Wyścigi szóstoklasistów

Godzinę mieli uczniowie na rozwiązanie 26 zadań w dzisiejszym sprawdzianie szóstoklasistów. W tym trzeba było przeczytać z uwagą pełną stronę tekstu prozą oraz wiersz, a także napisać ogłoszenie i – co wymaga czasu – wypracowanie pt. „Co dwie głowy, to nie jedna”. Wszyscy narzekali na brak czasu.

Poprosiłem znajomego dziennikarza, aby rozwiązał test i napisał wypracowanie (zob. test). Potrzebował 38 minut, pięć minut na przeczytanie, po prawie minucie na zadanie i dziesięć na napisanie dwóch tekstów. Trwałoby to jeszcze dłużej, ale kolega zrezygnował z końcowej korekty. Trudno, niech poprawia ktoś inny. Jeśli doliczymy korektę (10 minut), wyjdzie nam prawie 50 minut. Gdy doliczymy stres egzaminacyjny, potrzebujemy już pełnej godziny. Tzn. tyle potrzebuje zawodowiec, człowiek, który żyje z pisania. A ile potrzebuje 13-letnie dziecko?

Dzisiejszy test przekonuje nauczycieli ze szkół podstawowych, że powinni uczyć dzieci pisania po łebkach, byle jak, byle szybko. Liczy się bowiem tempo, nie jakość. Taki styl pracy wchodzi w krew. Trudno potem oduczyć dzieci pisania na czas. Gdy w liceum organizuję dwugodzinną pracę klasową, okazuje się, że dla większości uczniów to za długo. Prawie nikt nie pisze do końca, a niektórzy już po 30 minutach oddają wypracowania. Gdy kręcę nosem, że teksty są płytkie, banalne, wręcz puste, uczniowie zwracają mi uwagę na istotną zaletę: zostały szybko napisane. A chyba to liczy się najbardziej.

fot. Jarosław Kubalski / Agencja Gazeta

fot. Jarosław Kubalski / Agencja Gazeta