Liberum veto
Klasa może wyjść ze szkoły, np. do teatru, kina czy muzeum, jeśli wszyscy nauczyciele wyrażą zgodę. Każdy, kto w danym dniu prowadzi z tą klasę lekcję, musi się podpisać, że zgadza się, aby jego lekcja przepadła. Kartka z podpisami trafia do dokumentacji szkolnej.
Zastanawiam się, czy podpis jest tylko czczą formalnością, czy też naprawdę można się nie zgodzić. Zwykle wybrany przez nauczyciela uczeń zbiera podpisy na ostatnią chwilę. Wszystko jest więc ustalone, bilety zakupione, spektakl zarezerwowany, przewodnik opłacony, a tu jakiś belfer mówi „nie”. I co wtedy? Naprawdę klasa zostaje w szkole?
Dla dobra uczniów należałoby odmówić. Spektakl na pewno jest durny, film każdy może obejrzeć w domu, a do muzeum nie warto iść, gdyż właśnie trwa remont głównych pomieszczeń. Człowiek jednak się zgadza, bo przecież w szkole najważniejsze są relacje z kolegami, a nie ewentualne dobro uczniów. Jak napisał ktoś celnie w komentarzach, uczniowie niedługo skończą szkołę, a z kolegami zostanie się na wiele lat. Więc jak nauczyciel chce wyprowadzić klasę ze szkoły, to nie ma co się zastanawiać. Trzeba pisać OK i wszystko gra.
Komentarze
„Jak napisał ktoś celnie w komentarzach, uczniowie niedługo skończą szkołę, a z kolegami zostanie się na wiele lat.”
Nie rozumiem, Drogi Gospodarzu. W tej notce starasz się udowadniać, że szkoła jest dla nauczycieli, bo relacje z kolegami najważniejsze, a ucznia w czapce Pan bronił przeciwko „antysemickiemu” koledze. Gdzie tu logika?
To nie jest tak, iż w każdym tygodniu klasy wychodzą ze szkoły. Takie dni stanowią również odprężenie dla uczniów. Sporo lat pracuję w szkole i jeszcze nie widziałem nauczyciela, który przeklinałby, że nie zrealizuje z tego powodu podstawy programowej. Pisząc ironicznie, można stwierdzić, że do nadrobienia zaległości jest godzina karciana. W mojej szkole zgodę na wyjście uzyskujemy tylko od wicedyrektora. Nic tak przyjemniej nie smakuje w szkole jak papieros w zakonspirowanym miejscu w czasie nadprogramowego okienka. Wielbiciele dymka w każdej budzie znają takie zakątki, bynajmniej nie w WC. W naszej – pokój panów konserwatorów, gdzie w przyjemnej atmosferze , dalekiej od problemów szkolnych można wymienić uwagi na tematy sportu i polityki, dowiedzieć się o tym , jak wykonać drobne, domowe naprawy.
Zgodnie z prawem decyzje w szkole podejmuje dyrektor, a rozporządzenie w sprawie krajoznawstwa i turystyki nie przewiduje procedury opiniowania wycieczek przez innych nauczycieli. W przypadku wycieczek przedmiotowych nie jest nawet wymagana zgoda rodziców.
Czuję się wywołany do tablicy.
Nie widzę powodów aby dobre relacje między nauczycielami powodowały straszne zło w szkole. Osobiście sądzę, że wręcz przeciwnie.
Mogę się mylić, stary jestem
Overdrive,
jestem rozdarty. Chciałbym żyć dobrze i z uczniami, i z nauczycielami. W teorii to pięknie wygląda, natomiast w praktyce wychodzi źle – raz drę koty z uczniami, a innym razem z kolegami. Podobno to norma.
Pozdrawiam
Gospodarz
Szkoda, że z kolegami czasem drze pan koty przy uczniach.
@Gospodarz
Z tego co Pan napisał wynika, że edukacja jest systemem w którym równowaga to brak równowagi.
Rozumiem, nie zazdroszczę.