40-godzinny tydzień nauki
Dorośli wywalczyli sobie 8-godzinny dzień pracy, a i tak czują się zmęczeni, na nic nie mają czasu. Gdy wracam do domu, dziecko już wie, że po obiedzie tacie nie wolno przeszkadzać. Kładę cielsko na kanapie i odpoczywam, czasem coś dla rozrywki przeczytam, obejrzę film, postukam w klawiaturę komputera, zadzwonię do znajomych, umówię się z kimś na kawę lub piwo. Wszystko dla relaksu, bo przecież po kilkugodzinnym dniu pracy musi człowiek odpocząć.
Zdarzyło mi się w ramach takiego relaksu spotkać z koleżanką, matką dwojga dzieci. Zaczęliśmy rozmawiać o naszych pociechach. Ile się uczą? Moja córka – 9 godzin dziennie (przebywa w przedszkolu od 7.30 do 16.30, chodzi na gimnastykę, logopedię i angielski, ale to przecież dopiero początek, gdyż za kilka lat będzie tyrać po kilkanaście godzin dziennie). Dzieci koleżanki uczą się poza domem, jak wyliczyliśmy, 10-12 godzin. Z tego w szkole 7-8 godzin, a na kursach i lekcjach prywatnych codziennie po ok. 3 godziny. Dzień nauki poza domem zaczyna się o 8, a kończy o 19, czasem o 20.
Zdarza mi się widzieć, jak moi uczniowie przychodzą na kurs języka angielskiego (zaczyna się o godz. 16), mimo że nie byli tego dnia w szkole. Prywatna szkoła języków obcych mieści się w naszym budynku. Podchodzę i pytam, dlaczego nie byli na moich lekcjach. Tłumaczą, że są chorzy, ale nie chcieli stracić płatnego kursu, dlatego przyszli. I tak jest zawsze. Dzień w dzień nauka po kilkanaście godzin, zdrowy czy chory na kurs musi iść. Do tego jeszcze oczekuje się, że dziecko po powrocie do domu wykona pracę domową i przygotuje się do lekcji w dniu następnym. Sporo uczniów mojej szkoły przychodzi na dodatkowe zajęcia, które odbywają się na tzw. zerówce, czyli o godz. 7 rano. Szkoda im stracić, przecież oferta jest interesująca.
Człowiek dorosły uważa, że po 40-godzinnym tygodniu pracy zasługuje na wolny weekend. Co innego dzieci. Te muszą w weekend nadrobić braki, pouczyć się, aby poprawić oceny, które rodzice uznali za zbyt niskie, poniżej ambicji. Naprawdę sporo godzin poświęcam na relaks, na lenistwo, bezczynność, byczenie się, spacer po sklepach, czytanie prasy, puste rozmowy przez telefon. Mnie wolno, ponieważ ciężko pracuję. A co z dziećmi?
To prawda, że mnóstwo dzieci się nie uczy, ale spora grupa pracuje ponad siły, po kilkanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu. I jeszcze dostaje im się po głowie za to, że nie zrobili tego, co powinni, albo że zrobili nie tak, jak trzeba. Kiedy mnie ktoś zadaje pytanie, czy zrobiłem jakąś pracę, np. czy sprawdziłem wypracowania, mówię, że w tym tygodniu się nie da, ponieważ już przekroczyłem 40 godzin pracy. A co ma powiedzieć dziecko, które po 70-godzinnym tygodniu nauki otrzymuje jedynkę, ponieważ nie zdążyło wykonać jakiejś pracy na lekcję? Czy dzieci też podlegają ochronie, jeśli chodzi o liczbę godzin nauki, czy można im wrzucić na kark nieskończenie wielki ciężar?
Komentarze
„A co ma powiedzieć dziecko, które po 70-godzinnym tygodniu nauki otrzymuje jedynkę, ponieważ nie zdążyło wykonać jakiejś pracy na lekcję?”
Pewnie dowie się, że jest mało ambitne, nie stara się i mogło by wreszcie przestać być takie zapominalskie. Co można w tej sytuacji odpowiedzieć? Nic.
Usprawiedliwianie się przed nauczycielem i tak nic nie da.
Dlatego często uczniowie liceów (w gimnazjach chyba rzadziej) wybierają lekcje na które chodzą. Często wolę zostać w domu, poświęcić te sześć godzin na naukę niż iść do szkoły i wiele z tego czasu zmarnować.
?A co ma powiedzieć dziecko, które po 70-godzinnym tygodniu nauki otrzymuje jedynkę, ponieważ nie zdążyło wykonać jakiejś pracy na lekcję??
Naleza sie wtedy wielkie oczekiwania, tak jak w przypadku kazdego szeregowego pracownika oswiaty, dyrektorow juz nie wspominajac.Wezmy sprawy w swoje rece, nie komunikujmy sie wiecej.
Mądre słowa. Zwróciłeś uwagę na dosyć poważny problem o którym bardzo mało się mówi. Tylko czy jest jakakolwiek szansa, że ta sytuacja kiedykolwiek ulegnie poprawie?
A ja zazdroszczę tego czasu wolnego po pracy. BO ja wracam do domu, po drodze holuję dziecko z przedszkola, gotuję obiad- jest 16:30 i siadam do sprawozdań, planow, sprawdzania sprawdzianów albo pisania sprawdzianów. A w wolnym czasie piszę strone szkoły czy nadrabiam inne zaległości. A że siędzę na kompie to i na bloga zajrzę i na forum- więc mi to zajmuje więcej czasu (wstyd!) Potem kolacja i spać. Więc kiedy to leżenie bykiem i filmy… u mnie takie chwile są wyrwane z tygodnia na siłę pomiędzy zakupami a gotowaniem 🙁
A co do dzieci- wszystko przede mną. Nie wiem jak to będzie- mam syna, też bym chciała żeby znał języki obce. Ale 3 godziny zajęć dziennie codziennie to nie wiem z czego? Prosze o uściślenie.
Lidqa,
Moja córka (jeszcze nie ma 5 lat) tłumaczyła mi, że ona chodzi tylko na trzy zajęcia, a jej koleżanka na pięć, tj. taniec (dwa razy w tygodniu), basen (raz w tygodniu) oraz na to samo, co moje dziecko. W liceum ludzie korzystają z zajęć dodatkowych prowadzonych przez nauczycieli w ramach programów unijnych lub godziny karcianej, np. historia i wos, poza szkołą chodzą na kurs (np. język angielski), prywatnie na zajęcia np. z rysunku (tego ostatniego nie ma w moim liceum, a niektórym ludziom jest potrzebne, np. gdy wybierają się na architekturę, akademię plastyczną, konserwację itd.) oraz na korepetycje np. z języka polskiego. Naprawdę bywa tego dużo, często od przedszkola aż do matury.
Pozdrawiam
DCH
Bardzo dziękuje za dzisiejszy wpis.
I za ten autorefleksyjny o wychowaniu.
Od pewnego czasu spieram się z żoną co do ilości czasu poświęcanego przez nasze dzieci na naukę.
Nie zgadzam się na ślęczenie nad książkami.
Uważam, że jak dziecko nie jest w stanie oponować materiału w higienicznym w mojej ocenie czasie to lepiej żeby szło nieprzygotowane.
Pierwsza i druga klasa podstawówki.
Jedno dziecko zdolniejsze i program nowy,łatwiejszy.
Nic nie musi robić.
Dokładam mu zadań domowych żeby się nie nudziło i drugie nie czuło się poszkodowane.
Szkoła na tym etapie nie ma mu nic do zaoferowania aby wykorzystywał i rozwijał swój potencjał.
Drugie, żeby mieć wszystko zrobione musi zasuwać ponad swoje siły.
Jemu też Polska szkoła nie ma nic do zaoferowania poza zakuwaniem.
Urawniłowka.
Ja uważam tak, najpierw trzeba się uczyć te 25lat po 10h dziennie, aby później pracować z przyjemnością w zawodzie który kochamy. Bo praca przymusowa męczy po 8h, a praca z pasją wogóle!
Nie wiem czy osobiście odważyłbym się porównać pod tym kątem pracę do nauki. Są tutaj pewne niedomówienia. Otóż dziecko w przedszkolu nie spędza całego czasu na pracę, większość na zabawę i odpoczynek, a siedzi tam tyle czasu, bo zapewne rodzice starają się zapewnić mu przyzwoite warunki do życia. Zajęcia dodatkowe typu basen, są również formą wypoczynku, jeśli nie wymaga się od dzieci niebagatelnego wysiłku i wyników sportowych. Obecnie studiuję kierunek wymagający długich godzin spędzonych przy komputerze – kiedy idę popływać, czuję się jak w raju:). Kolejna sprawa, jeśli dziecko zaczyna się nudzić jakimś zajęciem, rodzic zazwyczaj jest wstanie to wychwycić i częstokroć szuka dziecku czegoś w zamian. W pracy nie możemy sobie pozwolić na takie kaprysy (jeśli uprzemy się, że praca to faktycznie etat). Choć należy podkreślić – nadgorliwość nigdy nie jest dobra, rodzice nie powinni przeginać w żadną stronę. Nie każcie dzieciom być prymusami, dajcie im trochę konstruktywnej rozrywki.
Idźmy dalej – szkoła! Uczniowie nie są rzucani na głęboką wodę. Podstawówkę zaczynają z kilkoma lekcjami na krzyż. Z czasem ilość godzin się zwiększa, ale w moim przypadku chyba nigdy nie przekroczyła 40 godzin w tygodniu. Po zajęciach… no tak, trzeba zrobić zadanie, trzeba zakuć na sprawdzian, niemniej również w tym przypadku nie przesadzałbym z czasochłonnością. Czasem faktycznie trafi się jedynka, pytanie czy dlatego, że nie było czasu, czy dlatego, że był źle zagospodarowany. A może po prostu trzeba zmienić priorytety?
W końcu – czy etatowcy faktycznie pracują 40h w tygodniu? Czy nie robią kursów, szkoleń i kolejnych studiów? Czy nie łapią zleceń? Każdy robi ile może, każdy robi ile potrafi, chyba, że jest leniem:).
Osobiście uważam, że lepiej chodzić na basen niż pić wino na przewróconych słupach przy drodze, a i takie przygody mi się zdarzały:).
Mnie najbardziej szokują rodzice, którzy mówią swoim dzieciom (głównie dziewczynkom) „ty teraz masz się uczyć, na chłopaków czas będziesz mieć po studiach”. Niby wygląda to normalnie – dziecko ma się w szkole uczyć, a na uczucia czas będzie miało w dorosłym życiu. Ale dla mnie to potwornie okrutne odzieranie dzieci z uczuć. W dzisiejszym świecie, przesyconym emocjami, dzieci też chcą poczuć miłość, którą czują dorośli. Oczywiście, to miłość dziecinna, dzieci nie rozumieją, że chłopak/dziewczyna z którą są w wieku 13 lat niekoniecznie będzie mężem/żoną… Dlatego rodzice powinni im to tłumaczyć, ale pod żadnym pozorem nie bronić im tych uczuć.
Ale oczywiście łatwiej chwycić głowę pociechy i przycisnąć do książki ze słowami „MASZ SIĘ UCZYĆ A NIE UGANIAĆ ZA PANIENKAMI/CHŁOPAKAMI”. I potem wielkie zdziwienie, że taka znieczulica jest…
Nie wiem czy coś się zmieniło od czasu kiedy ja byłem w podstawówce, gimnazjum i liceum, ale nie przypominam sobie bym spędził chociaż połowę tego czasu w szkole (chodziłem na wszystkie lekcje).
Poszedłem w końcu na studia i wreszcie mam więcej czasu na pożyteczną naukę.
Ssami posyłacie swoje dzieci na różnego rodzaju zajęcia dodatkowe, od bzdurologii stosowanej po lekcje gry na pianinie. Zawsze można zrezygnować z niektórych z tych zajęć (albo nawet wszystkich) jeśli dziecku nie starcza na nie czasu (tak, to na zajęcia dodatkowe brakuje czasu, nie na szkołę, która jest OBOWIĄZKOWA). Reforma systemu nauczania by się przydała, moglibyśmy wziąć za wzór system zachodni, ale już widzę te paniczne krzyki, gdy ktoś głośno powie, że przecież dzieci nie muszą umieć na pamięć wszystkich wydarzeń jakie miały miejsce w historii naszego kraju (przykładowo).
Tak z ciekawości, a co ze studentami, którzy potrafią ślęczeć na uczelni po 10-14h dziennie?
Zgadzam się z przedmówcami- basen, taniec itp, jeśli rodzice nie są brzydko mówiąc walnięci na tle wyników – to nie jest męka tylko odpoczynek dla umysłu. Sama kiedys chodziłam już jako dorosła na taniec przez parę lat. Od 20 do 22. Wychodziłam zmęczona psychicznie a wracałam zmęczona fizycznie- ale umysł był szczęśliwy i wypoczęty. Do dziś mi tego brakuje chociaż czasu nie mam.
Mi się wydaje że dużo zależy od systematyczności. Wieki temu studiowałam i pamiętam nocki zarywane. Do czasu kiedy poznałam męża obecnego i wiedziałam że wszystkie weekendy będę miała zajęte 🙂 i zaczęlam sie uczyc systematycznie i codziennie żeby w te weekendy mieć spokój. Rezultat- bardzo wysoka średnia (jak nigdy w życiu) i dużo więcej czasu.
Mam troje dzieci. Żadne z nich nie ma prawa do wolnego weekendu, bo każde dostaje mnóstwo zadań na sobotę i niedzielę. Pracują więc przez 7 dni w tygodniu. Na szczęście są zdolne i inteligentne, więc nie muszą „nadrabiać”…
Próby rozmów z nauczycielami, nawet rozmowy z Radą Rodziców nie dały żadnych rezultatów.
Mam 29 lat. Pracuję, jak to się mówi „umysłowo”, ale sporo ponad 40h/tydzień. Wspominam jednak, że w szczególności lata szkoły średniej (bo kiedy chodziłem do podstawówki zajęcia pozaszkolne nie były jeszcze popularne, ew. angielski) to była orka w porównaniu z moim obecnym życiem. I teraz myślę o tym, żeby zachować umiar przy wychowywaniu córeczki. Ma 2 latka, ale już jej współczuję tych beztroskich ‚lat szkolnych’…
Bardzo trafny wpis, pozdrawiam.
A jaki pacan wysyła dziecko na tyle zajęć po lekcjach? Kończy się szkoła – dziecko wraca do domu. Po co dziecku gimnastyka, kurs angielskiego, czy inne cuda? Jak dziecko jest ciemne – i tak nie załapie, mimo, że durni rodzice przeciągają je po kilkadziesiąt h w tygodniu.
To nie zajęcia pozaszkolne, tylko SZKOŁA i kiepscy nauczyciele powodują, że dzieciaki nie mają czasu na pohasanie na podwórku.
Trzecio- czy czwartoklasista, spędza w szkole 5 lub 6 godzin dziennie. Do tego minimum 2 do 3 godzin na odrobienie lekcji, no chyba, że dochodzi jakaś prezentacja, wypracowanie, albo powtórka przed klasówką. Wówczas dochodzą jeszcze ze 2 godziny. To daje łącznie 7 do 10 godzin nauki. W weekend trzeba także poświęcić ze 2 – 3 godziny w sobotę i niedzielę, bo niektórzy nauczyciele dokładają bardzo dużo zadań na 2 dni wolnego. Moje dzieciaki chodzą tylko na dodatkowe treningi 2x po 1 godzinie judo. Pracują więc mniej więcej tyle, co ja … na dwóch etatach!
Według planu mam 7h(średnio) lekcji + treningi, które są od 17 – 20(ja nie chodzę, ale kumpel tak)= 10h + korepetycje z angielskiego(ja z kumplem chodzimy). 11h nauki on, a ja 8h nauki + uczenie się na kart. i sprawdziany 1h – 2h = ok. on 12,5h nauki, ja 9,5h nauki
Sam wiele lat temu spędzałem po kilkanaście godzin na różnych zajęciach szkolnych i pozalekcyjnych. Chodziłem do zwykłego liceum i do szkoly muzycznej. Oprócz tego na angielski, niemiecki, miałem próby 2 zespołów i udzielałem się w samorządzie uczniowskim. Sporadycznie odwiedzałem nauczycielkę matematyki, z którą omawiałem program nie przewidziany dla liceum, a który dla mnie był bardzo interesujący (wtedy liczby zespolone i podstawy rachunku różniczkowego). Te wszystkie zajęcia wypełniały mi bardzo szczelnie cały tydzień… ale nie była to żadna tragedia! Każda rzecz jaką robiłem wynikała wyłącznie z ciekawości dotyczącej tych zagadnień! Gdyby wtedy ktoś spróbował mi odgórnie ograniczyć ilość zajęć – siła młodzieńczego buntu nie pozwoliłaby mi się dostosować do nakazów. Długo musiałem przekonywać rodziców żeby mi pozwolili na kolejny zespół albo jeszcze posłali na niemiecki.
Problem może się pojawić gdy taki dodatkowy basen, angielski, albo taniec nie są potrzebą dziecka, a rodzica! Tylko wtedy takie dodatkowe zajęcia są kulą u nogi i można je porównywać do ciężkiej pracy. Jeśli w człowieku (dużym czy małym) jest pasja, to z jego wnetrza wypływa chęć poświęcania pasji jak najwięcej czasu. Czy nigdy Wam sie nie zdarzylo siedziec do późnej nocy nad ciekawą książką? Patrzycie na to jak na pracę? Skąd! To jest rozrywka, przygoda! Właśnie tak jest z zajęciami, które podejmują dzieci. Wybierają ze świata to co je interesuje, a zadaniem rodziców jest im to zapewnić na ile tylko są w stanie.
Jestem przeciwny odgórnemu ograniczaniu ilości zajęć dla uczniów. O takich rzeczach powinien decydować sam uczeń w porozumieniu z własnymi rodzicami. Tym dzieciom, którzy nie mają rozsądnych rodziców widzących zarówno potrzeby jaki i możliwości dziecka, możemy tylko współczuć, ale na pewno żadna odgórna regulacja nie uchowa takich rodzin od patologii.
Dziś nie mam nic wspólnego z muzyką, ale bardzo miło wspominam wszystkie lata szkoły muzycznej. Niemieckiego już prawie nie pamiętam, przydaje się tylko angielski. Zespoły wielkiej kariery nie zrobiły. Zawodowo dziś jestem związany z matematyką, ale głowę mam pełną wspaniałych wspomnien, mnostwa ciekawych doświadczeń, ciekawych ludzi których wtedy poznałem. Nie oddałbym tych lat „ciężkiej pracy” za nic w świecie, bo to co sobie wtedy wypracowałem pozwala mi w momentach kryzysowych mieć kawałek swojego świata oderwany od bieżących problemów. Włos mi się jeży na głowie gdy pomyślę, że ktoś kiedyś mojemu dziecku może zabronić brania dodatkowych zajęć jeśli będzie na to miało ochotę. Istota rzeczy w tym, bo to dziecko na to miało ochotę, a nie ja.
a oceny? miewałem też bardzo słabe z przedmiotów ktorych nie lubilem i dziury w niebie nie było i nie ma. Np. do historii którą ignorowałem w liceum dorastam dopiero teraz, a do wielu lektur szkolnych wracam na nowo po latach i rozumiem je lepiej niż wtedy. Teraz, pracując w dwóch pracach mam czas na takie lektury…
i wiecie co? gdy ktos mnie pyta jak ja sobie wypracowałem taką dobrą organizację czasu i jak to jest że ze wszystkim sie wyrabiam choc mam tak wiele rzeczy na głowie – zwykle mówię mu „to długa historia”… i nie opowiadam tego wszystkiego co tutaj napisalem.
Powiem szczerze z perspektywy gimnazjum,liceum,studiów. Najgorzej jest teraz ; ), może dlatego, że to medycyna, każdy wolny dzień wygląda podobnie , 9-10 pobudka, 11.30 zaczynamy naukę, i tak do 1-2 w nocy, oczywiście, przerwa na obiad, kolację jest nie ma co marudzić ;)(mówię tutaj o dniu jak sobota,niedziela). Co liceum, żeby mieć dobre oceny rzeczywiście trzeba było trochę się pouczyć, lekcje 8-14.30, dalej 16,16.30 – 22 nauka… i dalej tak dzień w dzień (w LO nigdy dłużej jak 22) może byłem głupawy nie wiem, oceny miałem 4-5 , ale włożyłem w to trochę pracy, bo jakoś mało mnie interesował WOK,WOS,PP,PO beznadziejne przedmioty, bez potrzeby i przyszłości. No ale też trzeba się było pouczyć, stracić czas. I serio w pewnych momentach wolałem(w LO, obecnie jestem na po za domem) pochodzi do pracy jak tata czy mama, zmęczyć się fizycznie, ale wrócić, włączyć TV i pooglądać Klan czy inne mózgo-wyjadacze. A dodam, że chodziłem jedynie na j.angielski raz w tyg. 1h, wystarczało : ) (pod koniec LO chwilkę na chemię).
Złóżcie petycję, żeby Wam wydłużyli dobę do 48h, albo przestańcie wysyłać dzieci na kretyńskie i niepotrzebne zajęcia dodatkowe. Weźcie drodzy tatusiowie i wyjdźcie pograć z dzieckiem np. w piłkę, czy na sanki, a na pewno lepiej na tym wyjdzie niż jakby gniło na lekcji angielskiego, z którego i tak nic nie załapie bo przy takiej ilości nauki nie da się już skupić (a zwłaszcza tak młody umysł). Ile jest zresztą dzieci, których rodziców nie stać na takie zajęcia dodatkowe/korepetycje, a dzieci te bez problemu sobie radzą. A jak dziecko jest mało zdolne to i tak nic mu to nie da, a tylko przysparza mu cierpienia i stratę czasu w najlepszym okresie życia jakim jest dzieciństwo.
Sami do tego doprowadzacie a potem jest lament i płacz, że dzieci pracują jak kołchoźnicy całe dnie.
PS. jeśli są jakieś błędy w składni to przepraszam, ale ogarnąłem to na szybko przed wyjściem na zajęcia na których spędzę uwaga: dwie godziny. Ciekawe jak wytrzyma to mój młody organizm.
Ja w tym problemu nie widze. Gdy chodzilem do postawowki, gimnazjum, liceum. Mialem srednio ok 8h w szkole, 1.5h na treningu, 1.5h na angielskim. Do tego nauka „biezaca” na nastepny dzien, a i tak mialem czas zagrac na komputerze, zobaczyc sie ze znajomymi. W szkole mialem same 5-4, wiec jesli dziecko nie jest w stanie ogarnac wszystkiego powinno z czegos zrezygnowac.
Mieszkam od pewnego czasu w Holandii więc dla porównania mogę opisać sytuację w tutejszej podstawówce.
Dzieci mają zajęcia od poniedziałku do piątku od godziny 8:30 do 15:15, z tym że w środę jest krócej, do 12:15.
Codziennie (za wyjątkiem środy) dzieci mają zajęcia lekcyjne do 12:15, potem jest godzinna przerwa na obiad, dzieci idą do domu albo te co mają dalej zostają w szkole (nie ma ciepłych posiłków, jedzą to co z domów przyniosły). Od 13:15 jest czas na dokończenie nauki, odrabianie zadań, ćwiczeń a potem czas na zabawę. Nie ma zadań domowych, za wyjątkiem jakiś powtórek, wtedy dzieci dostają do domu ksero tego co mają powtórzyć. Książki, zeszyty (a nawet przybory szkolne) dzieci dostają od szkoły i w szkole to zostaje. Nikt nie zmusza dzieci do zajęć dodatkowych, dzieci uzgadniają z rodzicami co by ewentualnie chciały jeszcze robić (taniec, karate, jazda konna, basen), tutaj dzieci traktuje się na równi z dorosłymi, one też mają swoje zdanie.
Mniej więcej taką notatkę stworzyłem sobie przed feriami, by realizować po kolei plan:
– j.polski – interpretacja Różewicza („Ocalony” – ładny wiersz, nie powiem, podoba mi się), przygotowanie przewodnika po lekturze „Noce i dnie” (bo ponoć nie jest w kanonie CKE na tegoroczną maturę, ale MEN już dodało na jakąś swoją listę, nic trzeba nas nauczyć, Pani Profesor chce mieć czyste sumienie, zresztą się nie dziwię), przeczytać „Opowiadania” T.Borowskiego (czytam lektury, w przeciwieństwie do wielu osób, nie doczytałem tylko do końca „Dziadów”),
– wos fakultet – arkusze maturalne (8 stron zadań + praca do napisania), przygotować określone konflikty w Europie po 1945 (jest ich 10),
– j.polski fakultet – wypracowanie nt. „Procesu”,
– rel. wypracowanie (o tak, chcesz mieć piątkę na koniec, dziecko, pisz!),
– j.angielski zad.dom (nie tak dużo, to prawda),
– pp – napisać CV i list motywacyjny (dzięki temu, że byłem na ostatniej lekcji przed feriami, gdzie frekwencja wyniosła 7/30 nie muszę pisać biznesplanu, o tak!),
– j.francuski – formy wypowiedzi – list prywatny, list oficjalny, 2. wiadomości, zaproszenie, ogłoszenie (spoko, sam chcę zdawać maturę z francuskiego, inni nie mają na ferie nic),
– po feriach kilka sprawdzianów i kartkówek,
PRZYGOTOWAĆ PREZENTACJĘ MATURALNĄ I UCZYĆ SIĘ DO MATURY NIE NAPISAŁEM, ALE ZROBIĆ TO TRZEBA.
Kilka dni przed feriami (mam teraz ferie, w pierwszym terminie), wykonawszy wszystkie zadania domowe na bieżąco, myślałem sobie, że poświęcę się całkowicie prezentacji maturalnej, lekturze i pouczę się do matury. W ciągu ostatnich kilku dni szkoły kartka szybko się zapełniła.
I tak jest praktycznie co chwilę, każdy weekend, każde wolne i w ogóle każdego dnia wracam, po tych, mniej więcej, 7. godzinach do domu i oprócz języka angielskiego, na który chodzę 1 w tygodniu (chcę iść na filologię angielską, z Panią robię kurs przygotowujący) i 2 różnych kursach z matmy (trzeba jakoś zdać te matme!) w tygodniu, muszę poświęcić długie godziny na zadania domowe.
Jestem w klasie trzeciej, w tym roku po raz pierwszy odeszły mi lekcje typu: chemia, fizyka, geografia, po, informatyka, w tamtym roku uzupełniłbym listę jeszcze o kilka zadanek.
Mam ferie, przyjechał mój kolega z Poznania, chcę pójść ze 2 razy do kina, chcę trochę odpocząć, chcę spotkać się ze przyjaciółmi, których widzę praktycznie tylko w szkole, bo po niej każde z nas pędzi poświęcić jeszcze kilka godzin nauce. Zbudowałem zdanie, wykorzystując paralelizm, bo jest tyle rzeczy, które „CHCĘ”,a których nie mogę, nie mogę, nie mogę i nie mogę zrobić, bo muszę poświęcić czas szkole. I przed oczami każdego zadania, które wykonuję, staje mi Księga Koheleta, myślę marność nad marnościami i wszystko marność. Co z tego, że to zrobię, nie dostanę jedynki, kiedy 2 dni po powrocie szkoły zbierze się taka sama lista.
W polskiej szkole denerwuje mnie to, że nie myśli się, że uczeń, jak pan zauważył, musi pracować więcej niż 40 godzin. W przeciwieństwie do pracownika nikt mu nie zapłaci albo nie da dnia wolnego za nadgodziny!
Mój tata po przyjściu z pracy może włączyć telewizor, pooglądać nowe samochody w Internecie czy porozmawiać z kolegą z Argentyny na Skypie, może poleżeć i nie robić nic do pracy.
Moja mama, co prawda, wykonuje trochę pracy w domu, ale jej życie zawodowe nie wpływa znacznie na domowy odpoczynek.
Dlaczego tak musi być? Uczeń nie jest wołem, który tylko by pracował, poza tym każdy wół musi czasem przystanąć i złapać oddech przy wodopoju, by pociągnąć dalej zaprzęg.
Przepraszam Cię, Gospodarzu, że napisałem prawie notkę, ale to mi leży na sercu! Czytam Twój blog od kilku miesięcy i naprawdę bardzo mi się podoba! Rób to, co robisz, bo robisz to dobrze.
A ja…. jakoś wytrzymam 92 dni.
Zobaczymy jak to będzie, theatrum mundi est!
Czytając wasze wypowiedzi, zastanawiam się, czego uczycie(uczyliście) się przez ten czas?! Sięgając pamięcią wstecz (rocznik 90), do końca gimnazjum nauki jest bardzo mało. Mimo to, że był to okres, kiedy uczyłem się najwięcej, znajdywałem bardzo dużo czasu na przyjemności. Biorąc pod uwagę szkołę podstawową, to naprawdę zastanawiam się, które dzieci w tym wieku uczą się po ~10 godzin dziennie. Ba, chciałbym zobaczyć dziecko, które uczy się przez 3-4 godziny dziennie.
Jeśli chodzi o zajęcia dodatkowe, to pomijające ewentualne korepetycje z języków, to przecież powinna to być przyjemność?! Dla mnie przykładowo, zajęcia z szachów i koszykówki stanowiły najprzyjemniejszą część tygodnia.
Co do liceum, to fakt, aby mieć wysoką średnią trzeba się napracować. Pytanie tylko po co? Bart, nie dziw się, że na nic nie masz czasu, skoro z Twojej wypowiedzi wnioskuje, że musisz mieć ze wszystkiego dobre oceny. Liceum to czas, w którym wybierasz sobie to, czego się uczysz, a następnie kolejnym przedmiotom nadajesz odpowiednie priorytety.
W szkole trzeba zachować złoty środek pomiędzy nauką, a czasem wolnym. Nic więcej.
ja spędzam w szkole 43 godziny tygodniowo.
wszystkie godziny to lekcje obowiązkowe. o 8 do 16 codziennie.
a dojazd do szkoły i ze szkoły zajmuje mi razem ok. 3 godziny.
a dziwne bo mam jeszcze dużo czasu wolnego…
i wlasnie o to chodzi, dlatego moje pokolenie (polowa lat 80′) bedze mialo lepiej niz Panskie pokolenie, dlatego byc moze moje dzieci beda mialy jeszce lepiej niz ja, beda lepiej wyedukowane. Btw. edukacja to nie praca, pracuje sie dla pieniedzy, edukuje dla zwiekszenia potencjalu. Nauki nigdy za wiele.
Panie belfer, a kiedy pan był ostatnio 40 godzin w pracy, co ?
Panie Konrad a pan z domu pisze czy z pracy? BO jak z domu to też pan w pracy o 14-tej nie jest. A jak z pracy to co to za praca że sobie można bloga czytać? ja w swojej pracy nei mogę się takimi rzeczami zajmować.
Indra, wcale nie jestem uczniem, który ze wszystkiego musi mieć najlepsze oceny. Uczę się dobrze, mam średnią 4,08 na semestr, podobną miałem na koniec 1 czy 2 klasy. W mojej elitarnej szkole są dużo wyższe średnie. Co do priorytetów, to mam i realizuję, ale co zrobić z innymi przedmiotami? Przecież ich całkowicie nie oleję, muszę zrobić zadane zadania itd.
Nie wiem, o czym mowa. Chyba jedynie o tym, że rodzice nie potrafią uczyć gospodarowania czasu.
Od podstawówki do gimnazjum chodziłam na angielski, niemiecki, od czasu do czasu jeszcze inne dodatkowe lekcje. Zawsze miałam średnią powyżej 5, mimo że w domu poświęcałam na naukę może godzinę lub dwie tygodniowo. Zawsze miałam czas na wszystko, na rozwijanie swoich pasji, na leniuchowanie, na wyjście na spacer, zabawę z psem…
W liceum zrezygnowałam z jakichkolwiek zajęć na rzecz rysunku, który zajmuje mi cały weekend (od piątku wieczorem). Obecnie jestem w klasie maturalnej i uważam, że dalej mam czas na wszystko, co sobie zaplanuję.
Uważam, że zajmowanie dzieciakom z podstawówki czasu typu zajęcia sportowe itd. jest bardzo fajne, bo nie dość, że rozwijają ciało to i można zawrzeć wiele nowych znajomości. Lepiej, żeby dziecko się nie nudziło w domu, czy na podwórku wpadło w złe towarzystwo. Grunt to słuchać dziecka, w czym ono czuje się dobre, w czym CHCE być lepsze, a co wolałoby sobie odpuścić, jak chce spędzać czas wolny.
Popieram jak najbardziej. Przeciez to jest glupota… Uczeszczam do klasy 2 technikum. Mam 39 godzin tygodniowo w samej szkole. 19 przedmiotow (-2 religia i w-f) Z reszty przedmiotow jak to ladnie moge ujac jest „hardcore”. Nie przygotowanie moge z przedmiotu zglosic tylko raz (gora dwa). Ze szkoly wracam codziennie o 15 (czasem 16). Do tego zrobic zadania domowe i jakies mniejsze prace to 2~h dziennie idzie mi na to spokojnie. Jest 18 po 10h nauki juz trudno material wchodzi ale jeszcze trzeba sie nauczyc na jakis sprawdzian\byc na biezaco z tematami i przychodzi 21. Po takiej dawce nauki nie mam juz sily na nic. W sobote jakims cudem udaje mi sie znalezc i zagospodarowac czas tylko dla siebie. Trudno jest nawet o jakas impreze bo w niedziele trzeba wstac i znowu material powtorzyc. Uczniem nie jestem jakims wybitnym mam srednia 4-4,2.
A ja mam 38 godzin tygodniowe regularnych zajęć szkolnych. Każdy nauczyciel mówi ,że na jego przedmiot wystarczy 30 min nauki. Policzmy:
7 godzin dziennie w szkole (odrzucam 3 wf czyli 35h)
W domu (według zaleceń nauczycieli) 7X30 min co daje 210 min a to jest z kolei równe 3,5 godziny.
Wracam do domu o godzinie 15 w szybkim tempie po 30 minutach jestem w miarę ogarnięty. Samej nauki do godziny 19, do tego wiadomo jest praca domowa, rodzice oczekują pomocy czy po prostu chce się odpocząć. Zastanawiam się kiedy na to znaleźć czas? A co najśmieszniejsze nauczyciel sam przy tablicy robi jeden przykład zadania z matematyki 45 min (i do tego wynik mi nie wychodzi, z pewnością błąd w druku jak zwykł powiadać w takich sytuacjach) a my mamy takie 3-4 do domu paradoks ? Śmiać się czy płakać?
Ja przestałem się przejmować bo wiem ,że to do niczego dobrego nie prowadzi, a zawał w wieku 20 lat wolę sobie odpuścić.
WiemCoMowie pisze:”Btw. edukacja to nie praca, pracuje sie dla pieniedzy, edukuje dla zwiekszenia potencjalu.”
Otóż to.Lata szkolne to mimo ilości nauki najlepszy czas.Nie musisz martwić się o problemy w pracy i stresy z nią związane (nie zawsze jesteś przecież dyrektorem/no oczywiście wiadomo,że w szkole stresy związane z wymaganiami też są ale to w porównaniu do utrzymania stanowiska w pracy to pryszcz),nie musisz martwić się o wyżywienie (swoje i rodziny),rachunki i czy wystarczy Ci jeszcze jakaś kasa (odkładasz na swoje mieszkanie lub samochód).Uczysz się by w przyszłości mieć dobrą pracę.Takie są realia.Nie tylko w Polsce.
A tak z drugiej strony. Żeby dobrze coś opanować trzeba to powtarzać i utrwalać. Nie ma bata- po lekcji zostaje 1/3 tego co powinno. A jakby tak powtarzać i utrwalać na lekcjach to człowiek by połowe tego zrobił co ministerstwo kazało. A i tak zawsze znajdzie się taki co sie nadal nie nauczył i mógłby dłuzej to ćwiczyć. Czyli pracy nie zadawać, skutecznie nauczyć, zainteresować tematem i postawić piątkę.
Ja bym tak bardzo chciała. Ale jak mam 2 lekcje na jakiś temat a mogłabym i przez 5 to robić to część łatwiejszą zadam do domu 🙁 I potem dzieci są przeładowane bo są.
Jeszcze dodam, że tę pracę domową zdolniejsze dziecko zrobi w pół godziny ale to mniej zdolne i 2 🙁 To zdolniejsze by mogło jeszcze zrobić zadania dodatkowe i rozszerzające ale już mu sie nie chce 🙁
Nie wiem jak to możliwe, ale gdy byłem dzieckiem, potrafiłem chodzić do szkoły, na dodatkowe zajęcia, odrabiać lekcje, czegoś się pouczyć (choć rzadko, bo w większości przypadków wystarczało uważać na lekcjach) i jeszcze starczało mi czasu na rozrywkę, zabawę, spotkania z kolegami itd. Dziś po 8 godzinach w robocie, ewentualnie załatwieniu czegoś po drodze jestem tak styrany, że nie mam siły na nic więcej niż film albo parę stron książki.
Jestem natomiast bardzo wdzięczny moim rodzicom, że nauczyli mnie obowiązkowości, pokazali jak ważna jest wiedza i znajomość języków, dzięki czemu do czegoś w życiu doszedłem własnymi siłami, podczas, gdy moi koledzy z podstawówki dziś malują płoty w UK…
Słowem: dzieci powinny się uczyć i większość z nich jest w stanie zmieścić się w czasie na to przeznaczonym, pod warunkiem, że nauczy się je skrupulatności, staranności i obowiązkowości.
Artykul bardzo ciekawy, dobrze ze jakis nauczyciel sie zainteresowal taka sprawa. Ja jestem uczniem 1 klasy LO, zwyklych godzin lekcyjnych mam okolo 36/tydzien, w szkole jestem dodatkowo 3-4h tygodniowo dluzej(kolko z geci i projekt unijny). Te dodatkowe zajecia nie sa obowiazkowe, ale kolko pomaga mi podniesc srednia, ale chodze tez z wlasnej woli, bo geografia jest dla mnie nawet interesujaca, a przy okazji duzo ciekawych rzeczy sie dowiaduje ;D Projekt wspolfinansowany przez UE bedzie ladnie wygladal na CV wiec szkoda byloby pominac taka okazje, zwlaszcza, ze pracodawcy patrza na takie rzeczy. Poza lekcjami mam 5 treningow(sztuki walki), wiec po przyjsciu do domu nie mam zbytnio ochoty siadac nad ksiazkami, do tego dochodza obowiazki w domu takie jak spacery z psem, sprzatanie, czasem nawet zrobienie czegos do jedzenia ;P W szkole idzie mi dobrze, sam uwazam moja srednia 4.3 za duzy sukces ze wzgledu na ograniczona ilosc czasu na nauke, nie mowiac juz o zadaniach domowych, ktorych ilosc czasami przekracza ludzkie pojecie. Innym aspektem jest to, ze w szkole duza czesc nauczycieli faworyzuje uczniow, ktorzy zdobywaja oceny bardzo dobre i celujace, rzadziej dobre, i od reszty klasy wymaga tego samego – bo ‚skoro oni sie nauczyli, to wy tez mozecie’. Na moim profilu matematyczno-informatycznym szczegolna uwage zwraca sie oczywiscie na przedmioty scisle, wiec ilosc dodatkowego materialu do nauczenia sie rowniez wzrasta, nie bylby to problem, gdyby nauczyciele nie wymyslali tak masakrycznych metod jak dzienne kartkowki, za ktore mozna dostac albo ocene niedostateczna w przypadku jakiegokolwiek bledu lub jeden lub zero punktow, ktore potem zsumowane daja w koncu ocene pozytywna. Tyle z mojej strony mysle, ze dodalem cos do temau i ze w koncu jacys madrzy ludzie zainteresuja sie nami uczniami i ulza nam w naszych obowiazkach, ktore wbrew pozorom wydaja sie latwe i przyjemne dla zycia 😉
Lidqa,
Obiadami, obarcza sie tych co maja najwiekzy apetyt, czyli mezow;) Jak sie bronia, to glodem ich – polecam, efekt tej metody 100-procentowy. Jeszce gatka w stylu: „tluste opary z garow niszcza cere i przyspieszaja starzenie”, wyobraznia mezowska pracuje i za nic nie zrobi z kobitki staruszki. Stosuje ja juz pare lat, prawie nie gotuje, tylko podjadam to, co maz upichcil.
Edukuja sie te babki a takich prostych forteli nie wymysla;)
W mojej szkole istnieje nieliczna grupa nauczycieli, którzy zdają sobie sprawę z tego, że ogarnięcie 15 przedmiotów,33 godzin lekcyjnych + OBOWIĄZKOWE zajęcia pozalekcyjne, są naprawdę praco- i czasochłonne.
Owszem, żeby być kimś, dostać się na studia, mieć dobrą prace, trzeba się kształcić. Trzeba dużo z siebie dawać, ale bez przesady…
Powinni zrobić reformę oświaty i zrobić tak, jak jest w amerykańskich szkołach; że dzieciaki od najmłodszych lat uczą się przede wszystkim tego, co ich interesuje, zdecydowanie wcześniej są świadome tego, co chcą w życiu robić, a nie tak, jak teraz, że 18-latek po zdaniu matury zastanawia się na jaki kierunek dostanie się z takim, a nie innym wynikiem matury…
Denerwujące jest myslenie nauczycieli, zwłaszcza w czwartek i piątek..’ o , tu macie czytanie ze zrozumieniem, macie cały weekend żeby to zrobić. No i nie zapomnijcie, że wczoraj powiedziałam, że na poniedziałek nalezy zeczytać ‚Pana Tadeusza’. ‚ Pani od chemii ” w weekend pewnie będzie wam się nudziło, to zróbcie zadanka ze zbioru od 1.1 do 1.48. WSZYSTIE.’, a pani od historii powie, że mamy zrobic maturę rozszerzoną z 2008 roku , na oniedziałek, bo niby na kiedy, przecież mamy cały weekend.
Niestety, weekend to tylko dwa dni….
Co ma zrobić? Olać szkołę!! Ja przeszedłem swoją edukację nie marnując zbytnio czasu na naukę i jakoś udało się zdać szkołę średnią, zdać maturę, coś wiedzieć, chodziło się na lekcje, ale żeby przesadnie w domu przesiadywać nad nauką? Ludzie, ocipieliście? Nauczyciel mysli, że sobie postoi te 8 godzin dziennie, coś tam pomarudzi, odpęka swoje i jest fajny… Ale tak nie jest drodzy belfrzy. Jesteście do granic tragiczni, ciekawe co by było, gdyby nagle kazano Wam pracować nie po 40 a jak wspomniano po te 70 godzin w tygodniu. Nie dostalibyście rzecz jasna wyższej pensji (w sumie w ogóle ją powinno się Wam obciać!), mało tego, dorzuconoby Wam jeszcze 2 dni w tygodniu do pracy, żadnych EKSTRA świąt, jedynie wigilia BN i ew. wielkanoc a reszta TYRAMY!! Ciekawe jakbyście się wtedy czuli…
Hahaha.. Ludzie ! w żadnej szkole nie ma więcej niż 42h tygodniowo!
Ja chodze do szkoły plastycznej i mam 12h więcej zajęć niż w normalnych gimnazjach! I i tak mam 38h.
Dla dziecka w przedszkolu, gdzie ma leżakowanie, kolegów, obiadki itd. to nie problem siedzieć w przedszkolu do 17. Wiem jeszcze pamiętam.
W podstawówce dzieci nie mają więcej niż 32h. tygodniowo. I tak mają bardzo mało zadane nawet jak na ich wiek. Tak co innego, że większość zadań w ogóle ich nie kształci, ale pomińmy ten temat.
W gimnazjach rejonowych zazwyczaj też nie ma zbytniej przesady. W liceum to i tak ludzie robią głównie to co chcą.
Mój rozkład dnia to 7,7,7,10,8. 39h. sprawdziany regularnie co 2 tyg(z jednego przedmiotu). kartkówka czasami dochodzi do 5 w tyg. Jeszcze mam do wykonania średnio 30 szkiców, 50 projektów, konkursy.
I mam czas się lenić i wyjść ze znajomymi itd.
I powiem wam że wymyślanie, użalanie się nad waszymi pociechami to tylko pogarszanie sprawy. Czasem warto zrezygnować z kółka językowego, gimnastycznego. By pobawić się z dzieckiem 2h w tygodniu to wszystkim wam pomoże!
Już nie mówiąc jaki jest efekt tej „nauki”.
11 lat uczyłam się języka angielskiego, dostawałam 4 i 5 a dogadać się i tak nie umiem.
Może nie do końca na temat, ale właśnie kończę 5 rok studiów. Już nie długo obrona magisterki i już się ciesze, że pójdę teraz do pracy i będę miał tyle wolnego. Teraz i praca – dorabianie na wydatki i pomoc rodzinie, zajęcia, wykłady, nauka, projekty, praca magisterska…. 8 godzin dziennie i luz. No i weekendy do odpoczynku, a nie do pracy fizycznej czy pisania elaboratow.
Leks: do szkoły pojdziesz? to dobrze poszukaj bo ja własnie skończyłam pracę nad kawałkiem projektu, po angielsku, teraz zajrzałam na bloga w ramach odpoczynku żeby za chwile napisać dla dyrekcji sprawozdanie z realizacji stażu w tym półroczu. W zasadzie pracuję dziś non stop od 7:40 z przerwą na gotowanie (jednak gotuję) i odbieranie dziecka z przedszkola. No i zaglądanie na net jak nad czymś myśle. Moj mąż wrocil z pracy o 16:30, zjadł co ugotowałam, siadł do eksela i mial przerwę na kolację i czytanie dziecku ksiązeczki. Teraz pracuje nadal. Nasze dziecko bawi sie samo.
Studia wspominam jednak jako mniejszy wysiłek. Na piwo chadzałam, do knajp tudzież, uczyłam się i magisterkę zrobiłam z wyróżnieniem. a jak mi sie nie chciało iść na zajęcia to nie szlam. A teraz nie ma że boli…
Olu: nie na temat. Mialam to samo z angielskim. Tyle lat nauki, nawet dobre oceny (bo w polsce się uczy gramatyki głównie a to w testach robić umiałam) ale zero umiejętności komunikacji i zastosowania tejże gramatyki. Polecam wyjazd. Ja wyjechałam kilka razy na kilka dni- ale zupełnie bez możliwości porozumiewania się po polsku. Postęp gigantyczny. Teraz robię projekt po angielsku, kaleczę oczywiscie- najczęsciej bułgarski nauczyciel angielskiego mnie poprawia – i w zasadzie codziennie piszę maile po angielsku, gadam na skypie po angielsku. I wiem że nie ma innej metody. Skoro się uczyłas 11 lat to podstawy masz, teraz mów. (Mój kolega podrywa dziewczyny z obcych krajow na skypie zeby sobie pogadać, potem isę z nimi zaprzyjaźnia i zwiedza świat półdarmo )
Uczyc sie, a przebywac w szkole.
# Janusz pisze:
2010-01-25 o godz. 15:45
A ja mam 38 godzin tygodniowe regularnych zajęć szkolnych. Każdy nauczyciel mówi ,że na jego przedmiot wystarczy 30 min nauki. Policzmy:
7 godzin dziennie w szkole (odrzucam 3 wf czyli 35h)
W domu (według zaleceń nauczycieli) 7X30 min co daje 210 min a to jest z kolei równe 3,5 godziny.
Wracam do domu o godzinie 15 w szybkim tempie po 30 minutach jestem w miarę ogarnięty. Samej nauki do godziny 19, do tego wiadomo jest praca domowa, rodzice oczekują pomocy czy po prostu chce się odpocząć. Zastanawiam się kiedy na to znaleźć czas? A co najśmieszniejsze nauczyciel sam przy tablicy robi jeden przykład zadania z matematyki 45 min (i do tego wynik mi nie wychodzi, z pewnością błąd w druku jak zwykł powiadać w takich sytuacjach) a my mamy takie 3-4 do domu paradoks ? Śmiać się czy płakać?
Ja przestałem się przejmować bo wiem ,że to do niczego dobrego nie prowadzi, a zawał w wieku 20 lat wolę sobie odpuścić.
Trafiony komentarz. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że rodzice czasami też zawołają i poproszą o pomoc. Choćby to zabierało 10min to wybija z rytmu nauki. Do tego odpoczynek, ludzie, dzieci to nie ROBOTY!! Wy wracacie z pracy i leżycie do góry d… Może nie zawsze, ale można poleżeć i odpocząć. Nie porównujcie pracy do nauki. Wiem po sobie, jednak nauka była kiedyś luźniejsza. 4 rok studiuje i jak widzę moją dziewczynę, która chodzi spać o 1-2 w nocy… no chyba coś jest nie tak? I wiem i widzę, że się uczy, odrabia zadania, a jest w klasie maturalnej (technikum 4klasa – 19lat). Do tego jeszcze praktyka, egzamin zawodowy. Ktoś napisze, że sama chciała? Tylko jakby się nie uczyli to zaś byłoby, że nie mają ambicji.. Ja na studiach jestem to i popracuje i się pouczę, a ona nie ma czasu nawet zjeść. Z tego co pamiętam to mnie w klasie maturalnej w LO przygotowywali do matury i był czas wolny na naukę w domu, pracę, żeby się przygotować do matury. To z polskiego, to z matematyki itp. Podobno od tego to jest… Niestety dziś na to już nie patrzą. Ja bym ze studiów chętnie wrócił do LO, a ona wątpię, żeby dobrze wspominała te lata. Dopiero na studiach odsapnie..
Umiem pracować szybko i sprawnie, robię wszystko na czas. A dlaczego??? Otóż NIE odrabiałam prac domowych, tzn. odrabiałam na pierwszą lekcję, a na pierwszej lekcji na następne lekcje… Polecam, bardzo ćwiczy podzielność uwagi! 🙂
A tak serio, współczuję wszystkim ganianym do nauki po kilkanaście godzin dziennie; zwłaszcza niewystarczająco zdolnym potomkom rodziców uważających, że piątka to kiepska ocena. Głupi rodzice to najgorsze, co może człowieka spotkać na tym padole…
Ja osobiście nie znam takich dzieci ;s chyba poumierały z wycieńczenia jeżeli takowe były w mojej okolicy
Dzieci potrafią (oczywiście w granicach rozsądku) dostosować się do ilości pracy. W podstawówce chodziłem do szkoły muzycznej I stopnia w sekcji fortepianu. Muzyczną zaliczałem jako wieczorową. Oprócz zwykłej szkoły, miałem kilkanaście godzin tygodniowo więcej i 2-3 godziny DZIENNIE ćwiczeń na fortepianie. Jednak miałem często więcej czasu niż koledzy z podstawówki i nabyłem zdolność pochłaniania materiału na lekcji, co przydało mi się w późniejszych latach. Wg. mnie dziecko może przyswoić tyle materiału, ile chce jeżeli się go do tego nie zmusza.
dzieci lubią najwięcej grać w gry na internecie a uczą się w granicach od 2-3 godziny dziennie :} ale zawsze coś w szkole dostają oceny i poznawają różne inne wiadomości o których wcześniej nawet nie myśleli :[