Naciągacze
Nauczyciele liceów rozglądają się za nowymi podręcznikami. Reforma wywraca wszystko do góry nogami, nie tylko liczbę godzin przypisanych do danego przedmiotu, ale także podstawy programowe. Trzeba więc wybrać nowe podręczniki, gdyż wszystko będzie inne.
Wydawcy organizują spotkania z nauczycielami i przekonują do swoich podręczników. Koronnym argumentem jest twierdzenie, że podręczniki pisali twórcy nowej podstawy programowej (padają konkretne nazwiska). Można mieć wrażenie, że wszyscy autorzy owych podstaw każdą chwilę poświęcają na pisanie nowych podręczników. Chwała im za to, że się nie lenią.
Byłem na szkoleniu w sprawach nie cierpiących zwłoki, czyli reformy. Prowadzący miał problem z udzieleniem odpowiedzi na pytania, ale bronił się argumentem, że jest twórcą nowej podstawy programowej, a z minister Hall miał do czynienia twarzą w twarz. Teraz jeździ po Polsce i szkoli z tego, co razem z panią minister spłodzili. Chwała mu za to, że nie trzyma tej wiedzy dla siebie.
Cenię ludzi pracowitych, ale uważam, że jest w tym jakaś patologia. Jeśli ktoś jest twórcą podstawy programowej i wziął za to niemałe pieniądze, to nie powinien pisać podręczników. Tak samo nie powinien jeździć i szkolić nauczycieli z tego, co wymyślił razem z panią minister. Powinna istnieć jakaś hierarchia i podział zadań. Jedni zmieniają edukację, a drudzy prowadzą z tego niezbędne szkolenia i piszą podręczniki. Inaczej można nabrać podejrzeń, iż decydenci oświatowi zmieniają edukację dla własnej korzyści. Wymyślają reformy, aby naciągnąć uczniów, rodziców i nauczycieli na niemałe przecież pieniądze.
Okazuje się, że celem reformy jest zrobienie interesu na społeczeństwie, a nie poprawa jakości edukacji. W ramach protestu nie wybieram podręcznika, którego autorzy współtworzyli tę reformę. Niech sobie reformę i podręcznik wsadzą tam, gdzie słońce nie dochodzi.
Komentarze
hm to nie pierwsza zmiana w podstawie programowej, od 1978 roku gdy zaczęłam procować w oświacie załapałam się na tyle zmian, że brakowało by tutaj miejsca, aby wszystkie bzdury i idiotyzmy opisać. Zgadam się w pełni z powyższym . pozdrawiam Iśka.
NACIĄGACZE we własnym sosie.
No więc, jakby na szkoleniu, ja też mam parę pytań, tak ogólnie; jeśli nie uzyskam odpowiedzi uznam, że blog jest zły, a jego autorzy ?niech wsadzą go sobie tam, gdzie słońce nie dochodzi?.
1/ Czy jest różnica pomiędzy celem i weryfikacją wyniku formy metodycznej , jaką jest szkolenie a wywiadu, mającego na celu bezwarunkowe uzyskanie odpowiedzi na dowolne pytania?
2/ Czy wybór podręcznika powinien być dokonywany ze względów merytorycznych, czy być wyrazem stosunku belfra do osoby autora, ze względu na niezadowolenie ze szkolenia?
3/ Jak wybór podręcznika pomaga a jak przeszkadza w realizowaniu zadań zawodowych belfra, odpowiedzialnego za podmiotową realizację przyjętych przez siebie celów edukacyjnych wynikających z reformy?
4/ Czy urzędnik publiczny, nawet belfer, będący autorem publikacji komercyjnych, może dopuścić, aby jego funkcja publiczna była wykorzystywana przez wydawcę w reklamie produktu?
http://sklep.wsip.pl/grupy/dariusz-chetkowski-210727/
Osobiście uważam, że taka reklama podręcznika jest, w przypadku osoby zatrudnionej publicznie, niedopuszczalna, w świetle etyki – nie tylko biznesu, stanowiąc jawny konflikt interesów.
Podobnie, jak wybór podręcznika ze względu na stosunek emocjonalny lub stanowisko autora, mające choćby potencjalny wpływ na karierę wybierającego.
Są to nieetyczne postawy z tegoż gatunku, co publiczne deprecjonowanie własnego pracodawcy i sabotowanie czy kontestowanie własnej umowy o pracę publiczną, nie uwiarygodnione rezygnacją.
Słuszna jest natomiast obawa, że takie postępowanie pracownika nie daje mu szans zawodowych na wolnym rynku w zdrowym społeczeństwie ? w żadnej dziedzinie.
Czyli ? mam niewątpliwy zaszczyt z tezami, wyrażanymi w praktyce blogerskiej Profesora Chętkowskiego, nie zgodzić się w całości.
O ileż byłoby zdrowiej i weselej czytać Profesora wyłącznie komercyjnie (bo na szczęście licea tak renomowane mam już, z tytułu demografii, tam, gdzie ich słońce zachodzi) 🙂
Men powinien powołać komisje podręcznikową i ogłosić konkurs na podręczniki.
W wyniku konkursu powinno się wybierać jeden, dwa, trzy, nie wiem ile potrzeba, żeby był wybór. Podręczniki które zwyciężyłyby w konkursie zostałyby wykupione (prawa autorskie) i upublicznione. Każdy mógłby je wydawać, kopiować i robić co chce, kto wydrukowałby i dostarczył taniej, ten by wygrał w konkurencji.
I może poziom by się podniósł bo kasa szła do autorów i to oni w konkursie startowali i ich wysiłek by był nagradzany.
Podręczniki są drogie, bo dużo osób jest w ten biznes zaangażowanych i musi z tego biznesu wyżyć.
Zupełnie niepotrzebnie.
Nie dajmy się zwariować z nowymi podręcznikami i kolejnymi szkoleniami .Jakość marna ! Odnoszę wrażenie,że znów podręczniki pisane są byle jak, w pośpiechu…do I klasy podręcznik jest, a dalej …będzie ! Wydawnictwa wpychają i oferują belfrom bezpłatne książki i obudowy metodyczne. Traktują nauczycieli jak żebraków i półgłówków. Phi, no, no ))))
@Gekko
„Czy wybór podręcznika powinien być dokonywany ze względów merytorycznych, czy być wyrazem stosunku belfra do osoby autora, ze względu na niezadowolenie ze szkolenia?”
Każdy nauczyciel ma prawo do wyboru podręcznika zagwarantowane w Karcie Nauczyciela. Po zapoznaniu się z ofertą podręczników do j.polskiego na poziomie szkoły ponadgimnazjalnej można stwierdzić, że względy merytoryczne to tylko jeden z czynników decydujących o wyborze. Dlaczego? Bo większość publikacji jest, delikatnie rzecz ujmując, daleka od ideału. Kryterium Gospodarza jest równie sensowne co każde inne, które ma na celu dobro ucznia.
„Osobiście uważam, że taka reklama podręcznika jest, w przypadku osoby zatrudnionej publicznie, niedopuszczalna, w świetle etyki ? nie tylko biznesu, stanowiąc jawny konflikt interesów.”
Pana wyobrażenie etyki mnie zaskakuje. Dla mnie, jako potencjalnego nabywcy, taka informacja o autorze jest bardzo istotna. Dla Pana to „konflikt interesów”. Czyich, pozwolę sobie zapytać. Dla pracodawcy to tylko reklama, o ile oczywiście publikacja jest wartościowa. Ale to akurat dla Pana kwestia nieistotna…
„publiczne deprecjonowanie własnego pracodawcy”
MEN nie jest pracodawcą nauczyciela. Nauczyciel podpisuje umowę o pracę z konkretną placówką (która jest finansowana przez OP).
@Parker
Pana pomysły nie dość, że świadczą o ignorancji w kwestii realiów „podręcznikowych”, to na dodatek brzmią jak kiepska wersja dwudziestowiecznej dystopii.
Dopuszczane przez MEN podręczniki pozostawiają wiele do życzenia, również w kwestii zgodności z założeniami nowej podstawy programowej. Jakąkolwiek „obudowę dydaktyczną” MEN ma w nosie. I póki co w sprawie podręczników to jest mój podstawowy problem.
Projekt „Cyfrowej szkoły” zakłada stworzenie w 2014 roku „darmowego” podręcznika. Ciekawe, co z tego wyniknie.
Ciekawe to wszystko…
Dystopia dystopią, utopia utopią, a ja zgadzam się z „parkerem”. Edukacja jest dobrem wspólnym, to Państwo póki co odpowiada za kształt teoretyczny i koncepcyjny głównych projektów edukacyjnych. To ono winno tworzyć wolny rynek podręczników: uczciwie oceniany, sensownie opłacany, rozsądnie prezentowany w ramach merytorycznie uzasadnionej informacji/reklamy.
Przetargi rozpisane przez MEN zakładałyby mądry szacunek kosztów (jak najdalej od stereotypu najtańszy-najlepszy), a rodzice kupowaliby to, co nauczyciele w najlepszych intencjach by wybrali.
To MEN, placówki doskonalenia itp. ogłaszaliby kiermasze podręczników, organizowali pokazy i warsztaty, niuansowali w opisie różnice między książkami w zależności od potrzeb edukacyjnych szkół, sposobów pisania podręcznika, metodycznej sprawności autorów, potrzeb uczniów i ich nauczycieli, itd.
Chyba jednak idealizuję!
Bo wydawnictwa kuszą. Nie zawsze merytoryką, a często wykwintem sal, kateringiem, upominkami w reklamówce. Dopiero potem zacnym nazwiskiem i solidnym wydawniczo tomem. Płacimy za to wszyscy, nie tylko żywą gotówką (drogo jak diabli!), także moralną glątewką, bo zawsze mamy odczucie, że nas uwiedziono i wmanipulowano w podejrzany proceder..
a ja mam to w dupie…
Jakąkolwiek ?obudowę dydaktyczną? MEN ma w nosie.
Chodzi mi o to, żeby nie miał w nosie.
W nosie to ja mam realia jak piszę jak powinno być.
Bo realia są zawsze takie same, niedasie.
Zazu
23 marca o godz. 12:32
– – –
Pani komentarz jest mylny i celowo wprowadza w błąd.
1/ „Kryterium Gospodarza jest równie sensowne co każde inne, które ma na celu dobro ucznia”.
Nie widzę nic wskazującego na dobro ucznia w deprecjonowaniu podręcznika wyłącznie ze względu na osobisty stosunek nauczyciela do autora, co Gospodarz jasno wyraził. Nie, nie każde kryterium jest dobre, jeśli pełni się funkcję publiczną w zamian za pensję.
2/ Wyobrażenie etyki, z jakim Pani polemizuje, jest wyobrażeniem Gospodarza, który sam sobie dopuszcza to, co wytyka innym. Ja z kolei wyjaśniam, jak takie wyobrażenia mają się do etycznych standardów cywilizacyjnych w relacjach zawodowych. Pani (i innych belfrów) zdziwienie tymi standardami, wynikające z nieświadomej niekompetencji albo złej woli, mnie już na tym blogu nie dziwi, stąd mój komentarz.
3/ Pracodawcą belfra publicznego jest Państwo Polskie i jego organy wykonawcze, belfer przyjmuje na siebie obowiązki zawodowe, wynikające właśnie z tego źródła, reprezentowanego przez ministerstwo tego Państwa.
Proszę zapoznać się z obowiązującym belfra prawem wynikającym z umowy o pracę i określające normy zawodowe.
Ciekawe, czy zakwestionuje Pani moc Karty Nauczyciela (umocowaną państwowo) na tej samej podstawie?
Ale, rzecz jasna, belfer publiczny bierze od zatrudniającego go Państwa pieniądze i korzyści a obowiązki ma tam, gdzie mu coś zachodzi.
Na przykład te, wynikające z…no, z czego?
„…Nauczyciel obowiązany jest rzetelnie realizować zadania związane z powierzonym mu stanowiskiem. (…) Nauczyciele podlegają odpowiedzialności dyscyplinarnej za uchybienia godności zawodu nauczyciela lub obowiązkom, o których mowa powyżej.”
http://karta-nauczyciela.org/
Nie potrafię znaleźć jakiegokolwiek dowodu na to, że cokolwiek w tym, co Pani (i nie tylko) pisze na blogu, ma na celu dobro ucznia czy też rzetelność dyskusji, zgodnie z przyjmowanymi przez belfra publicznego obowiązkami zawodowymi.
Życzę oświaty, nie tylko tej związanej z przywilejami.
No właśnie… państwo pracujący lub związani z ministerstwem najpierw wymyślają programy, rozporządzenia itd. a następnie jeżdżą po Polsce i szkolą nauczycieli w tej materii, biorąc za to całkiem niezłe pieniądze….. Nikogo to najwyraźniej nie razi. I gdzie tu kontrole, NIK itp.?????
Ostatnio przeżyłem doprawdy zabawne szkolenie, gdzie prelegent, wciskając jakiś ministerialny kit, jednocześnie co drugie zdanie energicznie i nie szczędząc epitetów dystansował się od niego (dodając natychmiast „ale trzeba to zrobić”). Schizofrenia, czy co???????
Off topic – jakoś nie pamiętam, aby była mowa na tym blogu o nakazaniu nauczycielom rozpoznawania i i zajmowania sie wyrównywaniem czy kompensacją najrozmaitszych deficytów u uczniów, w tym nawet zajmowania sie tak poważnymi i delikatnymi problemami, jak socjopatie, depresje itp. Na litosierdzie boskie! Jednym rozporządzeniem nakłada się na nauczycieli obowiązek bycia psychologami, psychiatrami i terapeutami, a wszyscy patrzą na to spokojnie!!!!!!!
parker
23 marca o godz. 14:27
– – –
To, że trzeba być ignorantem, żeby nie kraść na przykład, to już mi wyjaśnił sąsiad, u którego znalazłem moją kosiarkę do trawy.
Bo, niby, za co on ma kupić, jak bez piniędzy – niedasię, a mus kosić to mus?
A tak w ogóle, to dziecko mojego kolegi wróciło z podstawówki z zapytaniem, co to jest ignorant.
Bo pani od polskiego wyzwała go od ignorantów, ignorujących polecenie niebiegania na przerwie.
Jest nas trochę, tych ignorantów, ignorujących świadomość belferską, kształtującą jedyny im dostępny byt.
🙂
@Parker
Nie wiem o co Panu chodzi, bo najpierw pisze Pan o podręcznikach, a potem nagle komentuje problem „obudowy dydaktycznej”. Z jednej strony pisze Pan o zwiększeniu wpływu MEN na rynek, z drugiej neguje kompetencje ministerstwa. „Powinno być” musi choć trochę korelować z „możliwe do realizacji”.
@Szczepan
„Bo wydawnictwa kuszą. Nie zawsze merytoryką, a często wykwintem sal, kateringiem, upominkami w reklamówce”.
Jeszcze nie jest ze mną tak źle, żeby mnie skusić do wyboru podręcznika ciastkiem albo kalendarzem. Co do MEN to zobaczymy jak się wykaże podręcznikiem z Cyfrowej Szkoły. Póki co się nie wykazuje.
Zazu
Ja też nie wiem o co Pani chodzi. To znaczy, że się nie rozumiemy.
Skąd się Pani jakaś dystopia w moim pomyśle znalazła?
Pani rozumie znaczenie tego pojęcia?
Co jest niemożliwego do realizacji w moim pomyśle?
@Gekko
„Pani komentarz jest mylny i celowo wprowadza w błąd.”
No i mamy tezę 🙂
1/ „Nie widzę nic wskazującego na dobro ucznia w deprecjonowaniu podręcznika wyłącznie ze względu na osobisty stosunek nauczyciela do autora”
A ja tak, jeśli ten osobisty stosunek wynika z chęci przeciwstawienia się „naciągaczom”.
2/ „Ja z kolei wyjaśniam, jak takie wyobrażenia mają się do etycznych standardów cywilizacyjnych w relacjach zawodowych.”
Niestety, nic Pan nie wyjaśnia. Przekonanie o wyższości Pańskiego postrzegania etyki nad poglądami dajmy na to Zazu w tej sprawie nie są żadnym argumentem.
3/ To, że nauczyciela obowiązują akty prawne wydane przez MEN nie oznacza, że mają je traktować jako swego pracodawcę. Wg tej oryginalnej logiki nauczyciele ze szkół publicznych nie mają prawa kwestionować żadnych poczynań instytucji „Państwa Polskiego i jego organów wykonawczych”. Nie mają do tego prawa również lekarze, kierowcy czy inni pracownicy zatrudnieni w instytucjach i firmach państwowych. Ani teraz, ani przed transformacją ustrojową.
„czy zakwestionuje Pani moc Karty Nauczyciela (umocowaną państwowo) na tej samej podstawie?”
Nie muszę. MEN znakomicie samo potrafi kwestionować moc Karty. Oto próbka: http://www.rpo.gov.pl/pliki/12081746000.pdf.
Pracodawca nie ma przymusu zatrudniać nauczycielki, np. Zazu, jeśli ta nie wywiązuje się z nakładanych przez pracodawcę obowiązków. Jeśli zatrudnia, to najwyraźniej uważa, że nauczycielka się ze swych obowiązków wywiązuje.
„Nie potrafię znaleźć jakiegokolwiek dowodu na to, że cokolwiek w tym, co Pani (i nie tylko) pisze na blogu, ma na celu dobro ucznia czy też rzetelność dyskusji, zgodnie z przyjmowanymi przez belfra publicznego obowiązkami zawodowymi.”
Ale Pan nie jest „Państwem Polskim”. Nie jest Pan także pracodawcą „belfra publicznego”. Prezentowanie opinii na blogu nie zalicza się do obowiązków nauczyciela. Więc Pana opinia pozostaje tylko opinią Gekko z internetowego blogu.
I tyle też jest warta.
@Parker
„W wyniku konkursu powinno się wybierać jeden, dwa, trzy, nie wiem ile potrzeba, żeby był wybór. Podręczniki które zwyciężyłyby w konkursie zostałyby wykupione (prawa autorskie) i upublicznione. Każdy mógłby je wydawać, kopiować i robić co chce, kto wydrukowałby i dostarczył taniej, ten by wygrał w konkurencji.”
1. Pana pomysł zakłada likwidację oficyn edukacyjnych.
2. Podręcznik nie składa się wyłącznie z praw autorskich jego twórców, a wydanie podręcznika nie polega wyłącznie na jego drukowaniu. Są jeszcze takie drobnostki jak np. prawa autorskie pisarzy, których teksty zostały w podręczniku zamieszczone.
3. „Obudowa” funkcjonuje obecnie jako element promocyjny podręcznika. Nie ma promocji, nie ma „obudowy”. Skoro teraz MEN się nią nie interesuje, to dlaczego nagle miałaby zacząć?
4. Skąd się wezmą fundusze na realizację tego szlachetnego projektu? Przecież w naszym kraju nawet próbne matury są komercyjne.
A najśmieszniejsze jest to, że wyważa Pan otwarte drzwi. Vide Cyfrowa szkoła.
Zazu
23 marca o godz. 18:03
– – –
Pani Zazu, ja nie mam żadnych złudzeń co do Pani osobistej i kompletnej niezdolności pojmowania kwestii etyki, nawet pracowniczej (bo to widać w tym, co Pani znowu i znowu pisze). Także nie mam ochoty na adekwatne, personalne dyskusje o istnieniu wynalazku koła.
Na szczęście w cywilizacji, ‚dyskusja’ o etyce z takim pracownikiem toczy się formalnie i dyscyplinarnie, po to mamy prawo, aby nie tracić czasu na edukację zdeprawowanych, płacąc im jednocześnie pensje.
Odpowiadam jednak, bo Pani postawa i świadomość to szerszy problem belferskiej publiczności, a zapewne jej większość wkrótce zderzy się bezowocnie z wymuszoną próbą zatrudnienia się na wolnym rynku.
Więc, ku oświacie, pro publico bono:
1/ Przeciwstawianie się rzekomym naciągaczom to nie jest kryterium doboru lektur ze względu na dobro ucznia. Zwłaszcza, jeśli się jednocześnie „naciąga” tym sposobem samemu (patrz reklama WSiP dla Gospodarza).
Utożsamianie zresztą reklamującego z autorem reklamowanego dzieła, dzieła odrzucanego z tego tytułu jako podręcznik, to tylko czysta manipulacja, ale to już pikuś. Proszę sobie to jakoś połączyć z pojęciem etyka i godność nauczyciela a dalej z zapisami KN, których ma Pani obowiązek przestrzegać.
2/ Nieprzestrzeganie czegokolwiek przez pracodawcę (jak w Pani linku) nie tylko nie zwalnia pracownika z obowiązku wykonywania umowy o pracę, ale nie jest też usprawiedliwieniem kompensacyjnych represji belfra wobec klienta, jakim przymusowo jest uczeń. A tym właśnie jest wybiórcze korzystanie z przywilejów KN, przy sabotowaniu jej obowiązków, takich jak rzetelne wdrażanie reformy i dobór podręczników ze wzgl. na kryteria merytoryczne. Proszę sobie to połączyć z pojęciami etyka i moralność (patrz np. wikipedia, powinno wystarczyć). A potem zrezygnować z przywilejów KN tak, jak z obowiązków, skoro pracodawca też nie jest w porządku, lub dochodzić swoich praw pracowniczych w sposób praworządny.
3/ Passus o „obowiązku zatrudniania Zazu” jest logicznie i etycznie jedynie komiczny, ale owszem, pracodawca powinien takie zazu, sabotujące obowiązki, potraktować po prostu dyscyplinarnie. I tak będzie, gdy będzie to pracodawca rzetelny wobec swego klienta i oferty, związany prawem, a więc – w naszych warunkach, niepaństwowy. Proszę się nie łudzić, wielu leserów i obiboków z sektora państwowego też myślało, że PGRy będą wieczne.
4/ Oczywiście, że jestem Pani chlebodawcą, jak każdy podatnik, płacąc mojemu Państwu również za to, aby amoralni i zdeprawowani cwaniacy lądowali z karierą penitencjarnie a nie z publicznymi pęsumami w kieszeni – na karkach bezbronnych dzieci.
Dbam o to na co dzień zawodowo i z tego utrzymuję podatkami przynajmniej jedną wiejską szkołę miesięcznie, dzięki wartości mojej pracy opiniotwórczej na wolnym rynku.
Tu natomiast, i co do tego zgoda, zapoznaję Panią, z wartością obowiązujących norm prawnych i cywilizacyjnych, pro publico bono, jako uczestnik blogu – Gekko.
Jeśli wolałaby Pani zapłacić za tę wiedzę, aby doznać koniecznej sobie wartości, proszę pomyśleć w tym celu o kredycie hipotecznym. Nauka bowiem kosztuje.
Oczywiście też, że aby być w coś bogatym, trzeba się umieć uczyć, choćby na blogu, czego i Pani futurologicznie życzę (i oczywiście – niepublicznie) 😉
A na razie, proszę nie pogrążać takimi mentalnymi obnażeniami i tak marnego etycznie wizerunku publicznej szkoły i nauczyciela :(((
Nie. Nie trzeba wymieniać ŻADNYCH podręczników. To jest bzdura!!!!
Nauczyciel powinien tylko uczyć wg nowej podstawy programowej.
Nauczyciel nie musi używać żadnego podręcznika na lekcji.
Może korzystać z akademickich skryptów, swoich materiałów, artykułów i udostępniać je uczniom, może używać „starych” podręczników i bardzo starych. A także innych książek.
Trzeba myśleć, szanowni Państwo, a nie skakać w przepaść 🙂
kobieta
24 marca o godz. 8:31
„Nie. Nie trzeba wymieniać ŻADNYCH podręczników. To jest bzdura!!!!
Nauczyciel powinien tylko uczyć wg nowej podstawy programowej.”
Zgadzam się całkowicie. Podręcznik jest jedynie jednym ze środków do osiągnięcia celów zawartych w podstawie programowej.
Od kreatywności i kompetencji metodycznych nauczyciela zależy co zrobi z danym podręcznikiem.
Warto zapoznać się z nową ofertą wydawnictw, ale na pewno nie trzeba czuć się zmuszonym do koniecznej zmiany podręcznika na nowy.
Przy ewentualnym wyborze nowego podręcznika trzeba wziąć pod uwagę różne kryteria – nie tylko „zewnętrzną” atrakcyjność i dostępność wszelakich „gratisów”, którymi obecnie wydawnictwa „kuszą”, ale przede wszystkim zawartość merytoryczną.
Trzeba sobie bowiem zdawać sprawę z tego, że im więcej „gratisów” dla nauczyciela oferuje wydawnictwo, tym najczęściej niestety wyższa cena podręcznika dla ucznia.
Dla mnie przy ewentualnej zmianie podręcznika ( o ile w ogóle zdecyduje się na zmianę) nie bez znaczenia będzie na pewno również jego cena – mam bowiem do czynienia głównie z raczej mało zamożnymi uczniami.
Nie dajmy się zatem „naciągać naciągaczom” i dokonajmy świadomego wyboru w oparciu o najważniejsze dla konkretnego ucznia kryteria.
Byłoby idealnie, gdyby można było zakupić podręczniki dla uczniów, za które uczniowie by nie płacili, a które uczniom byłyby tylko wypożyczane na okres ich nauki w szkole – tak jak to odbywa się w innych krajach. Służyłyby wtedy co najmniej kilku rocznikom. Z pewnością byłyby to duże oszczędności dla rodziców.
Niestety przypuszczam, że rozwiązanie takie – niekorzystne dla silnego lobby wydawniczego, zbijającego kasę na nieustannych reformach i na naiwności belfrów, przekonanych o każdorazowej, związanej z reformą konieczności zmian podręcznika – niemożliwe jak na razie do wprowadzenia u nas. 🙁
Zazu
Nie wiem czy zakłada likwidację oficyn, nie obchodzą mnie oficyny jeżeli są niepotrzebne.
W dwudziestym pierwszym wieku, podręcznik składa się wyłącznie z praw autorskich.
Proszę mi dać prawa autorskie a za miesiąc dostarczę Pani dowolna ilość podręczników, na dowolnym papierze, w skórze oprawione jak będzie Pani chciała. I nie jestem właścicielem żadnej oficyny.
A pieniądze się wezmą z podatków.W rewanżu płatnik dostanie tańsze i lepsze podręczniki. Zwolniłbym z 10% najsłabszych nauczycieli to by starczyło na darmowe podręczniki dla wszystkich na kredowym papierze w twardej okładce z tabletem jako dodatkiem do programu multimedialnego:)
Już są darmowe podręczniki dla wszystkich klas, które można sobie bez problemu ściągnąć z Sieci i z nich korzystać. Od ilu lat trwa już proceder, że podręczniki do języków obcych są po prostu kserowane (bo wychodzi taniej), a to samo tyczy się i innych przedmiotów. Ja sam przez liceum kupiłem podręcznik do języka polskiego (w pierwszej lub drugiej klasie, już nie pamiętam), przez kolejne dwa lata z niego rezygnując, i „korzystając” z niego, ucząc się na jego podstawie osiągałem gorsze wyniki niż w sytuacji, gdy informacji szukałem w Sieci/książkach tematycznych/samych lekturach. Podręczniki wszystko spłycają, a sama ich idea (jako źródła wiedzy) wyginęła wraz z dinozaurami. Jak nauczyciel dobrze uczy, to i żaden podręcznik nie jest potrzebny.
„Pani Zazu, ja nie mam żadnych złudzeń co do Pani osobistej i kompletnej niezdolności pojmowania kwestii etyki, nawet pracowniczej”
Cóż, mam nadzieję, że takie osobiste wycieczki sprawiają, że Pan czuje się bardziej dowartościowany. Nie potrafi się Pan powstrzymać, prawda? Za duża satysfakcja.
1/ Niestety nadal brak odpowiedzi na moje pytanie. Oburza się Pan przykładnie, ale niewiele z tego wynika. Stentor broni się sam, więc nie potrzebuje obrońcy w Pana osobie. A przy tym sytuacja Gospodarza wcale nie jest adekwatna do sytuacji autorów PP – upraszcza Pan sprawę (reklama związana z funkcją = reklama związana z funkcją).
2/ „kompensacyjnych represji belfra wobec klienta, jakim przymusowo jest uczeń”
W danej klasie licealnej uczeń nie jest przymusowo.
Insynuuje Pan, jakobym stwierdzała, że nie przestrzegam obowiązków nałożonych przez KN. Mój wcześniejszy argument pokazywał, że to MEN ich nie wypełnia. Nie znaczy to jednak automatycznie, że ja je lekceważę.
Uparł się Pan, żeby twierdzić, że nauczyciele tylko „korzystają z przywilejów KN” i „sabotują jej obowiązki, takie jak rzetelne wdrażanie reformy”. Moim zdaniem wpisy na blogu co najwyżej świadczą o żywym zainteresowaniu nauczycieli reformą. Denerwuje mnie właśnie zła realizacja reformy. Ale Pan przecież wie lepiej, bo był Pan tak jak ja tylko w tym roku na trzech szkoleniach (22 godz.) związanych z przygotowaniem ściśle do wymagań nakładanych przez nowe rozporządzenia.
„dobór podręczników ze wzgl. na kryteria merytoryczne”
Póki co można wybrać „stare, podrasowane” podręczniki: („Klucz do świata”, „Zrozumieć świat – zrozumieć człowieka”, „Język polski”, w sumie też „Przeszłość to dziś”) albo „Ponad słowami” którego wydawca jeszcze (chyba) nie reklamuje na swojej stronie. Merytorycznie niezbyt zreformowane. Niech Pan sobie wybiera – etycznie i merytorycznie.
„wikipedia, powinno wystarczyć”
Chyba Panu.
3/ Pana wywód jest prawdziwy, tylko jeśli przyjmiemy założenie, że Zazu należy do „leserów i obiboków z sektora państwowego”. Ale na to nie ma Pan żadnych argumentów, poza własnymi, niekiedy zabawnymi, domysłami. Wątły ten wywód, oj wątły.
4/ „Oczywiście, że jestem Pani chlebodawcą”
Czytanie ze zrozumieniem kuleje, a myśl abstrakcyjna szaleje 🙂
„Dbam o to na co dzień zawodowo i z tego utrzymuję podatkami przynajmniej jedną wiejską szkołę miesięcznie, dzięki wartości mojej pracy opiniotwórczej na wolnym rynku”. Mam nadzieję, że Pana praca ma większą wartość niż blogowe wynurzenia. Tak czy inaczej przynajmniej ta wiejska szkółka, bo przecież nie sekretariat posła ani filar stadionu, na tym korzysta.
Proszę mnie nie zawstydzać. „Zapoznaję Panią, z wartością obowiązujących norm prawnych i cywilizacyjnych, pro publico bono” – Gekko, wzór cnót wszelakich, oświeca „belfrów publicznych” ZA DARMO. Znajmy łaskę Pańską. Pana wysokie mniemanie o sobie przerasta niemal wszystko z czym się do tej pory spotkałam.
@kobieta
MEN wymienia podręczniki, nauczyciel może wymagać od uczniów tylko podręczników zatwierdzonych przez MEN. Nie ma jednak przymusu wybierania podręcznika i korzystania z niego – to tylko jeden z materiałów dydaktycznych, które ma do dyspozycji nauczyciel i – tu się zgadzam – można go z powodzeniem zastąpić.
@parker
>Zwolniłbym z 10% najsłabszych nauczycieli to by starczyło na darmowe podręczniki dla wszystkich na kredowym papierze w twardej okładce z tabletem jako dodatkiem do programu multimedialnego:)<
Nauczycieli byś zwolnił, to najprostsze.Ich praca do wykonania by jednak została-zatrudniłbyś innych(wtedy zero oszczędności!) czy obciążył nią resztę żeby poniosła koszta twoich genialnych pomysłów???;-)
Zazu
24 marca o godz. 10:38
– – –
Pani Zazu, po co brnie Pani w żenujące wykręty – co z tego pisania ma na celu dobro ucznia czy nauczania a co jest jałową i nierzetelną polemiką z faktami celem osobistej utarczki?
a/ wycieczki osobiste rozpoczęła Pani i Pani nadaje ten ton, przed czym przestrzegałem;
b/ sytuacja Gospodarza jest identyczna z tą, jaką oburza się u innych, vide – link, to są fakty;
c/ kompromituje się Pani (ponownie) stwierdzeniami, że ‚uczeń może zmienić klasę’ a ‚pracodawca może nie zatrudniać zazu’, jako argumentami za swoją rzetelną postawą pracowniczą i zawodową. To właśnie jest leserstwo i pełen tupetu cynizm uwłaszczonego na publicznej posadce pieczeniarza. Nawet, jeśli Pani tego nie rozumie, w tej dyskusji występuje Pani bez… spodni.
d/ jeśli belfer publicznie obwieszcza o swoim pracodawcy że: „wymyślają reformy, aby naciągnąć uczniów, rodziców i nauczycieli na niemałe przecież pieniądze…niech sobie reformę i podręcznik wsadzą tam, gdzie słońce nie dochodzi” to dla Pani „jedynie żywe zainteresowanie nauczycieli reformą”, pozostaje tylko uciekać od takich belfrów gdzie pieprz rośnie, a ich samych tymże samym pieprzem z roboty wy…relegować.
I zadumać się nad tym bezczelnym apogeum arogancji i sabotażu godności (???) publicznego funkcjonariusza.
e/ pozostałe Pani wycieczki osobiste z litości pominę, dla mnie wystarczy to, co powyżej, aby wyczerpać znamiona Pani niekompetencji do polemiki o etyce.
A także Pani zdolności do zawstydzenia się tym, co Pani (i nie tylko) tu reprezentuje, pisząc takie rzeczy jako… nauczyciel!
To smutne, że etyka jest dla publicznych nauczycieli, podobnie jak łacina, martwym przedmiotem akademickim dającym papier, ale nie czyniąc ich zdolnymi do jakiegokolwiek zastosowania jej w praktyce, chętnie (!) będąc natomiast używaną li tylko jako zarzut wobec innych.
Nie przypadkiem to grupa zawodowa niezdolna do przyjęcia własnego kodeksu etyki, bo i niezdolna do przyswojenia nawet podstawowych norm prawnych i zawodowych, do których zobowiązuje się umową o pracę.
Pisząc tak dalej, bez jakiejkolwiek wynikającej z wiedzy i postawy refleksji, pogłębia Pani ten żenujący wizerunek kondycji zawodowej belfra dobitniej nawet, niż publiczny pracodawca, dopuszczający takie ‚kwiatki’ do przymusowego kontaktu z dziećmi.
Proszę więc nie liczyć na społeczny żal nad reklamowanym tu ciężkim losem zgwałconych reformami dziewic orleańskich belferstwa publicznego.
@Gekko
Rozmowa z Panem, ze względu na jej poziom, jest li tylko rozrywką.
a/ „wycieczki osobiste rozpoczęła Pani i Pani nadaje ten ton, przed czym przestrzegałem”
Odpowiedź godna dżentelmena.
b/ „to są fakty”
Jak argumentów brak, to się z tego robi „fakt”. 🙂
c/ „jako argumentami za swoją rzetelną postawą pracowniczą i zawodową”
To Panu się tak wydaje. Dla mnie postawa zawodowa nie bierze się z blogowej kreacji.
Argumenty o spodniach liche i w porównaniu np. z tymi z „Lalki” nie robią wrażenia.
d/ Radosna beztroska z jaką pomija Pan argumenty, koncentrując się na wybranym przytyku, jest doprawdy rozbrajająca. A o prawie do opinii na temat jakości aktów prawnych już pisałam.
e/ „pozostałe Pani wycieczki osobiste z litości pominę”
Ale nie pozostanie Pan dłużny, prawda? Pańskie wywody o „etyce” świadczą jedynie o tym, że Pan nie ma o niej pojęcia i tylko lubi kreować się na jedynego sprawiedliwego.
Zgadzam się z Adamem i kobietą.
Na podręczniki teraz patrzę przez pryzmat pierwszych klas podstawówki, wtedy są potrzebne.
Ale w gimnazjum i liceum w dobie internetu nie są potrzebne żadne podręczniki, wręcz przeszkadzają.
Ale co zrobić, jak są wygodne dla nauczycieli?
I maja interes wydawnictwa żeby je propagować.
Więc realia są takie, że puki się nie wymieni nauczycieli podręczniki będą.
A że na wymianę się nie zanosi, to będą.
A jak będą, MEN powinien być właścicielem praw autorskich i je upublicznić to wtedy będą tanie a jak będzie konkurs, to będą dobre.
Nie widzę złych stron takiego rozwiązania.
Patologii z książkami jest więcej. Rzeczony WSiP w ciągu ostatnich trzech lat w do języka polskiego w gimnazjum wydał 3 różne podręczniki z tej samej serii „Świat w słowach i obrazach”. Masakra.
Przy nowej podstawie (radziłbym menowi korzystać z cyferek, rodzice mieliby jasność na temat tempa i mnogości zmian) sa liczne asurdy. Np w 33 tygodniach nauki, przy jednej gidzinie tygodniowo nauczyciel jest zobowiązany do zrelizowania 35 godzin lekcyjnych! Może być sumienny, nie chorować, nie brać opieki nad dzieckiem. Nie dostanie zastępstw, to nie zrealizuje.
2 @ parker, gekko
Jesteście tacy postępwi, OK. Powiedzcie lub objaśnijcie, wszak rozumni z was interlokutorzy. W jaki sposób mam poprawiać, ulepszać i porzeszać metody pracy z czegokolwiek, skoro pracę muszę mieć zaplanowaną na 3 lata! jak rozplanować 450 godzin, żeby zdażyć ze wszystkimi obostrzeniami – łącznie z tymi wewnątrzszkolnymi? Choroby też mam planować? Wagary uczniów? Wypadki?
3. Współczuje pracującym w liceum. Teraz będziecie kukać jak wam przyjdą matury ustne…
Zazu pisze: „Cóż, mam nadzieję, że takie osobiste wycieczki sprawiają, że Pan czuje się bardziej dowartościowany. Nie potrafi się Pan powstrzymać, prawda? Za duża satysfakcja.”
I tu jest pies pogrzebany 🙂 Zazu, jakakolwiek polemika z panem/ą Gekko nie ma najmniejszego sensu, gdyż mamy tu do czynienia jedynie z typowym trollem, który z braku innych zainteresowań i działalności poza światem wirtualnym, uwił sobie tu gniazdko. Przewijam jego wpisy, by nie tracić czasu, ale niestety czytam polemikę z nim w innych postach…… Proszę, nie należy karmić trolla, to stara 🙂 zasada, ale jedyna skuteczna.
Adam i Kobieta 🙂 Macie 100% racji. Od 20 lat proszę uczniów aby zajrzeli do podręcznika dwa, trzy razy w semestrze i tyle.
polonus
24 marca o godz. 14:05
– – –
Drogi polonusie, „w ramach postępu” pozwalającego „ulepszać, poprawiać i poszerzać metody” a przy tym możliwego do pogodzenia z planowaniem i przewidywaniem w dłuższym okresie, niż do weekendu i pensji, tysiące ludzi podejmuje takie oto inicjatywy:
– uczą się systematycznie (life long learning)
– podejmują studia (od 3-12 lat)
– podejmują studia podyplomowe (czasem X…lat)
– doskonalą zawodowo (jedna pani była na 22 szkoleniach!)
– zdobywają stopnie naukowe (od 3 do … lat)
– i wiele, wiele innych.
Odpowiadam uprzejmie acz oczywistościami, bo to problem endemiczny, w istocie: a la polonaise.
Podobnie jak inne zdobycze cywilizacji typu etyka czy papier toaletowy 🙂
Nieustajaco zdumiewa mnie calkowita potulnosc rodzicow wobec tego, co wyprawia sie w tzw. polskim szkolnictwie. Przeciez, jak dobrze policzyc tych ludzi, to wyjdzie pewnie z pare milionow. Niechzesz sie wreszcie zbuntuja, zorganizuja jakis ruch, nazwijmy to Ruchem 10/10: podreczniki za nie wiecej niz 10 zl, zmieniane nie czesciej niz raz na 10 lat; innych nie kupujemy i basta! Nie ma w prawie polskim obowiazku kupowania czegokolwiek ‚do szkoly’!
Nie do konca zgadzam sie z ‚kobieta’ i ‚parkerem’: dobre podreczniki maja jak najbardziej racje bytu, niezaleznie od postepow w technologii. Poniewaz DOBRY podrecznik to nie tylko
luzny zbior materialow, to jest pewna calosc przemylana od poczatku do konca, lacznie z ustaleniem kroju pisma, grubosci linii, doboru kolorow itp, o tresci nie wspominajac. W dziedziniach, na ktorych sie zawodowo znam , na polskim rynku pojawil sie tylko jeden taki w czasach cudownie odzyskaniej wolnosci, wydany wlasnym sumptem przez autora. Po inne podreczniki zaslugujace na to miano musialbym zainteresowanych odsylac do publikacji z czasow zbrodniczego rezimu. Sporo jest jednak tego w cywilizacji. Dlaczego Ojczyna nasza, ktora importuje nawet szpicruty, nie mialaby kupic odpowiednich licencji? Tlumaczenie na pewno wyszloby taniej niz apanaze pan i panow, co to znaja sie z pania minister.
Zazu, Dil-Se et al.
– – –
A ja też zachęcam Panie Nauczycielki do oczyszczającej głodówki wystawienniczej, nic bowiem lepiej nie świadczy o Pań(stwa) belferskiej konduicie zawodowej niż to, co piszecie tu z własnej głowy (?) i procedery, jakie tym samym ujawniacie 🙂
A przecież czytają to w „Polityce” i jej blogu i wasi pracodawcy i klienci publicznego belferstwa, co jakże ułatwia odnośne decyzje merytoryczne o wyborze… miejsca edukacji, wolnego od takich oparów.
O wybór rzetelnych belfrów będzie zaś wkrótce łatwiej klientom i pracodawcom, niż nachalnym szkolnym sprzedawczyniom etatowe narzucanie nieświeżych etycznie usług, …czy podręczników 🙂 .
parker
24 marca o godz. 13:41
– – –
„Więc realia są takie, że puki się nie wymieni nauczycieli podręczniki będą.”
Ano właśnie (chociaż jednak: póki :).
Cały problem w tym, że reklamowanie i produkcja wątpliwych podręczników nie miałoby sensu, gdyby to nie przekupni i niekompetentni nauczyciele decydowali o ich użyciu.
Stąd wypierające fakty, ekspresyjne wpisy blogowe metodą na „łapaj złodzieja”, czyli – „naciągaczy”, a są nimi oczywiście wszyscy, tylko nie belfrzy, decydujący o „naciąganiu” dzieci i rodziców na ciągłe wymiany podręczników.
Niekoniecznie na podręczniki lepsze (i oczywiście zmieniane lub wybierane bez potrzeby formalnej czy oceny merytorycznej), ale np. takie, z którymi nadchodzi mikrofalówka (czy wikend w spa), albo NIE na takie, których autorzy mieli pecha podpaść wypalonym i zblazowanym bezkarnością decydentom podręcznikowym zza klasowej katedry.
I tu dochodzimy do przyziemnego jakże powodu, dlaczego, dla tak korzystnie uwikłanych w ten system belfrów, każda reforma i minister MUSI być /rzekomo/ winny za rzeczywistą deprawację swoich podwładnych.
Tymczasem w istocie, na niejednym belferskim naciągaczu, chwalącym się bezwiednie i publicznie swą postawą – czapka i tak (pod)blogująco gore.
No i Gekko-troll mi nie odpowiedział na ponawiane(!) pytanie z poprzedniego wątku o podanie konkretnej(!) nazwy tego oświatowego niepublicznego a wysokopłatnego raju jaki ciągle reklamuje w kolejnych wypowiedziach!!!
Więc jednak to zmyślenie, a on po prostu ma osobisty i przyziemny interes w opluwaniu konkurencji oraz mitologizacji i idealizacji swojego wysokopłatnego niepublicznego sektora…;-)
100% racji, Gospodarzu. Ta „reforma” to sposób na robienie interesów przez kilku(nastu?) cwaniaków. Wystarczy popatrzeć na nazwiska macherów, te same od lat i powtarzające się w różnych konfiguracjach. A może zajmiesz się, Gospodarzu, innym oświatowym fetyszem, tzw. edukacyjną wartością dodaną? To dopiero pole do nadużyć. Co ciekawe, kręcą nią (wartością) ci sami misiowie (popatrz na nazwiska, koteczku). A tak naprawdę to metodologiczny i pomiarowy gniot. Pozdrawiam
reformer
24 marca o godz. 17:50
– – –
O rany, błagam!
Napisz, czy te szpicruty to importuje Ojczyzna na potrzeby belfrów publicznych????
Bo w klasie mojej małoletniej siostrzenicy pani zarządziła rodzicom zbiórkę na e-pomoce nałkowe.
I nie chodziło o tomy Nałkowskiej w empetrójkach, ani, jak poprzednio, o verticale do zaciemnienia klasy multimedialnej…(bo się od słońca piksele wypalają w kineskopie).
To może siostra za te szpicruty składkę ma podstępnie zapłacić podwójną?
A w ogóle, to zgadzam się, że dobry belfer potrafi skorzystać z dobrego podręcznika, a ten najlepszy belfer to i bez niego…daje radę.
Tylko, który z nich obejdzie się bez szpicruty?
Pozdrawiam 🙂 🙂 🙂
Przykurcz mnie złapał…
Masakrować to się potrafimy jak złoto.
Chyba wolę HBO i „Spartakusa – zemstę”.
Wlazłem w sam środek łomotaniny takiej, że zdrowia życzę.
Nie jestem żwawym staruszkiem, ale spotkać niektórych z Was na ulicy to bym się bał!
Czytanie polonistycznego bloga i zaraz potem forum pod nim to noc żywych trupów.
Też chciałem merytorycznie – prawda.
@gekko
Nie zrozumiałeś mnie w ogóle. Co z tego, że się szkolą. Zrozum, planując pracę na 3 lata, w ciągu tego cyklu nie powinno niczego zmieniac, bo godzin na poprawki nie ma. dajmy na to, że młody nauczyciel wyciąga wnioski, czyli co, te wnioski (lepsze metody, środki, formy, etc.) ma dopiero dać kolejnemu pokoleniu, które z pewnościa juz przyjdzie z Nowszą Podstawą? Przeciez to bezsens.
Czy uważasz, że jeżeli pojawi się nowy podręcznik, lepszy, to należy go wziąć? Pewnie, a finanse rodziców, którzy np mają młodsze dziecko? Trochę racjonalności.
E-learnig, to bzdura i fikcja w naszych realiach. Primo nie wszyscy mają internet, secundo samorządy zamykają ICM-y.
Reformerze, napisz proszę jaki to był podręcznik?
Gdy kibicuje temu blogowi, przychodzi mi do glowy tak zwany „5 wniosek z prawa Morphy’ego”. Brzmi on: „Nic z tego nie bedzie”. Z czego? Z edukacji. Dlaczego? Ano, na to daje odpoweidz inne polskie powiedzonko ladnie okreslajace meritum sporu meidzy Ministerstwem a Nauczycielstwem: „Wart Pac Palaca a Palac Paca” Tacy sami jestescie dobrzy jak ministerialni aparatczycy.
Zmieniając temat- sprawa rekolekcji- nie ma w tym czasie lekcji , a nauczyciele muszą iść do kościoła, by pilnować młodzież. A inne wyznania? Nie idą nigdzie i mają 2 dni laby. Jak to jest????
polonus
25 marca o godz. 13:21
– – –
No tak, nie ma zrozumienia, sorry.
Mnie chodzi o to, że planowanie czegokolwiek jest konieczne, właśnie dlatego, że nie wiemy, co będzie!
To pozorny tylko paradoks.
Planujesz swój rozwój, swoje szkolenie, tak, jak swój plan pracy. Na pewno na dłużej niż na kilka dni…
Kwestia ilości zmiennych (pozornie uniemożliwiająca detaliczne planowanie) przestaje być problemem, jeśli to planowanie operacyjne (ile godzin, jaki podręcznik) jest poprzedzone planem strategicznym (do czego w sumie zmierzamy i co chcemy po kolei osiągnąć).
Pozwala to …zaplanować opcje, nie tracąc wyniku.
W tym miejscu i przy takim poziomie ogólności Twoich danych, chciałem jedynie zasygnalizować, że planowanie pracy jest tyle koniecznością co umiejętnością, i to mierzalną.
Jeśli oczekujemy od podwładnych planowania, trzeba ich tego nauczyć (albo wziąć takich, co umieją).
Przepraszam, że ja akurat nie jestem tego w stanie zrobić tu i teraz, skoro moja metafora okazała się niecelna i nie zrozumieliśmy się.
Pozdrawiam.
@lara – polecam zapoznać się z rozporządzeniem w sprawie nauki religii w szkole – nauczyciel NIE MA obowiązku pilnować dzieci w kościele w czasie rekolekcji, taki obowiązek MA ksiądz, katecheta lub katechetka.
Dla jasności: „Opiekę nad uczniami w czasie rekolekcji sprawują katecheci. Udział nauczycieli w zajęciach rekolekcyjnych w pomieszczeniach sakralnych jest całkowicie dobrowolny.
Dyrektor nie może zmusić nauczyciela do udziału w zajęciach rekolekcyjnych w pomieszczeniach sakralnych. Obowiązki nauczycieli związane z odbywającymi się rekolekcjami nie mogą być podłożem konfliktów sumienia kadry pedagogicznej.
Nauczyciel nie jest zwolniony z obowiązku zapewnienia uczniom bezpieczeństwa podczas zajęć organizowanych przez szkołę zarówno w szkole, jak i poza jej obiektami, stanowią o tym przepisy art. 39 ust. 1 pkt5a ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (tekst jedn.: Dz. U. z 2004 r. Nr 256, poz. 2572 z późn. zm.) oraz § 2 rozporządzenia Ministra Edukacji narodowej i Sportu z dnia 31 grudnia 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach (Dz. U. z 2003 r. Nr 6, poz. 69 z późn. zm.). Tak więc w przypadku, gdy grupa uczniów uczęszczająca na rekolekcje jest za duża by bezpieczeństwo mogli zapewnić tylko katecheci, dyrektor szkoły może zobowiązać innych nauczycieli do jej zapewnienia. W czas rekolekcji nauczyciele musza pozostawać do dyspozycji dyrektora szkoły, który może powierzać im różne zadania i obowiązki”.