Matura jako fucha
Co roku maturę prześladują błędy. Także w tym roku twórcy testów nie zaskoczyli. Pokręcili arkusz z języka polskiego na poziomie podstawowym (zob. info). Teraz Tadeusz Mosiek, dyrektor p. o. Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, przeprasza i zapewnia, że maturzyści na błędach nie stracą. Wszystkie odpowiedzi zostaną uznane za poprawne (zobacz przeprosiny).
Błędy to rzecz ludzka. Jednak egzamin państwowy to nie jest sprawa błaha. Jak podaje w najnowszym numerze „Polityki” Joanna Podgórska („Ucz się pod klucz”, s. 14), nad testami z wszystkich przedmiotów pracuje 450 ekspertów, co kosztuje budżet co roku 50 milionów zł (chodzi tylko o wynagrodzenia dla samych ekspertów). Wychodzi ponad 100 tys. zł na głowę. Czy za takie pieniądze nie można się przyłożyć?
Przeciętnie test z jednego przedmiotu przygotowuje około 20 ekspertów oraz kilkoro nauczycieli współpracujących z OKE. W skład zespołu wchodzą praktykujący nauczyciele (ich wynagrodzenie jest symboliczne i wynosi kilkaset zł, a często nic), pracownicy OKE (wynagradzani są wg umowy o pracę) oraz zewnętrzni eksperci (zgarniają resztę), np. profesorowie z uczelni. Jak to możliwe, że tak doskonale dobrany zespół wypuszcza chałturę?
Uważam, że przyczyna tkwi przede wszystkim w anonimowości zespołu. Otóż nazwiska autorów są niejawne. Wprawdzie wszyscy podpisują się pod testem, że go sprawdzili, jednak robią to bez poczucia konsekwencji. W razie czego nikt się nie dowie, że gamoniem odpowiedzialnym za dany arkusz jest ten konkretny profesor. Rozumiem, że wszystkich autorów testu nie należy ujawniać, jednak przewodniczący zespołu powinien być jawny. Powinien swoim nazwiskiem i tytułem naukowym ręczyć za jakość pracy.
Kilka lat temu uczestniczyłem w rozmowie z pewnym uczonym właśnie na temat matury. Najpierw mocno skrytykowałem test maturalny, a potem zapytałem, czy wie, kto go tworzył. Wtedy profesor odpowiedział z rozbrajającą miną, że sam brał w tym udział. Zmieszałem się okropnie, natomiast mój rozmówca ani trochę. Oczekiwał, że zrozumiem, iż wszyscy gdzieś dorabiamy. W Polsce, aby żyć na jako takim poziomie, trzeba brać każdą fuchę. Przygotowywanie testów maturalnych to nic innego jak typowa fucha. A z fuchami tak już bywa, że raz wychodzą dobrze, a innym razem zmęczenie daje o sobie znać i człowiek coś spieprzy.
Niestety, przykład idzie z góry. Najpierw twórcy testów maturalnych chałturzą, że aż miło. Potem w ich ślady idą egzaminatorzy i sprawdzają na akord w soboty i niedziele od rana do nocy. Aby szybciej. W razie wątpliwości, na korzyść ucznia. Niech uczeń skorzysta, co to komu szkodzi, byle mieć robotę za sobą. Trudno się zresztą dziwić, że egzaminatorzy chałturzą. Testu spapranego u źródeł, czyli przez samych twórców zadań, nie da się już naprawić.
Komentarze
Mam tzw przegląd bo swoją maturę zdałam w roku 1959 a następnie asystowałam przy maturach moich dzieci i asystuję przy maturze wnuka.Szamotanina z tymi maturami.Nie powiem,że drzewiej lepiej bywało bo zabrzmi banalnie.Może lepiej powiedziec,że brak tzw „progresu”.I na tym zakończyc.Jedynym sensownym rozwiązaniem,moim zdaniem,jest matura europejska.
Nie wszyscy muszą szkołę średnią kończyc z maturą.
Matura,teraz gdy brak egzaminów wstępnych na studia wyższe oraz otwarły się możliwości studiów za granicą,
ma byc rzeczywistym świadectwem dojrzałości do zdobycia (próby zdobycia) „master degree” uznawanego w całym świecie cywilizowanym.
Pozdrawiam
Szanowny Panie Profesorze,
jakże trafne spostrzeżenia w Pana wpisie.
O niekompetencji i polnisze wirtszaftyźmie wyniku Państwa Polskiego w zakresie norm i standardów edukacyjnych, jakie przyświecają doświadczeniom młodych maturzystów.
Wywołując upiorne podświetlenie tej karykaturalnej groteski, jaką jest obecnie uskuteczniany rytuał tzw. egzaminu dojrzałości.
Jednak bynajmniej nie jest prawdą o przykładzie – z góry. Praktyka bowiem idzie – z dołu.
Błąd w sformułowaniach arkusza instrukcji z polaka jest widoczny nawet dla przeciętnego gamonia.
Jak więc jest możliwe, że komisje przyjęły ewidentnie krzywdzący i niekompetentny dokument jako materiał maturalny?
Dlaczego komisje egzaminacyjne nie przerwały egzaminu, aby dać wszystkim równe i uczciwe szanse?
W wyniku liczy się ten element łańcucha proceduralnego, który finalnie dopuszcza produkt do użycia.
Tym ogniwem jest – Pan.
I komisja.
Nie zmienia to naturalnie odpowiedzialności producentów bubla maturalnego, lecz proszę tu nam napisać jasno, że Pan np. NIE ZAUWAŻYŁ w trakcie nadzorowania egzaminu tego błędu.
Ani żaden inny belfer w PL (dopiero prasa to poniewczasie wywąchała).
Nie jestem naiwny, pytania są retoryczne.
W tym egzaminie liczą się nie kompetencje belferskie i uczniowskie lecz stopień zdolności zniżenia się do powszechnej normy cwanego oportunizmu.
Zarówno po jednej jak i drugiej stronie stolika z paprotką.
Tym dojrzewa młodych matura, czym na starość belfry trącą.
I tym toastem spod katedry winszuję pokonania kolejnego etapu odkreślającego nas, Polactwo od cywilizacji. Na wieki.
„lecz proszę tu nam napisać jasno, że Pan np. NIE ZAUWAŻYŁ w trakcie nadzorowania egzaminu tego błędu.”
– polonista nie może nadzorować egzaminu z języka polskiego- to raz. Dwa- gdy pilnuje, nie może zerkać do arkusza piszącego, więc nie widzi, co w tym arkuszu jest.
Czy nauczyciele siedzący w komisji maturalnej mają wgląd w arkusze? Mogą zauważyć błędy? Mogą przerwać egzamin? To nie są pytania retoryczne. Proszę kogoś kto się zna o odpowiedź.
ET
Jak widać jesteś totalnie niekompetentny(jak zwykle!), a się mądrzysz wzniośle;-)Od poczatku nowej matury na egzaminie z danego przedmiotu nie ma jego nauczycieli!!!Więc komisja przeprowadzająca egzamin z polskiego składa się z matematyków, geografów, chemików czy WF-owców, ale na pewno nie polonistów.Potem komisja pakuje arkusze w koperty i odsyła do OKE. Gospodarz nawet choćby chciał nie ma czego dopuszczać albo i nie dopuszczać- chyba, że egzamin z matematyki na którym on z kolei jest w komisji;-)
Eltoro napisał: ” Pan np. NIE ZAUWAŻYŁ w trakcie nadzorowania egzaminu tego błędu.”
Nie zauważył, bo nie było to możliwe. 🙂 Po pierwsze, w trakcie egzaminu maturalnego z danego przedmiotu nie ma na sali nauczyciela tego przedmiotu, Oczywiście ten typ błędu, może zauważyć każdy, ale……
Arkusze maturalne pojawiają sie na sali w zaklejonych torbach, następnie prosi się z sali dwóch uczniów, którzy razem z resztą komisji spawdzają, że te torby są całe. Oczywiście zapisuje się to w protokole. Potem przewodniczący komisji rozcina torby i arkusze są rozdawane uczniom. Wszystkie arkusze są zaklejone i każdy zdający sam je sobie rozkleja. W torbach są oczywiście arkusze zapasowe, ale nie wolno ich ruszać, jeśli nie zostaną wykorzystane, wracają w formie zaklejonej. Po skończonej maturze arkusze, bez zaglądania do nich, komisyjnie na sali pakuje się w specjalne torby, zakleja, opisuje i czeka na przyjazd kuriera z OKE. Te torby zostaną rozklejone dopiero w komisjach sprawdzających. Innymi słowy, obecni na sali członkowie komisji nie mogą z arkusza przeczytać ani jednego zdania, a co dopiero sprawdzać czy analizować.
@Eltoro
Po pierwsze, w skład zespołu nadzorującego nie mogą wchodzić nauczyciele przedmiotu zdawanego.
Po drugie, liczba arkuszy równa się liczbie zdających i nauczyciele nie mają możliwości ich sobie „przeglądać”. Nie ma czegoś takiego, jak „przyjmowanie” arkuszy maturalnych w znaczeniu ich weryfikacji.
Po trzecie, nauczyciel nie może podczas egzaminu zajmować się czytaniem/analizowaniem/przeglądaniem czegokolwiek.
Bardzo wszystkim dziękuję za wyjaśnienia.
Na to liczyłem.
Wszyscy już wiemy tym samym, jak to jest wykonywać pracę opłaconą, ale nieodpowiedzialną.
Bo przecież opisana przez Was procedura sprawia, że nie jesteście za wynik merytoryczny przebiegu matur odpowiedzialni.
Współczuję.
Moje uwagi we wpisie do Gospodarza są więc w kwestii egzaminacyjnej odpowiedzialności „oddolnej” nietrafne.
Natomiast dziwi i smuci mnie, że taki przebieg procedury odnosicie Państwo w wielu innych komentarzach do odpowiedzialności uczestników komisji (a raczej jej braku) za przeciwdziałanie ściąganiu i innym formom oszustwa na maturze.
Jak ujawnia regulamin nadesłany w poprzednim wątku przez @ beaa, jest dokładnie odwrotnie – regulamin do takiej dbałości Przewodniczącego i jego podwładnych zobowiązuje.
Cieszy również tradycyjna solidarność belferska (sądząc z liczby odpowiedzi do mojego komentarza) w pouczaniu rodziców w zakresie belferskich kompetencji.
Mam więc nadzieję, że s-21 jest – odwrotnie proporcjonalnie do kultury i logiki swoich belferskich wypowiedzi – kompetentnym rodzicem. Nie chciałbym jednak sprawdzić tego na własnej skórze 😉
@El Toro
Za wynik merytoryczny matur jesteśmy odpowiedzialni przygotowując uczniów przez cały okres kształcenia w danej placówce. Potem przychodzą wyniki, które są analizowane i omawiane.
To nie jest solidarność w „pouczaniu rodziców”, ale w zwalczaniu ignorancji u osób wypowiadających się na dany temat. Rzeczywiście, to bardzo cieszy.
Odpowiedzialność w przeciwdziałaniu ściąganiu jest dla mnie oczywistością.
Eltoro nie zależy na tym, żeby skrytykować coś, co w jego opinii na krytykę zasługuje. Ma swoją idee fix i próbuje wszystko pod nią podciągnąć.
Stad te bzdury i zarzuty do niczemu w tym przypadku winnych nauczycieli.
Ośmieszył się jak zwykle, kiedy zza maski aluzyjnego języka, da się jakieś konkrety wyłowić.
Lubi błyszczeć, ale w gruncie rzeczy nie ma nic do powiedzenia.
Intelekcik u niego malutki. Stąd te kompleksy i potrzeba pastwienia się nad słabszymi. Bo w sporze na argumenty gubi się, atakuje adwersarza, bo brak mu rozumu do prowadzenia sporu. Dał tego przykład pod poprzednim blogiem.
Ta gra nie jest skończona Eltoro.
Chciałbyś.
Zrobię z Ciebie takiego wała, jak na to zasługujesz.
Tylko pisz dalej.
Pobawimy się, bo widać jednej nauczki Ci było za mało.
Za wynik merytoryczny matur odpowiadają, jak mi się zdaje, zdający, czyli ich wiedza albo jej brak.
Eltoro pisze: „To oznacza in extenso, że nadzór obejmuje nie tylko obserwację z dowolnego dystansu ale też STWIERDZENIE wniesienia sprzętu. W tym celu nauczyciel z komisji nie tylko powinien ruszyć d?sko, ale wręcz MA OBOWIĄZEK z mocy nakazu Przewodniczącego dokonać ?rewizji miejsca wykonu matury!!!”
Tak, ale nie oznacza to, że ma się przechadzać po sali, a o tym była mowa. Nauczyciel ma podejść do konkretnego ucznia, jeśli jest on o coś podejrzewany, a nie chodzić profilaktycznie. To różnica.
A tak przy okazji 🙂 na sali egzaminacyjnej nie ma żadnych kwiatków czy paprotek.
Milczę „w temacie” ponieważ nie potrafię powiedzieć o maturach niczego dobrego. Czekam na zmianę tematyki.
Najbardziej ucieszyła by mnie informacja o stuprocentowym bojkocie matury przez uczniów. Ciekawe co by to się porobiło. Pewnie Polska by zginęła.
Ledwie napisałem, a już jest okazja.
Dziękuje Eltoro za wyjaśnienia na które liczył.
No proszę. Znaczy, ten jego bezpodstawny atak na nauczycieli, to taka podpucha tylko była. Żeby pokazać wszystkim, jak to jest wykonywać pracę opłaconą, ale nieodpowiedzialną.Pytanie w zasadzie, na które zbyt dużo osób mu odpowiedziało, co świadczy o tradycyjnej solidarności belferskiej. No ale ta solidarność go cieszy.
Smuci go natomiast „że taki przebieg procedury odnosicie Państwo w wielu innych komentarzach do odpowiedzialności uczestników komisji (a raczej jej braku) za przeciwdziałanie ściąganiu i innym formom oszustwa na maturze”
No konia z rzędem temu, kto napisze, co autor miał na myśli.
(Autor nie startuje)
Mnie się wydaje, że jakieś emocje, ale zwerbalizować ich się nie udało.
Ale Eltoro jeszcze współczuje. To jest najlepsze.
„opisana przez Was procedura sprawia, że nie jesteście za wynik merytoryczny przebiegu matur odpowiedzialni.”
No pewnie. Za wynik są uczniowie odpowiedzialni. Nauczyciele też, bo ich przygotowywali, ale zdaje mi się, że autorowi znów o co innego chodziło.
Bo co ma procedura, do wyniku przebiegu, w dodatku merytorycznego?
To jakiś bełkot, który ma wrażenie mądrego sprawiać.
Liczyłem na jakieś polowanie, a tu strzelanie do rzutków.
Jestem rozczarowany Eltoro.
@ Dil-Se, silversun
Jeszcze raz dziękuję za ujawnienie, że nauczyciele z komisji nie znają zastosowanych na egzaminie wersji treści arkuszy maturalnych.
Oczywiście że tego nie wiedziałem, bo maturę mam za sobą już od pewnego czasu a wtedy były inne procedury.
Pod katedrą w tak samo oczywisty, wynikający z zasad zarządzania sposób, sytuacja w której pracownik odpowiedzialny za wynik nie zna przedmiotu swojej pracy (czyli treści, które egzekwuje na egzaminie) jest nie do pomyślenia.
Świadczy albo o głębokim braku zaufania do takiego pracownika albo o niekompetencji zarządzającego.
Stąd moje domniemanie, które okazało się płonne.
Jak wiele innych zasad cywilizacji w odniesieniu do systemu w jaki zorganizowane jest nasze społeczeństwo a stąd – Państwo.
Użycie w tym kontekście w moim kierunku słowa „ignorancja” jest naturalnie nadużyciem, w przeciwieństwie do sytuacji nieznajomości przez nauczycieli komisyjnych regulaminu.
Który nie tylko nie zakazuje „chodzenia”, ale wręcz nakazuje nadzór nad przebiegiem egzaminu, niemożliwy do wykonania zza paprotki. Co wielu „kompetentnych” komentatorów tu kwestionowało i nadal tego nie rozumie.
To jest właśnie odpowiedzialność za PRZEBIEG organizacyjny (nakazana w regulaminie).
Nieodpowiedzialność za PRZEBIEG merytoryczny, o czym pisałem, polega na niemożności stwierdzenia, czy treści jakie zawiera egzamin są zgodne z zasadami i celami egzaminu.
To jest ta różnica, której Państwo nie zrozumieli (nie doczytali?), upewniając mnie, że za WYNIK merytoryczny odpowiadają przygotowujący do matury nauczyciele.
Ja uważam, że za ten merytoryczny WYNIK odpowiada uczeń, za merytoryczny PRZEBIEG – nauczyciele dopuszczający arkusze do egzaminu (jak się okazało, nie jest to komisja na sali, ale ci, którzy je sami tworzą, co jest błędem w sztuce).
Na marginesie – misja i postawa zawodowa nauczyciela (wyrażana formą wypowiedzi publicznych) określona jako „zwalczanie ignorancji” budzi mój niesmak.
Takie podejście w cywilizowanych systemach dyskwalifikuje do zawodowych ról edukacyjnych.
Z poważaniem 😉
Nowa matura(i cały system egzaminów zewnętrznych)zaczął od kupowania popierających głosów „autorytetów” naukowych:”autorytet” dostawał lukratywną umowę, a za to wspierał swoim nazwiskiem i głosem CKE/OKE. I tak zostało do dziś tylko doszło nowe źródło przekupstwa – programy z unijnych funduszy…;-)
Eltoro, jak komisje miał przerwać egzamin? Np jak? Widać, że naprawdę nie masz pojęcia jak to wygląda. Nikt z członków komisji nie ma wglądu w treść arkusza, więc twoje zarzuty, nie pierwszy już raz, są całkowicie bezpodstawne.
Swoja drogą gdyby jakiś nauczyciel nie dopuścił zatwierdzonych przez CKE arkuszy do egzaminu maturalnego byłby bardzo ciekawie, skandal na cały kraj i wywalenie z pracy.
Eltoro, rzadko piszę, ale tutaj przesadziłeś.
Tak po krótce, bez wydumanych zdan:
Nauczyciele na egzaminie pisemnym nie są członkami komisji egzaminacyjnej, są członkami zespołu nadzorującego (nadzoruja prawidłowy przebieg egzaminu: czas egzaminu, samodzielnośc pracy, pomoce dopuszczone do użytku, ) Nauczyciele nie mają wglądu do arkuszy ani przed, ani w trakcie, ani po. Mogą po egzaminie przeczytać pytania w prasie lub internecie ;-).
I jeszcze jedno za pracę w tych zespołach nadzorujących nie ma wynagrodzenia, to należy do obowiązku. Ale oczywiście jeżeli zapomni np zabrać uczniowi na wejściu telefon to …. mu współczuję 😉
A tak na marginesie, to ja wygłaszam kategoryczne opinie i oceny tylko wtedy jeżeli zapoznam się z tematem, w innym przypadku zadaję pytania by nie wyjść na…
@El Toro
Za słownikiem Kopalińskiego: ignorancja – brak wiedzy, nieświadomość, nieuctwo.
Tak, tym właśnie powinien zajmować się nauczyciel.
Mój niesmak budzi to, że bez względu na wszystko, ma po prostu wyjść na twoje, najlepiej kosztem innych.
Żałosne.
EOT
@ cvb
już wyjaśniłem wyżej, czego nie wiedziałem, dzięki kilku uprzejmym pouczeniom.
Ciekawe natomiast, co Twoim zdaniem jest przeszkodą w ujawnieniu błędów w arkuszu i niedopuszczenia ich do użytku.
Otóż, to NIE ujawnienie kompromitujących nauczycieli i krzywdzących maturzystów błędów w arkuszu jest dla Ciebie normą?
Alternatywa (ujawnienie), czyli uczciwość – ciekawostką będącą skandalem i powodem utraty pracy?????
No, pogratulować mentalności i światopoglądu – co z tego, że modnego w populusie jak majtki dody…hihi.
@ silversunie,
szkoda że nie pojmujesz, co komentujesz.
Na szczęście ja wybieram do „zwalczania” – herbicydy albo insektycydy, nauczyciela z takim podejściem i poziomem pojmowania tekstu czytanego nie użyłbym do obsługi żadnej istoty żywej (przynajmniej w czasie pokoju).
Ale to już nie mój problem.
IYKWIM 🙂
@ rainbow
Idąc Twoim marginesem niekategorycznym, ciekawe jest kontekstualne połączenie w Twojej wypowiedzi pracy w ramach wynagrodzenia z „zapominaniem” o wynikających z niej obowiązkach, bez dodatkowego myta.
Tak, jakbyś w niezbyt, istotnie, wydumany sposób sugerował jakieś związki tych faktów i postaw?
Ciekawe, jaka kwota od pilnowanego „łebka” wpłynęłaby na poprawę/zanik kondycji pamięciowej i wzrokowej tych cerberów na uwięzi…i która strona zapłacić powinna pierwsza?
Naturalnie, zupełnie jak jeden też nielubiący kategorycznego dumania Prezes, pytam sobie…hihi.
Ech, idzie do przodu zwalczanie mojej stonki-ignorancji, idzie! 🙂 🙂
Kategoryczne opinie i oceny wypowiadają ludzie często niepewni siebie, aby dodać sobie animuszu.
W tym przypadku, mamy do czynienia nie z brakiem wiedzy, ale z pewną trudnością w rozumieniu związków przyczynowo skutkowych.
nauczyciele powinni to rozumieć bardzo dobrze, bo przecież z różnymi uczniami maja do czynienia. Czasami Jaś, zdolny i inteligentny, zupełnie się do lekcji nie przygotuje, ale bystrością nadrobi i dostateczny dostanie. A czasami inny Jaś obkuty, przygotowany, ale z pewnym deficytem intelektualnym i na więcej niż dostateczny nie zasługuje, bo z wiedzy skorzystać nie potrafi.
Przecież nasz Jaś, czyta gazety, ogląda telewizje i słucha radia najprawdopodobniej.
To musiało do niego dotrzeć,że pytania maturalne podają. A jak podają, to znaczy one takie same wszędzie. Zabierał Jaś głos pod blogiem w którym gospodarz pisał o dostarczaniu testów maturalnych w nocy do komisji, znaczy się z zewnątrz przybywały, w zalakowanych kopertach. Wie Jaś, że matura to egzamin państwowy.Powinien zatem Jaś wywnioskować, że jak państwowy, to jakieś przepisy za nim muszą stać.
A mimo to pyta: „Ciekawe natomiast, co Twoim zdaniem jest przeszkodą w ujawnieniu błędów w arkuszu i niedopuszczenia ich do użytku.”
Prawo Jasiu, prawo nie pozwala.
Trochę smutno czytać te opisy przebiegu dzisiejszej matury. O tych zaklejonych torbach i arkuszach. Bardzo to wszystko przypomina wizytę w szkole patrolu przeciwnarkotykowego z psem. I obwąchiwanie torby nauczyciela. Może takie kontredanse są po amerykańsku skuteczne. Ale jakże przygnębiające wystawiają świadectwo wszystkim ich uczestnikom.
W moich czasach był taki przedmiot, jak „Przysposobienie Obronne”. O ile pamiętam, było to bezdyskusyjne dno w szkolnej hierachii przedmiotów, zło konieczne i strata czasu. Nauczane przez emerytowanych wojskowych, milicjantów albo ORMOwców. Slyszałem o rzadkich przypadkach, gdy bywali nauczyciele potrafiący osągnąć jakieś pożytki z nauki tzw. „samarytanki”, ale w ogromnej większości uczniowie obijali się na potęgę przepisując w zeszycie przedmiotowym, (a jakże, był taki), fragmenty podręcznika jako odpowiedzi na pytania ćwiczeniowe.
Nie robiłem tego przez cały rok, a wypełniony zeszyt oddać trzeba było pod rygorem nie dostania promocji. Wieczorem w przeddzień zebrania zeszytów do oceny siadłem więc i wypełniłem go alfabetem. Wpisałem w puste linijki jako odpowiedzi na pytania ciąg literek:
Abcedef ghijklł mnoprstu, wxy. Z abc, defghij klmnop. ….itd. Od czasu do czasu, zupełnie losowo, wpisywałem słowa: „NATO”, „ONZ”, „NRF”, Układ Warszwski”, „ZSRR”.
Starałem się o „miłą dla oka” interpunkcję i ilość przerw między „wyrazami”. Dostałem z zeszytu 3+, czyli dokładnie średnią klasową.
O ile pamiętam, do sali w której odbywała się matura arkusze z pytaniami wnoszone były przez nauczycieli w taki sposób, że teraz zupełnie nie przypominam sobie momentu rozcinania jakichkolwiek kopert czy toreb. Zapamiętałem lużny plik kartek w ręku nauczyciela. Nauczyciela właściwego przedmiotu, oczywiście.
Autorytet państwa i szkoły (jakkolwiek wtedy już wątły) podpierał autorytet nauczyciela przez to, że system nie odzierał go z „zewnętrznych atrybutów zaufania”. Nie upokarzał go obwąchując jego teczkę ani nie zmuszał go do publicznego rozrywania jakichś toreb. Stawiał „wyżej” od ucznia, czyli tam, gdzie jest jego miejsce.
Nauczyciel pisał temat na tablicy oraz pisał tam treść zadań. Ergo, znał te pytania i te zadania. Mógł zainterweniować, gdyby coś było nie tak. Bo był fachowcem od danego przedmiotu i znał treść zadań.
Miał szansę uratować swój autorytet, wraz z autorytetem szkoły, wyłapując wypełnione alfabetem arkusze egzaminacyjne. Wyłapując buble.
Mało tego, sam oceniał pracę swoich uczniów. Co było w tym złego?
Ja wiem, żę w Hameryce to robią to komputerowo, anonimowo i w ogóle zupełnie doskonale.
Wobec tego i w Polsce wprowadzimy wąchanie psem uczniów, identyfikatory z fotografią i paskiem magnetycznym dla uczniów (inaczej nie otworzą się drzwi szkoły) do noszenia na szyi i do inspekcji przez policjanta szkolnego na korytarzu, wykrywacze do metali przy wejściu do szkoły, szkolną policję, zamykanie szkoły na klucz na czas regulaminowych zajęć, wprowadzimy do szkół agentów walczących z gangami a udających uczniów, obowiązkową eskortę kilku samochodów policyjnych codziennie obecnych przed szkołą w czasie porannego otwierania szkoły i popołudniowego wypuszczania uczniów do domów.
Ja przepraszam za takie skojarzenia, ale te zaklejone torby i arkusze, te psie wąchania bardzo pachną mi wprowadzaniem praktyk rodem z Imperium Dobra.
I nie wierzę, iż anonimowość i identyczność egzaminów daje lepsze rezultaty. W moich czasach nieanonimowych egzaminów, przeprowadzanych przez przyszłych lub przeszłych nauczcieli (którym ufano!) wyniki nie były aż takie złe.
Z 22 uczniów klasy pierwszej licealnej (z których po paru miesiącach zostało 17 osób radzących sobie z programem i dotrwało do końca czteroletniego liceum) 12 osób to było dwanaście pierwszych miejsc na wojewódzkiej olimpiadzie z matematyki dla szkół podstawowych. Przypadek? Wątpię. A przecież aby dostać się do klasy musieliśmy przejść przez egzamin na Uniwersytecie. Jawny, nie anonimowy. Szło się na „miłą rozmowę” w gabinecie prawdziwego profesora matematyki i on nas „maglował”. Nie używał żadnych form, żadnych arkuszy, po prostu sprawdzał, czy lubisz matmę i jak o niej myślisz. Nie znał, bo go to nie obchodziło, wyników olimpiad dla podstawówek. I taka korelacja? 12 z 17?
Jawne, nie anonimowe matury. Nie chce się chwalić, ale 100% dostało się nie tylko na studia, ale na te, na które chciało. Po egzaminach wstępnych, na które niektórzy z kolegów mieli trudności w „zdążeniu”. Tak jak kolega, któremu wypadł ważny turniej w jego dyscyplinie sportu „gdzieś na swiecie” i zdążył tylko na połowę egzaminów na politechnice. Dostał 100% punktów i był przepraszany przez Uczelnianą Komisję Egzaminacyjną za „zagubienie reszty jego wyników” wraz z gratulacjami za tak doskonałe rozwiązanie tego, czego „nie zagubili”.
Dla innego renomowana uczelnia utworzyła dodatkowe miejsce na kierunku, na którym było tylko dwadzieścia miejsc w kraju. Reszta podostawała się na medycyny, architektury, elektroniki, matematyki czy PPTy (które wtedy było bardzo poważane). Dalsza kariera była bardzo różna, od alkoholika-kierowcy ciężarówki do posiadacza czterech fakultetów, od właściciela własnej firmy informatycznej do mamy przy dzieciach, od partnera funduszu inwestycyjnego hi-tech do teatrologa w depresji, od ordynatora do technika, ale w końcu jaki procent życia jest determinowany przez sposób zdawania matury? 😉
Do ET
No i dalej jesteś niekompetentny
>Ciekawe natomiast, co Twoim zdaniem jest przeszkodą w ujawnieniu błędów w arkuszu i niedopuszczenia ich do użytku.<
Do trafienia na egzamin arkusze są, ze zrozumiałych względów, tajne/poufne – znają je tylko ci co je wytworzyli i zatwierdzili biorąc za to, jak podała "Polityka" w aktualnym numerze, a powtórzył Gospodarz, wielką kasę(średnio ponad 100tys.na osobę]. Jak oni to wytworzyli i zatwierdzili[oraz wielką kasę wzięli;-)] to swój wybór uważają za bardzo dobry.
Potem arkusze trafiają do szkół, gdzie zespół nadzorujący akurat na przedmiocie arkusza zanć się nie ma prawa więc trudno by się tym zajmował, zwłaszcza, że ,przynajmniej teoretycznie, nie powinien wnikać w ich treść bo on jest tylko od technicznego przeprowadzenia egzaminu.
Potem arkusze z powrotem trafiają do OKE w dniu matury.Tyle. Nie ma tu miejsca na żadne komisje "kontroli ludowej" czy inne "inspekcje roboitniczo-chłopskie" arkuszy.
Jedynym antidotum byłoby zerwanie z anonimowością i tajnością autorstwa oraz wynagrodzeń maturalnych "ekspertów"(to można zawrzeć w umowie więc jest mozliwe!!!)
Ale to się nie ziści bo w tym systemie lukratywnych, anonimowych zleceń ręka rękę myje. Dwa lata temu przy ewidentnym błędzi w akuszu z matematyki 3 rzekomo fachowców od matematyki (min.Hall – mgr matematyki, dr matematyki UJ Legutko(szef CKE) oraz wieloletni dyrektor Instytutu Matematyki UW (wówczas wiceminister MEN) dr hab Zbigniew Marciniak wymyślali niestworzone rzeczy w obronie błędu, posuwając się do stwierdzenia, że są dwie matematyki- ta prawdziwa i tz szkolna, gdzie teza może jednoczesnie być założeniem bo i tak połowy założeń się trzeba domyślać. I w tej drugiej matematyce zadanie jest w porządku,jak nabardziej;-)
@ zza kałuży
Dziękuję, pięknie opisałeś to, o co mi chodzi a czego antynomią jest świadomość bytu, ujawniona w kolejnym komentarzu s-21.
Właściwie – o tym rozmawiamy tu na blogu.
To jest dla mnie sens tej dyskusji – jakie jest miejsce, rola i postawa belfra w nowoczesnej edukacji.
Niestety – nowoczesność to nie są „tablice multimedialne” w rękach pitekantropów, którym ani nikt nie ufa czy nie szanuje ani oni – siebie, a stąd i nikogo.
Dopóki belfrem może zostać każdy, dopóty nikogo to niczego nie nauczy.
Cwaniactwo plemienne pleni się właśnie na tym gruncie najlepiej, ale to nie ma nic wspólnego z edukacją i nowoczesnością.
Pozdrawiam 😉
Na stronie „Polityki” jest już w wersji elektronicznej tekst, o którym rozmawiamy:
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1515500,1,szkolne-testy—prawdy-czy-nieprawdy.read
Czytam te komentarze i nadziwić się nie mogę… Wiem już, jaką tezę lansuje Eltoro – niezależnie od podawanych argumentów, bez znaczenia w jakiej sprawie – za kształt (a jaki – to już mniejsza) polskiej edukacji odpowiadają WYŁĄCZNIE nauczyciele. Szkoda tylko, że nie pamięta Eltoro o tym, że o sposobie funkcjonowania dzisiejszej szkoły odpowiadają ELITY SPOD KATEDRY… No ale cóż, jeśli się nie ma nic na swoją obronę, to trzeba znaleźć chłopca do bicia. Szkoda tylko, że to takie żałosne i infantylne.
ad: Władek pisze:
2011-05-10 o godz. 18:24
Drogi @ Władku,
jakże miło że zechciałeś z mojej skromnej okazji zamieścić garść bezpodstawnych pomówień i insynuacji.
Na przyszłość zrób to proszę, bez niepotrzebnego mieszania mej osoby do Twoich nie licujących ani z belferstwem ani z przyzwoitością praktyk erystycznych.
W innym przypadku odwołam się do regulaminu bloga.
Życzę dalszych zdziwień.
Tak mi się przypomniało a`propos postu @WŁadka…
Moja żona jest nauczycielką w LO, więc i ja do pewnych standardów w szkole jestem przyzwyczajony.
Jakież było jej i moje zdziwienie, kiedy 3 lata temu /w dobie komputerów, drukarek itp/ weszlismy do budynku rektoratu na AM/UM w Lublinie i zobaczyliśmy plan zajęć studentów wypisany ręką… nie wiem czyją… na pożółkłym papierze, który pamiętaliśmy z żoną sprzed ponad dwudziestu lat. Wtedy to była norma.
Dziś… ? Nie wiem, jak to mądrze nazwać, bo ‚anachronizm’ to mało mądrze. Wiem, że wyręczy mnie w tym @Eltoro i udowodni, że anachrionizm ów to zaleta ‚katedry’ i czepiam się pierdół.
Nota bene anachroniczne są też metody nauczania, ale to już opinia córki, która przecież nie musi mieć racji, bo skończyła tylko ogólniak w powiatowym mieście.
Tak czy inaczej, to dla mnie obciach i dowód na to, że elity spod katedry, zadufane w swojej profesorskości, hołubią się nawzajem, a kto im przeciw, to można go zagadać nowomową.
Sorry za Offa 🙂
@ miły rodzicu starszej córki
przy okazji Twoich uwag związanych jakże luźno, ze mną pozwolę sobie uzupełnić je wnioskami z podobnych do Twoich wypowiedzi.
Przede wszystkim nie ma w oświacie tego kraju gorszych obelg w dyskusji niż (cyt.):
– MĄDRZYĆ SIĘ
– BYĆ ELITĄ
– BYĆ PROFESOREM
– BYĆ MINISTREM
– MIEĆ PIENIADZE
Oczywiście, w świecie oświaty plemiennej, najwyższą cnotą jest być biednym idiotą, niezdolnym do materialnego utrzymania siebie i rodziny ani osiągnięcia jakiejkolwiek pozycji intelektualnej czy formalnej w społeczeństwie.
Takie jest młodzieży naszej chowanie i tym na starość trąci – począwszy od kruchty a skończywszy na ołtarzach.
Oświaty, oczywiście 🙂
Miło mi przypomnieć, w związku z wieloma tu dociekaniami, że jak o moją skromną osobę chodzi to nie spełniam żadnych z powyższych warunków formalnych, nie zasługując na tak eleganckie obelgi (status materialny pomijając, w obawie przed @parkerem, aby mi w nocy nie wyrównał szans, korzystając w słusznym gniewie z mojego sejfu:).
Piszę tu jako rodzic i z oświatą zawodowo nie mam nic, ale to nic wspólnego.
Jako pracodawca Państwa Belfrów Publicznych, oczekuję jednak bardziej adekwatnego do sytuacji wyrażania dezaprobaty i wstrętu wobec źródła finansowania.
Wzajemność w skutkach pracowniczych zapewniona! 🙂
Niestety, przykład idzie z góry. Najpierw twórcy testów maturalnych chałturzą, że aż miło. Potem w ich ślady idą egzaminatorzy i sprawdzają na akord w soboty i niedziele od rana do nocy. Aby szybciej. ”
Oj, chyba Pana trochę poniosło…
Właśnie w piątek zaczynam sprawdzać prace jak co roku. WSZYSTKIE sprawdzone przez egzaminatorów prace są dodatkowo sprawdzane przez przewodniczącego a potem jeszcze na wyrywki w OKE (u mnie to OKE w Gdańsku). Jak ktoś sprawdza na zasadzie aby szybciej to łatwo może stracić tą „fuchę” bo błędy wychodzą podczas kontroli i zbyt szybki delikwent (który nie jest anonimowy) nie dostaje powołania na następny rok.
W najnowszym numerze „Polityki”(20) na str.86 pojawił się tekst „Ze zrozumieniem dla maturzysty” red.Ewy Wilk. Gorąco polecam zachwyconym samymi sobą i swoją pracą pracownikom i współpracownikom CKE/OKE;-)
Do Nexus
Ponieważ w systemie CKE/OKE ręka rękę myje, a każda kompromitacja i jej autorzy jest broniona „jak niepodlegołść” to wszystko co piszesz ma charakter pro forma.Maturzyści nie mogą się odwołać od przyznanych punktów, a winni zaniedabań nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. „Weryfikatorzy” też pracują „na akord”…;-)
CKE/OKE ani MEN nigdy nie przyznają się do błędów-zawsze ich bronią i twierdzą, że ich nie było
Tak, że piszesz op teorii, a nie o rzeczywistości…
Eltoro, mam nadzieję, że insynuacje, które napisałeś pod moim adresem wyczytując to niby z mojej wypowiedzi są li tylko chęcią zaistnienia i chęcią pisemnej konwersacji, w trakcie której możesz pochwalić się znajomością różnych „trudnych” słów często byle jak wstawionych w zdanie. Mam nadzieję taką, bo wierzę że aż takich problemów ze zrozumieniem słowa pisanego nie masz. Jednakże bez względu na to, która to przypadłość Cię dopadła, przyznam, że w takiej sytuacji szkoda czasu na wyjaśnianie Ci oczywistych oczywistości ;-). Z mojej strony „bez odbioru”
S-21 pisze: „Maturzyści nie mogą się odwołać od przyznanych punktów, a winni zaniedabań nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. ?Weryfikatorzy? też pracują ?na akord??;-)”
Jestem ostatnią osobą, która broniłaby „nowej matury”, ale jednak nie przesadzajmy. Po pierwsze, maturzyści mogą się odwołać i często to czynią, chociaż niestety jest to nie tyle skomplikowane, ale czasochłonne. Muszą pojechać do siedziby OKE, do której należy ich szkoła i tam otrzymują swoją pracę do wglądu wraz z wytłumaczeniem przyznanych punktów. Jeśli coś się nie zgadza, matura jest weryfikowana. W mojej szkole jedno odwołanie zostało uznane, dotyczyło ono wprawdzie egzaminu gimnazjalnego, jednak nie było z tym problemu, błąd był ewidentny.
A jeśli chodzi o pracę na akord, to napiszę tylko, że każdy sądzi innych po tym, jak sam pracuje.
@ rainbow
o braku odbioru z Twojej strony nie ma wątpliwości.
Inaczej nie byłbyś w stanie znaleźć a tym bardziej bezpodstawnie zarzucić mi choć jednej insynuacji które jakoby napisałem „pod Twoim adresem”.
Uzyskany na nieodbieraniu sensu komunikatów czas przeznacz na trening rzetelności polemicznej, o ile nie użyłem zbyt trudnych słów, jak dla belfra ? 😉
Może nawet zdobędziesz się na odniesienie do tematów postów, które wykorzystujesz do własnych insynuacji.
Co byłoby zgodne z regulaminem komentowania bloga.
Rzyczę odmiany losu 🙂
Do S-21
Ciekawe, doprawdy skoro w ten sposób osoby mi znane tak właśnie straciły w zeszłym roku szanse na tegoroczny nabór do sprawdzania prac. Jak widać weryfikatorzy nie pracują na akord bo ich też się ocenia i z tego co obserwuje co roku to oni są chyba w jeszcze większym stresie. Mogło być nieco inaczej bodajże dwa lata temu jeszcze gdy weryfikowano na wyrywki jedynie część prac. Teraz weryfikuje się wszystkie.
To praktyka, a nie teoria.
Maturzyści, jak już ktoś wyżej zauważył, też się odwołują.
Do Nexus
Nie istnieje żadna procedura odwoławcza. Maturzyście pozwala się łaskawie obejrzeć pracęInajczęściej po czasie rekrutacji), a jak znajdzie ewidentny(!) błąd to szef OKE może łaskawie(ale nie musi!) zweryfikować punktację…;-) To nie jest żadna procedura odwoławcza tylko czysta uznaniowość!!!
@Eltoro
Dalszych zdziwień Władkowi życzysz, ale odmiany losu @rainbow już tylko rzyczysz? 🙁
@ time
a co mieliby poprawiać belfrzy, skoro nie umią siebie?
No to – Eltoro, do usług 🙂 🙂 🙂
Nic tak nie budzi zaangażowania obywatelskiego, jak błędy czy pieniądze innych.
Z kiściami bzu w zębach pozdrawiam 🙂
ET
Jak już tak chccesz wszystkich poprawiać – zacznij od siebie.Na początek polszczyzna – „umią” to jakoś tak plebejsko u takiego geniusza brzmi;-)
@Eltoro
Aby coś w sobie poprawić, trzeba być zepsutym, a że jestem lekko zepsuta (proces samonaprawy w toku),
przyjmuję kiście bzu z Twoich zębów (jak miło usłyszeć/przeczytać, że ich nie straciłeś dogryzając TEMU i OWEMU)
Pieniądze zarobione na sprawdzaniu są jednymi z ciężej zarobionych.
Cytat z jednej ze sprawdzanych prac: „Są tacy, którzy tak świecą przykładem, że trudno ich nie zauważyć” Pozdrawiam 🙂
@ time,
przyznam, że miałem zamiar spożyć bez (okazjonalnie tylko spożywam), ale skoro Twoje zepsucie sięga tak daleko, że wzięłaś go na siebie – smacznego!
Mam nadzieję, że dawkowany doustnie powstrzyma proces samonaprawy, BEZ której Ci tak do twarzy… 🙂
PS Wierz mi, sprawdzanie prac nieletnich to naprawdę wysiłkowo mały pikuś na dojrzałym rynku pracy 😉
Pozdrawiam.
@Eltoro,
a wydawało się, że BEZ brzmi „maturalnie” a zabrzmiał co najmniej kulinarnie.
Wobec tego powiem, że
kwiaty bzu w cieście naleśnikowym z mleka koziego, przepiórczego jajeczka, mąki i cukru to po prostu boska potrawa 🙂 polecam, 😉 (dodam, że czarnego bzu);
problemem może być znalezienie kwiatostanów niezainfekowanych mszycami. Ale i temu da się zaradzić. Drobnych mieszkańców można wyprosić, płucząc kwiaty w misce z osoloną wodą lub rozkładając na białym papierze, (owady same wylezą)
I do dzieła. Kto kucharz – smaży, a kto ma duszę naukowca zajmuje się Aphis sambuci.
UWAGA:absolutnie nie zjadać zdrewniałych łodyg bzu, są trujące
Pozdrawiam
PS
Mam nadzieję, że w temacie BZU jesteśmy kwita.
@ time
chylę czoła – ale dlaczego tak transakcyjnie traktujesz nasze pogaduszki oświatowo-kulinarne?
żeby od razu – kwita… 🙁
A gdzie radości altruizmu w szerzeniu dobrego słowa?
PS łodygi dostarczają mi cennych efektów spożycia corticis sambuci, których tu opisać sromotą niecną byłoby 😉
Do Gospodarza
Oto piękny przykład gigantycznego skandalu maturalnego pachnącego powtórzeniem matury z matematyki na poziomie rozszerzonym, a wynikłego z lenistwa i bezmyslności znakomicie (ponad 100tys.rocznie na umowie)opłacanych „expertów” CKE/OKE:
Jeszcze link;-)
http://forum.gazeta.pl/forum/w,358,125248466,125248466,Wielka_wpadka_CKE_Zadania_maturalne_od_roku_kr_.html
@Eltoro,
kto ciekaw, sam znajdzie opis „cennych efektów spożycia corticis sambuci” pozdrawiam 🙂
@ time
„kto ciekaw, sam znajdzie opis ?cennych efektów spożycia corticis sambuci?”
… i w ten sposób nie musimy sprowadzać komentarzy pod blogiem do fizjologii, pozostając przy kwiatostanach oświaty 🙂
Pięknym jest albowiem belferstwa kwiat 🙂
Pozdrawiam też.
@Eltro
właśnie otrzymałam cudny bukiet bzu (nie czarnego) i podziwiam.
Swój podaruj, komu chcesz. 🙂