Nauczyciele na majówce
Zazdroszczę nauczycielom, którzy na przełomie kwietnia i maja otrzymali tydzień wolnego. Niestety, nie każda dyrekcja jest tak łaskawa dla swoich pracowników. Moja kazała tak podzielić się dyżurami, aby uczniowie mieli opiekę i merytoryczną pomoc. Jeśli tylko wychowankowie zechcą przyjść, mogą uczyć się pod kierunkiem swoich nauczycieli.
Rozmawiałem ze znajomą, która pracuje w pewnej szkole jako woźna. Zdziwiła się, że idę do pracy. Powiedziała, że jej szkoła też jest otwarta, ale obowiązek dyżurowania nie dotyczy nauczycieli. Do pracy przychodzi tylko obsługa i administracja. Znajoma zażartowała, że musi powiedzieć swojej dyrekcji, iż w innych szkołach w długi weekend majowy do pracy przychodzą także nauczyciele. Ja zaś pomyślałem, że moja dyrekcja mogłaby nam darować ten obowiązek pracy, skoro inni szefowie są tak wspaniałomyślni.
Wydaje mi się, że każda szkoła powinna być w tym okresie otwarta dla uczniów. To oznacza, że część nauczycieli powinna być w pracy, inaczej uczniowie byliby pozbawieni opieki. Niestety, nie każdemu pasuje przyjść w majówkę do pracy. Wiem, jak to się odbywa w różnych placówkach. Nauczyciele tworzą listy uczniów, którzy chcą przyjść w dni wolne od lekcji. Potem przekonują chętnych, aby się zastanowili, bo przecież szkoła nie będzie się otwierać dla kilku osób. I tak poprzez umiejętny nacisk lista pustoszeje. W końcu czarno na białym widać, że nikt nie zamierza przyjść do szkoły. A skoro nie będzie uczniów, to nauczyciele też nie muszą przychodzić.
W mojej szkole takiego cyrku nie robimy. Na początku roku dzielimy się dyżurami, a potem nie ma zmiłuj się. W poniedziałek 30 kwietnia na moim dyżurze zająłem się czwórką maturzystów. Najpierw dwie osoby przyszły porozmawiać o maturze, a później kolejne dwie. Trochę mało, ale przecież warto przyjść do pracy nawet dla jednej osoby. Przykro jednak było tym nauczycielom, do których nie zgłosił się żaden uczeń. Jednak brak uczniów nie oznacza braku pracy. Zajęliśmy się wszyscy przygotowywaniem dokumentacji na egzaminy maturalne. Wprawdzie wolałbym uczyć, ale jak trzeba, to mogę pogrzebać w papierach. To też praca, chociaż ludzie myślą że nauczyciel tylko wtedy pracuje, gdy prowadzi lekcje. Moja następna lekcja będzie dopiero 14 maja – do tego czasu tylko dyżury, papiery i komisje maturalne.
Komentarze
Przez kraj przewala się dyskusja o oświacie, o wyrolowaniu przez system najsłabszych, zafundowaniu im płatnych studiów które są nic nie warte, a elity sobie selekcje w szkołach publicznych urządziły, swoje dzieci do wyselekcjonowanych, plebs do gimnazjów gdzie przemoc i agresja rządzą nie tylko między uczniami ale nauczycielami i uczniami też. I potem studia dzienne dla swoich, stać ich.
A na blogu majówka i orkiestra gra do końca.
Dadzą godzinkę, zabiorą, trzeba do roboty bez sensu iść, uczniowie nie przychodzą, a uczyć się chce! Tylko co zrobić, jak nie ma kogo a ci co są, to pożal się boże, do nauki się nie nadają.
I. Znieść przymus szkolny po 14 r. życia
II. Skasować gimnazja
III. Przywrócić 4 letnie licea i 5 letnie technika
IV. Znieść tzw „proces boloński” na uczelniach
V. Opracować naprawdę nową maturę i w żadnym razie opartą na „testach”
VI. Odsunąć od wpływu na oświatę urzędników MEN tudzież ludzi pani Kudryckiej, pod żadnym pozorem nie mogą zajmować się niczym, co wiąże się z oświatą i nauką – nawet dystrybucją kredy!
Tak jest, cofnąć nas do dziewiętnastego wieku i patriotycznie, patriotycznie.
Ech, włościańska natura.Na kłopoty w siebie i ograniczyć dobra, naszych nie dotknie, my lokalnie silni.
Niech wszystko wraca do po staremu, wszak wiadomo, kiedyś było lepiej, tak od stuleci jest coraz gorzej przecież, od kiedy pańszczyznę znieśli jest coraz gorzej, komu ona przeszkadzała?
Ha, a my kolejną bzdurną radę szkoleniową o dopalaczach…
czytam komentarze wyżej i nie wiem czyje gorsze? Kogos delikatnie przegrzało…. Tylko kogo?
@Parker
z XIX wieku to germanizacjię czy rusyfikację wolisz?
@parkerze, w tym wypadku zgodze się z Tobą w wątku „postępu”.
Obawiam się, że dwudziestowieczna formuła edukacji dobiega kresu (abstrahując od jej karykaturalnej postaci, jaką znamy z otoczenia). Próby „przyszywania nowej łaty do starego ubrania” doprowadzają powoli do sytuacji, że już niedługo zupełnie racjonalnym z punktu widzenia interesu społecznego będzie całkowita likwidacja szkół w obecnej postaci.
Nareszcie wpis Gospodarza mnie utemperował i zmusił do pokory.
Zupełnie nie mam pojęcia teraz, na czym polega zatrudnienie na etacie nauczyciela i praca w instytucji publicznej.
Dotąd myślałem, że regulują to konkretne (jak Karta Nauczyciela) przepisy, tak jednoznaczne dla każdego belfra i belfra-dyrektora, że nietrudno na ich podstawie egzekwować belfrom należne przywileje.
Co prawda, istnieją też przepisy zupełnie niezrozumiałe, a przez to niemożliwe ani do wdrożenia ani do obejścia, czyli powszechnie ignorowane, jak Prawo Pracy, Podstawa Programowa, Regulamin Szkoły czy też Prawo Oświatowe i Rozporządzenia Ministry (obowiązujące, o ile zgodne z prawem, co nie zawsze ma miejsce).
Jednak praktyka i wykładnia jakie ujawnia we wpisie doświadczony przecież Belfer i Nauczyciel Akademicki, zburzyły moją asertywność poznawczą.
Okazuje się, że „aby uczniowie mieli opiekę i merytoryczną pomoc” konieczna jest ł a s k a Dyrekcji. Takaż łaska i zwykła przyzwoitość zapewne, gdy Dyrekcja nimi nie ubogacona, nie pozwala „d a r o w a ć ten obowiązek pracy”, wbrew obowiązującemu w demokratycznym i praworządnym kraju imperatywie w s p a n i a ł o m y ś l n o ś c i, jeśli nie stanowi precedensu –
„skoro inni szefowie są tak wspaniałomyślni”.
Zdarzają się więc czarne od niewspaniałomyślności owce zarządzania, szczęśliwie napiętnowane ironią Gospodarza.
O niczym innym nie marzyłem, jako dowodzie na zdrowe postawy zawodowe autorytetów, przynajmniej.
Równie surowo, z perspektywy autorytetu, wygląda incydentalna na szczęście nie-u m i e j ę t n o ś ć gron pedagogicznych wywierania odpowiedniego n a c i s k u, celem zmiłowania się nad umęczonym ludem nauczycielskim ze strony potencjalnie roszczeniowych uczniów, zamierzających pisemnie zadeklarować stawienie się do obowiązku szkolnego w ustawowym dniu pracy, w którym „…niestety, nie każdemu /gronu/ p a s u j e …”.
Grzecznie, acz stanowczo, ukazuje Gospodarz dość kontrowersyjną drogę interpretacji pracowniczej niezależności belferskiej, postulując w dniach pracy „o t w a r c i e szkół” a nawet dając przykład relegowania ze swej placówki „cyrku”, czyli opisanej wyżej, powszechnej praktyki dopasowania umiejętnym naciskiem motywacji uczniów do ‚pasujących’ nauczycielom zachowań – czyli wymuszania nieobecności uczniów.
Ktoś tu, co prawda, w jednym z postów napisał, że szkoła najlepiej funkcjonowałaby bez uczniów i ja ten pogląd podzielam, jak zwykle w kontrowersji do szlachetnego idealizmu i praworządności Gospodarza.
Bowiem, w dniach wolnych od uczniów, niektórzy nauczyciele, jak donosi Gospodarz, odnoszą jednak z tego tytułu przykrość, co najlepiej świadczy o nieżyciowości przepisów. Przykrość ta „nie oznacza jednak braku pracy”, co dobitnie dowodzi słuszności wynagradzania za rzeczywistą pracę, a nie tą, zaburzaną uczniów obecnością, nawet, jeśli praca w obliczu uczniów jak i bez tego oblicza, jest niepasującą przykrością, której polski nauczyciel unika najzręczniej w UE.
I kto mówi, że to praworządność i cywilizacja warunkują szanse wykazania się dobrym miejscem w rankingach wskaźników edukacyjnych?
Ja już zbity z tropu, za takie błędy logiczne nie wypiję nawet półpinty edukacyjnego piwa. Chyba, że pod umiejętnym belferskim naciskiem autorytarnych argumentów ‚fait accompli’, przyjdzie zrzucić ogon i wylinkę na zakąskę 😉
PS
Polemistów ewentualnych upraszam z umiejętnym naciskiem o pasującą mi łaskę darowania wspaniałomyślności (słowa kluczowe), jak sobie – majówki.
@ parker, @ corleone
– – –
Prędzej Waszmościów w pęta pojmą i w niebyt wtrącą, niż kompania nasza belferska do szkół unicestwienia dopuści.
Majować alboż umiejętnie naciskać belfrom nie pierwszyzna a i brak uczniów w pracy przeszkodą nie stoi.
To i co tu po Was, Waszmoście i potomstwie Waszym?
Postępu belfrów w edukacji w tym, jak robić aby było tak jak jest, nie zatrzymacie!
Co z sarmackim przytupem Waściom wnoszę pod rozwagę 😉
O, widzę, że piesek już zaznaczył swoje terytorium. Dobrze, że ma swoją kupkę piachu. Miłej zatem majówki w piaskownicy.
Panowie czy nie odrywacie czasami skutków od przyczyn. Nic się nie bierze samo z siebie. Autoteliczne skutki możliwe są tylko w sztuce, a i to nie zawsze. Idioci bez względu na funkcje społeczne czy administracyjne mają się dobrze. Nie jest winą tych, którzy im podlegają, że muszą działać jak im grają. Obowiązek pisemnej deklaracji na zajęciach pozaplanowych obowiązuje też w mojej szkole.
A tera pytanie do mojego ulubionego ze wszystkich Gekka; musisz tak tokować?. Nie stać cię na prostsze komunikaty?
Bardzo proszę o oświecenie:
– Jakie zajęcia w dniu roboczym wymagają od uczniów zapisów na liście kandydatów?
– Czy w takich dniach przestaje działać wobec belfrów prawo i (wobec uczniów) obowiązek oświatowy?
Ach, prawda – ono nie działa w ogóle na terenie szkoły, a on (obowiązek) to tylko represja w zakładzie pracy chronionej przed cywilizacją, czyli szkole publicznej?
U nas nie ma majówki. W takie dni, jak np. 2 maja, czy w dni matur pisemnych z polskiego i matematyki, nauczyciele nie pracujący w komisjach są obowiązani przebywać w szkole w godzinach 8-14. I już 🙂
Zazdrości gosp. nauczycielom wolnego? Znam szkoły gdzie i woźne mają wolne, część dyżuruje z nauczycielami, nauczyciele maja podzielone dyżury, część może mieć wolne teraz, w zamian po Bożym Ciele będą dyżurować.
Zastanawia mnie kolejna lekcja gospodarza dopiero 14 maja? Przecież matury nie będą do tego czasu codziennie.
Nauczyciel może pozazdrościć przedstawicielom innych zawodów, którym wystarczą trzy dni płatnego urlopu aby mieć 9 dni wolnego. Wielu nauczycieli oddałoby całe ferie zimowe na taką możliwość aby móc wyjechać na majówkę zamiast przyłazić bez sensu do pustej szkoły, bo żaden uczeń nawet nie pomyśli o tym aby tam zajrzeć.
cvb,
z powodu matury pisemnej uczniowie klas I-II przychodzą dopiero 11 maja (piątek), o ile wrócą z majówki. Akurat wtedy od rana egzaminuję z j. polskiego (matura ustna). Pierwsze lekcje będę miał zatem w poniedziałek 14 maja, zresztą też nie wszystkie, gdyż także w tym dniu i aż do 23 maja mam egzaminy ustne. Prawie miesiąc nauki co roku tracą więc uczniowie klas młodszych z powodu egzaminów.
Pozdrawiam
Gospodarz
Nie wątpię w prawdziwość tego, że lekcje odbędą się dopiero 14 maja. Zastanowiła mnie tylko zasadność. W szkole, którą znam 7, 9 i 11 odbywają się lekcje.
@cvb
Lekcje to się mogą odbywać, ale bez polonistów. Bo oni muszą wykonać(z łaski CKE!) kawał dobrej i zupełnie niepotrzebnej roboty – ocenić sposób prezentacji kupionych materiałów…;-)
zgadza się, po majówce ciężką głowę miałem gdy to pisałem 🙂
Szkoly generalnie nie sa dla uczniow tylko dla nauczycieli. Kolejne przyklady:
1. W podstawowkach organizowane sa egzaminy dla szescioklasistow w godzinach rannych, ale powoduje to zamkniecie szkoly na caly dzien. Rowniez klasy ktore przychodza na druga zmiane kiedy ten egzamin dawno juz sie zakonczyl nie maja zajec.
2. Terminy egzaminow sa brane z czapy. W tym roku egzamin byl zaraz przed wielkanoca co spowodowalo, ze w poniedzialek szkola byla otwarta, we wtorek zamknieta (egzamin), w srode otwarta a od czwartku zaczely sie ferie. jak sie mozna domyslic duza ilosc rodzicow doszla do wniosku ze wyjedzie z dziecmi do rodziny, na wakacje wczesniej i po/sr klasy byly zdziesiatkowane
@grgr
Twoje przykłady dowodzą co najwyżej, że szkoły są dla CKE bo to ona ustala terminy egzaminów.Nauczyciele wpływu nijakiego na to nie mają, a CKE kierują i w niej pracują nie nauczyciele tylko dobrze, wygląda na to, że za dobrze, opłacane urzędasy!!!
pracuję w dwóch szkołach, w jednej dyrektor podjął decyzje o dyżurach (gimnazjum – żaden uczeń nie przyszedł) a w drugiej wszyscy nauczycieli mieli obowiązek przyjść do pracy (technikum – większość to młodzież dojeżdżająca – nikt nie przyszedł. Moja siostra jak zwykle pojechała na tydzień do Egiptu, miała 9 dni wolnych biorąc 3 dni urlopu. A ja mam AŻ TYLE WAKACJI a do Egiptu nie pojadę, bo latem dla mnie już za drogo. Większość urzędów też miała tylko dyżury , w wielu firmach też. Dlaczego znów nauczyciele są tacy roszczeniowi? Czy my nie mamy rodzin?
@Hanna
Szczerze współczuję, Pani Hanno. Istna tragedia antyczna. A ileż Egipt straci, że Pani tam nie zawita. Piramidy bardziej skruszeją… Sfinks ryknie żałośnie…Nil nie użyźni egipskich suchych pól…
Odnoszę nieodparte wrażenie, że jedynie osoby, które nie są nauczycielami, piszą na tym blogu na jakimś poziomie. Te wieczne nauczycielskie jęki i narzekania na dzieci, na rodziców, na dyrekcję, na system…
Nikt was w tym zawodzie na siłę nie trzyma. Niech zostaną ci, którzy dogadują się z uczniami, są kreatywni, zdolni, otwarci na zmiany, dla których ta niewdzięczna praca będzie ich pasją, a nie bożym dopustem.
Czas się przekwalifikować i poszukać wdzięczniejszej pracy…
Ale gdzie dadzą wam tyle przywilejów, biedni, roszczeniowi, zakompleksieni belfrzy.
P.S. Swego wpisu nie adresuję do pedagogów z pasją, którzy bez względu na system (?) robią, co w ich mocy. W uczniu widzą człowieka, a nie intruza, który utrudnia im to ciężkie nauczycielskie życie.
To dużo Wam dali wolnego. W mojej szkole dyrekcja nie podjęła tematu dyżurów i drugiego maja przyszliśmy wszyscy do szkoły na 4 godziny (bo przecież nadgodzin za ten dzień się nie płaci). Podpisaliśmy listę obecności i już. Dziwnie siedzi się w pustych klasach lub kantorkach i plotkuje, bo przecież bez uczniów nie mamy tak naprawdę nic do roboty.
Ileż można sprzątać klasę.
Trzydziestego poszliśmy do szkoły normalnie według planu, a w piątek czwartego maja zostaliśmy w domku, bo odrobiliśmy miesiąc wcześniej w sobotę.
Trochę dziwnym jest dla mnie pomysł samorządów, żeby skrócić nam dni urlopu, bo jeśli uczniów nie ma w szkole, to co mamy robić? Uzupełniać dokumenty? Ileż ich tam w końcu jest… Aha. Dowalą ich więcej, żeby wytworzyć nam sztuczną sytuację do pracy? Wydaje mi się, że tylko w totalitarnym państwie robi się wszystko, by pracownika czymś zająć, by nie miał czasu na siebie i odpoczynek. A my ponoć żyjemy w państwie dla ludzi, demokratycznym…
Erato
8 maja o godz. 14:17
– – –
W pełni popieram Twój komentarz.
Co ciekawe, Pani Nauczycielka w ogóle nie bierze pod uwagę, że poza szkołą przedłużenie weekendu powstaje na skutek WZIĘCIA URLOPU a nie wyłudzenia nienależnych świadczeń, kosztem uczniów.
@zmęczona pasjonatka
„W mojej szkole (…)drugiego maja przyszliśmy wszyscy do szkoły na 4 godziny (bo przecież nadgodzin za ten dzień się nie płaci). Dziwnie siedzi się w pustych klasach lub kantorkach i plotkuje, bo przecież bez uczniów nie mamy tak naprawdę nic do roboty.
Trochę dziwnym jest dla mnie pomysł samorządów, żeby skrócić nam dni urlopu, bo jeśli uczniów nie ma w szkole, to co mamy robić? Uzupełniać dokumenty? Ileż ich tam w końcu jest?”
Po prostu nie wierzę w to, co czytam. No, nie wierzę…
@pasjonatka szczerze i bez eufemizmów napisała, że poza lekcjami nauczyciele nie mają nic do roboty. Niektórzy z nudów klasy sprzątają.
Inni siedzą i plotkują i jeszcze chcieliby, żeby im za nadgodziny zapłacono.
Pominąwszy fakt, że @pasjonatka napisała samą prawdę, jej wpis jest kolejnym dowodem na to, o czym pisałam wcześniej:
Erato
8 maja o godz. 14:17
Odnoszę nieodparte wrażenie, że jedynie osoby, które nie są nauczycielami, piszą na tym blogu na jakimś poziomie.
U nas na początku roku nauczyciele deklarowali – kto przyjdzie na dyżur 2 maja, a kto przed Bożym Ciałem. Ja byłam akurat teraz – żaden uczeń nie pojawił się w szkole. Nauczyciele, którzy przyszli na dyżur, a mieli już uzupełnione wszystkie zaległe papiery, dzienniki, dzienniczki – rzeczywiście siedzieli i gadali. Ale chyba w takim wypadku nic się nie dzieje, prawda? Ja pracuję w bibliotece, więc mam ciągle coś do roboty z księgozbiorem, systemem bibliotecznym, administracją biblioteczną, protokołami, kroniką. A akurat 2 maja wywoziłam zbieraną przez uczniów makulaturę, więc dyżur przepracowałam w pocie czoła 😉
A 4 maja odrobiliśmy wcześniej, więc nie było problemu.