40-godzinny tydzień nauki

Dorośli wywalczyli sobie 8-godzinny dzień pracy, a i tak czują się zmęczeni, na nic nie mają czasu. Gdy wracam do domu, dziecko już wie, że po obiedzie tacie nie wolno przeszkadzać. Kładę cielsko na kanapie i odpoczywam, czasem coś dla rozrywki przeczytam, obejrzę film, postukam w klawiaturę komputera, zadzwonię do znajomych, umówię się z kimś na kawę lub piwo. Wszystko dla relaksu, bo przecież po kilkugodzinnym dniu pracy musi człowiek odpocząć.

Zdarzyło mi się w ramach takiego relaksu spotkać z koleżanką, matką dwojga dzieci. Zaczęliśmy rozmawiać o naszych pociechach. Ile się uczą? Moja córka – 9 godzin dziennie (przebywa w przedszkolu od 7.30 do 16.30, chodzi na gimnastykę, logopedię i angielski, ale to przecież dopiero początek, gdyż za kilka lat będzie tyrać po kilkanaście godzin dziennie). Dzieci koleżanki uczą się poza domem, jak wyliczyliśmy, 10-12 godzin. Z tego w szkole 7-8 godzin, a na kursach i lekcjach prywatnych codziennie po ok. 3 godziny. Dzień nauki poza domem zaczyna się o 8, a kończy o 19, czasem o 20.

Zdarza mi się widzieć, jak moi uczniowie przychodzą na kurs języka angielskiego (zaczyna się o godz. 16), mimo że nie byli tego dnia w szkole. Prywatna szkoła języków obcych mieści się w naszym budynku. Podchodzę i pytam, dlaczego nie byli na moich lekcjach. Tłumaczą, że są chorzy, ale nie chcieli stracić płatnego kursu, dlatego przyszli. I tak jest zawsze. Dzień w dzień nauka po kilkanaście godzin, zdrowy czy chory na kurs musi iść. Do tego jeszcze oczekuje się, że dziecko po powrocie do domu wykona pracę domową i przygotuje się do lekcji w dniu następnym. Sporo uczniów mojej szkoły przychodzi na dodatkowe zajęcia, które odbywają się na tzw. zerówce, czyli o godz. 7 rano. Szkoda im stracić, przecież oferta jest interesująca.

Człowiek dorosły uważa, że po 40-godzinnym tygodniu pracy zasługuje na wolny weekend. Co innego dzieci. Te muszą w weekend nadrobić braki, pouczyć się, aby poprawić oceny, które rodzice uznali za zbyt niskie, poniżej ambicji. Naprawdę sporo godzin poświęcam na relaks, na lenistwo, bezczynność, byczenie się, spacer po sklepach, czytanie prasy, puste rozmowy przez telefon. Mnie wolno, ponieważ ciężko pracuję. A co z dziećmi?

To prawda, że mnóstwo dzieci się nie uczy, ale spora grupa pracuje ponad siły, po kilkanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu. I jeszcze dostaje im się po głowie za to, że nie zrobili tego, co powinni, albo że zrobili nie tak, jak trzeba. Kiedy mnie ktoś zadaje pytanie, czy zrobiłem jakąś pracę, np. czy sprawdziłem wypracowania, mówię, że w tym tygodniu się nie da, ponieważ już przekroczyłem 40 godzin pracy. A co ma powiedzieć dziecko, które po 70-godzinnym tygodniu nauki otrzymuje jedynkę, ponieważ nie zdążyło wykonać jakiejś pracy na lekcję? Czy dzieci też podlegają ochronie, jeśli chodzi o liczbę godzin nauki, czy można im wrzucić na kark nieskończenie wielki ciężar?