Przeziębienie – choroba uczniów i nauczycieli
W przyrodzie ani zimno, ani ciepło, więc ludzie zaczęli chorować. Dawniej byłaby to świetna okazja, aby zostać w domu. Obecnie i nauczyciele, i uczniowie przychodzą do szkoły. Takie czasy. Na korytarzach i w salach lekcyjnych mamy więc jedno wielkie kichanie, smarkanie i mierzenie temperatury.
Erazm z Rotterdamu nazwał przeziębienie chorobą ludzi oddających się nauce. Jak widać, od renesansu niewiele się zmieniło. Wciąż nauka idzie w parze z delikatnością ciała. Gdy ktoś choruje, wszyscy radzą mu, aby został w domu, wypocił się w łóżku, a do szkoły nie przychodził. Jednak gdy sami się przeziębimy, wcale nie stosujemy się do tych rad. Bo przeziębienie to taka choroba, która drażni innych, ale choremu aż tak bardzo nie przeszkadza.
Uprzedzam, że w poniedziałek stawiam się w pracy zakatarzony i z rozpaloną głową, czyli jak typowy inteligent. Niech mnie jednak nikt nie wysyła do domu ani nawet nie sugeruje, abym zakopał się we własnym łóżku i przeleżał chorobę. Nie mam zamiaru. Skoro wy wszyscy – nauczyciele i uczniowie – mogliście chorować w szkole, to ja też mogę.
Komentarze
Panu Chętkowskiemu życzę jak najwięcej zdrowia, ponieważ, co z filozoficznym spokojem ignoruje, grożą mu jak najbardziej epikurejskie plagi.
Jest bowiem towarzyszem a i zwiastunem przeziębień lekceważonych, pokonywanych siła ducha i mocą Karty Nauczyciela, Diarea wiedźma straszliwa, ta odwieczna pogromczyni filozofów troszczących się o dzieci (cudze) bardziej, niż o zdrowie.
Niechże więc losy Epikura, ojca Szkolnictwa i nauczyciela Marksa, będą jakże na miejscu przestrogą przed Gospodarskim, poniedziałkowym i straceńczym poświęceniem dzieciom.
Oto, jak ukarany tenże i także filozof został, co własnymi słowy opisał (i oby to nie była zapowiedź następnego wpisu bloga):
„Piszę ten list do Ciebie w szczęśliwym dla mnie dniu, który jest również ostatnim dniem mojego życia. Zostałem zaatakowany przez bolesną niemożność oddania moczu, a także biegunkę, tak gwałtowną, że nic nie może wyrazić mojego cierpienia. Ale radość mojego umysłu (…) równoważy wszystkie te dolegliwości. I błagam Cię, dbaj o dzieci (…)!”
Przyłączam się do ostatniego życzenia Epikura, polecając je uwadze Gospodarza.
Zarażanie dzieci własnym przeziębieniem to nie to samo co osobistym pedagogicznym entuzjazmem i kompetencją, czego wymaga Karta.
Karą może być skręcenie w objęciach nagłej Diarei, co byłoby plamą na szatach filozofa, a nawet polonisty.
Oczywiście dzięki temu wszyscy się wymieniają kompletem zarazków
(Pan zarazi uczniów, oni Pana i kolegó ;-)], dzięki czemu wszyscy są oczywiście zdrowsi … 😉
Może czas na pierwszego mądrego?
Niestety nie z takim podejściem nie da się zatrzymać spirali przeziębienia wśród społeczeństwa. Sama osobiście jestem zwolenniczką „niezarażania” innych, aczkolwiek faktycznie, kiedy sama złapię przeziębienie, to jakoś wielce nie ograniczam kontaktu z innymi. Taki juz chyba po prostu nasz los…
Duuuużo kanapek z czosnkiem i herbata z cytryną. To najskuteczniejszy sposób walki z przeziębieniem. Ja od dwóch lat nie zaległem w łóżku 😉
Najlepszy na choroby jest miód. Potrafi na prawdę zdziałać cuda.