Listy do rodziców
Trudno zainteresować rodziców zmianami w oświacie. Większość ludzi stosuje technikę przetrwania i tego samego oczekuje od swoich dzieci. Należy wytrzymać, przecież do końca szkoły niedługo. W następnej będzie lepiej. Byle się dostać i przetrwać.
Nikomu jeszcze nie udało się ruszyć z posad tej bryły świata, jaką są rodzice. Teraz jesteśmy świadkami kolejnej próby. Między ZNP i MEN trwa walka o to, komu uda się pozyskać rodziców. Ta walka o rząd dusz odbywa się przy pomocy korespondencji. Ministerstwo i Związek piszą do rodziców listy otwarte. Najpierw pismo wystosował prezes ZNP (zobacz pierwszy list). Potem list wysłała minister edukacji (zobacz list Katarzyny Hall). Zareagował na to pismo Sławomir Broniarz (zobacz drugi list ZNP).
Co na to rodzice? Mam wrażenie, że albo uciekają w rajską dziedzinę ułudy, fundując swoim dzieciom korepetycje i kursy, albo donosy piszą, żądając zmiany tego czy innego nauczyciela. Jednym słowem, jakoś sobie radzą. Więc co ich mogą obchodzić teraz te listy? Jak rodzice przestaną sobie radzić, to wtedy zainteresują się, co do nich piszą MEN i ZNP. Na razie na tę korespondencję nie spodziewam się reakcji adresatów – trafi jak grochem o ścianę.
Komentarze
Napisałem komentarz do @marleny dwa blogi wstecz.
Nie ma lepszego dowodu na to, że ani co do słowa się nie pomyliłem.
Skomentowałbym korespondencję miedzy MEN a ZNP ale po co?
Tam wszystko co trzeba jest napisane.
Kto umie czytać krytycznie sam wyciągnie wnioski.
Będą nauczyciele narzekać na organizacje naszej oświaty, będą narzekać na papierologię, na brak samodzielności w kształceniu, będą narzekać na MEN.
Ba , narzekają nawet na niską jakość kształcenia uczniów, na słabe zaangażowanie rodziców i młodzieży w naukę. Gospodarz zarzuca nawet rodzicom, że widząc marna jakość kształcenia, uciekają się do korepetycji na których nauczyciele po godzinach zarabiają.
To ostatnie to już tragifarsa.
Ale mimo tych wszystkich narzekań, na żadna zmianę nie pozwolą!
Bo jak słusznie zauważa autor cyt. „Nikomu jeszcze nie udało się ruszyć z posad tej bryły świata, jaką są rodzice.”
Ruszą gospodarzu, tylko nie w tym kierunku a którym Pan myśli.
Dopóty dzban wodę nosi, dopóki się ucho nie urwie.
Mój komentarz pod poprzednim blogiem ale na temat dzisiejszy:
„System jest chory. Oczywiście można go podpierać różnymi protezami ale zawsze będzie to tylko proteza. Zaangażowanie rodziców w sprawy szkoły jest u nas ogromne. Zobacz na te akcje w obronie szkół, na przejmowanie szkół zagrożonych likwidacją przez społeczności lokalne.
Nasz bum edukacyjny ostatnich dwudziestu lat, to tylko i wyłącznie wysiłek rodziców którzy jak nigdzie na świecie w takiej skali zdawali sobie sprawę z potrzeby edukacji swoich dzieci.
Nie dzięki polskiej szkole, ale pomimo niej.
Ale te proste rezerwy się już wyczerpały. Potrzebna jest systemowa zmiana, a na jej drodze stoi nie kto inny tylko nauczyciele. Im zależy na zachowaniu status quo. Dopóki władza w Polsce będzie się bardziej bała o głosy 600 tys nauczycieli a nie o miliony głosów rodziców, nic nie zrobimy. Będziemy tracić szanse przyspieszenia cywilizacyjnego. Straconego czasu się później nie nadrobi.”
Nie mogłem się powstrzymać i nie skomentować listu pana Broniarza.
Zaczyna tak:”Ministerstwo chce umożliwić samorządom ?zlecanie zadań oświatowych? organizacjom pozarządowym i innym podmiotom wyłonionym w konkursach.”
Pan Broniarz chciałby uniemożliwić. Bo uważa że społeczności lokalne nie powinny mieć wpływu na edukację swoich dzieci. Organizacje pozarządowe są podejrzane.
„Szkoły nie będą prowadzone tak, jak dotychczas przez samorządy, ale przez fundacje, stowarzyszenia i związki wyznaniowe. Nie występujemy przeciwko nim.”
A co robimy odmawiając im prawa?
Do tego nie będą prowadzone, jeśli lokalna społeczność tak zdecyduje.Pan Broniarz chce im odmówić prawa do decydowania. To występowanie przeciw idei samorządności.
„Nie można tego zadania składać na barki organizacji pozarządowych, nie można przerzucać odpowiedzialności za edukację dzieci wyłącznie na rodziców i zakładane przez nich stowarzyszenia.”
No i wykazuje się troską o barki.
Nikt z samorządu nie zdejmuje odpowiedzialności za edukację. Właśnie w poczuciu odpowiedzialność, samorządy chcą mieć możliwość powierzenia zadań edukacyjnych, stowarzyszeniom. Ale odpowiedzialność i nadzór nad nimi pozostaje w rękach samorządu.
W drugim liście Pan Broniarz pisze:
..nie straszymy rodziców, tylko zachęcamy do zaangażowania się w proces kształcenia ich dzieci i kwestię zorganizowania systemu oświaty w miejscu ich zamieszkania.
Zachęcamy do zaangażowania przez uniemożliwienie zaangażowania którego najwyższą forma jest założenie stowarzyszenia czy fundacji. Śmiać się czy płakać?
„Założenie, że tylko samorządy najlepiej rozwiążą kwestię sieci szkół na swoim terenie jest błędne.”
No pewnie, z Warszawy to lepiej widać. Skąd my to znamy.
To kolejne, jawne opowiedzenie się przeciw idei samorządności.
Już myślałem że się nie doczekam, ale jest.
Pisze pan Broniarz po szóste: „ministerstwo nie rozwiązuje rzeczywistego problemu, jakim jest wysokość nakładów na edukację w obliczu zapowiadanego niżu demograficznego.”
Rozumiem, że trzeba zwiększyć w obliczu niżu.
No i po siódme pisze pan Broniarz: ZNP działa od 1905 roku. Mamy bogate doświadczenie i wiemy, że ministrowie edukacji zmieniają się..” a pan Broniarz nie.
Już niedługo Panie Przewodniczący, już nie długo.
Dalej Pan tak działa a nie rodzice tylko nauczyciele Pana na taczkach wywiozą.
System jest chory, bo chore jest całe państwo.
System oświaty demontowany jest już od czasów Ministra Handtkego. Teraz całkowitego demontażu chce dokonać Hallowa. Przypomnę słowa posła Gowina (PO): „Dobra szkoła, to szkoła prywatna”. I sprawdziło się – zmiany systemowe spowodowały, że każdy rozsądny rodzic, któremu zależy na dobrej edukacji dziecka, posyła je do szkoły prywatnej. jeśli oczywiście posiada na to odpowiednie pieniądze.
Korepetycje to nie perfidna zagrywka nauczycieli. To chory system oświaty powoduje, ze „korki” stają się nieodzowne, aby uczeń mógł nadrobić braki programowe i wiedzę, której w żaden sposób nie zapewnia już oświata publiczna. Za rok nowa podstawa programowa wchodzi do liceum i wtedy zacznie się „jazda bez trzymanki”. Wtedy korepetycje będzie brał każdy uczeń, jeśli tylko będzie miał pieniądze.
Obrazu nędzy i rozpaczy dopełnia jeden z ostatnich pomysłów Hallowej, aby w szkołach masowych integrować uczniów upośledzonych umysłowo, z zaburzeniami zachowania, niedostosowanych społecznie, itp. Dla nich wszystkich nauczyciel będzie musiał pisać indywidualne programy edukacyjno-terapeutyczne, prowadzić rewalidację i indywidualnie wspierać. Oczywiście koszty tej innowacji poniosą uczniowie przeciętni, których jest najwięcej, i dla których nauczyciel będzie miał w czasie lekcji coraz mniej czasu. Wątpliwe jest również wyrównywanie szans edukacyjnych uczniów o specjalnych potrzebach edukacyjnych, bo nauczyciel w szkole masowej nie jest przygotowany do pracy z nimi.
W tym pomyśle chodzi o zmniejszenie nakładów państwa na edukację, bo kształcenie ucznia w szkole specjalnej jest dużo droższe, niż w szkole masowej.
Najlepiej oddać wszystkie szkoły w prywatne ręce i będzie po kłopocie. Państwo nie będzie już tyle dokładać do edukacji, a samorządy w końcu pozbędą się „kuli u nogi”, którą są nakłady na szkolnictwo. Ten scenariusz powoli zaczyna się sprawdzać.
Trzeba walczyć o dobrą publiczną szkołę, bo niedługo będzie już za późno. I to jest właśnie przyśpieszenie cywilizacyjne.
Parker, pisząc o bomie edukacyjnym, który powstał dzięki ogromnemu wysiłkowi rodziców i o tym ,że na drodze zmiany systemowej stoi 600 tys n-li dajesz wyraz swojej ogromnej ignorancji i całkowitemu niezrozumieniu problemów polskiej szkoły.
Parker, przeczytałem krytycznie Twój tekst i wyciągam wnioski. Wierzysz bardzo w swoją mądrość, i jeśli fakty są niezgodne z Twoimi poglądami, to tym gorzej dla faktów.
Do edukacyjnych liberałów nie dotrą żadne argumenty, oni wiedzą, że dobra szkoła, to szkoła prywatna.
Odnoszę wrażenie, graniczące z pewnością, że morduję Panu blog.
Nawet Eltoro który udziela się tu dla przyjemności, przyjemność stracił.
Spadam zatem, życząc sukcesów w pracy dydaktycznej.
Ale dziękuję, za pozbawienie złudzeń co do przyszłości naszej publicznej edukacji w pokoleniu moich dzieci.Nie czuje żalu ale naprawdę wdzięczność. Jak napisałem wcześniej, moją przygodę z publiczna szkoła zakończę na podstawówce dzięki wiedzy która tutaj zdobyłem. Nie mogą dzieci płacić za poronione idee rodziców. Pan zresztą chyba tych złudzeń jako rodzic nie ma. Nie mylę się, posłał Pan swoja córkę do społecznej szkoły?
Mam nadzieje, że doczekam wnuków, może wtedy coś się zmieni.
Przepraszam za wszystkie przykrości które Panu sprawiłem.
Pro publico bono, jak to mówią 🙂
@janek
„dobra szkoła, to szkoła prywatna”
Absolutnie sie zgadzam. Pod kazda szerokoscia geograficzna i zawsze.
Zaangazowanie rodzicow.
Rodzice muszacy zaplacic za nauke dzieci beda zaangazowani w zycie szkoly na takiej samej zasadzie na jakiej ludzie zwracaja uwage na szwy w drogim garniturze. Sprawdzaja jakosc towaru.
Psychiczny nacisk na dzieci.
Platna szkola to w wiekszosci wypadkow nietrywialne obciazenie budzetu domowego skutkujace nieprzerwana propaganda w domu bombardujaca uszy dzieci od kolyski waznoscia szkoly i duza cena edukacji. Podkreslajaca i dyskutujaca tysiace razy skale wyrzeczen poszczegolnych czlonkow rodziny ponoszonych na rzecz szczesciarza, ktory dostapi juz za trzynascie lat zaszczytu pojscia do college.
Racjonalne wybieranie kierunkow nauki a juz z pewnoscia studiow.
Jezeli stado mlodych ludzi chce studiowac archeologie to niech to robia. Na wlasny koszt, nie moj, czyli podatnika. Zapewniam, ze nie beda. Zaplacenie za studia przywroci mlodziezy rozum. Z ogromna korzyscia dla Polski. Nareszcie rynek zacznie wymuszac kierunki wyksztalcenia. Nareszcie bogata Polska przestanie subwencjonowac biednej Europie Zachodniej oraz USA wyksztalconych obywateli. Nareszcie polska bogata wies przestanie subwencjonowac biedna miejska mlodziez w dostepie do nauki.
Wlasciwe srodki na edukacje.
Szkoly beda mialy forse na wszystko. Nauczyciele beda zarabiali tak jak inzynierowie w przemysle, czyli istniejaca selekcja negatywna zostanie zastapiona selekcja pozytywna.
Itd., itp.
Sa oczywiscei negatywne strony prywatyzacji oswiaty.
Pojawienie sie lepszych i groszych dzielnic miast oraz miejskich gett.
Zepchniecie w niebyt potrzeb edukacyjnych mlodziezy z biednych domow.
Zaklety krag zamykajacy w przestepczosci, gangach i wiecznej biedzie dzieci biednych i slabo wyksztalconych rodzicow. Pojawienie sie nikomu niepotrzebnej, permanentnie odrzuconej klasy nizszej w spoleczenstwie.
Pytanie: co jest bardziej moralnie naganne (ale tez co jest lepsze z punktu widzenia calego spoleczenstwa): zanizenie sredniego poziomu wyksztalcenia wszystkich dzieci do poziomu tragicznie odstajacego od potrzeb wspolczesnego rynku pracy cechujacego sie szalona i miedzynarodowa konkurencja o miejsca pracy czy doprowadzenie do podzialu na 80% dobrze wykszatlconych i gotowych do miedzynarodowej konkurencji oraz 20% odrzuconych, praktycznych „spolecznych odpadkow”?
USA odpowiedzialo, ze woli uklad 80/20. Europa sklania sie do generalnego rownania w dol. Zobaczymy, czyja gospodarka i atrakcyjnosc (w tym tez ta kulturalna) zwyciezy.
Nigdy na tym blogu nie napisałem, że szkoła niepubliczna, prywatna jest zła. W ogromnej swojej większości są to dobre szkoły, na które zawsze będzie zapotrzebowanie. No i bardzo dobrze!
Ale szkoły te nie mogą być sposobem na szukanie oszczędności przez państwo w wydatkach oświatowych. A już niedługo będzie to możliwe poprzez likwidowanie wszystkich szkół publicznych, prowadzonych przez jst i oddanie ich w prywatne ręce.
Szkoły prywatne mogą i powinny istnieć, ale obok bezpłatnej DOSTĘPNEJ DLA WSZYSTKICH oświaty publicznej, którą przecież każdy obywatel utrzymuje ze swoich podatków.
Jeśli w prawie oświatowym pojawi się możliwość zlecania zadań oświatowych podmiotom niepublicznym na zasadzie podpisania umowy (a takie kuriozum w nowelizacji ustawy o systemie oświaty przewiduje minister Hall) to na pewno wiele samorządów z tego prawa skorzysta. Wtedy dojdzie do sytuacji, że będą gminy w których nie zostanie żadna szkoła publiczna – wszystkie one będą już niepubliczne, prywatne. A w nich rodzice na pewno będą ponosić dodatkowe koszty za edukację swoich pociech. Czy wszystkich na to stać?
Kryje się tu wiele innych zagrożeń. Najpoważniejszym z nich jest totalna komercjalizacja edukacji oraz wycofanie się państwa i samorządu z odpowiedzialności za oświatę.
Obrazu nędzy i rozpaczy dopełnia jeszcze pomysł likwidacji kuratoriów oświaty, które w ograniczony sposób, ale jednak wspierały merytorycznie i kontrolowały edukację publiczną. Według pani Hall w nowym nadzorze pedagogicznym nie będzie już wsparcia, będzie tylko kontrola – „mierzenie i ważenie” jakości pracy szkół. Ale jestem w stanie to zrozumieć, bo prywatne szkoły nastawione raczej są na zysk i może tu pojawiać się wiele patologii.
Jedyna pociecha jest w tym, że po „rewolucyjnych” zmianach w systemie oświaty zupełnie nie będzie potrzebne Ministerstwo Edukacji Narodowej.
Twórcy Komisji Edukacji Narodowej przewracają się w grobach.
Na pewno nie jest to kierunek fiński – państwa, które ma najlepszą edukację w Europie.
@janek – szkoda polemizować, dyskutujesz z ludźmi, którzy mają własną wizję i nic ich nie przekona. Poza tym ich stać na to, żeby zapłacić ciężkie pieniądze za edukację dzieci. Zawsze zastanawia mnie medialna cisza wokół spraw oświaty. Owszem mówi się o szkole, gdy mamy Dzień Edukacji Narodowej, gdy są matury, gdy są egzaminy gimnazjalne i, gdy nauczyciele dostają „podwyżki”. Poza tym – nic. Mało tego – Hallowa, najgorszy minister w historii polskiej edukacji działa w cieniu, swoje robi (czytaj szkodzi), a ludzie nawet tego nie zauważają, bo ona rzadko jest obecna w mediach. Czy to jest przypadek, czy celowa taktyka?
Gdy pojawił się, podpisany ostatnio przez prezydenta, pomysł przekształcania szpitali w spółki rozszalała się prawdziwa burza medialna, były dyskusje, była wymiana poglądów. Teraz kiedy analogiczną ustawę przygotowuje się w sprawach oświatowych jest praktycznie cicho! Szokujące!
Szanowny autor umieszcza tutaj różne felietony, ale tak naprawdę jest to ciągle jeden temat „jak zmienić szkołę, aby była przyjazna, pożyteczna i skuteczna dla uczniów, społeczeństwa i państwa ?”
Klucz, albo jeden z kluczy, widzę w tej wypowiedzi:
„Na … (tu adres liceum) było kilku sensownych nauczycieli i nawet po kryjomu przekazywali … (tu nazwisko pewnej osoby) wyrazy poparcia, ale na posiedzeniu Rady siedzieli jak mysz pod miotłą.”
Co zrobić, żeby przestali tak siedzieć ? Kto to są ci pod miotłą ? Lidka, czy Ty ? Ja chciałbym, żebyś Ty była dyrektorem szkoły.
Widzę to tak: ci nauczyciele, którzy nie boją się zmiany, których nie interesuje KN, siedzą cicho. Pozostali nadają ton i są przeciw, jak poprzednio zauważył Parker.
Ciekawy aspekt szkolnictwa niepublicznego przedstawia na swoim blogu prof. B. Śliwerski. Polecam.
http://sliwerski-pedagog.blogspot.com/
Uznaniowość – pozostałość mentalności folwarczno-sowieckiej. To potwierdza tezę o naszej zapaści cywilizacyjnej. W zdrowych społecznościach dominuje selekcja pozytywna. Lepsi awansują, nie dlatego, że ktoś ich uważa za lepszych, że ich docenia, lecz dlatego, że są pożyteczni dla systemu, że zapewniają jego sprawność, że przynoszą zyski. Tak jest w zdrowych firmach, instytucjach, organizacjach i społeczeństwach. U nas tak nie jest nawet w firmach prywatnych, gdzie jak wydaje się, właściciel powinien promować lepszych dla własnego interesu i zysku. Nie, u nas dominuje inna postawa: otrzymujesz premię lub awans w nagrodę za …. , w dowód uznania za to, ze jesteś najlepszy dostajesz od nas …. . Nagradzanie, awansowanie pracownika traktowane jest jako uszczęśliwianie jego. Wydaje się, że większość naszych biznesmenów, dyrektorów, prezesów, kuratorów, itp. zupełnie nie rozumie co tej kura znoszące złote jaja. Tym różnimy się od, np., Finów.
Nasza szkoła ciągle udoskonala system niewłaściwego eksploatowania kur znoszących złote jaja.
Do cyrus
Większość pierwszoplanowych krajowo i lokalnie polityków ma dzieći i wnuki w szkołach płatnych(bo ich stać!). I dlatego, nawet wbrew własnym interesom politycznym(95% wyborców ma dzieci w szkołach publicznych!) kibicują szkołaom płatgnym!!!
ync: zaraz eltoro cie zniszczy za ten wpis 🙂 Albo mnie- ale jakos to zniosę.
W zyciu bym nie mogla byc dyrektorem. W polsce nie da się byc dyrektorem z wizją. Papierologia zabija. Wszystko jest na wczoraj. Nie zniosłabym takiego poziomu stresu.
A poza tym wszystkim nauczyciel ktory jest dyrektorem przestaje byc jednak nauczycielem. A ja jak na razie lubię byc blisko dzieci i brac w tym wszystkim udział. Chciałabym mieć tylko więcej czasu dla uczniów i dla mojego dziecka i chciałabym żeby to wszystko było jednak bardziej elastyczne i takie frontem do człowieka.
Ilu ludzi powinno zaczerwienić się ze wstydu po przeczytaniu wpisu lidqi ?
„W zyciu bym nie mogla byc dyrektorem. W polsce nie da się byc dyrektorem z wizją. Papierologia zabija. Wszystko jest na wczoraj. Nie zniosłabym takiego poziomu stresu.
A poza tym wszystkim nauczyciel ktory jest dyrektorem przestaje byc jednak nauczycielem. A ja jak na razie lubię byc blisko dzieci … ”
Czy tylko minister i urzędnicy MEN ?
ZNP – MEN – kuratoria – organy prowadzące …
Wszyscy pragną dobra oświaty, każdy na swój sposób.
A mnie zaskoczył fachowiec, który przyszedł naprawić awarię. Nie potrzebował żadnego potwierdzenia wykonanej roboty.
WIERZĄ MU NA SŁOWO
Coś niesamowitego, jestem zafascynowany
,,Widzę to tak: ci nauczyciele, którzy nie boją się zmiany, których nie interesuje KN, siedzą cicho. Pozostali nadają ton i są przeciw, jak poprzednio zauważył Parker” pozwolilam sobie skopiować ten kawalek tekstu. w naszej szkole jestem chyba jedyną, ktora byłaby za ruszeniem tej barykady , czyli KN. Wprawdzie wszyscy psioczą na komunę, zapominajac kto im dał KN, ale tej spuścizny komunizmu nie chcą sie pozbyć. Psioczą na premiera Tuska, latają na Krakowskie przedmieście itp. Sa to w wiekszości czytelniczki Gazety Polskiej. Zwolenniczki teorii spiskowej, zamachu w Smoleńsku…….. Ci inni, tacy jak ja boja się odezwać, bo zostaną zaszczuci jako nieznający historii, naiwnie niewierzący w układ, ludzie pozbawieni patriotyzmu, byly i inne epitety.
Ale jak są bilety do teatru,nawet za darmo, to trzeba robić łapanke, prawie nikt nie chce iść.
To jest temat dla ,, Polityki” -wziąć pod lupę środowisko nauczycielske w Polsce. Jaka może być polska szkola, kiedy wiekszość nauczycieli ma kondycję intelektualną, powiedzmy prawicowo-nacjonalistyczną, bo niechcę używać mocniejszych słow. Czy moze moja szkoła to wyjątek? ale w innych słyszałam, ze jest podobnie. Skad to sie bierze?
Czytałam artykuł o fińskich nauczycielach, tam-najlepsi, u nas -roszczeniowi i zakompleksieni.
Dodam, ze pracuje w stołecznym liceum!!!!!
@aleksis – współczuję, masz wyjątkowego pecha. Ja, pracując na tzw. prowincji, nie mogę tego samego powiedzieć, ale może ogólnie w Warszawie nauczyciele właśnie tacy są – roszczeniowi, zakompleksieni i prawicowo-nacjonalistyczni.. Jak Ty z nimi wytrzymujesz! To musi być bardzo trudne i chyba naprawdę kochasz to, co robisz skoro aż tak się poświęcasz, zważywszy na fakt, że stolica jednak stwarza większe perspektywy rozwoju i, co za tym idzie, zmiany pracy.
Trzymam kciuki za Ciebie, bo widzę, że jesteś prawdziwą siłaczką i musisz czuć się doprawdy fatalnie w takim gnieździe os.
A ja myślę że dużo zależy od szkoly. Ja pracuję dużo… nawet bardzo dużo. Ale w mojej szkole są tacy co pracują więcej i lepiej. Takie grono. Są jednostki które mają wszystko w d.. ale naprawdę niewielu. Poglądy polityczne mamy różne- czasem o tym rozmawiamy, ale tak naprawdę nacjonalistyczno – prawicowe ma dwie osoby. Spotykamy się w czasie wolnym, nie koniecznie gadamy o pracy. Intelektualnie śmiem twierdzić też źle nie jest 🙂 Czasem myśle o tym, żeby zmienić szkołę na taką która jest bliżej domu. Ale boję się, bo wiem że może być różnie, a tu ludzi znam lubię i szanuję.
Parkerze, nie miej wrazenia, ze mordujesz ten blog.Twoje i innych wpisy nakręcaja pozytywnie tę ścianę placzu, która często staje sie krzykiem wołajacych o poprawę sytuacji w polskiej oświacie. I jeszcze jedno: również w państwowej szkole Twoje dzieci mogą spotkać belfrów cechujących się judymowa pasją, taktem pedagogicznym i czasem na rozmowę z nimi, niekoniecznie o treściach podstawy programowej.
W związku z powyższym, nasuwają mi się dwie, kolejne, niepisane zasady naszych szkół:
ZASADA CZTERNASTA: twoje talenty są twoją prywatną sprawą.
ZASADA PIĘTNASTA: nauczyciel ma swoje własne zasady; nie musi uzgadniać i koordynować ich z innymi nauczycielami.
Cóż, przyszedł w tej dyskusji kolejny czas na wykończenie się ze wstydu po przeczytaniu wpisu ze niezniszczalnego humoru zeszytów nawisu groniastego.
Osoby o nieintelektualnym podejściu do jasiów proszone są teraz o opuszczenie czytelnianej sali katedralnej bloga, będą bowiem dzienniki gwiazdowe z cyklu „będąc młodą belferką na odcinku”.
Już pierwsze zdanie tchnie trzęsieniem ziemi, a dalej napięcie rośnie…:
„Intelektualnie śmiem twierdzić też źle nie jest.
Są jednostki które mają wszystko w d.. ale naprawdę niewielu.
Kilkakrotnie pisałam że mi wcale nie chodzi w tym wszystkim o pieniądze.
One są ważne- ale ja bym chciała mieć bardziej godne warunki pracy i to jest moją bolączką.
I opcją jest mąż, żona, partner ? który też zarabia.”
Opus citatum credo educationis poloniensis esto!
A mianowicie:
Jak znaleźć godnego na metry kwadratowe (a 1300 pln) męża – misja i wizja oświaty polskiej.
Reszta meritumu dyskusji jest przy tym – miauczeniem.
Jak spod katedry donosi za źródłami, uprzejmie Wasz Zabolączkowany Eltorominator 🙂
PS do ync:
Ilu ludzi powinno zaczerwienić się ze wstydu po przeczytaniu wpisu lidqi ?
?W zyciu bym nie mogla byc dyrektorem. Nie zniosłabym takiego poziomu stresu. A ja j a k n a r a z i e lubię byc blisko dzieci ? ?
Moim zdaniem – wszyscy, którzy nie chronią swoich dzieci po wyjściu z domu.
Już wkrótce mogą się przekonać, jak polska belferka, ku chwale oświaty i metra kwadratowego, zarządza swym stresem i pokonuje bariery zarządzania. Wtedy już naturalnie będzie daleko od dzieci – blisko bezbolączkowego i godnego zestawu metrów.
Proponuję konkurs na trafienie ilości zaczerwienionych tymi wpisami kolegów „po fachu”.
Najlepiej – z „takiego grona”, co koleżankę wychowuje w znoju i trudzie.
ync – może jakiś (kon)kurs czytania ze zrozumieniem byśmy też zaproponowali?
Eltoro jest przewidywalny 🙂
Ponieważ ktoś tu pisał o Finlandii, to pozwolę sobie wkleić:
„W Finlandii analfabetyzm właściwie nie istnieje, a liczba wydawanych gazet i książek w przeliczeniu na jednego mieszkańca należy do najwyższych w świecie. Uczniowie w Finlandii wydają się jedynymi na świecie, którzy nie tylko osiągają świetne wyniki w nauce, ale również lubią chodzić do szkoły. Szczególnym zjawiskiem jest niespotykany gdzie indziej pęd czytelniczy. Wysokie są również nakłady na edukację, stanowiące 7% dochodu krajowego brutto.
W fińskiej szkole nikt w szkole nie oszukuje, nie uchyla się od pracy, a absencja w zajęciach jest zjawiskiem marginalnym. Młodzież zachowuje się w zgodnie z ogólnymi normami społecznymi, dlatego w szkołach nie są potrzebni nie tylko ochroniarze, ale nawet woźni, a o zachowanie czystości i pilnowanie porządku dbają sami uczniowie. Dane fińskiego Ministerstwa Sprawiedliwości pokazują, że wśród nastolatków przestępczość czy nawet lżejsze wykroczenia zdarzają się bardzo rzadko. Z roku na rok ich wskaźniki spadają, np. w latach 1995-2000 ilość przypadków negatywnych zachowań w różnych kategoriach zmniejszyła się o 20-50%.
Wyniki badań
W ostatnich studiach PISA (Projektu Międzynarodowej Oceny Uczniów), prowadzonych przez OECD, fińscy uczniowie we wszystkich dziedzinach poza matematyką, w której byli drudzy, zajęli pierwsze miejsca na świecie. Fiński system edukacji został zreformowany na początku lat siedemdziesiątych z modelu niemieckiego, który został uznany za niewydajny. Prawie wszystkie szkoły w Finlandii to szkoły państwowe, a za szkoły niepaństwowe nie płaci się, gdyż finansuje je państwo. Również wszystkie uniwersytety są państwowe; kilka z istniejących obecnie uniwersytetów to upaństwowione uniwersytety, które kiedyś znajdowały się w rękach prywatnych.
System oceniania
W fińskich szkołach nie stawia się ocen. Jednak stosuje się w ogólnej ewaluacji stopnie (od 4 do 10), ale określają one stopień zaawansowania w danym przedmiocie i nie rzutują negatywnie na karierę edukacyjną dziecka, dając mu jedynie orientację we własnych kompetencjach i stanowiąc wskazówki do dalszej nauki. Natomiast rodzice raz, dwa razy do roku otrzymują ze szkoły raport o postępach w nauce. Przez pierwsze 3 lata podstawówki, nie można zostawić dziecka na drugi rok w tej samej klasie (w podstawówce, jeżeli rodzice się nie zgadzają), istnieje zakaz zakaz dyskryminacji z jakiegokolwiek powodu: pochodzenia, stanu majątkowego rodziców itd. Za ciekawostkę można uznać fakt, że bardzo podobny system z ograniczoną liczbą egzaminów istniał przez pewien czas w Związku Radzieckim.
Korepetycje
Ciekawą innowacją w fińskiej oświacie system korepetycji wewnątrzszkolnych. Trzeba przy tym zaznaczyć, że płatne korepetycje są w ogóle zakazane, wszak edukacja ma być bezpłatna. Wiadomo jednak, że niemal wszyscy uczniowie nie radzą sobie z jakimiś wyzwaniami szkolnymi. Finowie instalują zatem w każdej szkole kilku korepetytorów, którzy interweniują natychmiast, gdy nauczyciel zauważa, że uczeń ma jakiś problem, pomagając mu w trakcie lekcji w klasie lub w odrębnym pomieszczeniu, dopóki nie zostanie on pokonany. W klasach VII-IX każdy uczeń ma prawo do korepetycyjnego wsparcia 1-2 razy w tygodniu.
Od szkoły podstawowej obowiązkowa jest nauka języka angielskiego, od gimnazjum – języka szwedzkiego (można też wybrać pod koniec podstawówki). W gimnazjum można wybrać trzeci język a w liceum dowolnie (angielski i szwedzki jest kontynuowany).
Szkoła Podstawowa (Perus-koulu)
Szkoła Podstawowa w Finlandii jest 9-letnia, przy czym istnije podział na klasy niższe (od pierwszej do szóstej) i wyższe (od siódmej do dziewiątej). Podobno fiński system szkolniectwa jest jednym z najbardziej sprawiedliwych na świecie. Poza tym nauka, książki, posiłki i dojazdy do szkoły dla dzieci mieszkajacym dalej niż 5 km od szkoły – są bezpłatne. Rok szkolony zaczyna się w połowie sierpnia i trwa do końca maja, a liczy 190 dni.
Liceum (Lukio) Nauka w liceum w Finlandii trwa 3 lata. Liceum jest ogólnokształcące i ma na celu przygotowanie młodzieży do podjęcia nauki na szczeblach szkolnictwa wyższego. W szkole średniej nie ma obowiązkowego programu zajęć i wymiaru godzin. W fińskim liceum obowiązuje system kursów. Każdy uczeń wybiera i samodzielnie układa swój plan zajęć z szerokiego zestawu kursów tematycznych. Ważne jest, żeby w ciągu 3 lat nauki ukończyć określąną przez daną szkołę ilość kursów. W przypadku każdego z nich jest podana ilość zajęć, na których należy być obecnym, by dany kurs zaliczyć. Z reguły są to kursy 38-godzinne. Na koniec danego przedmiotu należy zaliczyć sprawdzian końcowy.
Liceum zwieńcza państwowy egzamin dojrzałości. Matura składa się z 4 przedmiotów obowiązkowych i jednego dowolnego. Co ciekawe, uczniowie mogą podchodzić do tego egzaminu 3 razy, wtedy kiedy sami zdecydują, że są już na to gotowi. Nie musi to wcale nastąpić po 3 latach. Może to byc równie dobrze na początku nauki. Jednak tylko co trzeci maturzysta dostaje się na studia. I choć celem liceów jest przygotowanie młodzieży do nauki w szkołach wyższych, tylko 10-15% uczniów znajduje miejsce na wyższej uczelni. Niekiedy maturzyści na szansę podjęcia studiów czekają nawet kilka lat.
Szkolnictwo średnie to rownież 2 lub 3-letnie szkoły zawodowe. Przygotowują wykwalifikowanych robotników i techników. Podjęcie nauki w części z nich wymaga matury, w innych nie jest ona konieczna (wówczas program nauczania skierowany jest na przygotowanie uczniów do egzaminu dojrzalosci). Niektórzy uczniowie kończą szkołę zawodową jedynie w celu zdobycia dodatkowych punktów niezbędnych do rozpoczęcia studiów.”
A teraz bardzo proszę o wypowiedź zwolenników liberalizmu i prywatnej oświatki;-)
I jeszcze dwa interesujące linki:
http://www.money.pl/gospodarka/raporty/artykul/uczen;kosztuje;9;tys;zl;polska;w;ogonie;europy,160,0,524960.html
http://www.profesor.pl/mat/n11/pokaz_material_tmp.php?plik=n11/n11_i_kulhawczuk_040620_2.php&id_m=12742
A propos tego drugiego; skoro Hallowa dąży, jak można wnioskować do modelu szwajcarskiego, to ostatnim jej posunięciem powinno być samorozwiązanie MEN i zgaszenie światła 😉
To byłby jedyny plus tej „pseudoreformy”.
Panie Gospodarzu.
Nieco mnie zaskoczyło i rozczarowało twierdzenie, że nie widzi Pan zainteresowania rodziców zmianami w oświacie. Obawiam się, że to nie tak. To, co Pan bierze za brak zainteresowania, to poczucie niemocy. To albo zniechęcenie poparte wieloletnim doświadczeniem, że tutaj niczego ruszyć się nie da, albo poparte obserwacją przekonanie, że szkoła to taki dziwny (s)twór, od którego wymagać, aby był pożyteczny, czy logiczny, to szczyt naiwności.
Otóż rodzice są zainteresowani. Od pierwszych dni edukacji swoich dzieci są w ten proces zaangażowani, poznają stopniowo meandry szkolnych absurdów, najpierw z niedowierzaniem, potem stopniowo przyzwyczajają się, że szkolne = absurdalne.
Czy Pan naprawdę sądzi, że owe ?kursy i korepetycje? to jedynie snobistyczna rozrywka rodziców?
Owe donosy, jak je Pan z przekąsem nazywa, to czasami parę miesięcy determinacji, starań, przygotowań, szukania pomocy prawnej w celu wymiany nauczyciela o którym wszyscy ? od dyrektora do pani ze sklepu po drugiej stronie ulicy ? wiedzą, że jeszcze nikogo niczego nie nauczył w swojej karierze. A po zmianie on i tak dostanie w nagrodę inną klasę, może mniej zorganizowaną, może mniej zdeterminowaną.
Jeszcze a propos ?przeczekiwania?. Słowa, które Pan przytacza ? wręcz wyjęte z ust szkolnej pani pedagog, która innej klasie starającej się o zmianę nauczyciela poradziła (ubiegły tydzień), że ?najlepiej przeczekać, to tylko rok, półtora, tak będzie najlepiej dla młodzieży?.
W tłumaczeniu na język polski pozaoświatowy oznacza to: Lepiej jest dla młodzieży, zgodzić się na poważne braki w wykształceniu z kluczowego przedmiotu i demoralizację polegającą na utwierdzenie w przekonaniu, że sposobem na życie jest ?przeczekiwanie?, zaś absurd jest niereformowalny, niż nauka krytycyzmu, trzeźwego myślenia i społecznego reagowania.
A tak ogólnie: kiedy już gdzieś kiedyś rodzice nagle zainteresują się w takim stopniu, że nauczyciele to zauważą, dowiemy się nagle, że wara im, że się nie znają, pojęcia nie mają, szkolnych realiów takoż i niech się nie wtrącają, skoro nie są nauczycielami.
I już.
cyrus
Moje wyrazy uznania.
To co napisałeś + to: http://mojaosswiata.wordpress.com/
– należałoby chyba uczcić chwilą milczenia, zadumy.
Co z tego wynika dla nas ? Jam możemy to spożytkować ? No i kto ?
„nigdy (…) nie widziałem, aby ostateczne rozwiązanie problemów czy trwałe szczęście lub sukces przyszły z zewnątrz.”
„Istotne problemy (…) nie mogą być rozwiązywane na tym samym poziomie myślenia, na jakim byliśmy, kiedy je tworzyliśmy”.
„Każda z zaangażowanych w konflikt grup przekonana jest, że problem tkwi TAM i gdyby ONI się zmienili lub nagle przestali istnieć, problem byłby rozwiązany.”
@ync – dzięki za słowa uznania. Zastanawiam się dlaczego naczelni „komentatorzy” milczą;-). Link bardzo ciekawy…
Jeszcze jeden interesujący link:
http://praca.gazetaprawna.pl/wywiady/504311,katarztyna_hall_lepiej_przekazywac_szkoly_niz_je_likwidowac.html
Szczególnie w kontekście poniższego:
„Ze względu na różnice w okresie trwania studiów wykształcenie studenta np. w Irlandii kosztuje przeszło 10 tys. dolarów mniej (40 925 dol.) niż we Francji (51 346 dol.). Przeciętnie w OECD wydaje się na ten cel ok. 54 tys. dolarów, najwięcej w Szwecji, ok. 87 tys. dolarów. najmniej w Polsce ? nieco ponad 20 tys. dolarów, czyli nawet mniej niż w Meksyku. Polscy nauczyciele należą do najtańszych w krajach OECD. Polska jest trzecia od końca w organizacji i nauczycielom z conajmniej 15-letnim stażem pracy w szkołach średnich płaci 18 548 dolarów rocznie. Mniejsze pensje w 2008 roku dostawali jedynie nauczyciele na Węgrzech i w Estonii ? poniżej 16 tys. dolarów ? podczas gdy w Niemczech, Irlandii, Korei i Szwajcarii wynagrodzenia te przekraczają kwotę 54 tys. dolarów, a w Luksemburgu sięgają 98 tys. dolarów.”
Całość artykułu tutaj:
http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/448407,raport_oecd_polska_skapi_na_edukacje.html,2
Jest nadzieja, że po planowanej reformie Hallowej pozostanie już tylko zgasić światło, a polscy nauczyciele będą zarabiać mniej, niż w Bangladeszu.
@ cyrus
cytujesz liczby obrazujące pieniądze.
Jak myślisz, gdzie powstają pieniądze?
Czy sądzisz, że w Niemczech, Irlandii, Szwajcarii, Meksyku czy Węgrzech, wymienione kwoty powstają np. w lasach, zwisając listownie z gałęzi drzew?
Jeśli tak – to polecam idąc za Tobą, każdemu, zamiast pobierania pensji nauczycielskiej – wycieczkę na grzybobranie do Schwarzwaldu.
Inaczej, będziemy zarabiać jak w Bangladeszu 🙂 ???
Jak już o tym mowa, Bangladesh, znany z niskich wyników edukacji, przeznacza na miesięczną pensję nauczyciela kwotę równoważną ok. 13% rocznego GDB per capita; analogicznie Polska – 10%.
Jak widać, nakłady na pensje są podobne i adekwatne do możliwości społecznych obu bratnich krajów.
Wyższe o 1/3 niż w PL pensje w Bangladeszu nie przyczyniają się w żadnym stopniu do poprawy wyników (co jest przedmiotem tamtejszej nieustannej reformy).
Chyba, że tu nie chodzi w podwyżkach o wynik, ale o wydojenie podatnika.
Lepiej, przy tym myśleniu, sprawdza się grzybobranie.
Jestem, jako podatnik, gotów zasponsorować Ci bilet (w obie strony!) 🙂
Pozdrawiam.
Kilka interesujących wyimków:
„Ważne jest też na ile przychylny będzie stowarzyszeniu samorząd i co uda się stowarzyszeniu wynegcjować z nim. No i wreszcie samo stowarzyszenie. Trzeba po prostu dobrać takich ludzi, którzy będą chcieli pracować społecznie – mówi była dyrektorka szkoły w Białobłotach. Deleszkiewicz dodaje, że prowadzenie gimnazjum w Białobłotach przez stowarzszenie było niedrogie tylko dlatego, że gminna podstawówka oraz gimnazjum prowadzone przez stowarzyszenie działały obok siebie, w tym samym budynku. W obu szkołach pracowali ci sami nauczyciele, z tym że etaty mieli w szkole opłacanej przez gminę, a w gimnazjum uczyli na ,,umowie o dzieło??. Stowarzyszenie nie musiało ponosić wszystkich kosztów wynikających z etatowego zatrudnienia.
Chwalił sobie szkołę prowadzoną przez stowarzyszenie radny Karol Zimny. Mówił, że żona pracuje w Pleszewie, gdzie szkołę prowadzi stowarzyszenie. ? W szkole obowiązuje regulamin, oparty zresztą na Karcie Nauczyciela. Nauczycielom zachowano 18 – godzinne pensum, mają nawet nadgodziny i nie muszą sprzątać szkoły, czego się wcześniej obawiali. Wszyscy chwalą to sobie ? zapewniał radny.”
”
Utrzymanie szkoły prowadzonej przez ngo jest o 25 proc. tańsze niż gminnej. Źródłem oszczędności jest rezygnacja z Karty Nauczyciela, a co za tym idzie spadek wynagrodzeń nauczycieli (w gminie Karczew pensje nauczycieli w szkole prowadzonej przez stowarzyszenie były o 40 proc. niższe, w Bogutach-Piankach o 22 proc.).”
„Prowadzimy szkołę od 2001r.nasza dotacja jaką otrzymujemy z gminy jest o niewystarczająca na inwestycje szkolne typu remont budynku wymiana instalacji elektrycznej ,co, wymiana zużytych mebli i wyposażenia , oszczędzamy na płacach nauczycieli,obsługi,staramy sięsprostać wymaganiom BHP,Nauczyciele realizują pensum 24 lub 25 godzin,pomimo to ich zarobki są niższe o około 40procent w stosunku do szkół prowadzonych przez samorząd.Atmosfera w gronie jest bardzo dobra nauczyciele pracują pomimo tych niedogogności.”
Czyli – ogólnie może być świetnie! Nie trzeba będzie sprzątać szkoły! Super! Już chcę do szkoły „stowarzyszonej” albo przynajmniej takiej „z pęczka”; używając terminologii „Genialnej Kobiety”.