Kto przygotuje akademię?

W ostatnim tygodniu miałem wrażenie, że panie woźne, sprzątając sale, słuchają religijnego radia. Nawet wygłosiłem tę opinię w pokoju nauczycielskim, ale uświadomiono mnie, że trwają przygotowania do uroczystej akademii z okazji pierwszej rocznicy, stąd nabożne śpiewy. Przeprosiłem, mój błąd.

Trudno dziś znaleźć nauczyciela, który zorganizuje uroczystą akademię. Ja też trzymam się od tych spraw z daleka. Ci, co to robią, mają nie lada utrapienie. Trudno bowiem dogodzić wszystkim. Akademie zwykle są krytykowane i kojarzą się albo z PRL-em, albo z kościelnymi odpustami. Rzadko są adresowane do uczniów. Podobają się za to zaproszonym gościom, najczęściej urzędnikom bądź emerytom.

Młodzi nauczyciele nie chcą przygotowywać akademii, a starzy robią to według dawnej mody. Są więc śpiewy, recytacje i mnóstwo moralnego przesłania. Gdy po uroczystości do uszu organizatorów, najczęściej sędziwych nauczycieli, dochodzą głosy, że się nie podobało albo że zachwytu nie wzbudziło, dowiadujemy się, iż to było po raz ostatni. Nigdy więcej już nie wezmą na siebie tak niewdzięcznej roboty. Niech młodzi pokażą, co potrafią. Jednak po paru miesiącach, gdy nadchodzi kolejna rocznica, seniorzy zapominają, co obiecywali, i ponownie przygotowują uroczystą akademię ku czci. Tylko oni bowiem potrafią to zrobić w duchu tradycji. Tradycja może nie jest szczególnie wspaniała, ale chyba lepszy rydz niż nic. Byłoby przecież szkoda, gdyby w szkole zajmowano się tylko nauką i przygotowywaniem uczniów do egzaminów.