, byli w czasie okupacji. Z jakiejś innej gliny musieli być stworzeni.<
1.Polska ponoć nie jest pod okupacją ani pod zaborami czyli w sytuacjach nadzwyczajnych, więc powodów do heroizmu brak.
2.Historia "nieco" upiększa – jaki był procent tych "z innej" gliny? 😉 Świadomie napisałem o "marginesie Wallenrodów antysystemowych" – są tacy.ale to margines właśnie… 😉
3. Państwo Podziemne płaciło(!) za tajne nauczanie, tym niemniej brało w nim udział do 10 tysięcy nauczycieli zaledwie!
W warunkach nadzwyczajnych ludzie (sporo!) zachowują się nadzwyczajnie, ale oczekiwać od nich na codzień, w warunkach normalności, by nie myśleli o własnych potrzebach i potrzebach swoich rodzin jest aberracją … 😉
@belferxxx; 15 grudnia o godz. 9:29
1. Smutne jest to, że Pan uważa normalność za heroizm a wykonywanie swoich zadań społecznych za nadzwyczajność.
(Nb uważa Pan sytuację w świecie tzw edukacji za normalną, czy nienormalną, bo jakoś nie może się Pan zdecydować i używa Pan sprzecznych twierdzeń w zależności od potrzeby retorycznej)
2.Teza, że z faktu wykonywania swoich obowiązków w warunkach nadzwyczajnych wymagających heroizmu wynika, że w warunkach normalnych nie ma przesłanek aby te obowiązki wykonywać jest zupełnie nielogiczna.
3. Gdyby zaprezentowany przez Pana sposób postrzegania świata był obowiązujący w paleolicie, pewnie zjedlibyśmy właśnie ostatniego mamuta. Gołymi rękami. I w poczuciu krzywdy, że nikt nam nie kazał gładzić kamieni.
Jak to mówią: aberracja aberracji nierówna. Dlaczego nasza jest tak bardzo, hmmm – przyziemna? Belfry przecież jesteśmy, do krzewienia idei różnych powołani, nie do ochrony wątpliwego i coraz bardziej wulgarnego status quo! Stan zaboru nigdy nie mija, zmienia tylko oblicze, kształt i poziom wyrafinowania. Od tego jesteśmy, by hipokryzję, sofizmat, fanatyzm, ideologiczne wmówienie i zwykłą głupotę (naszą także) zamieniać na wysiłek doskonalenia się, zmieniania świata na lepsze, czynienia in spe dobra. Budowania uczuć solidarnych.
A że płacą nam za to? Powinni. Lekarzom na ten przykład nie płacą?
Ironizuję? A może idealistyczny głupiec jestem?
W pewnym roku (o roku ów!) usłyszałem i przeczytałem, że pora zrezygnować z etosu. Nasz zawód jest jak każdy inny: ma dawać przyzwoite profity, przyjemność i prestiż budowany na profesjonalnej sprawności. Do czego to doprowadziło, widzimy i w naszym środowisku i – u lekarzy też :-(.
Taplamy się więc w egoizmie, ulegamy koniunkturalnie sile symbolicznej stojących od nas wyżej w hierarchii, podporządkowujemy z ochotą pomysłom innych, pod warunkiem, że czynią nasze życie wygodniejszym.
Rzadko też falsyfikujemy nasze działania dydaktyczne, nie porównujemy z pracą innych, ponieważ boimy się pokazać swoje wątpliwości, boimy się krytyki, bo przecież wiemy wszystko najlepiej.
Wychowujemy pokolenia dokładnie takie same, jak my.
Panie Szczepanie,
ambaras w tym, że we współczesnym świecie cywilizowanym, ethos profesjonalisty wcale nie wymaga wyboru: byt albo powołanie, pragmatyzm albo misja…
Jest wręcz przeciwnie!
Tyle, że publiczne środowisko nauczycielskie (i nie tylko, każde uwłaszczone na państwowym etacie w takim kraju, jak nasz), będąc, de facto, beneficjentem chorego systemu, usilnie konserwuje fałszywy konflikt paradygmatów, redukując dysonans poznawczy kosztem postępującej powszechnej (a jakże) degradacji edukacyjnej.
Taka to poetyka i fizjopatologia organizacji zdegenerowanych i ludzi uwikłanych.
A wokół toczy się normalne, zdrowe życie – zapraszam 😉
Życzę dużo zdrowia i sukcesów, z dala od magmy!
@ rebe (15 grudnia o godz. 10:14)
Trafiony – zatopiony.
Niestety, system utrzyma na powierzchni nie takie nawet, jak ten ustrzelony, dryfujące bąble mentalnego zaduchu…
Pozdrawiam.
@Gekko
Może się starzeję, ale uważam, że wymaga. Zwłaszcza w przypadku niedowładu lub patologii systemu.
Profesjonalizm jest znamieniem – po Witkacowsku – sprawnego technokraty. To trochę mało jak na bycie belfrem. Naciskanie guziczków, sprawność projektowa, liczenie (materialnych) zysków nie wystarcza w belferskim fachu. Jest punktem wyjścia do budowania czegoś więcej.
Technokrata buduje, by zaraz modyfikować bądź burzyć w imię doraźnego, najczęściej ekonomicznego, celu.
A belfer? Też ma tak robić? Otóż tak robi, więc mamy, co mamy.
To jest wg Pana owo zdrowe, normalne życie?
Pozdrawiam Pana równie ciepło.
Panie Szczepanie,
i znowu w tym szkopuł, że cywilizowanego profesjonalizmu się nauczycieli nie uczy, nie wymaga, a wręcz – deprecjonuje. Systemowo i środowiskowo.
To pojęcie funkcjonuje jako mit, a nie realna kompetencja (co Pan słusznie, choć może niezupełnie świadomie, ilustruje).
Nie chodzi przecież o technokratyzm, ale o harmonię selekcji, motywacji, kompetencji i zarządzania wynikiem – u nauczycieli i wobec nauczycieli (a także lekarzy, policjantów, kolejarzy, etc).
Czyli stworzenie polityki, warunków i zasobów realizujących cele strategiczne Państwa wynikające z potrzeb i ambicji społecznych.
Nasze Państwo tymczasem jest głową w PRLu a nogami w PGRze – i takie też kadry i wyniki produkuje.
Udział w tym kadrowym rezerwacie nie jest jednakże przymusowy, stąd każdy wchodzi na własną odpowiedzialność (i ją współponosi), a wyjście nie wymaga paszportu.
Było o tym na blogu niemało rozważań (pro i contra takiemu obrazowi).
Ja tylko chciałbym przypomnieć, że dopóki w systemie publicznego dostępu do zawodu, ani nauczycieli się nie uczy …uczenia , ani też wchodzący nie mają nawet świadomości na czym polega ich niekompetencja w tym względzie, tak biadania nad losem „nauczyciela” nie umiejącego uczyć, ani złorzeczenia na system, który się współtworzy i z niego korzysta, są czystą, cyniczną obłudą. W najlepszym razie – nieświadomą niekompetencją na usługach oportunizmu.
I właśnie to podejście system publicznego etatyzmu wynagradza, a odszczepieńców karze rękami ich własnych kolegów (ukłony dla xxx).
Tak oto powstaje dylemat – próbować zdawać maturę, aby uczyć – czy uczyć na „normalnych lekcjach”, aby udawać, że zdawać.
Wyjście znajduje się w każdym murze budynku publicznego (napis: exit).
Pozdrowienia z szacunkiem.
@Gekko
Jak widzę, chodzi nam o to samo (tekst wytłuszczony przez Pana), wyłuszczany jest również przeze mnie.
Moje obawy mają charakter, że tak powiem – „ekologiczny”, z tego raczej miękkiego jego wydania ;-). Chodzi o stosunek do państwa rozumianego jako zobowiązania instytucjonalne i personalne. Póki co, wielu z nas uwłaszcza się na państwie, a nauczyciele wcale w tym procederze nie przodują.
Mimo to, a może właśnie dlatego, mają wręcz humanistyczny obowiązek ratować technokratę i siebie samego przed zbydlęceniem.
Ale to już moje fumy i pretensjonalność.
Pozdrawiam.
@ Szczepan,
…e tam.
Przodują! – 600 tysięcy luda, a przymusowych wychowanków – co rok w milijony.
I to jest właściwa skala i wymiar problemu.
Pana komentarze, jak z innego im świata, problem tylko uwypuklają.
Mimo to, i właśnie dlatego, że w tym środowisku, jakiekolwiek obowiązki to już tylko ekologiczny miękisz, do wyciśnięcia.
Niemniej, podzielając Pana opinie, nadal uważam, że jest dość przestrzeni do krzewienia edukacji „na twardo”, mniej kosztownej i bardziej społecznie pożytecznej, niż wegetacja za cenę uwłaszczenia.
Ukłony 😉