1 września – nauczycielu, wyluzuj

Jeszcze kopniak w tyłek i można zaczynać nowy rok szkolny. Niestety, to wcale nie będzie kopniak na szczęście. Nauczyciele nigdy chyba nie mieli tak czarnego PR jak obecnie. W ostatnich dniach wakacji miało się wrażenie, iż media wręcz prześcigają się w kopaniu belfrów po kostkach. Ludzie dowiedzieli się więc, że „Nauczyciele rujnują budżety gmin” (zob. tekst), że mają roczny urlop, sto dni wolnego i 20-godzinny etat (zob. info), że szkoła bezprawnie wyciąga pieniądze od rodziców (zob. materiał). Jak komuś mało, to niech poczyta fora internetowe pod wskazanymi wyżej linkami. Dominują w nich głosy, że jesteśmy nierobami i miernotami, którzy okradają uczciwych obywateli.

Po czymś takim trudno iść do pracy w spokoju i na luzie. A jednak chwila zastanowienia powinna pomóc nam zrozumieć, że to Polska właśnie i że tu tak ludzie reagują na własne niepowodzenia, tzn. życząc innym jak najgorszego losu. Kiedy więc czytam tę nagonkę na nauczycieli, to wiem, że ludziom musi być w pracy naprawdę źle i ciężko. Szczególnie w Łodzi widzę to na każdym kroku. Znajomi pracujący poza sferą budżetową nie mogą liczyć na więcej niż dwa tygodnie urlopu w okresie letnim. O zapłatę za urlop muszą się prosić. Szef łaskawie daje im po sto zł, gdy bardzo proszą. Praca wygląda tak, że jak jest robota, to muszą siedzieć do nocy, a jak nie ma, to szef każe im iść do domu. O zapłacie za przestoje nie ma mowy. Zresztą wiele osób pracuje bez żadnej umowy. Jeśli ktoś nawet ma umowę, to nie na cały rok, tylko do dnia, kiedy firma zamyka się na czas urlopowy. Sporo moich łódzkich znajomych takie umowy podpisuje – na dziesięć miesięcy, a po urlopie szefa (bo urlop ma tylko właściciel firmy) na kolejne miesiące. O zapłacie za urlop nie ma mowy. Normą jest też rejestracja na minimalną krajową i otrzymywanie wynagrodzenia pod stołem. Jak szef ma dobry humor, a firma znaczne zyski, to pod stołem jest więcej, a jak nie, to mniej. Ostatnio jest coraz mniej. Znajomy ze studiów zarabiał w latach 90. trzy razy tyle, ile ja w szkole. Obecnie pracuje za dwie trzecie mojej pensji nauczyciela dyplomowanego. Przykłady można mnożyć.

Dlaczego całą złość za własne niepowodzenia społeczeństwo przerzuca na nauczycieli? Jakiś czas temu na moim osiedlu w ciągu jednej nocy okradziono 17 samochodów. Mojego akurat nie ruszyli. Kiedy zacząłem współczuć sąsiadom, zauważyłem, że wcale nie przyjmują mojego współczucia. Z wściekłością powiedzieli, że złodzieje okradali tylko samochody niemieckie. Ja na swoje szczęście jeżdżę japońskim. Chociaż to złodzieje zniszczyli sąsiadom ich samochody, to jednak nienawiść spadła na mnie, bo miałem szczęście nie zostać poszkodowany. Tak samo żaden nauczyciel nie jest winny, że ludzie pracują za żenująco nędzne pieniądze, w warunkach urągających przyzwoitości, często od świtu do nocy, bez prawa do urlopu. A jednak ludzie, zamiast winić swoich pracodawców, zamiast próbować walczyć o poprawę swojego losu, całą swoją energię zużywają na nienawidzenie tych, którzy mają szczęście mieć lepiej. Ludzie, jeżdżę japońskim samochodem i mam wakacje, ale nie odpowiadam za to, że złodzieje zniszczyli wasze niemieckie wozy i ograbili was z prawa do godnego urlopu.