Zwalanie winy na uczniów

Mirosław Sawicki, wicedyrektor CKE, zwalił winę na uczniów. Matura poszła źle, ponieważ „ten rocznik jest po prostu słaby”. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz próbuje się wmówić społeczeństwu, że zawiniła młodzież. Pamiętam, jak w latach 90. usprawiedliwiano słabe wyniki na maturze tym, że do egzaminu przystąpiło pokolenie Czernobyla.

Wiosną 1986 roku pokolenie to chodziło do przedszkola lub do szkoły podstawowej, więc w czasie katastrofy elektrowni jądrowej bawiło się w ogródkach albo grało w piłkę na boisku. Starszym skażenie nie zaszkodziło, ponieważ siedzieli na piwie, a piwo – jak dobrze wiemy – neutralizuje każde świństwo. Gdy kilkanaście lat później młodzi ludzie zdawali maturę, nieraz słyszałem, jak nauczycieli mówili: „Czego od nich wymagać? Czernobyl zniszczył im mózgi.” Mirosław Sawicki należy widocznie do tego starszego pokolenia, któremu Czernobyl nie zaszkodził z ww. powodów. Ale o tym później.

Uczniowie nie pozostają dłużni i zwalają winę na nauczycieli. Na forach internetowych można przeczytać m. in.:

„Może wina nie leży po stronie maturzystów, tylko po stronie nauczycieli, którym nie chce się nauczyć, tylko przychodzą na lekcję, podadzą temat i każą zrobić notatkę z podręcznika, za takie nauczanie dziękujemy.” (zob. źródło)

Inni nie zostawiają suchej nitki na urzędnikach, szczególną winą obarczając samą minister edukacji:

„Niech minister Hall zobaczy, w co wpakowała młodych ludzi, zresztą ona jest osobą niekompetentną na to stanowisko, nic nie robi, aby było lepiej, siedzi za biurkiem, robiąc dobrą minę do złej gry, bardzo dobrze, że tak mało osób zdało, teraz można zdecydowanie podać ją do dymisji.” (zob. źródło)

Chociaż nie podobają mi się słowa Sawickiego, to jednak fakty są takie, że rocznik ten napisał maturę wyjątkowo słabo. Dlaczego? Jeśli prawdą jest, że w latach 90. egzamin dojrzałości zdawało pokolenie Czernobyla, to wszystko jasne. Widocznie teraz szkołę średnią kończą dzieci tego pokolenia. To jednak nic. Prawdziwe nieszczęście czeka polską edukację wtedy, gdy maturę będą zdawać wnuki, czyli gdzieś w latach 2030-2035. Obstawiam, że z powodu skażenia umysłów zdawalność wyniesie 50 procent.

Oczywiście, nie musimy czekać na tę klęskę z założonymi rękami. Wystarczy, że odpowiednio wcześniej przyjrzymy się umysłom tych urzędników w CKE i MEN, którzy w roku 1986 byli już na tyle dorośli, że pili wódkę i zakąszali ją skażonymi przez Czernobyl grzybkami. W każdym razie wypowiedź Sawickiego dowodzi, że te grzybki mogły jednak zaszkodzić i teraz właśnie dają o sobie znać.