Jak uczniowie czują się na Twoich lekcjach?
Warto zrobić badanie, jak uczniowie czują się w szkole. Ale badanie prawdziwe, zachęcające do szczerych odpowiedzi. To nie może być ankieta, na której zaznacza się jedną z trzech możliwych odpowiedzi, np. czuję się w szkole a. bardzo dobrze, b. średnio dobrze, c. niedobrze.
Jakiś czas temu w pewnej klasie przeprowadziłem lekcję szczerości (uczniowie anonimowo pisali, jak się czują w szkole, głównie na moich lekcjach). A oto przykładowe głosy:
Uczeń X: „Na cholerę mam się tego uczyć? Po co mi to dziadostwo? Mnóstwo nazwisk frajerów, o których w większości dowiedziałem się niedawno. Mam dosyć języka polskiego! Po co mi te głupie kartkówki? Spieprzyłem sprawdzian z matematyki. Jutro może kartkówka z fizyki – mam dosyć tego przedmiotu. Trzeba zrobić prezentację na informatykę – ciekawe tylko kiedy i do cholery o czym. Niedługo wolne, nareszcie przerwa w tej zasranej szkole.”
Uczeń Y: „Dosyć! Co ja tutaj robię? Tyle nauki, a ja to olewam. Chciałbym posłuchać muzyki w ciemności. Nie myśleć o niczym. Niech już to oceni historia, żebym tylko miał spokój. Szkoła w centrum miasta – koszmar! Codziennie chce mi się spać. Jutro znowu to samo. Znowu tu trzeba przyjść. Dobrze, że chociaż niektórzy ludzie są tu normalni.”
Uczeń Z: „Szkoła jednak jest mecząca. Oby się szybko skończyła. Chcę tylko od niej odpocząć. Dobrze, jakby nam dawali trochę luzów. Jednak gimnazjum to była bajka w porównaniu z tym, co tu teraz mamy. Tak dziwnie żyć byle do weekendu, przecież tak nie powinno być. Człowiek musi żyć chwilą, a nie myśleć tylko o tym, by jego oceny były wystarczająco dobre. Czasem mam ochotę olać to, uczyć się byle zdać, ale potem dochodzi do mnie, że kiedy rzucę to wszystko, zawiodę rodziców, a przecież nie o to chodzi.”
Inny uczeń: „W ogóle na co mi to? Wszyscy są tu zmęczeni. Teacher też źle wygląda. Trupi klimat. Nosferatu. Pasztet i gówno. Buractwo!!!”
Jeszcze inny uczeń: „Jak ja się zmieniłam w tym LO! I to na gorsze. A mimo wszystko nie potrafię tego odwrócić. Bardzo mi brakuje kogoś bliskiego, kto zrozumiałby wszystko, co mnie dotyczy. Pożądanie – ostatnio zaczynam rozumieć to słowo. Nieważne… Strasznie tęsknię za gimnazjum.”
Ostatni uczeń: „Co mam napisać? Tak chujowo jest na ogół. Dziś musi być ta klasówka z angielskiego, a jutro z polskiego. Ideały, którym hołduję, giną w rzeczywistości. To, co mi się podoba, tobie się nie podoba, łysa głowo.”
Inne wpisy w podobnym stylu.
Kto zadecydował, że szkołom nie jest potrzebny psycholog? Przydałby się nam wszystkim, a najbardziej tym – nauczycielom i uczniom – którzy uważają, że nie jest im do niczego potrzebny.
Komentarze
Po tych wypowiedziach widzi Pan pewnie doskonale, że język polski staje się w szkołach przedmiotem-michałkiem. Lekcją, której ważność jest niczym wobec arcytrudnej fizyki czy matematyki. Niedługo będzie mniej istotna od zajęć plastycznych czy muzycznych, które mają młodsi od Pańskich uczniowie. Bo kto by tam się przejmował polakiem – maturę z niego i tak każdy zda. Czyż nie?
Hersylio,
ma Pani rację. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu jeździłem z uczniami na wymianę do Niemiec. Nie mogliśmy się nadziwić, że j. niemiecki jest tam najmniej ważnym przedmiotem. Teraz to samo dzieje się u nas.
Pozdrawiam
DCH
Jacy oni sa zmęczeni. Moim zdaniem z tego wszystkiego przebija wyczerpanie. Czasem mam to samo 🙁 bez sensu to wszystko.
Odnoszę wrażenie , że jestem w zupełnie innej szkole.
Zmierzam do niej z przyjemnością , głównie ze względu na towarzystwo – rzecz jasna. Czy aby na pewno mowa o tym samym XXI LO ? Ostatni czasy w szkole mało obowiązków , sprawdzianów , więc nie pojmuję powyższych wypowiedzi. Gdy rozmawiam z uczniami na przerwach dominują pozytywne emocje , nie spotkałam się z ich strony z tego typu wypowiedziami.
Może się tylko droczą ? Proszę nie brać na poważnie uwag młodych i gniewnych ze skłonnościami do chwilowej egzaltacji uczuć.
A może Pan sam wymyślił te opinie na potrzeby blogowania ? W końcu każdego z nas czasami poniesie duch fantazji.
Pozdrawiam 🙂
Gospodarz poniesiony duchem fantazji? A to dopiero swietna sprawa.
Kiedyś uczeń podszedł do mnie na dyżurze i powiedział: „- Pani mogłaby być moją matką, ale los chciał inaczej”
Czy to jest odpowiedź na pytanie: „jak uczniowie czują się na Twoich lekcjach?”
Czasem ich nudzę, czasem śmieszę, bywa, że denerwuję. Parę razy płakali, gdy czytałam im fragment opowiadania, czy wiersz. Zdarzało się, że „przeze mnie” szli na polonistykę i wracali do mnie na praktyki, chociaż to tylko „podstawówkowy” polak i na co dzień przegrywa z wf czy informatyką.
Pan, Gospodarzu, też pewnie mógłby uraczyć nas opowieścią podobnej treści.
(swoją drogą, szkoda, że cytowani przez Pana uczniowie w przypływie szczerości nie obywają się bez „ekspresywizmów”)
Przedstawił Pan opinie reprezentatywnej grupy uczniów?
Ciekawi mnie również sposób przeprowadzenia badania.
Wpisu nie komentuję bo wnioski są oczywiste.
Pisząc sposób miałem na myśli okres, w którym je przeprowadzono, okoliczności, szczegóły techniczne, w zasadzie wszystko. Może także spróbuję.
PSYCHOLOG POTRZEBNY W SZKOLE? pARADNE, JAK NIE MA PSYCHOLOGA JEST DOKŁADNIE TAK SAMO, JAK WÓWCZAS KIEDY JEST. CZYLI … TO NASTĘPNY DOGMAT, PSYCHOLOG, PEDAGOG, PO CO ????
Gospodarz.
Dziękuję za kolejne przykłady ilustrujące moją tezę że bez DIALOGU nie pójdziemy do przodu.
Pozdrawiam i zapraszam do współpracy – ync.
„Po tych wypowiedziach widzi Pan pewnie doskonale, że język polski staje się w szkołach przedmiotem-michałkiem. Lekcją, której ważność jest niczym wobec arcytrudnej fizyki czy matematyki.”
I znowu to samo…. Aż żal czytać. Jestem fizykiem (zawodowym) i jest mi przykro gdy studenci nie potrafią sklecić kilku zdań po polsku przy opisie wyników eksperymentu, dokładnie tak samo jak kiedy nie potrafią wykonać obliczenia i kiedy nie potrafią wykorzystać wiedzy z fizyki, chemii, biologii czy historii do analizy i interpretacji wyników. A wiedzę (encyklopedyczną) często mają. Czy tak trudno pojąć na czym polega liceum OGÓLNOKSZTAŁCĄCE?
Czy uczniowie nie są sfrustrowani (przynajmniej w części) tym że nie widzą związku miedzy różnymi aspektami tego czego ich się uczy i że są to rzeczy które mogą się przydać? Czy w jakimkolwiek stopniu staramy się im to wyjaśnić i pokazać? czy polonista jest w stanie przekonać że warto się uczyć matematyki i przedmiotow scisłych? Czy nauczyciel tych przedmiotów
(cd) potrafi pokazać że nieporadny opis czy brak umiejętności sformułowania myśli wynika z elementarnych braków w umiejętności posługiwania się językiem polskim?
Co nam po matematykach i fizykach którzy w w zrozumiałym dla innych języku nie potrafią opisać co robią? Co nam po polonistach, historykach, dziennikarzach, którzy nie potrafią zinterpretować najprostszych zjawisk dookoła i którym nagminnie miliony i miliardy mylą się gdy piszą o nakładach na oświatę?
Ync, przeciez ja to wymyslilem pierwszy. „Szacunek i Dialog” to jest moja teza. Moja, moja, moja!!
Pozdrawiam i zapraszam do współpracy – ync.
Jesteś psychologiem?
Ryzyku-fizyku! Poniekąd sami ich tego uczymy, przepychając tych, którzy zdania po polsku nie umieją sklecić. Bo skoro zna fizykę czy matematykę, to bardziej zasługuje na promocję, niż wybitny polonista!
ryzyk-fizyk ma rację.
Ściśle,zrozumiale i po polsku napisał.
Psycholog w szkole? Tak, tak, tak. Jest sporo dzieciaków, które nie radzą sobie z emocjami z różnych powodów. (rodzice się rozwodzą, tatuś czy mamusia wyjechali „za chlebem”, problemy w relacjach rówieśniczych). Wiedza z zakresu psychologii uzupełniana systematycznie jest także niezbędna nauczycielom.
Nawiasem mówiąc postawa : „po co mi to” była, jest i będzie. Oby nie była nagminna.
Drogi Tomku, czy nie sądzisz przypadkiem, że twój wpis jest troszeczkę nie w porządku?
Do Mariana z Goniądza. Pytanie???
Czy słusznie robotnicy polscy upominali odszkodowań po wojnie od niemców ???? Proszę nie milczeć i dac odpowiedż.
?Po tych wypowiedziach widzi Pan pewnie doskonale, że język polski staje się w szkołach przedmiotem-michałkiem. Lekcją, której ważność jest niczym wobec arcytrudnej fizyki czy matematyki.?
I znowu to samo?. Aż żal czytać. Jestem fizykiem (zawodowym) i jest mi przykro gdy studenci nie potrafią sklecić kilku zdań po polsku przy opisie wyników eksperymentu, dokładnie tak samo jak kiedy nie potrafią wykonać obliczenia i kiedy nie potrafią wykorzystać wiedzy z fizyki, chemii, biologii czy historii do analizy i interpretacji wyników. A wiedzę (encyklopedyczną) często mają. Czy tak trudno pojąć na czym polega liceum OGÓLNOKSZTAŁCĄCE?
to w ramach cytatu.
Ryzyku-Fizyku,
Nie sądzę, że chodzi tylko o zwykłe zestawienie, na zasadzie, że polski vs. trudne nauki ścisłe.
Ale nawet jeśli tak, to owszem, nauki ścisłe są po prostu trudniejsze, przynajmniej na poziomie licealnym, kiedy w grę wchodzi kolejny, nowy – i części uczniów zupełnie mentalnie obcy, (bo nie było sygnałów czegoś takiego w gimnazjum), poziom abstrakcji.
(tak na marginesie – proszę zwrócić uwagę jak w przytoczonych przez Gospodarza fragmentach wypowiedzi uczniowie odnoszą się do czasu spędzonego w gimnazjum…same pozytywy – czyż to nie mówi wiele? o raju na Ziemi…)
Naprawdę trudno dziwić się uczniom, którzy reagują w ten sposób.
Mój brat też miał lekcje od 8.00 do 15.00 czy 16.00 tydzień w tydzień przez dwa i pół roku, (które obecni licealiści mają na uczęszczanie do LO przed maturą).
Co dla mnie było nie do pomyślenia, bo przecież to klasa maturalna jest po to, by się do matury przygotować i lekcje się kończą o 12.00…ale ja byłam szczęściarą i kończyłam czteroletnie LO i miałam czas i siłę na naukę i czytanie tego, co było ponad program.
i tu się pojawia sedno – jak Pan myśli, dlaczego polski jest traktowany tak, jak napisał Gospodarz?
Bo nie ma czasu? Taka banalna wymówka, ale do bólu prawdziwa. Sama doświadczyłam jej na własnej skórze, kiedy odmówiono mi możliwości odbycia praktyk w kilku liceach – wymówka była jedna – „nie mam czasu, bo nie zdążę z programem…”
Cóż, w końcu się na te praktyki „załapałam”. I jakie mam wrażenia po tej jednostkowej przygodzie? patataj, patataj… robimy arkusze maturalne! I wykład, bo nie zdążymy. A gramatyka? Jeśli czasu starczy…
I w ten sposób (można by dodać: dzięki cudotwórczym reformom i nowej maturze, ale nie bądźmy złośliwi i banalni) nie ma czasu uczyć młodych ludzi myślenia i rozumienia słowa, wpajać im, że język polski to nie tylko to, czym „gadają” na przerwach, ale i coś więcej – kod, który nas identyfikuje, nasza historia, nasza literatura, coś, co kształtuje kulturę, stosunki między ludźmi, określa naszą przestrzeń życiową, że słowa mają warstwy znaczeniowe, że jest coś takiego jak sieć radialna wyrazu, że kontekst jest ważny, że zdanie to nie tylko zlepek wyrazów, że konotacje, że idiomy, że frazeologizmy, że polski to nie język pozycyjny, że akcent…eh..
żyjemy w innej bajce. I język polski staje się owym „michałkiem”…
Jeśli ktoś chciałby się jeszcze bardziej „zdołować” – polecam lekturę nowej podstawy programowej – w klasie maturalnej bodaj 6 lektur obowiązkowo do przeczytania w całości…
Ale rację mają również panie, które piszą o swoich liceach, w których jest zupełnie inna atmosfera. I aż żałuję, że nie mogłam tam trafić na praktyki nauczycielskie, bo serce rośnie, kiedy mówi się do młodzieży, która rozumie, co się do niej mówi..eh, pięknie! gratuluje Paniom! i życzę, żeby było tak, albo i lepiej 🙂
Pan zaś mówi o studentach kierunków ścisłych, którzy nie są w stanie poprawną, zrozumiałą polszczyzną opisać tego, co robili, wyniku doświadczenia na polskie zdania przełożyć… i jest to straszne. I ma Pan rację. Naprawdę i bez żartów i ironii.
Ale jest to również tak zwany pikuś! I tu też nie żartuję.
Jako początkujący wykładowca powinnam przeżyć załamanie nerwowe patrząc na niektórych (podkreślam – nie wszystkich! nie przesadzajmy! aż tak źle nie jest, żeby ostatnią książką jaką na pewno wszyscy w grupie przeczytali był „Mały książę”) studentów na polonistyce i powiedzieć: „jak pani nie wie, na czym polega stylizacja gwarowa w „Chłopach” i podać jej przykładów pani nie umie, to proszę wyjść…”
ale cóż, wzdycham i robię to, co mój nauczyciel w LO robił i tłumaczę… część patrzy jak olśniona a część ironicznie (na tę pierwszą cześć). i żyjemy dalej.
I to byłby dowód, że pewnych rzeczy się nawet reformą nie zaorze, ale to też byłoby złośliwe z mojej strony.
dlatego – wielki szacunek dla Pań i Panów polonistów w szkołach, którym się chce i walczą ze „zmichałkowieniem” języka polskiego. Proszę przysyłać więcej swoich uczniów na studia 🙂
Pewnie na polaku dzieci maja a malo Ptaryjotysa:
Autor Ten co Zawsze:
Krycha, dawaj z orła udko
i ten? narodowy dramat.
Trza na ruszt i opiec krótko,
żeby dzieciak miał co szamać.
Jak się nie da gówniarzowi
żarcia z jakimś łzawym trenem,
gotów jeszcze się znarowić
i odżywiać TVN-em!
Ty, i przynieś sos z Szopena,
z nim smakuje każdy ochłap.
Że co? Znowu w sklepach nie ma?
A niechby to? no, gęś kopła!
Media pewnie wykupili,
co krwawicom żyjom naszom,
żeby w tej? podniosłej chwili
z patetyczną zmieszać kaszą.
A, i piwko weź po drodze,
to wypijem za naroda,
któren tak doświadczan srodze?
pogłoś radio, leci Doda!
Nie wiem dlaczego wielokropki zmieniaja sie tu w znaki zapytania
Witam,
Czytając aktualny wpis przypomniałam sobie mój pamiętnik z okresu szkoły średniej. Najlepsze liceum w mieście, dobra uczennica bez kłopotów rodzinnych – a w pamiętniku czarna rozpacz i beznadzieja! Gdy ktoś mnie pyta, do jakiej szkoły bym chętnie wróciła (z czasów młodości) to mówię, że napewno NIE do liceum. Teraz myślę, że najbardziej brakowało mi ożywionych kontaktów z rówieśnikami, swobody … O liceum myślę jako o hodowli indyczych wątróbek: napychanie – przełykanie, napychanie, przełykanie itd. Nic, co by rozwijało. Książka i torebka krówek popołudniami. Byliśmy mało zgraną klasą, większość żyła swoim życiem, nikomu z nauczycieli chyba nie przyszła na myśl potrzeba integracji klasy. Duża rywalizacja, niechęć, zazdrość.
A co najgorsze: mnóstwo wiedzy, którą zdobywałam w liceum uleciała bardzo szybko z mojej głowy, zostały puste formułki bez szans na zastosowanie w życiu.
Moje nastolatki miały pod tym względem dużo lepiej, łatwiej było im przetrwać beznadzieję szkoły – miały wokół siebie przyjazną grupę. No i mieli szczęście do niesamowitych i twórczych nauczycieli.
Panie Gospodarzu! Państwo Forumowicze! Bardzo mnie ciekawi, co Państwa zdaniem powinien robić psycholog w szkole? Czego potrzebują nauczyciele od psychologa? Tak realnie patrząc. Proszę o odpowiedź.
Pozdrawiam
Prawda, prawda, prawda. Poszłam na profil polski/historia z nadzieją, że w końcu rozwinę się w tym kierunku. I co? Polonistka jest cudowna, ale nauczyciele od przedmiotów ścisłych tak gardzą naszymi przedmiotami rozszerzonymi, że od razu się odechciewa (matematyczka, która, o zgrozo, mówi: poszłeś, włanczać, etc; chemiczka, która z lekko drwiącym uśmiechem pyta, co my tu robimy, bo przecież „stypendium jest tylko na kierunki ścisłe, a my zostaniemy z ręką w nocniku”). Efekt jest taki, że wszyscy trzęsą przed zaliczeniami z chemii/matematyki, bo cóż znaczy ogromne staranie z innych, zwłaszcza „swoich przedmiotów”, kiedy przejście z klasy do klasy zależy tylko od zaliczenia tych nie ze swojego profilu? Nie neguję tu wartości podstawowej wiedzy z różnych dziedzin życia, tylko co z tego, że zakuwam (bo nie umiem i nie rozumiem) pisanie 150 równań z chemii, jeśli nie wiem, które środki będą dla mnie w życiu codziennym szkodliwe, a które będą mi służyć?
Trochę zaplątałam się w tej wypowiedzi, gdyż w sumie to temat na dłuższą dyskusję, ale dlaczego się dziwić naszej rezygnacji i poczuciu bezsilności, skoro licea robią nas w trąbę?
@Helena
Jest to pewna specyfika programu odpowiedzialnego za konwersje sygnalu idacego np. z komputera osoby piszacej, a odpowiednio znajdujacego swoj docelowy adres na samym blogu. Caly trick polega na tym, aby w momencie sciagania cytatu nie dociskac tak mocno klucza „enter”, tylko robic to delikatnie, z pewnym wyczuciem, wspomagajac sie kluczem „alt”. Wtedy nie bedzie znakow zapytania. Prosze poprobowac, zycze powodzenia i serdecznie pozdrawiam.
Ale ja sama nie rozumiem po co to wszystko? W zyciu nie użyłam z matematyki nic poza podstawowymi działaniami, procentami, proporcją i polem prostokąta. I nie rozumiem po co np trygonometria albo logarytmy. Mało tego – na studiach też uczą się studenci macierzy czy liczb zespolonych i też nie wiem po co. Tak samo jak nie umiem wyjaśnić po co mi były pewne rzeczy (większość) na studiach. I jedyne wyjaśnienie jakie przychodzi mi do głowy to żeby rozwijać myślenie i pamięć. Bo tak naprawdę w praktyce to przydaje się tylko ta własnie umiejętność myślenia. A to takie mało wymierne- uczyć myśleć.
A co do umiejętności wysławiania się i opisywania to mnie akurat mateamatyka tego nauczyła a nie polski. Kiedy w podstawówce przygotowywałam się przez rok do konkursu moja nauczycielka kazała mi non stop pisać całymi zdaniami co z czego i dlaczego liczę. I tak mi zostało.
Aha- nie wierzę w pomoc psychologa. Ani dla nauczyciela ani dla ucznia.
„Ale nawet jeśli tak, to owszem, nauki ścisłe są po prostu trudniejsze,”
A tu pozwolę się nie zgodzić.
Są dużo łatwiejsze.
Jakby nauczanie zintegrowane wprowadzić to wszystko byłoby jeszcze łatwiejsze.
Ale starzy nauczyciele się nie zgodzą bo po części się nie chcą wysilać i uczyć a po drugie części z nauczycieli do nauczania zintegrowanego na wyższym poziomie brakuje zdolności po prostu.
„A co najgorsze: mnóstwo wiedzy, którą zdobywałam w liceum uleciała bardzo szybko z mojej głowy, zostały puste formułki bez szans na zastosowanie w życiu.”
Otóż to – uczymy rzeczy zupełnie nie do użycia w ‚normalnym’ życiu. A co jeszcze gorsze nawet nauka tych rzeczy nie powoduje rozwoju myślenia, analizy. To tylko trening pamięci – wkuwanie. Wbijamy wiedzę a nie rozwijamy inteligencji. Choć nie twierdzę, że to wina nauczycieli. Mam tu raczej pretensję do ‚mądrych głów’ z ministerstwa. Ale to temat – morze.
chodzi raczej o to że takie wkuwanie nie może być ciekawe (ja nie cierpię uczyć się na pamięć), więc cóż oczekujemy od młodych?
Druga rzecz potwierdzająca jak mi się zdaje moje słowa: zebrałam 10 osób z rodziny: dwie chemiczki, architekt, technik informatyk, prawnik po aplikacji, farmaceutka, fryzjerka, przedszkolanka na emeryturze, socjolog i ja – geograf. Większość około 15 lat po liceum. Bez jakiegokolwiek przygotowania rozwiązywaliśmy testy gimnazjalne ( bez pisania pracy w części humanistycznej). Wyniki humanistyczny zdali wszyscy choć nikt na 80 i wyżej %. Część mat.-przyrodnicza…. zdały 3 osoby(powyżej 30%), reszta była tuż tuż.
Wiem, złośliwcy powiedzą, że widocznie stan wiedzy tych osób był słaby, ale każda z tych osób świetnie radzi sobie w życiu. Każdy z nich mówił, że owszem przypomina sobie, że chyba coś o tym się uczył, ale nie używając, tych wiadomości od skończenia szkoły nie był w stanie rozwiązać zadań. I znowu się pytam, po co my uczymy dzieci tak nieużytecznych szczegółów. ? Nie mówcie mi o wszechstronnym wykształceniu inteligencji , która idzie na studia , wiemy że to fikcja.
Przecież na północy dzieci uczą się dużo mniej (ale także inaczej) a są to społeczeństwa, które wygrywają wszelkie testy mierzące poziom edukacji. Co z tego, że przeciętny Amerykanin nie wie, gdzie leży Polska, skoro w wieku naszych maturzystów ma już za sobą pierwsze doświadczenia w pracy, złożył sobie samochód, potrafi sam coś naprawić w domu, a teraz może na uczelni chodząc najpierw na różne wykłady, wybrać najbardziej odpowiadający mu kierunek. Nie wspominając, że żyje w kraju, w którym może mało osób zna geografię Europy, układ rozrodczy krowy, 100 dat z jednego działu historii i nie rozwiąże zadania z ‚Talesem’, ale za to kraj ten jest największą potęgą gospodarczą świata.
Bardzo mnie emocjonuje ten temat i co roku udowadniam sobie i otoczeniu, ze prawie żaden dorosły nie byłby w stanie zdać testu gimnazjalnego lub matury. Ech
A jeszcze: co do konfliktu poloniści – matematycy, fizycy, chemicy. Jest jeszcze trzecia strona: Ja jako geograf i mój przedmiot spotykamy się z nagminnym stosunkiem ironicznym z obu stron.
Pozdrawiam
Emeryt,
Słusznie się domagali.
A Pan u Niemców robił i nie wypłacili odszkodowania?
Do luneta
Znacznie częściej jest odwrotnie – to „humaniści”, posługując się często pseudopatriotyczną ideologią, wymuszają na uczniach o zainteresowaniach ścisłych pamięciowe opanowanie różnych nikomu do niczego niepotrzebnych mądrości.
A akurat matematyka, szczególnie statystyka, w wielu humanistycznych dyscyplinach przydaje się bardzo…;-)
Co z tego, że przeciętny Amerykanin nie wie, gdzie leży Polska, skoro w wieku naszych maturzystów ma już za sobą pierwsze doświadczenia w pracy, złożył sobie samochód,
Przepraszam, co zrobił?
Zlozyl samochod, glupku jeden. Auto zlozyl! Audi A4 poskladal do kupy, jak rany… Nie rozumiesz tego? Mam ci to recznie wytlumaczyc?!
„Ja jako geograf i mój przedmiot spotykamy się z nagminnym stosunkiem ironicznym z obu stron.”
Naprawdę biolog się z pana śmieje?
A co mu tak wesoło.
Jego przedmiot się jako pierwszy zapomina.
A geografia jak człowiek lubi podróże to na całe życie.
Ale że tak z różnych części i wyklepał karoserię czy jakiś zestaw Made in IKEA?
Uch, łapiecie za słówka. Może nie złoży od początku do końca; kuzyn z Parowan w Utah, dał swojemu 17-latkowi stare, auto nie na chodzie. A ten sam, z kolegami wymieniając się częściami, doprowadził je do użytku, co tan żadnym szczególnym wyczynem nie było. Z życia więc wzięte to się nie czepiajcie:)
Do S-21
W takim razie ci „humaniści” są tak samo marnymi nauczycielami jako nauczyciele, a nie akurat poloniści/historycy (swoją drogą nie widzę powodu, żeby brać to słowo w cudzysłów, już dawno zmieniło swoje praktyczne znaczenie)
bo mogę teraz wyłożyć, jak to matematykowi przyda się w 14 życiowych sytuacjach historia i polski, ale właśnie nie o to mi chodziło
zresztą spór o coś takiego jest już bezsensowny
Gospodarzu reszta i ja.
Tylko się nie obrażajcie na moje słowa !
Wychodzi z nas wszystkich homo sovieticus. Czuję się jak w latach siedemdziesiątych. Brakuje tylko stołu, na nim wódki i zakąski. Pięknie opowiadamy jak u nas jest źle, a w Szwecji, Danii, USA, Kanadzie – dobrze. A najlepiej w Nowej Zelandii.
ONI układają złe programy nauczania, ONI źle kierują oświatą, ONI źle uczą. Do szkół kolejnych szczebli trafiają absolwenci niższych szczebli, którzy są niedouczeni, nieporadni, niesamodzielni i smutni. Mają kłopoty z rozumieniem tekstu pisanego i mówionego, nie potrafią myśleć samodzielnie, nie umieją formułować swoich myśli, ich język jest ubogi i prymitywny. Nie lubią szkoły, nauka ich męczy, nauczyciele denerwują.
Co proponujemy ? Ponieważ jesteśmy skażeni sowietyzacją, to marzymy o interwencji z zewnątrz. Niech przyjdą ONI i pomogą naprawić. W tym wypadku niech to będą psychologowie. W innych razach proponujemy nową partię u władzy, nowego ministra, nowego dyrektora. Zawsze jakiegoś ONEGO. Oczekujemy cudu. Typowe dla Hom. Sov. Niedawno mieliśmy do czynienia z tym zjawiskiem w skali masowej.
Czy mam coś przeciw propozycji zwiększenia roli psychologów w szkołach ? Nie, jak najbardziej popieram.
CDN.
Gospodarz, wszyscy i ja.
Zacytowana przez Pana młodzież zachowuje się prawidłowo. To jest pokolenie współczesne, z tego świata. A my traktujemy ich edukacją XIX wieczną ! To my, dorośli, nauczyciele nie potrafimy ciągle zdiagnozować:
– jaka jest współczesna cywilizacja, czym różni się od minionych ?
– jakie są wymagania i potrzeby edukacyjne społeczeństwa, państwa i, przede wszystkim, pojedynczego człowieka, którego dojrzałe lata przypadną na drugą połowę XXI wieku ?
– jak dostosować formy i metody edukacji do tych wymagań potrzeb ?
My, nauczyciele, jesteśmy aktywnymi, a zarazem biernymi, narzędziami przestarzałego systemu edukacji, który jest napędzany przez urzędników i polityków. Czy zgodzicie się, że polski nauczyciel, coraz bardziej traktowany jest jak urzędnik, który otrzymuje zestawy zarządzeń i instrukcji. ? I realizując je staje się tym urzędnikiem faktycznie coraz bardziej ?
CDN.
Dalej piszę do wszystkich, ale teraz poręczniej będzie tak:
Gospodarzu. Przychodzi do Ciebie ok. 25 pierwszoklasistów. Stajesz przed nimi, i co myślisz ? Co mam im przekazać ? Czego nauczyć ? Jaką wiedzę mogę (muszę ?) im podać, a jakiej nie zdążę ? Jakie są moje zadania ? Co oni z tego wchłoną, a co do nich nie dotrze ? Co mam zrobić żeby uczyli się jak najlepiej, żeby mieli dobre oceny i zdali maturę ?
To są dobre pytania, ale są to pytania belfra XIX-wiecznego. I niech zostaną. Ale trzeba dołożyć następne – XXI-wieczne.
Jak propagator dialogu, zamilknę w tym miejscu i poproszę o głos Was. Postawcie kilka takich nowoczesnych pytań …
Cytat: ? … wychowywanie to nie jest coś co robi się dzieciom, ale coś co robi się z dziećmi?. Uczenie też.
Jeśli tego postulatu nie wprowadzimy w życie, to szkoła nie zawali się. Będziemy tylko brnąć dalej w biurokrację, narzekanie, frustrację, zmęczenie, itp. Spokojna jazda w dół.
Ale żeby zrobić razem z uczniami, trzeba uwzględnić dwa fakty:
– możliwości uczniów są różne
– żeby zrobić coś RAZEM, trzeba dopuścić możliwość DIALOGU. Szkoła tradycyjna, to szkoła monologu
Gospodarzu. Zaczynacie „przerabiać” kolejną lekturę. 7 uczniów przeczytało w całości, 7 – częściowo, 7 – tylko jakieś bryki w realu lub internecie. Ale nie wie Pan kto jest kto. Jak Pan rozegra tę sytuację ? Poproszę o poważną analizę, nie jakieś trzy zdania na odczepnego.
No i zapraszam do współpracy – wszystkich chętnych.
Wracając Homo. Sov. i cudów.
Bardzo pragniemy, usunięcia defektów, zmian na lepsze, nie tylko w oświacie. Ale żeby było bez kłopotów, wysiłku, a najlepiej bez naszego udziału. Może niech to się stanie jak jesteśmy na urlopie lub chorobowym ?
Nie ma postępu, zmian, poprawy bez WYSIŁKU WŁASNEGO, AKTYWNOŚCI, KOSZTÓW. Żeby zbudować nowe, trzeba czasem ZŁAMAĆ stare. Trzeba przekonywać, czasem wejść w konflikt, poświęcić swój czas i wysiłek.
Czy nie tak mówimy własnym dzieciom i uczniom w szkole ? A sami co robimy ? Boimy się narazić komuś, obawiamy się porażek, mamy dość wszystkiego ?
A jeszcze jedna trudność: nasze własne nawyki.
Poważne, nowe problemy wymagają rozwiązań na nowej płaszczyźnie, w innym systemie (bardzo niedokładny cytat z Einsteina).
Oczywiście, że w szkole, i nie tylko, potrzebna jest psychologia. Ale sama nie przyjdzie, nie będzie cudu ! Trzeba się WYSILIĆ, Gospodarzu i reszto ! Nic za darmo !
Trzeba wyłożyć kasę i zaprosić do szkoły dobrego psychologa na wykłady i treningi. Mogę podać namiary, ale chyba nie potrzebuje Pan. Byłem niedawno na takim spotkaniu. Z reakcji wynika, że wszyscy byli zadowoleni, a niektórzy zachwyceni. Tylko pozostał jeden problem: po wykładzie wszyscy rozjechali się do swoich siedzib. I jaki będzie ciąg dalszy ?
Kto nie lubi wykładów i treningów, musi zainwestować indywidualnie. Wyłożyć kasę i kupić sobie kilka książek. Polecam z zakresu PSYCHOLOGII POZYTYWNEJ. A jak szkoda pieniędzy, to pożyczyć, albo namówić dyrektora żeby kupił. Ale bez wysiłku nie da rady – trzeba poświęcić , co najmniej, swój czas i energię umysłową. Pozostaje jeszcze jedno wyjście, propagowane na tym blogu: nie robić nic, tylko narzekać. „Nie róbma nic, nie będzie nic” (to jakiś ksiądz wielkopolski).
Dygresja: w każdym pokoju nauczycielskim zarezerwować jedną półkę, na której będziemy stawiać coś (książki, itp.), co uważamy za ważne dla naszej pracy. Bez zachęcania, propagowania, komentowania. Taki milczący Hyde Park. Każdy może wziąć, przeczytać i oddać. Wiem – to ostatnie jest wśród nauczycieli bardzo trudne.
Co Wy i Gospodarzu na to ?
CDN.
Zgadzam się z przecinkiem.
Więcej składania różnych rzeczy powinno być w polskiej szkole.
Inżynieria ma przyszłość.
A humaniści powinni człowieka do sztuk pięknych zachęcić zamiast głupio wiedzy wymagać.
Jak by lekcje były interesujące to by humanistyka sama do głowy wchodziła.
Każdy humanista powinien być ambasadorem swojej dziedziny.
Łowić pasjonatów a u innych popularyzować naukę i próbować zainteresować.
A matematyka i fizyka to przedmioty humanistyczne w najwyższym stopniu.
Wszyscy nauczyciele powinni być humanistami.
Jesteśmy najbiedniejszym krajem nowoczesnej Europy. Dlatego nie stać nas na oświatę oszczędną, skromną, niedoinwestowaną, tradycyjną, zacofaną.
Proszę to zapisać i w ę ż y k i e m ! Albo drukowanymi literami na okładkach zeszytów i Polityki.
Do luneta
Matematyka, podobnie jak języki obce (i polski, ale jako sprawność wyrażania własnych myśli, a nie wykuwane historyjki na temat tego co „mądrzy ludzie” mieli do powiedzenia o takim czy innym „słusznym” utworze literackim)to są języki komunikacji.Wiekszość współczesnej nauki komunikuje się przy pomocy matematyki więc jest potrzebna.Natomiast nie widzę żadnego zyciowego zastosowania dla serii opowiastek o tym jak to biednych Polaków dręczyły i wyrzynały wredne ościenne narody oraz setki dat ogólnie dostępnych, bo do tego sprowadza się standardowo szkolny kurs historii;-)
Wracając do pytania z tytułu.
Trzeba ciągle wracać do spraw najprostszych, do FUNDAMENTÓW. Tak ja w filozofii, etyce, psychologii.
Ciągle analizować fundamentalne pytania. To zadanie zwłaszcza dla szkoły, szczególnie dla nauczycieli i dyrektorów. Ale także dla organizatorów systemu. Odejście od tych pytań powoduje zagubienie się człowieka myślącego. Nasza szkoła zagubiła się. Zagubiliśmy się.
Co Pan sądzi o tym Gospodarzu ?
Może niech Pan, jako polonista i miłośnik filozofii, przypomni nam kilka(naście) takich pytań, o których nie musimy myśleć codziennie, ale których nie możemy zapomnieć NIGDY, jeśli chcemy być:
– nauczycielami matematyki, religii, włefu, polskiego, …
– dyrektorami szkół
– pedagogami
– kuratorami
– konstruktorami podstaw programowych
– wizytatorami
– ministrami oświaty
Na to jak czuje i będzie się czuł uczeń w szkole, wpływ mają dwa czynniki. Jeden z nich jest mniej istotny, drugi jest kardynalny (co to znaczy ?).
Czy kontynuować ? Proszę o szczerą odpowiedź.
Tradycyjnie zapraszam do współpracy.
CDN.
@przecinek
Cieszę się, że przestałeś uważać to za jakiś wyznacznik bo się już zaczęłam martwić o brata i jego kolegów, którzy grzebią „od zawsze” przy komputerach, autach, rowerach oraz czym się da, że ich UFO z USA porwało. To naprawianie aut to jest cecha indywidualna, a nie jakiś wyczyn edukacji powszechnej.
Gospodarzu.
Pisze Pana uczeń: ?Dosyć! Co ja tutaj robię?”
Czy tylko uczeń ? A nauczyciel, a rodzic, a dyrektor ? Czy oni/my nie zadają sobie tego pytania ?
Ten wykrzyknik i to pytanie mogą być początkiem rozmowy, felietonu (niech sczezną felietoniści !), książki, cyklu wykładów, akcji społeczno-obywatelskiej. Co Pan wybiera ? Zgłaszam się do współpracy.
CDN.
Psycholog w szkole jest potrzebny, bo jest na miejscu. Nie trzeba specjalnych wizyt, terminów, wypraw itd. Poza tym, jeśli jest problem, to można zareagować natychmiast i podjąć współpracę z rodzicami (jeśli się da), z dzieciakami z klasy, innymi nauczycielami. Co mi z tego, ze dziecko się przebada gdzieś tam.
W szkole mogę od razu dowiedzieć się, czy mam szanse wesprzeć dzieciaka, czy nie powinnam się do tego zabierać, mogę powiedzieć psychologowi, czy jest postęp w funkcjonowaniu, czy nie.
Wiedza z psychologi przydaje się bardzo. Jeśli ją posiadam, to nie muszę robić badań , ankiet na temat jak się uczeń czuje na mojej lekcji. Ja to widzę.
Do Mariana z Goniądza.
Ja pracowalem w czasie wojny w kopalni francuskiej w warunkach których nie może pan sobie wyobrazić. Były dnie, że pracowaliśmy nago bo mokre majtki od potu przeszkadzały nam w pracy . Tak się pracowało pod ziemią na głębokości 660 mt. Słyszał pan o katastrofach górniczych w Polsce ?? Ja taką katastrofę przeżyłem na własnej skórze.. Ojciec mój też w czasie wojny w śierpniu 1942 r. poszedł do pracy i już żywego nigdy go nie zobaczyłem, na drugi dzień widziałem go w trumnie , zamiast głowy był tam kłębek bandaży. Mój starszy brat w tym czasie był w niewoli niemieckiej .. Nie będę opisywał ile cierpień przeżyłem, za to otrzymałem francuską górniczą rente. Na piękne oczy mi jej nie dali, po wojnie do domu mi ją przynieśli bez jednego słowa upominania się. A w MOJEJ OJCZYŻNIE POLSKIE WŁADZE JAWNIE MI UKRADLI 2/3 JEJ WARTOSCI. Jak by pan reagował gdyby dzisiaj panu ktos z pana należacych się pieniędzy zabieral 2/3 z wypłaty.???PROSZĘ O ODPOWIEDŻ ???. GODZIŁ BY SIĘ PAN Z TYM ???
O tym juz pisałem – I BĘDĘ PISAŁ .o tym jawnie złodziejskim procederze . Przed wyjazdem z Francji, informowano nas w Polskim Konsulacie w Lyonie, że będziemy w polsce otrzymywąli renty ile nam się należy. W mojej ojczyżnie zostałem okłamany i oszukany. Wielka szkoda, że już nie żyją górnicy z rentami francuskimi którzy po wojnie z wielkim entuzjazmem wracali do Polski . Byłoby o tym dzisiaj dużo głośniej w mediach Oni już z grobu nie mówią o tym. Opatrznośc pozwala mi żyć żebym o tym zakłamaniu i krzywdzie mówił i pisał .
Panie Marianie z Goniądza – usłyszałbyś dużo więcej krzywd od polskich patriotów którzy po wojnie wracali do Polski z wielkim entuzjazmem odbudowywać polskę, a co ich tu spotkało.. Proszę – koniecznie zapoznac się z artykułem w prasie – LE MONDE – z dnia 22.06.2007 artykuł – ENFANTS DU REVE PROLETARIEN – ( DZIECI PROLETARIACKIEGO SNU) .Prześle panu w raz z tłumaczeniem na polski. Jest też artykuł – TRIBUNE SyNDICALE opublikowany w prasie francuskiej dotyczący takich przypadków jak mój.
Jest tu jeszcze wiele do opisania żeby pana uświadomić w tej sprawie..
Na zakóńczenie dodam : O krzywdzie polskich górników z Francji piszę już ponad 50 lat Również napisałem do Posła na Sejm RP Lecha Kaczyńskiego. W tej sprawie mam odpowiedż od Posła Lecha Kaczyńskiego z dnia – Sopot 2002.04.11.: że sprawa moja jest bolesna i trudna,. Nie mniej zobowiązuje się do podniesienia problemy na forum sejmowym i wystąpienie z interpelacją poselską.. Nigdy nie dowiedziałem się czy słowa dotrzymał, czy mnie okłamał? . Niech spoczywa w pokoju , a ja będę pisał do brata Jarosława Kaczyńskiego żeby dokończył dzieła które mi obiecał. Ptaszki nie zamilkły śpiewają coraz mocniej. Czekam na odpowiedż.
W szkołach ponadgimnazjalnych psycholog jest bardziej potrzebny niż pedagog. Jak obserwuję, młodzież ma wiele problemów z sobą, z rodzicami. Są przypadki anoreksji, bulimii, próby samobójcze, załamania z powodu rozwodów, alkoholizmu rodziców…
Nie chcę tu nikogo obrażać, ale widzę u nas, że pedagogom brak wiedzy i umiejętności, aby pomóc w takich przypadkach, wesprzeć skutecznie, zastosować choć elementy psychoterapii.
Sama też pamiętam ze studiów, jak osobiście pożyteczne były wykłady i ćwiczenia z psychologii. Niektóre książki (Kępiński, Karen Horney) i przykłady pamiętam do dzisiaj.
Analogicznie pedagogika- banały i komunały. Niestety.
Ync, nie za duzo tego jak na jeden raz? Felietonistą chcesz teraz zostac, rozumiem, szarade intelektualną nam tu zapodajesz na widelcu, ok. Ale czy przypadkiem, w calym swoim slusznym gniewie nie zauwazasz, o co w zyciu naprawde chodzi? Czy nie widzisz ptakow kwiczących i kwiatow rosnących na przydomowym trawniku, czy nie pragniesz raczej balansu i spokoju niz ciąglego zadawania i udowadniania? Przypominam ci o manierach, nie tylko Gospodarz czyta twoje komentarze, inni blogowicze tez. Zlituj sie wiec i skracaj je jak tylko mozesz, nie przedluzaj, bo my cie swietnie rozumiemy i zgadzamy sie z tobą.
I jeszcze jedno Ync, a wlasciwie to samo. Nie moze byc tak, ze walisz pięć wpisow pod rząd, nie czekajac na zadną odpowiedz. Zasada tego blogu brzmi: DWA WPISY MAKSYMALNIE POD RZAD, zgodnie wedlug dyrektywy szacunku i dialogu. I nie ma od tego odwrotu, jezeli mamy miec przyjemnosc z czytania tego, co inni piszą. Inaczej wyjdzie nam Passent i nikt juz z nikim sie nie dogada. No…, juz dobrze… Pamietaj tylko o tym, co ci napisalem.
@Emeryt
Truje Pan cały czas swoje.
Kasy się Pan domaga ode mnie i innych pracujących jak pan Rokita co to walczył a potem rachunek wystawił.
Jak walczył to nie mówił, że za pieniądze to robi.
Przecież ja Pana nie zatrudniałem.
Trzeba było nie wracać.
A może problemy wynikające z układu uczeń szkoła, szkoła – uczeń należałoby zacząć rozpatrywać biorąc za punkt wyjścia czas, jaki uczeń musi poświęcić nauce (szkole). Ot, przykład pierwszy z brzegu (autentyczny). Wyjście z domu 7.30, lekcje od 8.00 do 14.30, powrót do domu 15.00 (uczeń nie dojeżdżający do szkoły), obiad i krótki odpoczynek do godz. 16.30, odrabianie zadań domowych i nauka własna 20.30. Tak jest, jeśli życie codzienne jest ułożone jak kartki w kalendarzu. A jeżeli nie? To łatwo można sobie wyobrazić jak wszystko się gmatwa. 10 godzin samej nauki a gdy do tego doliczymy dojazdy do szkoły i powroty? Szanowni pedagodzy. Uznano, że dorosły człowiek jest w stanie spędzić efektywnie w pracy 8 godzin pracy umysłowej, a z taką mają do czynienia uczniowie. Efektywność ta maleje po 4 – 5. godzinie, tymczasem uczeń na naukę musi poświęcić minimum ok. 10 a z dojazdami nawet 12, często w niezawinionym przez siebie stresie. Może polska szkoła uczy rzeczy niepotrzebnych, może uczy w niewłaściwy sposób, może niewłaściwie egzekwuje nabytą przez uczniów wiedzę? Cóż to za reforma szkolnictwa, której głównym celem były zmiany podziału organizacyjnego szczebli nauczania? Bo co, bo tak było w II RP? A może należałoby zwiększyć pensum zajęć nauczycieli poprzez kumulację przedmiotów w bloki nauczania, np.historia i j. polski, matematyka, fizyka i astronomia, chemia i biologia, itd., zwiększając odpowiednio uposażenia, tak aby posada nauczyciela była wyróżnieniem a nie wynikiem selekcji negatywnej. Pozdrawiam.
Głupek.
Nie przejmuj się. Jak widzisz, nikomu za bardzo nie przeszkodziłem. Rozmowa toczy się dalej: o lodach , ciasteczkach i innych takich. Istne lata siedemdziesiąte.
Jedźmy dalej, … .
ync,
postulujesz, aby się wysilić a cały czas narzekasz. Skąd wiesz, że nauczyciele nie czytają, nie kupują książek, nie podsuwają ich sobie do przeczytania?
Próby nauczania blokowego już były (sztuka, blok humanistyczny) ostała się jeno przyroda. Ludzie się dokształcali, wydawali często niemałe środki na studia podyplomowe i …
A pytać trzeba, słuchać pytań także. I odpowiadać, do czego wiedza z danego przedmiotu może się przydać.
Zapominamy?
Całe szczęście, że nie wszystko, czego się uczymy, musimy wykorzystywać.
ync się rozwinął, bo nikt go nie strofuje.
Zamula bloga swoją ideą.
Kiedyś manager próbował go powstrzymać ale jego larum zostało zignorowane.
Już nawet Głupek nie może wytrzymać.
Jak go nie powstrzyma poezja pana Czesława to już tylko Luta może nam pomóc.
A to też niedobre ?
Badania amerykańskiego psychologa, prof. Larry D. Rosen?a, dają dobry wgląd w to, jakie potrzeby mają dzisiejsi uczący się. ?Dziś uczniowie w szkołach średnich i wyższych uczą się zupełnie inaczej niż osoby o kilka lat od nich starsze ? a to głównie dlatego, że nie znają świata, w którym nie istniałyby internet i telefony komórkowe? ? mówi Rosen.
„Zdaniem Petroski?ego zaprojektowanie wielowymiarowych lekcji, które będą uwzględniać styl życia i pracy współczesnej młodzieży, jest najważniejszą i najbardziej potrzebną zmianą w edukacji od szkoły podstawowej do egzaminów na koniec szkoły średniej.
Rosen sugeruje między innymi to, aby nauczyciele zaczęli używać telefonów komórkowych jako narzędzi mobilnego nauczania. Skoro większość z uczniów ma nowoczesne telefony, łatwo mogą wyszukać informację na zadany temat. Wystarczy podzielić ich na grupy i zlecić zadania. A potem poprosić o stworzenie czegoś na wzór strony tematycznej z serwisów Facebook czy MySpace, w oparciu o wyszukane informacje. ”
Życzę przyjemnej i owocnej wymiany poglądów.
Drogi Marku, dlaczego? Dlaczego mój wpis jest „trochę” …. U mnie w szkole pedagog jest raz w miesiącu, bo jest niewiastą i będzie jej więcej w sztukach, i proszę sobie wyobrazić nic złego się nie dzieje. Gdyby był opoką szkoły, to się by nie dało pracować. Jeśli kogoś nie ma i jest to niezauważalne, to znaczy, że jest zbędny. Oczywiście nie znaczy, że ta Pani jest złym pedagogiem, nie, ale pomysł, że pedagog jest niezbędny , to brednia.
Ync, może film „W chmurach” Up in the Air by się Panu nadał. (świetny instruktaż)
Fragment recenzji z Film Web:
– <>
Przepraszam wszystkich za błąd we wcześniejszym wpisie w słowie „psychologii’ (wina wady wzroku a może roztargnienia)
Polecam również:
http://www.ted.com/talks/lang/pol/adora_svitak.html
Wczoraj dostałam odpowiedź na pytanie, jak uczniowie czują się w szkole. Podstawowej.
Wcale nie jest lepiej niż w średniej. Ale czy to coś niezwykłego? Nowego?
http://ion24.blogspot.com/2010/05/szkoa-kompetentna-ale-nielubiana.html
ync, dziękuję za link.
wychować lepszych dorosłych…
jestem za,
ale takie show jak w linku to chyba dobre dla Amerykanów, u nas nie przejdzie