Nauczyciel i wychowawca

On był na moim weselu, a ja na jego pogrzebie. Taki los. Zmarł przyjaciel rodziny, Jerzy Klimko. Wczoraj został pochowany. Zasłużył się jako żołnierz AK, nauczyciel i patriota (zob. info). W mediach natrafiam wciąż na wspomnienia jego byłych uczniów, wychowanków. Jedni podkreślają, że był nauczycielem surowym, wymagającym, inni – że przyjacielskim, otwartym. Z licznych ust padają słowa Wielki Człowiek. Na YouTube pojawił się film Wspomnienie Jerzego Klimki.

Podczas uroczystości pogrzebowych, gdy żegnało go mnóstwo przyjaciół, wychowankowie, władze miasta, wojsko i, oczywiście, rodzina, zacząłem się zastanawiać nad tym, co trzeba zrobić, kim być, jak się zachowywać w życiu, aby zasłużyć sobie na podobne pożegnanie. Przecież, nie ma co ukrywać, wielu nauczycieli umiera samotnie, bez przyjaciół, bez życiorysu, bez zasług, bez pożegnania ze strony uczniów i wychowanków. Żyli, ale jakby nie żyli. To wcale nie jest tak, że każdego nauczyciela żegna się z honorami.

W tym pogrzebowym dniu naszła mnie też refleksja na temat aktywności nauczycieli. Mam wrażenie, że pedagodzy dzielą się na tych, którzy nie angażują się w nic, i na takich, którzy angażują się we wszystko. W pracy pedagogicznej drogi pośredniej nie ma, jest wszystko albo nic. W audycji wspomnieniowej Radia 5 usłyszałem, że Jerzy Klimko uczestniczył we wszystkich uroczystościach patriotycznych, czym dawał dobry przykład młodzieży. Podobna informacja pojawiła się też w „Kurierze Suwalskim” (zob. tekst).

Niestety, wielu nauczycieli z takich uroczystości czy w ogóle z takich miejsc, gdzie trzeba dać uczniom przykład zaangażowania, zwyczajnie daje nogę. Inni starają się jako tako zachowywać, dopóki są czynni zawodowo. Natomiast na emeryturze słuch o nich ginie. Byli nauczycielami, wychowawcami, ale teraz przestali, nie istnieją. W przypadku Jerzego Klimki było inaczej. Był pedagogiem i wychowawcą do końca. Wszystkim nauczycielom, którzy przeszli na emeryturę, życzę z całego serca, aby brali z niego przykład.