Ściągają na maturze?

„Gazeta Wyborcza” informuje, że maturzyści bezczelnie ściągają. W trakcie egzaminu łączą się z internetem i proszą internautów o podpowiedź (zobacz materiał). Co na to egzaminatorzy? Czyżby byli ślepi?

Byłem przewodniczącym zespołu nadzorującego na matematyce (wczoraj) i języku angielskim (dzisiaj – poziom podstawowy). Zespół liczył trzech egzaminatorów, w tym jeden był z innej szkoły. Czuwaliśmy nad grupami 17-osobowymi w typowych salach lekcyjnych. W takim miejscu trudno nie widzieć, gdy uczniowie ściągają.

Co innego w auli czy sali gimnastycznej. Tam łatwiej się ukryć przed wzrokiem nauczycieli. Tym bardziej, że egzaminatorzy nie mogą chodzić po sali, lecz muszą siedzieć. Przepis ten wprowadzono kilka lat temu, chyba właśnie po to, aby podnieść wskaźniki zdawalności matury.

Jeśli nawet ściąganie jest niewidoczne dla egzaminatorów, to przecież widzą to inni uczniowie. Czy reagują? Kilka lat temu pewien rodzic poinformował mnie, że oczekuje, iż szkoła nie dopuści do ściągania. Dowiedział się od córki, że na maturze próbnej jej koledzy ściągali. Jeśli tak byłoby na maturze właściwej, to jego córka będzie miała mniejsze szanse dostania się na studia, więc złoży zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Przekazałem te słowa na radzie pedagogicznej, a dyrektor zobowiązał wszystkich nauczycieli do zadbania o to, aby maturzyści nie ściągali.

Uważam, że ściąganie zostałoby wyeliminowane, gdyby wszyscy uczciwi uczniowie tak się zachowywali. Jeśli egzaminatorzy nie pilnują, należy po egzaminie powiadomić dyrekcję szkoły lub nawet wyższe władze. Ściąganie skończy się, gdy nie będzie dla niego tolerancji. Uczciwi powinni otwarcie sprzeciwić się temu procederowi. Niestety, muszę przyznać, że zdarzają się nauczyciele, którym wisi i powiewa, gdy uczniowie ściągają. Młodzież dobrze wie, pod czyim okiem można ściągać do woli, a u kogo tego robić nie należy. Ja w każdym razie zapowiadam, że usunę z sali każdego, kto ściąga. Pod ręką zawsze trzymam protokół unieważnienia egzaminu i nie mogę się doczekać chwili, kiedy będę mógł go wypełnić. Niestety, uczniowie wierzą mi na słowo i nie muszę udowadniać, że nie żartowałem.