Najlepsi coraz gorsi
Wymagania są coraz mniejsze, więc uczniowie uczą się coraz mniej. Po co mają się wysilać, skoro przeciętne wyniki na maturze nie dyskwalifikują, lecz zapewniają sukces. Kiedy zachęcam, aby bardziej się przyłożyli, mówią, że tyle naprawdę wystarczy. Studia czekają także na miernych. Wystarczy odrobinę wychylić się ponad tę mierność, aby mieć zagwarantowane miejsce na prestiżowych kierunkach. Nawet na UJ profesorowie, co słyszałem od nich na własne uszy, musieli obniżyć poprzeczkę, bo inaczej nie mieliby wystarczająco dużo chętnych. Nic dziwnego, że uczniowie uczą się coraz gorzej, przecież wysiłek przestał się opłacać.
Niektórzy nauczyciele sięgają po argumenty z przeszłości, czyli przekonują, że wysilać się warto, ponieważ uczymy się dla siebie, a nie dla szkoły. Jednak aby uczyć się dla siebie, trzeba siebie rozumieć, a to przychodzi wraz z wiekiem. W dzieciństwie człowiek uczy się dla rodziców, dla dziadków, dla cioci i wujka, w końcu uczy się, aby przyjęli do następnej szkoły, aby nie było problemów z dostaniem się do liceum, na studia. Dla siebie dziecko się nie uczy, tylko człowiek dorosły, który już wie, czego chce od życia.
Miejsc w szkołach i na studiach jest więcej niż chętnych. Nic więc dziwnego, że nawet najlepsi opuszczają skrzydła i mierzą dużo niżej. Po co się wysilać, gdy poprzeczka leży u stóp?
Patrzę na najlepsze klasy w mojej szkole. Niestety, dzisiejsi najlepsi uczniowie, których chwalimy i podziwiamy, byliby dziesięć-piętnaście lat temu traktowani jako przeciętni, a niektórych wręcz trzeba by przywoływać do porządku i zostawiać po godzinach na karne douczanie. Sprawdziłem w sobotę prace stylistyczne bardzo dobrej klasy. Prawie połowa uczniów napisała tekst na półtorej-dwie strony, a niektórzy tylko na jedną stronę. Pamiętam czasy, że w ogóle nie przyjmowałem do sprawdzenia prac stylistycznych, które miały mniej niż cztery strony formatu A-4. Więc prawie wszyscy pisali cztery-pięć-sześć stron, a przecież czasu mieli tyle samo, co dzisiejsi uczniowie: dwie godziny lekcyjne. To niesamowite, jak szybko udało nam się zmienić pokolenie na mniej oczytane i mniej sprawne w pisaniu. To nie jest wina uczniów, oni przecież są tacy sami jak wszyscy ludzie w ich wieku – uczą się tylko tyle, ile muszą. A że muszą coraz mniej, więc też coraz mniej się uczą. Można im tego tylko pozazdrościć.
Komentarze
Złudne to wszystko jednak. W przeciwieństwie do rynku edukacyjnego, rynek pracy jest przestrzenią niezwykle wymagającą- tutaj chętnych jest więcej niż miejsc do wykorzystania. Prawdziwą tragedią dla tych dzieciaków będzie przekonanie się na własnej skórze, jak wygląda rynkowa „reality”, dalece odmienna od szkolno- uczelnianego „reality-show”. Z drugiej strony… Nawet do tych dzieciaków dochodzą informacje ze świata dorosłych, świata rozczarowań i zniszczonych złudzeń- po co się wysilać, skoro największa wartość pracownika nie leży w jego umiejętnościach, ale zgodzie na prac na UoD i zadowolenie stawką najniższą z możliwych?
„Patrzę na najlepsze klasy w mojej szkole. Niestety, dzisiejsi najlepsi uczniowie, których chwalimy i podziwiamy, byliby dziesięć-piętnaście lat temu traktowani jako przeciętni, a niektórych wręcz trzeba by przywoływać do porządku i zostawiać po godzinach na karne douczanie. ” To jest skutek reform, które targają oświatą już od czasów min. Kuberskiego. Najpierw powoli, później już w iście stachanowskim tempie odchodzimy od klasycznego nauczania i klasycznych przedmiotów ( w sensie dominującej roli matematyki, fizyki, języka polskiego czy historii) na rzecz różnych wychowań od fizycznego do wychowania do używania pilota, albo nawet wybierania tańszego sklepu mięsnego. Wychowanie poszło także już zupełnie do lamusa, chociaż wszelkie plany wychowawcze tudzież odpowiednie zespoły produkują tony makulatury. Biurokracja zabija nauczanie i wychowanie jak trucizna wolna – pewna. Ze szkół powoli odchodzą nauczyciele, ci kolorowi, ci którzy po prostu umieją, wiedzą, są i przez to uczą. Ostają się lepiej przystosowani, mierni, ale wierni, ale nie misji zawodu tylko „derektorowi” i „Organowi”. O poziomie doboru kadr „derektorskich” nie wspomnę, ludzie przywożeni przez nieboszczkę komunę w teczkach, to był często zdrój myśli i wzór kultury w porównaniu ze zwycięzcami – pożalcie się bogi, konkursów dzisiejszych. I tak człowiek pracuje, mając w szkole powiedzmy nie pierwszej licealnej w okolicy , „absolwentów” gimnazjów i „derektorów”. Jak powiedział jeden z filmowych bohaterów: debil na dole, debil na górze”, a ja dodam, a nad tem wszstiem MEN. I M jak miłość z nimi wszystkimi!
Szanowny Panie Profesorze,
więc dzisiaj wpis bardzo miły, merytoryczny i głęboki…
To i ja coś dodam.
Jeśli to, co Pan opisuje ma związek z rzeczywistością szerszą, niż własny (Pana) punkt widzenia i doświadczenie, to wnioski wydają się nieco wąskie.
1/ Czy rzeczywiście ilość wysmażonych stron stylistycznych to jest to, co decyduje o jakości wykształconego współcześnie Polaka?
2/ Czy naprawdę Pana uczniowie robią tylko to, co MUSZĄ? Czy to jest raczej projekcja postawy nauczycielskiej w tym kraju?
3/ A może uczniowie, jak każdy zdrowy człowiek, robią to, co się opłaca – bo sprawia satysfakcję, bo jest atrakcyjne, bo daje korzyści społeczne i ekonomiczne – dziś i w przyszłości?
4/ Na czym polega sprzeczność (?) pomiędzy fizjologią i psychologią ludzkich motywacji samodoskonalenia a formą i treścią funkcjonowania szkoły i nauczycieli? Chyba tylko na nieopisanym dysonansie poznawczym tych drugich…hihi.
5/ Czy naprawdę nie ma innego w szkole paradygmatu, niż leniwi i krnąbrni uczniowie, lekceważący trud i mądrość troskliwych i dojrzałych wiekiem nauczycieli? Jako źródło kondycji szkoły (obok, oczywiście, zwyczajowego zaklęcia: apage Hall Of Infame)?
Czy rzeczywiście można nam w tej sytuacji czegokolwiek zazdrościć?
Jeśli tak – zapraszam pod katedrę, gdzie wolnorynkowe miejsca wyzwolenia czekają (a uczniowie dwoją się i troją w trudzie 🙂
Z Pozdrowieniami stamtądże.
Wymagania są przede wszystkim coraz bardziej bezsensowne…;-)
” Nawet na UJ profesorowie, co słyszałem od nich na własne uszy, musieli obniżyć poprzeczkę, bo inaczej nie mieliby wystarczająco dużo chętnych. Nic dziwnego, że uczniowie uczą się coraz gorzej, przecież wysiłek przestał się opłacać.”
Pospiesznie donosze, ze jest to tendencja swiatowa. Na wlasne uszy slyszalam od profesorow uczelni wyzej plasujacych sie niz UJ, ze studenci potrafia coraz mniej, bo… niz demograficzny im pomaga. Chcemy miec studentow, musimy obnizyc wymaganaia. To samo na nizszych szceblach edukacji. Renomowane licea, do ktorych kiedys pchalo sie 10 chetnych na miejsce teraz maja trzech, i prognozuja, ze niezadlugo beda przyjmowac chyba wszystkich. MNiej dzieci ogolnie , mniej zdolnych na egzaminach wstepnych.
Nie bylabym wiec taka pewna, ze to skutki reform polskich rzadow.
Przychylam sie do opinii „tra”, ze pierwszym wstrzasem bedzie rynkowe „reality”. Nawet srednia praca tylko dla czempionow, taki to jest wolny rynek.
Jak bardzo to czego uczy i,co ważniejsze, wymaga poprzez system egzaminacyjny jest potrzebne czy to w pracy czy w życiu?;-)
Jak wiele z tego to wynik działań różnych przedmiotowych lobbies????
Z wymaganiami nauczycielskimi i uczniowskimi osiagnieciami to jest tak jak ze szczeblami w drabinie: odstep jest staly – obniza sie wymagania liczac ze ucznowie wreszcie im sprostaja, ale nie – uczniowskie osiagniecia ida rowno w dol – odstep jest staly!
W sukcesywnym obniżaniu edukacyjnej poprzeczki zwracają uwagę:
– kpina ze zwykłej statystyki – ustalenie dopuszczalnych wyników sprawdzianów i egzaminów na poziomie poniżej 50% skali – po co się w ogóle uczyć i tak jakoś to będzie?
– promowanie bezmyślnego, odtwórczego korzystania z dowolnych źródeł, gdzie Internet jest traktowany na równi z ugruntowanymi – po co się w ogóle uczyć i tak jakoś to będzie?
– dopuszczanie wypracowań w formie wydrukowanej zamiast pisanej odręcznie – promowanie doraźności, szybkości i bylejakości – po co się w ogóle uczyć i tak jakoś to będzie?
– brak umiejętności zgrubnego szacowania wyników – błędnie użyty kalkulator jest traktowany jak wyrocznia – po co się w ogóle uczyć i tak jakoś to będzie?
Można by mnożyć te smutne przykłady…
Stylistyka wypowiedzi to najmniejsza bolączka, kiedy zwykłe myślenie kuleje.
Drogi Gospodarzu,
Poruszył Pan bardzo ciężki, trudny temat. Wymagania spadają, to fakt. Śmieszy (a raczej doprowadza do szału) fakt, iż będąc w Liceum Ogólnokształcącym przez już praktycznie 3 lata swojej edukacji napisałam może 4 dłuższe wypowiedzi, które podpadały pod wypracowanie maturalne. Może to prostu nauczyciele obniżyli poprzeczkę? A uczniowie się tylko do tego dostosowali. Czytanie lektur – „i tak wiem, że nie przeczytaliście, więc mniej więcej chodziło o to…”. W takim razie po co czytać?
Szczerze mówiąc – więcej pisałam będąc w gimnazjum, tam standardem było jedno wypracowanie na tydzień… Smutna ta nasza polska rzeczywistość.
Obniżamy loty, a może już dosięgamy dna?
Zgadzam się z każdym słowem gospodarza. Tyle że on zauważa to w odniesieniu do własnych uczniów, którzy chodzą do dobrego liceum i tworzą tzw. dobrą czy bardzo dobrą klasę. Chciałabym, aby gospodarz musiał omówić jakiś tekst literacki w mojej słabej klasie licealnej i spróbował potem ocenić pracę stylistyczną- ot, tak, dla porównania.Bo pana Dariusza jednak ciągle obchodzi wynik z matury 80+% i to nie tylko z podstawy, ale i rozszerzenia; mnie- przedział 30-50% z podstawy- i to jest ten ból.
To znaczy, że młodzież zachowuje się racjonalnie…? Droga do dyplomu szkoły wyższej i „wyższego wykształcenia” jest dostępna dla każdego, nie wymaga żadnych predyspozycji i niemal żadnego wysiłku, tylko te minimum godzin spędzonych w szkolnej ławce. A dobra praca i tak czeka na krewnych i znajomych Królika albo tych, którym się zwyczajnie poszczęści… Taki komunikat przekazujemy młodym my rodzice, wy nauczyciele, oni media. I wobec takiego stanu rzeczy nieuctwo jest usprawiedliwione i racjonalne. Ja na swój własny oraz moich dzieci użytek natomiast powtarzam argument, którego używa się rzadko albo w ogóle. Mózg wymaga ćwiczeń. Nasi dziadkowie uczyli się na pamięć „Pana Tadeusza”, nasi rodzice wkuwali łacińskie sentencje i jakoś służyło to ich intelektualnym możliwościom. Wierzę albowiem, może naiwnie, że ktoś inteligentny, oczytany i gruntownie wykształcony w ostatecznym rozrachunku lepiej sobie poradzi w życiu, nawet w tak nieciekawym świecie jak nasz. To jedno jeszcze możemy, gimnastykować nasze neurony…
Etoro passa- gdybyś zobaczył /a/ czego nie wiedzą nastolatki tu na głębokiej prowincji! ‚Rewizyta’- uważają, że to ponowna wizyta, rok np. 1873 to dla nich wiek osiemnasty / nie chodzi o pojedyncze wypadki, niestety/. A potem matura np. z języka obcego, polecenie każe zaproponować rewizytę w najbliższym czasie- czego ten biedny matołek może tu dokazać? Nadciąga katastrofa powszechnego analfabetyzmu niewidoczna jeszcze dla MEN, telewizji / z tymi przemądrymi gadającymi głowami mówiącymi do siebie samych/, Warszawy.
A jednak nawet tacy maturę zdają , brawo Giertych, na studia dzienne też się dostają. Życie wśród fachowców jakimi oni będą … .
Nie mam pomysłu, jak to zmienić. Do niedawna myślałem, że winna jest tzw. nowa matura. Teraz dochodzę do wniosku, że nie. Komisje egzaminacyjne działają jak termometr, wskazują wyniki, niestety, złe. Najlepiej stłuc termometr, wtedy nawet nie będziemy wiedzieć, co się dzieje w edukacji, np. polonistycznej. Co zrobić? Nie wiem! Tak sobie myślę, żeby oświatą zajmowali się fachowcy, a nie krętacze stawiający diagnozy na podstawie „lewych” działań finansowanych z funduszy UE. Ale: pecunia non olet!
Ostatnio z przerazeniem stwierdzilem, ze w bolach zaliczajac jezyk polski (mature pisemna na 3+) obecnie jestem ponad srednia. Nagle sie okazalo, ze jesrtem wsrod osob, ktore sa odpowiedzialne za zachamowanie obnizania sie poziomu znajomosci polszczyzny! Dodatkowo zauwazylem, ze mlodzi ludzie nie umieja pisac dlugopisem. Sam bazgrole niemilosiernie, ale to jak moj korepetytor niemieckiego bazgrolil to przebija mnie znacznie, a on nie jest wyjatkiem!
Tak na marginesie do uczniow nie mozna miec pretensji, bo oni sie wpisuja w rzeczywistosc i to swiadczy o ich zdrowym rozsadku, a odpowiedzialnosc ponosza ustawodawcy, i srodowiska naukowe i demografia odrobine.
Coraz wiecej degrengolady na uczelniach (vide wypowiedzi niektorych odwaznych), ktore krztalca tych co maja krztalcic, a my dalej chowamy glowe w piasek i za jakis czas obudzimy sie z takim poziomem nauczania jak w USA w szkolach powrzechnych, a obecni uczniuowie bede pisac takie teksty jak moj.
Trzeba mowic jak najwiecej o problemie to moze sie zbierze masa krytyczna
Uczniowie może i mniej umieją, ale szóstek jest coraz więcej.
Rozumiem czemu nauczyciele pchają się do polityki.
Wrodzony talent do odwracania kota ogonem ich tam popycha.
Obniżenie poziomu kształcenia, nie jest wynikiem ich marnej pracy tylko obniżenia wymagań.
Nie ich wymagań, tylko ministerstwa wymagań.
Bo to ministerstwo wymaga od uczniów, nie nauczyciel na lekcji.
Uczniowie podstawówek ze względu na łatwiznę na maturze zaniedbują się z matematyki, czytają opracowania w internecie a nie lektury bo minister Hall tak każe.
Pensum zmniejszyć , pensje podnieść i niepotrzebne szkoły za publiczne pieniądze utrzymywać i od razu się poziom podniesie.
Nie wiem co się dzieje ale wiem co przeszkadza mi w pracy.
1) Nadpapierkowość.
Dzisiaj zamiast przygotowywać się do lekcji pisałem sprawozdania z godzin karcianych, jakie cele, metody, co dały a co mogą dać … Dwie strony maczkiem. Dyrekcja chce, bo od niej wymagają
2) Brak bata na młodych przestępców
zbyt mało miejsca w domach poprawczych powoduje, że normalnie chodzą do szkoły i „czynią swoją powinność”
3) Forowanie dzieci z dysfunkcjami
4) Młodzież za dużo czasu spędza w szkole na bezsensownych zajęciach
Złapałem się na tym, że mogę tak wymieniać i wymieniać. Trochę to bez sensu.
@ tmr –
ja też tak uważam – w tym ‚szaleństwie’ młodzieży jest metoda… 🙂
Taki świat stworzyli dorośli, mnożąc i promując króliki. a teraz się… dziwią! Matołectwu – ale czyjemu? Czyżby szkoły i nauczyciele mieli w ostatnich 20 latach permanentny urlop dla ugaszenia wypalenia (ale wypalenia czego, na Boga?).
Swoją drogą, @ Kartka z podróży słusznie tu promuje takie płatne przez podatnika urlopy dla nauczycieli! Przecież w taki rok można pojeździć po całym świecie za cudze – a to wybitnie kształcące podróże!
@ open,
a kto aby kształtuje tę matołkowatość? Czyżby słownictwo powszechnego analfabety nie korelowało z czasem spędzanym (właśnie tak: spędzanym) w szkole?
Czyżby rewizyta była słowem przydanym genetycznie?
A propos słówek, co to znaczy:
a/ prognostyk (przewidywane złącze?)
b/ ekolog (wejście na stronę /hihi/ f-my ecco?)
c/ onegdaj ( zdezaktualizowana darowizna?)
d/ protestant (zwolennik testów – czyli wróg publicznej oświaty?)
Niech się łaskawi Groniarze Pokojowi wypowiedzą, bo jak na razie, podane powyżej znaczenia są równie idiotyczne jak te, w jakich medialni analfabeci dyplomowani tych słów używają.
Napiszcie, Milusińscy Inaczej, czego uczycie!
Po 5 punktów w teście za odgadnięcie znaczenia każdego ze słów.
Ale – jakie ma dziś znaczenie co się pisze i mówi, skoro i tak szkoła uczy, że robi się co innego.
Z chichotem spod katedry – pozdrawiam 🙂
@ parker
TY KILLERZE 🙂
@ Ojcie Pietrze
nie ucz petza piepszyć wierszem
doświadczenie ma on lepsze…
To a propos matołkowatości, co Amerykanów chce uczyć poziomu nauczania.
Po czynach ich poznacie, Pietrze – to te gupie amerykany sprawiają że nawet głos piotrowy niesie się na falach webu i blogu…
A u nas nawet tam-tamów nasza edukacyja nie wymyśliła. Pietrze.
Za to szamanów ci u nas dostatek.
Amenange Szamanas! 🙂
Po raz kolejny polecam- Frank Furedi „Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?” (przeł. Katarzyna Makaruk, PIW, Warszawa 2008). Tam są odpowiedzi na wszystkie pytania.
Pozdrawiam
A może to bardzo przemyślana polityka? W końcu jesteśmy krajem katolickim, ostoją i przedmurzem. Nie uda się tego utrzymać edukując młodzież. Tylko brak edukacji (edukacja udawana) jest gwarancją silnej wiary. Mam córkę w liceum, prócz katechezy jest katechizowana także na języku polskim, WOSie i biologii. Ma elementy religijne na geografii. Jakoś nie ma jeszcze boga w matematyce, ale kto wie co jeszcze ministerstwo wymyśli. Liczenie diabłów na łebku od … eeech!
Jest jeszcze „Zabawić się na śmierć”…;-)
Jak to zmienić ? – Mniej siedzieć na blogach.
Skończyć z ciągłym diagnozowaniem. Wszystkie diagnozy zostały już postawione.
Przestać być biernym belfrem, co to świetnie potrafi ponarzekać, pokazać swoje rany i blizny, oraz wskazuje winnych.
Przejść od gadania do działania. Bo każdy powiedział już to co wiedział …
600 tysięcy nauczycieli to olbrzymia siła, wielki potencjał. Uśpiony jak chłopi pańszczyźniani. Nauczyciel pańszczyźniany – to jest prawdziwy problem !
Tak, nauczyciele są różni, jak wszyscy ludzie. Ilustruje to krzywa Gaussa. Więc niech ci z jej prawej strony ruszą swoje … mózgi i serca. Reszta tylko czeka na to.
Kolejna okazja (do czego ?) będzie w październiku. Organizatorzy spotkania chcą skupić się na DZIAŁANIU, czyli CO ROBIĆ żeby ruszyć ten głaz. Jakie są mocne punkty, do których można przyłożyć dźwignię zmian ?
„Jednocześnie pragnę poinformować, że następny – VI Kongres Obywatelski odbędzie się 15 i 16 października br. (będzie więc po raz pierwszy dwudniowy!) na Uniwersytecie Warszawskim, a jego hasłem będzie EDUKACJA DLA ROZWOJU. Zasięgiem debaty chcemy objąć cały cykl edukacyjny od urodzenia aż po wiek podeszły i od edukacji formalnej (przedszkola, szkoły, uczelnie), przez pozaformalną (edukacja w pracy i w systemie szkoleń), aż po nieformalne (np. edukacyjna rola rodziców czy rówieśników). Wychodzimy z założenia, że edukacja powinna być naszym priorytetem narodowym i indywidualnym. Przewidujemy również debatę przedkongresową, do której będziemy zapraszali wszystkich chętnych.”
Wstęp wolny.
Jedną z głównych przyczyn obniżenia się poziomu (czego i czyjego ?) jest zanikanie elit i elitarności. Wiąże się to z sowietyzacją, która mocno siedzi w naszych strukturach, działaniach i głowach.
Dygresja: słowo ‚sowietyzacja’ to nie jest obelga. Tak jak nie jest nim ‚ułomność’, ‚kalectwo’, ‚upośledzenie’, ‚inwalidztwo’, ‚starość’, itp.
Zanik elit w szkole wśród nauczycieli = zanik elit wśród uczniów = zanik elit w społeczeństwie = … zapaść cywilizacyjna.
Jak budować elity w szkole i czy jest to możliwe ? Jest, i to od pierwszej klasy. Jak to robić ? – niestety, blog nie jest dobrym miejscem do takich rozważań.
Jednym ze skutków sowietyzacji oświaty jest strategia edukacji „kupą, mości panowie – i biegiem !”. Wszyscy równo, w jednakowym tempie, to samo, w jednym miejscu. No i ciągły pośpiech, dodatkowo wzmagany przez wymogi biurokratyczne.
Ale to są tylko diagnozy (znów !). Jak to zmienić ?! Co robić, od czego zacząć ? Ciągle powtarzam te pytania w różnych miejscach i na różnych spotkaniach. Zauważam, że w tym momencie spada zainteresowanie rozmówców, opadają emocje, z twarzy znika entuzjazm, który powraca szybko gdy ktoś rzuci hasło: a może najpierw ustalmy co stoi na przeszkodzie. O tak, wtedy dyskusja ponownie ożywia się, ludzie wyprostowują się, w oku pojawia się błysk. To też jest objaw sowietyzacji. To dotyczy nie tylko nauczycieli.
Jest problem – ponarzekajmy i wskażmy winnego … – nasze.
Jest problem – porozmawiajmy i wskażmy możliwe rozwiązania … – obce.
Chcesz mieć dobre wyniki ? – musisz rozwijać talent i charakter. Cóż byłby wart talent Skłodowskiej czy Małysza bez odpowiedniego charakteru ?
Szkoła stara się rozwijać talenty, wiedzę i umiejętności uczniów i jednocześnie psuje, niszczy i zabija ich charakter i pozytywne nawyki.
Jak to robi i dlaczego ? Proszę wrócić do swoich lat szkolnych, proszę spojrzeć na swoje dzieci. Wszyscy jesteśmy przejechani lub potrąceni przez szkołę.
Czy w „Ameryce” jest inaczej ? Nie wiem nie byłem. Słyszę tylko, że „tam” jest różnorodnie, a „u nas” jednorodnie. Jemy z jednego kotła, boimy się pluralizmu jak ognia.
Szanowny Panie,
Co sądzi Pan o tzw ewaluacji ? Bo naszą szkołę to czeka. Przepytywać mają uczniów, nas nauczycieli oraz rodziców. Analizowana ma być tzw karciana godzina. Co prawda została ona zaskarżona do TK przez Solidarność , o czym zwróciłem uwagę na posiedzeniu rady nadzorczej. Acz zostałem olany
Wracając do pytania. Czy może ktoś już doświadczył ewaluacji zewnętrznej ?
@parker
Nie wiem jaki jest powód Twojej nienawiści do nauczycieli i szczerze mówiąc jest to nieistotne, ale powiem Ci coś z perspektywy osoby której niedawno udało się odejść z oświaty po wielu latach pracy.
Primo – pracuję mniej, a zarabiam więcej;
Secundo – moja praca oceniana jest przez pryzmat tego, co JA zrobiłem, a nie co zrobił, bądź nie zrobił ktoś inny.
Tertio – nie muszę tworzyć tony niepotrzebnych nikomu dokumentów i pełnić funkcji do których nie zostałem przeszkolony.
Quatro – wolne mam wtedy kiedy chcę, a nie wtedy kiedy nakazuje mi ustawa.
Wybacz, ale pracując jako nauczyciel nie miałem okazji doświadczyć tych wszystkich niewyobrażalnych „łask” płynących z faktu pracy w oświacie, o których tak często rozprawiasz.
Pozdrawiam
Lone Wolf
Do komuch
>Co sądzi Pan o tzw ewaluacji ? Bo naszą szkołę to czeka. <
Parę osób (w tym szefowa OSKKO Berdzik) zarobiło masę kasy na kiepskim projekcie.Teraz projekt trzeba wdrożyć żeby kasę rozliczyć!Proste?;-)
A może to ogólna prawidłowość, że najbardziej rozwinięte cywilizacje degradują się, ustępując miejsca nowym. Jednym z przejawów tej degradacji jest degradacja szkolnictwa, zaniżanie wymagań, tworzenie się sfer uprzywilejowanych w dostępie do stanowisk i dóbr materialnych (niezależnie od posiadanej wiedzy, umiejętności, zdolności|). Czas na cywilizacje azjatyckie. Ameryce i Europie już dziękujemy…
Nie wiem, dlaczego niektórzy negują oczywistą prawdę- poziom się obniża systematycznie, jest to trend ogólny, znak czasu, w oświacie, w kulturze, bułka z kotletem krótko mówiąc. Nasza szkoła też nie jest w stanie zaoferować wyższego poziomu, choćby nie wiem co, bo nauczyciel często nie ma do dyspozycji podstawowych środków pracy. Tego nikt nie chce zauważyć. A reformy się robi poprzez zwiększanie biurokracji w szkole, bo to najtańszy sposób udawania- pozorowania działań. Nie watro spinać pośladów, nic ludzie nie zmienicie, bo to w tym kraju nierealne 😉
@ ync,
jeśli postulowanym przez Ciebie działaniem ma być … debata, to zastanawiam się, kiedy w tych debatach dojdziemy do tego, co inni robią od pokoleń.
Obawiam się, że pozostając w zbiorowym stanie nieświadomej niekompetencji narodowej (nie wiemy, że nie wiemy), jedyny wniosek z takich debat doprowadzi nas do wynalezienia koła.
Mam na myśli, że doskonale wiadomo, jak działają mechanizmy społeczno-ekonomiczne i co trzeba zrobić.
Również w i dla oświaty.
Problem w tym, że to, co zrobić trzeba, zagraża interesom 600 tys zasiłkowców oświatowych – musieliby udowodnić swoją przydatność nie tylko przed krewnymi i znajomymi królika.
To jest właśnie name of the game – chochola polka, w której giną portfele i zagubiają się autostrady.
Nie przypadkiem Lynch Dawid zakochał się centralnej Polszcze…
Wymarzona lokalizacja na nieustający sequel Twin PiS (25% wyborców kupiło już bilet dożywotni, a młodych fanów kształcą ustawicznie oświatowi fani pana duże Gie).
Róbmy coś, biegnijmy…! Idźmy w ślady Gombrowicza i Mrożka (Argentyna, Meksyk…)
Pozdrawiam 🙂
Obiecałem sobie nie zabierać głosu na tym blogu ale z powodu słabej silnej woli nie zawsze udaje mi się słowa dotrzymać. Jak się odezwę, obiecuję sobie nie wdawać się w polemikę, ale człowiek jest ułomny więc jeszcze jeden wyjątek od reguły.
Mam osobiście dobre doświadczenia z nauczycielami.
Ale nauki pobierałem w czasach gdy w szkołach nauczyciele byli w dużej większości wykształceni przez jeszcze przedwojenna kadrę, która znała pojecie etosu zawodowego. Dziś pozostał już tylko jego homeopatyczny roztwór.
Nie było bezrobocia, więc do zawodu garneli się ludzie z powołania a nie nieudacznicy życiowi którzy jedyną szansę przetrwania upatrują w zaczepieniu się na państwowym garnuszku.Nie było negatywnej selekcji do zawodu.
W dodatku nie było internetu który pod przykrywką anonimowości pozwala zajrzeć w nauczycielską duszę i zobaczyć jej marną kondycję.
@Lone Wolf
Po pierwsze, to piszesz nie na temat.Jak rasowy polityk który nie odpowiada na pytania tylko gada co chce powiedzieć.
Gdybym był nauczycielem i miał ocenić Twoją wypowiedź odesłał bym Cię do ławki z ocena niedostateczną nie analizując dalszego ciągu.
Po drugie, zawsze można znaleźć pracę,(o ile się taki wysiłek podejmie, co nie jest w przypadku nauczycieli powszechne) w której się zarabia więcej a pracuje mniej.Jak również często się zdarza w życiu, że człowiek musi zmienić pracę i podjąć taką w której pracuje się więcej a zarabia mniej.
Czego to dowodzi?
Że są zawody lepiej opłacane od nauczycielskiego?
Są ale są i gorzej o czym świadczy nadmiar rąk do pracy w zawodzie.
Argument nic nie wnoszący do dyskusji.
Siadaj, dwa.
Po trzecie, każda praca jest oceniana przez pryzmat dokonań ją wykonującego chyba, że się pracuje w zespole ale i wtedy ocenę pracy członków zespołu dokonuje się indywidualnie.
To, że w dyskusji na blogu wypowiadamy się o nauczycielach ogólnie wynika z potrzeb dyskusji. Trudno żebyśmy dyskutowali o konkretnych nauczycielach.
Tak samo się wypowiadamy o lekarzach, sędziach czy policjantach.
Znowu dwója.
Po czwarte, to że teraz nie musisz tworzyć dokumentów.
Nie musisz teraz uczyć, być może nie musisz z domu wychodzić lub rano wstawać.
Znów słabo.
Po czwarte, to wyjdź z klasy i do dyrektora marsz!
Za bezczelność.
Opowiedz, że Ci się trzy miesiące urlopu nie podobają bo nie możesz go sobie wziąć wtedy, kiedy masz na to ochotę.
Ludzie dajcie spokój ze studiowaniem . Ja nie mogę znaleźć do pracy dobrego technika spawalnictwa , tokarzy i technika budowy maszyn. Daję zarobić porządnie a nie ma ludzi do pracy w zawodach które jeszcze w latach 80 ubw. były powszechne.
W firmie kolegi dwóch młodych techników budownictwa z uprawnieniami podebrali mu niemcy z firmy z Berlina . Jak tak dalej będzie to nie będzie komu pracować. Zostaną sami inżynierowie i magistrzy od stosunków międzynarodowych.
Zapomniałem odpowiedzieć @staremu.
Człowieku, z taką mentalnością to się na klawisza nadajesz a nie nauczycielem powinieneś zostać.
Dlaczego jakoś nie słyszę, nie widzę, że mamy wychować – ja rodzic, szkoła/nauczyciel zdrowych emocjonalnie ludzi, którzy będą dobrze funkcjonować w społeczeństwie i potrafić dobrze przeżyć życie?
Po uszy mam narzekań, że poziom szkoły przed wojną, a za naszych czasów… Chciałabym, żeby mojemu dziecku ktoś na matematyce pokazał, jak policzyć, czy bardziej opłaci się oszczędzać i czekać na zakup czy wziąć kredyt i dlaczego. Różniczki chyba wystarczą tym, którzy naprawdę w matemetyce się odnajdują. Itd.
@parker
Rozbawiłeś mnie Waszmość setnie.
Gdzie mnie do polityki, Ty zaś możesz startować już dzisiaj, bo w odwracaniu kota ogonem jesteś niedoścignionym ideałem. Śmiało można by wywnioskować, że chyba jesteś lub byłeś nauczycielem, skoro masz ku temu predyspozycje 😉
Trzy miesiące urlopu? Jakie trzy miesiące?! Jako nauczyciel nigdy tylu nie miałem, ale skoro Ty wiesz lepiej…
Nie wiem, jak na to wpadłeś, że każdego ocenia się za pracę, którą wykonał sam (pomijam aspekt zespołowy). Podam Ci przykład na poziomie pięciolatka:
Masz klasę złożoną z 20 osób, z czego 15 ma wyroki lub nadaje się do leczenia w zakładzie zamkniętym. Nauka ich nie interesuje i nawet gdybyś zatańczył na przysłowiowych rzęsach nie zmusisz ich do pracy. Od kogo zależy wynik lekcji? W 100% od nauczyciela? Nie wydaje mi się, ale zakładam, że Ty już znasz odpowiedź.
Podziwiam i pozdrawiam tych, którzy pozostali w zawodzie, bo bycie nauczycielem w tym chorym kraju to przekleństwo.
Pozdrawiam,
Lone Wolf
Wracając do tematu:
„To nie jest wina uczniów”
Tego bym się trzymał. Cykl trzyletni nauczania powoduje, że wychowanie zupełnie leży. Zanim pozna się ucznia i jego sytuację domową , kończy szkołę i przenosi się do innej.
Nie wiem jak jest w innych środowiskach, w tym które znam, 20% rodziców powinno mieć odebrane dzieci. Patologia jest tam wprost proporcjonalna do ilości posiadanego potomstwa.
Nikt mi nie powie, że dziecko wychowane w takiej rodzinie jest w stanie samodzielnie wyrwać się z własnego środowiska.
Nauczycieli zostawcie w spokoju. Oni pracują ponad 40 godzin tygodniowo (większość) i powinni zająć się własnymi dziećmi a nie cudzymi. Jeżeli ktoś robi inaczej to powinien przynajmniej być szanowany a nie mieszany z błotem przez ignorantów.
Anno: ja też bym chciała uczyć o kredytach. Ale jakiś orzeł w ministerstwie wywailł procenty z podstawówki. Ostrosłupy tam wsadził. I uczymy o siatkach ostrosłupów. Uczymy to dobre słowo bo nie sądzę abym miała akurat w tym temacie sukces… bo to jest dla dzieci zwyczajnie zbyt trudne i choćby nie wiem co- nie przeskoczysz tego. A już na pewno na tych kilku godzinach przeznaczonych na ten temat.
Tak samo nie rozumiem po co ja uczę ile to jest 3,67251 :0.0003 ? Czy to jest takie strasznie życiowo niezbędne? Ja nie przypominam sobie żebym musiała to dzielić kiedykolwiek na kartce. Mało tego – na maturze to co uczeń podstawówki musi umiec- nie będzie wymagane. Ani wzory na pola ani umiejetność wykonywania obliczeń nie jest konieczna. Maturzysta dostanie kalkulator i karteczkę z wzorami.
A ja bym np chciała nauczyć moich uczniów róznicy pomiędzy wagą a objętością- bo także większość dorosłych myśli że litr to kilogram. Do tego celu potrzebuję plastikowego sześcianu o krawędzi 1dm, wagi elektronicznej i oleju. A najlepiej to wszystko razy 5- żeby dzieci mogły to odkrywać same. I jeśli sądzicie że szkoła jest w stanie mi to zapewnić to się mylicie. I to są realia szkolnictwa.
„więc do zawodu garneli się ludzie z powołania a nie nieudacznicy życiowi którzy jedyną szansę przetrwania upatrują w zaczepieniu się na państwowym garnuszku.”
Parkerze, mam nadzieję że się tylko zagalopowałeś. Ja się w moim zawodzie nauczyłam ważnej rzeczy. Nie jestem niesprawiedliwa i nie uogólniam. Nie mówię: co za straszna klasa jeśli jakiś Jasiu zachowuje się źle – pracuję nad jasiem. A ty mając takie zdanie o nas wszystkich w zasadzie nie powinieneś jednak posyłać dziecka do szkoły. Ja bym nie oddała swojego największego skarbu jakim jest mój syn bandzie nieudaczników życiowych żeby kształtowali jego umysł i charakter. Zrezygnuj ze szkoły i pracy i ucz sam- to jest możliwe.
Do Anna
> Różniczki chyba wystarczą tym, którzy naprawdę w matemetyce się odnajdują. Itd.<
A gdzie Ty Anno widziałaś w polskim liceum różniczki???;-)
@lidqa
Nie zagalopowałem się.
Nie twierdzę, że wszyscy nauczyciele to nieudacznicy którzy na państwowym chcą sobie biednie ale w miarę bezpiecznie przez życie przejść, szybko na emeryturę żeby wnuki chować i z długich urlopów korzystać.
Może nawet tych z powołaniem jest więcej.
Tylko, że ci co się z powołaniem minęli są głośniejsi, przynajmniej w internecie.
W dyskusji trzeba uogólniać bo inaczej, nie ma sensu dyskusji na tematy ogólne prowadzić.Przykładami można bowiem nawet najbardziej nieprawdziwą tezę udowodnić.
Faktem jest, że poziom kształcenia się obniża co w blogu gospodarz nadzwyczaj szczerze przyznaje.
I kto jest temu winny?
No przecież nie nauczyciele.
Ministerstwo, rodzice i uczniowie.
Powiem Ci kto jest winny tej zapaści.
System edukacji i doboru kadr do zawodu.
To co zrobić żeby ten stan rzeczy poprawić?
Zmienić system, unowocześnić, zwiększyć wymagania wobec kadry ( ile osób w Twojej szkole włada biegle angielskim? Czy można sobie wyobrazić we współczesnym świecie nauczyciela który nie mówi w żadnym języku obcym? Który nie potrafi posługiwać się komputerem?)
A kto jest zmianom przeciwny?
Rodzice? Uczniowie?
Nikt systemu nie ruszy, bo spotka się z protestem 600 tys a wraz z rodzinami kilu milionów obywateli w czasie wyborów.
To kto jest winny konserwowaniu systemu który wszyscy kontestują i nikt nie jest z niego zadowolony, ani nauczyciele, ani uczniowie ani rodzice?
Nauczyciele.
Wszyscy?
Nie, ci nieudacznicy i do nich swój komentarz kieruję.
@parker, czy ty się z choinki urwałeś, czy idealistą jesteś? Nauczyciel nie znający żadnego język…itd. Śmiechu warte 🙂 Mało który dyrektor zna choćby podstawy z głupiego angielskiego, a na hospitacje chodzi i głupa rżnie. Zrozum człowieku, że reformy proponowane przez rządy idą w odwrotnym kierunku. Nie bronie nauczycieli, bo sam uważam, że zacna większość nie nadaje się do zawodu, a system skutecznie wypłoszył tych dobrych, a ci co zostali zrównali w dół. Ale w tym całym bajzlu oświatowym naszego kraju nauczyciel są i tak najlepszym trybem tej klekoczącej sieczkarni. Ktoś powiedział, że od Odry na wschód to już Azja, i to święta prawda. Więc jak to zrobić, żeby selekcja do zawodu była pozytywna? No? Masz pomysł? Do dobrze funkcjonującej oświaty potrzebne są pieniądze, i nie zanosi się, żeby były. Zrozum, w szkołach nie ma podstawowych środków pracy. System edukacji opiera się na kredzie, podręczniku i tablicy. Jak w takich warunkach zainteresować młodzież zdobywaniem wiedzy, co oferuje im dzisiejsza szkoła? Czy to wina nauczycieli którzy i tak dokładają do tego dziadostwa ze swojej kieszeni? Tak, system jest chory. Bardzo łatwo można go poprawić, ale nie nad Wisłą. Wystarczy trochę zdrowego rozsądku, przyzwoitości i złotego środka, ale nie nad Wisłą. Niestety Twoje wpisy są również potwierdzeniem tego chocholego tańca. Pozdrawiam!
Parker,
całkiem niedawno premierem tego kraju był (marzy mu się zresztą powtórka) człowiek, który ani komputerem (no, tu podobno nadrobił już zaległości), ani obcym językiem żadnym nie włada (o ówczesnym wicepremierze nie wspomnę). Tak więc we współczesnym świecie nawet nie trzeba sobie WYOBRAŻAĆ ,,analfabetów”, bo oni sprawują NAJWYŻSZE urzędy w państwie.
Co do podniesienia poziomu- zgadzam się, ale przede wszystkim poziomu kształcenia nowych kadr oświatowych. Bo co z tego, że adept nauczycielskiego zawodu legitymuje się stosownymi dokumentami (licencjat – języka obcego uczył się ok. 10lat, komputera obsługi tyleż samo), kiedy, rozmawiając z nim, z trudem i przez grzeczność powstrzymuję się od poprawiania jego ułomnej polszczyzny. Takiego problemu nie mam z moimi ,,40+” koleżankami i kolegami nauczycielami. Nawet jeśli nie władamy biegle/wcale obcymi językami, jeśli uczniowie biją nas na głowę w obsłudze komputera, to na lekcjach rozmawiamy z nimi i mówimy do nich poprawną polszczyzną, z dobrą dykcją. To jest ELEMENTARNA umiejętność, której, o zgrozo, brakuje obeznanym świetnie z komputerem i kształconym od lat w językach obcych- nowym nauczycielom.
Kończyłem technikum w czasach gdy w Polsce produkowano jeszcze komputery (wagi ciężkiej!) Wtedy uczyłem się obliczać transformatory, obwody elektryczne, liczby zespolone, romantyzm, młoda polska, chemia organiczna i nieorganiczna …
Całkowicie nieprzydatne wtedy i dziś!
Już wtedy, a szczególnie dziś, najlepsi byli ci, którzy mieli ‚zmysł’ handlowy, a dzisiaj dla nich nastały cudowne lata (wcale nie żartuję!)
Kolejne pokolenie coraz lepiej dostrzegają dziesiejszą ideę układu społecznego. Na szcycie jest ten który obraca pieniędzmi, w zasadzie na dole ten który dużo się nauczył (za pewnymi wyjątkami tylko!)
Bądźmy realistami. Zamiast szkoły praktyczne zajęcia z handlu i konkurencyjności pod każdym względem!!!
@ pez,
właśnie o to chodzi, aby do zawodu nie szli ci, dla których motywacja = kasa i jedynie kasa.
No i bezpieczeństwo socjalne oraz benefity, zapewniające przeżycie i wyżycie się na słabszych, przy zerowym rozliczaniu siebie z kompetencji zawodowych.
Co jest dla większości (jak widać) niż kasa ważniejsze, w kreowaniu kariery i rozwoju zawodowego w szkole…hihi!
Tak jest zresztą w każdym zawodzie którego rynek pracy kontroluje monopol państwa socjalistycznego.
I nie ma innego sposobu, jak cywilizowanie dziczy (czyli połamanie monopolu).
Napisz, jakiego grantu potrzebujesz na coś więcej niż kompetencje i kreda – jakie gadżety pozwolą Ci osiągnąć coś, czego nie pozwala rozum i umiejętności.
Chętnie wyskrobię coś z podkatedralnego kapelusza, jeśli pokażesz, co umiesz tym zrobić.
Oczywiście – w kwestii wyników nauczania (tak, tak – nie uczenia się uczniów a nauczania przez nauczyciela!).
Inaczej to Ty – jak inni ministerstwo i społeczeństwo – obwiniasz za wyniki niemanie gadżetów.
I to jest właśnie polka – chocholka.
Serdecznie pozdrawiam, Rybko 🙂
@ parker
wkład Ci się wypisze a i tak nie zmienisz biegu Wisły…
Skądinąd bazyliszkowi lustro pokazać trzeba, więc popieram i pozdrawiam 🙂
Napisz, jakiego grantu potrzebujesz na coś więcej niż kompetencje i kreda – jakie gadżety pozwolą Ci osiągnąć coś, czego nie pozwala rozum i umiejętności.
Chętnie wyskrobię coś z podkatedralnego kapelusza, jeśli pokażesz, co umiesz tym zrobić.
Ja potrzebuję: wag, brył do których można cos nalać, sześcianu 1 dm szescienny pociętego na cm sześcienne- w ilości 5 sztuk, programów do ćwiczenia tabliczki mnożenia i dzielenia, dostępu do ksero i kolorowej drukarki. Chcesz adres gdzie masz to wszystko wysłać? Podniesie to na bank wyniki nauczania i umiejętność zrozumienia stereometrii.
@ pez,
„Zrozum, w szkołach nie ma podstawowych środków pracy. System edukacji opiera się na kredzie, podręczniku i tablicy. Jak w takich warunkach zainteresować młodzież zdobywaniem wiedzy, co oferuje im dzisiejsza szkoła? ”
Dobrze, że się zgadzamy co do stanu faktycznego.
Wydaje mi się tylko, że mylisz skutki z przyczynami.
Przyczyną braku pieniędzy nie są za niskie podatki ani niechęć społeczeństwa do wydawania pieniędzy na oświatę.Przypisywanie władzy różnych szczebli, że nie zależy jej na jakości oświaty jest nonsensem.Władza, co by złego o niej nie powiedzieć szybciej spełni populistyczne hasła niż sprzeciwi się woli ludu.
Tylko, że dla władzy lud to nauczyciele w tym przypadku bo rodzice są niezrzeszeni.
Gdyby społeczeństwo nie chciało inwestować w przyszłość swoich dzieci nie wydawałoby na korepetycje, płatne studia i naukę języków setek milionów jeśli nie miliardów złotych.To często mało zamożni ludzie finansują oświatę swoich pociech ponad możliwości swoich finansów.
To nie w niechęci społeczeństwa czy władzy do oświaty leży przyczyna problemów.
To nieefektywne wykorzystanie tego co społeczeństwo w różnej postaci łoży na oświatę trzeba szukać przyczyny.
Przecież na tym blogu gospodarz, przy pełnej akceptacji blogowej braci wprost i bez ogródek pisze, że szkoła jest od zatrudniania.Potępia wszelkie oszczędności w oświacie jak choćby pomysł łączenia placówek aby na kosztach administracyjnych zaoszczędzić.
Jedynym lekarstwem na uzdrowienie oświaty jest urynkowienie zawodu nauczyciela i poddanie go takiej samej konkurencji na rynku pracy jakiej podlegają inne zawody.
Za przykład czym się kończy dosypywanie pieniędzy do niesprawnego i marnotrawnego systemu niech posłuży przypadek lekarzy i służby zdrowia.
Dosypaliśmy jako społeczeństwo przez ostatnich kilka lat prawie dwa razy tyle środków do służby zdrowia.
I co?
Lekarze zarabiają jak na zachodzie a my się leczymy po staremu w tych samych kolejkach a za operacje jak jest pilna i tak płacimy bokiem bo każdy chce żyć.
Rozumiem, że takie rozwiązanie by nauczycielom odpowiadało.
Mnie jako finansującemu to marnotrawstwo to nie odpowiada.
Służba zdrowia jest dla pacjentów a szkoła dla uczniów.
Inaczej to stawianie wozu przed koniem.
@ pez
I jeszcze mam do Ciebie i innych Profesorów pytanie.
Czy jakby wprowadzić w gastronomi zasady zatrudniania i stosunki pracy jak w naszej oświacie, taką Kartę Kucharza i Kelnera to jakość usług by się podniosła?
Ceny by spadły?
Ogólnie czy społeczeństwo w tym nauczyciele chcieliby do takich garkuchni chodzić.
A w handlu jakbyśmy takie zasady, Kartę Sprzedawcy wprowadzili to ekspedientki byłyby milsze i bardziej uczynne?
Taniej by było?
Czy też nauczyciele nie lubią dobrze i tanio z usług korzystać?
@Eltoro- jesteś sprytnym to fakt, ale demagogiem. „Motywacja = kasa i jedynie kasa” Oto wolnorynkowiec! A może Ty jesteś Krystyną Ł. która nie potrzebuje tych co o pieniądzach mówią, tylko pracujących za grosze pasjonatów? Tak jest w kapitalizmie, że kasa jest motywacją, a Ty jak jego piewca takimi opiniami się kompromitujesz. Wiem, zaraz znajdziesz dowcipna poplątana odpowiedź, żeby być na wierzchu, ale mnie to nie rusza.
Co do gadżetów- szkoły nie stać na papier do xero, na długopis dla mnie, zeszyt na wpisy o zachowaniu uczniów muszę co roku sam kupić, więc o innych rzeczach nie ma sensu pisać, bo zaraz do pracy wychodzę. Jednym słowem XIX w.
@parker- zgadza się! Całkowicie Cię rozumiem i popieram w kwestii oszczędności i rynkowych zasad! Tylko, kto mi w tym kraju zagwarantuje, że z kwalifikacjami których jestem pewien nie przegram z panią/nem X, pociotkiem lub znajomym kogoś tam? Mógłbym podać dziesiątki przykładów zatrudniania w Polsce bez względu na kwestie merytoryczne. I to się nie zmieni, nie mam złudzeń. Dlatego „urynkowienie” w polskim wydaniu będzie jak „urynkowienie” w Magdalence. Pozdrawiam!
Chyba zacznę tworzyć „Słownik wyrazów i zwrotów spod katedry by Eltoro”. Powstanie, jak sądzę, cenna pomoc w nauczaniu słowotwórstwa, gadulstwa i tworzenia pytań retorycznych…
Pozdrawiam 🙂
Do BB: różniczki u mnie, kilka-ście lat temu:)) i może trochę przesadziłam, ale myśl była, coby nie płakać nad tym, że na moim przedmiocie dzieci to barany i się im nie chce, ale pomysleć CZEMU ma służyć szkoła.
Wg krzywej Gauss’a tylko kilka procent ma głowy, żeby pchać rozwój nauki itp do przodu – i o tych trzeba dbać szczególnie.
Ale dla mnie ważne, żeby ludzie wychodząc ze szkoły po prostu radzili sobie ze swoim życiem – jakiekolwiek wyniki by nie były. I potrafili wychować swoje dzieci.
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,9226362,Ja_udaje__ze_wykladam__studenci___ze_sie_ucza.html
Ww. artykuł można odnieść już w szkolnictwie średnim.
Kiedy zdawałam do liceum, chyba w 1983, to też było nas tyle, ile miejsc. Kto zdał, ten się dostał. No ale potem juz nie było tak lekko, niektórzy przenieśli się do innych szkół, inni nie zdali do drugiej klasy (w tym ja, z fizyki) Z ponad 30 zostało cos koło 20 osób w klasie. Cisnęli niemiłosiernie. Nikomu nie przyszło do głowy, by obniżać poziom. No, ale to zła komuna była…
@ pez
nic tu odwracanie kota ogonem nie pomoże.
Po pierwsze, nic w tym co piszesz nie dowodzi tego, czym mnie obrzucasz a sam fakt, że uciekasz się do osobistych inwektyw, dowodzi, że masz poczucie słuszności mojej krytyki i brak odwagi lub bystrości, by to przyznać.
Po drugie – albowiem to Ty właśnie piszesz, a ja z tym polemizuję, że pozytywną selekcję warunkują pieniądze (cyt):
„…Więc jak to zrobić, żeby selekcja do zawodu była pozytywna? No? Masz pomysł? Do dobrze funkcjonującej oświaty potrzebne są pieniądze, i nie zanosi się, żeby były….”
Ja piszę wyraźnie, że nie zgadzam się z paradygmatem, sprzecznym z wolnym rynkiem (motywacja, pozytywna selekcja=kasa), co właśnie napisałeś Ty.
Tak rozumieją wolny rynek (widząc tylko kasę) wyłącznie pańszczyźniani włościanie uwłaszczeni wykształceniem, jak legitymacją partyjną, za komuny.
Zapewne niechcący, stanąłeś tym samym po tej, jakże prostackiej, stronie.
Lepiej się zreflektuj, zanim zaczniesz dostrzegać spryt i manipulacje tam, gdzie pierwszego Ci brakuje, a z drugiego we własnym wykonaniu nie zdajesz sobie sprawy.
Mam nadzieję że do takiej refleksji nie będziesz musiał zbytnio się ruszać (nawet, jeśli miałaby to być głowa) 🙂
Poza tym zgadzam się z Tobą.
Szkoła którą stać na nauczycieli nie umiejących pracować bez ksero, to szkoła i nauczyciele niewarci żadnego grantu.
I tak od skutków doszliśmy do przyczyny.
@ lidqa
uderz w stół – żaba podkłada nogę, ale nie dziwota, że na hasło „kasa” pewni ludzie zajrzą do portfela każdemu, nawet takiemu Eltoro…hihi. Odruch Pawłowa.
1/ Grant był dla peza
2/ Nic w tym co piszesz nie odpowiada na moje pytanie – co takiego zrobisz tymi przedmiotami, czego nie umiesz kredą i rozumem.
3/ Dla poratowania tego ostatniego, czyli pustej, niedostrzeganej przez Ciebie, brakującej „bryły do której można coś nalać”, polecam olej, który mogę przesłać choćby w oryginalnej bryle, w jakiej go sprzedają.
Mam nadzieję, że Gospodarz będzie w tym transferze technologii mógł pomóc 🙂
@ pańciu, nadal kocham Twój mysi wdzięk, słownik (jakikolwiek) na pewno Ci się przyda 🙂
@ time,
czekam na Twój komentarz do ujawnionej (w Twoim linku) tajemnicy Poliszynela o kondycji polskich nauczycieli. Jak widzisz, nie tylko Ty zachowałaś przyzwoitość – milczeć w takim towarzystwie nie warto 😉
@Eltoro- a czymże są Twoje wpisy jak nie osobistymi inwektywami? Przypowieść o belce w oku się kłania.
„Szkoła którą stać na nauczycieli nie umiejących pracować bez ksero, to szkoła i nauczyciele niewarci żadnego grantu” Tu pokazałeś co to znaczy odwracać kota ogonem dobitnie. Belka nr II. Demagogia najwyższej klasy. Przecież w gaju Akademosa radzili sobie bez niczego, może i polski robotnik powinien wskrzesić polską motoryzację bez taśmy montażowej idąc Twoim tokiem rozumowania 🙂
„Ja piszę wyraźnie, że nie zgadzam się z paradygmatem, sprzecznym z wolnym rynkiem (motywacja, pozytywna selekcja=kasa), co właśnie napisałeś Ty” Kolejna na naramiennik, nie ciężko Ci?
„Tak rozumieją wolny rynek (widząc tylko kasę) wyłącznie pańszczyźniani włościanie uwłaszczeni wykształceniem, jak legitymacją partyjną, za komuny”
A to co, nie inwektywa? Ty za to jesteś miłosiernym Samarytaninem, idealistą i filantropem, któremu wcale nie chodzi o kasę, i zbawia świat, o Oświecony! O Wszechwiedzący! O dzięki Ci za pokazanie drogo mi prostemu pańszczyźnianemu chamowi!
Wybacz, ale to ostatnia moja polemika z Tobą, musiałbym się zniżyć do poziomu Twych niecnych manipulacji, demagogii, i niestety sprytnego acz zręcznego pustosłowia. Kariera polityczna stoi przed Tobą otworem. (A może już jesteś politykiem?) Ja zaś brzydzę się takimi manipulacjami więc mówię: Adios El Toro! Adios Amigo! Yo tengo mi camino, no me voy contigo!
Widzisz Eltoro i tu pokazujesz jak bardzo nie znasz się na nauczaniu. Poczytaj, dokształć się i zrozumiesz przewagę wagi nad kredą. Pozdrawiam cię gorąco. Idź mnie poniszczyć w innym wątku 🙂
Wiele sie sklada na upadek poziomu edukacji. Jako nuczyciel (po 20-tu lateach pracy w innym zawodzie zaczalem uczyc) w Australii widze gwaltone zmiany na gorsze rok po roku.
Niestety pamietam kiedy zdawalem na studia, wszyscy ktorzy oblali wstepne, we wrzesniu szli do Akademii Edukacji bo tam we wrzesniu brali kazdego kto potrafil oddychac. Teraz ci ludzie sa karda nauczycielska. Czego mozemy oczekiwac.
Dodam tylko ze ucze tez w Chinach. Tutaj szkoly zasuwaja od 6 rano do 9 wieczorem. Poziom edukacji jest najwyzszy z krajow ktore znam. Nie ma co psioczyc tylko trzeba sie uczyc Chinskiego, jeszcze pare lat i oni beda rzadzic swiatem.
No, ponoć już na papirusach, jeśli nie na tabliczkach glinianych, pisano, że młodzież coraz gorsza, nie słucha starszych i nie chce się uczyć. Po panu się nie spodziewałem.
Stale obniżający się poziom oświaty to tak zwana „pułapka egalitaryzmu”. Urzędnicy w min.oświaty nie chcą przyjąć do wiadomości, że są lepsi i gorsi uczniowie, a matura nie powinna być nagrodą za cierpliwe przesiadywanie w szkolnych ławkach, lecz sprawdzianem rzetelnej wiedzy.
@ miły peziu,
pomijasz zarówno meritum jak i przyczynę, dla której z Tobą rozmawiałem.
Wskaż, co jest w moim tekście „inwektywą” będącą skierowanym do Ciebie argumentum ad personam?
Takim, jaki Ty skierowałeś do mnie osobiście?
Wszystko dlatego, że nie rozumiesz (bo nie znasz) różnicy, pomiędzy kasą a motywacją, co nieustannie okazujesz, lecz wolałbyś być postrzegany inaczej.
Wyobraź sobie, że w tym, co robię POD katedrą rzeczywiście nie chodzi mi o kasę i dlatego nie cierpię na jej brak 🙂
Jeszcze trudnij Ci zrozumieć, co stanowi o kompetencji nauczyciela, skoro szukasz jej w gajach i gadżetach… 🙂
Vaia con adios, sapienti sat.
@ lidqa
nie martw się – Twoje opinie ilustrują niezniszczalną, zwieńczoną taką „bryłą”, do której nalewać próżno … ikonę,
galion Polskiej Oświaty dumnie wrastający w głębiny jej odmętów …
PS gdzie wysłać oleum? przyda się jak nie do bryły, to choćby do placków 🙂
@Eltoro
czy zwracając się do pezia, łącząc hiszpański z łaciną, chciałeś powiedzieć:
Vaya con Dios, sapienti sat (est)?
Vaya con Dios – z Bogiem (tudzież w luźnym tłumaczeniu „przyjemnej podróży”)
sapienti sat (est) mądremu (to, co powiedziano) wystarczy,
(polski odpowiednik: mądrej głowie dość dwie słowie…)
@ lidqa
‚A ja bym np chciała nauczyć moich uczniów róznicy pomiędzy wagą a objętością- bo także większość dorosłych myśli że litr to kilogram. Do tego celu potrzebuję plastikowego sześcianu o krawędzi 1dm, wagi elektronicznej i oleju. A najlepiej to wszystko razy 5- żeby dzieci mogły to odkrywać same. I jeśli sądzicie że szkoła jest w stanie mi to zapewnić to się mylicie. I to są realia szkolnictwa.’
Ale jaki to jest problem?
Waga elektroniczna do 2 kg [taka na kuchenne potrzeby] kosztuje mniej niż 100 zł. Można taką sobie kupić do domu [jeśli się nie ma] i kilka razy przynieść do szkoły. Albo zapytać na zebraniu rodziców, czy mógłby ktoś użyczyć… ale chyba to nie jest aż taki wydatek?
Sześcian można spróbować zrobić – można wykorzystać niepotrzebne opakowanie z tworzywa sztucznego, a nawet zrobić sześcian z niepotrzebnego zdjęcia RTG – od czego klej ‚kropelka’?
No i olej jadalny chyba też można poświęcić?
Chcesz powiedzieć, że jak Ci tego wszystkiego ktoś nie da – jako Superedekacyjnego Zestawu Do Nauki Najprostszych Rzeczy, to sama nie wykażesz się inwencją, z żadną inicjatywa nie wyjdziesz? Westchniesz tylko do dzieci: ‚Och, gdybym to ja miała, czego nie mam i nikt mi nie chce dać, to bym Was dzieci tyle mogła nauczyć…’?
Przecież nie musisz oddawać szkole na własność prywatnej wagi kuchennej, możesz jej użyczyć na kilka lekcji.
Wszystko sprowadza się do kilku niezwykle ważnych tez:
1. Obniżenie procentowe punktacji potrzebne do zaliczenia czegokolwiek (30% na maturze to śmiech na sali)
2. liczba zajęć potencjalnego Kowalskiego. Jeżeli rodziców ma średnio ambitnych – angielski, pływanie + co jeszcze (np. harcerstwo), o kiedy dziecko ma się uczyć? Albo inaczej kiedy ma wypocząć?
3. Coraz bardziej idiotyczne wytyczne ministerstwa – vel stan permanentnej revolty (reformy) w oświacie
4. Robienie z uczniów systemowych debili (ilu uczniów w skali kraju procentowo ma bezmyślnie orzekane dysfunkcje?)
5. Brak skutecznej, o ile w ogóle występuje walki ze złodziejami umysłów, portali i stron typu: zadane.pl, zapytaj.com.pl itd.
6. Rosnąca świadomośc i roszczeniowośc rodziców, w końcu – nauczyciel musi.
7. Ostatnie – robienie przez ministerstwo (i bierna postawę związków zawodowych, a jakże) Z NAUCZYCIELI niewolników biurokracji. Uczcie w międzyczasie, gdzies pomiędzy tworzeniem kolejnego durnego papierka.
@ time,
tak, chciałem peziowi powiedzieć to wszystko w jednym, oraz adios 🙂
@ energja
zapewne przybyłaś z innego świata 🙂 🙂 – widocznie nie załapałaś się na terapię z kreatywności i zaangażowania – po tauzenie, jak to mają w zwyczaju typowe okazy 😉 Pozdro!
@ młody,
co konkretnie jest idiotycznego w wytycznych ministerstwa czy papierach?
Bardzo ciekawe, jakie treści i czynności wzbudzają taki sprzeciw?
Ja się już spotkałem z masowymi protestami budżetowych wobec „papierkologii”, która oznaczała rozliczenie z wyników oraz godzin pracy.
Połowa towarzystwa nie raczyła bowiem stawiać się w miejscu poboru pensji w dni inne, niż wypłaty.
No i związki zmieniły…dyrektora, zakład wkrótce upadł.
Czyżby to o coś tego typu chodziło? Wyprowadź mnie i nas z błędu, plis. 😉