Homilia w lekturach
W nowym kanonie lektur dla liceum pojawiła się homilia Jana Pawła II (zob. dokument MEN, s. 17). Skoro materiał religijny trafił do podstaw programowych języka polskiego, to gwoli sprawiedliwości na lekcji religii ksiądz powinien omawiać „Pana Tadeusza”.
Tekstów religijnych w kanonie lektur jest wystarczająco dużo, jeśli nie za dużo. Mamy np. liczne fragmenty Biblii – zarówno na poziomie podstawowym, jak i rozszerzonym. Razem jest tego tyle, że głowa boli. Tekstów religijnych jest tak dużo, jakby w szkole nie istniało kształcenie religijne albo też był to islam czy buddyzm. Po co religia jako przedmiot szkolny, jeśli materiały religijne musi realizować polonista? Po co homilia na polskim, czyżby księża nie potrafili omawiać z uczniami dorobku Jana Pawła II?
Kiedy omawiam z uczniami teksty religijne, to nieraz przepraszam, że czegoś nie wiem. Proszę, aby uczniowie zapytali się księdza. Uczniowie wywalają wtedy na mnie oczy, co rozumiem jako sygnał, że z księdzem o Biblii się nie rozmawia. W każdym razie nowa podstawa programowa zwalnia księży z tego obowiązku, a wszystko przerzuca na polonistów. Jak tak dalej pójdzie, to będę musiał albo iść na studia teologiczne, albo zacznę strugać wariata i z homilii Jana Pawła II omówię liczbę przydawek i zdań wielokrotnie złożonych.
Komentarze
Ale jest bez gwiazdki 🙂 czyli nadobowiązkowe, można wybrać, ale nie trzeba.
również fragmentów Biblii nie trzeba w ogóle z uczniami omawiać (z praktyki wiem, że zupełnie ich nie rozumieją, zatem zrezygnuję z nich na pewno!!!).
Na szczęście poza „*Bogurodzica” – nie muszę wybierać tekstów religijnych, co też z pewnością uczynię!!!
Całe szczęście, że ma w zasadzie dużą dowolność w doborze tekstów.
No i na szczęście – brak Sienkiewicza w szkole ponadgimnazjalnej!!!
Irytacja Gospodarza coraz to nowymi i okrutnymi represjami, niesionymi przez podstawy programowe i reformy, wydaje się zrozumiała.
Ponieważ, jak wdać, podstaw tych nie rozumie, co już zauważyła Dil-se. Homilia jest w podstawie materiałem video (a nie tekstem), z gatunku „kulturowe” i nadobowiązkowym. Czyli nie jest w intencji przedmiotem przymusowych rozważań religijnych na lekcji polskiego, a opcjonalnych i – o zgrozo! – kulturowych.
Nie jest analizą przydawek czy imperatywów tekstu, ale wizerunku zachowania tłumów i pasterza wygłaszającego tekst.
To akurat, ten wizerunek kultywowania istoty ludzkiej przez tłumy (co świetnie tam widać), może być cennym materiałem kreatywnej realizacji …celów zawartych w podstawie.
Jest bowiem takim celem (http://bip.men.gov.pl/men_bip/akty_prawne/rozporzadzenie_20081223_zal_4.pdf, str 16)
następująca kompetencja ucznia:
„…dostrzega w świecie konflikty wartości (np.
równości i wolności, sprawiedliwości i
miłosierdzia) oraz rozumie źródła tych
konfliktów.”
Cóż lepiej, niż masowa adoracja, może kulturowo zilustrować uczniom konflikt wartości homiliarnie głoszonych i gremialnie adorowanych z tymi, reprezentowanymi w naszym kraju w postawach powszechnych, równie tłumnie zarówno przez wyznawców jak i pasterzy trzódki?
Gdzie lepsza ilustracja źródła konfliktów, jakimi karmi młodzież obłudna hipokryzja otaczającego ich świata?
A jednak, czytając ostatnią „Politykę” i (bardzo interesujący) artykuł >Rekolekcje zamiast lekcji<, zauważyłem jeszcze bardziej ciekawe zjawisko z gatunku wartościowania (czyli kompetencji gimnazjalisty), w wykonaniu belfra.
Otóż, autorka przywołuje wypowiedź jednego ze znanych nauczycieli (z nazwiska), relacjonującego oburzenie środowiska belferskiego na to, że katechetom odpuszcza się w szkołach lekceważenie pracowniczych obowiązków.
– A dlaczego nie wszystkim nauczycielom taki grzech (lekceważenia obowiązków) się odpuszcza? – zapytowywuje w imieniu koleżeństwa, jakże wartościująco, reprezentatywny Pan Belfer.
Tak sobie myślę, że może to i lepsza ilustracja konfliktu wartości, niż telewizyjne nagranie mszy.
No bo, dlaczego miałby się ktoś oburzać, że lekceważenie zobowiązań nauczycielskich stało się wychowawczą normą zwyczajową, tak jak nierzetelne relacjonowanie podstaw i reform, gdzie rzekomo "materiały religijne musi realizować polonista".
Dlaczego, to naruszanie norm przez wychowawców w szkole ma oburzać, a nie to, że komuś się ten występek (nomen omen) upiekł, a innym – nie?
Aż głowa boli od tych wartości – a co Państwo sądzicie?
Czy rzeczywiście takie są cytowane przez przedstawiciela wartości belferskie tych, na których piekielne ministerstwo programowo "przerzuca całą Biblię"?
Jakby wręcz kamieniem, w tę umęczoną gromadkę, rzucało?
Zgodzę się – o zgrozo, z postem Gekko!!! Dokładne doczytanie podstawy programowej w TEJ kwestii pomaga zrozumieć wiele.
Mam – jako polonista, obowiązek omówić z uczniami nie mniej niż 13 pozycji książkowych, obowiązkowo 5 (reszta to opowiadania lub poezja). Nie wiem zatem, o co chodzi z tym rozdzieraniem szat we wpisie Gospodarza.
Władku i Gekko,
chodzi o sugestie. MEN zachęca, aby omawiać na polskim homilię. Wpisuje to w podstawę programową. Wyobraźmy sobie inną sytuację, np. że ministerstwo sugeruje, aby omawiać pozycję typu „Dzieci szatana” albo „American Psycho”. Czy też twierdzimy, że to tylko sugestia, a nie obowiazek, więc nic się nie stało. Moim zdaniem, tego typu sugestie to bardzo wyraźny znak dla nauczycieli, co należy i warto omawiać na lekcji. Uważam, że homilię mogliby omawiać księża. Jak mi jednak wyjaśnił Gekko, mogę się mylić.
Pozdrawiam
Gospodarz
Dariusz Chętkowski
27 marca o godz. 22:31
– – –
Nie czuję, abym miał zdolność wyjaśniania jakichkolwiek, rzekomych czy żartowanych, pomyłek polonistom co do podstawy programowej, nie będąc ani polonistą, ani podstawatorem, tylko rodzicem prostym.
Prezentuję tu jedynie swoją opinię laika, którego nauczono (publicznie) czytać teksty, np. podane przez same Autorytety w linkach.
Nie mam też wrażenia, aby lepsze zrozumienie tego, co powinno się zdarzyć w szkole za sprawą polonisty rozumiejącego podstawę, wyrażały porównania zagrożeń obecnością Homilii do zagrożeń American Psycho ze strony Dzieci Szatana.
Równie dobrze możemy, tytularnie, zestawić podobieństwa i przeciwieństwa Starego Testamentu ze Starą Baśnią czy Łagodnej ze Zbrodnią i Karą, z równą mocą argumentacji.
Ja osobiście w pakiecie podstawowym z wizualną Homilią, zaleciłbym e-booka z „Dziewicami Konsystorskimi”, czytanymi przez Kasię Figurę.
To chodzi o te źródła wartości, co Boy (ale nie George) nam pozostawił, nauką symetrycznie do nauczania wiadomego, wiecznie żywą.
A co Profesor sądzi o tem artykule w „Polityce” i reprezentacji wartości powszechnych, aby się belfrom też upiekło?
Wierzyć, czy nie wierzyć?
Jezyk polski to wg mnie – osoby spoza branży ;), głównie a) nauka o języku, b) historia literatury. Jak się w to wpisują homilie? Być może jako gatunek literacki? Można na przykładzie jednej omówić język, styl, metafory i powiedzmy rozbroić kazanie od środka podając techniki manipulacji czytelnikiem (słuchaczem) i wskazać planowane przez autora efekty, podać źródła, z jakich czerpie się w homiliach (i nie chodzi mi o kazaniowe gotowce ściągane przez księży z internetu), a na koniec ustalić, czy ten typ wypowiedzi działa na czytelnika, czy nie. Można sięgnąć dla porównania do kazań Skargi, pism Staszica. A jak nauczyciel będzie złośliwy, to i Moliera, i Kasickiego (no kocham go za Monachomachię), i Boya wykorzysta pokazując wiarę w teorii i w praktyce 🙂 Na pewno nie wolno omawiać takiego kazania jako moralnych wytycznych do stosowania, bo to nie ta dziedzina. W końcu czytając Wertera nie zmusza się uczniów do popełniania samobójstw z miłości.
Źródła niechęci do zajmowania się tekstami stricte religijnymi poszukałabym gdzie indziej. Lekcje religii są prowadzone byle jak. Sensownych programów brak, a dzieciaki znudzone jak mopsy (generalizowanie w pełni świadome, ale w końcu mocno uzasadnione). Analizowanie pism Jana Pawła II stanowiłoby na lekcjach religii miłe urozmaicenie, bo to w końcu coś bardziej konkretnego, niż… właśnie – niż to nie wiadomo co, które jest teraz.
Problem tkwi w metodach stosowaych przez MEN (podlizywanie się KK pomijam). Wypada, by polski uczeń (potencjalny „Polak katolik”) miał jakieś pojęcie o naukach Jana Pawła II, więc niech go polonista nauczy. Bo ksiądz, czy katecheta za leniwy i sam zresztą nie umie.
To strrraszne!!!
Biedne dzieci, indoktrynowane na polskim homiliami, kazaniami, i – o zgrozo! – Biblią, zostaną… no własnie kim? Tego już szanowny autor nie mówi, a szkoda.
Narzeka za to, że „materiał religijny trafił do podstaw programowych języka polskiego”. No cóż. Z własnego doświadczenia wiem, że materiał matematyczny trafia dio podstaw programowych fizyki, chemii, a także (to strrraszne!!!) informatyki. A już materiał polonistyczny to zgroza – umiejętność poprawnego formułowania wypowiedzi po polsku na pismie jest wymagana na wszystkich przedmiotach z wyjatkiem WF-u i języków obcych.
Przypomina mi tu się taki cytat (zgadnij, koteczku, skąd?) „Tylko humaniści? Trzeba było od razu powiedzieć, że wasi czytelnicy to półinteligenci!”
Dzisiaj wysłuchałem homilii Kaczyńskiego o Smoleńsku. W ramach pokuty.
Przypuszczam, że homilia jako odmiana przemówienia pojawiła się w PP ze względu na treści związane z retoryką. Wypowiedzi naszych polityków nie bardzo się nadają na wzór w tym zakresie…
Powtórzę – zgadzam się z Gekko i jego tokiem rozumowania. Na języku polskim omawia się fragmenty Biblii (takie Psalmy na przykład), ale ja nie pokusiłbym się o traktowanie ich na moich lekcjach jako teksty religijne!!! Omawiam budowę, środki stylistyczne, wartości, jakie tam zapisano – bez umoralniających wycieczek.
Jak już wspomniałem – nie będę od września pierwszakom kazał czytać fr. Biblii, bo nie muszę – tyle w temacie.
Co do wartości tekstów – zawsze lubiłem uczniom zadawać kłopotliwe pytania odnośnie Kmicica – np. „Dlaczego waszym zdaniem dwuznaczna moralnie postać Kmicica ma być dla Polaka wzorem?”.
Homilia JP II może być. Dla równowagi należy umieścić w pp również Koran.
Biedni, którzy nie wyznają jedynej słusznej religii. Teraz już wiedzą, że są gorsi.
Zdziwiony jestem i poruszony felietonem D. Chętkowskiego. Czyżby Polonista dobrego liceum z Łodzi nie rozumiał, że homilię Jana Pawła II zupełnie inaczej będzie analizował polonista niż ksiądz czy nauczyciel religii? Będzie ją interpretował sub specie retoryki /współcześni księża niestety nie znają teorii i sztuki wymowy/ i stylistyki, tak jak badają staropolanie „Kazanie na dzień św. Katerzyny”. Podobnie polonista z zupełnie innej strony /niż ksiądz/ analizuje teksty biblijne. O tempora, o mores, o rzeczach podstawowych mówi polonista do Polonisty. Pozdrawiam !
Pojawiają się głosy, że podstawa wskazuje homilię jako materiał retoryczny.
Ja sądzę, że podstawa daje lepsze okazje do antropologiczno-socjologiczno-kulturowej analizy współczesnego konfliktu wartości, jaki ilustrują homilie, co też napisałem.
To byłoby zgodne z intencjami podstawy, skoro homilię umieszcza jako materiał filmowy (a nie tekst!) w dziale „teksty kultury – inne” (sic!).
Chciałbym zaznaczyć, że akurat homilie (w tym ta, wskazana, tu można przeczytać: http://mateusz.pl/jp99/pp/1979/pp19790602d.htm), jako przykład wykorzystania retoryki, to nie jest chyba to, co w działalności polonisty ucieszy księdza katechetę i jego mocodawców.
Wystarczy przeanalizować, jakim sposobem retorycznym (bo nie cudownym, wbrew pozorom), w tekście, wiara staje się niezbędnym warunkiem… rozumu (czyniąc oba pojęcia relatywnymi), jak jednostkowe opinie czyni się imperatywem zbiorowym, jak wolny wybór określonego światopoglądu przekształcany jest w powinność publiczną.
Nie ma wątpliwości, że homilia w podstawie jest kolejną okolicznościową świeczką, postawioną przez jej twórców swoim mocodawcom.
Słowa, wypowiedziane w tej homilii stały się, wybrzmiewając w czasach zniewolenia spod innego znaku, często wbrew ich retoryce i formalnemu, sakralnemu przesłaniu, inspiracją do paradoksalnie wolnościowych interpretacji.
Tak samo video z homilii może dziś dać kreatywnemu i uczciwemu zawodowo belfrowi, okazję do analizy mechanizmów i skutków wpływu społecznego na konflikt wartości.
Zgodnie z podstawą.
Retoryki akurat, w obawie o stabilność pęsum, bym nie tykał… 😉
Problem w tym,że z religijnego punktu widzenia homilie JP II są znaczące zapewne.Za to z literackiego absolutnie nie!!! Papież przy wszystkich zaletach literatem był przeciętnym…
Podobnie zresztą, z innej bajki, „Kamienie na szaniec” były znakomitym utworem propagandowym w czasie wojny, ale literacko to mierny utwór. Sam Aleksander Kamiński również pracując w BiP nigdy się akurat za gwiazdę literatury nie uważał!!!;-)
Dzieciństwo przebiegało pod znakiem słuchania kazań.Pytanie o kazanie po powrocie z kościoła było rytualnym sprawdzianem wywiązania się z nakazu przykazania.Dwie ostatnie klasy szkoły średniej przebiegało w błogim nastroju siedzenia przy piwku,zagryzanym mietowym,gdyż kazania potrafiłem głosić sam.Dopiero wizyta cioci, która na moje z kolegą nieszczęście, przez pomyłkę wybrała się na mszę dla dzieci i młodzieży, przerwała piekną sielankę.Może teraz milusińskich w ten sposób przepytywać z obecności na lekcjach języka polskiego.Jedno jest pewne,akcje słuchania kazań pójdą w górę.
ma pan racje:
1) na religii „Pan Tadeusz”, księga XXIII, koniecznie.
2) „albo zacznę strugać wariata i z homilii Jana Pawła II omówię liczbę przydawek i zdań wielokrotnie złożonych”
pan, jako polonista powinien robić profesjonalne omawianie tekstu z punktu widzenia j. polskiego. Wiec nie będzie pan „strugał wariata” omawiając liczbę przydawek itp.
P.S.
Jak widać ogłupiania religijnego przez rządzących z KOR, S i ich królików nigdy nie za wiele
‚
Nie twierdzę, że to najmądrzejszy argument w dyskusji, ale siła wspomnienia nie pozwala mi go nie przytoczyć:
moja (ubóstwiana zresztą przeze mnie) Profesor – polonistka co roku przedstawiała nam własną, starannie wybraną i nietuzinkową listę lektur nadobowiązkowych. Przy niektórych z pozycji owej listy „Americam Psycho” prezentuje się zgoła dobranockowo. Profesor bowiem wychodziła z założenia (ryzykownego być może, a jednak z uporem wyznawanego przez nią w okresie całej naszej edukacyjnej współpracy) że wrażliwość i inteligencja (sic!) nas jako odbiorców listy pozwoli nam wybrać dobrze – co nie oznacza rutynowego, bezrefleksyjnego połknięcia całości.
„Nadobowiązkowość” jest tu słowem – kluczem.
Takim wiolinowym, które dyskusję powinno rozpoczynać i jednocześnie kończyć.