Wykosić najlepszych

Najlepsze łódzkie licea dostały cios poniżej pasa – nakaz zmniejszenia liczby klas pierwszych w roku szkolnym 2011/2012. Dotknęło to także moją szkołę: zamiast przewidzianych siedmiu klas dostaliśmy zgodę na pięć. Podobnie potraktowano I LO, IV LO, XII LO, XXXI LO i parę innych.

Dwa miesiące temu wiceprezydent Krzysztof Piątkowski wręczał tym szkołom dyplomy uznania za rzetelną pracę i sukcesy (zob. materiał). Jakże fałszywe to były nagrody. Na ustach słowa uznania, a w rękawie zdradziecki nóż. Najlepsze szkoły w mieście, które od lat dbają o renomę i wysokie wyniki nauczania, będą zwalniać część swojej kadry, ponieważ Wydział Edukacji każe im zmniejszyć nabór. Dzieci ze świadectwami z biało-czerwonym paskiem nie zostaną przyjęte, ponieważ jakiś urzędnik wyznaczył limit miejsc do szkół renomowanych – o jedną trzecią mniej niż w latach poprzednich. Współczuję rodzicom, którzy planowali swoje dzieci posłać do nas czy do innych renomowanych szkół. Trzeba się będzie żreć o miejsca, a szanse na wygraną marne.

Dzisiaj w moim liceum była atmosfera jak w najniższym kręgu piekieł. Szczególnie fatalnie czuł się dyrektor. Kto go zna, ten wie dlaczego. Otóż od 20 lat wyciska on z nauczycieli siódme poty, motywując i zmuszając do ciężkiej pracy. Nie ma lekko. Nieraz byłem wściekły, gdy musiałem się tłumaczyć (często na piśmie), dlaczego nie rozpocząłem punktualnie lekcji (chodziło o minutę), dlaczego wypuściłem uczniów pół minuty wcześniej. Na hospitacje dyrektorskie każdy nauczyciel przygotowuje się, jakby miał kolokwium habilitacyjne. Normą jest przepytywanie z metod nauczania, prowokowanie dyskusji o meritum lekcji, nawiązywanie do szczegółów z treści lektur. Nieźle się trzeba napocić, żeby w tej rozmowie uczestniczyć i nie wyjść na nieuka. Pamiętam, że jako młody nauczyciel bardziej się do tych rozmów przygotowywałem niż do egzaminów na polonistyce. Trudno było, ale dzięki temu wiele rzeczy mam dziś w małym palcu. Podobnie inni nauczyciele – każdy przeszedł drogę przez mękę i został mistrzem.

Teraz okazuje się, że nie było warto. Wydział upokorzył nas, jakbyśmy nie zasługiwali na uczniów, bo źle uczymy i nikt nie chce do nas przyjść.

Dyrektor poczuł się jeszcze bardziej upokorzony niż my. W proteście złożył w Wydziale Edukacji rezygnację ze stanowiska. Nie dziwię mu się. Odkąd pamiętam, zawsze tłumaczył, że będziemy mieli tylu uczniów, ilu przyciągniemy swoją ciężką pracą. Że wszystko w naszych rękach. Teraz okazało się, że nie miał racji. O naszym losie decydują nie wyniki nauczania i tłum bijący się o miejsca w szkole (w Łodzi jesteśmy rekordzistami – co roku najwięcej osób ubiega się o miejsce w XXI LO), lecz urzędnik. Słyszałem dziś, że uczniowie mówili, iż dyrektor ma klasę (wieść o podaniu się do dymisji szybko obiegła szkołę). Całe liceum trzyma za dyrektora kciuki, aby wyszedł z tej walki cało. Osobiście uważam, że gest ze złożeniem prośby o odejście ze stanowiska był zbyt pochopny. Honor i emocje były jednak silniejsze od rozsądku. Na urzędników honorowe metody mogą nie podziałać.

Teraz zwracam się do wiceprezydenta Łodzi ds. edukacji, Krzysztofa Piątkowskiego, i podległych mu urzędników: Co wy wiecie o nauczaniu, żeby tak pomiatać ciężko pracującymi nauczycielami? Co wy wiecie o edukacji, żeby nie szanować dyrektorów najlepszych szkół? Co wy wiecie o nauczaniu, żeby tak lekceważyć najambitniejszą młodzież w mieście? Co wy w ogóle wiecie o nauczaniu?