Bez Karty Nauczyciela?
Ważą się losy Karty Nauczyciela. MEN chce ją zlikwidować i w zamian utworzyć dokument (być może pod ta samą nazwą), w którym byłyby zawarte obowiązki nauczycieli, wymagania dotyczące kwalifikacji i awansu. Nie byłoby więc przywilejów, takich jak bezpieczeństwo zatrudnienia, pensum dydaktyczne i wysokość wynagrodzenia. Obecnie mamy to regulowane centralnie, czyli przez MEN. Po likwidacji Karty o wszystkim decydowałby samorząd oraz dyrektor szkoły. Takie są plany, a co z tego będzie, zależy także od nas – nauczycieli. Nawet bardziej zależy od nas, niż myślimy. Ponad pół miliona nauczycieli może zatrzymać te zmiany, o ile będzie się nam chciało chcieć.
Na likwidacji Karty Nauczyciela najbardziej zależy dyrektorom szkół. Już teraz dyrektorzy według własnego widzimisię traktują pracowników obsługi i administracji (ta grupa nie ma przywilejów). Lubię rozmawiać z ludźmi, więc doskonale wiem, jak to wygląda. Panie woźne skarżą się, że dyrekcja w rozmowach z nimi używa tylko jednego argumentu: „Ostrzegam, że się rozstaniemy”. Przełożeni nie stosują żadnej motywacji pozytywnej, ponieważ nie mają na to środków. Przecież nie mają pieniędzy na premie, nagrody, dodatki motywacyjne, a jeśli mają, to jakieś grosze, np. 50 zł na miesiąc. Stosują więc nagminnie zastraszanie, grożenie zwolnieniem. Jakie bluzgi rzucają pracownicy obsługi na dyrekcję, nie będę powtarzał, aby nie urazić czytelników. Zapewniam, że są one mocne.
Dyrektorzy szkół są mistrzami w stosowaniu motywacji negatywnej. Straszenie, grożenie, prowadzenie czarnych list, upomnienia, nagany – to norma w relacjach z woźnymi w wielu szkołach. Natomiast szefowie nie mają bladego pojęcia o stosowaniu motywacji pozytywnej. Poza tym nie otrzymują na tego typu zarządzanie prawie żadnych środków i otrzymywać nie będą, dlatego straszą i grożą. Karta hamuje dyrektorów przed stosowaniem podobnych metod w relacjach z nauczycielami. Dlatego szefowie nie mogą się doczekać likwidacji tego dokumentu. Bez Karty nasza pozycja zawodowa runie na łeb na szyję. Każdy problem będzie rozwiązywany metodą: „Bo będziemy musieli się rozstać”. Dyrektorzy chcą koniecznie absolutnej władzy nad nauczycielami, prawa do wyrzucania z pracy pod byle pretekstem. Duszę oddaliby diabłu, żeby tylko Karta została zlikwidowana.
Nie jestem idealistą, więc zdaję sobie sprawę, że prędzej czy później Karta Nauczyciela zostanie zlikwidowana. Najpierw jednak trzeba wszystkich dyrektorów przeszkolić z zakresu stosowania motywacji pozytywnej. Wszyscy powinni skończyć obowiązkowe kursy w tym zakresie, zakończone egzaminem przed niezależną komisją (nie żartuję, ponieważ na własnej skórze codziennie odczuwam, co to jest motywacja negatywna). Poza tym dyrektorom należy zapewnić środki na motywowanie nauczycieli, ale nie 50-100 złotych na etat, lecz tyle, aby to naprawdę było atrakcyjne i miało moc zachęcania do wydajności. Przecież z pustego i Salomon nie naleje, a jak w budżecie szkoły pustka, to dyrektor chodzi wściekły i patrzy wilkiem na pracowników, pokazuje kły i warczy. Swoją drogą nie dziwię się, że dyrektorzy straszą i grożą, bo przecież zostali pozbawieni innych instrumentów zarządzania personelem.
Oczywiście żadnych pieniędzy na motywowanie nauczycieli nie będzie. Szykuje się więc nam likwidację Karty Nauczyciela, aby dyrektorzy mogli nas wziąć za twarz i groźbą zwolnienia wymusić absolutne podporządkowanie się ich woli. Część nauczycieli chyba nie jest świadoma, jaki los nas czeka bez Karty. Ja nie wierzę w żadne obietnice, codziennie bowiem słyszę w szkole, jak bluzgają panie woźne. Bez Karty nauczyciel zostanie zepchnięty do roli woźnego albo i gorzej. Dlatego trzeba walczyć o Kartę, póki nie jest za późno. Bo później zostanie nam tylko jedna reakcja: gdzieś w kącie szkoły szybko wypowiedziane „k… mać”.
Komentarze
Jeżeli Karta Nauczyciela zostanie zlikwidowana, to będzie to kolejny etap
selekcji negatywnej do naszego zawodu. W szkole zostaną, lub przyjdą do
pracy tylko ci, którzy nie będą mieli ŻADNEJ innej możliwości. Bardzo lubię
swoją pracę i daje mi ona mnóstwo satysfakcji ale w przypadku likwidacji
Karty Nauczyciela, 13 pensji czy też wprowadzenia obowiązkowej pracy w
wakacje (też się już o tym słyszy) na pewno odejdę ze szkoły. Mam dopiero
29 lat, jestem inżynierem elektronikiem i znam biegle francuski i angielski,
więc dam sobie radę. Szkoda, bo ja naprawdę lubię swoją pracę. No cóż…
,,K…mać,, już teraz jest wypowiadane przez wielu z nas, gdy myślmy o kondycji polskiej oświaty. Wydłużono nam także czas pracy, zostawiając furtkę w postaci niewielkich kwot świadczeń kompensacyjnych. Ja nie obawiam się pracy w szkolnictwie do 65 roku życia, lecz boję się, że wraz z upływem lat stracę cierpliwość, szybkość reakcji i nie będę wiedział, co trzymać mocniej przy tablicy: kredę czy mocz ?
Dzisiaj wielu dyrektorów to dyktatorzy, co przejawia się w ich wystąpieniach, które wysłuchują nauczyciele, ludzie zestresowani, zastraszani, np. słowem,,ewaluacja,, odmienianym przez wszystkie przypadki. Naprawdę, trzeba zapomnieć o zwiazkowych podziałach i walczyć o Kartę, o swoją godność.
Do Gospodarza
1.Prymitynie Pan podchodzi do motywacji.Jak pozytywna to kasiora musi być, bo bez tego się nie da.Nie neguję tej sprawy, ale pozytywna motywacja to również atmosfera, docenianie osiągnięć, szacunek, włązenie w myślenie o szkole,…
2.Szkoda,że Pn pisze tylko o nauczycielach. Autorytarne metody zarządzania przenoszą się z góry na dół.Nauczyciele tak traktowani będą musieli identycznie traktować uczniów bo będą bezdykusyjnie musieli wykonywać polecenia dyrekcji,a ona -swoich szefów…;
3.Szkoda,że nikt nie pyta jak dyrektorzy wykorzystają tak ogromną władzę – kto zagwarantuje,że dla dobra szkoły i uczniów, a nie we własnym prywatnym interesiku;-)
Nie ma żadnych mechanizmów, które by ich do takiego podejścia skłaniały!!!
Ogólnie dyrektorzy są lepszymi zarządcami nieruchomości niż szefami. Ja mam wrażenie że choć interesuje ich praca szkoły, wyniki itp to nie zastanawiają się wogóle nad zarządzaniem kadrami. To są tylko nakazy zakazy i polecenia. Nie ma budowania zespołu z nauczycieli, nie ma negocjacji w trudnych sytuacjach. Generalnie dyrektor też mało wie o naszej sytuacji, problemach itp bo po pierwsze nie pyta, a po drugie źle znosi jeśli by ktoś narzekał. Więc nawet jakby zapytał to by się nie dowiedział.
Mój kolega awansował niedawno. Dostał coacha który uczy go pracy kierownika. I to własnie nie od strony wypełniania papierków tylko budowania zespołu, zarządzania kobietami i mężczyznami i róznicy pomiędzy tym jak się zarządza grupą złożoną z kobiet, mężczyzn czy mieszaną. Itp itd. A naszych dyrektorów po pierwsze tego nikt nie uczy, a po drugie ich ta wiedza- mam wrażenie nie interesuje. Ja mam wrażenie że oni bycia dyrektorem uczą się od swoich poprzedników i od lat tak samo beznadziejnie szkoły są zarządzane.
c.d.
A co począć z dyrektorami przed emeryturą, którzy chętnie swoją szkołę(m.in. etaty w niej ) spieniężą, powiększając sobie „odprawę emerytalną”;-)
Zacznijmy od tego w jaki sposób się wyłania dyrektora, przy czym pomijam miasto i szkołę średnią – tam z reguły sprawa jest polityczna, bo chodzi o większe pieniądze.
Po zorientowaniu się o jakie pieniądze chodzi (przeważnie 2500 zł netto) zgłaszają się nauczyciele przedmiotów, z racji prowadzenia których – nie ma szans na korepetycje, trudno otrzymać etat w jednej szkole lub tak bardzo pociąga władza, że pieniądze się nie liczą (może upraszczam, ale to na podstawie moich obserwacji). Dodatkowo trzeba mieć studia podyplomowe w zakresie zarządzania oświatą, a czasami tylko obiecać, że się je podejmie i ukończy (często nie ma chętnych do konkursu). Przed konkursem organ przeważnie ustala, kto wygra i podejmuje naciski, aby do komisji ustępujący dyrektor „wybrał” właściwych reprezentantów grona oraz rodziców. Przedstawiciele kuratorium zwykle pytają „organ” kogo widzi jako zwycięzcę konkursu, bo w ten sposób eliminują możliwość konfliktów, które kuratorium nie są na rękę. W ten sposób ktoś z nauczycieli zostaje dyrektorem szkoły. Od razu jest „wrzucany na głęboką wodę”, bo charakter pracy jaką do tej pory wykonywał jest zupełnie inny. 5 lat musi minąć zanim nauczy się podstawowych zasad zarządzania przedsiębiorstwem (bo szkoła to jednak małe przedsiębiorstwo), przy czym nie jest samodzielny w najważniejszej kwestii – planowaniu budżetu szkoły i sposobie jego wydawania. Inaczej mówiąc, bierze odpowiedzialność, ale nie decyduje co do sposobu wyliczania potrzebnych na działalność szkoły pieniędzy oraz ma mało do powiedzenia przy podejmowaniu decyzji co do wydawania tych środków – wymaga to ustawicznych konsultacji z „organem”. Groźba przekroczenia dyscypliny budżetowej (gminna księgowa z łatwością może go w to wrobić) jest dodatkową motywacją, aby nie podejmować prób niesubordynacji wobec ‚organu”.
Jeśli wyposażony w takie możliwości merytoryczne i finansowe dyrektor ma jeszcze dopilnować, aby pracownicy wypełniali swoje obowiązki tak, jak on sobie życzy, to najczęściej wybiera terror (jest to wyraz bezsilności i zagubienia, ale sprawdza się w praktyce).
Poza tym, zakres jego obowiązków, nawet jeśli nie ma zastępcy, przekracza średnią krajową dla przedsiębiorstw – tam przynajmniej mają od tego ludzi i w razie potrzeby na poczekaniu są w stanie dać motywację finansową.
Zatem najmniej czasu ma na zarządzanie jakością pracy nauczycieli i na dydaktykę.
To pokrótce próba wyjaśnienia dlaczego dyrektor w szkole jest dla nauczycieli taki straszny.
Likwidacja „Karty” dyrektorowi niczego nie ułatwi. Raczej ułatwi „organom” prowadzić jeszcze „lepszą” politykę kadrową, a Państwu pozwoli zaoszczędzić olbrzymie pieniądze.
Natomiast dla nauczycieli to niewesoła perspektywa. Niczego w szkołach likwidacja „Karty’ nie usprawni, bo przecież nie przejdą szkoły w ten sposób na system rynkowy. Natomiast zniszczy poczucie bezpieczeństawa najważniejszych jej pracowników, od których najwięcej zależy. A ze starachu, to się dobrze czołga, ale fatalnie uczy.
A dyrektorów przywileje KN obejmują?
Do parker
O jakich przywilejach piszesz/;-)
parkerze! KN to nie przywileje. Już o tym kiedyś pisałem. Chyba w dalszym ciągu znajomość prawa oświatowego nie jest najmocniejszą stroną wielu osób piszących o oświacie. Czy dyrektorzy podlegają KN? Oczywiście tak. Jak wszyscy nauczyciele. Nawet jeśli OP zwolni dyrektora, to nadal może on uczyć w swojej szkole. Chyba, że ma negatywną ocenę pracy, ale jako nauczyciel. Co do głównego tematu. Likwidacja szkoły publicznej przyspiesza. Może ją uratować bon oświatowy. Przynajmniej będzie bardziej niezależna od lokalnej koterii towarzysko samorządowo – rodzinnej.
Coś Wam powiem:
W tym roku szkolnym rozpoczęłam pracę w szkole prywatnej, gdzie Karta Nauczyciela nie obowiązuje. Jestem zatrudniona z Kodeksu Pracy. Po 23 latach pracy w publicznej szkole naprawdę bardzo się tego obawiałam, tymczasem zostałam pozytywnie zaskoczona. Jest fajnie, w szkole panuje świetna atmosfera życzliwości i współpracy a choć pensum mam 25 godzin i przywileje nie istnieją, to naprawdę wcale nie jest źle. Na pewno nie zniszczyło to mojego poczucia bezpieczeństwa i wcale nie pracuję w strachu. Na pewno wielka w tym zasługa mojej dyrektorki, która jest dobrym, życzliwym i wspaniałym człowiekiem. Myślę, że nawet o ile Karta zostanie zlikwidowana ( w co nie wierzę), to praca na nowych warunkach nie musi okazać się taka straszna.
Likwidacja KN – to więcej władzy dla władzy.
Maura, masz chwilowo szczęście, ale atmosfera pracy nie jest dana raz na zawsze i czasem naprawdę wystarczy drobna zmiana w kierownictwie, żeby się posypało.
Gospodarzu, nie tylko w Twojej szkole pracownicy administracji i obsługi narzekają i klną po kątach. To zjawisko jest dosyć powszechne
Karty trzeba bronić, ale na litość nie tak jak przywilejów emerytalnych. Tu trzeba iść na wojnę, tak jak potrafili zrobić to lekarze, jeśli trzeba będzie odejść od łóżek pacjentów!!! Niech rząd szuka oszczędności w R-ce czy rozwiążę BOR, albo niech wsiądzie w całości w TU 154 (jak ruscy go wyklepią) to jego sprawa. Ale jeśli damy sobie zabrać kartę, to będzie b. nieciekawie. Młodzi już się boją, a będzie jeszcze gorzej, bo starsi także będą skakać z gałęzi na gałąź przed dyrekcją i jej organem wszechwiedzącym.
@S-21
@Z.O.
„Nie byłoby więc przywilejów, takich jak bezpieczeństwo zatrudnienia, pensum dydaktyczne i wysokość wynagrodzenia”
To cytat z wpisu gospodarza.
Ale nie chcę pisać o przywilejach bo wielokrotnie się na tym blogu na ich temat wypowiadałem i nie chce być nudziarzem.
Jako zwolennik równości obywateli wobec prawa w tym prawa pracy i przeciwnik dzielenia społeczeństwa według wykonywanych zawodów próbowałem ugryźć temat trochę z innej strony.
Każdy sobie sam zawód wybiera i nawet chłop od pewnego czasu do ziemi nie jest przywiązany.
Nie jestem specjalistą od prawa oświatowego i mimo, że podejrzewałem iż dyrektorów KN obowiązuje to nie byłem tego pewny.
Gospodarz pisze, że dyrektorzy chcą sobie te przywileje odebrać co wydaje mi się nielogiczne.
Ale jeśli to prawda, to jedynym wytłumaczeniem dla takiego zachowania jest wysoki poziom kadry dyrektorskiej która jest w stanie zrezygnować z osobistych korzyści dla dobra społeczeństwa.
Przedstawianie dyrektorów jako ciemiężycieli nauczycieli przypomina mi marksowską walkę klas.
Rezygnacja z KN obok objęcia rolników takimi samymi ubezpieczeniami jak innych wolnych zawodów jak szewc, fryzjer czy rezygnacji z przywilejów służb mundurowych prokuratorów,sędziów i innych uprzywilejowanych wobec prawa pracy grup zawodowych uważam za obowiązek wobec przyszłych pokoleń.
To podzielenie społeczeństwa to spuścizna PRL kiedy komunistycznej władzy taki podział był potrzebny według zasady „divide et impera”.
KN była pierwszym aktem prawnym uchwalonym przez Sejm po wprowadzeniu stanu wojennego.
W rocznicę zwycięstwa obywateli nad zniewalającą władzą warto o tym pamiętać.
I ostatnia uwaga.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie odbierze praw nabytych żadnej grupie zawodowej.
Gra się toczy o to czy te patologiczne stosunki społeczne będą obowiązywały dopiero wkraczających w życie zawodowe.
A protestują starzy.
Niech się zamkną.
Nie ich sprawa.
To młodzi będą mieli ich na swoim utrzymaniu i ogrom długów których starzy narobili do spłacenia.
Bo czy nasze poczucie bezpieczeństwa i poziom zadowolenia, zależy od tego czy uczymy w szkole publicznej, czy niepublicznej na podstawie KN lub KP, że o umowie o dzieło choćby w szkole prywatnej nie wspomnę?
Czy nie zależy to głównie od jakości naszej pracy i naszej osobowości czasem…?
>Myślę, że nawet o ile Karta zostanie zlikwidowana ( w co nie wierzę), to praca na nowych warunkach nie musi okazać się taka straszna.<
Nie musi.Ale jest duże pradopodobieństwo.Nawet w Oświęcimiu bywali SS-mani o ludzkich odruchach.Ale co z tego wynika???;-)
vuem: To zależy. Są ludzie i … Czasem możesz być super nauczycielem ale np mieć nie daj boże swoje zdanie… Nie każdy to zniesie. Także jeśli mówisz o osobowości- często to musi być osobowość uległa po prostu. Czy taka osobowość świadczy o jakości mojej pracy?
Ja pracuję więcej niż 40 godzin tygodniowo. Może nie każdy tak ma, ale ja pracuję więcej. Ja bym chciała żeby ktoś to zaczął liczyć i płacić mi nadgodziny. Moim zdaniem zmiana pensum pogorszyła by moje życie o tyle- że musiałabym pracować jeszcze więcej, o ile w ogóle miałabym pracę. Moja szkoła jest malutka- każdy z nas jest na „gołym” etacie. Zwiększenie pensum oznaczałoby że ktoś by przeszedł na pół etatu… A że każda z nas ma dużo odpowiedzialnych zadań i ważnych rzeczy- to sądzę że byłabym to ja bo jestem najmłodsza.
Lidgo, sprawy dotyczace zmian organizacyjnych zawsze wzbudzają wiele kontrowersji , szczególnie w szkołach, w których maleje liczebność klas. Wielu dyrektorom ten okres sprzyja ich dyktatorskiom zapędom, bowiem łatwo im powiedzieć, że nie mam od września dla pani/pana godzin. Nie zawsze musimy być pewni propozycji zmniejszonej liczby godzin,tak jak nie możemy liczyć na to, że posiadając tytuł nauczyciela dyplomowanego lub mianowanego , albo zaliczony staż, będziemy mogli przebierać w ofertach pracy, których jest coraz mniej. Szlag mnie więc trafia, gdy zwalniany jest młody nauczyciel, a na jego miejsce od nowego roku szkolnego przychodzi emeryt,człowiek dyspozycyjny i bardzo doświadczony……..
@lidqa
Napisałem „głównie”, więc jakieś założenie przyjąłem. Oczywiście zdarzają się przypadki, jakie opisujesz. I smutne to jest.
Oczywiście, że może zależeć też od innych czynników, np. ludzi – naszych współpracowników, kierownictwa, od wynagrodzenia, od uczniów samych…ale to o czym pisałem poprzednio jest czynnikiem najmniej istotnym moim zdaniem.
Potrzebni są i starzy i młodzi.
Parker albo nie przemyślał do końca swojej wypowiedzi, albo nie wie, co mówi.
Do vuem
>Czy nie zależy to głównie od jakości naszej pracy i naszej osobowości czasem??<
A po co dyrektorowi wysoka jakość pracy nauczyciela(jeszcze będzie miał konkurenta)? Jemu potrzebni są bmw.W normalnej firmie dyrektor nie wyrzuci np.najlepszego sprzedawcy bo zaraz sam beknie. Co straci dyrektor jak się pozbędzie najlepszgo nauczyciela??? Będzie tylko miał święty spokój;-) Dyrektorzy mają karnie wykonywać dowolne polecenia dowolnej zwierzchności – tak zostali wyselekcjonowani.Dyrektorzy, którzy kiedyś patronowali radośnie lekcjom nakładania kondoma na banana, później równie radośnie – dniom ochrony życia poczętego (pozostali prędzej czy później wylecieli) dbają tylko o swoje relacje z op, kuratorium, ew.biskupem czy proboszczem bo to władza jest;-)
Tak, wiele słusznych i mniej słusznych głosów, ale obawiam się, że idziemy złym tropem. Oto państwo zwyczajnie bankrutuje (tylko w tym roku pożyczy 50 tysięcy milionów złotych), będzie więc ciąć bez miłosierdzia i w pierwszej kolejności najsłabszym i najgłupszym. Po eksperymentach z emeryturami Oni już wiedzą, że 500 tys. n-li nie jest w stanie bronić swojego stanu posiadania, że nawet nabyte prawa można im wyszarpnąć – praktycznie bez żadnych konsekwencji politycznych i społecznych. Bo nawet strajkując – opiekujemy się młodzieżą, bo przecież kto jak nie nauczyciele z rozumieją „potrzebę” etc. Wiecie państwo z praktyki, że nie ma głupszego zwierzęcia niż Rada Pedagogiczna, a to się przekłada ogólnie na miejsce w państwie całego środowiska nauczycielskiego. Związki zawodowe mają wyrwane ząbki i zero dobrej woli, i odwagi aby bronić nie tylko pojedynczych n-li, ale także swojego środowiska jako całości. Pewnie niezupełnie się skasuje przywileje, ot tak na niby się je pozostawi, dla nielicznych, np nowy awans zawodowy można ustawić pod względem formalnym bardzo wysoko, np dać posiadającym stopień dyplomowanego czas np 4 lata na zrobienie doktoratu (no bo w naszych czasach skoro 50% populacji kończy studia, to niechże nauczyciel trochę więcej wie), a jak nie to koniec z zatrudnieniem przez mianowanie i powrót e=do zatrudnienia wg kodeksu pracy. No i można będzie powiedzieć, takie są wymagania czasów, daliśmy szansę wszystkim, kto skorzystał ten będzie nieźle zarabiał i utrzyma wszystkie przywileje dotychczasowe, nic więc nie było wam zabrane – mili. A w rzeczywistości 90% straci aż miło będzie ministrowi finansów. A może będzie jeszcze inaczej … W każdym razie uważajcie na dyrektorów, to są byli n-le, którzy chcą o swoim byłym fachu zapomnieć, równie mocno się chcązasłużyć nowym panom, słowa kadencja jest w ich umysłach imperatywem nr 1.
Oczywiście że potrzebni są starzy i młodzi.
Wszędzie.
W zawodach gdzie ważne jest doświadczenie a za taki uważam zawód nauczyciela szczególnie.
Myślę, że zostałem źle zrozumiany.
Nie chodzi mi o to żeby starych pogonić tylko żeby nie blokowali niezbędnych zmian.
Nikt im przywilejów nie odbierze.
Jak napisałem wcześniej odziedziczyliśmy po PRL chory system gdzie wartość pracy nie jest liczona w pieniądzach tylko w różnego rodzaju przywilejach,ulgach,deputatach itp.
Odkręcić to teraz jest szalenie trudno bo rozumiem, że nikt nie chce z niczego dobrowolnie zrezygnować.
Z gębą pełną frazesów o dbaniu o wspólny interes będzie bronił swego.
Nie mam na myśli tylko nauczycieli a wszystkie w jakiś sposób uprzywilejowane grupy zawodowe.
Tak system hamuje rozwój gospodarczy i społeczny a jego likwidację uważam za polską rację stanu.
Wiem, że nie spotka się to z aprobatą na tym blogu ale uważam za swój obowiązek o tym mówić.
Nie chcę żeby moje dzieci były uczone przez nauczycieli których motywacją do pracy jest cyt.
„Bardzo lubię
swoją pracę i daje mi ona mnóstwo satysfakcji ale w przypadku likwidacji
Karty Nauczyciela, 13 pensji czy też wprowadzenia obowiązkowej pracy w
wakacje (też się już o tym słyszy) na pewno odejdę ze szkoły.”
Odejdź człowieku z porzytkiem dla nas wszystkich.
kwant pisze:
„Państwu pozwoli zaoszczędzić olbrzymie pieniądze”
Czyli komu Panie kwant?
Czy powinien w szkole uczyć nauczyciel który nie rozumie, że państwo nie ma swoich pieniędzy tylko wydaje nasze wspólne?
Nawet nie nasze tylko od pewnego czasu naszych dzieci.
A jaki ma władza interes żeby pozbawić uprzywilejowane grupy ich „zdobyczy”?
Po co ma podejmować niepopularne decyzje?
Po co się naraża ludziom?
Czy ktoś z nauczycieli się nad tym zastanawia?
Wiem.
Władza jest głupia i zła.
Chce zaszkodzić obywatelom.
Niezależnie czy tą władzą jest dyrektor,burmistrz czy minister.
I w takim duchu nasza młodzież jest wychowywana przez współczesną polska szkołę.
Posyłam swoje dzieci do publicznej szkoły z powodów ideologicznych.
Jestem przeciwny elitarnemu wychowaniu.
Po roku obecności na tym blogu mam poważne wątpliwości czy nie robię im krzywdy.
Mam wybór.
Współczuję tym którzy tego wyboru nie mają.
zgadzam się z kwantem
„Przed konkursem organ przeważnie ustala, kto wygra i podejmuje naciski, aby do komisji ustępujący dyrektor ?wybrał? właściwych reprezentantów grona oraz rodziców.
Dyrektor, chcąc dopilnować, aby pracownicy wypełniali swoje obowiązki tak, jak on sobie życzy, najczęściej wybiera terror (jest to wyraz bezsilności i zagubienia, ale sprawdza się w praktyce).
Likwidacja ?Karty? dyrektorowi niczego nie ułatwi. Raczej ułatwi ?organom? prowadzić jeszcze ?lepszą? politykę kadrową, a Państwu pozwoli zaoszczędzić olbrzymie pieniądze.”
W ciągu 28 lat istnienia KN była nowelizowana 60 razy. Nie jest więc martwym tworem… ale wynikiem wielu negocjacji i kompromisów.
@Parker
podyskutujmy wobec tego, jakie zmiany są niezbędne.
Niektórzy pracują w swoich zawodach właśnie dlatego, że mają coś zagwarantowane. Wolą może mniejsze zarobki, ale pewne, niż wielkie, ale związane z ryzykiem.
cyt.:”Czy powinien w szkole uczyć nauczyciel który nie rozumie, że państwo nie ma swoich pieniędzy tylko wydaje nasze wspólne?”
„Nasze pieniądze” byłyby pewnie większe, gdyby ludzie nie kombinowali jak uniknąć podatków, jak oszukać „biedne państwo”.
Pieniądze nauczycieli są akurat łatwo policzalne.
PS Moje dzieci też chodzą do publicznych szkół, ale to tylko kawałek wychowania. Najważniejsza w wychowaniu jest RODZINA.
Może trochę obok tematu. Mam koleżankę pedagoga szkolnego. Posłała swoje dziecko do szkoły prywatnej (mąż dobrze zarabia). Po 2 latach zabrała je i przeniosła do publicznej podstawówki.
Nie zawsze to co prywatne jest lepsze. W kazdej szkole pracują ludzie. Nam sie tylko wydaje że więcej warte jest to co płatne.
„Odejdź człowieku z porzytkiem dla nas wszystkich”
Likwidacja Karty Nauczyciela i wprowadzenie dłuższego czasu pracy
(między innymi w wakacje) będzie po prostu oznaczała pogorszenie
warunków zatrudnienia, przy jednoczesnym braku znaczących podwyżek.
W tej sytuacji wielu nauczycieli zrezygnuje z pracy w szkole. Będą to ci
najlepsi, którzy bez problemu znajdą zatrudnienie poza szkołą. Zostaną
tylko ci, którzy nie będą mieli innego wyjścia – nastąpi potężna selekcja
negatywna w zawodzie nauczyciela i nie bardzo widzę jaki Pan w tym
dostrzega „poRZytek”.
@time
Podyskutujmy.
Piszesz:”Niektórzy pracują w swoich zawodach właśnie dlatego, że mają coś zagwarantowane. Wolą może mniejsze zarobki, ale pewne, niż wielkie, ale związane z ryzykiem.”
Uważam że w szkole tacy ludzie nie powinni pracować.
W szkole powinni pracować ludzie z pasją o wysokim potencjale intelektualnym którzy maja młodzieży coś do przekazania.
Dla których nauczanie interdyscyplinarne nie stanowi problemu.
A nie absolwenci Wyższej Szkoły Tego i Owego dla których motywacją jest przejście szybko na emeryturę żeby się wnukami zająć a wcześniej trzy miesiące urlopu w roku.
Żeby było nas jako społeczeństwo stać takich ludzi zatrudnić nie można utrzymać KN.
Jak się jest dobrze wykształconym i zdolnym człowiekiem ma się zazwyczaj wysokie wymagania płacowe a nie widziałem nikogo kto trzy miesiące w roku nie pracuje żeby dużo zarabiał.
Piszesz:?Nasze pieniądze? byłyby pewnie większe, gdyby ludzie nie kombinowali jak uniknąć podatków, jak oszukać ?biedne państwo?.
Oczywiście,pełna zgoda.
A czy uważasz, że taki podział w społeczeństwie kiedy każda grupa zawodowa ciągnie do siebie kosztem innych sprzyja czy nie takiemu kombinowaniu?
Jak fryzjer widzi, że chłop którego strzyże z jego podatków swoje ubezpieczenie płaci to zachęca go to do płacenia podatków?
Oszustw się nie wyeliminuje ale zrównanie obywateli wobec obowiązków na rzecz dobra wspólnego sprzyja budowaniu społeczeństwa obywatelskiego a zachowanie podziałów zniechęca do prospołecznej postawy.
Dlatego uważam zrównanie obywateli wobec prawa za polską rację stanu.
Piszesz:Moje dzieci też chodzą do publicznych szkół, ale to tylko kawałek wychowania. Najważniejsza w wychowaniu jest RODZINA.
Tak.
A jak sobie rodzina słabo radzi?
Moich ani Twoich dzieci szkoła nie musi wychowywać.
Jak jesteś nauczycielem to popatrz na rodziny na wywiadówce i się zastanów czy dla społeczeństwa i naszej przyszłości nie byłoby lepiej,gdyby szkoła im w wychowani pomogła a czasami wręcz zastąpiła.
@też belfer
W zasadzie wyżej również Tobie odpowiedziałem.
A to wypomnienie pożytku typowo belferskie.
Ale rozumiem, że to silniejsze od Ciebie;)
Witam,
śledzę forum od dłuższego czasu.
Odnośnie wpisu „też belfer”: w pełni Pana popieram!
Nauczyciel zasługuje na godziwe zarobki. Aktualnych zaś, nie sposób tak nazwać.
parker pisze:
2010-06-05 o godz. 14:23
„Czyli komu Panie kwant?
Czy powinien w szkole uczyć nauczyciel który nie rozumie, że państwo nie ma swoich pieniędzy tylko wydaje nasze wspólne?
Nawet nie nasze tylko od pewnego czasu naszych dzieci.”
Już wyjaśniam. Nie będzie potrzebana tzw. „dotacja budżetowa”. Dzięki tej dotacji „organ” ma zabezpieczone środki na pensje podstawowe ( nie mylić z dodatkami). W ten sposób budżet centralny będzie miał zaoszczędzone olbrzymie środki na inne cele. Natomiast wypłata wynagrodzeń w części „pennsja zasadnicza” stanie się zadaniem własnym gminy. Jednocześnie, być może – tu dywaguję- „organ” dostanie prawo ustalania tych pensji na poziomie własnych możliwości finansowych. Gminy bogate (zdecydowana mniejszość) lub te, których radni widzą teką potrzebę, utrzymają, bądź podwyższą nauczycielskie pensje. Gminy ubogie, lub te, których radni mają inne zdanie na temat oświaty (zdecydowana większość) ustalą pensje zasadnicze na poziomie pensji sprzedawczyni w wiejskim sklepie spożywczym tłumacząc się brakiem środków.
I co z tego Parker, że te pieniądze są ponoć nasze wspólne. Sytuacja sprawi, że pójdą na co innego, niż oświata, a my zupełnie nie będziemy mieli na to wpływu.
@parker
„W zasadzie wyżej również Tobie odpowiedziałem.”
Jeżeli chodzi o poniższy fragment…
„Jak się jest dobrze wykształconym i zdolnym człowiekiem ma się
zazwyczaj wysokie wymagania płacowe a nie widziałem nikogo kto
trzy miesiące w roku nie pracuje żeby dużo zarabiał.”
…to rozumiem, że proponujesz (jeżeli już, zgodnie z internetową
konwencją, jesteśmy na „Ty”) żeby nauczyciele pracowali więcej,
ale jednocześnie byli za swoją pracę godnie wynagradzani.
Na tyle godnie, żeby nie musieli w wolnym czasie dorabiać, pracować
w wakacje itp. Jeżeli tak, to ja oczywiście się z Tobą zgadzam, z tym
że, niestety, taka podwyżka płac jest w przewidywalnej przyszłości
niemożliwa, więc aby, przy braku pieniędzy, powstrzymać odpływ ze
szkół najlepszych nauczycieli, należy zachować obecne przywileje
i nie zwiększać nauczycielom czasu pracy, dając im możliwość
dorobienia do głodowych pensji.
Jeżeli chodzi o moją prywatną sytuację, to zrezygnowałem z trzykrotnie
wyższego wynagrodzenia w prywatnej firmie, po to aby spełnić swoje
marzenie o pracy w szkole i robić coś co mnie pasjonuje. Nigdy nie
narzekałem na zarobki, ponieważ mogłem w wolnym od zajęć czasie,
czy też podczas wakacji, zarobić tyle, żeby spokojnie dalej realizować
swoje nauczycielskie hobby. Jeżeli ta możliwość zostanie mi odebrana
poprzez zwiększenie pensum i nakaz pracy w wakacje, to po prostu nie
będę już mógł sobie pozwolić na to kosztowne hobby.
P.S. Przepraszam za ten „pożytek” – rzeczywiście nie mogłem się powstrzymać 😉
@kwant
Pieniądze budżetowe niezależnie czy z budżetu centralnego czy gminnego są naszymi pieniędzmi pochodzącymi z podatków.
Jestem ostatnią osobą która by uważała, że w oświatę nie powinno się inwestować.
Z całego serca jestem za zwiększeniem nakładów na naukę i edukację bo to nasza przyszłość i naszych dzieci a mam ich gromadkę.
Chciałbym jednak żeby te pieniądze były inwestowane w edukację a nie marnowane na słabo wykształconych nauczycieli i ich długie wakacje i wcześniejsze emerytury.
W zawiłości systemu nie chce się wdawać bo nie jestem specjalistą i nie będę się mądrzył.
Odniosę się tylko do jednej kwestii a mianowicie do wieszczonego przez Ciebie zróżnicowania pensji w bogatych i biednych gminach.
Uważam, że tak powinno być.
Czym innym jest są koszty utrzymania w biednej gminie gdzie nauczyciel zarabiający trzy tysiące jest krezusem a czym innym w dużym mieście gdzie za te same pieniądze jest pariasem.
Istnieje coś takiego jak rynek pracy od którego pracownicy i pracodawcy zależą.
W czym nauczyciele są lepsi od reszty społeczeństwa, że mieliby nie być nim objęci?
Za fryzjera, że się już będę trzymał tego przykładu u mojej rodziny na wsi płacę 12 złotych i wygląda on na zadowolonego,
Wszyscy mówią, że mu się dobrze powodzi a w Warszawie 40 złotych i nikt o nim nie powie, że bogacz.
Polska jest zróżnicowana jeśli chodzi o zarobki i nie widzę powodów dla których nauczycieli miałoby to nie dotyczyć.
Zupełnie odrębną kwestią jest niechęć niektórych samorządów do inwestowania w edukację.
Ale takie są koszty demokracji.
Nie da się ludzi zmusić do nauki jak nie odczuwają takiej potrzeby i nauczyciele powinni o tym wiedzieć najlepiej.
Takie gminy szykują sobie zapaść cywilizacyjną na własne życzenie.
Wyprowadzą się młodzi i będziemy tam na wakacje jeździć po ciszę i spokój.
Mój mąż też zawsze mówi że on ma pracę a ja hobby.
Żeby nie było. Jestem mianowana. Zarabiam na rękę 1700 zł. Czy to dużo? Gdybym pracowała 18 godzin tygodniowo to by wyszło ok 22 zł na godzinę czyli nawet spoko. Ale ja nie pracuję 18 godzin. Ja robię oprócz tego sprawdziany, kółka, apele, liczę frekwencje, piszę opinie, sprawozdania, rozliczam badania wyników, piszę wnioski i analizy, robię stronę netową szkoły i projekt unijny. I wychodzi mi 40 co najmniej. Czyli to jest około 10 zł za godzinę. Po studiach. Czy to fair?
I teraz powiększyliby mi pensum, dali 100 zł podwyżki i nie zabrali tej reszty. Zwolnienie kogoś z nas odbiera mu jego zadania dodatkowe i daje je pozostałym. Czyli ktoś ma więcej apeli, dekoracji, projektow i programów profilaktycznych różnych do zrobienia.
Faktem jest że ja już ciągnę resztkami. I liczę dni do WAKACJI. Dzieci też. Ale zróbmy coś żeby nauczyciel nie miał tyle wakacji. WIęc co? Zabierzemy dzieciom wakacje czy co my mamy w tym czasie robić? BO strona, sprawdziany, badania wyników, dokumentacja itp nie dzieją się kiedy tychże dzieci nie ma. To nie jest tak że ja sobie to przez wakacje odrobię i potem nie będę musiała.
Polecam każdemu kto uważa że mamy fajną pracę przyjść do szkoły na przerwie. Najlepiej do gimnazjum. I spróbować się z tym fantem zmierzyć. Zabronić czegoś albo nakazać… I nie mówcie że my mamy studia żeby nas do tego przygotowały bo to nie prawda. Ja skończyłam MATMĘ a nie pedagogikę. TO matematykiem jestem z zawodu. Nauczyciel to moje… hobby.
@też belfer
Piszesz: „….ponieważ mogłem w wolnym od zajęć czasie,
czy też podczas wakacji, zarobić tyle, żeby spokojnie dalej realizować
swoje nauczycielskie hobby.”
I uważasz taka sytuację za dobrą, normalna i wartą kontynuacji?
Piszesz:”…niestety, taka podwyżka płac jest w przewidywalnej przyszłości
niemożliwa, więc aby, przy braku pieniędzy, powstrzymać odpływ ze
szkół najlepszych nauczycieli, należy zachować obecne przywileje
i nie zwiększać nauczycielom czasu pracy, dając im możliwość
dorobienia do głodowych pensji.
Zmian w oświacie nie da się zrobić z dnia na dzień i na efekty też trzeba będzie czekać latami.
To proces który moim zdaniem nigdy się nie skończy.
Ważne żeby zacząć i żeby stopniowo posuwać sprawy w dobrym kierunku.
Jeśli rząd wprowadzi zmiany w prawie pracy to raczej będą one obowiązywały przyjmowanych do zawodu niż starych.
Piszę raczej bo scenariusza greckiego nie da się wykluczyć jeśli co roku będziemy nadal wydawać więcej niż zarabiamy.
A bez niezbędnych reform będziemy.
Wszyscy jeśli chcemy żeby nam się lepiej powodziło musimy dłużej i efektywniej pracować.
I oszczędzać, inwestować w przyszłość, bo dzieci nas na stare lata pogonią i nie będą chciały utrzymywać.
I słusznie zrobią bo dzisiejszym egoistycznym zachowaniem na życie na ich koszt sobie nie zasługujemy.
Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Nauczyciele są tak traktowani przez władzę i społeczeństwo, jak traktują swoich uczniów. Bo całe społeczeństwo przechodzi przez ręce nauczycieli. Przecież w MEN pracują nasi absolwenci. Politycy mają takie umysły jakie nauczyciele ukształtowali, gdy byli uczniami. Aż prosi się powiedzieć: macie za swoje ! Jeżeli podstawową reakcją, główną metodą komunikowania się z uczniami jest: MILCZ ! – to mamy taki efekt.
MILCZ – ja teraz mówię !
MILCZ jak do mnie mówisz !
Skoro uczeń nie spotyka się ze SZKOŁĄ SZACUNKU I DIALOGU, to jako polityk i urzędnik nie będzie chciał i potrafił prowadzić dialogu – całym społeczeństwem, również z nauczycielami. Polityk i urzędnik wymyśli nową kartę, nowe pensum, nową szkołę i powie nauczycielom tak, jak nauczyciele mówią uczniom: macie robić tak jak wam każę, a jak będziecie się buntować to zrobię sprawdzian. A nauczyciele baaaardzo boją się sprawdzianów.
Szanowny Gospodarzu, szanowni nauczyciele.
Macie za swoje! Nie potraficie prowadzić dialogu między sobą. Nie szanujecie się nawzajem ! Macie niskie poczucie własnej wartości. Boicie się SZKOŁY SZACUNKU I DIALOGU !
Dlaczego przez 20 lat nie powołaliście swojego samorządu, swojej izby nauczycielskiej ?! Takie organizacje mają rzemieślnicy, lekarze, prawnicy, … . Nie powołaliście, więc jesteście słabi, nie jesteście partnerem dla władzy jako grupa zawodowa.
Związki zawodowe ?! Chyba Pan/i żartuje ! Są skompromitowane. Dlaczego ? Najkrótsza odpowiedź: są silnie polityczne, to są minipartie.
Największa i wyjątkowo ważna, najważniejsza dla przyszłości kraju grupa zawodowa nie ma swojej reprezentacji. Jest jak dzieciiryby. I zachowuje się jak zalęknione dziecko. Stoi w kącie, przyciska do siebie swoją starą, zniszczoną zabawkę i tylko krzyczy: nie dam ! I ma coraz więcej łez w oczach.
Nauczyciele narzekają na swój niski status, na malejący autorytet. Oczekują, że władze coś zrobią, żeby nastąpiła poprawa. I czekają.
Nie trzeba czekać. Nauczyciele sami mogą i powinni działać w tej sprawie. Bez wysiłku, aktywności z ich strony będzie słabo i powoli. Nauczyciel będą mieli taki status i autorytet jaki sobie sami wypracują – poprzez jakość pracy, WSPÓLNE działania w relacjach ze społeczeństwem i dialog z władzami.
Prosty przykład: dlaczego nauczyciel nie walczą o zmniejszenie liczebności klas i ławki jednoosobowe ? Przecież to byłaby walka o wyższą jakość edukacji i o utrzymania miejsc pracy ?
Jak wyjść ze ślepej uliczki o nazwie Karta Nauczyciela ? Oto moje propozycje – naiwne i idiotyczne.
Zastosować tę samą metodę, którą zaproponowałem w projekcie SZKOŁA SZACUNKU I DIALOGU. Metodę dialogu i wyboru.
Wersja 1.
MEN przedstawia nauczycielom dwa, znacznie różniące (lub więcej) projekty nowej ustawy. Niech nauczyciele dyskutują, zgłaszają sugestie i na koniec niech wybiorą jeden z projektów.
Wersja 1.1
W wyniku negocjacji, z dwóch projektów powstaje jeden optymalny.
Wersja 1.2.
W wyniku wyboru, polskie szkoły dzielą się na dwa rodzaje. Oświata działa dwutorowo (a może wielotorowo ?). Pojawia się element konkurencji
Wersja 2.
MEN podaje nauczycielom jeden projekt oraz pustą kartkę. Nauczyciele mają 12 miesięcy na zapełnienie tej kartki jednym własnym projektem nowej ustawy. Następnie obie strony zasiadają i negocjują ostateczną wersję.
Jeśli nie potrafią zapełnić tej kartki, to trudno.
Pomysłów może być więcej. Najistotniejsze jest jaką rolę ma mieć nauczyciel w procesie PRZYGOTOWANIA i WDRAŻANIA nowych projektów, ustaw, zarządzeń systemów:
– aktywnego uczestnika
czy
– posłusznego, biernego wykonawcy
@parker
„I uważasz taka sytuację za dobrą, normalna i wartą kontynuacji?”
Oczywiście, że taka sytuacja nie jest normalna, ale przy braku możliwości
radykalnego podwyższenia nauczycielskich wynagrodzeń, likwidacja karty
nauczyciela i związanych z nią przywilejów będzie oznaczała po prostu
czystkę w szkole – opróżnienie jej z najlepszych, nauczycieli oraz brak
dopływu młodych, wartościowych następców obecnej kadry.
„Ważne żeby zacząć i żeby stopniowo posuwać sprawy w dobrym
kierunku.”
Tak, tylko że jak na razie to stopniowo mają być odbierane przywileje
i zwiększany czas pracy, co spowoduje ogólne obniżenie, i tak już
niskiego, statusu społecznego nauczycieli. Natomiast nie widać, żeby
stopniowo miały się również poprawiać warunki pracy i wynagrodzenia
w szkolnictwie. Żadna inna grupa zawodowa na naszym miejscu nie
zgodziłaby się na tak poważne pogorszenie warunków zatrudnienia bez
żadnej konkretnej rekompensaty.
„Jeśli rząd wprowadzi zmiany w prawie pracy to raczej będą one obowiązywały przyjmowanych do zawodu niż starych.”
Nie bardzo rozumiem na jakiej zasadzie miałoby to funkcjonować.
Starzy nauczyciele – pensum 18 godzin, młodzi – 25?
Starzy nauczyciele – wolne wakacje, młodzi – nakaz 3 tygodni pracy
(na przykład w charakterze opiekunów na koloniach)?
Nie wydaje mi się, żeby takie rozwiązanie było w ogóle przez kogokolwiek
brane pod uwagę.
„musimy dłużej i efektywniej pracować. I oszczędzać, inwestować”
Znowu – kolejna rzecz, z którą nie sposób się nie zgodzić. Z jednym,
wszakże, zastrzeżeniem – musimy zdać sobie sprawę z tego, że jeżeli
zaczniemy jeszcze bardziej oszczędzać na szkolnictwie i doprowadzimy
do jeszcze większego zmniejszenia atrakcyjności zawodu nauczyciela,
poprzez znaczne zwiększenie obowiązków bez znacznego zwiększenia
wynagrodzeń, to spowoduje to potężny spadek jakości nauczania i odpływ
ze szkoły najlepszych, najwartościowszych nauczycieli.
To przecież jest takie proste – nie można mieć ciastka i zjeść ciastka.
Oczywiście można na szkolnictwie oszczędzać, ale trzeba sobie zdawać
sprawę jakie skutki przyniesie ze sobą to oszczędzanie.
Dlaczego nie walczą? Dlatego, że rozumieją, że z pustego i Salomon nie naleje. I gazrurka w ręku nauczyciela nie przystoi. A tego co nauczyciel ma do powiedzenia wierchuszka nie słucha. Pół miliona nauczycieli to głupki i potrzeba jednego mądrego, żeby nimi dyrygował.
Co do gmin z zapaścią. Te gminy miałyby szansę z zapaści wyjść, gdyby fryzjerowi płacono stawkę za wartość wykonanej pracy, a nie 12zł.
I ja bardzo, bardzo proszę wszystkich nauczycieli, żeby głupot nie pisali, że pracują 18h, bo sami sobie świństwo robimy i podkładamy się reszcie społeczeństwa. My pracujemy nie więcej niż 40h tygodniowo. Jak się mnie kto pyta ile mam na godzinę, to pensję dzielę na te 40. Ja tak pracuję i nie rozumiem dlaczego miałabym ściemniać.
lidqa
Krócej: nauczyciel jest nauczycielem 24 godziny na dobę. Kto z Was jest 24 godziny w pracy ?
Nawet najsłabszy nauczyciel pracuje w domu. A przeciętny i wybitny pracuję zawsze. Kto nie wierzy, ma trzy możliwości sprawdzenia.
Każdy po pracy może przebrać się i robić co mu się podoba i jak mu się podoba. Może zachowywać się swobodnie i mówić co chce i jak chce. Jego zachowanie i sposób wysławiania się nie podlega ocenie. Nie dotyczy to tylko dwóch grup: polityków i nauczycieli.
nowa.
„Dlaczego nie walczą? Dlatego, że rozumieją, że z pustego i Salomon nie naleje. I gazrurka w ręku nauczyciela nie przystoi. A tego co nauczyciel ma do powiedzenia wierchuszka nie słucha. Pół miliona nauczycieli to głupki i potrzeba jednego mądrego, żeby nimi dyrygował.”
Nie rozumiem ani jednego z tych zdań. Przeczytałem kilka razy.
Jeśli sądzisz, że ironizuję, to oświadczam, że jesteś w błędzie.
ync: jest różnica w tym co piszesz. Ja jestem nauczycielem zawsze i non stop- to fakt. Głupie wypicie piwa w parku bywa problemem. Ale ja pijąc piwo NIE PRACUJĘ. Ja jedynie wtedy jestem. A ja policzyłam to ile PRACUJĘ. I nie oczekuję żeby mi płacono za to że jestem, ale za pracę by mogli. Ja bym chciała żeby to spisywano i płacono mi za nadgodziny powyżej 40.
I tak najbardziej przechlapane mają półetatowcy. Konfy i zadania dodatkowe ich dotyczą tak jak mnie. Ale już płacone mają za połowę. Kiedyś miałam pół etatu i pracowałam z dziećmi 9 godzin, ale w sumie to na bank było dużo więcej niż 20.
I jeszcze jedno. Ja wiem, że każdy z nas pracuje w domu. Bo inaczej się nie da (no może pan z muzyki nie). Ale dlaczego ja potem słyszę że ja pracuję 18 godzin? No właśnie nie pracuję 18. Pracuję ponad 2 razy tyle. Tylko że część w domu. A płacą mi tak, jakbym tej drugiej połowy nie robiła.
I nie zgadzam się z tym, że całą szkołę trzeba reformować. Ja marzę o tym żeby przestano szkołę reformować a zaczęto ją finansować. Zeby ktoś się skupił na warunkach pracy, wymianie okien, ogrzewaniu klas, komputerach i rzutnikach, wyposażeniu sal gimnastycznych, zmniejszeniu ilości uczniów w oddziale- a jak będą warunki to będizemy mogli szczytne cele osiągać w bardziej ciekawy i efektywny sposób.
@Parker
wypowiadam się skrótowo, więc może nie do końca jasne jest to, co chcę powiedzieć.
Jestem za stabilnością w oświacie. Zmiany tak, ale ewolucyjne, nie rewolucyjne.
Wiem, że są różne rodziny, że dzieci mają wiele pytań i wątpliwości. Pozwalam im je zadawać. Nie obrażam się, jeśli pytają. Moje MILCZ – to tylko prośba, aby wszyscy mogli te pytania usłyszeć i doczekać się odpowiedzi, albo dowiedzieć się, gdzie je znaleźć. Dorośli bardzo często robią wielkie oczy, kiedy słyszą, o co może zapytać dzieciak.
To, że każdy ciągnie kołderkę w swoją stronę nie jest dla mnie akurat dziwne. Nikt nie rodzi się altruistą.
@ync
Lubię uczyć, dyskutować, rozmawiać z rodzicami, uczniami, wszystkimi, którzy chcą dyskutować.
Lubię się uczyć. Mam za sobą setki szkoleń, warsztatów, również tych z pustą kartką (te wspominam najgorzej, ponieważ szkolący oprócz szarych papierów niewiele mieli do zaoferowania). Dziś najczęściej są prezentacje w Power Poincie. Zero dyskusji.
Nowości to wyzwanie, ale wszelkie eksperymenty powinny być przeprowadzane najpierw na małej grupie. Zadziała, poszerzać.
Jeśli się zlikwiduje całą kartę, to owszem będzie po nowemu, ale nie wszystko, co nowe da się szybko zweryfikować, a dzieci rosną.
Prawdziwe dyskusje nauczycieli odbywają się na spotkaniach towarzyskich, ale to ma wartość wypowiedzi u cioci na imieninach. Poza „spuszczeniem powietrza” (co też ma pewną wartość – odstresowującą).
Oczywiście nienauczyciele nie znoszą tych dyskusji, najczęściej mówiąc „odpuść sobie”.
Nie raz w tej dyskusji padło,że rząd nie ma środków i stąd to wszystko.Nie zgadzam się!!!Rząd ma pieniądze, tylko inne priorytety.Oto w stolicy powstaje tylko na jedną imprezę(!) tzw.Stadion Narodowy dla kilkudziesięciotysięcznej grupy kiboli-rozsadnika chuligaństwa i bandytyzmu.Koszt – planowany 1,2mld zł z budżetu(rzeczywisty na pewno będzie dużo większy!) .W tej samej stolicy powstaje za pół miliarda i też za peiniądze podatników(tym razem za pieniądze samorządu) stadion dla prywatnego klubu „Legia” też dla tej samej kilkudziesięciotycięcznej bandy kiboli.Wypada po min.50tys.zł na kibola.Podobne piramidy powstają za pieniądze podatnika w paru innych miastach Polski.Łączny koszt – min.jakieś 5-6mld. Rząd tej kasy nie rusza, choć np. w tym roku zabrał wszystkie pieniądze na przygotowanie szkół na przyjęcie 6-latków – ponoć priorytetową i wyjątkowo ważną „reformę”. Było to zaledwie 300mln.
Rozumiem,że premier to kibol, ale czemu to kosztuje miliardy z ponoć kryzysowego budżetu???
time, lidqa, …
Też piszę skrótowo, stąd brak niuansów, „niesprawiedliwe oceny”, grube uogólnienia.
Dla mnie jesteście dowodem, że są wspaniali nauczyciele. Nie jakieś pomnikowe ideały, ale otwarci, poszukujący i błądzący oraz życzliwi ludzie. Jest takich sporo. W dobrej firmie tacy ludzie są doceniani, wyróżniani, nagradzani, awansowani przez dobrych prezesów. Dlatego ciągle piłuję: trzeba naprawiać firmę i jej dyrektorów, a nie nauczycieli.
@też belfer i inni adwersarze.
Chciałbym zwrócić uwagę, że mimo iż dyskutujemy o oświacie wypowiadam się szerzej jeśli chodzi o prawa i obowiązki obywateli wobec państwa.
Nie wyobrażam sobie sytuacji żeby odebrać przywileje nauczycielom pozostawiając ja innym wyjętym spod prawa grupom zawodowym.
Ty uważasz, że odebranie przywilejów spowoduje odpływ dobrych ludzi od zawodu .
Ja wręcz przeciwnie uważam, że zrównanie nauczycieli w prawach pracowniczych z innymi grupami zawodowymi zakończy negatywna selekcję do zawodu.
To jak przedstawiciel socjalistycznej firmy obuwniczej po wizycie w Afryce na podstawie obserwacji, że wszyscy chodzą boso wyciąga wniosek, że nie ma tam rynku na buty i kapitalistycznej, że ponieważ nikt nie ma butów rynek jest olbrzymi.
Na tym polu nie możemy zbliżyć stanowisk.
Uczepię się zatem tego w czym się zgadzamy a mianowicie, że obecny stan rzeczy nie jest normalny i należałoby go zmienić.
Jeżeli coś jest złe to ze zmiana nie należy czekać.
Nigdy nie będzie sytuacji w budżecie, że będzie wystarczało pieniędzy.
Zawsze potrzeby są większe niż możliwości.
Wynika to z prostego faktu, że mozliwości zawsze są ograniczone a potrzeby nigdy.
Płacenie przy braku środków przywilejami jest zamiataniem problemów pod dywan.
Taki chory system jest bardzo kosztowny dla społeczeństwa i nie zmniejsza rachunków.
Pula pieniędzy którą społeczeństwo przeznacza na oświatę jest dzielona przez dużą ilość słabo zarabiających,słabo wykształconych i źle motywowanych pracowników oświaty.
Słusznie pisze Gospodarz, że zatrudnienie może się zmniejszyć.
A przywileje emerytalne są wystawianiem rachunku za te marną usługę swoim uczniom do zapłacenia jak dorosną.
Jeśli chodzi o sposób dokonania zmian z zachowaniem praw nabytych, to rzeczywiście karkołomne zadanie ale jestem sobie w stanie wyobrazić równolegle dogasający system oparty na KN i nowy dla wstępujących.
Starym by się pozostawiło możliwość wyboru o ile byliby w stanie sprostać nowym wymaganiom a nowym tylko nowe uregulowania,wynagrodzenie i wymagania.
Napiszę jak to sobie wyobrażam na nowym wątku bo muszę kończyć.
Tak to jest, kiedy nie ma choćby tylko bonu oświatowego. Radykalnie (i to raczej na lepsze) odmieniłby sytuację w szkolnictwie (choć nie załatwiłby, niestety, wszystkiego). Dzisiaj taki dyrektor szkoły nie ma zapewne specjalnej motywacji do pozyskiwania najlepszych dostępnych pracowników i płacenia im przynajmniej tyle, co przeciętnemu hydraulikowi, bo niewiele z tego – jako szef przedsiębiorstwa (szkoły) – z tego ma (nie wiem, czy to się sprawdza w przypadku liceów, dla podstawówek i gimnazjów wydaje się słuszne). Czy szkoła reprezentuje wysoki poziom, czy niski, niewielu rodziców ma chęć powalczyć z rejonizacją i poszukać lepszej placówki dla swoich pociech (ja akurat miałem, ale to nie ma tu nic do rzeczy). Czy przyjmie dzieci spoza rejonu, czy ich nie przyjmie, więcej pieniędzy miał nie będzie i tyle.
Inaczej by było, gdyby każde dziecko przynosiło ze sobą jakąś wymierną w pieniądzu wartość – te właśnie bon. Im więcej dzieci, tym więcej pieniędzy… itd. Problem w tym, że nie wiem, czy środowisko nauczycielskie jest gotowe na traktowanie uczniów (i ich rodziców) jako klientów (nie mówię o postawie typu „płacę za kształcenie, to pozytywna ocena się należy”).
Możliwe jednak, że u nas, jak to w Polsce, i to by niczego nie zmieniło. Albo gdzieś w tym rozumowaniu (niespecjalnie zresztą oryginalnym) tkwi błąd (szkolnictwo znam tylko z pozycji bardzo dawnego ucznia i aktualnego rodzica). Ciekawe jednak, że nikt dotąd w tym kierunku nie szukał rozwiązania.
PS.
Nie jestem zwolennikiem KN. W ogóle nie jestem za jakimikolwiek przywilejami branżowymi. Prywatnie sądzę, że znacznie większe oszczędności można – i to praktycznie od zaraz! – poczynić w innych sferach gospodarki – np. w przywilejach górniczych czy KRUS-ie. Brzydzi mnie to, że każdy rząd robi pod siebie ze strachu przed tymi grupami nacisku, zaś jest silny i odważny wobec słabszych. Niby to elementarz polityki, ale i tak obrzydliwość.
Parker,
„Jestem ostatnią osobą która by uważała, że w oświatę nie powinno się inwestować.
Z całego serca jestem za zwiększeniem nakładów na naukę i edukację bo to nasza przyszłość i naszych dzieci a mam ich gromadkę.
Chciałbym jednak żeby te pieniądze były inwestowane w edukację a nie marnowane na słabo wykształconych nauczycieli i ich długie wakacje i wcześniejsze emerytury.”
I tu jesteś w błędzie. Struktura wydawania pieniędzy z budżetu wygląda tak, że czym innym są pieniądze wydawane na uczniów i szkołę, a czym innym wydawane na „tych nierobów nauczycieli”. Te pieniądze nie mają ze sobą nic wspólnego.
Skoncentruj się na przekształceniu edukacji w edukację obywatelską czy komercyjną. Wtedy masz szansę, że twoje wyobrażenia o sposobie finansowania czy działania oświaty zbliżą się do tego o czym na tym blogu piszesz. Na razie edukacja działa na zasadach socjalistycznej polityki budżetowej i twoje cenne uwagi nie mają zastosowania.
powinno się, chciałbym żeby, jestem za, sądzę że, jak to sobie wyobrażam, trzeba walczyć
No właśnie, co trzeba żeby nie tylko pisać i gadać ? Samo się zrobi ? Bez dialogu, beza nacisków, bez negocjacji, bez własnych ekspertów, bez lobbingu ?
W jaki sposób tak bierna grupa zawodowa ma kształtować nowe pokolenia ludzi aktywnych, prospołecznych, nieobojętnych ?
Szanowny Gospodarzu, parkerze, ync.
TK uznał, że KN jest zgodna z konstytucją. Zatem ani kroku wstecz. Zwłaszcza bez jasnych zasad dotyczących statusu nauczycielali szkół publicznych.
Panie Kwant,
„przywileje emerytalne” już zniknęły, będziemy pracować (kobiety) do 60 tego roku życia.
Bardzo chcialabym, aby zapisano w mojej umowie 40 godzinny tydzień pracy. Warunek jest tylko jeden: moją pracę wykonywać będę jedynie w miejscu pracy (w tym będą wyjścia na imprezy, wycieczki itp. poza szkołą). Do domu nie będę zabierać żadnej pracy. W pracy powinnam mieć stanowisko pracy (teraz mam takowe w moim domu) do zadań nie związanych z dydaktyką. Nie muszę mieć „gabinetu” na własność, chętnie będę go dzielić z innymi koleżankami. Chcę mieć do dyspozycji komputer (i nie mam na myśli swojego), do dyspozycji drukarkę i ksero (do korzystania współnego. Myślę,że nie są to wygórowane żądania, mają to wszyscy urzędnicy państwowi, samorządowi, pracownicy biurowi w instytucjach państwowych i prywatnych.
Mogę obyć się bez tych WAKACJI. Domagam się urlopu w takim wymiarze, jak mają inni (ok. 28 dni, z sobotami i niedzielami jest to niewiele mniej, niż mają nauczyciele – nam wlicza się soboty i niedziele do wakacji!) Oczywiście mam prawo do urlopu w terminie, jaki będzie odpowiadał mi (skoro mam mieć taki sam urlop to na takich samych warunkach)
Po spełnieniu w.w. warunków należałoby zapytać społeczeństwo, czy pensja nauczyciela 1700 zł (mianowany, z dodatkiem za staż – 13 lat ) to naprawdę dużo.
Zapomniałam oczywiście dopisać, że nie byłoby mowy o spotkaniach z rodzicami po godzinach pracy (rodzice musieliby się zwolnić z pracy na spotkanie z wychowawcą lub innym nauczycielem, tak jak ja muszę robić, aby załatwić coś w urzędzie), żadnych wycieczek, biwaków kilkudniowych, żadnych bali na zakończenie szkoły, dyskotek szkolnych z nauczycielami w roli opiekunów. Jeżeli nie „wyrobiłabym się” z pracą (nie dotyczy tej przy tablicy), to nie robiłabym tylu sprawdzianów lub przygotowywałabym mniej dodatkowych zadań itp.
Praca od 7 lub 8 do 15 lub 16 to dla mnie marzenie! Może mogłabym sobie też zafundować wczasy w Egipcie – oczywiście nie w lipcu lub sierpniu!
Pracuję w przedszkolu prywatnym. Jesteśmy tam wszystkie od wszystkiego, nie jesteśmy szanowane przez dyrekcję a więc nie ma się co dziwić, że przez rodziców też. Praca z dziećmi po 7, 8 h jest wykańczająca a do tego dochodzą dodatkowe zajęcia w domu. Myślę nad zmianą zawodu.