Sens zdawania matury
Zmieniła się nie tylko formuła matury, ale przede wszystkim sama filozofia zdawania tego egzaminu. Ci, którzy narzekają na niski poziom obecnej matury, pochodzą z epoki, kiedy pełniła ona funkcję selekcyjną i eliminacyjną. Teraz służy czemuś zupełnie innemu – to egzamin ustalający i poziomujący.
Matura selekcyjna miała na celu ograniczyć liczbę osób uprawnionych do podjęcia studiów. Tak było chociażby w PRL. Im mniej uczniów zdało ten egzamin, tym lepiej, bo przecież nawet dla tych, co zdali, nie wystarczało miejsc na studiach. Tradycja, że egzamin ten jest niezwykle surowy, wywodziła się z czasów przedwojennych. Wtedy matura przypominała dzisiejsze eliminacje do mistrzostw świata w piłce nożnej. Kto zdał, ten wchodził do ścisłej elity. Dalej były rozgrywki finałowe, czyli studia. Wiele osób tęskni za czasami, kiedy matura była egzaminem eliminacyjnym i selekcyjnym.
Obecnie MEN i CKE przyświecają zupełnie inne cele. Chodzi o wypoziomowanie młodzieży. Wszyscy uczniowie powinni zatem zdać, ale możliwie różnie. Dlatego wprowadzono procenty, ponieważ dzięki temu można wyróżnić kilkadziesiąt poziomów (od 30 procent do maksimum), a nie jak dawniej – gdy stawiano oceny – kilka (np. od dwójki do piątki). Dzięki wypoziomowaniu każdy absolwent szkoły średniej może podjąć studia, ale nie na każdej uczelni.
Matura jest też egzaminem ustalającym, jaki typ studiów ktoś powinien podjąć, tzn. uniwersytecki czy politechniczny, humanistyczny czy ścisły, językowy czy medyczny itd. Ogólnie mówiąc, matura ma dostarczyć decydentom oświatowym informacji o uczniach. Celem, do którego zmierzamy, jest 100-procentowa zdawalność. Może się to nie podobać tradycjonalistom, ale najważniejszym wymaganiem, jakie stawia się obecnie uczniom szkół średnich, jest stawienie się na maturze. Mają przyjść na egzamin, wykonać polecenia wg wzoru – lepiej lub gorzej, to już ich sprawa, a otrzymują gwarancję zdania.
Jeszcze tego ideału nie osiągnęliśmy, ale prace trwają. Podobno od 2015 matura w Polsce ma być egzaminem stricte poziomującym i ustalającym. Do lamusa odejdzie era, gdy był to egzamin selekcyjny i eliminacyjny. Można będzie powspominać, jak to drzewiej bywało, że ktoś matury nie zdał. Ludzi, którzy nie zdali egzaminu dojrzałości, będą pokazywać w muzeach i filmy o nich kręcić, a i tak nikt nie uwierzy, że to było możliwe. Bo matura będzie jak NIP i badanie u lekarza razem wzięte. Przyjdzie pora, stawisz się w urzędzie maturalnym, dasz próbkę moczu i kału, wymaz z gardła, zrobią ci badania, ustalą wyniki i wystawią świadectwo dojrzałości. Czas więc przestać narzekać na niski poziom matury. Innej nie będzie.
Komentarze
A jaki jest sens zdawania egzaminu po podstawówce?
nie ma
Panie Dariuszu!
Grant Pan dostał z EFS czy jak, że Pan nagle tak pozytywnie pisać zaczął???;-) „Cele” MEN i CKE to poręczna utopia [do rozliczenia w odległej przyszłości;-)] – tak naprawdę liczy się kasa do przerobienia i święty spokój w tym zbożnym dziele;-)
„Celem, do którego zmierzamy, jest 100-procentowa zdawalność. ”
Bez przesady – gdyby tak było, nie byłoby obowiązkowych przedmiotów na maturze. 🙂 Powiedziałbym raczej „Celem, do którego zmierzamy, jest 100% zdawalność wśród uczniów nie będących kompletnymi idiotami i nieukami”. albo może trochę delikatniej, ale w tym sensie. 😉
Myśl w sumie rozsądna, chociaż (zwłaszcza z ostatniego akapitu) wyziewa jak zwykle ironia. To trochę jak kpiny, że maturę niedługo będą wystawiać razem z aktem urodzenia. 🙂
Nawiasem mówiąc, do poziomowania egzamin powinien mieć jednak trochę szerszą skalę. Przy obecnym ograniczeniu z góry pozwala może się popisać głupotą, ale inwencją i szerszą wiedzą – nieszczególnie.
Nie zgodzę się, że w PRL matura służyła eliminacji.
Ona, jak przed wojną, miała stanowić pewną nobilitację;), potwierdzenie ukończenia szkoły średniej.
Eliminowanie służyłoby stawianiu barier ewentualnym przyszłym studentom, a tym w sumie reżim nie był zainteresowany.
Wręcz przeciwnie, wszak dawano punkty za pochodzenie, prawda?
Chyba nie po to, by ludziom nie udawało się przebrnąć przez sito i rozpocząć studia, ale by więcej gawiedzi spod strzech trafiło na akademie.
Co do celu obecnej, to chyba niewiele sie zmienia, z tą jedynie różnicą, że słabo zdany egzamin eliminuje ludzi z grona studentów lepszych uczelni, czy bardziej wymagających kierunków.
Natomiast nie zamyka drogi dalszej edukacji „słabeuszom”.
Być może chodzi o wypoziomowanie, tylko dlaczego tak blisko zera? A tak naprawdę, to powiedzmy młodym ludziom otwarcie CAŁY PROCES KSZTAŁCENIA DO DYPLOMU WYŻSZEJ UCZELNI WŁĄCZNIE JEST DZIAŁANIEM POZOROWANYM I BEZWARTOŚCIOWYM. NIKT Z WAS NA PODSTAWIE DYPLOMU NIGDY NIE DOSTANIE PRACY!!! PRACĘ DOSTANĄ TYLKO CI, KTÓRZY INDYWIDUALNIE PRZEKONAJĄ KONKRETNYCH PRACODAWCÓW, ŻE MOGĄ BYĆ DLA NICH PRZYDATNI!!!
A teraz Alleluja i do przodu!
Tyle, że narzędziem wstępnej selekcji będzie wspomniany dyplom 😉
Gospodarzu, ile za tego granta bylo? Bo juz sie nie moge doczekac, umieram z ciekawosci. Napewno sporo…
„PRACĘ DOSTANĄ TYLKO CI, KTÓRZY INDYWIDUALNIE PRZEKONAJĄ KONKRETNYCH PRACODAWCÓW, ŻE MOGĄ BYĆ DLA NICH PRZYDATNI!
Zgadzam sie.
A sens matury? Ot taka tradycja, krorej trudno sie wyrzec, jak jajek wielkanocnych czy bialej kielbasy, mimo, ze podobno niezdrowe.
Panie Darku, koniec juz z tymi maturami, bardzo prosze. Niech Pan zrobi sztorm mozgow w sprawie etyki, ludzie maja tak poprzewracane w glowach! Czy nie mamy prawa do etyki? Religia to jednak nie to. Bez etyki sczeznie narod. Kiedys chociaz Boga sie ludzie bali. Teraz nie maja absolutnie zadnych hamulcow.
Przed wprowadzeniem „nowej matury”, matura była egzaminem diagnostycznym, podsumowującym osiągnięcia dydaktyczne ucznia, zaś egzamin wstępny na uczelnie był egzaminem prognostycznym, służącym ocenie, jak kandydat rokuje jako student. Dwie odmienne funkcje, dwa różne egzaminy. Obecnie spróbowano połączyć obie funkcje w jednym egzaminie. Nie jest to możliwe bez szkody dla tych funkcji i musi prowadzić do wynaturzenia matury-hybrydy. Nie ma więc co narzekać, trzeba przyzwyczaić się do matury takiej, jak teraz.
Jak zwykle pisze Pan w ten sposób, że trudno określić ile w tym wpisie chłodnej oceny rzeczywistości a ile ironii.
Moim zdaniem matura w obecnej postaci (pomimo niewątpliwych uchybień) jest egzaminem bardziej sprawiedliwym i sprawdzającym całokształt wiedzy i umiejętności z danego przedmiotu niż miało to miejsce kiedyś.
Przeanalizowałem dokładniej arkusze zadań z matematyki.
Poziom podstawowy: egzamin raczej łatwy, niektóre zadania wręcz banalne. Dość duża ilość różnorodnych zadań często sprawdzających podobną wiedzę i umiejętności – dobrze bo eliminuje to wpływ konkretnego być może źle zbudowanego zadania na całościowy wynik. Matematyka pojawiła po raz pierwszy od wielu lat jako egzamin obowiązkowy, nie jestem zwolennikiem rzucania nie umiejących pływać lub takich, którym nawyku trenowania pływania systematycznie nie wpajano na głęboką wodę. Moim zdaniem należy z roku na rok systematycznie poprzeczkę podnosić ale płynnie bez żadnych skoków.
Poziom rozszerzony: ilość zadań moim zdaniem właściwa. 3-4 ciekawe zadania, kilka schematycznych, 2 banalne jak na tego rodzaju egzamin, moim zdaniem, jak ktoś już tutaj zauważył, brak zadań bardzo trudnych gdzie mogą błysnąć na prawdę wybitne jednostki.
Uważam, że mimo wszystko póki co matura nie jest zwykłą formalnością, owszem egzamin łatwiej zdać natomiast nie tak łatwo uzyskać wynik z górnej półki.
Zdałem maturę w czasach gdy dinozaury biegały rączo po łąkach. Gdybym miał zdawaś maturę z języka polskiego w roku nastepnym, raczej bym nie zdał bez wielu godzin nauki (normalnie zdałem na dobry). Matematykę zdałbym co najwyżej na dostateczny (na świadectwie maturalnym mam bdb). W tym roku przejrzałem tematy z języka polskiego (poziom podstawowy) i ogarnął mnie „śmiech pusty”. Część pierwsza – czytanie ze zrozumieniem – jak gdyby czytanie było czynnością zupełnie oderwaną od myślenia. Zastanawiam się jaki sens może mieć czytanie bez zrozumienia i czy poloniści uczą etapami:
1. Czytanie jako takie,
2. Pobieżne rozumienie przeczytanego tekstu,
3. Rozumienie tekstu na poziomie średnim,
4. Rozumienie tekstu na poziomie zbliżonym do polonisty.
Sens drugiego polecenie to: „Na podstawie zamieszczonego fragmentu tekstu opisz co tam jest napisane”.
Jak widać nie jest potrzebna znajomość lektur, uwarunkowań czasu powstania utworów, autorów i innych „duperel”.
Ponieważ jezyk polski nie pojawił się na egzaminie maturalnym w tym roku można przyjąć, że poziom matury ma zapewnić „mieso armatnie” dla róznych „uczelni” typu WSHE i jej podobnych – wszyscy „studenci” muszą skończyć „uczelnię”, bo czesnego się nie wyrzuca.
Żenujący poziom zadań z matematyki jest dokładnie taki sam, jak z pozostałych przedmiotów. I nie ma się co dziwić, że większość absolwentów tych „uczelni” kończy jako wykładowcy – wykładają towar na półkach hipermarketów.
TeżBelfer
A mnie się zdarza czytanie bez zrozumienia. Nie dość, że się kilka razy na tym złapałem to jeszcze dokonałem obserwacji (sam siebie) jak to się dzieje. Otóż czytam, moje gałki oczne śledzą zdania, przewracam strony ale cały czas o czymś innym myślę. Zdarzało mi się tak przeczytać nawet kilkanaście stron choć myślałem o czymś zupełnie innym – np nad konstrukcją tekstu który miałem napisać albo nad jakąś sceną. Tylko nie doszedłem do tego czy to co czytam bez zrozumienia, jakby nieświadomie nie kryje się gdzieś w mózgu. No bo skoro czytam, to choć o tym nie myślę jednak przeczytana nieświadomie treść musi gdzieś trafiać – gromadzić się. I teraz mam problem – jaką metodą dotrzeć do ukrytych w mózgu, nieświadomie absorbowanych treści.
Pozdrawiam
można przyjąć, że poziom matury ma zapewnić ?mieso armatnie? dla róznych ?uczelni? typu WSHE i jej podobnych – wszyscy ?studenci? muszą skończyć ?uczelnię?, bo czesnego się nie wyrzuca.
A ja uważam, że na Pana szkołę, to się kasa zmarnowała.
Panu by zależało, żeby połowa matury nie miała i nie miała szansy zdobywać dalej wykształcenia?
Choćby i takiego na ćwierć gwizdka?
Lepiej będzie jak przerwą naukę?
Wielu z nich samodzielnie na te studia zarabia.
Co w tym złego?
Trzeba zadbać, żeby za swoje pieniądze nie byli oszukiwani a nie stwarzać ludziom bariery w zdobywaniu wiedzy.
Od selekcji to Pan Bóg jest jak kto wierzący a nie kuratorium.
A ile za tego granata Gospodarz dostał?
Bo też mnie ciekawi.
Marianie z Goniądza,
Jeszcze nic na na konto nie wpłynęło, ale czekam na miliony.
Jak brać, to brać.
Pozdrawiam
Gospodarz
Panie Dariuszu, jak dobrze, że mi Pan napisał, po co ta matura jest.
Bo ja co roku frustruję się bardziej i bardziej, bo chyba zbyt ambitnie podchodzę do nauczania.
W zeszłym roku zadali wszyscy moi maturzyści. Trzy oddziały maturzystów. Niektórzy naprawdę nie powinni.
Myliłam się.
Marianie, ale nie każdy MUSI mieć wyższe czy średnie wykształcenie. Jak to się dzieje że dawniej jaiiś procent szedł do zawodówek, jakiś wybierał technika, a LO było dla tych najlepszych, najlepiej rokujących. Nie było zakazu dalszego kształcenia i nie ma go nadal, ale bawi mnie porównywanie dyplomu dobrej uczelni i Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie. Tak jak porównanie studiów w trybie dziennym i niestacjonarnych – różnica w ilości godzin, w ilości przedmiotów itd jest ogromna.
Nie da się, nie przeskoczymy zdolności, talentów, ciężkiej pracy niektórych osób…chyba że będziemy wciąż obniżać poziom nauczania. Tylko że już nie jest dobrze, a będzie tylko gorzej.
Asiu,piszesz, że nie każdy musi mieć.
Ale jak chce mieć, bo się rodzice ucieszą,bo mu się samoocena podniesie,bo chce sobie trochę postudiować, popracować i się nad życiem zastanowić, to źle?
To taka pomaturalna szkoła życia.
Czy koniecznie wykształcenie musi być restrykcyjnie usystematyzowane?
Po co?
Dlaczego ma nie być nic nieznaczących uczelni skoro ludzie ich potrzebują?
Rolą państwa jest kontrola poziomu tych uczelni i udzielanie grantów albo nie.
A porównywanie UW z WSGnG świadczy o porównującym i mnie nawet nie śmieszy.
Za poziom nauczania to uczniowie są odpowiedzialni tylko pośrednio.
Najpierw nauczyciele obniżają poziom nauczania,często swoim poziomem intelektualnym lub brakiem innych predyspozycji,potem uczniowie się do tego poziomu dostosowują.
Przecież jak nauczyciel wini za wyniki uczniów to jakiś absurd.
Część nauczycieli to chyba ma takie selekcyjne zapędy.
Tak by chcieli komuś życie troszeczkę ustawić.
Podzielić dzieci na zdolnych i grzecznych na margines margines i mniej zdolnych niech się zmarginalizują.
A nauczycielom pensje podnieść żeby się ze swoimi pociechami mogli na jakimś zamkniętym osiedlu schować.
No ale to siedzi w naturze ludzkiej choć z zawodu nauczycielskiego ludzie tak myślący powinni być eliminowani.
Marianie z Goniądza, zgadzam się z Tobą, że nie należy sztucznie ograniczać dostępu do edukacji. Niestety istnieją też negatywne konsekwencje związane z łatwą maturą, łatwym dyplomem uczelni albo ogólniej łatwym zdobywaniem różnego rodzaju uprawnień. W polskich realiach wielu ludzi zdobywa stanowiska dzięki znajomością, układom itp. a formalne uprawnienia uzyskuje jak najmniejszym kosztem korzystając z usług wątpliwej jakości szkół i uczelni.
Zwróć uwagę – egzamin na Prawo Jazdy statystycznie ludzie zdają kilka razy (co jest według mnie patologią systemu) i mało kto poważnie się oburza a z drugiej strony każdy praktycznie może uzyskać dyplom wyższej uczelni często po prostu go kupując (nie chodzi mi o zakup papierka na bazarze tylko właśnie o szkoły i uczelnie tego i owego).
@Gospodarz, wpis główny
Rozumiem, że matura zmierza powoli w kierunku takiego profilowanego testu IQ.
@AdamJ, wpis z piątku
Na tym polega problem, że nie powinno się trudności matury zmieniać z roku na rok, bo konkurencja o miejsca na studiach nie jest ograniczona każdorazowo do jednego rocznika, tylko przebiega także pomiędzy rocznikami.
Przykładowo, jeśli w przyszłym roku matematyka okaże się trochę trudniejsza niż w tym, to średnia punktacja spadnie i obniżą się z nią progi pozwalające dostawać się na uczelnie. Wtedy tegoroczni maturzyści, którzy nie dostali się tam gdzie chcieli przyniosą swoje tegoroczne matury i wypchną przyszłorocznych z kolejki.
Gdyby kiedyś matura z jakiegoś przedmiotu wyszła dużo trudniejsza niż rok wcześniej (przypadkiem), to grozi rocznik całkowicie wypchnięty ze studiów na dobrych uczelniach. Wśród ich o rok starszych kolegów pójdzie wieść, że tegoroczni maturzyści będą mieli niskie punktacje i można się bez wysiłku przenosić z gorszych uczelni na lepsze.
Prywatnie przypuszczam, że próba wprowadzenia zasady że jeden student ma prawo do jednego darmowego kierunku studiów ma między innymi jakoś łatać ten problem.
AdamJ
Oczywiście,życie nie jest czarno białe.
Ale musie być jakaś gradacja ważności.
Dla mnie nadrzędne jest niczym nieograniczone prawo człowieka do uczenia się.
Prawo społeczeństwa do bycia należycie poinformowanym o stanie wiedzy absolwenta uczelni powinno być podrzędne.
Pracodawcy nie ufają dyplomom nawet renomowanych uczelni.
Jak wiadomo nawet w zawodach odpowiedzialnych za życie ludzkie zdarzają się przypadki kończenia Akademii i robienia specjalizacji przez „słabych” lekarzy.
Niby formalnie wszystko ok.
Ale ja na przykład stosuje zasadę ograniczonego zaufania jak na drodze.
W dzisiejszym świecie nie formalne kwalifikacje się liczą a kompetencje i ścieżka kariery.
Ja bym maturę dawał każdemu a na uczelnie wprowadził egzaminy jeśli uczelnie sobie życzą.
Państwowy i selekcyjny to powinien być egzamin na lekarza,kierowcę,operatora koparki,urzędnika państwowego różnego szczebla,policjanta i sędziego.
Ale jako że jesteśmy na nauczycielskim blogu, to byłbym za egzaminem na nauczyciela.
Dziś, Wyższe Szkoły Tego i Owego pedagogikę mają w swoim programie?
Rodzi się tam trochę nauczycielskich talentów prawda?
Drogi Autorze,
jeśli tekst miał być w zamierzeniu ironiczny, to ta ironia jest bardzo głęboko ukryta.
Mam od kilku lat wykłady dla „studentów” tzw. europeistyki (przedmiot: polska polityka zagraniczna). Część z nich nie wie, kim byli Konrad Adenauer, Józef Beck, a Gierek myli się im z Geremkiem. Na egzaminie wypowiedź dłuższa niż jedno koślawe zdanie sprawia im trudność. Uczyć się nie zamierzają i niespecjalnie się z tym kryją.
Można powiedzieć, że to margines – owszem, ale ten margines wynosi już teraz jakieś 20-30 proc. studentów.
Jak będą wyglądały studia, jeśli ten poziom zostanie jeszcze bardziej obniżony?
J.Ty., tego aspektu faktycznie nie wziąłem pod uwagę. Jednak mimo wszystko uważam, że tegoroczny egzamin z matematyki nie mógł być zbyt trudny bo wyrządziło by to wielką krzywdę maturzystą. Nie doszukuję się tu niecnych knowań MEN. Z drugiej strony poziom tego egzaminu trzeba jednak systematycznie podwyższać. Ogólnie – zmian nie da się uniknąć chociażby ze względu na rozwój cywilizacyjny ale pomiędzy kolejnymi rocznikami powinny być to zmiany możliwie niewielkie. Poza tym istnieją narzędzia statystyczne badające stopień trudności egzaminu, można by je wykorzystać do dokonywania korekt w takich sytuacjach. Zwykły arkusz kalkulacyjny wystarczy.
Taaak, czy to 30% poziomu podstawowego, czy 43… to baaardzo istotna wiadomość, warta tych wszystkich pieniędzy. Grunt to dobre samopoczucie zdających. Tylko gdzie jest wymiar praktyczny? Jedyny jako taki znajduje się w maturze rozszerzonej, wymaganej przez liczące się szkoły wyższe i tyle. A cała reszta? Czy rzeczywiście warto jest inwestować w egzamin podstawowy, żeby udowodnić, iż przedstawione umiejętności nie różnią się od tych, które oceniano przez 3 lata nauki w liceum czy 4 w technikum?
Obecnie mamy całe tłumy kiepskich studentów, tyle samo kiepskich posiadaczy licencjatów czy magistrów. Czy szanowny Gospodarz nie widzi, że brak potrzebnej ostrej selekcji zbiera swoje żniwo? Po co nam kilkadziesiąt tysięcy politologów, historyków, kulturoznawców, polonistów, speców od zarządzania imarketingu itd. itp. rocznie, którzy nie wyrośli zbytnio ponad poziom maturzysty? Elita naukowa partaczeje w imię kochanej demokracji i potępienia PRL? Pogratulować rozsądku i wyobraźni.
Marianie z Goniądza, w przypadku nauczycieli taki system właściwie obowiązuje – awans zawodowy. Nie jest to w zasadzie zły pomysł, tyle, że jak zwykle w przypadku oświaty zbiurokratyzowany do granic możliwości.
AdamJ
Erzac Panie Adamie.
Nie ma weryfikacji kompetencji do zawodu nauczyciela.
Polska oświata jest bardzo staroświecka i na straży tego zacofania stoją kryteria doboru do zawodu niestety.
Polska oświata jest jak ta dyskusja na blogu.
Autor niepewny swojego odkrycia, pół żartobliwie pół na serio porusza temat.
Tak to ja Gospodarzu podrywałem panny.
Jakby dała kosza to się w żart obróci.
Część nauczycieli jawnie opowiada się za selekcją na maturze.
Za ograniczeniem dostępu do kształcenia.
Pod pretekstem utrzymania poziomu.
Za który odpowiadają.
To ciemnogród.
I ci ludzie nie wstydzą się zabierać głos.
Wie Pan czemu nie można domów dziecka zlikwidować?
Bo by kadra nie znalazła zatrudnienia.
Marianie nie napisałam ani słowa o UW, bo UW nie lubię i nie uważam za przykład świetnej uczelni. Nie wkładaj w moje usta (moją klawiaturę?) słów których nie napisałam.
Nie każdy ma takie same predyspozycje, nie każdy ma szansę tej matury dosięgnąć (obecnie już prawie każdy, dawniej nie) i dobrze.
To nakręca bezsensowną pogoń za papierem, a nie wiedzą czy umiejętnościami.
Nauczyciel zwykle obniża poziom bo nie ma wyścia – bez podstaw nie da się uczyć dalej, więc powtarza i powtarza i powtarza to co zawalono wcześniej, uczy tego czego dziecko nie wyniosło z domu (np. umiejętności trzymania nożyczek), czy z poprzednich stopni edukacji.
@Asia
„bo UW nie lubię”
A co lubisz bo nie napisałaś?
„Nauczyciel zwykle obniża poziom bo nie ma wyścia – bez podstaw nie da się uczyć dalej,”
No to tak się cofając szukając źródeł zapaści naszej edukacji moglibyśmy pod Grunwald dojść.
Generalnie rodzice są winni bo nożyczkami dziecko nie nauczyli?
Do Mariana z Goniądza
Nie musimy z przyczynami naszej zapaści edukacyjnej dochodzić pod Grunwald.
Wystarczy do roku 1968.Wtedy na świecie powstały edukacyjne utopie za nic mające rzeczywistość [m.in.taka,że dobry nauczyciel każdego(!) ucznia w każdych warunkach może wszystkiego nauczyć;-)] Utopie kupili polscy pedegodzy-teoretycy, jako najświeższą modę.To zowocowało niesławną reformą Kuberskiego.Potem ci doktrynerzy przenieśli się do „S” i trumf święcili oni ich uczniowie w „reformie”Handkego/Dzierzgowskiej choć i w „naukowym” zapleczu Hall są obecni.Tymczasem już dawno w ojczyźnie tych utopii udowodniły one swój szkodliwy i utopijny charakter.Oni się właśnie z nich chcieli wycofywać, kiedy myśmy je entuzjastycznie wprowadzali…;-)
Lubię moją uczelnię. Mój Instytut i mój kierunek. 🙂
Pod Grunwald nie trzeba się cofać, wystarczy przestać wierzyć że matura należy się każdemu jak psu zupa to skończy się korowód magistrów nie umiejących czytać ze zrozumieniem.
Nożyczki są bardzo ważne na pewnym etapie edukacji, niepowodzenia szkolne ciągną się za dzieckiem czasem i od przedszkola.