Matura śmiechu warta
Trwają egzaminy ustne z języka polskiego. Maturzyści wygłaszają tzw. prezentację, czyli 15-minutowe przemówienie na wybrany rok temu problem. Potem odpowiadają na zadane przez komisję pytania. Pytać można tylko o teksty wybrane przez uczniów, zwykle są to 3-4 utwory, oraz o sprawy ściśle związane z tematem prezentacji. Trudno o łatwiejszy egzamin.
Być może dlatego uczniowie prawie się do niego nie przygotowują. Właściwie jedyny stopień trudności to trema. Znaczna część maturzystów ma problemy z publicznym mówieniem oraz w ogóle z rozmową na żywo z człowiekiem, który nie jest kolegą czy krewnym. Chociaż jest to egzamin z języka polskiego i rozmowa podlega ocenie, uczniowie na polecenie: „Proszę dowód osobisty (egzaminuje się obcych uczniów)”, odpowiadają: „OK.” (bardzo częsta reakcja). Gdyby zapisać błędy językowe, jakie są wtedy popełniane, można by ułożyć „Słownik polszczyzny egzaminowanej”, który stałby się bestsellerem na rynku książek.
Błędy to jednak nic w porównaniu ignorancją. Mimo że uczniowie sami wybierają lektury do prezentacji, w ogóle nie raczą się z nimi zapoznać. Jednak jakoś sobie radzą. Na przykład na pytanie polonistki, jak bohaterka się dowiedziała, że mąż ją zdradza, maturzystka odpowiedziała: „Przecież miała oczy”. A gdy zapytałem, w jakim kraju rozgrywa się akcja „Potopu” Sienkiewicza, usłyszałem: „W kraju mlekiem i miodem płynącym”. Czasem aż trudno uwierzyć, że uczeń może tego nie wiedzieć. W końcu komisja wymyśla pytania, na które odpowiedź nasuwa się sama. Niestety, okazuje się, że znalezienie takich pytań przekracza możliwości egzaminatorów.
Wszyscy wołają, że należy znieść maturę ustną z języka polskiego, gdyż jej forma ośmiesza system egzaminów. Zgadzam się, iż wymyślono maturę najgorszą z możliwych. Jednak jakaś forma sprawdzenia sprawności w mowie ojczystej musi być. Inaczej nie pozostanie nam nic innego, jak wyć, wyć, wyć. Na razie na egzaminie jest śmiesznie, ale przecież to preludium tragedii.
Komentarze
Dla pocieszenia nauczycielskiego oraz polonistycznego grona.
Dwie historyjki o pracy na ochotnika oraz aby zrobić frajde nauczycielowi polskiego.
Jako uczeń klasy „mat” w liceum mat.-fiz. z własnej i nieprzymuszonej woli przeczytałem „Chłopów” dwa razy. Raz normalnie, jak wszyscy, a drugi raz po to, aby przyłapać Reymonta na przechwalaniu się. Otóż kiedyś, wstyd się przyznać, ale pewno w jakiejś pracy gdzie poloniści analizują wielkie dzieła literackie wyczytałem anegdote o tym, jaki to Reymont był spostrzegawczy. Miał on spacerować z komplementującym jego talent znajomym(?) i w pewnym momencie rozmowy zatrzymał się i poprosił owego znajomego o opisanie kamienicy, którą właśnie byli minęli. Znajomy nie umiał tego zrobić a Reymont opisał dokładnie kamienicę z dokładnościa do liczby okien na piętrach. I to w/g Reymonta miał być duży procent jego literackiego sukcesu.
Otóż jako szkolne pacholę postanowiłem wykorzystać wszystkie tak lubiane przez młodzież opisy i namalować mapę wsi Lipce. I udało mi się! Dokładnie wynotowywałem wszelkie kierunki marszu wszystkich bohaterów, kierunki z których dobiegały głosy, w którą strone patrzyli i co tam widzieli, kierunki cieni rzucanych przez budynki i drzewa w danej porze roku, umiejscowienie rzeki, kierunek jej płynięcia, (a nuż kazał jej płynąć pod górę?), położenie chat itp. Wszystko szkicowałem na papierze i zapamiętale szukałem sprzeczności.
Na koniec wymalowałem pięknie całość na arkuszu bristolu i zaniosłem poloniście w prezencie. Reymont nie popełnił ani jednego błedu, nie znalazłem w „Chłopach” ani jednej lokacyjnej sprzeczności. Albo miał taką świetną pamięć albo patrzył na podobną mapę podczas pisania. Ta druga możliwość dała mi dużą satysfakcję, gdyż poczułem się jakbym używając wehikułu czasu przeniósł się do pracowni pisarza.
Historyjka druga, dużo krótsza.
Nie wiem dlaczego, ale spodobała mi się „Droga przez Mękę”. Czytałem ją jako drugą moją książkę przeczytaną całkowicie po rosyjsku po „Kozakach”. A na polski przygotowałem wypis wszystkich postaci kiedykolwiek pojawiających sie w „Drodze przez Mękę”, choćby tylko jeden raz. Następnie uporządkowałem te postaci w kategorie, w zależności od częstotliwości pojawiania sie na kartach powieści oraz (drugie zestawienie) od ilości posiadanych „znajomych” jak to byśmy, dzieci „facebooka” i „naszej klasy” powiedzieli w dzisiejszych czasach. Zapewniam Państwa, że postaci były grube setki. Upłyneło już masę lat, ale o ile pamięć mnie nie zawodzi, to było ich chyba cos ponad sześćset…a zestawienie ich wzajemnych kontaktów wyglądało jak schemat centrali telefonicznej 😉
Serdecznie pozdrawiam polonistów!
A mnie się ta matura ustna podoba (albo jestem nawiny), bo tak: uczeń może sobie wybrać sam temat, który go fascynuje/ciekawi/pociąga itd
Mopże więc połączyc przyjemne z pożytecznym, nauke z pasją.Dla humanistów i uczniów interesujących się kulturą i literaturą, to fajna sprawa.
Ja żałuję, że nie miałem takiej możliwości.
Wiadomo, że taka forma egzaminu rodzi wiele nadużyć, ale tak wymóg pisania pracy magisterskiej rodzi wiele nadużyć, a ja wspominam z przyjemnością i sentymentem, jak siedziałem po uszy w ksiażkach i pisałem sobie magisterkę, ileż o horrorach się nauczyłem i dowiedziałem.a ile rzeczy poczytałem, które do magisterki wcale mi nie były potrzebne, ale ciekawe były.
Szanowny Panie Profesorze,
tym razem dodam komentarz taki oto – będący pytaniem do Pana i Belfrów:
Czy zauważa Pan inny cel matury w formie prezentacji niż badanie przez komisję wiedzy encyklopedycznej o przeczytanej lekturze?
Czy bierze Pan pod uwagę, że formalnie i merytorycznie prezentacja różni się od „odpowiadania na pytania” a także, prezentacja przed zespołem (komisyjnym) rządzi się zupełnie innymi prawami, niż face to face (będzie ok gdy tak napiszę?)
Czy widzi Pan (ktoś) szanse zbadania w ramach prezentacji kompetencji zdającego innych niż znajomość treści lektury? Jeśli tak – jakich?
I wiele wiele innych pytań mi się nasuwa w związku z Pana wpisem – ale może po prostu NIE WIEM do czego służy prezentacja (w tym: na maturze) – a Państwo wiecie? Oświaty więc – i dużo uciechy rzyczę przy prostowaniu ignorancji Eltoro.
Nb odpowiedź o kraju mlekiem i miodem płynącym jawi mi się o niebo inteligentniejsza i celniejsza w kontekście sytuacji niż zadane pytanie 🙂
Ale to przecież jest odpowiedź intelektualna a nie oczywista, jakiej Państwo w komisji oczekujecie…hihi 😉
Okej, kończę czapkom do ziemi (unikam infamii elit), po polsku, spod katedry – z uprzejmymi rewerencjami.
Eltoro pisze: „ale może po prostu NIE WIEM do czego służy prezentacja”
Do czego służy prezentacja, Jasio wie.
Ale nie wie, do czego służy zadawanie pytań.
Konwersacji Jasiu służy. Bez niej, prezentacji można by się na pamięć nauczyć i zamiast prezentacji, byłaby recytacja.
@ zza kałuży
ubawiłeś mnie – fantastyczna historia 🙂
dziękuję, Reymont też pewnie byłby kontent 🙂
Zastanawiałeś się, czy takie podejście do lektur zainspirował u Ciebie scholastyczny model edukacyjny, czy to właściwość osobista?
Pozdrawiam.
Tak ogólnie: Czy dzisiejszy belfrzy potrafią wykorzystać osobiste metamodele poznawcze uczniów – choćby na egzaminach?
(tak, to pytanie było złośliwe ale może nie retoryczne?)
nie zrozumiałam tej frazy w wypowiedzi Eltoro: „dużo uciechy ryczę…” – dopiero po ponownym przeczytaniu załapałam, że to nie o ryczenie chodzi. choć właściwie ono byłoby tu chyba najbardziej na miejscu…
A w ogóle, cud, zgadzam się z Eltoro, prezentacja przecież nie powinna mieć na celu opisywania treści lektur (to się chyba 3 lata w szkole robi?), ma inne zadania.
No i nie żebym się czepiał, ale te pytania zbyt fascynujące nie są i co one mają sprawdzać, w jakim kraju „Potop” się rozgrywa?
Moim zdaniem owa prezentacja daje duże możliwości dla tych, którym się chce.
Bo stara matura ustna akurat sprawdzała tylko wiedzę i można było się tego wykuć, nie było satysfakcji w trakcie przygotowywania się do niej, teraz przygotowywanie się do ustnej tę satysfakcę dawać może.
Ja bym zmienił raczej pisemną maturę, bo ona jest schematyczna i nieciekawa, w ogóle co to za pomysł sprawdzać rozumienie tekstów pisanych w języku ojczystym, takie coś można robic (i robi się?) w gimnazjum, liceum już powinno wymagać więcej, czegos twórczego.
@ zza kałuży
Dziękuję i gratuluję!
Wpis tak POZYTYWNY, jak tylko pozytywnie może być ZA KAŁUŻĄ.
Może byś do siebie, za kałużę, zaprosił Parkera i Eltoro? W ramach terapii?
Szanowny Autor pisze coraz smieszniej. Za kazdym razem rozbawia mnie wiecej niz pp. Tym, czy Mizerski. „Prosze o dowod osobisty…” we wlasnej szkole? A egzaminatorzy tez legitymuja sie wobec uczniow wlasciwa legitymacja oraz upowaznieniem do egzaminowania? Przeciez to bzdura totalna!
No i te „lektury” (musialem ujac w cudzyslow). Znow „Granica” (1935r.), „Potop” (1866r.) – to to jest wspolczesna polska literatura? Mamy rok 2011. Moze by zaczac przerabiac cos bardziej wspolczesnego, np. z lat piecdziesiatych.
W takim ukladzie, to cala „matura”, to cyrk na kolkach i o niczym absolutnie nie swiadczy. To tylko taka gra zeby uczniow zgnebic, ale – bron Boze – niczego ich nie nauczyc.
To nie pretensje do Pana Profesora, tylko do wszystkich nauczycieli. Jasne, ze klasyke trzeba znac, ale walkowac ja bez konce na bezuzytecznych lekcjach. Tak bylo za moich czasow, kiedy wyrzucono mnie z klasy jak powiedzialem, ze Sienkiewicz, to taki polski Karol May -a bylo to juz wiele lat temu. Czyz nie wiadomo, ze to czego sie uczy w ogole nie przystaje do wspolczesnego zycia. Coraz czesciej slychac narzekania, ze Polacy nie czytaja. A co maja czytac, jak szkola ich skutecznie do tego zniecheca? Dziewietnastowieczne ramoty? Skad maja wiedziec, jak znalezc interesujaca ksiazke? Ile lekcji polskiego odbywa sie w bibliotece, przy katalogu, lub komputerze, gdzie ksiazki sa skatalogowane? Nie wiem – za moich czasow nie bylo ani jednej.
Pozdrawiam.
To nie jest problem matury. To kwestia celów edukacji szkolnej.
Tu jest opinia maturzysty – miażdżąco okrutna:
http://www.edunews.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1500&Itemid=1
Werbalisto Szanowny, piszesz:
„. Za kazdym razem rozbawia mnie wiecej niz pp. Tym, czy Mizerski. ?Prosze o dowod osobisty?? we wlasnej szkole? A egzaminatorzy tez legitymuja sie wobec uczniow wlasciwa legitymacja oraz upowaznieniem do egzaminowania? Przeciez to bzdura totalna!”
Oj, oj, czepiasz się bez sensu, dowód jest potrzebny do zanotowania Peselu ucznia, co jest obowiązkiem egzaminatora.
Nie chodzi o żadne legitymowanie, a poza tym nauczyciel nie może egzaminować swoich uczniów, egzaminuje więc tych, których zazwyczaj nie zna (z klas, których nie uczy lub egzaminując w innej szkole niż jego własna)
\
Więc bezpodstawnie krytykujesz gospodarza, nie znając procedur.
Zresztą to częste na tym blogu, że ktoś nie ma pojęcia o rzeczywistości szkolnej a wypowiada się na ten temat.
No ale co by szkodziło doczytać i się dowiedzieć, zanim człek sie wypowie?
Niby nic, ale jednak trudno jak widać:)
Werbalisto:
„Tak bylo za moich czasow, kiedy wyrzucono mnie z klasy jak powiedzialem, ze Sienkiewicz, to taki polski Karol May -a bylo to juz wiele lat temu.”
Oooo, to jest dobre, sam to zawsze twierdziłem, acz nie na lekcjach:), dlatego „Trylogia” mnie nudziła, bo w dzieciństwie człek przeczytał całego Maya, Szklarskich, Centkiewiczów., Fiedlera i dziesiątki innych autorów piszących o Dzikim Zachodzie itd
Ale w sumie i May i Sienkiewicz umieli pisać:), acz fakt, ta literatura świata dziś nie wyjaśni.
P.S. Dyskusje o kanonie lektur bywały już na tym blogu, ale faktycznie trza by ten kanon odświeżyć, tyle że kryterium nie powinno być takie, czy dzieło jest stare czy nowe, tylko dobre czy złe.
Dlatego „Granica” nie, „Lalka” tak.
„Powrót posła” nie, „Treny” Kochanowskiego tak.
Acz oczywiście w ogóle kanon należałoby realizować np. przez 2 lata liceum, a rok 9a najlepiej dwa, gdyby wócić do 4-letniego liceum) lektury wybierałby nauczyciel wraz z uczniami.
No bo dlaczego na lekcjach polskiego nie czytać tak dobrej literatury jak marqueza, Llosy, Irvinga, Kinga Stephena nawet, Chandlera, Grassa, Boella, Stasiuka, Masłowskiej itd
(Zestaw zupełnie od czapy, ale właśnie o to chodzi, czytać trza to, co porywa i fascynuje, nie to co jest w kanonie obecnym)
@ grześ
grześ pisze: 2011-05-12 o godz. 18:59
„A w ogóle, cud, zgadzam się z Eltoro, prezentacja przecież nie powinna mieć na celu opisywania treści lektur (to się chyba 3 lata w szkole robi?), ma inne zadania.
No i nie żebym się czepiał, ale te pytania zbyt fascynujące nie są i co one mają sprawdzać, w jakim kraju ?Potop? się rozgrywa?”
http://forum.liceum36.pl/viewtopic.php?t=2124&view=next&sid=dd94918f3a41ce6eae1af0c27ed792a9
hubka111
Dołączył: 24 Kwi 2008
Posty: 2
Wysłany: Czw Kwi 24, 2008 7:30 pm
Temat postu: Mapa Potopu z książki „Potop” H. Sienkiewicza
——————————————————————————–
Witam dzisiaj na polskim profesorka zadała nam zadanie żebyśmy stworzyli mapę potopu tz. ma w niej byc zawarty szlak jak Szwedzi wkroczyli na Polskę i po kolei zajmowali tereny polskie, Oraz szlak drogi Andrzeja Kmicica jak wędrował. I do tego wszystkiego mam sporządzic legendę która będzie zawierała co w danym miejscu zatrzymania, wędrówki zarówno Szwedów jak i Kmicica sie wydarzyło. Proszę o Pomoc, może jest coś takiego gotowego na necie bo szukałem i nic znaleśc nie mogę, a może ktoś taka mapkę robił to moęe mi podrzuci wzór. Proszę o pomoc. dziękuje i czekam na odpowiedz.
Beatan
Moderator
Dołączył: 28 Paź 2006
Posty: 4397
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 25, 2008 10:07 pm
Temat postu:
——————————————————————————–
Wiesz- praca domowa jest dziwna. Nigdy o tak oryginalnej nie słyszałam. Ale pewnie nauczycielaka chce sprawdzić , czy czytacie ze streszczeń , czy faktycznie całą książkę. Myślę , że najłatwiej będzie wypożyczyć ci książkę wraz z opracowaniem i z tyłu książki łatwo znajdziesz drogę Kmicica- są tam podane strony. Będzie to też pomocne w odszukaniu fragmentów dotyczących zajmowania terenów przez Szwedów.. Nie wiem , czy ktoś kiedyś widział taką mapkę- temat raczej nie na forum…ze względów technicznych
@grześ
Jeżeli na 4397 postów „moderator” Beatan nie musiała odpowiedzieć na pytanie o „mapę Potopu” to to chyba dostatecznie zaświadcza o celności i oryginalności pytania Autora blogu 😉
Dalej grześ pisze:
„Moim zdaniem owa prezentacja daje duże możliwości dla tych, którym się chce.
Bo stara matura ustna akurat sprawdzała tylko wiedzę i można było się tego wykuć, nie było satysfakcji w trakcie przygotowywania się do niej, teraz przygotowywanie się do ustnej tę satysfakcę dawać może. Ja bym zmienił raczej pisemną maturę, bo ona jest schematyczna i nieciekawa, w ogóle co to za pomysł sprawdzać rozumienie tekstów pisanych w języku ojczystym, takie coś można robic (i robi się?) w gimnazjum, liceum już powinno wymagać więcej, czegos twórczego.”
hubka111 pisze:
„może jest coś takiego gotowego na necie bo szukałem i nic znaleśc nie mogę”
Beatan, czyli 4397 odpowiedzianych próśb o pomoc odpowiada:
„pewnie nauczycielaka chce sprawdzić , czy czytacie ze streszczeń , czy faktycznie całą książkę.
Kochany Grzesiu! I kto ma tu bliższy kontakt z rzeczywistością zaludnioną przez „twórczych” licealistów, Ty czy Autor bloga? 😉
Szanowni Komentatorzy,
Moja córka właśnie dziś prezentowała swoją pracę z j. polskiego.
„Portrety matek w literaturze. Przedstaw i porównaj”.
Wybrała ten temat ponieważ pasował do jej ukochanej książki „Anna In w grobowcach świata” Olgi Tokarczuk. Ja podpowiedziałam jej Karlę z „Nocy Helvera” Ingmara Villqista a Pani polonistka … Dulską. Pisała sama, literatury przedmiotu szukała z pomocą Pani bibliotekarki, odbyła jedną konsultację z ciocią polonistką, ćwiczyła przed koleżanką.
Prezentację przerwano po 17 minutach chociaż został jej ostatni punkt planu (podsumowanie – 3 zdania) – gestem – kilka ruchów poziomych dłonią na wysokości gardła. Potem pytano o podsumowanie. Pytania dotyczyły tylko „Moralności Pani Dulskiej”: „Co ostatecznie stało się z Hanką, wzięła dziecko za rękę i poszła?” oraz „Czym kończy się ta sztuka”. Odpowiedziała: „No, teraz możemy znowu żyć normalnie” a Pani: „Nie, nie – po bożemu, nie znasz treści lektury”. I ostatnie pytanie „Skąd taki dobór lektur”. Były komentarze o konieczności posługiwania się językiem literackim, próby zmyłki :”a może chodziło ci o coś innego …”.
Dzwoniła do mnie po wyjściu z rozpaczą w głosie.
Dostała 20/20 za „oryginalny dobór literatury i skuteczną obronę swojej koncepcji pracy”.
Czyj poziom był tu …? (nie chcę używać nieliterackiego określenia) Maturzystki czy Komisji egzaminującej?
Mimo wszystko pozdrawiam Panie z Komisji.
spiteful pisze: 2011-05-12 o godz. 20:28
„Wpis tak POZYTYWNY”
Dziękuję bardzo. Czasy licealne to zdecydowanie mój najszczęśliwszy okres w życiu, stąd pewnie i pozytywne historyjki. Im dalej w las tym więcej obowiązków i nieprzyjemności.
„jak tylko pozytywnie może być ZA KAŁUŻĄ.”
Pozory mylą. Mam teraz więcej czasu na czytanie gdyż moje miejsce pracy przeniosło się za inną, jeszcze większą kałużę. Przyszła sobie z Europy firma niemiecka i odgryzła kawał wielkiej firmy amerykańskiej zapewniając wszystkich pracowników o czekającym nas raju i mieszkających w tym raju hurysach. Po czym szybciutko zabrała się za zamykanie zakładów i przenoszenie produkcji do Meksyku, do Czech, na Filipiny, Tajwan i do Chin kontynentalnych. Oczywiście po grzecznym poproszeniu dotychczasowych pracowników o przyuczenie naszych następców. Stopień wyszkolenia następców miał być sprawdzony i od jego poziomu uzależniono wypłacenie nam odprawy. 😉
Do Werbalisty
O liście lektur w iIIRP decydują akademiccy poloniści(mają swoje koterie i interesy) oraz politycy. Nauczyciele nie mają tu nic do gadania, więc proszę pretensje kierować pod własciwy adres!!!
Eltoro pisze: 2011-05-12 o godz. 16:55
@ zza kałuży
„Zastanawiałeś się, czy takie podejście do lektur zainspirował u Ciebie scholastyczny model edukacyjny, czy to właściwość osobista?”
Zdecydowanie scholastyczny, ale w tym pierwotnym, „weryfikuj i staraj się poznać rozumem to w co wierzysz” znaczeniu. Mogę nawet powiedzieć, że nasi nauczyciele matematyki, bo to oni są odpowiedzialni za moje takie a nie inne spojrzenie na swiat, wzmocnili klasyczne scholastyczne „Zrozum to w co wierzysz” zastępując je przez „Zrozum ZANIM uwierzysz”.
Milion razy słyszałem na matmie, że jedynie słuszną metodą poznania jest uparte kwestionowanie wszystkiego, co się słyszy. Mieliśmy użyć wszelkich dostępnych nam sposobów obalenia każdej nowo usłyszanej tezy. Dopiero jeżeli po solidnych usiłowaniach nie udałoby się nam obalić rzeczonej tezy, wolno nam było, i to tylko tymczasowo, przyjąć ją za najlepsze możliwe przybliżenie prawdy.
Niestety, tak dobrze wbito mi ten sposób postępowania do głowy i serca, że stałem się bardzo niewygodnym do kierowania mną pracownikiem. 😉
@Werbalista
„SŁOWACKI WIELKIM POETĄ BYŁ!”
od czasów „Ferdydurke” niewiele się w naszych szkołach zmieniło.
Pozdrawaiam
Sz. Państwo
@ zza kałuży
@ Margola
Rzeczywistość a sens – to w Polszcze dwie różne sprawy – tak a propos dyskusji z Grzesiem, czego zza kałuży może się już zapomniało 🙂
Ja oczekiwałbym od Gospodarza krytycznej analizy rzeczywistości w kontekście sensu prezentacji, jako formy.
Jak jednak m. in. Margola oczywistą oczywistość dowodzi – (jakże powszechne doświadczenie maturalne, tak samo było z moimi dziećmi) rzeczywistość zdających i egzaminujących zgodnie odbiega od sensu traktem, wiodącym konopielkę wprost do atomic.
Nasuwają się więc kolejne pytania do zaprezentowania dojrzałości przed kolejną komisją:
a/ Gdzie leżą Atomice i dlaczego? (zaznacz obie odpowiedzi na mapie)
b/ Komu i na której stronie dała Konopielka po bożemu? (opisz tych wszystkich Kaziuków po kolei)
Oraz moje ulubione, nowoczesne – z informatyki, a jakże:
c/ Jakim programem otworzyć tego maturalnego plika polonika – z Wydmuchowa na świat?
@ grześ pisze:
2011-05-12 o godz. 21:35
Za komplement dziekuje, a krytyke przyjmuje za sluszna. Rzeczywiscie procedur nie znam. Natomiast nie mam pojecie po co szkole PESEL. Za moich czasow swiadectwo maturalne to byla duza plachta papieru ze zdjeciem i pieczatka. Druga taka plachta (chyba) byla przechowywana w archiwach szkoly. To po co takie kombinacje? Juz od dziecinstwa musimy byc sledzeni pod numerem? Tu juz chyba ingerencja panstwa w prywatnosc poszla za daleko.
@ Margola pisze:
2011-05-12 o godz. 22:26
Przede wszystkim gratuluje matury corki. Zarowno Pani, jak i corka jestescie odwaznymi osobami. Wybor literacki bardzo oryginalny i – odwazny. Naleza sie Pani szczegolne gratulacje za niepoddanie sie konformizmowi i poparcie corki w tymze samym.
Pozdrawiam.
Co do doboru lektur to absolutnie sie zgadzam. W tym czasie, gdy w szkole nauczano o takich gniotach, jak „Granica” – czytalo sie proze dziewietnastwiecznych pisarzy francuskich, albo literature iberoamerykanska, o ktorej w szkole nawet nikt nie zajaknal, choc byly to wtedy rozchwytywane ksiazki, a „realizm magiczny” zrobil kariere, jako okreslenie. Ale nie w liceum.
Margolo, przeczytałem Twój wpis , który wywołał mój smutek. Współczuję córce, wstydzę się za tych, co Ją w opisany sposób potraktowali , nie wykazujac się ani taktem pedagogicznym, ani polonistyczną pasją
Ale ja nie twierdzę, że mam kontakt z rzeczywistością, ja twierdzę, że nadużycia będą zawsze,m ale dla częsci osób taka prezentacja jest szansa na zrobienie czegoś twórczego , ciekawego, mądrego, pasjonującego.
Vide wpis Margoli.
Czy odpytywanie z teorii literatury, językoznawstwa i zanjomości lektur daje taką szansę?
Tyle się gada w szkole o cudownej metodzie projektu, przeciez taka prezentacja to właśnie rodzaj projektu.
@ zza kałuży
tak też myślałem – nie czuję w tym, co napisałeś wpływu szkolnej scholastyki (czyli racjonalizowania dogmatu) ale raczej dążenie twórcze (czyli konfrontację dogmatu z rozumem)
jest jednak w Twoim podejściu także bardzo osobisty, analityczny rys indywidualny – wyznaczający jaskrawo przejrzyste wskazówki kierownicze 🙂
trudności w kierowaniu kimkolwiek mają jedynie wyznawcy, nie odkrywcy 🙂
Pozdrawiam z sympatią.
@ Eltoro
Dziekuje za dobre słowo. Odkrywcy są bez grosza. Wyznawcy zmieniają luksusowe samochody co dwa lata. To ci „skromniejsi”. Oraz narzekają na niesprawiedliwość życia po tym, jak ich synek okazuje się być jedynym dzieckiem na turnieju golfa bez prywatengo trenera.
Chociaż mam też osiągnięcia – mojej byłej szefowej, po zwolnieniu przez nią nas wszystkich, jak wieść niesie zaproponowano stanowisko zwykłego kierownika projektu. A ona, zamiast potulnie zaakceptować, uniosła się honorem i pożegnała z firmą. Czyzby zaważył na jej decyzji fakt, iż jej mąż jest bardzo grubą rybą w innej wielkiej firmie i zarabia niewyobrażalne dla szaraczków pieniądze? 😉
@ zza kałuży
to ja dziękuję Ci za kolorowe wpisy. Mam w tym swój interes – powiew świeżego powietrza zza wód, docierający do Katedry blogu oświatowego sprawia, że nie czuję się tu akurat dziwakiem, ale Guliwerem raczej 🙂
W kwestii łatwości i trudności kierowania – jak chodzi o odkrywców, to nie oni zmieniają samochody, ale zatrudniają tych, co sobie dzięki temu zmieniają. Ty piszesz o zmieniających, będących surferami (a nie odkrywcami). Oraz o wyznawcach, istotnie, ciągnących wózek do przodu. Ponieważ ich jedynym i poniewczesnym odkryciem jest… wiara, że wypracowują zbawienie.
Ale najlepsi i znamienni dla naszej oświaty są licznie tu reprezentowani wyznawcy odkrywczości. Oni oczekują zbawcy, który ich odkryje (i oczywiście zapewni godne pensumy i kęsumy) 🙂
To tak wężykiem, oczywiście, weżykiem…hihi.
Pozdrawiam 😉
Witam,
Eltoro
Werbalista
Ino
grześ
Dziękuję za Wasze słowa. Są dla mnie bardzo ważne.
Też tu byłem, ale nie chciało mi się czytać.
Bo wieje spod katedry…
fuj… bleeea
ustna matura z jezyka polskiego , prezentacja …
Nie wiem jak to sie dzieje, ale maturzysta w Polsce nie potrafi sie swobodnie wypowiadac , dyskutowac , argumentowac nie jest elokwentny
w takim stopniu jak np. maturzysta w Niemczech .
Tam nie praktykuje sie ustnach prezentacji .
przy czym, maturzysta z krajow skandynawskich ( Szwecja , Finlandia ) jest niedosciglym wzorem dla maturzysty niemieckiego .