Dzień Dziecka w szkole
We wszystkie dni roku szkolnego uczniowie chcą być traktowani jak dorośli. Dopiero 1 czerwca przypominają sobie, że są dziećmi. Nie ma wtedy mowy o tradycyjnych lekcjach. Oczekują prezentu od swoich nauczycieli.
Moja szkoła od lat w Dniu Dziecka organizuje zawody sportowe. Także w tym roku zbieramy się na stadionie i uczestniczymy w różnego rodzaju zawodach. Uważamy bowiem, że zajęcia sportowe to najlepszy prezent dla dzieci. Większość uczniów tak to odbiera. Tylko nieliczni przynoszą zwolnienia od rodziców, ponieważ chcą posiedzieć w swoim pokoju. A jeśli nawet przyjdą na stadion, to wolą poleżeć w trawie, niż biegać.
Tegoroczny Dzień Dziecka w mojej szkole jest pod znakiem Euro. Klasy mają za zadanie przebrać się za mieszkańców wybranego kraju i potem między sobą rywalizować. Jeśli Polska pokona swoich przeciwników i wyjdzie z grupy, będzie to dobry znak. Mnie przypadła rola sędziego, czyli też będę miał coś do powiedzenia.
Kiedy byłem poza Polską, widziałem wiele razy, jak uczniowie mieli zajęcia poza szkołą. U nas zaraz się robi wielkie halo, że nauczyciele się bawią, zamiast uczyć. No cóż, lekcje to nie tylko gadanie pod tablicą. Dzień Dziecka w mojej szkole, mimo że poza murami liceum, zapowiada się jako jeden z bardziej pracowitych. Wprawdzie więcej będzie wychowywania niż nauczania, ćwiczenia ciała niż umysłu, ale to chyba nic złego?
Komentarze
No, tak, ale rytuału pan nie spełni. Musi być kawka, pogmeranie w papierach, sprawdzenie obecności itd, metodycznie. Dla urzędnika liczy się rytuał. Wychowywać to sobie pan możesz w ramach pasji.
„Mnie przypadła rola sędziego, czyli też będę miał coś do powiedzenia.”
– – –
A słowo ciałem się stało – ‚sędziami wtedy będziem my’.
I kto twierdzi, że dojrzałość i dorosłość przynosi więcej korzyści belfrowi niż infantylnie cwane machanie pięściami do podatnika?
Motto socjalistycznej sprawiedliwości zawsze w szkole publicznej zwycięży; co wyłazi na blogu, takoż dzieje się na boisku walki o wyzwolenie uciśnionego cywilizacją belferstwa.
Jeden – zero, dzieci przegrywają.
My tu dzień dziecka, a tymczasem niejaki Broniarz handluje KN. To pewno ta mocna akcja związku zapowiadana niedawno … Ręce opadają
Przez 11 lat w szkołach nigdy nie mieliśmy lekcji poza ścianami klas, nie licząc przysposobienia wojskowego /maszerowanie/ i kilku godzin wf. Biologia, geografia, historia regionu- czyż to się nie prosi o poza klasowe lekcje?
właśnie wróciłam z Dnia Sportu. Świetna zabawa, dzieci rozemocjonowane, uczą się współpracy, kultury, odpowiedzialności za innych i takie tam dooperele. Nie wspominająć o więzi, jaka się tworzy między kadrą a wychowankami.
Szkoła to nie tylko ławki.
@Her
„Właśnie wróciłam z Dnia Sportu. Świetna zabawa, dzieci rozemocjonowane, uczą się współpracy, kultury, odpowiedzialności za innych i takie tam dooperele. Nie wspominająć o więzi, jaka się tworzy między kadrą a wychowankami.
Szkoła to nie tylko ławki.”
Ten wpis jest serio?
Bo jeśli tak, to jakieś wyjątkowo genialne te dzieci, że przez parę godzin nauczyły się i kultury, i współpracy, i odpowiedzialności za innych. A może genialne metody.
No i ta więź między kadrą a wychowankami… Pozazdrościć.
Człowiek latami harował, żeby jakieś tam ‚wartości’ wpoić, a tu – proszę – wystarczy jedna wesoła impreza.
Proponuję zatem wystąpić do MEN z propozycją – Dzień Dziecka raz w tygodniu, albo jeszcze częściej !
Czegoś tu nie rozumiem. Autor pisze: „Wprawdzie więcej będzie wychowywania niż nauczania, ćwiczenia ciała niż umysłu, ale to chyba nic złego?”
To wychowywanie Już nie jest uczeniem, a uczenie wychowywaniem ? Kto i kiedy ogłosił taką rewelację ? Jak udało się Panu rozdzielić umysł od ciała ? Przecież mózg siedzi w ciele.
Czy to jest tylko Pana credo, czy credo waszej szkoły ?
Zapewne odpowie Pan, że to taki skrót myślowy i stąd taki lapsus. Niektórzy mówią, że nasze skróty i lapsusy wypowiadane nieco nieświadomie, odzwierciedlają najlepiej to, co siedzi w naszych głowach, nasz charakter, nasze postawy i nawyki.
Nie jest lekko być w szkole … .
Nie jest lekko być w szkole. Tu ciągle ktoś kogoś testuje, sprawdza, prowokuje, ocenia, krytykuje. Podobno są szkoły, które działają na innych zasadach. W dalekich krainach.
Errata. Jest: mózg siedzi w ciele. Powinno być: mózg jest ciałem.
Nasz umysł składa się w 99% z wody, więc to jest może źródłem (nomen omen) naszych kłopotów.
Znam jednego nauczyciela, który „zmusza” dzieci do picia wody w trakcie lekcji, bowiem twierdzi, że niedowodnienie mózgu ma skutki analogiczne do niedotleniania. On nie uczy dzieci do zdawania matury.
@ ync, 2 czerwca o godz. 7:31
„Znam jednego nauczyciela, który ?zmusza? dzieci do picia wody w trakcie lekcji, bowiem twierdzi, że niedowodnienie mózgu ma skutki analogiczne do niedotleniania. On nie uczy dzieci do zdawania matury.”
– – –
Ja znam wielu nauczycieli, którzy wciskają dzieciom do mózgu – oleum.
Jak wiadomo, napełnianie głów olejem to misja szkoły publicznej.
Dlatego zatrudnia pracowników o kompetencjach serwisanta dystrybutora paliw.
– – –
Na miłość boską, ync, czy kompletna ignorancja w kwestii funkcjonowania człowieka (duchowo czy fizjologicznie) to musi być wyznacznik zarówno dinozaurów jaki reformatorów szkoły?
Jak można uczyć, czy pouczać uczących, nie mając podstawowych pojęć o przedmiotach interwencji belferskiej?
No, ale jak się zdaje, tym przedmiotem w szkole publicznej nie są dzieci, ale pasek z wypłatą.
– – –
Skończył się dzień dziecka.
Wracamy do nieustającego, powszechnego dnia nauczyciela, obowiązującego w szkołach.
Prezenty biorą sobie sami, z podatków.
– – –
@ Her
1 czerwca o godz. 18:03
Herr Gott! Wpis do dzienniczka specjalizacyjnego, czy na gazetkę szkolną? Czyżby zbiórka dętej makulatury na stopnie zawodowe była już prowadzona on-line? No tak, szkoła cyfrowa… 🙂
ync,
wielu nauczycieli myśli tak samo jak ty, czyli że nie wolno oddzielać wychowywania od nauczania. Dlatego na lekcji wychowawczej matematyk-wychowawca uczy matematyki, a polonista języka polskiego, anglista – angielskiego itd. Proszę, wytłumacz to mojej dyrekcji i władzom oświatowym, że nie powinni mieć o to pretensji, bo przecież wychowywanie i nauczanie stanowią jedność.
Pozdrawiam
Gospodarz
@ Dariusz Chętkowski (również 2 czerwca o godz. 11:14)
Wielu ludzi myli bezradność niekompetencji ze swobodą powołania.
Proszę, Gospodarzu, wytłumaczyć rodzicom i podatnikom, że powinni wspierać szkołę, w której uczą belfrzy, nie pojmujący wychowawczej roli swojej p o s t a w y w tej roli – czy to na blogu, czy w trakcie uczenia polaka, matmy, wuefu albo też …etyki.
Przecież trzeba innym tłumaczyć, co mają robić za pieniądze… (brane albo zabierane).
Inaczej to byłaby chyba jakaś sodomia, czy co?
Ech, i jak tu odróżnić dzień dziecka od dnia nauczyciela w szkole?
Najgorszą głupotą jest sytuacja, gdy podczas lekcji wychowawczej wychowawca zamiast rozmawiać z klasą, wnikać w to, co ją trapi, naucza swego przedmiotu.
Ale z innej beczki, nawiązując do Dnia Dziecka/Sportu w szkole. Zastanawiam się, jak on będzie przebiegał wówczas, gdy nauczyciele będą mieli lat 60 i duży +, jak zechciał dzisiaj Pan Prezydent. Przecież minimalny jest dopływ do zawodu nowych, młodych ludzi, albo go brak. Niestety. A nie jest tak, że absolwenci nie chcą pracować w szkołach.
Porównać daty w kalendarzu, ja tam zawsze to robię, inaczej bym nie wiedział. Informacja darmowa!
A ja bym wcale nie oczekiwał od nauczyciela wychowowywania mojego dziecka, bo co to niby znaczy „wychowywać”? Tzn., że co konkretnie nauczyciel będzie z nim robił? Skoro nie jest to jasne, to jest podejrzane.
Niech naucza. Niech przestrzega zasad. Tych, co do których sam jest zobowiązany, a szczególnie tych, które sam narzuca na młodzież. Konsekwencja, słowność, prawdomówność, sprawiedliwość. To jest podstawa. Nauczyciel nie musi być lubiany. Nie musi być przyjacielem. Nie musi podejmować szczególnych starań by wychowywać. Niech nie demoralizuje. Tak – niech bardziej skupi się na tym by nie demoralizować niż na tym by wychowywać. Niech się wystrzega własnej niekonsekwencji, niesłowności, drobnych kłamstw i stronniczych ocen. To wystarczy.
Ino
Biorąc pod uwagę liczebność rodzących sie dzieci i nową ramówkę w liceach za jakieś 3 lata zostanie przerwana łącznośc pokoeniowa w pokojach nauczycielskich. To gorsze od nauczycieli nierobów i wszelkich papierzysk razem wziętych…
A propos ciekawego wpisu @ Michała…
Nikt nie oczekuje, że będzie wychowywany, a jednak to się dzieje (na mocy ludzkiej natury, powiedzmy).
Przykład praktyczny (z życia) : uczniowie piszą klasówkę, wyniki nauczyciel ma ogłosić za trzy dni, ogłasza po 14; w międzyczasie inna klasówka z pokrewnego przedmiotu, decydująca o ocenie semestralnej, drugi belfer podaje wyniki, uczeń pyta – dlaczego ten stopień. Nauczyciel odmawia pokazania sprawdzonej pracy i w ogóle komentarza do stopni (co jest regułą). Jakiś czas potem, okazuje się, że belfer II brał pod uwagę brak wystawionych stopni z przedmiotu pierwszego, co uznał za słabe szanse zaliczenia przedmiotu I (a było to opóźnienie belfra I).
Sytuacja znana mi, ponieważ znajomy rodzić mnie pytał, co ma powiedzieć swojemu dziecku o tej sytuacji (oczywiście do belfrów nie ośmielił się zwrócić).
No i co – jak sądzicie, jaki wpływ wychowawczy ma ta sytuacja i w ogóle odmowa wglądu w sprawdzone klasówki (pomijając nawet resztę okoliczności)?
Proszę się zastanowić, wybierając ten zawód i pobierając płacę za belferstwo, czy można BYĆ belfrem, nie rozumiejąc, że się samą swoją postawą wychowuje?
I że młodzież a nawet dzieci to widzą i oceniają?
Uszanowania.
Michał 2 czerwca o godz. 20:11
„A ja bym wcale nie oczekiwał od nauczyciela wychowowywania mojego dziecka, bo co to niby znaczy ?wychowywać?? Tzn., że co konkretnie nauczyciel będzie z nim robił? Skoro nie jest to jasne, to jest podejrzane.”
Skoro coś nie jest jasne dla Michała, do jakiej to konkluzji oczywiście Michał ma pełne prawo, to Michał powinien był napisać, iż „jest to dla mnie podejrzane”. A nie twierdzić, że „jest to podejrzane”. Ogólnie i w domyśle dla wszystkich. Bo nie jest.
„Niech naucza. (…) To wystarczy.”
Michał prawdopodobnie nawet nie zauważył, iż opisał działanie komputera. Być może oświata dojdzie do momentu, w którym żywy człowiek zostanie zastąpiony przez jakiś interfejs pomiędzy oprogramowaniem a uczniem. Być może nawet po obu stronach, tzn. zniknie zarówno fizyczny nauczyciel jak i fizyczny uczeń, gdyż wiedza i wszelkie wzorce zachowania będą przekazywane metodą wgrania w (być może dalej biologiczną) pamięć ucznia ilustam bajtów pliku. Cała edukacja zamknie się punktowym w czasie „zładowaniem z netu” wiedzy oraz doświadczenia przeznaczonych dla kupowanego profilu i cześć.
Na razie jednak nabywanie zarówno wiedzy jak i doświadczenia są procesami rozciągniętymi w czasie oraz w większości przypadków oba dobra są wykorzystywane w późniejszym życiu do kontaktów z innymi ludźmi. Częściej z ludźmi aniżeli z komputerami.
Tak długo jak powyższy opis odpowiada rzeczywistości tak długo trudno jest mi się zgodzić z postulowanymi cechami wzorowego nauczyciela. Pracujemy z ułomnymi współpracownikami i takimiż szefami. Sami jesteśmy mniej niż doskonali w kontaktach z własną rodziną. Wszystko to jest jeszcze funkcją czasu. Nawet jeżeli uczniowie będą mieli szczęście kontaktować się tylko i wyłącznie z nauczycielami rodem z ewangelii w/g Michała to uważam, że nie przygotuje ich to za dobrze do późniejszego życia.
Wcale nie uważam, że uczniowie odniosą jakąś wielką szkodę jeżeli zetkną się w szole z niedoskonałym nauczycielem. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, ale w przeciwieństwie do niektórych komentatorów na tym blogu nie podejrzewam jakiejś szczególnej koncentracji negatywnych typów akurat w edukacji. Raczej skłaniam sie do poglądu, że działa tutaj prawo wielkich liczb i rozkłady cech są normalne i bardzo podobne w podobnej liczności podgrupach. Innymi słowy kłamców, sadystów i idiotów pośród kierowników, robotników, lekarzy, wojskowych czy nauczycieli będzie podobna ilość. Dziecko wyjdzie ze szkoły i prędzej czy później trafi na takie pojedyncze, skrajne przypadki. Czy ja wiem, czy szkolne doświadczenie z „wariatką od biologii”, „złośliwą rusycystką” czy „wuefistą co nie znosi dziewcząt” nie będzie rodzajem szczepionki uodparniającej na poważniejsze przypadki w późniejszym życiu. Natomiast przebywanie w komputerowo-sterylnym środowisku tylko osłabi naturalną odporność organizmu.
Na tym blogu aż roi się od teoretyków, niektórzy z nich nawet wydają się mieć szlachetne intencje, ale proponujących całkowicie oderwane od życia rozwiązania. Zawsze radykalne i zawsze bez najmniejszych szans na powodzenie, gdyż zależące od jednoczesnej i zupełnej transformacji całego społeczeństwa zgodnie z postulatami danego wnioskodawcy.
ync 2 czerwca o godz. 7:31
„Nasz umysł składa się w 99% z wody, więc to jest może źródłem (nomen omen) naszych kłopotów.”
Ync, google mówi, że raczej z nieco mniej niż 80%.
emerytka 1951 1 czerwca o godz. 22:05
„Człowiek latami harował, żeby jakieś tam ?wartości? wpoić, a tu ? proszę ? wystarczy jedna wesoła impreza.”
Zwracam uwagę emerytce1951 iż jej wpis także „aż prowokuje” do złośliwych komentarzy. Wszyscy miewamy gorsze dni, ale lepiej zjeść tabliczkę czekolady aniżeli tak docinać ludziom. Dobrze wiem, że sam powinienem żreć tej czekolady dużo więcej, ale w portkach już się nie mieszczę.
Podrzucam temat lekcji wychowaczej w odcieniu sportowym. Przedstawić i przedyskutować życiorys Sócratesa.
Michał,
Przedstawiłeś bardzo ciekawy program. Podpisuję się pod nim, a szczególnie pod pierwszym punktem: niech naucza i przestrzega zasad. I tu zaczyna się problem: jakich zasad ? Podałeś kilka z nich. Podpisuję się pod nimi. No i to są właśnie zasady wychowania. Przypuszczam, że myślimy zbieżnie: wychowanie kojarzy nam się propagandą, manipulowaniem, presją, zniewoleniem umyslu. Też nie lubię słów wychowanie i wychowawca. Czy znasz lepsze ? Każda czynność nauczyciela, lub jej brak, najmniejszy jego gest, świadomy lub nieświadomy, jest działaniem wychowawczym. Na przykład, sposób w jaki otwiera drzwi do izby lekcyjnej. Co do słów UCZYĆ I NAUCZYĆ: coraz częściej spotykam się z poglądem, że takie „coś” nie istnieje, nie jest możliwe (patrz: Marzena Żylińska). Możliwe jest tylko uczyć SIĘ i nauczyć SIĘ. Poczynając od umiejętności chodzenia i trzymania łyżki, a kończąc na … . Pewnie prawda leży gdzieś pomiędzy, ale uważam, że nie po środku.
Gospodarzu, chętnie, jestem gotów. Już podjąłem próby tłumaczenia. Idzie mi ciężko. Dziękuję za słowo „wytłumacz”. To świetne słowo i chyba zbyt rzadko używane w szkole, szczególnie w relacjach władze oświatowe – nauczyciele – rodzice. Z wiekiem, coraz bardziej przekonuję się do poglądu, że słowa nie tylko odzwierciedlają myślenie, postawy i nawyki człowieka, ale również działają w przeciwnym kierunku: kształtują je, zmieniają człowieka. Może to prawda, że na początku jest słowo ? Uważam, że częste używanie słowa „wytłumaczyć” zmieniło by szkołę.
Wracając do Dnia Sportu – to jest papierek lakmusowy dla szkoły. To jest test dla sprawności, profesjonalizmu i poziomu współzależności ciała pedagogicznego. Właśnie w trakcie tego spotkania odgrywany jest bardzo intensywny proces wychowawczy. Jak wypadł Wam ten test ?
Trzeba rozróżniać wychowywanie indywidualne od wychowywania społecznego.
Szkoła powinna się zająć wychowaniem społecznym a tego nie robi.
Bo wychowaniem społecznym dom rodzinny się zająć z oczywistych względów nie może a szkoła nie powinna się wtrącać w wychowywanie dziecka w rodzinie. Z wyłączeniem patologicznych przypadków, kiedy i w tę sferę prywatności powinna wkroczyć, kiedy dobro dziecka jest zagrożone lub kiedy rodziny brak po prostu.
w czym problem?
To prawda, że pracujemy z ułomnymi ludźmi, sami nie jesteśmy doskonali, ale jednak w pewnych zawodach, powinna się odbywać selekcja która nie pozwoliłaby na odbijanie się przekroju społeczeństwa w zawodzie.
To chyba nie jest tak, że różnego rodzaju świństwa jakie nas w życiu spotykają nas uodparniają.
To nie działa jak szczepionka, to działa jak trucizna, powolna, sącząca się, ale odkładająca w organizmie, budząca w nas zwątpienie w humanizm.
Im mniej złych doświadczeń tym lepiej, starczy ich w życiu i bez twojego wsparcia.
@w czym problem?
3 czerwca o godz. 3:08
?Człowiek latami harował, żeby jakieś tam ?wartości? wpoić, a tu ? proszę ? wystarczy jedna wesoła impreza.?
Zwracam uwagę emerytce1951 iż jej wpis także ?aż prowokuje? do złośliwych komentarzy.
Do złośliwych komentarzy prowokuje infantylny wpis @Her (żywcem przeniesiony ze szkolnej kroniki), piejącej z zachwytu nad sukcesem wychowawczym odniesionym z powodu uczestnictwa dzieci i kadry w milusiej imprezce.
@Michał
Znakomicie.
Nie wychowuje się poprzez poglądowe pogadanki na gw, tylko poprzez dawanie dobrego przykładu – solidne przygotowanie do zajęć, obiektywizm, konsekwencję, szacunek dla ucznia, kulturę osobistą, postawę pozaszkolną.
Wszędzie są nauczyciele, których uczniowie szanują, z których się wyśmiewają, i których nienawidzą. I zawsze wiadomo, za co.
Jako ‚zasłużona’ emerytka bywam czasami zapraszana na szkolne uroczystości. Jak są ubrane niektóre panie nauczycielki, woła o pomstę do nieba ! Można odnieść wrażenie, że pomyliły szkolną akademię ‚ku czci’ albo Dzień Nauczyciela z tanią tancbudą.
W szanujących się firmach coraz częściej obowiązuje restrykcyjny dress code. Dyskretna elegancja i schludność pracowników stanowią jeden z elementów wizerunkowych firm.
Nie mówię, żeby nauczyciele chodzili w mundurkach (choć może to nie byłoby takie głupie), ale jakieś zdrowe zasady powinny być przestrzegane. Może sprowadzić specjalistę od kreowania wizerunku i przeprowadzić jakieś szkolenie. Tworzy się regulaminy dzieciakom, ustala się strój galowy, każe nosić w szkole obrzydliwe kapcie… Może trzeba zacząć od siebie. A wtedy uczeń nie zapyta, dlaczego pani wolno, a mi nie? A pani nie odpowie, że co wolno wojewodzie….
Piszę to z punktu widzenia dawnej uczennicy, byłej nauczycielki, matki i babci.
„Przypuszczam, że myślimy zbieżnie: wychowanie kojarzy nam się propagandą, manipulowaniem, presją, zniewoleniem umyslu. Też nie lubię słów wychowanie i wychowawca.”
– – –
Na marginesie uwag ynca (ale nie DO czy O yncu, ale o temacie, jaki przedstawia):
a/ No, ja jestem bardzo ciekaw, CO trzeba mieć w postawie, światopoglądzie i umyśle, aby takie skojarzenia i doświadczenia posiadać…
Skąd, z jakich doświadczeń, takie skojarzenia?
I w jaki sposób (oraz w jakiej cywilizacji) ten ewentualny światopogląd może kwalifikować do zajmowania się belferstwem (znowu – to nie o yncu, ale zagadnieniu).
b/ „Wytłumaczyć” oznacza dysfunkcjonalne, paternalistyczne podejście do podmiotu edukacji: ktoś, kto wie i rozumie – tłumaczy temu, kto takich właściwości nie ma, co czyni pojęcie deprecjacyjnie wartościującym , więc w edukacji nieprzydatnym.
Słowo to, opisujące postawę edukacyjną, wyklucza nawiązanie efektywnego partnerstwa w procesie edukacyjnym.
Słowa czynią. (proszę sobie to zinternalizować, czytając kilka razy).
Proponuję w zamian postawę opisywaną słowami:
– zaciekawić (zainteresować)
– zachęcić (do działania)
– pomóc odkryć/dowiedzieć się
– przedyskutować (dialog)
– umożliwić (doświadczenie, poznanie)
– przedstawić
– przekonać
– uruchomić motywację (do osiągnięć)
Jakby kto nie widział związku tych pojęć i postaw z rzeczywistością szkoły publicznej (bo nawet nie poznał czy zrozumiał ‚podstaw programowych’) to chętnie …”wytłumaczę głąbowi” (to tylko cytat z najczęściej używanego w szkołach zwrotu motywacyjnego, wg badań socjologicznych, zakładam, że nie może nikogo w związku z tym obrazić).
Miłych refleksji w ten dzień święty 😉
Jako wyjątkowo celny komentarz do blogowych wygibasów, jakie tu pod modelowym wzorem wpisów inicjalnych czynimy, proponuję wszystkim trzeźwe i uczciwe spojrzenie na istotę publicznego belferstwa i sytuacji edukacyjnej.
Oparte na empirii i posługiwaniu się umysłem, w dodatku także, o dziwo, z miasta Łodzi.
Ciekawe – jedno miasto i tak różne postawy belferskie; przy poniżej – czym jakże budujący przykład:
http://tinyurl.com/7y5oy9v
Bez komentarza…
http://wiadomosci.wp.pl/gid,14537685,kat,1356,title,Swieto-wszystkich-dzieci,galeria.html
@w czym problem?
3 czerwca o godz. 2:31
„Na tym blogu aż roi się od teoretyków, niektórzy z nich nawet wydają się mieć szlachetne intencje, ale proponujących całkowicie oderwane od życia rozwiązania.
Sądzę, że teoretyków jest na blogu zdecydowanie mniej, niż praktyków. I to, niestety, większość z nich głosi utopijne tezy, broniąc KN, gwarantującej nijak obecnie nieprzystające do rzeczywistości przywileje nauczycielskie.
Uczeń plącze się gdzieś tam w tle. Ale właściwie to on tylko przeszkadza. W pakiecie z roszczeniowym rodzicem destabilizuje proces edukacyjny. Najlepiej zatem, żeby go całkiem nie było, bo wtedy spokojnie można by produkować te magiczne stosy papierów zalecane przez władze oświatowe.
w czym problem? Zgoda na całej linii. W szkole nie ma miejsca na uzdrowicieli i szamanów. Nie ma też szczególnego nasilenia belferskiego zła i niekompetencji, jeżeli jest, to w takim samym procencie, jak w całym społeczeństwie. Wrzucanie do jednego wora wszystkich i topienie z iście bolszewickim zapałem budzi reakcje obronne i nic w tym dziwnego. Powtórzę po raz kolejny; „kto myśli inaczej niech myśli…”
„W pakiecie z roszczeniowym rodzicem destabilizuje proces edukacyjny. Najlepiej zatem, żeby go całkiem nie było, bo wtedy spokojnie można by produkować te magiczne stosy papierów zalecane przez władze oświatowe.”
No właśnie!.
„Trzeba rozróżniać wychowywanie indywidualne od wychowywania społecznego.”
A to jakiś dziwoląg, „ni pies ni wydra coś na kształt świdra”.
„Demoralizujące pozoranctwo w szkole”
dr Krzysztof Jurek, nauczyciel
Od:
„Polska szkoła kształci źle
do:
d) szkodnikiem (czego oni uczą te biedne dzieci)
dr Jurek podsumował tutaj nie swoje zdanie ale tzw. „głos opinii publicznej” i to tak, jak lubią go pokazywać przekaziory.
od:
„Oznacza to, że źle wybrałem”
do:
„początku lat dwutysięcznych.”
opisuje zewnętrzne w stosunku do oświaty uwarunkowania polityczne.
W punkcie pierwszym dr Jurek wskazuje na odejście w niebyt nauczycieli-metodyków.
W punkcie drugim krytykuje niedostatki kształcenia nauczycieli.
Punkt trzeci. „Całkowita zmiana w pokoleniu obecnej młodzieży szkolnej.” Dr Jurek wylicza zmiany językowe a także na „wzrost poziomu agresji uczniów i rodziców” oraz na „obniżenie się możliwości”. Które to obniżenie mierzy pan doktor „faktograficznie”.
Zauważa też zróżnicowanie możliwości uczniów.
Punkt czwarty to „podziękowanie” za nieustające reformy.
„jest tyle roboty, że nie ma czasu ładować taczek.”
******************************************************
ad.1 Jest to wina systemu, organizacji oświaty a nie indywidualnych nauczycieli.
ad.2 Znowu, czyja to wina? Pani Kasi co uczy muzyki w IVa czy pani Zosi od polskiego? A może ministra edukacji? A może Pana Premiera? A może Panów Posłów? A może całego społeczeństwa, które jak dzieci nie dojrzało jeszcze do ustalenia priorytetów i nie wpadło na pomysł planowania swojej przyszłości? Woli w smoleńskiej mgle i w piłkarskich szalikach dyskutować o Euro i o pancernych brzozach?
ad.3 Wskazując na barierę pokoleniową pomiędzy uczniami i nauczycielami, czyżby dr Jurek był zwolennikiem odmłodzenia kadry tylko w oparciu o jej słownictwo? Ryzykowana to rada. „Poziom agresji uczniów i rodziców” chyba pasowałby do „słabej jakości społeczeństwa kwalifikującego się do wymiany”. Przynajmniej według wiodących teorii naprawy edukacji rodem z „Belferbloga”. Inczej musielibyśmy zgodzić się z dr Jurkiem, iż jest to realna przeszkoda. No i na koniec te kryterium „faktograficzne”…Może się mylę, ale widący teoretycy zwykle krytykowali „nacisk na pamięciówkę” przeciwstawiając jej „nabywanie kompetencji”. To jak to teraz wygląda, gdy powołujemy się na dr Jurka jako na „budujący przykład”? No i to zauważenie różnego wysiłku uczniów zbliża doktora do koncepcji przebrzydłej elitarności i dzielenia na lepszych i gorszych uczniów…
ad.4 Chyba jasno wyjaśnia powody „kwitnącego pozoranctwa” jako samoobrony organizmu. Dokładnie o tym samym i nawet używając dokładnie tego samego języka pisałem tutaj na blogu. Ryba psuje sie od głowy.
„z działalności MEN-u przebija przekonanie, że w starym sporze między życiem a teorią, życie skazane jest na porażkę.”
*******************************************************
Gdzie w liście dr Jurka jest wymieniony nauczyciel jako główne źródło zła? Chociaż raz? W moim rozumieniu obwinia on organizację edukacji oraz szeroko pojęte zmiany zachodzące w całym społeczeństwie. C.B.D.O.
Witam,
A może włączylibyśmy się do akcji „Komentuj. Nie obrażaj”?
Już coraz rzadziej zaglądam na ten blog. Przykro czytać tyle złośliwości.
Pozdrawiam
emerytka 1951 3 czerwca o godz. 11:26
„większość z nich głosi utopijne tezy, broniąc KN, gwarantującej nijak obecnie nieprzystające do rzeczywistości przywileje nauczycielskie.”
Problemem nie jest KN sama w sobie tylko odstawanie gwarantowanych przez nią przywilejów od „śmieciowości” stosunków pracy ogromnej części „reszty społeczeństwa”.
W USA, w rejonach gdzie szkoły publiczne działają dobrze, także jest dużo głosów krytykujących nauczycielskie związki zawodowe i przywileje, które wywalczyły. Ale głosy te wpisują się po prostu w normalną rywalizację pomiędzy obiema partiami i nie stanowią czegoś super-drażliwego. Natomiast w centrach miast, gdzie szkoła publiczna jest synonimem klęski państwa jako organizatora czegokolwiek, tragiczne czasami rezultaty nauczania służą jako bardzo widocznego „chłopca do bicia” w przywileje nauczycieli – „niekompetentnych darmozjadów i złodziei publicznego grosza”. Jako element politycznej „walki na noże” przez Demokratów, czyli „niebezpiecznych lewaków, chcących rozmontować najwspanialszy kraj na świecie i upodobnić go do socjalistycznej Europy” i Republikanów, czyli „pozbawionych serca zimnych kapitalistów, którym zależy tylko na pieniądzach i którzy wszystko, w tym szkołę, chcieliby przekształcić w maszynkę do robienia pieniędzy. A jak ktoś jest biedny to niech go szlag trafi.”
W warunkach amerykańskich lokalne podatki od nieruchomości „ustawiają” cały system tak, że prawdą staje się zarówno powiedzenie: „Dlaczegoś głupi? Boś biedny! Dlaczegoś biedny? Boś głupi!” jak i jego przeciwieństwo.
Ja nie wiem, jak i czy można przerwać SKUTECZNIE, EFEKTYWNIE, UNIKAJĄC BANKRUCTWA SYSTEMU, SZYBKO, etc. tę amerykańską pętlę. Obawiam się tylko, że niektórzy dyskutanci z tego bloga są równie aroganccy jak wielu Amerykanów. Że „problemy Polski są unikalne”, „Polacy są unikalni i najlepsi”, „my wiemy najlepiej”, „zasada NIH (not invented here) działa w najlepsze”, itd.
Polscy nauczyciele uczą pewnie we wszystkich krajach świata. Od wielu lat. Różne systemy edukacyjne maja swoje mocne i słabe strony. Czy ktoś kontaktuje się z nimi i zbiera w Polsce wszystkie te informacje? Porównuje? Upublicznia swoje wnioski i poddaje je dyskusji społecznej? Ustala i uzgadnia cele, które były by poddane pod dyskusję i wybór priorytetów w jakims powszechnym referendum?
Tajwan w dokładnie taki sposób zreformował swój system opieki zdrowotnej. Posłano komisje do kilku (czy nawet kilkunastu) krajów świata ocenionych najwyżej przez tajwańskich specjalistów, zarówno tych, którzy pracowali głównie na Tajwanie jak i w danych krajach. Komisja przeprowadziła dogłębne studia porówawcze i tak opracowano tajwański system. Poprzez „benchmarking”.
Od Singapuru można by się nauczyć jak częściowo prywatyzować szkoły publiczne. Oni mają tam szkoły „niezależne” i „autonomiczne”. Oraz resztę, czyli „zwykłe publiczne”. Cały system jest mały, więc chyba łatwiejszy do przestudiowania.
Najbardziej dziwi mnie właśnie brak chęci wykorzystania „polskich agentów” pracujących w wszelkich systemach edukacyjnych całego świata. Niczego się od nich nie można nauczyć?
Wracając do KN. Według mnie to nie KN trzeba zlikwidować ale „przywileje pracownicze” (czytaj: ludzkie warunki pracy) dać reszcie pracujących w Polsce. Oczywiście to „danie” ma być „zarobieniem” przez „obdarowanego” a nie jakimś rozdawnictwem. Ale ryba psuje się od głowy i w moim przekonaniu każdy szef jest sto razy bardziej odpowiedzialny za rezultaty pracy podwładnego od niego samego. Organizacja pracy przede wszystkim.
@Margola
3 czerwca o godz. 21:20
„A może włączylibyśmy się do akcji ?Komentuj. Nie obrażaj??
Proszę mi wyjaśnić, kto tu kogo obraża.
Bo jeśli piętnuje się patologię, to ci, których to nie dotyczy, nie powinni czuć się obrażani.
Czy obraza uczuć nauczycielskich to odpowiednik obrazy uczuć religijnych?
Poza tym ten apel przypomina mi wychowawczą reakcję pani przedszkolanki na bójkę między dzieciakami – nie próbuje wyjaśnić, tylko każe podać sobie łapki na zgodę. Strona skrzywdzona czuje się skrzywdzona podwójnie.
Ostatnio sezon na wycieczki szkolne.
Często je na mieście (w kinie, fastfudzie, przy automacie do lodów, na starówce i najczęściej w Galeriach) spotykam. Zwykle są to goście z tzw. prowincji, ciekawi każdego takiego miejsca, różniącego Stolicę od lokalnych metropolii.
Prawie zawsze wśród radosnego gwaru i wesołych wychowawczych interakcji moją uwagę zwracają (bo głośne) takie komunikaty edukacyjne:
‚gdzie idziesz ty głąbie’
‚no weź się przesuń kretynie jeden’
‚jak nie przestaniesz biegać, to wracasz do autobusu, ty durniu’
Głosy pochodzą od opiekunów wycieczek. Nie wiem, czy to belferki (bo z reguły-panie) , czy rodzice.
Możemy głosować nad prawdopodobieństwem skąd te głosy i w ten sposób ustalić stan faktyczny. Z pewnością chodzi o rodziców, prawda?
A może włączylibyście się, opiekunowie, czyli ciocie i wujowie rzecz jasna, do akcji ?Wychowuj. Nie obrażaj??
Już coraz rzadziej zaglądam na starówkę. Przykro słuchać tyle złośliwości.
Wolę blog, bo tu przynajmniej dostaje je złośliwy gekkon, dziki zwierz, a nie dziecko czy jakieś inne stworzenie do wychowania.
Może więc tym samym dla dzieci tych złośliwości zabraknie, przecież nauczyciele tyle potrafią…nawet, być niewidzialnymi, jak trzeba!
Pozdrawiam.
Margola
Przyłącz się.
@w czym problem?
Mnie się podobają takie wpisy, które mają ręce i nogi. Gratuluję umiejętności szerszego spojrzenia.
@Margola
nie przejmuj się, nie wszyscy są tacy
@Margola
Włączam się i zapraszam. „Słowa ludzi niosą … „
stary 4 czerwca o godz. 15:53
Marzy mi się założenie i poprowadzenie „MDKu na sterydach”.
Na poczatek w dużym mieście. Jego funkcją byłoby przeciwieństwo wszystkich tych prywatnych Wyższych Szkół Gotowania na Gazie”, czyli niby-kształcenia w dyscyplinach nie wymagajacych żadnych nakładów kapitałowych, żadnych inwestycji. Wynajęcie sali, chałtura dla tych „z dyplomem”, politologia czy tzw. „informatyka”. Kartka papieru czy laptop i po sprawie. Takich „szkół” powstało w Polsce dosyć. A laboratoria fizyczne czy chemiczne w liceach zamknieto i uczniowie „uczęszczają” na miejscowy uniwerek albo polibudę aby dostać namiastkę wiedzy, którą trzydzieści lat temu mieli u siebie w liceum, na miejscu.
Marzy mi się przestawienie kolejności. Nie tylko wybudowanie laboratorium ale jeszcze odwrócenie programu nauczania. Zamiast „wyłożymy dzieciom o odkryciu elektronu” a potem (może) wspomnimy o zasadzie pracy oscyloskopu, którego nb. w szkole nikt nie umie obsłużyć,- gromadzimy w moim „Super-MDKu” złom telewizyjny. Niedługo w Polsce ludzie wymienią odbiorniki na cyfrowe i będzie pełno starych nikomu niepotrzebnych odbiorników kineskopowych. A w środku działo Wehnelta. Niech dzieciaki rozbierają telewizory. Odcinają pilnikami do metalu szklane rurki z tymi działami. Niech wybebeszą trzewia. Niech zobaczą co w środku. Potem niech pobawią się działającym telewizorem. Potem takim, co został zamieniony w oscyloskop. Albo z przystawką (staruteńką) w monitor komputerowy i niech pograją w starą grę komputerową. Przecież tego złomu będą miliony sztuk.
Niech głośnik rozwalą. Druciki odwiną. Magnes połamią. Papierową czy plastykową membranę oderwą. Zwrotnicę obejrzą. Niech dysk twardy z kompa wybebeszą. Wszystkie detale w środku obejrzą. Niech go sobie zapuszczą gdy jest otwarty. Niech zobaczą, jak głowica szuka plików. Nich wyjmą magnesy ze środoka dysku i zobaczą jakie są one silne. I tak dalej. Z napędami optycznymi, z silnikami krokowymi, z całym tym komputerowym złomem. A w innym pomieszczeniu niech rozbrajają samochodowego trupa. Albo skuter czy motocykl. Kuchenkę gazową, pralkę, żelazko. Mikser, odkurzacz. Na kawałki. Jeden mądrzej, drugi głupiej jak kto potrafi.
Kadra powinna być złożona z inżynierów (na emeryturze?) i z techników (samochodowych?, dorabiających po godzinach?) i z nauczycieli z przygotowaniem metodycznym, bo ja np. wiem, że nie wiem co sprawia, że mały w danej chwili jeszcze się bawi a za chwilę zaczyna ziewać. Nie wiem, jak sprawić, że „obiektywnie” ciekawe dla jednego jest nudne dla drugiego. Dla mnie „jak byk widać”, że to smaczny schabowy, a metodyk wie „jak przyprawić” i jak „podać” tak, aby było „zjadliwe” dla każdego „klienta”.
Dzieciaki najpierw by lutowały drut miedziany do aluminiowego radiatora a potem dowiadywały się od chemika dlaczego to nie działa. I po co używamy topnika. Najpierw malowały różnymi farbami po różnych podłożach, potem naklejały taśmę klejącą i zrywały fragmenty swojego malowania i dowiadywały się o różnych siłach i powierzchniowych energiach. Itd., itp. Najpierw eksperyment, nie zademonstrowany tylko własnoręcznie wykonany, a potem teoria. Masz tu stary, rozładowany akumulator samochodowy – zmierz napięcie – wylej kwas – wykonaj miareczkowanie – naładuj akumulator – powtórz miareczkowanie, nauczyciel wyjaśni podstawy regeneracji akumulatora, itd.
Oczywiście niektóre moje pomysły mogą być niebezpieczne, ale od czego metodyk,- może pomóc je opracować.
Ciekaw jestem, czy można by się utrzymać koncentrując w jednej instytucji laboratorium fizyczne, chemiczne i biologiczne, pomieszane, bez rozdzielania na dysypliny, wypełnione złomem i „tym, co nas otacza w domu i w zagrodzie”, wyjaśnianym POTEM (tj. po „ręcznym” zapoznaniu się uczestnika zabawy – tak zabawy – z „całym tym chłamem”) a nie PRZEDTEM, tzn. w systemie „theory-last”. Prowadzonym przez mieszaninę nauczycieli i inżynierów/techników, a na pewno entuzjastów. Nie dokładających do interesu oczywiście, czyli zarabiających netto nie gorzej aniżeli dając prywatne korepetycje.
Czy rodzice zapłaciliby za taki pomysł właśnie na zasadzie korepetycji? Czy szkoły wynajmowałby takie laboratorium na godziny jako alternatywę „lekcji na uniwersytecie”? Czy jakieś fundusze „od państwa” można by wyżebrać argumentując, że lepsza jest prewencja aniżeli poprawczaki, chuligaństwo i przestępcy w więzieniach?
Aha, i oczywiście oceny. Dla uczniów/uczestników – nie stopnie a wskazówki i obserwacje opiekuna danego uczestnika. W czym jesteś dobry a jakie zmiany byłyby pożądane jeżeli chcesz osiagnąć w życiu to, co zadeklarowałeś na początku naszych spotkań. Dla kadry – oceny uczniów. Chyba wyłącznie. Zero papierkologii.
„Proszę mi wyjaśnić, kto tu kogo obraża”
A to by było niewłaściwe, ponieważ w niedopowiedzeniu ‚kto’ i niedookreśleniu ‚co’ (obraża), kryje się cała rzekoma siła takiej prostej, lecz skutecznej (jak się zdaje) manipulacji przez insynuację.
„…to działa jak trucizna, powolna, sącząca się, ale odkładająca w organizmie, budząca w nas zwątpienie w humanizm…”
Właśnie tak działa manipulacja – jedyna droga ‚wychowawcza’ zalęknionych światem i obrona oblężonej twierdzy.
„…W związku z tym kwitnie głęboko demoralizujące pozoranctwo…”
To tytuł i konkluzja listu nauczyciela, jaki zacytowałem, na temat tego, co w związku z reformami, zmianami społecznymi dzieje się w s z k o l e za sprawą nauczycieli.
Oczywiście, i w tym przypadku adresatom konkluzji pomaga ‚postawa wychowawcza’, pozwalająca wyprzeć odpowiedzialność, tym razem innym niż insynuacja chwytem – manipulacją faktami. Albowiem ktoś zza kałuży, wyrzucany z innych blogów za antysemityzm, kto ponownie zaprzecza faktom (cytując wszystkie inne, z wyjątkiem …konkluzji samego autora), o tak:
„Gdzie w liście dr Jurka jest wymieniony nauczyciel jako główne źródło zła?”,
napotyka na gorliwych wychowawców-wyznawców czynienia sobie korzyści, kosztem prawdy i cudzym: „Mnie się podobają takie wpisy, które mają ręce i nogi. Gratuluję umiejętności”.
Rzecz jasna – pogratulować i natychmiast oszusta na gazetkę szkolną, niech wzorzy dziatwie. Cytowane pozoranctwo i demoralizacja nic innego przynieść nie może.
Tymczasem to wszystko, posługiwanie się kłamstwem i manipulacją w obronie własnych, niskich interesów kosztem dzieci, o b r a ż a wszelkie wartości, które powinny stanowić o sensie zawodu belfra i egzystencji szkół. Bez których powoływanie się na urażenie jest tylko cyniczną kpiną.
Tak się składa, że obraża także – i być może na tym blogu jedynie – mnie.
A teraz, i raz jeszcze – przyłączmy się – tam, gdzie komu charakteru i przyzwoitości staje.
Ale jawnie, bez fałszywego i nienależnego płaszczyka godnościowego. Bo fałsz i tak wylezie ze zdemoralizowanych pozorantów, nie są w stanie się tą godnością cieszyć dyskretnie.
@w czym problem?
Bardzo dobry pomysł z zajęciami. Podpisuję się obiema rękami.
@ w czym problem?, 4 czerwca o godz. 19:30
– – –
A z tym akurat poglądem w pełni się zgadzam, niezależnie od innych zachowań głosiciela.
Tyle, że dolewanie oleju syntetycznego (per analogiam do systemu ewaluacji) do zapchanego nagarem i zepsutego brakiem nadzoru i obsługi silnika, to marnotrawstwo większe, niż racjonalna w takiej sytuacji wymiana elementu napędowego.
Inne podejście to ściema mechanika – naciągacza, co uprzejmie, bez aluzji do opinii ‚w czym problema’, donoszę.
Tak, s i ł ą napędową systemu edukacji od której się wszystko zaczyna, są belfrzy. A w tym stanie, oleum nie pomoże.
Indywiduum o nicku „Gekko” bezczelnie i nie po raz pierwszy kłamie.
Jan Hartman nie wyrzucił mnie ze swojego blogu za antysemityzm jak insynuuje niejaki „Gekko” ale za zbyt udatne bo zbyt dosłowne kopiowanie skrajnie złośliwego, jątrzącego i „na gołe pięści” stylu samego profesora Jana Hartmana. Moje wszelkie wiadomości o poglądach profesora Hartmana wzięły się z czytania jego blogu i, za wyjątkiem tylko kilku dotychczasowych wpisów, uważam gębę jaką sam sobie przyprawił stylem swojego blogu za absolutnie dno. Uważam, że z jakichś tylko profesorowi Hatmanowi znanych powodów wolał on ustawić się na samym dnie polskiej politycznej połajanki, która to połajanka aktualnie odbywa się trzy piętra poniżej poziomu mułu.
Profesora Hartmana nie irytują świadectwa durnego i w chamski sposób wyrażanego antysemityzmu. Wręcz odwrotnie – on je z lubością kolekcjonuje a nastepnie publikuje i używa ich do sobie tylko znanych celów. On robi wszystko, aby generować takie komentarze metodą prymitywnej prowokacji. Filosemickie i proizraelskie poglądy np. redaktora Szostkiewicza czy np. wielu redaktorów „Gazety Wyborczej” nie są żadną tajemnicą, ale nie zauważyłem aby, używając celnego określenia parkera, „jeździli patykiem po płocie”. Podobnie z lektury tego bloga znam wyczulenie p. D. Chętkowskiego na wszelkie przejawy dyskryminacji, w tym na antysemityzm, ale nie zauważyłem u niego sadystycznej radości Hartmana z owego „jeżdżenia patykiem”.
Dla p. Chętkowskiego antysemityzm jest problemem, dla Hartmana jest narzędziem. Hartman na blogu wielokrotnie używa otwartego ognia na stacji benzynowej i miotacza płomieni w stodole pełnej siana. Według mnie będzie on jedną z osób bezpośrednio odpowiedzialnych za podjudzanie do zachowań bandyckich i przemocy fizycznej w polityce, jeśli do takich dojdzie. Na równi, a może i bardziej niż najbardziej idiotyczne wypowiedzi najgłupszych, zawodowych polskich polityków.
To, ze profesor Hartman jest krańcowo zirytowany i sfrustrowany takimi a nie innymi stosunkami społecznymi w Polsce, taką a nie inną rolą Kościoła czy polityków PiS, poziomem kultury ogólnej czy wykształcenia otaczających go osób, nie znaczy, że powinien on w obelżywy sposób, właściwie powiedziałbym w sposób celowo odczłowieczający i poniżający obiekty swojego ataku, dawać upust wytryskom swojej ukierunkowanej nienawiści.
Profesor Jan Hartman nie wytrzymał psychicznie zastosowanej przeze mnie w celu wykazania mu jego własnej stronniczości metody. Podstawiłem mu mianowicie, tak jak robi się to z bazyliszkami, lusterko. I tak jak bazyliszek, nie mogąc znieść swojego własnego widoku – pozbył się mnie ze swojego blogu.
Osobnik o nicku „Gekko” kłamie zaś insynuując, że powodem tego był antysemityzm.
Osobnik o nicku „Gekko” jest zwykłym kłamcą.
Napisałem dłuższe uzasadnienie, ale niestety Gospodarz „musi żyć z ludźmi” i zadecydował aby mojego uzasadnienia nie publikować. Poddaje Gospodarzowi pod rozwagę taki eksperyment myślowy; co się stanie, gdy kiedyś ktoś wydrukuje teksty profesora Jana Hartmana z jego blogu i fizycznie dostarczy je do rąk jego sąsiadów w „wiejskim miejscu zamieszkania” itelektualisty. Oraz przy okazji następnej profesorskiej próby wyborczej w Krakowie powielone zostaną co smakowitsze wyimki z jego własnej twórczości.
Najbardziej plującego nienawiścią osobnika rażą teksty takie jak:
„gdzie idziesz ty głąbie”
„no weź się przesuń kretynie jeden”
„jak nie przestaniesz biegać, to wracasz do autobusu, ty durniu”
I dawaj pouczać, i dowalać znienawidzonym nauczycielom.
Dostarczymy mu więcej paliwa, niech tyje jego jakże lepsze od naszego ego.
***********************************************
Poniżej mamy wybór zwrotów z nauczycielskiego języka, jakim pewien pedagog albo zwykł zwracać się do swoich uczniów albo myśleć o nich:
pawian
rżące stado
baranie głowy
wyjący derwisze
hałastra
łby
małpoludy
największy tępak w klasie, który lotnością inteligencji niewiele przewyższał dębową szafę
bredził smętnie jak Piekarski na mękach
Do jego metod wychowawczych należało zaś:
grożenie „zdzieraniem pasów”
chwytanie za ucho
Tak to okazuje się, że już co najmniej od 1937 roku całe pokolenia polskiej młodzieży były systematycznie obrażane. Co uwiecznione zostało przez Kornela Makuszyńskiego. Całe szczęście, że akcja powieści dzieje się już w 1937 roku, a więc jest szansa, że pedagog jest bardziej zwolennikiem sanacji a nie endecji. Co dla niektórych jest bardzo ważne, nawet w 2012 roku.
Jeżeli jeszcze zdamy sobie sprawę z tragicznego faktu, że nawet po nastaniu w Polsce ustroju sprawiedliwości społecznej i ludowej demokracji, scenarzyści ekranizacji powieści Makuszyńskiego zachowali oryginalne słownictwo to ręce nam opadają! Nauczyciel tak jak za sanacji obrażał uczniów tak dalej maltretuje ich za Gomółki!
Ten proceder trwa od Adama! Z tym trzeba coś wreszcie zrobić!
Ciekawe tylko, że według wyobraźni tego samego autora, tak poniżani uczniowie sami z siebie deklarowali iż: „kochamy pana profesora uczciwie i serdecznie”. Tak, tak, tego samego degenerata, który biedne dzieci tak strasznymi słowy obrażał.
Cyrk, proszę szanownej frekwencji, prawdziwy cyrk na kółkach.
CALL AND RESPONSE CZYLI O KŁAMSTWIE:
http://hartman.blog.polityka.pl/2012/04/21/kolysanka-dla-jarka/
– – –
zza kałuży 27 kwietnia o godz. 10:15
„…A w takiej radzie to będą jakieś stołeczki może? Do obsadzenia może? Już taka kreatura Krauthammer … podjudzacz wojenny i zawodowy syjonista, kiedyś do podobnej rady w Imperium Dobra się załapał.
… Czyżby w oczy kłuł monopol sukienkowych na ?etyczną doradę? dla polskiego mięska armatniego?…”
– – –
Jan Hartman, 27 kwietnia o godz. 16:26
@ zza kałuży
Rzygać mi się chce na ten słowotok pogardy i nienawiści. Spadaj z mojego bloga (proszę moderatora, żeby kasował ten syf)
– – – – – – – –
Są rzeczy, których nawet filozof nie zdzierży – a Pan, Gospodarzu?
Jak dla mnie, co do tematu wyziewów zza kałuży – nie ma problemu, tylko fetor.
Krauthammer, Hartman i Gekkon
filozoficzny bekon
trochę mniej szynki niż tłuszczu
nie widać okien wśród bluszczu
akademicka kariera
najemnego bulteriera
bluszcz bardziej plastykowy
dobry, bo propagandowy
co za finezja w szantażu:
„a Pan, Gospodarzu?”
B’nai B’rith nam majaczy
ciebie też rozkułaczy
Czy wyziewy zza kałuży zawierają już groźby karalne, czy tylko naruszają regulamin, bo nie wiem, kto powinien za prof. Hartmanem powtórzyć słowo na s…
Prokuratura czy admin, Gospodarzu?
Ale i tak obnażony, kłamliwy rasista mnie akurat mniej straszy a znacznie bardziej śmieszy, nawet w żenującej poetyce opętańczych obsesji 🙂 🙂 🙂
A Was? (jak ze skeczu Pszoniaka)
@w czym problem?
Co do kwestii jasności – może Ty mi wyjaśnisz? Jesteś w salce z grupą młodzieży i masz 45 minut na wychowywanie ich. Co zamierzasz zrobić i jak sprawdzisz czy Ci się udało?
Inna kwestia. Cytat z mojej wypowiedzi:
„Niech przestrzega zasad. Tych, co do których sam jest zobowiązany, a szczególnie tych, które sam narzuca na młodzież. Konsekwencja, słowność, prawdomówność, sprawiedliwość. To jest podstawa. ”
A oto cytat z 3 czerwca o godz. 2:31 z użytkownika „w czym problem?”:
„Na tym blogu aż roi się od teoretyków, niektórzy z nich nawet wydają się mieć szlachetne intencje, ale proponujących całkowicie oderwane od życia rozwiązania. Zawsze radykalne i zawsze bez najmniejszych szans na powodzenie, gdyż zależące od jednoczesnej i zupełnej transformacji całego społeczeństwa zgodnie z postulatami danego wnioskodawcy.”
Przestrzeganie zasad, konsekwencja, słowność, prawdomówność, sprawiedliwość to radykalne rozwiązania oderwane od życia i bez najmniejszych szans na powodzenie? Czy tego właśnie należy nauczyć młodzież?
Kolejny cytat z „w czym problem?”
„Wcale nie uważam, że uczniowie odniosą jakąś wielką szkodę jeżeli zetkną się w szole z niedoskonałym nauczycielem. (…) Czy ja wiem, czy szkolne doświadczenie z ?wariatką od biologii?, ?złośliwą rusycystką? czy ?wuefistą co nie znosi dziewcząt? nie będzie rodzajem szczepionki uodparniającej na poważniejsze przypadki w późniejszym życiu. Natomiast przebywanie w komputerowo-sterylnym środowisku tylko osłabi naturalną odporność organizmu.”
Czego nauczyciel może nauczyć młodzież swoją własną niekonsekwencją i niesprawiedliwością? Tego, że nie liczą się żadne zasady, tylko kaprysy małego dyktatora (którym się akurat stał dzięki odrobinie nauczycielskiej władzy dającej poczucie wyższości nad małoletnim). Szczepionka to by była, gdyby w szkole nauczano jak przeciwstawiać się takim negatywnym postawom i skutecznie na nie reagować. Chyba, że faktycznie postawimy sobie taki cel wychowawczy by młody człowiek oswoił się z małymi i dużymi dyktatorami, a może nawet doszedł do wniosku, że najlepiej samemu być takim dyktatorem. I to jak największym.
Skoro przestrzeganie zasad, konsekwencja, słowność, prawdomówność, sprawiedliwość
to „komputerowo-sterylne środowisko”, które osłabia, tzn., że łamanie zasad, niekonsekwencja, kłamstwo i niesprawiedliwość to środowisko, które wzmacnia?
@ync
3 czerwca o godz. 6:57 pytasz o jakie zasady chodzi. Np. o te, o których 3 czerwca o godz. 10:21 pisała emerytka1951. Np. o terminowość. Gekko podał 2 czerwca o godz. 21:31 doskonały przykład. Od siebie dodam: umiejętność gospodarowania czasem (często wymieniane wymaganie w ofertach pracy). Punktualność. Planowanie. Kontrola upływu czasu. Czy to dużo? (Od czasu do czasu, kończenie lekcji minutę przed końcem z pewnością wywarłoby dobre wrażenie i byłoby znakiem doskonałej organizacji czasu.) Widocznie łatwiej nauczycielowi to zaniedbać i robić uczniom wodę z mózgu mówiąc, że „dzwonek jest dla niego”.
@w czym problem?
3 czerwca o godz. 2:31
„Michał prawdopodobnie nawet nie zauważył, iż opisał działanie komputera.”
Komputer działa bezrefleksyjnie, nie ma wolnej woli, działanie przychodzi mu bez wysiłku, nie musi zwalczać w sobie lenistwa i racjonalizacji własnych słabości. Toteż tym lepszy przykład daje człowiek, nauczyciel, pokazując, że konsekwentna i sprawiedliwa postawa jest możliwa i nie jest ‚oderwana od życia’. Z czasem wchodzi w nawyk, staje się naturalna, autentyczna i łatwa w zastosowaniu. Analogicznie jest z obijaniem się i lekceważeniem obowiązków.
Kolejny cytat:
„Nawet jeżeli uczniowie będą mieli szczęście kontaktować się tylko i wyłącznie z nauczycielami rodem z ewangelii w/g Michała to uważam, że nie przygotuje ich to za dobrze do późniejszego życia.”
Dziwi mnie, że truizmy które wypisałem w pierwszym komentarzu spotkały się ze sprzeciwem i ośmieszaniem. Może zatem wychowywać powinni więźniowe? Bandyci, mordercy, zboczeńcy, złodzieje, oszuści i psychopaci? Wtedy młody człowiek dostanie porządną „szczepionkę” i w dorosłym życiu już nic go nie zaskoczy.
@Michał
„Konsekwencja, słowność, prawdomówność, sprawiedliwość”
Może mówimy o tym samym tylko inaczej.
Ustawiłeś porzeczkę bardzo wysoko. Ja jestem perfekcjonistą i wiele razy poniosłem tego konsekwencje. Znam siebie i wiem, że daleko mi do twojego ideału. Dlatego instynktownie się „najeżam” na takie postulaty. Broniąc takich mocnych, biało-czarnych pozycji robisz z siebie „pierwszego bez grzechu, który może rzucić kamieniem”.
Ja wyposażony w dobry mikroskop widzę całą masę skaz na moim pancerzu i nie ośmieliłbym się twierdzić, że zawsze jestem „KSPS”.
A dzieci i młodzież, jak sam dobrze wiesz, wzrok mają nie tylko lepszy ale jeszcze zdolność widzenia w podczerwieni i w promieniach Roentgena. Nic się przed nimi nie ukryje. Plus ta młodzieńcza bezkompromisowość.
>Panie psorze Michale, powiedział pan, że Polska zapewnia swoim obywatelom równość wyznania, to dlaczego tutaj na ścianie wisi tylko krzyż? I dlaczego w szkole nie ma etyki? Nie wstyd panu prostytuować się i brać od państwa pieniędze za przymykanie oczu na jawne łamanie prawa? Jak pan może być urzędnikiem takiego państwa? Co z tego, że jest pan fizykiem? Myśli pan, że to pana nie dotyczy? Zakłamany pan jest, ot co! Forsę to pan bierze, ale tchórz pana oblatuje gdy panu ksiądz lekcje dezorganizuje wyprawami do kościoła, prawda?<
Argumenty małego Jasia Hartmana, ale łatwo możemy sobie wyobrazić nastolatka zacietrzewionego jak Profesor – uczniowi w wieku kilkunastu lat taka argumentacja jeszcze wypada. No i jak pan, prawdomówny i sprawiedliwy, wyjaśni swoje zarobkowanie pod szkolnym krzyżem?
To tylko jeden przykład. Mam nadzieję, że wyjaśniłem swoje wątpliwości. Innym przykładem jaki przychodzi mi do głowy jest "krycie ucznia". W USA w niektórych stanach wprowadzono prawo obligujące sędziego do ferowania określonych i bardzo wysokich kar więzienia za trzecie i nastepne przestepstwa. Te trzecie (i dwa poprzednie) mogą być najgłupszymi, najmniej znaczącymi w kodeksie sprawami. Ale skoro twój licznik kliknął trzy razy dostajesz kilkanaście lat i lądujesz z najgroźniejszymi bandytami w celi. Ludzie to widzą i komentują niesprawiedliwość. Ale rozruchów nie ma, bo w wliej częsci cierpią biedni i kolorowi. Nie tylko dlatego, że popełniają oni większość przestępstw. Przede wszystkim dlatego, że biały nastolatek przyłapany na włamaniu do samochodu w celu przejażdżki po pijaku zostanie wydany rodzicom i najwyżej dostanie kuratora. Biały policjant po zatrzymaniu gagatka zadzwoni do rodziców i im powie, co synalek zmalował. Rodzice do adwokata i cała trójka za godzinę melduje się na posterunku. Zupełnie inne papiery sa wypełniane, zupełnie inna kwalifikacja czynu. Adwokat panu posterunkowemu zaraz wyjaśni. A czarny nastolatek pójdzie do celi na parę dni i z nim po raz pierwszy pogada sędzia na pierwszej rozprawie. Jak już jego dokumentacja będzie miała 30 stron i grube okładki.
Jeżeli w polskiej szkole czy państwie jest chociaż cień szansy na zadziałanie podobnego do opisanego powyżej mechanizmu, to jak postąpisz w przypadku przyłapania ucznia na "czymś" w szkole lub poza nią? Nigdy nie wpłynie na twoja decyzję to, jakim człowiekiem był ten uczeń dla ciebie, dla szkoły, dla kolegów do tej pory? Będziesz zawsze idealnie obiektywny i będziesz wiedział, co oznacza pojęcie "sprawiedliwość"?
@w czym problem?
To jest łatwo wyjaśnić, chociaż nie uważam by nauczyciel miał obowiązek to robić. Takiemu dzieciakowi należałoby powiedzieć, że w naszym kraju dużo jest niekonsekwencji i sprzecznych deklaracji. Jeśli właściwie pokieruje swoim rozwojem to gdy dorośnie będzie mógł wiele spraw wyprostować. Np. zmienić Konstytucję, by podkreślić zasadność wieszania Krzyży w salach lekcyjnych, albo pozdejmować te Krzyże, albo powywieszać wszystkie inne symbole religijne – wedle zapatrywań. Nauczyciel bierze pieniądze za określony zakres obowiązków, więc dopóki się z nich wywiązuje to jest wszystko w porządku. A młody człowiek niech się skupi na tym na co dziś ma wpływ i wykorzysta to jak najlepiej.
Ty mówisz o „grubych” sprawach: krycie ucznia, informowanie policji o popełnieniu przestępstwa. Nie jestem nauczycielem, nie wiem co bym robił na miejscu nauczyciela. Jako rodzic wymagałbym, jak pisałem: konsekwencji, słowności, prawdomówności, sprawiedliwości. Z tym, że wcale nie miałem na myśli takich „grubych” spraw (ba! w takiej „grubej” pewnie byłbym bardziej wyrozumiały), tylko szare codzienne obowiązki: terminowe przeprowadzanie i sprawdzanie klasówek/kartkówek, egzekwowanie prac domowych, punktualność, nie upijanie się na wycieczkach, powstrzymanie od palenia papierosów, nie używanie przekleństw itp.
„Grubych” w sensie: będących dużymi dylematami, gdzie na szali ważą się co najmniej dwie poważne wartości. Natomiast nie „grubych” w sensie: będących poważnymi przestępstwami popełnionymi bez wahania z zimną krwią. 😉
Michał
6 czerwca o godz. 10:28
„Dziwi mnie, że truizmy które wypisałem w pierwszym komentarzu spotkały się ze sprzeciwem i ośmieszaniem.”
Michale, z całym szacunkiem, wiele truizmów i oczywistych oczywistości spotkało się w tym miejscu ze sprzeciwem i ośmieszeniem.
Oczywiście, to, o czym piszesz jest zbiorem podstawowych cech osoby mającej stanąć przed klasą i trudno się z tym nie zgodzić.
Bywają takie osoby i konsekwencją ich postawy jest szacunek i autorytet, jakim się cieszą (tak, dzisiaj, ze strony rozwydrzonej młodzieży wspieranej przez roszczeniowych rodziców).
Oczywistym jest również, że szkoła wychowuje (które to stwierdzenie również wielokrotnie budziło protest „praktyków”).
Wychowuje, bo wychowanie nie odbywa się przez opowiadanie i moralizowanie, ale przez przebywanie i uczestniczenie w zbiorowości. Dotyczy to najgłębiej wychowania w zakresie relacji społecznych, relacji w dużej grupie, funkcjonowania instytucji – tego uczy się młody człowiek w szkole wchłaniając to, w czym sie porusza.
A dziecko przebywa w tych strukturach, przebywa znaczną część swojego życia i uczestniczy w nich.
Wpływ szkoły nie może byc żaden. Może albo wychowywać (pozytywnie), albo anty-wychowywać (deprawować).
Nie zapominajmy, również, że mówimy o dzieciach, które z natury skłonności związanej z ich etapem rozwoju emocjonalnego, a zwłaszcza osobowościowego, na ów wpływ są podatne (i jest to normalne).
Pozdrawiam.
@corleone
Cieszy mnie Twój wpis i zgadzam się z Tobą. Dzięki. Zaniepokoiło mnie jedynie to, że „wiele truizmów i oczywistych oczywistości spotkało się w tym miejscu ze sprzeciwem i ośmieszeniem”. Ciekaw jestem jakich. Czasem tu zaglądam to może jeszcze się dowiem z przyszłych wpisów.
Pozdrawiam.