Wyścigi szóstoklasistów
Godzinę mieli uczniowie na rozwiązanie 26 zadań w dzisiejszym sprawdzianie szóstoklasistów. W tym trzeba było przeczytać z uwagą pełną stronę tekstu prozą oraz wiersz, a także napisać ogłoszenie i – co wymaga czasu – wypracowanie pt. „Co dwie głowy, to nie jedna”. Wszyscy narzekali na brak czasu.
Poprosiłem znajomego dziennikarza, aby rozwiązał test i napisał wypracowanie (zob. test). Potrzebował 38 minut, pięć minut na przeczytanie, po prawie minucie na zadanie i dziesięć na napisanie dwóch tekstów. Trwałoby to jeszcze dłużej, ale kolega zrezygnował z końcowej korekty. Trudno, niech poprawia ktoś inny. Jeśli doliczymy korektę (10 minut), wyjdzie nam prawie 50 minut. Gdy doliczymy stres egzaminacyjny, potrzebujemy już pełnej godziny. Tzn. tyle potrzebuje zawodowiec, człowiek, który żyje z pisania. A ile potrzebuje 13-letnie dziecko?
Dzisiejszy test przekonuje nauczycieli ze szkół podstawowych, że powinni uczyć dzieci pisania po łebkach, byle jak, byle szybko. Liczy się bowiem tempo, nie jakość. Taki styl pracy wchodzi w krew. Trudno potem oduczyć dzieci pisania na czas. Gdy w liceum organizuję dwugodzinną pracę klasową, okazuje się, że dla większości uczniów to za długo. Prawie nikt nie pisze do końca, a niektórzy już po 30 minutach oddają wypracowania. Gdy kręcę nosem, że teksty są płytkie, banalne, wręcz puste, uczniowie zwracają mi uwagę na istotną zaletę: zostały szybko napisane. A chyba to liczy się najbardziej.
Komentarze
Po co w ogóle te testy? Ktoś mi wytłumaczy? Przecież i tak do gimnazjum dziecko musi zostać przyjęte.
Po co te stosy papierów pakowanych zgodnie z instrukcjami w przeróżne koszulki i koperty? Czyżby nasze Państwo miało nadmiar środków finansowych do wydania?
Wyścigi szóstoklasistów sprawdzianem profesjonalistów?
Cytat A:
„Dzisiejszy test przekonuje nauczycieli ze szkół podstawowych, że powinni uczyć dzieci pisania po łebkach, byle jak, byle szybko. Liczy się bowiem tempo, nie jakość…”
Cytat B:
„Piszący sprawdzian musieli się wykazać także np. rozumieniem pojęcia czasu…
Większość uczniów, z którymi po sprawdzianie rozmawiali dziennikarze PAP, ocenili jego poziom jako łatwy.”
Pierwsze zdanie to cytat z przygotowującego młodzież profesjonalisty. Niestety, tylko w manipulowaniu nieuprawnionymi wnioskami – z kompetencji własnych?
Drugi cytat to opinia profesjonalistów – dziennikarzy PAP o tym, co różni profesjonalizm celów zadania (m.in. rozumienia pojęcia czasu!) i podmiotów egzaminu (w opinii uczniów był to egzamin łatwy) , od bezradności ignorantów na belferskich stołkach.
A przecież profesjonaliści dziennikarstwa, jak wynika ze wpisu Gospodarza – nie mylą się.
No chyba, że profesjonalizm dotyczy tylko znajomych.
Takie to belferblogowe rozumienie pojęcia czasu – czasu profesjonalizmu znajomych osób wspierających fachowość w kręceniu znajomych wniosków?
Autorzy testu, chyba dawno z uczniami nie pracowali.
Szkoda gadać.
Od przyszłego roku będzie 80 minut.
Choćby było i 180 minut, niczego to nie zmieni. Oprócz pozycji nasiadowych 😉
MÓJ SYN POSZEDŁ NA SPRAWDZIAN Z OSPĄ,PO CHOLERE TE SPRAWDZIANY,JAK I TAK PÓJDĄ DO GIMNAZJUM,NAUCZYCIELE TEŻ POWINNI GO NAPISAĆ,BRAKŁO BY IM CZASU.
„Ostatecznie zbudował swój ?mówiący telegraf?. Była to mała drewniana skrzyneczka, wewnątrz której Bell umieścił magnes z kilkoma nawiniętymi zwojami drutu. W pokrywie skrzynki znajdował się niewielki otwór przykryty krążkiem cienkiej blachy żelaznej. Nad skrzynką umocował tubę z
grubego kartonu przypominającą muszlę uszną. Wyglądało to jak ucho zdolne do odbioru dźwięków. W taki sam sposób Bell zbudował przyrząd wydający dźwięki, połączony przewodami z ?uchem?. Tak więc odbiornik, jak i nadajnik były w tym urządzeniu takie same. Kiedy już wszystko zmontowano i sprawdzono, Bell z pomocnikiem Watsonem
przystąpił do pierwszej próby.”
Niekompetentny autor testu dla szóstoklasistów nie wie, jak wyglądał PIERWSZY DZIAŁAJĄCY model telefonu Bella. Skąd ma wiedzieć? Jemu też nikt nie pokazał, przecież kształcił się w pszenno-buraczanej czyli w kraju, w którym nikt dzieciom nie pozwala zbudować takiego modelu w klasie i samodzielnie go wypróbować. Za skomplikowane!
Za drogie!
Ale na tableciki, laptopiki i na tablice interaktywne forsa będzie.
Kto na tym technicznym wygwizdowie kiedyś w szkole zrobił z uczniami model wodnego przetwornika oporowego według wzoru Gray’a a nie żadnego Bella? Przetwornika, który Bell ukradł („wypożyczył”) aby wogóle móc zademonstrować działanie swojego pomysłu telefonu?
Gdzie tam był jakiś magnes? Jakieś „nawinięte zwoje drutu”?
O czym autor testu nastolatkom tutaj truje?
Nie lepiej przepisać książkę telefoniczną? Do testu się nada. A fakty? A co tam kogoś obchodzą jakieś techniczne szczególiki, panie kochany! My se w pszenno-buraczanej wszystko kupimy od Koreańczyków i od Chińczyków!
Zresztą ten opis „magnesu z kilkoma nawiniętymi zwojami drutu” co ma niby opisywać? Nawet jeśli już przejdziemy do porządku nad banialukami, iż miała to być „pierwsza próba”
to czy autor testu widział kiedykolwiek jak współczesny głośnik jest zbudowany? Rozebrał na kawałki chociaż jeden? Przyniósł swoim uczniom do klasy ze dwadzieścia starych głośników i pozwolił im je porozbierać na kawałki?
Jakoś nie mogę skupić się nad rozważaniami czy czasu było za mało czy za dużo gdy pomyślę, że dzieciaki karmi się technicznymi nieściłościami.
Gospodarzu, czy nie mógłby Pan wreszcie przestać publikować komentarze Eltoro vel Gekko vel czort wie kto jeszcze? Ani one konstruktywne, ani mądre, a za to toksycznie jadowite. Lektura bloga staje się przez nie jak spacer w parku, który jest ładny i zielony, ale przy alejkach smierdzi g…nem. Mam juz dosyć przebijania się przez jad Eltoro, żeby dotrzec do komentarzy, które naprawdę cos wnoszą. Coraz rzadziej odwiedzał przez to bloga (może Eltoro właśnie o przepłoszenie ludzi chodzi?) i być może nie jestem w tym odosobniona. Czy naprawdę warto pozwalac na tworzenie tu szamba w imię idealistycznej pojętej wolności słowa?
Ten stan nauczycielski to jakaś tragedia…. nie mam wątpliwości ze żadna z tych pań nauczycielek nie wyrobiłaby w tym czasie / człowiek a zwłaszcza tak młody musi trochę pomyśleć / wszak nie jest małpą
Ponieważ okres egzaminów, a w ostatnich miesiącach,otrzymałem sporo zapytań o szkolenia dla nauczycieli, postanowiłem przynajmniej część udostępnić na you tube i na stronie internetowej. Życzę miłej lektury oraz inspiracji w pracy własnej.
http://www.youtube.com/watch?v=AUr0VTwzJPU
http://www.krzysztofcywinski.pl/
Atenko, przyłączam się do apelu 🙂
Atenko, Emilio,
proszę o więcej łagodności dla mających odmienne zdanie. Mam wrażenie, że Eltoro to mój własny Cień – w rozumieniu C. G. Junga, dlatego toleruję jego jadowite komentarze. Nie mogę Go traktować jak realnego partnera do dyskusji, gdyż cokolwiek napiszę, zawsze wbija szpilę, wręcz czyha, aby dokuczyć. Albo to mój Cień, albo zemsta po latach za to, że odbiłem mu dziewczynę. Niech się chłop trochę wyżyje, skoro musi w ten sposób.
Pozdrawiam
Gospodarz
Nikt w całej Polsce nie zwrócił uwagi na bajkopisarstwo autorów testu? Nikomu nie chciało się poszukać w necie fotografii oryginalnego wpisu Bella z 10 marca 1876 w jego laboratoryjnym notatniku? Przecież to wszystko jest od nas w odległości kilku kliknięć myszką!
Skutkiem takiego lekceważącego podejścia jest równoznaczność nauk religijnych, fantastyki i fizyki. Skoro przedmiotem testu może być błędna historyjka udająca opis historycznego wydarzenia to nie dziwmy się potem, że Polacy tak samo potraktują opowieści o Harrym Potterze, św. Piotrze i Grahamie Bellu.
Zamiast doświadczeń wystarczy wiara! Chyba, że w polskiej szkole nie mówi się o Bellu nie mówiąc już o robieniu eksperymentów!
Czy ktoś czyta te testowe historyjki pod kątem ich prawdziwości?!
**http://lcweb2.loc.gov/cgi-bin/ampage?collId=am-reas&fileName=trr002page.db&recNum=21&itemLink=http://www.loc.gov/exhibits/treasures/trr002.html&linkText=9
Proszę sobie sprawdzić obraz numer 22.
Amerykanie, na swojej RZĄDOWEJ stronie nazywają takie informacje SKARBAMI BIBLIOTEKI KONGRESOWEJ.
No ale oni umieścili te zbiory w galerii, którą nazwali REASON.
Polsa szkoła nie zna tłumaczenia na język polski tego słowa.
Jeszcze raz: Nikt w całej Polsce nie zwrócił uwagi na bajkopisarstwo autorów testu?
Co roku słyszę bardzo zadowolonych młodych „łatwizna była, normalnie jak dla szkół specjalnych” i bardzo niezadowolonych dorosłych, którzy uważają, że było trudno.
Może pora docenić nasze dzieci. Może pora popatrzeć krytycznie na siebie- jak wiele podstawowych umiejętności po prostu zapomnieliśmy. Ja miałam problem z siatką prostopadłościanu choć geometria była moją mocną stroną. Była- ćwierć wieku temu, od tamtej pory nie miałam z nią do czynienia wcale (no może obwód koła żeby spódnicę w klosza uszyć i obliczanie ilości glazury).
Ja bez umiejętności np. obliczenia wysokości trójkąta lub wiedzy co to jest czasownik nieprzechodni JUŻ mogę się obyć, ale dziecko, które musi wejść na nast. etap edukacji nie może.
Gospodarzu,
Odmienne zdanie potrafię szanować, ale jeżeli jest wyrażone w możliwy do strawienia sposób. Pański blog był przez długi czas miejscem, w którym mozna było odpocząc od wszechobecnego trollowania i poczytac sensowne i kulturalne wypowiedzi, które wnoszą cos do dyskusji. Wypowiedzi Eltoro do takich nie należą. Czy znane jest Panu powiedzenie „zły pieniądz psuje dobry pieniądz”? Ta sama zasada odnosi się do blogów i komentarzy do nich. Nie będę Panu doradzać, jak prowadzić swój blog i pobudzać jego klikalność, mam tylko nieśmiałą nadzieję, że tolerowanie Eltoro nie jest powodowane chęcią zwiększenia tejże klikalności poprzez wzniecanie kontrowersji. Pewnie jeszcze troche tu wytrzymam, bo lubię Pana czytać, ale jeśli posty Eltoro nadal będą go pstrzyć jak psie kupy trawnik, to trudno, pewnie przyjdzie mi poszukać bardziej przyjaznego otoczenia.
@ Dariusz Chętkowski, 1 kwietnia o godz. 21:51
–
Rzut kupą z okna na trawnik, czyli wyścigi gogiczne w profesjonaliźmie ?
Panie Gospodarzu,
jeśli obraźliwa skatologia jest przez Pana akceptowana jako obowiązująca norma relacji belferstwa ze światem, to oczywiście służę w rewanżu odpowiednim poziomem wpisów, po co pańcie maja cierpieć na niepojętość…:)
Ma Pan absolutną rację, Eltoro odnosi się (w każdym pierwszym w dyskusji poście) dokładnie i tylko do tego, co Pan literalnie napisał.
Tyle, że ze zrozumieniem (niedostępnym burastym pańciom uwłaszczonym na belferstwie), ale za to banalnie powszechnym poza pokojem gogicznym.
Dla tego typu pokupnej poetyki belferskiej, jak skierowanej do Eltoro przez pańcie-przekupy , są w słowniku wyrazów obcych miejsca wygumowane 😉
O kondycji belferstwa, o jakiej ono myśli, że skrywana pod etatowymi szatkami, najlepiej świadczą właśnie takie kupki nieszczęścia, jak sadzone w komentarzach osób kupczących rzekomym belferstwem, na tym blogu.
Cieszę się więc, że dopuszcza Pan taką retorykę – będę się starał lepiej sprostać poziomowi standardów belferbloga.
–
A tak apropo meritum, abstrahując od udręki dziewczyn utraconych przez Pana:
Proszę rozwinąć i uzasadnić myśl Autora, dowodząc że nie jest żartem primaaprylisowym:
W jaki sposób „…dzisiejszy test przekonuje nauczycieli ze szkół podstawowych, że powinni uczyć dzieci pisania po łebkach, byle jak, byle szybko. Liczy się bowiem tempo, nie jakość??
Z feministycznym pozdrowieniem dla wolnych od karykatury gogizmu trawników 😉
@ była nauczycielka, 2 kwietnia o godz. 6:41
„Może pora docenić nasze dzieci. Może pora popatrzeć krytycznie na siebie…”
–
Zdaje się, że ta mądra i wyrażająca istotę postawy nauczyciela refleksja, tłumaczy dosadnie, dlaczego możliwa tylko spoza pokoju gogicznego.
Serdecznie pozdrawiam.
lekka_przesada zastanawia się nad sensem egzaminu – zapominasz, że każde dziecko do gimnazjum musi się dostać, ale zostaje pytanie, do jakiego… W moim mieście te „dobre” postawiły limit 36 punktów jako minimum z egzaminu dla kandydatów.
@w czym problem? 2 kwietnia o godz. 2:42
Owszem jest to przejawem zjawiska, o którym pisałem ostatnio w dwóch postach:
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2014/03/26/nobel-za-streszczenie/#comment-176324
http://chetkowski.blog.polityka.pl/2014/03/24/p-o-nauczyciel/#comment-175452
Osobiście uważam, że na tym zjawisku opiera się funkcjonowanie szkoły (podstawą działania nie jest prawo powszechne i oświatowe, ale „plotka szkolna” (ktoś słyszał, napisał, zobaczył, dołożył, nie dosłyszał, przekręcił – ale na pewno tak jest.)
Dalej uważam, że szkoła jest źródłem tego zjawiska, ze szkoły idzie ono „w świat” wraz z absolwentami przesiakniętymi w ciągu nastu lat jego atmosferą. (Kolejny raz powtarzam, że kształtowanie, wychowanie nie odbywa się przez „słuchanie o”, ale przez „przebywanie, uczestniczenie w”.)
Dlatego w życiu źródłem wiedzy o prawie – jest artykuł, o umowie kredytu – opowiadanie pracownika banku itd. Oczywiście to kosztuje. Indywidualnie i społecznie.
Ja w tym względzie zawdzięczam wiele mojemu nauczycielowi fizyki, jeszcze w PRL-u. Oprócz fizyki, matematyki (która była do fizyki potrzebna, ale w programie była za rok, czy dwa, więc zaczął fizykę od nauczenia nas matematyki – rachunek wektorowy, różniczkowy i całkowy) nauczył nas, że zanim zacznie się coś liczyć, pisać, czy paplać, wcześniej trzeba sięgnąć do zjawiska, do jego podstaw.
Potrafił wyrobić umiejętność rozpoczynania każdego zadania (nie tylko z fizyki) od początku, od źródeł, od podstaw wiedzy.
Próbuję nauczyć tego moje dzieci. Przez długi czas nie rozumiały o co mi chodzi. Pamiętam, jak mój syn nie mógł uwierzyć, że procenty na chemii liczy się tak samo jak na matematyce. Przyjął to jako niesamowity zbieg okoliczności.
@atenka; 1 kwietnia o godz. 19:55
Lektura bloga staje się przez nie jak spacer w parku, który jest ładny i zielony, ale przy alejkach smierdzi g?nem.
Coś w tym jest…
Może przydałby się jakiś poradnik dla komentujących?
Jako inspirację proponuję:
http://www.youtube.com/watch?v=0RoESGVCMzk
@Dariusz Chętkowski; 1 kwietnia o godz. 21:51
„gdyż cokolwiek napiszę, zawsze wbija szpilę, wręcz czyha, aby dokuczyć. Albo to mój Cień, albo zemsta po latach za to, że odbiłem mu dziewczynę.”
Oj, myślę, że Pan sobie tutaj pochlebia.
Myślę, że Pan sobie nienależnie zawłaszcza i szpilę i czyhanie.
Nie chcę Pana poczucia wartości nadwyrężać, ale obawiam się, że nie o Pana tu chodzi. (ani nawet o dziewczynę)
Pan jedynie i po prostu przebywając w swoim środowisku obnaża je na blogu, czasem w sposób zamierzony, czasem bezwiednie.
Przebywając w środowisku hermetycznym i – nazwijmy je eufemistycznie – dziwnym, wchłania się jego cechy rosnąco w funkcji czasu i „dziwności”.
(W PRL-u naprawdę wiele osób mając ukryte pod ręcznikami 10 dolarów czuło się złoczyńcami i wielu nie wierzyło w możliwość wyprodukowania takiej ilości papieru toaletowego, aby wystarczyło dla wszystkich)
Pan obnaża ową dziwność przez fakty (świadomie) i sposób ich przedstawiania (to już nieświadomie ale równie wymownie.)
Nawet pisząc o trawie, jak rośnie, przy dostatecznej ekspresji wypowiedzi obnaża się sposób myślenia, wartościowania, płaszczyzny funkcjonowania miejsca, w którym się żyje.
A te „szpile” to ja odbieram jako wskaźniki owych miejsc obnażonych.
Taką krechę zrobioną grubym zakreślaczem fluo.
Z życzeniami ekspresji w blogowaniu,
Pozdrawiam.
Beti, nie masz racji, niepotrzebnie wysylalas dziecko z ospa!
Dla chorych (ze zwolnieniem lekarskim) bedzie podobno egzamin w czerwcu!
Pozdrawiam.
„Nawet pisząc o trawie, jak rośnie, przy dostatecznej ekspresji wypowiedzi obnaża się sposób myślenia, wartościowania, płaszczyzny funkcjonowania miejsca, w którym się żyje.”
– rozumiem ze do pana Eltoro ten teks tez pasuje. On sie czesto obnaza, znaczy sie sposob myslenia obnaza mu sie oraz plaszczyzna funkcjonowania, miejsca znaczy sie. Gombrowicz, panie gyubal wahazar, Gombrowicz, nie Witkacy! 🙂
@w czym problem.
Oczywiscie, Pan ma racje. W amerykanskiej szkole kazdy nauczyciel wie jak wygladal mikrofon Bella I potrafi narysowac schemat z pamieci. Nawet obudzony w srodku nocy. Zaden uczen nie dostanei dyplomu zanim nei zbuduje modelu takiego telefonu.
Oczywiscie, kazdy Joe Schmoe wie ze telefon wynalazl Bell I ze mial spor z Grayem. Kazdy tez wie ze jekgo telefon komorkowy dziala w ten sposob ze laczy sie z satelita. Kazdy tez wie ze po to aby obliczyc procenty od pozyczki nalezy sie udac do doradcy finansowego majacego magsistra z tytulem od „Od Obliczania Procentow”
Zanim Pan zacznei najezddzac na polska szkole, proponuje obejrzec szkoly amerykanskie. Ale nei te w dzielicach z „gated communities” I „starter homes”” za pol miliona dolarow. A raczej te w ktorych nauczyciel nei wie czy wroci do domu zywy.
P.S> W sprawie telefonow komorkowych: z niejakim rozbawieniem ogladam CNN dyskutujacy na okraglo sprawe samolotu ktory wyparowal. Sa cale panele „specjalistow” dyskutujacych godzinami dlaczego pasazerownie nie uzyli telefonow komprkowych.
Zeby sprawe zbadac dokladniej, przetestowalem cos z 10 znajomych z wyksztalceniem nie-technicznym, ale za to z tytylami doktorskimi I profesorskimi. Odpowiedz byla w zasadzie ta sama: „telefon komorkowy laczy sie przez satelite”
@W czym problem:
Widzi Pan ten obrazek:
http://en.wikipedia.org/wiki/File:TelephonePatentDrawingBell.jpg
gyubal wahazar,
dziękuję za upomnienie. Usprawiedliwię się spostrzeżeniem, że megalomania to nauczycielska choroba zawodowa. Zaczyna się od dobrego mniemania o sobie, co ułatwia pracę, a potem niepostrzeżenie przeradza się w fazę ostrą. Widocznie dopadło i mnie. Tylko jak to leczyć? Przecież nie waleniem siekierą po głowie, które tu uskutecznia Eltoro. Z przyjemnością przyjmę kurację mniej bolesną.
Serdeczności
Gospodarz
Byłam wczoraj w komisji egzaminacyjnej i w tym roku ( w przeciwieństwie do dwóch poprzednich lat) uczniom nie zabrakło czasu na egzaminie. Matematyka na tegorocznym sprawdzianie była dużo łatwiejsza i może to zadziałało na korzyść uczniów?
Miły i zacny Panie Gospodarzu…
Z rozbawieniem zauważyłem trwające tu niewczesne egzorcyzmy osoby niejakiego Eltoro, zabierające wtajemniczonym gogicznie cenny czas na przeczytanie treści testowej jego wpisów.
Nie mówiąc o cieniu straconego na Eltoro czasu, rzucanym na Osobę Prowadzącego i zaciemniającym jasność dialektyczną bloga.
No i tym sposobem, dyskusje merytoryczne o nauczycielskich losach i niedolach wychodzą po łebkach, a nawet – jak Pan się obawia, po głowie.
Jeśli to, kto pisze, budzi strach przed utratą w polemice nauczycielskiej głowy, doktór zaleca trzymanie jej na poziomie wyższym niż część ciała przylegająca do etatowego stołka.
Wtedy żadne tępaka ostrze belfra nie sięgnie, a dumna cześć wyróżniającego się nauczyciela poczuje inne wonie, niż te spod siedziska gogicznego, projektowane na trawkę dyskusji.
Proszę mi wybaczyć wszelkie rozwiązłości słowne, ale tak miło się do Pana gada, z tej pozycji u stóp plaskatej, że trzyma mnie przy tej chwili (trwaj!) czysty egotyzm.
W ramach rekompensaty za przerośniętą długość (nieegzaminacyjną zaiste) posta, ofiaruję Panu moje wyrzeczenie się trzonka od siekiery.
Może wtedy, bez walenia i trzonka, inteligentnym sympatykom belferbloga coś się wyostrzy.
Pozostaję z filuterną i kokieteryjną pokorą, a grzywą zsiwiałą i zwisłą przed nauczycielstwem nieujarzmionym – do Ziemi.
@ gyubal wahazar, 2 kwietnia o godz. 14:44
–
Przez skromność do Gospodarza – nie zaprzeczę 😉
Pozdrawiam dyskretnie.
A.L. 2 kwietnia o godz. 17:42
To jest zwykły blog a pan jest zwykłym czytelnikiem bloga. Od pana nie wymaga się zdolności czytania ze zrozumieniem, braku której to kompetencji znowu pan z sukcesem dowiódł. Akurat od pana powinno się więcej wymagać, no ale znowu, to zwykły blog i nie piszemy tu zawodowo tylko bo taki mamy kaprys.
Jest możliwe, iż nie chciało się panu otworzyć podlinkowanego przez Gospodarza pliku z treścią testu dla szóstoklasistów i dlatego pokazuje mi pan ni z gruszki ni z pietruszki patent Bella. Jest też możliwe, iż wprawdzie przeczytał pan treść testu ale nie zrozumiał tego, co czyta.
Tak czy siak, ma pan w nosie sprawdzenie czy doświadczenie przeprowadzone 10 marca 1876 roku było zrobione wykorzystując to samo urządzenie, które opisuje patent Bella czy nie. Nie wie pan, bo nie przeczytał pan albo przeczytał bez zrozumienia jakie doświadczenie opisuje historyjka na teście dla szóstoklasistów i dlaczego czepiam się akurat tej a nie innej daty.
Coś pan wrzuci, trzask-prask i poleci. To tylko głupi blog.
Ale autor (czy autorzy) testu dla ponad 300 tysięcy dzieci wzięli za tą historyjkę pieniążki. Całe pokolenie sześciolatków w Polsce ją przeczytało, miejmy nadzieję ze zrozumieniem.
Jak im się historyjka utrwali, to będą odtąd uważali, że Bell w swoim pierwszym udanym telefonicznym eksperymencie wykorzystał „magnes z nawiniętym drutem” a nie miskę z kwasem siarkowym i zanurzoną w nim igłę.
Pan radzi mi mieć w *upie szczegóły techniczne bo gdzie indziej w świecie maja w *upie szczegóły techniczne i gdzie indziej są jeszcze durniejsze szkoły i durniejsi nauczyciele.
Czyli nie narzekajmy na psie kupy na polskich chodnikach bo gdzie indziej psich kup jest jeszcze więcej.
Mnie się wydawało, że szkoła powinna zapewniać jakieś kryteria jakościowe. Wikipedia nie jest zapłacona przez polskiego podatnika i dlatego nie mam do niej pretensji, gdy znajdę tam banialuki.
Autor testu wziął pieniążki z kieszonki podatnika. I jak się okazuje zrobił to samo co blogowicz w pośpiechu, czyli „zapracował” na te pieniążki w 5 sekund wygóglowując sobie obrazek patentu Bella do którego w następne 5 minut dopisał historyjkę o grubej blasze co się stała cieńką blaszką i o Watsonie co zamachał kapeluszem.
I gotowe, nie ma się co szczypać, życie jest ciężkie and full of zasadzkas, trzeba lecieć, forsę trzepać;
z samego rana udzielam,
potem zasiadam,
do obiadu wykładam,
następnie przewodniczę,
wieczorem wygłaszam i
jestem dekorowany.
Gdzie tu miejsce na czytanie ze zrozumieniem i szczegóły techniczne? To już poza mną, niech się tym jakiś student zajmie, jemu to jeszcze potrzebne.
Po co polska szkoła testuje dzieci udając, że uczy o rzeczywistych postaciach i historycznych eksperymentach? Nie czepiałbym się, gdyby fragment tekstu był z Harrego Pottera. Ale wtedy ZAPŁACIĆ BY TRZEBA autorce książki oraz mogłoby się okazać, że polscy uczniowie PAMIĘTAJĄ ZE SZCZEGÓŁAMI treść książki i WYCHWYCĄ KAŻDE ODSTĘPSTWO od oryginału.
Natomiast jeśli chodzi o historię techniki szczegóły nikogo nie obchodzą albo g*wno obchodzą, tak jak pana, bo gdzieś na świecie jest jeszcze gorzej. Gratuluję podejścia.
Eltoro
2 kwietnia o godz. 8:35
1. „Cieszę się więc, że dopuszcza Pan taką retorykę ? będę się starał lepiej sprostać poziomowi standardów belferbloga.” Trzymam za słowo 😉 I mam nadzieję, że jednak będą Pana komentarze umieszczane, bo chyba tylko one prowokują do buntu i dyskusji 😉
2. „Proszę rozwinąć i uzasadnić myśl Autora, dowodząc że nie jest żartem primaaprylisowym: W jaki sposób ??dzisiejszy test przekonuje nauczycieli ze szkół podstawowych, że powinni uczyć dzieci pisania po łebkach, byle jak, byle szybko. Liczy się bowiem tempo, nie jakość??”
– trzeba szybko stawiać krzyżyki – nawet same pierwsze z brzegu – istnieje wysokie prawdopodobieństwo kilku trafień (zastanawiając się nad odpowiedzią można nie zdążyć dobrnąć do końca = 0 punktów za te zadania),
– w zadaniach tzw. otwartych przyznaje się punkty za różne komponenty (dokładnie nie wiem, bo to nie moja działka 😉 ) =lepiej napisać 3 akapity byle czego, bo punkt za rozmieszczenie akapitów, niż 2 mądre zdania, bo wtedy 0 punktów za kompozycję (czy jakoś tak)
Ee
2 kwietnia o godz. 9:17
„zapominasz, że każde dziecko do gimnazjum musi się dostać, ale zostaje pytanie, do jakiego? W moim mieście te ?dobre? (…) ”
– Co to znaczy dobre gimnazjum???? Chyba każde gimnazjum powinno być dobre, albo nie powinno go być wcale.
– „dobre” od iluś punktów oznacza „snobistyczne” albo „dyskwalifikujące”;
– moim zdaniem DOBRE to te, które potrafi zmobilizować do postępów w nauce nawet tych uczniów, którzy otrzymali mniej punktów na sprawdzianie, i które ma miłą atmosferę = pamięta, że młodzież nie tylko nauką i punktami żyje
@ lekka_przesada, 2 kwietnia o godz. 19:47
–
Dziękuję za ekstrawaganckie tu podjęcie merytorycznego wątku.
Proszę zauważyć, że:
a/ szybkie stawianie krzyżyków nie stoi w sprzeczności z trafnością odpowiedzi, jeśli się ma wiedzę.
b/ napisanie mądrych zdań nie stoi w sprzeczności z tym, że ułożymy je w 3 akapity.
Pani założenia opisują, jak można zdać ten test łatwiej, dzięki inteligencji, ale nie przeczą, że wiedza inteligencji nie przeszkadza a pomaga.
W niczym też nie wspierają błędnych wniosków implikujących fałszywe założenia, co jest istotą całości cytatu z Autora.
O intencjach tej cytowanej wypowiedzi Autora, będącej „waleniem siekierą po głowie” inteligentnego na poziomie nawet tego egzaminu czytelnika, nie śmiem wyrokować.
Pozdrawiam.
@w czym problem
Autorzy sprawdzianu tekst o Bellu wzięli z jakiejś książki z lat 80-tych. Tak przynajmniej napisali na teście … 😉
@w czym problem
Pusze Pan duzo, ale nei na temat. Dyskusja zapuszczona pzrez @Gospodarza byla o czyms innym.
Ale:
1. Pierwszy paten Bella nei byl na temat mikrofony rezystancyjnego; byl on o dwoch magmesach, niekoniecznie podkowiastych. O podkowiastych byl inny patent. ten wazniejszy
2. Z punktu widzenai szarego obywatela, CALKOWICIE, TOTALNEI I ABOLUTNEI OBOJETNE jest przy pmocy jakiego telefonu Bell zawolal na Watsona. Pewnei tez, jak ktos napsize ze Shockley wynalazl tranzystor, to bedzei sie Pan upieral ze nei wynalazl tylko ukradl I ze byl to tranzystor ostrzowy.
Jeszcze raz: dla szarego obywatela ktory nie jest hobbysta I interesuje sie historia elektroniki, to jest to wiadomoc calkowicie obojetna I zbyteczna
2. Teks ktory Pan krytykuje, dostarczy mlodemu czlowiekowi wartosciowych informacji: a) Bell wynalazl telefon, b) to bylo proste urzadzenie, c) do historii pzreszla historyjka z Watsone. Malo Panu?
3. Tak, wlasnei tak uwazam. Sczegoly historii techniki sa istotne, ale tylk odo pewnego poziomu dokaldnosci. Powyzej tego poziomu zaczyna sie teren dla specjalistow. Uwazam ze rozwazanie w tekscie dla szostokalsistow szczegolow mikrofonu rezystancyjnego I kwestii co kto komu ukradl (zreszta, nie wiadomo co kto komu ukardl) mialoby maly sens. Z przyczyn wylistowanych powyzej.
P.S. A ten obrazek ktory Panu podeslalem to PIERWSZY patent Bella. Bez mikrofonu rezystancyjnego
„Autorzy sprawdzianu tekst o Bellu wzięli z jakiejś książki z lat 80-tych. Tak przynajmniej napisali na teście ?”
Tekst pochodzi z książki J.Herlingera, znanego i poczytnego autora książek popularnonaukowych dla młodzieży (w latach 70-80).
Tak jak pisze @ A.L., didaskalia techniczne nie mają najmniejszego znaczenia dla zadania z tekstem i sensu użycia ich w teście polonistycznym dla szóstoklasistów.
Tym bardziej, że cytowany w zadaniu tekst zupełnie nie dotyczy problemów obłędu zza kałuży (trafnie wypunktowanych przez AL), które stanowią przedmiot obsesyjnej polemiki na blogu.
Ale test dla szóstoklasistów i ta polemika dobrze ilustruje niekonieczność czytania ze zrozumieniem dla wykonywania zawodów technicznych na podstawie wykształcenia w polskiej szkole.
Może dlatego instrukcje obsługi dla użytkowników technologii w PL są formatowane w abstrakcji od inteligencji.
Ostatecznie PRL sformatował pojęcie demokracji socjalistycznej i inteligencji… technicznej, te ostatnio nawet złośliwie eksportując w ramach walki ze zgniłym Zachodem.
Wraca czkawką.
Eltoro
2 kwietnia o godz. 21:36
„Pani założenia opisują, jak można zdać ten test łatwiej, dzięki inteligencji, ale nie przeczą, że wiedza inteligencji nie przeszkadza a pomaga.”
– to, że wiedza nie przeszkadza, to pewnik;
– kolejny pewnik to taki, że do szkoły chodzą WSZYSCY (nie tylko ci inteligentni i lubiący się uczyć), i test rozwiązują WSZYSCY; inteligentny i nauczony zrobi to dobrze i szybko, jednak nauczycielom zależy, by ci pozostali też sobie poradzili jak najlepiej (czyli żeby punktów zdobyli możliwie najwięcej), stąd to kombinowanie i wniosek, że bylejakość popłaca; //szkoła kładzie nacisk na umiejętność rozwiązywania testów i zdobycie punktów, a nie poszerzanie wiedzy i rozwój umiejętności uczniów// i to jest dopiero tragedia, której nie widać pod przykrywką punktów
– oczywiście zakładam, że są nauczyciele, którym zależy, ale dokonałam uogólnienia na potrzeby bloga 🙂
Nie widze problemu. Wszyscy wiemy, że sprawdzian szóstoklasisty ma na celu jedynie selekcję uczniów na tych, którzy są dobrzy w podobnych sprawdzianach i rokują perspektywy jako przyszli olimpijczycy i uczniowie ogólnie dobrze wypadający w konkursach przedmiotowych i tego typu rywalizacjach i tym samym nadają się do szkół wysokorankingowych, w których podobne sukcesy sie licza i na tych, którzy większych szans na takie sukcesy nie mają i tym gimnazjum, grupujące ścigających się po tytuły do niczego w życiu nie jest potrzebne. Nie ma przymusu ani presji, że każde dziecko musi test napisać na 100%, nie ma progu zdawalności. Po co więc te narzekania na trudność? Co z tego, że dziecko napisze sprawdzian na 20 pkt, a nie na 40? Jak napisze na 35, trafi do gimnazjum, w którym normą będzie 80% na egzaminie i do końca świata dzieciak będzie pod presją wyniku.
@ lekka_przesada, 3 kwietnia o godz. 18:02
–
Otóż, nadal Pani błądzi po meandrach logiki, nie znajdując prawidłowego wyjścia z pułapki manipulacji (zastawionej przez Gospodarza).
Test, w którym zarówno inteligencja zdawania jak i wiedza oraz umiejętności (łącznie czy odrębnie) pozwalają na jego zdanie, w żaden sposób nie implikuje „konieczności uczenia po łebkach bez dbania o jakość”.
Oczywiście, jeśli weźmiemy pod uwagę to, co jest istotą zawodu i celem nauczyciela (a nie etatowego lesera).
Pani natomiast mylnie zakłada, że to z powodu testów leser belferstwa owszem, korzysta z wysokich zasobów posiadanych przez zdolnego ucznia (ci zdają testy sami), a „kombinuje” z tymi, którzy uczą się z trudnością, kierując ich na ścieżkę quasi-inteligentnego cwaniactwa – zamiast dołożyć starań i użyć kompetencji by ich wyposażyć w niezbędną do wykazania się na egzaminie wiedzę.
To, że tak się dzieje, nie o nauczycielstwie a o cwaniackim leserstwie przelewanym na uczniów świadczy; nie o wpływie testów i egzaminów na zadania nauczyciela, ale o oszukiwaniu pracodawcy i podmiotu nauczania przez lesera.
Tak, tandetnym leserom nie zależy na nauczaniu, ale na tym, aby jak najtańszym kosztem „wszyscy zdali”, ergo: kryli leserstwo lesera.
Tak działa mechanizm małpy z brzytwą, czyli obwiniania testów, pracodawców, rodziców czy ministerstwa za to, że wymagają pracy i wyników a leserstwo tym mogą obnażyć.
Imputowanie, że egzaminy czy standardy i wymagania wobec kogoś komu się za wynik pracy płaci, to represje i usprawiedliwienia dla niekompetencji i cynicznego sabotażu, to żenujący u dorosłych i jakoby wykształconych ludzi mechanizm wypierania przerastającej ich rzeczywistości, na którą sami się zakontraktowali.
Tak to właśnie jest.
Pozdrawiam.
@ Albert, 3 kwietnia o godz. 18:32
„Nie widze problemu…”
–
Jedyny problem, jaki obrazuje wpis inicjalny o teście szóstoklasistów, to jak przedstawić testy jako krzywdę dziecka, represję na belfra i usprawiedliwienie jego leserstwa.
Takie jak Twoje rzeczowe i trzeźwe konstatacje temu celowi nie służą… 😉
Dlatego koń edukacji na belferblogu jaki jest – każdy widzi, poza koniem, który pozuje na postrzeloną w nagonce łanię.
Pozdrawiam 😉
A.L. 3 kwietnia o godz. 3:18
„Pusze Pan duzo, ale nei na temat.”
Cały widz polega na tym, co jest tematem edukacji w Polsce.
„Dyskusja zapuszczona pzrez @Gospodarza byla o czyms innym.”
Czy pisać szybko na byle jaki temat czy niekoniecznie.
„1. Pierwszy paten Bella”
Nie jest ważne jaki obrazek pan mi podlinkował. Ważne jest, że w oficjalnym teście wymienia się nazwiska i daty konkretnych badaczy i doświadczeń a w teści testu pisze się bajki o magnesach.
Po co? Nie lepiej byłoby OPUŚCIĆ te wstawki o magnesie i drucie? Wtedy nie czepiałbym się niczego!
„2. Z punktu widzenai szarego obywatela, CALKOWICIE, TOTALNEI I ABOLUTNEI OBOJETNE jest przy pmocy jakiego telefonu Bell zawolal na Watsona.”
To nie jest Wikipedia. To jest egzamin w publicznej szkole. Nie uważa pan, że w szkole powinny obowiązywać wyższe standardy? Tak jak pisałem, dlaczego skopiowano historyjkę o Bellu? Trzeba było o Robin Hoodzie!
„Pewnei tez, jak ktos napsize ze Shockley wynalazl tranzystor, to bedzei sie Pan upieral ze nei wynalazl tylko ukradl I ze byl to tranzystor ostrzowy.”
Autor testu użył konkretnej daty. Napisał, że to była pierwsza rozmowa telefoniczna. Użył nazwisk rzeczywistych ludzi. Po co?
A z tymi tranzystorami to GDYBY ktoś tak nieściśle to opisał jak pan i zrobił to W PODRĘCZNIKU albo NA TEŚCIE to oczywiście, że prostowalbym, że jak Shockley to raczej „złączowy” nie mówiąc już o szczegółach kto wtedy w Bell Labs zbudował pierwszy dziajałący tranzystor ostrzowy, kto elektrolitowy a kto złączowy i na podstawie czyjej teorii.
Wydaje mi sie, że inne standadry powinny obowiązywać w podręcznikach (a do nich zaliczam testy) a inne w literaturze popularnej.
Dlaczego autor testu wstawił datę konkretnego zdarzenia?
Dlaczego użył szczegółów plus-minus technicznych NIE PASUJĄCYCH do tej daty?
Odpowiadam: bo taka jest JAKOŚĆ DZISIEJSZEJ SZKOŁY W POLSCE. Bierze się forsę za niską jakościowo robotę i z czystym sumieniem idzie się chałturzyć dalej.
Dorośli, którzy w życiu nie zajmują się techniką, nie muszą umieć tego docenić. Ale pan?
„Jeszcze raz: dla szarego obywatela ktory nie jest hobbysta I interesuje sie historia elektroniki, to jest to wiadomoc calkowicie obojetna I zbyteczna”
Po co pisać w takim razie o magnesie i zwojach drutu?
Nie lepiej napisać o stygmatach Faustyny Kowalskiej?
„2. Teks ktory Pan krytykuje, dostarczy mlodemu czlowiekowi wartosciowych informacji: a) Bell wynalazl telefon, b) to bylo proste urzadzenie, c) do historii pzreszla historyjka z Watsone. Malo Panu?”
W tym problem, że pan teraz napisał lepszy tekst niż autor testu. Jak dla mnie w oryginale nie było ZA MAŁO tylko ZA DUŻO. Za dużo o datę i o magnes z drutem.
„3. Tak, wlasnei tak uwazam. Sczegoly historii techniki sa istotne, ale tylk odo pewnego poziomu dokaldnosci. Powyzej tego poziomu zaczyna sie teren dla specjalistow.”
Pełna zgoda. Po co zatem ta data i magnes z drutem? Po co fantazjowanie autora-ignoranta?
” Uwazam ze rozwazanie w tekscie dla szostokalsistow szczegolow mikrofonu rezystancyjnego ”
Ja POMINĄŁBYM magnes z drutem a zostawił historyjkę z błoną/membraną. W mojej wersji byłoby JESZCZE PROŚCIEJ ale za to PRAWDZIWIE.
Mnie nie chodzi o zamienianie testu w encyklopedię tylko o USUNIĘCIE byka.
Dlaczego godzimy się z taką niestarannością w przypadku fizyki? Jeśli to prawda, to dlaczego przepisujemy popularnonaukowe historyjki na oficjanym teście?
Wyobrażacie sobie państwo reakcję po teście z historyjką o Krzyżakach, którzy 10 lipca 1410 podarowali Jagielle dwie szpady?
Jaki wrzask podniósłby się w przekaziorach! Ile żartów by powstało! Politycy byliby wywiadowani na konto swojej wiedzy o uzbrojeniu, być może ktoś pracę by stracił a ktoś wybory przez te „szpady” przegrał.
Przecież didaskalia techniczne nie mają najmniejszego znaczenia dla zadania z tekstem i sensu użycia ich w teście polonistycznym dla szóstoklasistów, wołały by głosy rozsądku.
Od dzisiaj dla mnie Mickiewicz chodził w kontuszu, był dziennikarzem śledczym i pisał długopisem pornole o mrówkach wchodzących Telimenie.
@w czym problem: „To nie jest Wikipedia. To jest egzamin w publicznej szkole. Nie uważa pan, że w szkole powinny obowiązywać wyższe standardy? Tak jak pisałem, dlaczego skopiowano historyjkę o Bellu? Trzeba było o Robin Hoodzie!”
Pozostane przy swoim zdaniu. Dla szostoklasisty zupelnie obojetne jest jaki mikrofon zastosowal Bell. Istotne jest ze telefon wynalazl Bell.
Podobnie nieistotne jest jaki uklad zaplonowy mial pierwszy samochod Forda, jak dzialalo radio Marconiego, co to byl reakcyjny odbiornik radiowy I czym sie rozni tetroda od pentody. To sa rzeczy wazne dla profesjonalistow. Tych od historii techniki
Eltoro
3 kwietnia o godz. 20:23
„Test, w którym zarówno inteligencja zdawania jak i wiedza oraz umiejętności pozwalają na jego zdanie, w żaden sposób nie implikuje ?konieczności uczenia po łebkach bez dbania o jakość. Oczywiście, jeśli weźmiemy pod uwagę to, co jest istotą zawodu i celem nauczyciela (a nie etatowego lesera).”
– oczywiście zgodziłabym się z Panem w stu procentach, gdyby nie to, że w grę wchodzi jeszcze czas, oraz sama forma testu i owa większość zdobywająca punkty, które określają prestiż szkoły czy są miarą pracy nauczyciela;
„To, że tak się dzieje …..”
– Mocne słowa.
I nawet logiczne, ale do przyjęcia tylko w teorii.
To, że wymaga się pracy i wyników – to normalne, tak powinno być i tu się zgadzam.
Zły jest pomiar tych wyników.
Po pierwsze przez formę testu. Test w dużej mierze sprawdza umiejętność skupienia uwagi na czynności czytania. Sporo chłopaków bystrzaków lepiej by wypadło wykonując jakąś pracę konstrukcyjną wg instrukcji itp.
Inna inność – to, że ktoś umie rozwiązać test nie oznacza, że umie coś wykonać. A to ta druga umiejętność jest bardziej w życiu przydatna.
Po drugie poprzez mierzenie wyłącznie wyniku końcowego.
Są klasy, w których pracuje się fajnie i przyrost umiejętności jest widoczny, ale są też klasy takie, że człowiek „przychodzi do domu z płaczem, bo już zrobił wszystko”, a efektów nie widać (bynajmniej nie są to efekty takie, jakich się oczekuje po określonym czasie).
– Rzeczywistość rzeczywiście przerasta 😉 Czego przed zakontraktowaniem się nie wie, a potem trzeba wykarmić własne dzieci 😉 Przerasta dlatego, że nie da się sprostać wszystkim wymaganiom i oczekiwaniom. Nie ma też wsparcia z żadnej strony, za to jest wszechobecna „nagonka”.
– Nie wiem, kim Pan jest z zawodu, ale chyba w większości zawodów efekt pracy, mimo włożonych starań, nie zawsze jest zgodny z oczekiwaniem pracodawcy, klienta czy nawet samego pracownika.
– Hipoteza główna – testy nie implikują uczenia po łebkach – częściowo obalona, bo testy (materiał, który do czasu testu musi być opanowany przez ucznia) nie dają czasu na dogłębne poznawanie.
Pozdrawiam również.
@ lekka_przesada, 4 kwietnia o godz. 19:53
–
1/ To, kim się jest obiektywnie opisują miary, jakimi się określamy. Uczenie po łebkach nie jest taką miarą dla nauczyciela, dla lesera – tak. I nieistotny jest pretekst, jakim leser się pod nauczycielstwo podszywa.
2/ I znowu, „praca” kontestująca swój cel, to nie praca ale sabotaż, lub nieporozumienie. Wolny rynek to eliminuje, etat – kultywuje.
3/ Tak, test mierzy umiejętność czytania, niemożliwej bez skupieniu się na tej czynności. Mierzy, to znaczy wykazuje rzeczywisty stopień spełnienia – a nie ocenia ani nie wyklucza z powodów wyniku, innego niż maksymalny. Ale to, co z testem robią dzieciom urzędnicy etatów publicznych – to już taniec małpy z brzytwą, który Pani opisuje (bez odniesienia osobistego, Pani po prostu nie wie, że mówi narzuconą warunkami prozą).
4/ To, co chłopakom najlepiej wychodzi, i to poza wzrokiem nauczyciela, to już mierzą inne próby… 😉 Test mierzy to, co mierzy, tylko trzeba chcieć coś w tym osiągnąć z uczniem. Widać, że pani akurat chce, ale potrzebuje wsparcia by skupić się na ochronie w sobie tego, o co chodzi.
5/ Efekt końcowy to właśnie cel, to co trzeba chcieć i umieć aby go osiągnąć – to zadania w procesie. Mierzenie i doskonalenie samej zadaniowości w procesie, bez związku z celem końcowym i jego pomiarem to prostowanie bananów, ulubione w małpich gajach światów dawno zaginionych. Inna rzecz, że rozliczanie wyłącznie z końcowego wyniku, bez doskonalenia jakości poprzez proces, to mimowolne uczenie małpy w zakładzie fryzjerskim – rzeźnictwa.
6/ Wielki szacunek za to co napisała Pani szczerze i prawdziwie w akapicie o „rzeczywistości”, o świadomym wyborze etatu, wymaganiach i dorastaniu bez wsparcia. Mam tę świadomość w pełni, również po linii zawodowej.
Tyle, że taka, jak opisana przez Panią świadomość staje się dorosłością, jeśli w celu – także wykarmiania dzieci – wybiera się warunki służące temu celowi i motywujące do rozwoju, a nie toksyczne bagienka z bezpiecznym pensum z rozdzielnika. Etaty publiczne nie są kolonią karną ani dziedziczonym dozgonnie awansem społecznym czy ekonomicznym.
6/ Mam wgląd w różnorodne zawody, w których zawodowstwo polega na osiąganiu wyników lub rozstaniu z miejscem pracy. Zawód, zatrudnienie i etat to są w cywilizacji pojęcia nie tylko różne, ale często rozłączne, IMHO.
7/ Antyteza o ‚braku czasu’ zmuszającym do uczenia po łebkach, jest w Pani podsumowaniu uroczym, ale tylko pogłębiającym tezę wyjściową dołkiem emocjonalnym. Niesłusznie, nie wierzę, po tym poście, że Pani akurat nie ma wyników ani na to czasu 🙂
Na to konto obalić warto jedynie lampkę czegoś dobrego 😉
Serdecznie i z sympatią pozdrawiam Panią.
@Eltoro
>2/ I znowu, ?praca? kontestująca swój cel, to nie praca ale sabotaż, lub nieporozumienie. Wolny rynek to eliminuje, etat ? kultywuje.<
A jeśli Jego Wysokość Wolny Rynek się domaga, żeby ucznia jakkolwiek, ale nauczyć efektywnie zdawać testy minimalnym kosztem??? Jeśli CKE tworzy egzaminy, gdzie pisarz, jeśli przypadkiem żyje (zdarzyło się np. Szymborskiej, zdarzyło Jerzemu Sosnowskiemu!), nie bardzo może rozpoznać przesłanie własnego(!) utworu w kluczu CKE? A jeśli dr hab. matematyki z UW "prof." Marciniak, dr matematyki z UJ Legutko i mgr matematyki z UG twierdzą, po ewidentnym błędzie nadzorowanej przez siebie CKE, że są 2 matematyki – szkolna, gdzie się człowiek domyśla(tak!!!) założeń twierdzenia, które miał udowodnić, i normalna "pełnostandardowa" … 😉
Tak jak na wolnym rynku zły pieniądz wypiera pieniądz dobry (prawo Grishama-Kopernika!) tak zły nauczyciel wyprze z łatwością dobrego – rynkowi rodzice i rynkowa szkoła pogonią go, gdzie pieprz rośnie!!!