Zwalanie winy na uczniów
Mirosław Sawicki, wicedyrektor CKE, zwalił winę na uczniów. Matura poszła źle, ponieważ „ten rocznik jest po prostu słaby”. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz próbuje się wmówić społeczeństwu, że zawiniła młodzież. Pamiętam, jak w latach 90. usprawiedliwiano słabe wyniki na maturze tym, że do egzaminu przystąpiło pokolenie Czernobyla.
Wiosną 1986 roku pokolenie to chodziło do przedszkola lub do szkoły podstawowej, więc w czasie katastrofy elektrowni jądrowej bawiło się w ogródkach albo grało w piłkę na boisku. Starszym skażenie nie zaszkodziło, ponieważ siedzieli na piwie, a piwo – jak dobrze wiemy – neutralizuje każde świństwo. Gdy kilkanaście lat później młodzi ludzie zdawali maturę, nieraz słyszałem, jak nauczycieli mówili: „Czego od nich wymagać? Czernobyl zniszczył im mózgi.” Mirosław Sawicki należy widocznie do tego starszego pokolenia, któremu Czernobyl nie zaszkodził z ww. powodów. Ale o tym później.
Uczniowie nie pozostają dłużni i zwalają winę na nauczycieli. Na forach internetowych można przeczytać m. in.:
„Może wina nie leży po stronie maturzystów, tylko po stronie nauczycieli, którym nie chce się nauczyć, tylko przychodzą na lekcję, podadzą temat i każą zrobić notatkę z podręcznika, za takie nauczanie dziękujemy.” (zob. źródło)
Inni nie zostawiają suchej nitki na urzędnikach, szczególną winą obarczając samą minister edukacji:
„Niech minister Hall zobaczy, w co wpakowała młodych ludzi, zresztą ona jest osobą niekompetentną na to stanowisko, nic nie robi, aby było lepiej, siedzi za biurkiem, robiąc dobrą minę do złej gry, bardzo dobrze, że tak mało osób zdało, teraz można zdecydowanie podać ją do dymisji.” (zob. źródło)
Chociaż nie podobają mi się słowa Sawickiego, to jednak fakty są takie, że rocznik ten napisał maturę wyjątkowo słabo. Dlaczego? Jeśli prawdą jest, że w latach 90. egzamin dojrzałości zdawało pokolenie Czernobyla, to wszystko jasne. Widocznie teraz szkołę średnią kończą dzieci tego pokolenia. To jednak nic. Prawdziwe nieszczęście czeka polską edukację wtedy, gdy maturę będą zdawać wnuki, czyli gdzieś w latach 2030-2035. Obstawiam, że z powodu skażenia umysłów zdawalność wyniesie 50 procent.
Oczywiście, nie musimy czekać na tę klęskę z założonymi rękami. Wystarczy, że odpowiednio wcześniej przyjrzymy się umysłom tych urzędników w CKE i MEN, którzy w roku 1986 byli już na tyle dorośli, że pili wódkę i zakąszali ją skażonymi przez Czernobyl grzybkami. W każdym razie wypowiedź Sawickiego dowodzi, że te grzybki mogły jednak zaszkodzić i teraz właśnie dają o sobie znać.
Komentarze
gdy ja zdawałem maturę jasne dla wszystkich było, że matura idzie cyklem dwuletnim, gdy w jednym roku matura jest trudna to za rok robią ją łatwą.
Ubiegłoroczna matura była powszechnie krytykowana jako zbyt łatwa, wręcz na poziomie gimnazjalisty. Nie ma się więc co dziwić, że w tym roku z jednej strony maturzyści nastawiali się na dość łatwy egzamin, a z drugiej CKE aby nie być oskarżanym o zbyt łatwe zadania podniosło całkiem sporo poprzeczkę na maturze z matematyki. Efekt widzimy wszyscy.
Nie wiem jak w innych szkołach, w mojej dodatkowych zajęć z matematyki było bardzo dużo. Więcej niż chętnych, kto nie chciał nie musiał brać korepetycji bo 1 na 1 mógł przychodzić na zajęcia dodatkowe. Jednak uczniom się nie bardzo chciało.
Mimo to zdawalność była wyższa niż średnia dla liceów. W technikum! Może punktowo nie było rewelacji ale ilościowo wyszło bardzo dobrze.
Przepraszam wszystkich uczniów z tego rocznika obecnych na tym blogu, ale w istocie – zawsze uważałam moich rówieśników za słabych. M.in. dlatego nie uzyskałam promocji do następnej klasy, bo za wszelką cenę chciałam zmienić rocznik, choćby nawet na młodszy. Na razie jest lepiej, a jak im matura pójdzie za rok? Zobaczymy.
Do Gospodarza
Niech się Pan cieszy, że nie zwalił na nauczycieli!;-)
Na szczęscie ci się mogą bronić, że oni rok temu prawie ci sami i tacy sami byli 😉
Natomiast oczekiwać od ekipy, uformowanej jeszcze przez panie Dzierzgowską i Radziwiłł w okresie „reformy” Handkego, jakiejkowiek choćby odrobinę samokrytycznej oceny własnych(!!!) dokonań, to tak jak oczekiwać śniegu na równiku…;-)
Oni zawsze zwalają na innych albo nie widzą problemu i są w tym dobrzy choć już nudni;-)
Dla mnie w ogóle akcja pt. wyniki matury 2011 przypomina szopkę. Ogólnopolska tragedia, powód do zwoływania komisji, włączenie sprawy matury do kampanii wyborczej niektórych partii to elementy kuriozalne. Czyżbyśmy jako naród nie wykonali jakiegoś planu narodowego? Miało zdać 81%, a zdało tylko 76. No tragedia.
Inna sprawa, że CKE jest tworem – jak widać- zupełnie niekompetentnym, bo mimo pobieranych milionów złotych, czasu i niezliczonych tłumów anonimowych (czyli o zerowej odpowiedzialności) ekspertów nie jest w stanie ułożyć spójnych i powtarzalnej jakości egzaminów dla szkół każdego szczebla i za każdym razem wynik jest w dużej mierze losowy, a przynajmniej na tyle, że nie istnieje możliwość porównania wyników egzaminu danego rocznika z rocznikami poprzednimi czy następnymi. Najtragiczniejsze jest dla mnie w tej instytucji to, że nikt (poza uczniami) nie ponosi żadnej odpowiedzialności za wszystkie ich błędy, niedociągnięcia i brak kompetencji oraz to, że – jak pokazał przykład ostatnich unieważnień matur z chemii – od decyzji CKE nie ma odwołania. To jest dla mnie najbardziej kuriozalne, bo chyba od wszystkiego można się w Polsce czy na świecie odwołać, tylko od decyzji OKE czy CKE nie.
Gdyby znalazła się w Polsce osoba, partia czy ktokolwiek, kto byłby w stanie wprowadzić odpowiedzialność karna i finansową wszelkich urzędników państwowych, z miejsca był na niego/nią głosował. Niestety to chyba nierealne.
Jaka jest jakość przygotowania młodzieży licealnej do podjęcia studiów to osobna sprawa, ale nie ma to najmniejszego wpływu obecny rocznik i Czarnobyl, obawiam się.
A ten pan, który się wypowiadał o roczniku, jest do odstrzału i zapewne zostanie odstrzelony. Niestety to o wiele za mało, by w tej instytucji cokolwiek zmieniło się na lepsze. I nie mówię tu o wynikach maturalnych, bo nie o liczby chodzi, a o ich wagę.
Napisałem pod poprzednim blogiem, że o wynikach matury decydują dwa czynniki.
Pierwszy to jakość kształcenia a drugi trudność egzaminu.
Zakładam, że potencjał intelektualny uczniów i ich zaangażowanie w naukę się nie zmienia, przynajmniej w skali roku.
Czy jakość nauczania się zmienia?
W skali roku, też nie.
Co więc decyduje o „zdawalności”?
Tylko trudność egzaminu i poprzeczka, to znaczy próg po przekroczeniu którego egzamin uznaje się za zaliczony.
Czyli tak naprawdę, to kompletnie umowna sprawa to czy ktoś zdał czy nie.
@AdamJ pisał o możliwości skonstruowania takich kryteriów kiedy ” zadawalność” będzie co roku taka sama. Na przykład 80% lub dowolnie wybrana liczba.
Proste, 20% najsłabszych nie zda i już.
Niezależnie od tego, co w głowach mają.
Tylko po co?
Po co ktoś po zakończeniu szkoły średniej, po dopuszczeniu do matury, ma jej nie zdać?
Znieść to idiotyczne zdawanie, które nikomu ani niczemu nie służy i już.
Egzamin przeprowadzać, żeby uczniowie, nauczyciele i rodzice mieli informacje na temat wiedzy i kształcenia.
Bo tak, to co roku egzamin będzie albo za łatwy, albo za trudny i będą się urzędnicy trudzili, żeby był akurat.
A kiedy akurat?
Kiedy, jak podejrzewam ze 20% obleje.
To czemu nie wprowadzić zasady,że 20% najsłabszych oblewa?
A bo to by było niemoralne, tak skazać najsłabszych bez względu na ich poziom wiedzy.
Trzeba to zrobić niby obiektywnie, naukowo, kombinując z trudnością egzaminu.
Czy trzeba lepszego dowodu na kretynizm takiego myślenia.
Prawie we wszystkich szkołach, w których matematyka poszła dobrze były dodatkowe zajęcia z matematyki, lub zwiększona liczba godzin w cyklu nauczania. Podstawowy cykl w technikum to 3(tygodniowo) w pierszej klasie, i po 2 w klasach drugiej, trzeciej i czwartej. Do tego dochodzą miesięczne praktyki w trakcie których lekcji nie ma. W małych biedniejszych lub „oszczędnych” powiatach matematyka jest w minimalnej liczbie godzin – TO JEST PRZYCZYNA!!! Może w końcu ktoś zgłębi te zależności, a nie pie… o słabszym roczniku.
Wchodzę czasami na strony różnych szkół i przeglądam ich plany lekcji. W „dobrych” szkołach matematyki jest w planie po prostu więcej, w „złych” mniej. Gdzie tu jest równośc wobec prawa? Dlaczego uczeń w małym powiecie ma w technikum o wiele mniej godzin matematyki niż w technikum w dużym mieście? Czy tak wygląda wyrównywanie szans edukacyjnych?
Matematyka jest jedynym przedmiotem, którego trzeba się uczyć systematycznie przez cały czas. Jeżeli ktoś w cyklu (podstawówka + gimnazjum + liceum) odpuścił sobie jakiś dział, to będzie miał problemy na maturze.
Udzielając korepetycji, w ramach przygotowań do egzaminów, zastanawiam się „Jakim cudem człowiek o tak miernych wiadomościach doczołgał się do matury czy też utrzymuje się na studiach?”.
Katastrofa.
Liczymy całki, obliczamy pochodne a problemem jest dodanie dwóch liczb, mnożenie pisemne, dzielenie to już kosmos. Jedyną ich umiejętnością jest naciskanie na klawisz kalkulatora.
Młodzież się nie uczy, młodzież zalicza na odwal i to jest ich wina.
Winą nauczycieli jest przepychanie na siłę do następnej klasy. Produkowanie inżynierów, którzy zaliczyli egzaminy poprzez rozwiązywanie w kółko tych samych zadań (nauczyli się na pamięć lub zrobili podkładkę).
Kuratoria obwiniam za małostkowość w kontrolowaniu szkół. Już nie pomagają, nie rozwiązują problemów. Przyjeżdżają, ankietują, kontrolują i zalecenia wydają na piśmie.
MEN obwiniam za ciągłą zmianę podstawy programowej. Za stworzenie tylu przedmiotów – michałków, że dzieciaki są w szkole od rana do nocy. Za gimnazja, za kretyńskie pomysły, za wymaganie papierków …
Rząd obwiniam za skłócenie społeczeństwa. Podział na nauczycieli – nierobów i biednych, którym się należy.
Siebie obwiniam za to, że mam wakacje a kończę papierologię szkolną. Za to, że nie mam już sił i ochoty na walkę z wiatrakami. Za to, że wstydzę się przed obcymi przyznać, że jestem nauczycielem.
czyli co? że ktoś oblał egzamin to wina nauczyciela, egzaminatora? nie rozśmieszajcie mnie Państwo.
jak moje dziecko dostaje jedynkę – to dlatego, że się NIE UCZYŁO.
Doskonale wiem, kiedy tę jedynkę dostanie.
I czasem – dla odczucia zdrowych konsekwencji głupiego postępowania – na to pozwalam. A normalnie to gonię jak psia do nauki, niema zmiłuj!!
koniec kropka.
Każdy tegoroczny egzaminator potwierdzi, że w tym roku był (z j.p.) ‚trudniejszy’ model odp. Z „Granicy” np. nie przewidywał punktów za odniesienia do całości powieści (choć było to w temacie!), a z poezji nie uwzględniał niektórych oczywistości z tekstu Mickiewicza.
Nie twierdzę, że to zaważyło na zdaniu/niezdaniu, ale denerwowaliśmy się w zespołach na takie niesprawiedliwe potraktowanie tegorocznych maturzystów.
Albert ma więc całkowitą rację.
A M.Sawicki nie dosyć, że nazistowsko(tak) obraża ludzi, to i nie pamięta, że maturę zdają DWA roczniki (wszakże istnieją technika).
Stary- zgadzam się z Panem również.
Emilia- matura 1986 (gdy wybuchł Czernobyl kazano nam maszerować w pochodzie pierwszomajowym, ale jakoś ukończyłam dwa kierunki)
Szkoła państwowa,obowiązkowa,powszechna,w której spotykają się ludzie z różnych środowisk,jest fajna,przyjemna i pożyteczna w pierwszych latach,od zerówki do piątej,szóstej klasy.Pozniej jest czymś rodzaju odsiadki,na którą bez przymusu mało kto w życiu dorosłym by się zdecydował.Na dodatek ta odsiadka przy obecnej pauperyzacji dyplomów nic nikomu nie daje.
Adwokatów i radców prawnych po latach nepotyzmu w tych branżach jest coraz więcej,i ktoś prędzej czy pozniej wpadnie chyba na pomysł zarabiania na odszkodowaniach od państwa polskiego niezłej,za naruszenie w szkołach przepisów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka,dotyczących nieludzkiego traktowania.Jest bardzo prawdopodobne,że Trybunał Strasburgu przyjmie kiedyś taką interpretację tych przepisów,z której będzie wynikało,że jeżeli państwo każe komuś chodzić do szkoły,to niech wezmie całkowitą odpowiedzialność za to co się w tych szkołach dzieje,czyli zobowiązuje się do zapewnienia 100 procentowego bezpieczeństwa psychicznego uczniom.A kto wie,czy nie zostanie wyinterpretowana z jakichś przepisów odpowiedzialność państwa za to co uczeń po tej szkole będzie mieć,skoro został zmuszony do spędzenia tam 12 lat,czyli całej epoki w swoim życiu.
stary: „Matematyka jest jedynym przedmiotem, którego trzeba się uczyć systematycznie przez cały czas”
Niedokladnie tak. Wlasciwosc taka maja wszystkie przedmioty „scisle”: matematyka, fizyka, chemia czy biologia.
Natomiast wiekszosc problemow, czy to w szkole czy na studiach, spowodowana jest paradygmatem ZZZ: „zakuc, zdac, zapomniec”.
Dla pocieszenia dodam ze nie jest to tylko problem szkol polskich. Zdarza mi sie co roku przesluchiwac spora ilosc kandydatow do pracy – swiezych absolwentow lokalnych uniwerstytetow (loco USA). Moje pierwsze rutynowe pytanie to: „jakie miales wyklady na temat XXX”. Typowa odpowiedz:” tak z pamieci, to nie moge powiedziec”. Jak facio nie pamieta JAKIE wyklady mial, to skad ma pamietac CO na tych wykladach mial? No ogol nie ma pojecia. Paradygmat ZZZ w akcji…
Nie jest to ogolnoswiatowa cecha edukacji 21 wieku. Mlodzi Chinczycy i Hindusi na przyklad, na paradygmat ZZZ nie cierpia. Moze dlatego Chiny posiadaja wieksza czesc dlugu USA, a w gospodarce USA dzieje sie tak jak sie dzieje?…
Anyway, w Auli Glownej Politechniki Warszawskiej jest wykuty napis: „Takie Rzeczy Pospolite Beda Jak Ich Mlodziezy Chowanie”. To Andzrej Frycz Modrzewski
Polska zaplaci w przyszlosci straszna cene za eksperymenty z maturami i edukacja podstawowa… Z wyzsza, tez.
http://wyborcza.pl/1,95892,9882464,Nie_jestem_glupia_czy_leniwa___list.html
Może Pana to zaciekawi.
Tak na marginesie, moj Stary Profesor (zmarl niedawno), mawial byl: „Edukacja to rzucanie falszywych perel przed prawdziwe wieprze”.
Co mniej wiecej sprowadza sie do stwierdzenia ze obie strony winne
schloary:
Ciekawy artykul..
„No dobra, pierwiastki, sinusy, mnożenie, dzielenie, okej, są to jakieś podstawy (chociaż w XXI wieku i tak wszystko zrobią za nas maszyny) ale dlaczego MUSIMY umieć obliczać prawdopodobieństwo, wielomiany, ciągi, logarytmy, wariacje, po co”
A ja pytam: no po co, po cholere, uczylem sie histortii Wojen Punickich, zmuszany bylem do czytania Nad Niemnem i uczenia sie na pameic Pana Tadeusza? No po co., po co, pzreciesz wszusyko jest w Wikipedii…
Dlatego, wypadaloby powiedziec Pannie Maturystce, ze jest pewna ilsoc wiedzy – zupelnie pozornie niepotrzebna, ktora powoduje ze czlkowiek rozni sie od kartofla. JEzeli wszystko sprowadzi sie do „i tak zrobia wszystko za nas maszyny” to czlowiek zredukowany zostanie do naciskacza guzikow. A naciskaczem guzikow mzoe byc malpa. Albo maszyna.
Ta minimalna ilosc wiedzy czyni z czlowieka istote inteligentna. I daje podsatwe do dalszych studiow. A jak idzie o matematyke… Proponuje aby ktos Pannie Maturzytce pokazal ile matematyki i jak zaawansowanej stosuje sie na przykald w biologii, jakiej matematyki i jak zaawansowanej stosouje sie w literaturoznawstwie do analizy porownawczej tekstow, jaka matematyke i jak zaawansowana stosuje sie do badania ktory z dwoch obrazow jest oryginaloem a ktory kopia. Jakiej matematyki i jak zaawansowanej uzywano do stwierdzenia czy wlasnei odkryty na smietniku manuskrypt to nuty Mozarta czy nie.
Neistety, uzywanei matematyki to proces tworczy i myslowy a nei „naciskanie guzikow”. Szkoda ze szkola tego nie jest w stanie pokazac.
Proponuje Pannie Maturzystce lekture ksiazki: „The Rise of the Creative Class”, Richard Florida. Teza tej ksziaki ze spoleczenstwo zaczynasie dzielic na inne klasy niz te opisywane przez Marksa: na klase tych co umieja i sa kreatywni, i klase tych ktorzy nie umieja i nei sa kreatywni. Swiatem beda rzadzic ci pierwsi, zostawiajac tym drugin zucie gumy, sluchanie iPodow i ogladanie pornograficznych czasopism.
„Dlatego, wypadaloby powiedziec Pannie Maturystce, ze jest pewna ilsoc wiedzy ? zupelnie pozornie niepotrzebna, ktora powoduje ze czlkowiek rozni sie od kartofla. ”
– podoba mi się to 🙂
Aha, też dodam pannie maturzystce, córka koleżanki z pracy też dostała 100% z matury z polskiego (mówię o pisemnej), a matematykę zdała na 50%, a dlaczego? Bo w końcu przestałą kręcić nosem: och, ach, jestem taaaka mądra i oczytana, po co mi matma. Otrzeźwieniem była dla niej oblana matura próbna- jak się okazało, można było spokojnie zdać, ona nawet nie musiała „przeczołgać się” przez 30%.
Szukając „winnych” takich wyników matur, może warto posłużyć się matematyką. „Sukces” rozkładał się różnie, w zależności od typu szkoły ponadgimnazjalnej: licea ogólnokształcące, technika, licea profilowane, technika uzupełniające. Wyniki to połowa krzywej Gaussa. Do tych szkól, po reformie Handke i Dzierzgowskiej, zostają przyjęci absolwenci gimnazjum: najlepsi do LO, gorsi do techników, jeszcze gorsi do liceów profilowanych, a najgorsi do do szkół zasadniczych, z których później, najlepsi idą do techników uzupełniających. We wszystkich tych typach szkół uczą najczęściej ci sami nauczyciele!. Jeśli więc ten sam nauczyciel uczy ucznia technikum i technikum uzupełniającego, to różnica wyników na maturze nie może być funkcją umiejętności nauczyciela. Nie ma się więc co dziwić, że wyniki matury, na której z języka polskiego należy wykazać się umiejętnością zrozumienia przeczytanego tekstu, na matematyce rozwiązaniem równania kwadratowego i na innych przedmiotach podobnie „skomplikowanymi” zagadnieniami (dodatkowo by zdać maturę należy umieć „na 30% – uczeń zasadniczej szkoły zawodowej musi umieć na 75% !) są jakie są. Pomimo standaryzacj matur wiela szkół wyższych chce wprowadzić egzaminy wstępne. Przestańmy udawać, że każdy człowiek powinien być magistrem lub, co może być tragiczne – inżynierem.
@Domi
„czyli co? że ktoś oblał egzamin to wina nauczyciela, egzaminatora? nie rozśmieszajcie mnie Państwo.”
Chyba nie o to chodzi. Oczywiście, że oblanie takiej matury to świadectwo braku wiedzy ucznia – uczeń powinien posiadać pewne minimum wiedzy niezależnie od stopnia „trudności” egzaminu. Problemem jest losowość wyniku liczbowego, który nijak nie przekłada się na jakość danego rocznika uczniów, a raczej jest wyłącznie świadectwem tego, że rocznik wyżej miał akurat łatwiej/trudniej i przez to osiągnął wynik wyższy/niższy. Nie ma czegoś takiego jak rocznik słabszy/lepszy – to nie jest proces skokowy, chyba że akurat przeprowadza się jakąś świałą reformę. Natomiast bezczelnie porównuje się roczniki na podstawie zupełnie losowych wyników – jak w tym roku maturzystów czy trzecioklasistów piszacych egzamin gimnazjalny z rocznikami poprzednimi. Czy tegoroczni gimnazjaliści/maturzyści sa głupsi niż rocznik wyżej? Czy rocznik następny będzie mądrzejszy? Nie, po prostu pisali inny egzamin. Nieporównywalność egzaminów sprawia, ze porównywanie UCZNIÓW piszących różne egzaminy jest niedopuszczalna. Nie jest winą egzaminatorów, ze maturzyści „wypadli gorzej”, bo nikt tak naprawdę nie wie, jak wypadli w porównaniu ze starszymi o rok kolegami. OKE bowiem nie gwarantuje stałego poziomu swoich egzaminów (żadnych), a powinno, bo po to dostaje ogromne pieniądze na standaryzację i opracowanie egzaminów.
:-))) Co trzeba napisać, aby zapewnić sobie rozgłos? No comment.
A.L. pisze: 2011-07-06 o godz. 16:17
„Moze dlatego Chiny posiadaja wieksza czesc dlugu USA”
Chiny mają około 1.1T a dług USA to około 14.5T.
„Mlodzi Chinczycy i Hindusi na przyklad, na paradygmat ZZZ nie cierpia.”
Problem polega na:
a) zrozumieniu mowy młodego Chińczyka…jego angielski jest zwykle tak tragiczny, że urodzeni w USA studenci dziekanowi strajkiem grożą po usłyszeniu, że kolejny asystent ich nauczający będzie Chińczykiem,
b) odsianiu cudownego marketingu Hindusa od zwykle dużo skromniejszej rzeczywistości, gdyż są oni bardzo utalentowanymi reklamiarzami; „Mój tata w Indiach jest chirurgiem-właścicielem kliniki, mama pochodzi z książęcego rodu a ja mam cztery fakultety z czego jeden w Stanach”.
c) uzyskaniu krytycznej opinii od Chińczyka (czy Koreańczyka), któremu do głowy nie przyjdzie narażać kogokolwiek w zespole na „utratę twarzy” przez najłagodniejsze nawet skrytykowanie, nawet najdurniejszej ale cudzej koncepcji. Oczywiście niektórym szefom odpowiada pracownik, który także nigdy nie zasugeruje zmiany polecenia szefa aby ręcznie przepisać 500 razy tą samą kartkę przez użycie kserokopiarki, znowu, aby nie ambarasować szefa swoją wiedzą.
zza kaluzy: „Chiny mają około 1.1T a dług USA to około 14.5T.’
Jak na biedne komunistyczne panstwo, calkiem niezle
„zrozumieniu mowy młodego Chińczyka?jego angielski jest zwykle tak tragiczny,”
Wie Pan, ja mam wrazenie ze obracamy sie w innych Amerykach. Ja teraz pracuje z Chinczykami, bo firma ma filie w Szanghaju, i ci Chinczycy, z Czerwonych Chin, przyjezdzaja na 3 miesiace w roku. Z czerwonym paszportem. Sa doskonale wyedukowani, mowia doskonalym angielskim, i pracuja jak mrowki.
Gdy „robilem za profesora” mialem sporo Chinczykiw i Hindusow jako studentow. Na poziomie po-magisterskim. Wiekszosc klasy to byli Chinczycy i Hindusi – Amerykanom nei chce sie robic doktoratow. No, ale troche bylo. Jak Chinczyk zadawal pytanie, to Amerykanin nie tylko nie rozumial mojej odpowiedzi – on nie rozumial pytania.
A jak idzie o pytania… Nikt mnie tak nie „wyciskal” jak Chinczycy. Wyciskali najmniejsze „krople wiedzy”. Aby sie od jednego szczegolnie natarczywego odczepic, dalem mu problem – tak na oko wystarczajaczy na dwa tygonime pracy. Przyszedl nastepnego dnia. „Professor, nie spalem cala noc, ale problem rozwiazalem”. Oni potem wracaja do Chin, gdzie witaja ich na przyslowiowym „czerownym dywanie”. To oni buduja chinski program nuklearny i chinski program kosmiczny
W czasach gdy przemysl amerykanski praktycznie nie istnieje, gdy dzisiaj wlasnie Ameryka likwiduje swoj program kosmiczny (ostatni lot Promu Kosmicznego), gdy Amerykanom coraz bardziej sie nei chce a raczej „sie nalezy”, nie mam watpliwosci jaki kraj bedzie nastepna potegoa.
A Panu zza kaluzy proponuje sie obudzic. Ameryka dzis to nie ta sama Ameryka ktora Pan wspomina. Tamtej juz nie ma.
Aby pomóc Barbarze, wyrażającej 2011-07-06 o godz. 20:44 swoje niezadowolenie z całego tego zamieszania spowodowanego subiektywną i zmienną w czasie maturalną poprzeczką chcę przypomnieć swoją propozycję z 2011-07-02 o godz. 21:16 o powiązaniu oceniania rezultatów matury z aktualnym rozkładem wyników.
Aby „z pełna świadomością” uchronić parkera przed dostaniem dorocznej wysypki z powodu „takiego samego odsetka ludzkich dramatów”, proponuję zakazać ustawą sejmową nazywania wyniku matury „zdaniem” lub „nie zdaniem”.
Pod karą grzywny z zamianą na więzienie.
Też Belfer 2011-07-06 o godz. 20:41 przypomina o pożytkach płynących z zaznajomienia się z aktualnym rozkładem wyników przed wyciagnięciem wniosków. O tym samym pisał także A.L. 2011-07-02 o godz. 17:09.
Uczniowie dostawaliby zatem histogram (albo tabelkę, co kto woli) z zaznaczonym (ale nie na czerwono, bo to może wywołać szkodliwy stres!) swoim wynikiem.
Pytania:
1) Czy szczegółowe wyniki kolegów z klasy czy ze szkoły byłyby tajne i chronione kompanią marines (oczywiście tylko dla dobra abiturientów!) tak jak wiadomości o zarobkach chroni się w amerykańskim sektorze prywatnym?
2) Czy delikatny i wrażliwy abiturient miałby szansę zestresować się widząc pełen rozkład wyników egzaminu dla swojej klasy i szkoły?
3) Matura jest egzaminem (jak na razie) opłaconym przez podatnika. W tym także przez działających w Polsce przedsiębiorców. Czy to, że już raz zapłacili za szansę oceny przyszłego pracownika w swoich podatkach wydanych na edukację powinno upoważniać przyszłego pracodawcę do poproszenia aplikanta o wydruk rozkładu z zaznaczonymi rezultatami?
4) Podobnie z przesiewaniem kandydatów na studia. Czy komisja rekrutacyjna danej uczelni powinna miec prawo zażądania idywidualnych wyników? Czy (póki uczelnia jest publiczna) podatnik musiał będzie dwa razy płacić za tą samą informację?
Zgodzę się z parkerem – to nie żaden „słaby rocznik” bo rocznika ’92 żadna rewolucja edukacyjna nie objęła. Po prostu w tym roku matura była trudniejsza niż w zeszłym – z polskiego wreszcie pojawiło się w miarę sensowne wypracowanie (choć zepsute nieprzemyślanym kluczem i nadal o wiele za łatwe do napisania na 30%), na matematyce też było nadal łatwo choć i tak trudniej (w poprzednim roku trafiło mi się tylko jedno zadanie które wymagało więcej namysłu niż trzeba czasu na jego przeczytanie, w tym roku zadań nad którymi trzeba chwilkę pomyśleć zdarzyło się nawet kilka). A matura w zeszłym roku? Najzwyklejsza (i bez najmniejszych kruczków w stylu „porównawcza” czy „pod kątem czegoś”) charakterystyka postaci na podstawie fragmentu to było przecież gimnazjum w najczystszej postaci (ba, w gimnazjum zdarza się pisać charakterystyki bez fragmentu). W końcu do kogoś dotarły głosy że matura zaczyna być śmiesznie łatwa, bliższa egzaminowi gimnazjalnemu, i ktoś postanowił zrobić maturę nieco bliższą rzeczywistemu sprawdzaniu wiedzy, a bardziej odległej od farsy i formalności. Jaki jest efekt? Każdy widzi. Coś czuję że za rok znów pojawi się „superprosta” matura taka jak rok temu, a wtedy Ministerstwo z dumą zaraportuje nam „sukces” i „zażegnanie zeszłorocznego kryzysu”.
A niby dlaczego wszyscy mieliby zdać maturę? Ku ogólnemu szczęściu? Nie ma problemu, wystarczy dać jeszcze prostsze zadania i wszyscy zdadzą. Dziękuję bardzo za taki egzamin. Dobra matura powinna zatrzymać 20-30% populacji o najniższych kompetencjach przed dalszym kształceniem na uczelniach wyższych i tak się stało. To najbardziej zdrowa sytuacja. Może trochę bolesna dla niektórych ale z drugiej strony taki egzamin ma wyższą rangę i premiuje tych, którzy najwięcej się nauczyli a ich też jest 20-30%, co za coś.
Pragnę przypomnieć że mamy już w Polsce cykl egzaminów gdzie prawie wszyscy zdają, to stopnie awansu zawodowego nauczycieli. Skutki oceńcie sami.
http://www.kalkulatory.pl/blog/2011/07/05/maturalne-refleksje-szklanka-w-21-pusta/
„Reformator pisze:
2011-07-06 o godz. 15:29
Szkoła państwowa,obowiązkowa,powszechna,w której spotykają się ludzie z różnych środowisk,jest fajna,przyjemna i pożyteczna w pierwszych latach,od zerówki do piątej,szóstej klasy.Pozniej jest czymś rodzaju odsiadki,na którą bez przymusu mało kto w życiu dorosłym by się zdecydował.Na dodatek ta odsiadka przy obecnej pauperyzacji dyplomów nic nikomu nie daje.”
Bardzo celne, kto ma dziecko, zwłaszcza takie bardziej myślące, albo zdolne, ten wie, że to prawda, i to bolesna… dla Parkera, który wydaje się być raczej młodym idealistą, niż ojcem… :))
Uważam matematykę za podstawę wiedzy wszelakiej, za podstawę intelektu a decyzje o jej przywróceniu na maturze, za pójście po rozum do głowy.
W egzaminie na nauczyciela, który uważam że powinien i w końcu będzie wprowadzony, matematykę powinni zdawać nawet poloniści, bo to odsieje intelektualnie niepełnosprawnych od zawodu.
Ale podlinkowany list maturzystki mnie poruszył.
Czyją winą jest stosunek maturzystki do matematyki?
Co, ona sama w domu się uczyła? Do szkoły nie chodziła?
Szkoła jej tę krzywdę zrobiła a konkretnie nauczyciele których spotkała na swojej drodze. Bo nie wydaje się bezmyślnym osiłkiem, do którego trudno trafić.
Pisze dziewczyna, że spodziewała się 60% procent, bo nie przypuszczała, że tak jej się uda w klucz trafić. Że nie celowała, tylko pisała i się udało.
Czyli zdaje sobie sprawę, że ta matura to loteria. No, ale od tej loterii ludzkie losy zależą. Byłaby matura trochę łatwiejsza z matematyki, jak rok temu i studiowała by swoją polonistykę, czy co sobie tam wymarzyła. No ale jakiś urzędnik uznał,że rok temu za mało maturzystów oblało, więc w tym roku obleje więcej.
No to oblała.
Poprawi się. Ale czy nauczy się przez to logicznego myślenia, nadrobi ten stracony dla jej głowy czas, który szkoła zmarnowała?
Oczywiście nie.
To po co ma się poprawiać?
Czemu nie może studiować?
A bo matura nie jest dla wszystkich.
20% trzeba oblać, bo inaczej dyscyplina by się rozsypała.
Bo na opresji się polska szkoła zasadza.
Bez niej, jest bezradna.
Głupek przecież zawsze się do przemocy ucieka, żeby do swoich racji przekonać.
A nasza szkoła, to taki głupi klawisz, który ma władzę nad dziećmi.
Marnie wykształcony, nieinteligentny, niepewny siebie, nie lubiący swoich podopiecznych.
Mam nadzieję, że matura nie będzie łatwiejsza. Ze do sukcesu jest potrzebne ustalenie priorytetów edukacji. Czy szkoła ma byc tylko przechowalnią (w miare „atrakcyjną” po przez tworzenie przedmiotów michałków) dla młodziezy, czy ma byc miejscem kształcenia. W projekcie nowego programu dla technikum jest obowiązek kształcenia matematyki lub języko obcego na poziomie rozszerzonym. Mam nadzieję, że we wszelkich technikach budowlanych, mechanicznych, mechatronicznych, informatycznych itp matematyka będzie z obowiązku na poziomie rozszerzonym, bo przez te 2 matematyki tygodniowo uczniowie nie radzą sobie na przedmiotach zawodowych. Dlatego też o czym się milczy egzamin zawodowy w Polsce zdawany jest w technikach na poziomie 50-60% – tragedia. Później tacy technicy suną na uczelnie techniczne i zostają inżynierami – jeszcze większ tragedia.
Przypominam, że w poprzednim (2010) roku matura z matematyki była krytykowana jako „żenująca”, „dla idiotów”, itp. itd. Zgodnie z oficjalnymi zapowiedziami (dlaczego nikt ich nie pamięta?) tegoroczna miała być o jedną nogę stołową trudniejsza. Ta z 2012 ma być jeszcze trudniejsza. Zwiększanie poziomu trudności jest tutaj zabiegiem celowym, którego przecież nikt nie ukrywa. W tym roku również zwiększony został poziom trudności z wiedzy o społeczeństwie (poziom rozszerzony). Zabieg ten został przeprowadzony na żądanie wyższych uczelni. O tym akurat nikt nie informował, bo odsetek wybierających przedmioty dodatkowe na egzaminie maturalnym jest stosunkowo niewielki. Ponieważ przedmioty dodatkowe mają w perspektywie (zgodnie z wolą wyrażoną przez KRASP) stać się przedmiotami rekrutacyjnymi, poziom ich trudności ma wzrastać. Ostatecznie w roku 2015/16 r. ma to wyglądać tak, łatwe (choć bez przesady) masowe, trudne dodatkowe. najtrudniejsze – poziomy rozszerzone. Czy tak będzie, zobaczymy.
„Dobra matura powinna zatrzymać 20-30% populacji o najniższych kompetencjach przed dalszym kształceniem na uczelniach wyższych i tak się stało.
A może ich rozstrzelać a przynajmniej sterylizować?
Były realizowane idee w tym duchu w historii.
Po co maja się takie debile mnożyć i nam poziom w przyszłości zaniżać.
?Dobra matura powinna zatrzymać 20-30% populacji o najniższych kompetencjach przed dalszym kształceniem na uczelniach wyższych i tak się stało.
A może ich rozstrzelać a przynajmniej sterylizować?”
parker, nie radzę Ci do nikogo strzelać i nikogo sterylizować bo za to możesz trafić za kratki, słusznie zresztą.
Kształcenie na poziomie wyższym też trochę kosztuje. Jeżeli mamy w to inwestować to dawajmy tą szansę nie wszystkim którzy chcą tyko tym którzy są w stanie z tej szansy skorzystać. 70% maturzystów na studiach to i tak imponujący wynik.
Zależności statystyczne są jasne, zawsze 30-30% ma najniższe kompetencje w określonej dziedzinie (krzywa Gaussa). Wolę aby ten kto wydaje moje pieniądze kierował się rozumem a nie ideami.
Sporo ludzi nie kończyło studiów i też sobie radzą w życiu a czasami nawet bardzo dobrze. To nie powietrze bez którego nie można żyć. Nie warto robić czegoś do czego nie mamy minimalnych predyspozycji. W życiu mamy wiele dróg do wyboru.
Kiedyś edukacja była zastrzeżona tylko dla wybranych. Niekoniecznie najmądrzejszych, urodzenie o tym decydowało.
Potem rozwój ludzkości spowodował, że ludzie doszli do wniosku, że minimalne wykształcenie jest wszystkim potrzebne. Ograniczało się do nauki czytania i pisania oraz rachowania. Najpierw były to tylko trzy klasy szkoły powszechnej.
Potem siedem, osiem.
Wtedy kiedy ja do szkoły chodziłem, obowiązkowe było ukończenie szkoły podstawowej. W wieku szesnastu lat człowiek mógł już pracować. Potem społeczeństwo doszło do wniosku, że młodzi ludzie powinni się uczyć dłużej i wprowadzono obowiązkową naukę do pełnoletniości.
Najpierw podzielono uczniów na tych zdolniejszych i mniej zdolnych. Tym mniej zdolnym nie pozwalano zdobywać ogólnego wykształcenia, tylko nakazywano zdobywanie zawodu w szkołach. Chciał nie chciał mógł się nie uczyć, lub pójść do zawodówki lub do majstra po naukę.
W wieku piętnastu lat musiał się zdecydować, kim chce zostać.
I jak zostawał, to do końca życia.
Jak zdobyte umiejętności przestawały być potrzebne, pozostawał bezradny.
Bo świat się rozwija dalej. Tradycyjne zawody zanikają, a postęp techniczny wymaga coraz częściej zamiast zdolności manualnych, ogólnego wykształcenia, żeby moc się do zmieniających zawodów i wymagań ciągle dostosowywać. To się nazywa elastyczność na rynku pracy.
Mądrzy ludzie doszli do wniosku, że każdy powinien do dorosłości się uczyć ogólnie a kwalifikacje zawodowe zdobywać później.
Dla zdolnych dalsza nauka na studiach ale i te podzielono na licencjaty i studia magisterskie. Ale i na tym nie koniec. Ci najzdolniejsi uczą się dalej, są studia MBA dla tych co się naukowo nie chcą rozwijać tylko podnosić swoje kwalifikacje w pracy. Część zostaje na uczelniach, doktoryzują się i robią karierę naukową.
Dziś wykształcenie średnie, jest tym samym co kiedyś trzy klasy szkoły powszechnej. Tak samo, jak te trzy klasy potrzebne wtedy.
Po prostu świat się zmienił i postęp tego wymaga.
Nie ma tu miejsca na żadne selekcjonowanie, oblewanie 20% czy 50%.
To niczemu ani nikomu nie służy.
Matura nie świadczy o żadnych kwalifikacjach. Świadczy tylko o tym, że człowiek szkole skończył, tak jak kiedyś podstawówkę.
Tych którzy uważają, że matura nie dla wszystkich pytam, a czemu podstawówka dla wszystkich?
Przecież selekcję można by przeprowadzić po trzeciej klasie.
Dlaczego podstawówka tak, szkoła średnia nie?
Do pięćdziesiątki wszyscy się pownni uczyć i zdobywać kwalifikacje zawodowe,koło sześćdziesiątki mogliby pomyśleć o wyprowadzce z domu,i założeniu rodziny,chociaż dzieci już raczej nie zrobią.Jeżeli edukację sprowadzi się do takiego absurdu jak proponuje Parker,ludzie ją oleją,powstanie rynek prawdziwego szkolnictwa prywatnego i poprą całkowite usunięcie państwa z tej branży,co takie złe nie bedzie.
Jeżeli ze szkoły i z uczelni będzie się wychodzić z nic nie wartym świstkiem,jak już się w dużej mierze dzieje to ludzie na to zareagują,będą chcieli żeby ich dzieci miały jakąś lepszą przyszłość niż magister smażący hamburgery.Pogonią je pewnie do nauki jescze bardziej,od jeszcze młodszych lat,żeby miały w ogóle szanse pomyśleć o kierunkachm,które jakiś prestiż zachowały jak chociażby medycyna.
Po prostu ktoś z władz,powinien uczciwie powiedzieć,że matura i magisterka to ma być dodatek do umiejętności spawania czy umiejętności obsługi widłowego.
Bo podstawówka, jak sama nazwa wskazuje, jest podstawą, czymś, co powinien posiadać każdy. Szkoła średnia już nie.
Trafia do mnie argument Ptr o kosztach kształcenia i marnowaniu pieniędzy na tych, którym się chce (albo rodzicom się chce, żeby dzieci sobie postudiowały albo pouczyły na koszt Państwa), a którzy nie mają intelektualnych warunków. Wolę zapłacić za zawodówkę przyszłego szewca zdaje sie, że zawód na wymarciu, a buty czasami zreperować trzeba) niż kolejnego licealisty ogólnego, który nie umie poprawnie pisać ani obliczać procentów.
piotr: „Dobra matura powinna zatrzymać 20-30% populacji o najniższych kompetencjach przed dalszym kształceniem na uczelniach wyższych i tak się stało.”
A nuby dlaczego?… Celem edukacji jest danie uczniowi okreslonej wiedzy, a ni „odsiew”. Istnieje pewna minimalna ilosc tej wiedzy ktora uczen musi przyswoic. Celem egzaminu nie jest wypelnienie ilus tam procentow – celem egzaminu jest sprawdzenic zcy uczen owa minimlna wiedze posiadl. Jezeli nie posiadl – nei zdaje. Jezeli posiadl – zdaje, przy czym ocene ma tym lepsza in wiecej owej wiedzy posiadl.
Przynajmniej takie zasady obowiazywaly w edukacji gdy ja sie nia zajmowalem..
W konseksencji – procent zdanych, procent nie zdanych to nie sa dane wejsciowe do procesu a wyjsciowe. Nonsensem jest zakladac z gory ile osob nei zda. A owe dane procentowe nie stanowia nic wiecej niz informacje do edukatorow na temat ic hwlasnej dzialalnosci i poziomu studentow.
tremerka: „albo rodzicom się chce, żeby dzieci sobie postudiowały albo pouczyły na koszt Państwa”
Wydaje mi sie ze ty jest pogrzebany przyslowiowy pies. ZA DARMO. Wszyscy cha studiowac 2 czy 3 kierunki, nie wiadomo po co. Prosze sobie przypomniec jaki byl wrzask gdy calkiem neidawno ogloszono ze za darmo mozna studiowac tylko jeden kierunek. Prosze sobie przypomniec jak niedawno PiS w ramach kampanii wyborczej podlizywal sie mlodziezy ze jak PiS dojdzie do „wadzy” to ten przepis zniesie.
Gdyby studia kosztowaly tyle co na przykald w USA, chenti zastanowiliby sie dwa razy czy wydac rownowartosc polowy domu po to zeby zostac politologiem
Prestiż?
A co to k..wa jest, prestiż?
Lekarz kretyn co homeopatię zapisuje na receptę dziecku?
Czy szewc co buty na obstalunek potrafi zrobić?
Czy artystka cyrkowa co potrafi szpagat na trapezie zrobić?
Świstków, nikt na rynku pracy od dawna nie czyta.
Wy tak myślicie, bo na podstawie świstków się zatrudniacie.
Czasem nic nie wartych, że Szkoły Wyższej Tego i Owego.
I w swoim zawodzie, do emerytury. Do niedawna jeszcze wcześniejszej, niż szewc.
To co wy możecie wiedzieć o elastyczności na rynku pracy, dla was to komos.
Role społeczne powinny być rozdzielone. Mądry na nauczyciela, głupi na szewca.
A pracę nauczycielom, ma państwo zapewnić.
A szewcom?
A pies ich j.. ał, jak nie chcieli się uczyć.
tremerka pisze:
2011-07-07 o godz. 14:04
Butów się dziś nie reperuje, tylko wyrzuca i kupuje nowe.
Nie opłaca się, bo to za drogo kosztuje.
W fabryce Baty w Czechach, pierwszego szewca co wprowadził przemysłową produkcje butów,taśmową, przed nim, się buty robiło ręcznie, dlatego były drogie a zawód szewca popularny, buty się reperowało wisiało takie hasło które twojemu zastanowieniu polecam
LUDZIE MYŚLEĆ-MASZYNY ROBIĆ.
W tym samym mniej więcej czasie, był to początek XXw, wprowadzono siedmioklasową podstawówkę.
Miejsc pracy w zakładach szewskich zaczęło ubywać a Bata wymagał lepiej wykształconych robotników.
Nazwij sobie szkołę średnią, drugą częścią podstawowej.
Przecież to umowna sprawa.
Co to za bezmyślny argument?
I na brak prestiżu narzekacie.
Do parkera-majmity
>Mądrzy ludzie doszli do wniosku, że każdy powinien do dorosłości się uczyć ogólnie a kwalifikacje zawodowe zdobywać później.,
Ci „mądrzy ludzie” to parker i przedstwiciele „geszeftu edukacyjnego”, którzy sobie rynek na koszt podatnika powiększali….;-)
Oraz polityczni macherzy w UE(i tylko tam!), którzy sobie wymyślili z uczelni i szkół zrobić przechowalnie dla bezrobotnych żeby ich przez parę lat dłużej utrzymywać poza rynkiem pracy;-)
Usłużni i sprzedajni „uczeni” od „pedagogiki” [cóż to wobec uwielbienia naukowego dla osobistego przyjaciela ludobójcy niejakiego Deweya;-)], którzy to uzasadnili łatwo się znaleźli – takich dużo jest i są tani;-)
Lektura tego blogu, a wszczególności wpisów niektórych osób uświadamia mi, jak trudnym do zaakceptowania jest ustrój demokratyczny z silnym przechyłem socjalistycznym. Gdyż jest najzwyczajniej niesprawiedliwy.
W podstawówce i w liceum miałem koleżankę, która równolegle robiła normalną szkołę podstawową i średnią oraz takie same stopnie szkoły muzycznej. Na medycynie wahała się, czy nie pociagnąć tego dalej i skończyć zarówno medycynę jak i Wyższą Szkołe Muzyczną ale w końcu odpuściła sobie muzykę. Nie muszę chyba mówić, że w obu równoległych szkołach była „od zawsze” prymuską. Nie brało się to z kosmosu ale z wpojonej w domu pracowitości mrówki, wpojonej zresztą nie batem a zwykłym przykładem zapracowanych rodziców-lekarzy. Aha, mam cie, zakrzyknie parker! Zatłuc kułaków i burżujów co mieli czelność dbania o wykształcenie swoich dzieci, zatłuc kolbą!
Najzdolniejszy matematycznie kolega na moje durnowate pytanie o żródła jego zwycięstw we wszystkich matematycznych konkursach, pytanie zadane mu u niego w domu, wyciągnął i pokazał mi trzy stukartkowe zeszyty w kratkę zapisane rozwiązanymi zadaniami. Daty tych rozwiązań pochodziły z jego szóstej, siódmej i ósmej klasy. Popatrz, powiedział, w szóstej klasie byłem trzeci w województwie, w siódmej drugi a w ósmej pierwszy. W liceum postęp był dokładnie taki sam, tylko na poziomie kraju. Najzdolniejszy? Może. Z pewnością bardzo pracowity. Rodzice? Inteligentni, ale żadna tam lekarska elita. To co, nie rodziców ale chłopaka kolbą?
Wizyta na portalu „Nasza Klasa” kilka lat temu przypomniała mi innych kolegów z podstawówki. Jacusia, co namawiał mnie do wypraw do pobliskiego SAMu i pokazywał, jak z tego sklepu wynosi się mrożone kurczaki pod swetrem. To był jego sposób polowania aby utrzymac się przy życiu, gdyż rodziców miał raczej trunkowych. Rysiu wyciągał mnie na wagary, głównie na rybki łowione w rzece przy elektrowni. Jacuś mądry nie był, Rysiu był niewątpliwie inteligentna bestia. Życie jest sprawiedliwe, bo zarówno czas pobytów w poprawczaku jak i w więzieniu był proporcjonalny do inteligencji obu panów. Jak Rysiu-wczesny emeryt dołaczył do Naszej Klasy, ja stamtąd zniknąłem. Nie przetrawiłem jeszcze koncepcji posiadania kryminalistów wśród znajomych. Obaj panowie i tak mają szczęście, gdyż dobrze pamietam jeszcze trzeciego ich kompana, powiedzmy Jureczka, który pożegnał się z życiem całkiem na poważnie i już sporo latek temu. No cóż, tego to mi dopiero szkoda! Bardzo winię nauczycieli i siebie za jego upadek! Szczególnie mi przykro, że nauczyłem się uchylać przed strzelanymi przez niego w moją twarz żyletkami. W obronie sam się tej sztuki nauczyłem. Jeszcze dzisiaj mogę komuś z „odchyleniem socjalistycznym” w ramach reedukacji strzelić wirującą zyletka w twarz. Albo jego dziecku. A potem porozmawiać o reformie edukacji i o całkowitej winie leżącej po stronie wyselkcjowanych negatywnie nauczycieli.
Centyle, staniny, mediany, sigmy czy procenty nie odciełyby Rysia (gdyby chciał i poświęcił 5 minut na naukę). Ale odizolowałyby Jacusia i Jureczka. I chwała Bogu, że przynajmniej tyle.
scholarly pisze: 2011-07-06 o godz. 17:18
http://wyborcza.pl/1,95892,9882464,Nie_jestem_glupia_czy_leniwa___list.html
Maturzystka się myli. Jest głupia. Zadanie z prawdopodobieństwa, które przytacza jako przykład jest zbyt łatwe, aby go nie rozwiązać i móc twierdzić o sobie, że nie jest się głupim.
Być może nie miała szczęścia do nauczycieli. Być może do rodziców. Za dużo przytulania a za mało wciągania w wydatki domowe. Zresztą nie ma żadnego dramatu. Nie napisała, że w domu jeszcze piątka młodszego rodzeństwa, matka chora na gruźlicę a ojca wilcy zjedli.
To jedna z tych jedno czy dwa dzieciątka liczących niby-rodzin, które płakać zaczynają jak im ktoś każe na przejściu dla pieszych jako pieszemu popatrzeć czy nie jedzie samochód a jako kierowcy czy nie zbliża się do przejścia pieszy.
Rok straciła a kostki do gry do łapki przez całe dziewiętnastoletnie życie nie wzięła. Nauczyciel winny. Program winny. A oczek sobie nie wykłuwa widelcem się posługując? Może je łyżką do zupy i dlatego zyje…
Jeżeli świstków nikt na rynku pracy nikt nie czyta,to czemu tzw.świstki chcesz dawać wszystkim.Zawód lekarza dla wielu rodziców jest prestiżowy,i mogą chcieć wykształcić dzieci na lekarzy,póki jeszcze coś dyplom Akademii Medycznej coś znaczy,rodzice już tacy są,że chcą dobrze dla swoich dziec,oczywiście na siłę nic nie dal się zrobići.A poza tym jak chcesz sprowadzić edukację państwową do kompletnego absurdu to sprowadz,jak masz tyle siły politycznej to sprowadz,rozwinie się prawdziwa prywatna,działająca według całkowicie wolnorynkowych zasad.Doczekam się realizacji swoich poglądów z młodości,czyli popierania Janusza Korwina Mikke.
Co znaczy dyplom Akadami Medycznej?
Pisałem co znaczy. Lekarze którzy leczą homeopatią a nim znaczą.
Homeopatia to czysty cukier mlekowy i efekt placebo.
Im mniej substancji czynnej, tym silniej działa.
W najsilniej działających rozcieńczeniach, nie ma jej od kilkudziesięciu rozcieńczeń wcale. Ani śladu.nawet jednej cząsteczki. Ale leczy „pamięć” po substancji jakiej nabiera spirytus, którym są tabletki nasączane. Tym „pamięć” silniej działa im rozcieńczenie większe.
Nie chcę dawać świstków.
Chcę dać wykształcenie podstawowe wszystkim.
Żeby go nie nazywać go średnim, bo możecie nie zrozumieć siłą swojej inteligencji.
Maturę zostawić jako egzamin końcowy pewnego etapu nauczania. Żeby móc rozliczyć pracę nauczycieli i dać informacje uczniowi i jego rodzicom. Jak ktoś będzie chciał jeszcze z wyników matury skorzystać, przy przyjęciu na studia, to jego sprawa. Pozwoliłbym uczelniom egzaminować przy przyjęciu, ich to powinna być decyzja. Tak jak kiedyś wszyscy musieli skończyć podstawówkę, tak teraz żeby skończyli podstawówka później.
Tak jak kiedyś szkoła powszechna trzy lata, potem sześć, potem siedem, potem osiem, teraz 12 lat.
Czego tu nie możecie zrozumieć?
Co wam to przeszkadza?
Robotę z tego przecież macie.
Za państwowe pieniądze.
Do jakiej likwidacji szkolnictwa publicznego ma to doprowadzić?
Do jakiej katastrofy?
Ludzie!!!
Wariaci!!!
Jeżeli Liceum to ma przedłużenie podstawówki,to po podstawówce wypadało iść do jakiejś średniej,czyli prawdziwe studia skończy gdzieś koło trzydziestki.
Jeżeli ktoś poważnie,że w wieku 19 lat wszyscy dopiero powinni kończyć podstawówkę,to zalatuje wręcz propagowaniem jakiejś dewiacji
Reformator pisze:
2011-07-07 o godz. 20:49
Ale Ty sobie jaja robisz?
Nie jesteś prawdziwy?
Nauczyciel nie może tak niczego nie rozumieć?
Ludzie!!!
Ratunku!!!
Obudźcie mnie!!!
Parker, nie chcę Cię martwić (jeszcze bardziej), ale na razie wygląda to tak, jakbyś to TY nie było prawdziwy;) Może faktycznie ktoś tu powinien się obudzić?
Mam jakieś przedziwne obserwacje.
Moim zdaniem, z roku na rok zdają coraz lepiej. Naprawdę, takich wyników dawniej nie miałem, w ubiegłym roku nagle wysyp rozszerzonych w technikum, w tym roku się utrzymał, średnia ilość punktów wyższa niż kilka lat temu maksymalny wynik.
Ale nie od dziś mi wiadomo, że ja żyję na innej planecie, niż autor tego blogu.
Tak, ja tu nie jestem prawdziwy.
To wy jesteście całe szczęście prawdziwi.
Jak w każdym koszmarze.
Szkoła jak mi się śni, to tylko w koszmarach.
@parker
„Robotę z tego przecież macie.
Za państwowe pieniądze.”
A nasze państwo to ma pieniądze na to, żeby lekką ręką rozdawać je na 12-letnie ogólne kształcenie każdego, kto się nawinie? I kto potem tej edukacj iw żaden sposób nie wykorzysta, bo zwyczajnie przepchnięto go do matury dla papierka, „bo co to komu przeszkadza”?
Mnie przeszkadza. Nie chcę płacić na takie marnotrawstwo.
O filozofii można dyskutować całymi latami i nie dojść do żadnych efektów. Jak już wolę matematykę i ekonomię.
Jedynym praktycznym i konkretnym zastosowaniem matury jest rekrutacja na studia. Chcemy aby jak najwięcej osób studiowało i zdobywało dobre (!) wykształcenie. Kształcimy wszystkie dzieci w podstawówce i gimnazjum bo to dzieci i za wszelką cenę chcemy im pomóc, OK. Ale 17-19 latkowi możemy już powiedzieć: to możemy dla ciebie zrobić a tego niestety nie. Przykro nam nie jesteś w stanie studiować, nie masz kompetencji do przyswajania bardziej zaawansowanej wiedzy. Będzie dla ciebie lepiej jeżeli wybierzesz inną drogę.
„A nasze państwo to ma pieniądze na to, żeby lekką ręką rozdawać je na 12-letnie ogólne kształcenie każdego, kto się nawinie? ”
Tak, ma na to pieniądze. Bo to dobrze zainwestowane pieniądze.
W nasza przyszłość.
Pod warunkiem, że się selekcję uczniów zastąpi selekcja nauczycieli.
Akurat jest niż i jakby tak zwolnić 25% najsłabszych, tyle samo co w tym roku słusznie maturę oblało to by się nam podniósł poziom wykształcenia społeczeństwa za parę lat.
„Ale 17-19 latkowi możemy już powiedzieć: to możemy dla ciebie zrobić a tego niestety nie.”
Możemy powiedzieć i siedmiolatkowi. Kiedyś mówiono.
Po co mamy mówić siedemnastolatkowi?
W interesie społecznym leży żeby ludzie sie uczyli do pełnoletniości.
To niech się uczą.
„Jedynym praktycznym i konkretnym zastosowaniem matury jest rekrutacja na studia.”
Nie jedynym, egzaminy by mogły być ,nic by się nie stało.
Celem matury jest monitorowanie pracy nauczycieli.
Co jest celem zdawania, bądź nie, czemu akurat 30% trzeba żeby zdać, a nie 10% czy 50%, nie wiem.
Szkolę kończy matura i wszyscy powinni ją zdać, którzy podejdą.
Rekrutacja na studia, to oddzielna sprawa i nie musi się wiązać z tym czy ktoś zdał czy nie.
I dziś się nie wiąże z jednym zastrzeżeniem. nie można przyjmować tych co dostali na maturze mniej niż 30%
Ja bym wprowadziła na publiczne, bezpłatne studia nawet i próg 50%.
Nie o tym przecież rozmawiamy.
Podejrzewam,że zamiłowanie do uprzykrzania życia obywatelowi za tym stoi za ta zdawalnością.
Taka tradycja.
W życiu dorosłym, też mamy do czynienia z uprzykrzaniem życia bez sensu.
Bo władza musi mieć władzę nad obywatelem i musi mu tę władze pokazywać.
Myślę, że po prostu, człowiek tak lubi drugiemu dokopać, bo jemu dokopują, bo on to miał ciężko, to czemu teraz ktoś ma mieć lekko.
To taka spirala.
Bo ludzie to głupi, są w swojej masie.
Dużo bardziej niż pojedynczo.
Ciekawy reportaż. Zgadzam się z opinią, że tak słabe wyniki zawdzięczamy naszym KOCHANYM nauczycielom. Jednak nie chce tutaj zganiać całej winy na tych WSPANIAŁYCH ludzi, którzy prowadzą zajęcia tylko z uczniami 5-owymi. Tak jak i 30% tegorocznych maturzystów zdaję poprawkę z matematyki, osiągając wynik 28%. To jest wina nie douczenia. No trudno nic już na to nie poradzę. Biorę się za solidną naukę. Biorę to jako swoją własna porażkę. Ze wszystkich matur próbnych jakie organizowała moja szkoła, ŻADNEJ NIE ZDAŁAM. Więc ktoś może zadać pytanie dlaczego i teraz miałabym ją zdać? Jednak największym paradoksem jest to ,że osoby ,które ukończyły szkołę średnią z czerwonym paskiem nie zdały matury z matematyki. Ludzie o co tu chodzi? Uczniowie mieli 5 na świadectwie ukończenia szkoły ,a matura gdzie? NIE MA!!! Udało się tym najsłabszym co siedzieli między uczniami lepszymi i coś ściągnęli. Nie przedłużając tegoroczna matura to porażka. Winni nauczyciele jak i uczniowi, którzy nie zostali zauważeni przez nauczycieli, którym nie chce się tłumaczyć.
malwino: „Zgadzam się z opinią, że tak słabe wyniki zawdzięczamy naszym KOCHANYM nauczycielom”
Tak. Obowiazkiem nauczyciela jest NAUCZYC mnie, ja jak sie nie naucze to jest JEGO WINA. Ciekawe podejscie.
„To jest wina nie douczenia”. Tak, mysle ze uczen sie nei douczyl. Pierwsza oblana probna matura powinna byc sygnalem ze uczen powinien wiecej czasu poswiecic naS AMODZIELNA nauke matematyki. Albowiem w tej dziedzinie do umiejetnosci dochodzi sie jak w sporcie: TRENING, TRENING i jeszcze raz TRENING. Czyli, krotko mowiac, rozwizywanei zadan.
malwina pisze: 2011-07-09 o godz. 17:21
„Biorę się za solidną naukę. Biorę to jako swoją własna porażkę. Ze wszystkich matur próbnych jakie organizowała moja szkoła, ŻADNEJ NIE ZDAŁAM.”
A.L. pisze: 2011-07-09 o godz. 20:10
„Tak, mysle ze uczen sie nei douczyl. Pierwsza oblana probna matura powinna byc sygnalem ze uczen powinien wiecej czasu poswiecic na SAMODZIELNA nauke matematyki. Albowiem w tej dziedzinie do umiejetnosci dochodzi sie jak w sporcie: TRENING, TRENING i jeszcze raz TRENING. Czyli, krotko mowiac, rozwiązywanie zadan.”
Moja rada byłaby nieco inna. Myślę, że Malwina może być klasycznym przykładem, kiedy konsultacja z dobrym nauczycielem matematyki w roli korepetytora może przynieść lepsze rezultaty aniżeli samodzielne (i to jeszcze z podkreśleniem) „kopanie się z koniem”.
Rozwiązywanie zadań tylko wtedy ma sens, kiedy efektem są rozwiązane zadania. Nie wiemy, czy Malwina nie ma przypadkiem jakichś dziur w swojej wcześniejszej edukacji, dziur które uniemożliwiają samodzielne budowanie wiedzy i doswiadczenia przez rozwiązywanie zadań. Może byc tak, że traci ona dwie godziny gapiąc się na jedno i to samo zadanie bez pomysłu jak je ugryźć.
Doradzam zatem wizytę u matematycznego dentysty, który powinien byc w stanie zbadać Malwinę pod kątem źródłem trudności i dobrać wałściwą metodykę dalszej nauki. Jeżeli problemem jest tylko mały wkład pracy wtedy rada A.L o cięższym treningu jest właściwa.
Jeżeli zaś trzeba uzupełnić wcześniejsze braki i wstawić mostek, wtedy samodzielne wysiłki będą równie przydatne jak próba samodzielnego wstawienia sobie mostka.
parker pisze: „Szkolę kończy matura i wszyscy powinni ją zdać, którzy podejdą.”
Super pomysł! Najlepiej dać zestaw zadań 2+1=…, 2+2=…., 2+3=…
Ale jak się ktoś pomyli? To lepiej dawajmy maturę za samo przyjście na egzamin. A jak ktoś zaśpi albo poprzedniego dnia zbyt mocno zabaluje?
Zatem dawajmy maturę każdemu kto tylko pisemnie wyrazi chęć jej posiadania. No ale to dyskryminuje analfabetów. Trudna sprawa :(. Proponuję uchwalić zapis w konstytucji że maturę otrzymuje każdy obywatel wraz z numerem PESEL, ku powszechnemu szczęściu i radości …
P.S. Przypominam, że 75% uczniów zdało jednak ten egzamin a niektórzy zdali go dobrze i bardzo dobrze.