Egzamin jeden, wiedza różna
Gimnazjaliści zdają jednakowy egzamin dla całej Polski, a i tak każdy uczył się czego innego. Wystarczy w liceum zapytać uczniów, czy omawiali np. wiersze Herberta lub Różewicza, a odpowiedzi będą różne. Oczywiście, młodzież może nie pamiętać, mimo że teksty były omawiane. Jednak zbyt pochopnie nie obarczałbym winą uczniów. Naprawdę w każdej szkole omawia się co innego.
Gdy liceum było czteroletnie, pierwszą klasę poświęcało się na nadrabianie zaległości. Teraz nie ma na to czasu. Bez względu na stan wiedzy uczniów i opanowane umiejętności, mówi się trudno i jedzie się dalej.
Jak pracować z klasą, gdzie połowa ma poważne braki, a druga połowa wie i umie więcej, niż jest to przewidziane w programie? Przepaść między uczniami, nawet w tak dobrym liceum jak moje, jest olbrzymia. Jedni uczniowie biją na głowę studentów, prowadząc dyskusje na wysokim poziomie, a inni czują się na lekcjach jak na tureckim kazaniu. Jeden ma problemy, żeby poprawnie ułożyć kilkuzdaniową wypowiedź, a inny mówi niczym prof. Bralczyk czy prof. Miodek. Podobne różnice występują w wypowiedziach pisemnych. W tej samej klasie są osoby piszące niczym troglodyci oraz ludzie, którzy za swoje wytwory zasługują na Nike. Nieraz trudno mi uwierzyć, że wszyscy zdawali ten sam egzamin. Gdy sprawdzam wyniki, okazuje się, że nie różniły się tak bardzo.
Na moich lekcjach często bywają studenci oraz metodyk z uczelni. Rozmawiamy czasem, jak to jest, że jedni uczniowie nawet czytać na głos nie potrafią (co drugi wyraz zniekształcają), a inni, z tej samej klasy, czytają tak, że mogliby zostać zatrudnieni jako lektorzy w radiu czy telewizji.
Coraz mniej uczniowie uczą się czytać, jeszcze mniej pisać. Ćwiczą za to masę innych umiejętności. Kilka dni temu był egzamin dla szóstoklasistów. Słuchałem, jak komentowali poziom trudności. Mówili, że było łatwo, ponieważ od wielu lat ćwiczą rozwiązywanie testów. A w ostatniej klasie prawie nic innego nie robią, tylko siedzą w testach. Więc muszą zdać.
Podobnie jest z gimnazjalistami. W najbliższych dniach wezmą udział w wielkim wydarzeniu. Impreza na całą Polskę, stres i przeżycie olbrzymie. Szkoda tylko, że wyniki nie powiedzą nawet, czy ktoś potrafi czytać i pisać. Wielka szkoda.
Komentarze
co do „dobrości” liceum to ma uwagi, wyniki matur co prawda są ponadprzeciętne ale wynika to z dobrej selekcji przyjmowanych absolwentów gimnazjów,
jednak wykres EWD dla tej szkoły pokazuje dobitnie, że uczniowie nic nie zyskują, jacy przychodzą tacy wychodzą, szkoła jedzie tylko na tym, że przyjęła dobrych, a nauczyciele wiele się nie wysilając, żyją w słodkim przeświadczeniu jacy to oni są wspaniali
Szanowny Panie Profesorze,
mam takie wrażenie, że to, jak się zdaje egzaminy (maturalne!) nie umiąc czytać i pizać to już Pan nam tu, na BelferBlogu opisał.
To skąd Pana zdziwienie, że do gimnazjów i liceów trafiają przepuszczeni wcześniej przez kolegów i dla kolegów z grona – analfabeci?
Skąd problem, w organizowaniu metodycznym pracy w zespołach o zróżnicowanym poziomie kompetencji – przy takim doświadczeniu i przenikliwości gogicznej?
Skąd utyskiwania nad niejednolitym kontentem wdrażanego literackiego kanonu, skoro egzamin końcowy bada nie retencję informacji ale poziom kompetencji przedmiotowych?
Bo jeśli nie bada tego, to chyba jasne, że nie trzeba dziwić się, że w podstawówce i gimnazjum nie uczono kompetencji posługiwania się słowem mówionym i pisanym, ale zapamiętanie odpowiedzi testowych?
I na koniec – czy Pana Uczniowie mówiący modo Miodek i wiedzący a la Bralczyk to Pana wkład pracy w ich rozwój, czy też ich własnej i rodziców?
Czy przepuszczając (?) na maturze i do niej, domyśla się Pan, co o tak przygotowanych studentach piszą ich wykładowcy na studiach?
Pewnie mogliby Pana wpis aktualny powielić copy-paste.
Bo nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe najlepiej odkrywa się na własnej skórze…
O czym z pokorą doświadczeń analogicznych spod katedry, chętnym, w Ich Ręce perswaduję…
http://www.ted.com/talks/lang/eng/salman_khan_let_s_use_video_to_reinvent_education.html
Polecam
@ jackuplacku,
co właściwie w kontekście tematu polecasz w tuzinkowym produkcie SalesPreachera, o ile oczywiście nie jesteś dystrybutorem?
Przyznam, że jestem bardzo ciekaw jakiegoś argumentu, co też polecam 🙂
Autor napisal: „Gdy sprawdzam wyniki, okazuje się, że nie różniły się tak bardzo.”
Jedyne co moge zaoferowac, to dwie sugestie. Pierwsza, od razu i z gory przepraszam za podejzliwosc, zaklada, ze Autor wyniki egzaminow sprawdzal, ale niezbyt scisle. Moje skrzywienie fabryczno-produkcyjno-statystyczne nakazuje mi zapytac Autora natychmiast czy przeanalizowal owe wyniki w sposob matematycznie scisly? Nie zartuje, moze warto napisac jakis artykul do prasy fachowej-nauczycielskiej zestawiajac wyniki egazminow gimnazjalnych z rezultatami w liceum dla dwoch skrajnych populacji uczniow bardzo zdolnych i majacych klopoty. Jak zwykle w takich wypadkach, im liczniejsza probka tym lepiej, ale juz pomiedzy 30 a 50 osob w kazdej z grup daloby calkiem duza szanse na wykrycie statystycznie znaczacej roznicy. Lub jej braku.
Mozna to zrobic samemu, nawet w Excelu albo poprosic o pomoc kogos, kto umie rozszyfrowac takie skroty jak ANOVA oraz Minitab. Porzadny inzynier kontroli jakosci, biolog/medyk/farmaceuta tez powinni wiedziec. Juz nie mowiac o fizyku-doswiadczalniku.
Druga sugestia dotyczy czegos, czego juz nie tak latwo dokonac samemu. Jezeli rzeczywiscie roznice sa male, to byc moze dlatego, iz test/egzamin jest nieefektywny i wystarczajaco nie „wzmacnia” roznic pomiedzy umiejaca a nieumiejaca osoba. Nalezy wtedy „rozciagnac skale” testu, dodajac zarowno zadania bardzo proste (z jednej strony skali) jak i bardzo trudne (po drugiej stronie skali). Kiedys mialem okazje pisac test matematyczny, ktory skladal sie ze stu zadan, poczawszy od prostych operacji na ulamkach a konczac sie na prosbie o rozwiaznie bardzo trudnych calek. Test nalezalo rowiazywac od poczatku, bez przeskakiwania, po kolei. Wynikiem testu bylo ostatnie poprawnie rozwiazane zadanie. Skala testu pokrywala mniej wiecej zakres od klasy trzeciej podstawowki do studiow doktoranckich. Bardzo mnie takie podejscie zdziwilo, ale osoba zarzadzajaca testem wyjasnila, ze „mamy tutaj kandydatow z calego swiata i z najrozniejszych systemow edukacyjnych, ktorzy ukonczyli najrozniejsze szkoly ze wszelkiego rodzaju ocenami koncowymi i inaczej poprostu sie nie da”. Podobno mieli osoby z dyplomami inzynierow ze swoich krajow, ktorzy mieli trudnosci w zakresie szkoly sredniej oraz kilku takich, ktorzy rozwiazali wszystko od A do Z i to przed czasem. Wiec moze wiedza co robia…;-)
Ależ oczywiście, że taki egzamin gimnazjalny nie różnicuje odpowiednio uczniów, bo pytania nie sa różnicujące, a dość losowe. Nie ma na dodatek ustalonych żadnych proporcji między wiedza z tego i owego przedmiotu, nie ma wagi. W jednym roku pytan jest więcej z geografii, w innym z chemii czy biologii albo matematyki. Pytania sa mniej lub bardziej jasne, zdarzają się błędy autorów bądź pytania z wieloma poprawnymi odpowiedziami, z których CKE preferuje jedną. Klucz jest taki czy inny. W zalezności od tego różnie uczniowie wypadają. Na dodatek te niewielkie różnice w całym procesie rekrutacji do liceów można dość łatwo zrekompensować bardzo dobrymi ocenami na koniec gimnazjum i gdzieniegdzie szkoły łaskawie patrzą na swoich przyszłych absolwentów, a w innych mniej. Nawet wśród „olimpijczyków” czyli laureatów konkursów, którzy wychodza z maksymalnym wynikiem można znaleźć spore różnice – bo to, że uczeń jest laureatem z polskiego, nie znaczy, że zna historię równie dobrze, jeśli jest laureatem z matematyki, nie znaczy, że z biologii czy chemii również bryluje. Oczywiście populacja laureatów nie jest zbyt wielka, niemniej jesli egzamin gimnazjalny miałby rzeczywiście coś wskazywać, to zwolnień z tego egzaminu – podobnie jak ze sprawdzianu szóstoklasisty – być nie powinno. Niechby sobie nawet licea przyjmowaly laureatów poza kolejnością, ale wynik powinien być wynikiem uzyskanym na egzaminie, a nie na podstawie zwolnienia z niego.
Panie Eltoro,
wykazuje się Pan podziwu godną konsekwencją w krytyce gospodarza. To kojące wiedzieć, że ilekroć wejdę na bloga Pana Chętkowskiego (którego czytam dość regularnie, ze sporą przyjemnością), będę miał okazję czytać blog alternatywny, kontr-blog, sub-blog, pisany w zaskakującej, pełnej inwersji manierze, której klarowność dorównuje rzeczowości.
No ale, ale… Skąd pytanie, czy Chętkowski przypisuje sobie zasługę wychowania uczniów na Bralczyków cz Miodków? Przecież expressis verbis napisał, że idzie mu o różnice pomiędzy uczniami, którzy przeszli przez gimnazjum. No i ta potrzeba wykrzyczenia, że to jego koledzy, JEGO KOLEDZY (!) właśnie przepuszczają takie felerne, edukacyjne pomyłki. Niech się Chętkowski nie odzywa, tak samo winien jak oni, jeśli uważa, że jest taki wybitny, to nic mu nie powinno przeszkadzać. Nawet fakt, że egzamin państwowy nie sprawdza tak naprawdę niczego poza umiejętnością rozwiązywania testów. Światłe, Panie Eltoro.
Co ten Chetkowski Panu zrobił? Trójkę z polskiego na maturze dał?
Oficjalna doktryna CKE wyrażona w jej oficjalnym biuletynie przez starszego eksperta(oni mają taką bizantyńską hirarchię) CKE Dylakiewicza mówi, że jeżeli jakiś,nawet błędny merytorycznie, jest typowy i wynika z powielania błędnego podejścia przez dużą grupę nauczycieli, to nie można przecież uczniów karać za błędy nauczycieli. Wobec tego takie błędy należy zaliczać jako odpowiedzi poprawne. Tak więc najlepiej pisze się egzamin zewnętrzny w Polsce, powielając typowe błędy!!!;-) Bezkarne i wysoko punktowane. W tej sytuacji, zgodnie z powiedzeniem informatyków „garbage in = garbage out”(co włożysz to wyjmiesz z komputera), cóż warte są oparte na wynikach egzaminów zewnętrznych różne Edukacyjne Wartości Dodane, analizy decylowe itp.itd.???;-)
Darek, to nie jest tak. Jedni mają zdolności w matematyce, historii, czy w innym bardziej ścisłym przedmiocie. Inni Wspaniale malują, grają i chodzą z głową w chmurach. Czy krytykujesz to że każdy jest inny? Chyba nie. Jedni oglądają w telewizji X-faktor, inni Discovery Historię czy Animal. Jedni podniecają się tym co się dzieje w Warszawie przed pałacem, inni mają to gdzieś, a jeszcze inni się denerwują bo cenią sobie spokój, a tego w kraju nie ma. Możemy sobie podyskutować na forum o systemie oświaty, ale nie o tym co każdy ma w głowie. Czy tęsknisz za komuną która równała wszystkich w dół? Poza tym czy wszyscy mają się znać na wszystkim i o wszystkim mieć jedynie słuszną rację? Tolerancję wymyślił ktoś bardzo, bardzo mądry, szukajmy ją wszędzie i u każdego. Wesołych Świąt. ;-*
Pociągnę rzecz dalej: na polonistyce jest w zasadzie tak samo. Z jednymi można przerzucać się pojęciami typu sermocinatio, retardacja, amplifikacja, a inni na dźwięk słowa metafora bledną i gorączkowo badają stan politury ławki.
Jak sięgam pamięcią, zawsze tak było.
@ Panie Settembrini,
dziękuję za stosownie klarowne i rzeczowe uwagi na mój temat – niestety, będące czczymi jedynie insynuacjami.
Albowiem nie odróżnia Pan polemiki z poglądami od krytyki osoby, co właśnie Pan swoim wpisem udowadnia.
Proszę wskazać, gdzie to, rzekomo „krytykuję gospodarza” i to „konsekwentnie”.
A jeśli chodzi o Pana pytanie, chętnie odpowiem, bo skupiając się na osobistych wycieczkach, nie zauważył Pan meritum mojej wypowiedzi.
Otóż, pytam Gospodarza, jak rozumie kontekst swoich narzekań na zróżnicowany (hm…) poziom uczniów, podczas gdy sam zdradza (w jednym z wpisów), jak po koleżeńsku dopuszcza (z oporami) i przepuszcza nieumiejących nic wydukać na egzaminie maturzystów, oraz, gdy wielokrotnie popularyzuje nauczycielską odpowiedzialność za sukcesy uczniów i szkoły, jednocześnie porażki wiążąc z kondycją samych uczniów i rodziny.
Chętnie pozbędę się wrażenia podwójnych standardów wyłażących zza takiej postawy publicystycznej (a może i praktyki, jeśli wpisy traktować serio).
Gdyby Pan nadal tego nie rozumiał, dodam, że osoba za swą kondycję nie odpowiada, za tej kondycji przejawy w postawach i zachowaniach – w tym:wypowiedziach, zwłaszcza publicznych – i owszem.
I dodam też, że w niedwuznaczny sposób moje polemiczne uwagi kieruję do Gospodarza, co zwalnia Pana z ukojeń i katuszy związanych z lekturą moich komentarzy.
Gdyby jeszcze i to było dla Pana zbyt rzeczowe i klarowne, aby zrozumieć sens i kulturę polemiki z poglądami a nie osobami, zaspokoję Pana światopogląd w sposób łagodzący Pana dysonans poznawczy:
„Co ten Chetkowski Panu zrobił? Trójkę z polskiego na maturze dał?”
Szanowny Pan Profesor Gospodarz (vulgo: ten Chętkowski)
– parkuje ustawicznie w supermarkecie na moim miejscu
– nie sprząta klatki w soboty a śmieci wywala mi pod wycieraczkę
– ma lepszą ode mnie pracę i ładniejszą żonę
– lecą na niego laski, co mi nie dały ściągnąć na maturze
Czy teraz już Pan pojmuje, skąd się biorą w Polszcze dysputy polemiczne?
Z uszanowaniami, „ty Settembrini” alla Polacca 🙂