Najlepsi coraz gorsi

Wymagania są coraz mniejsze, więc uczniowie uczą się coraz mniej. Po co mają się wysilać, skoro przeciętne wyniki na maturze nie dyskwalifikują, lecz zapewniają sukces. Kiedy zachęcam, aby bardziej się przyłożyli, mówią, że tyle naprawdę wystarczy. Studia czekają także na miernych. Wystarczy odrobinę wychylić się ponad tę mierność, aby mieć zagwarantowane miejsce na prestiżowych kierunkach. Nawet na UJ profesorowie, co słyszałem od nich na własne uszy, musieli obniżyć poprzeczkę, bo inaczej nie mieliby wystarczająco dużo chętnych. Nic dziwnego, że uczniowie uczą się coraz gorzej, przecież wysiłek przestał się opłacać.

Niektórzy nauczyciele sięgają po argumenty z przeszłości, czyli przekonują, że wysilać się warto, ponieważ uczymy się dla siebie, a nie dla szkoły. Jednak aby uczyć się dla siebie, trzeba siebie rozumieć, a to przychodzi wraz z wiekiem. W dzieciństwie człowiek uczy się dla rodziców, dla dziadków, dla cioci i wujka, w końcu uczy się, aby przyjęli do następnej szkoły, aby nie było problemów z dostaniem się do liceum, na studia. Dla siebie dziecko się nie uczy, tylko człowiek dorosły, który już wie, czego chce od życia.

Miejsc w szkołach i na studiach jest więcej niż chętnych. Nic więc dziwnego, że nawet najlepsi opuszczają skrzydła i mierzą dużo niżej. Po co się wysilać, gdy poprzeczka leży u stóp?

Patrzę na najlepsze klasy w mojej szkole. Niestety, dzisiejsi najlepsi uczniowie, których chwalimy i podziwiamy, byliby dziesięć-piętnaście lat temu traktowani jako przeciętni, a niektórych wręcz trzeba by przywoływać do porządku i zostawiać po godzinach na karne douczanie. Sprawdziłem w sobotę prace stylistyczne bardzo dobrej klasy. Prawie połowa uczniów napisała tekst na półtorej-dwie strony, a niektórzy tylko na jedną stronę. Pamiętam czasy, że w ogóle nie przyjmowałem do sprawdzenia prac stylistycznych, które miały mniej niż cztery strony formatu A-4. Więc prawie wszyscy pisali cztery-pięć-sześć stron, a przecież czasu mieli tyle samo, co dzisiejsi uczniowie: dwie godziny lekcyjne. To niesamowite, jak szybko udało nam się zmienić pokolenie na mniej oczytane i mniej sprawne w pisaniu. To nie jest wina uczniów, oni przecież są tacy sami jak wszyscy ludzie w ich wieku – uczą się tylko tyle, ile muszą. A że muszą coraz mniej, więc też coraz mniej się uczą. Można im tego tylko pozazdrościć.