Kibole w szkole

Rząd zawsze mógł liczyć na pomoc nauczycieli. Jeśli trzeba wytropić niebezpieczny element w społeczeństwie, wystarczy poprosić pedagogów o współpracę. W tej dziedzinie nauczyciele mają spore doświadczenie.

Gdy najważniejsze były wartości chrześcijańskie, spisywaliśmy uczennice w ciąży (zob. historyczne info). Listy przekazywaliśmy do kuratoriów, a one dalej do MEN. Za Giertycha braliśmy udział w programie Zero Tolerancji. Spisaliśmy wtedy uczniów, którzy powinni trafić do zamkniętych ośrodków wychowawczych. Niedługo potem zaangażowaliśmy się w szerzenie patriotyzmu. Pilnie przyglądaliśmy się, kto śpiewa hymn narodowy, a kto tylko symuluje. Odpowiednie listy przekazaliśmy tam, gdzie trzeba. Mamy też listy osób, które nie chodzą na religię, gdyż wybrały bezbożność. W ogóle spisujemy wszystkich z uwagi na wszystko. Nic nie ujdzie naszej uwadze.

Kiboli także możemy spisać. Fachowo z imienia i nazwiska oraz z numerem PESEL. Jak policja nie wie, gdzie są kibole, niech zapyta nauczycieli. My tu wszystko w papierach mamy. Jak tylko prezydent podpisze ustawę o Systemie Informacji Oświatowej (SIO), przyślemy szczegółowe dane o każdym kibolu.