Ile jest warte słowo nauczyciela?
Słowo nauczyciela liczy się coraz mniej. Wartość ma tylko to, co zostało sporządzone na piśmie. Wczoraj przypomniał nam o tym dyrektor i nakazał spotkanie wychowawców z rodzicami protokołować. Po raz pierwszy w swojej karierze wychowawcy rozpocząłem zebranie od wybrania protokolanta. Wybrana osoba zapisała, kto nie przyszedł na zebranie (po nazwisku wskazała leniwych rodziców), opisała, co wychowawca mówił, a następnie wymieniła, jakie problemy zgłaszali rodzice. Podpisała protokół, wręczyła mnie, ja też się podpisałem i oddałem dyrektorowi. Szef nie tylko wie, co w trawie piszczy, ale ma też na to papiery.
Do tej pory dyrekcja zwykle pytała, jakie problemy zgłaszali rodzice, a my opowiadaliśmy. Dawaliśmy też słowo, że wypełniliśmy polecenia szefa, np. poprosiliśmy rodziców o wpłaty na rzecz szkoły, teraz wszystko musi być opisane w protokole. Jak czegoś nie ma w czarnych literkach, to znaczy, że tego nie było. Trzeba więc pilnować, aby protokolant sumiennie zapisywał przebieg zebrania. Przecież słowom nauczyciela nikt nie uwierzy.
Nie tak dawno kolega opowiadał mi przygodę z dyrekcją swojej szkoły. Otóż był podejrzewany, że czegoś nie zrobił na czas. Dał więc słowo szefowi, że to zrobił w wyznaczonym terminie. I wtedy usłyszał: „Dobrze, zapytam uczniów”. Wyszło więc, że dyrekcja nie ufa swojemu pracownikowi, natomiast większym zaufaniem darzy uczniów. Podejrzewam, że młodzież jest doskonale tego świadoma, iż dyrekcja nie ufa nauczycielom, dopóki prawdziwości ich słów nie potwierdzą uczniowie. Pamiętam, jak w pewnej klasie wielokrotnie i aż do obrzydzenia wyjaśniałem, na czym polega egzamin maturalny (całą procedurę omówiłem, sprawdziłem, czy pojęli, a potem na wszelki wypadek powtórzyłem główne zasady organizacji egzaminu i zapytałem, czy są jakieś pytania – nie, wszystko jasne). Kilka dni później dyrekcja sprawdzała, czy powiadomiłem uczniów o organizacji matury. Młodzież zrobiła mi psikusa, gdyż twierdziła (wyniki podaję z pamięci), że nie poświęciłem na to ani chwili (ponad 20 proc. odpowiedzi), coś tam powiedziałem (35 proc.), mówiłem, ale nie pamiętają, co (25 proc.), trudno powiedzieć, czy coś mówiłem (10 proc.), mówiłem, ale za mało (5 proc.), wystarczająco dużo mówiłem (5 proc.). Komu uwierzyła dyrekcja?
Nie można się spodziewać wysokiego morale od pracowników, którym się w ogóle nie ufa. Jeśli nauczyciele muszą udowadniać, że zrobili to, co zrobili, a potem i tak muszą ich pracę potwierdzić uczniowie oraz rodzice, to nasza etyka zawodowa musi upaść. I autentycznie upada, leży i kwiczy. Za to kwitnie cwaniactwo, kombinowanie i załatwianie fałszywych potwierdzeń. Któregoś razu kazałem uczniowi pokazać, co tam po kryjomu pisze. Myślałem, że jakąś ściągę. Pokazał mi kartkę, na której opisywał, jakie tematy moich lekcji dotyczyły matury. Dowiedziałem się, że dyrekcja bada w ten sposób wszystkich nauczycieli, czy przygotowują uczniów do matury. A przecież wystarczyło nas zapytać. Jaką jednak ma wartość słowo nauczyciela w porównaniu z kartką wypisaną przez ucznia?
Po czymś takim naszła mnie przemożna ochota, aby w klasie maturalnej przeprowadzić szereg lekcji o mojej własnej twórczości (za młodu pisałem wiersze), a na zebraniu z rodzicami pogadać o dupie Maryny. W końcu jak tak dyrekcji zależy mieć czarno na białym, że nauczyciele nic nie robią, to niech ma.
Komentarze
Gospodarzu.
Z tego co piszesz wynika, że w waszej szkole nieprzestrzegane są zasady szacunku i dialogu. Jeśli tak jest, to jest źle i będzie jeszcze gorzej – w relacjach między nauczycielami i dyrekcją, nauczycielami i uczniami, oraz pomiędzy samymi nauczycielami.
Bez przestrzegania zasad szacunku i dialogu doskonale rozwijają się nieporozumienia, frustracje, konflikty, obojętność i pasywność, narzekanie, … .
Energiczni, aktywni, entuzjastyczni nauczyciele znajdą sobie pracę w innych firmach lub założą własne.
Panie Dariuszu
To żeby wszystko zapisywać a nie tylko mówić nie jest takie głupie. Od kilku miesięcy, odkąd wróciłem do kraju praktycznie nie rozmawiam z ludźmi – porozumiewam się z nimi tylko za pomocą kilku sztampowych komunikatów. Natomiast zamiast mówić piszę pozostawiając po mych myślach czarny ślad literowych robaczków. To jest atrakcyjniejsza forma porozumiewania. Rozmowa straciła jakikolwiek sens ponieważ nic z niej nie wynika – głownie dlatego, że ludzie nie słuchają się nawzajem a raczej toczą monologi i sami ich (siebie) słuchają. A nawet jeśli słuchają to też nie wiąże ich to co usłyszeli. Czemu mają ich wiązać usłyszane ustalenia skoro nawet umów tu nie ma zwyczaju przestrzegać. Stąd zupełnie desperacki pomysł Pańskiej dyrekcji by zapisywać owe monologii. Al bez sensu jest zapisywanie tego co się słyszy skoro można po prostu pisać do siebie. Nie ma się co obruszać, że to kwestia braku zaufania – to po prostu zmiana metody komunikacji. Ona może być piękna tak jak publikowane od czasu do czasu listy miłosne znanych ludzi. Zresztą któż z nas nie pisał i nie czytał listów miłosnych. To było zwykle piękniejsze i bardziej obiecujące niż banał tarzania się w łóżku.
Pozdrawiam
Znam nieco Janusza i nie wierzę, że mógł wpaść na taki pomysł. Traktuję więc Pańskie zapiski jako „żart z podtekstem”.
Pozdrawiam.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!
Mam nadzieje, że Pańska dyrekcja tego blogu nie czyta.
Papierowa forma komunikacji, gdzie jasno widać jakie podjęto działania, zobowiązania itp miała by sens gdyby nie to, że sprowadzono ją do absurdu. W przypadku szkoły pewne kwestie powinny być formułowane i potwierdzane pisemnie ale powinny to być tylko sprawy najistotniejsze, niestety tak oczywiście nie jest.
Problem jest szerszy, wszelkiego rodzaju umowy kredytowe i inne są formułowane w formie pisemnej ale w taki sposób, że przeciętny człowiek nie jest w stanie przeczytać ich w rozsądnym czasie nie mówiąc o zrozumieniu bez pomocy adwokata. Komputeryzacja, która miała spowodować uproszczenie różnych nudnych i prostych ale czasochłonnych operacji paradoksalnie spowodowała, że produkujemy tony makulatury, której prawie nikt nie czyta, a która staje się narzędziem ataku dla wyspecjalizowanych cwaniaków.
Mniej martwi mnie w omawianym zagadnieniu kwestia zaufania do nauczyciela niż praktyczny aspekt tego typu procedury.
AdamJ
Nie zgadzam się z Twoją oceną sytuacji. Na umowach np podejmowanych np przez administrację nie mieszczą się często wymagane podpisy i kontrasygnaty. Poszczególne strony są podpisywane i kontrasygnowane aby nie można ich było podmienić. Jest to efekt masowego nie wywiązywania się z podjętych umów i oszustw. Ludzie nie dość, że nie przywiązują wagi do jakichkolwiek wspólnych ustaleń to na dokładkę nie czytają co podpisują. Słyszałem historię Amerykanina, który osłupiał widząc polskie umowy – nie mieściła mu się w głowie podobna zachowawczość i ostrożność. Po prostu w u niego umowa jest umową – nawet ustna jest święta. To co pisałem wyżej jest prawdą – ludzie najczęściej po trzech wysłuchanych zdaniach wyłączają się psychicznie, mają puste oczy. Zgadzam się, że ta biurokracja jest patologiczna ale jest efektem patologicznej jest psycho-społecznej sytuacji. Ludzie nie są w stanie zrozumieć 3 zdaniowego komunikatu – są badania, które na to wskazują. Zresztą widać to na codzień. Ostatnio stałem na mrozie w kolejce do bankomatu ponieważ część klientów sylabizowała jego komendy a potem dumała o co maszynie chodzi.
Pozdrawiam
A ja mam nadzieję, że ta i inne dyrekcje czytają ten blog. I że zaczną zastanawiać się nad swoją rolą. Czy mają być maszynką do przekazywania, wdawania i kontrolowania zarządzeń. Czy głównym ich celem jest dobre wypadanie i nie podpadanie wobec kuratorium. I żeby nie stało się nic złego.
„Któregoś razu kazałem uczniowi pokazać, co tam po kryjomu pisze.”
Hmm. Hmmm….
DCh buntuje się przeciw postępowi. Zawsze ludzie się tak buntowali i zawsze przegrywali, więc nie mam tu pocieszających słów. Mamy już powieści o najbliższej przyszłości, w których narzeczeni na randki przychodzą z adwokatami, zaś bohaterowie nie zgadzają się na chwile intymne bez ich nagrywania, by zabezpieczyć się przed oskarżeniami o przemoc.
Jeśli ktoś ma jeszcze złudzenia co kierunku zmian, to polecam wiadomości o rosnącej liczbie kamer rejestrujących także te chwile, kiedy odprężeni na spacerze podskakujemy i pokrzykujemy. Jednak większość naszych współobywateli jest z tego równie zadowolona, co z krzyży w salach szkolnych, deklarując przy tym, że „nie ma nic do ukrycia”, więc tych kamer będzie coraz więcej i więcej, nie tylko na ulicach (nb. ja się z tymi obywatelami w zasadzie zgadzam, że nie mają nic do ukrycia, w szczególności nie posądzam ich o żadne własne myśli).
By wkroczyć na działkę gospodarza blogu, nie wiem, jak interpretuje z uczniami „Rok 1984”, ale mnie rozbawia jakże częste spłycanie tej analizy ludzkich zachowań w świecie coraz lepszych technologii dostępnych przede wszystkim władzy do czasu i obszaru Układu Warszawskiego. To NASZE rządy dążą do zbierania danych o wszystkich aspektach życia obywateli, motywując to oczywiście naszym dobrem (efekt czytania Orwella czy korzystanie ze znacznie starszych wzorców? ;P).
Tak więc DCh powinien raczej już oswajać się z myślą, że następnym logicznym krokiem jest nagrywanie wszystkiego, co dzieje się w szkole, a obecne protokoły i oficjalne donosicielstwo uczniów to tylko przygrywka do kolejnych zmian.
Czy to się kiedyś skończy? Cóż, ta sama większość obywateli kiedyś paliła czarownice, a teraz nie pali…
Pan Kartka z Podrozy ma racje.
Nie ma sie czym chwalic, ale ja, mieszkajac dlugo za granica, przezylam psychologiczny szok kulturowy: tutaj istniejesz jesli umiesz sluchac i rozumiesz co mowia a twoje dzialania sa w jakiejs relacji z tym co zostalo powiedziane. W Polsce istniejesz tylko wtedy kiegy mowisz, najlepiej duzo, glosno, glownie o sobie czyli bezowocnie. Glupi jestesmy? Geny mamy zle? Czy te wojny nas tak wykonczyly?
Uważam, że wprowadzenie protokołowania zebrań z rodzicami to krok w bardzo dobrym kierunku, zwiększający przejrzystość życia szkolnego. Rozumiem, że może się Pan poczuć urażony, z resztą nie wiem jakie były prawdzie intencje dyrektora szkoły. Jednak skutki mogą być tylko dobre!
Uważam, że nadanie zebraniu z rodzicami oficjalnego charakteru wpłynie na rodziców (a także nauczyciela) nobilitująco i dyscyplinująco zarazem. Uczestnictwo w oficjalnym wydarzeniu powoduje że ludzie mają świadomość, że ich głos coś znaczy, że zostanie wysłuchany i rozważony. Inaczej rodzic może mieć wrażenie, że wywiadówka to tylko nieistotne spotkanie, na którym nauczyciel powie co ma powiedzieć, a wszystkie sugestie, czy uwagi rodziców i tak spłyną mu koło uszu. Z drugiej strony, protokołowanie powoduje, że wszyscy będą brali dużo większą odpowiedzialność za to co mówią, i dwa razy pomyślą zanim palną jakąś głupotę.
Co więcej protokoły z zebrań powinny być publikowane na stronie internetowej szkoły, lub przynajmniej rozsyłane do wszystkich uczestników spotkania oraz innych zainteresowanych (UCZNIOWIE, inni nauczyciele danej klasy, dyrektor, pedagog, etc.).
Ufam,że Pański wpis odzwierciedla rzeczywistość, podobnie jak inne zapiski dotyczące szkoły, w której Pan uczy. Pora więc na wniosek: jezeli dyrektor mógłby już pobierać świadczenia emerytalne, niech to uczyni jak najszybciej, mając na względzie atmosferę w placówce, którą kieruje. Dlaczego ? Uzasadniając swoją opinię, zacytuję fragment Pana wypowiedzi: ,,Nie można się spodziewać wysokiego morale od pracowników, którym się nie ufa”. Mam wrazenie, że niezbyt dobrze dzieje się w Waszym liceum, mimo iż uczniowie zdają egzaminy maturalne. Okazuje się, ze to jednak nie wszystko…..Panie Dariuszu, jezeli moja wypowiedż mogłaby Panu aszkodzić, proszę jej nie publikować. Pozdrawiam
U nas protokoły zebrań są od 3 lat. Problem polega na znalezieniu chętnego rodzica. Najczęściej odbywa się tzw. łapanka i ktoś zostaje zmuszony do tego zaszczytu.
To jest chore..
Podpisano: nauczycielka na wychowawczym coraz częściej zastanawiająca się czy wracać po nim do szkoły…
,,Nie można się spodziewać wysokiego morale od pracowników, którym się nie ufa”.
Nie. Nie mozna. Podobnie nie mozna spodziewac sie wysokiego morale od ucznia, ktoremu sie nie ufa. Dlatego bylam nieco zgorszona zdaniem z tego samego wpisu: „Któregoś razu kazałem uczniowi pokazać, co tam po kryjomu pisze.?
Skoro pisze po kryjomu, to nie jest to przeznaczone dla oczu nauczyciela. I nalezy to uszanowac. Nawet jesli pisze sciagawke. Pisanie nie jest zadnym zlamaniem regulaminu, korzystanie ze sciagawki w czasie sprawdzianu – owszem, moze byc, choc tez nie musi – w brytjskich szkolach uczniom niejednokrotnie wolno korzystac z wlasnych notatek.
A generalnie uwazam, ze kazdy, nawet niepelnoletni, ma prawo do prywatnosci, nawet w czasie lekcji. Dopoki nie dopuscil sie zadnego wykroczenia, albo nie wystawia sie na jakies niebezpioeczenstwo, powinien miec prawo do prywatnosci.
Gdzies ladnie o tym pisze nie czytany dzis, stary i niemodny Janusz Korczak.
„Problem jest szerszy, wszelkiego rodzaju umowy kredytowe i inne są formułowane w formie pisemnej ale w taki sposób, że przeciętny człowiek nie jest w stanie przeczytać ich w rozsądnym czasie nie mówiąc o zrozumieniu bez pomocy adwokata.”
Bo szkoła się nie zajmuje takimi umiejętnościami jak czytanie umów.
Woli się zastanawiać co autor miał na myśli w dziełach literackich.
Kto ma młodych ludzi nauczyć takich praktycznych umiejętności?
Rodzice?
Zycie nauczy.
Najpierw zniesiono matematykę na maturze,chyba na wniosek bankowców, że się ucieknę do spiskowej teorii dziejów.
Jak już przywrócono to nikt się nie zastanowił żeby program zamiast całek obejmował liczenie procentu składanego.
A może się mylę,bo dzieci mam dopiero na początku edukacji?
tsubaki.
Myślę, że to wojny tak nas wykończyły. Coś analogicznego wydarzyło się w narodzie czeskim, chyba w XVI wieku (historyków proszę o ewentualne sprostowanie). Przed ich katastrofą, Czesi byli dostawcą rycerzy dla całej Europy. Ale teraz są przed nami pod względem cywilizacyjnym.
Powtórzę się. Jesteśmy w zapaści cywilizacyjnej, nasi sąsiedzi nie. Jesteśmy jedynym państwem i narodem, który poniósł klęskę w wyniku II Wojny. Klęskę materialną i cywilizacyjną. Uważam, że to nie jest opinia optymisty, lecz opis tanu faktycznego.
Zgadzam się z Tobą ! Jesteśmy świetni w monologowaniu, fatalni w słuchaniu. Dlatego nie potrafimy prowadzić dialogu i okazywać szacunku. Ten blog jest, również, tego przykładem.
A teraz czego szkoła uczy drugoklasistę.
Na temat rodzajów listów jakie możemy wysłać.
1.List zwykły.
Musi mieć znaczek za 1.30.
Dostarczany jest zazwyczaj w ciągu trzech dni.
No zazwyczaj to nie jest,przynajmniej w Polsce.Opłata zaś zależy od jego wagi.Czyli nie musi mieć znaczka za 1.30.
Opłata może się jutro zmienić.
2.Przesyłki priorytetowe.
Przesyłki tego rodzaju przewożone są najszybszymi środkami transportu.Na terenie kraju można je otrzymać następnego dnia po wysłaniu.
W przeciwieństwie do zwykłego listu który jest konno przewożony.
Następnego dnia można je chyba dostarczyć bo otrzymać to jak nie wyślą.
3.List polecony.
Wysyłasz go wtedy kiedy, zależy ci żeby list doszedł i chcesz mieć dowód że go wysłałeś.Na poczcie otrzymasz pokwitowanie nadania,a odbiorca listu musi pokwitować odbiór.
W przeciwieństwie do listów na których nam nie zależy żeby doszły.
4.List wartościowy
Można w nim przesłać pieniądze,dokumenty,przedmioty wartościowe.
Wysyłając tak list,określasz na poczcie wartość przesyłki.
No to, to najlepsze.Pieniądze w kopertę i na pocztę.
O czymś takim jak email polska szkoła się nie zająknęła.
Pytania zaś kieruje tylko do chłopców.
Dno
„dowód że go wysłałeś”
Niejasno się wyraziłem z tymi chłopcami więc dopisuję
Kartko z podróży
Nie bardzo widzę w czym się ze mną nie zgadzasz. Uważam, że stosowanie w każdym przypadku papierowej formy komunikacji w dodatku przy pomocy rozbudowanych umów, rozporządzeń, protokołów w żaden sposób nie poprawia tejże komunikacji. Tworzona jest fikcyjna papierowa rzeczywistość nijak mająca się do życia.
Zwróciłeś uwagę na patologiczne zachowania występujące w Polsce. W porządku ale tworzenie ton dokumentacji niczego tu nie zmieni bo można ją również wykorzystać do różnego rodzaju manipulacji.
Heleno,
ma Pani rację, że nie należało ucznia nakłaniać do pokazania tego, co po kryjomu pisze. Niestety, mimo dobrych chęci miewam typowo belferskie odruchy. Gdy więc widzę, że ktoś na moje lekcji jest zajęty czymś innym niż temat lekcji, sprawdzam, czym się zajmuje. Powinienem po prostu kazać uczniowi schować materiały i zająć się językiem polskim. Stało się jednak inaczej, dzięki czemu odkryłem, że w tajemnicy jestem kontrolowany. Z jednej strony jest mi wstyd, że to zrobiłem, ale z drugiej cieszę się, że dowiedziałem się, co tu się dzieje. Zresztą opowiedziałem o swoim odkryciu wszystkim, komu się dało, aby także dyrekcja miała świadomość, że w szkole nie można niczego robić w tajemnicy, a już szczególnie nie powinno się po kryjomu kontrolować pracowników, do tego w porozumieniu z uczniami.
Pozdrawiam
DCH
Marcinie, mam nadzieję, że żartujesz. Jeśli nie to masz pierwsze miejsce w Królestwie Niebieskim, albowiem błogosławieni ubodzy ….
A co o konfidencie myślą koledzy z klasy?
Dyrekcja coś za to płaci?
Pytał Pan?
Jakieś fory na maturze?
Parkerze,
sprawa dotyczyła zbyt wielu uczniów, aby mówić o konfidencie. Wszyscy nauczyciele przedmiotów maturalnych zostali sprawdzeni w ten sposób. Dyrekcja nakazała nam w dziennikach zaznaczyć, które tematy dotyczą matury (literka M). Zaznaczyliśmy. Potem uczniowie niby w tajemnicy przed nauczycielami napisali, jakie lekcje były związane z maturą. Dyrekcja porównała nasze literki M w dziennikach z tym, co powypisywali uczniowie, i wiedziała wszystko. Niektórzy uczniowie byli na tyle uprzejmi i cwani, że najpierw zapytali nauczycieli, co powinni wpisać. Także do mnie parę osób się zwróciło, ale powiedziałem, że należy pisać prawdę. A prawda jest taka, że wszystkie moje lekcje dotyczą matury, tylko nie każdy może to rozumieć. Trzeba jednak nauczycielowi zaufać, chyba że ktoś to zaufanie utracił. Jednak nie może utracić tego zaufania cała rada pedagogiczna. Mam wrażenie, że w mojej szkole wszyscy są podejrzewani o to, iż nic nie robią, do matury nie przygotowują, lekcji nie porawdzą, tematów nie realizują itd.
Pozdrawiam
DCH
Panie Dariuszu
Wychowałem parkę dzieci i przyznam, że musiałem kiedyś przetrząsnąc im pokoje. Trochę się zagalopowały w ekscytujących doświadczeniach wieku dojrzewania. Mimo, że wiele lat minęło czuję wciąż piekący wstyd za ten kipisz, który musiałem zrobić w biurkach. Choć nie było innego wyjścia jest mi wstyd – nie chciałbym takiej sytuacji jeszcze raz przeżywać. Ale tak musiałem i nie chcę tego uzasadniać czy przed sobą się tłumaczyć. Po prostu tak trzeba było i jakby nie patrzeć mam to na sumieniu. Ciązy mi ta godzina w której musiałem być jakimś policjantem. Nie wiem czy tą rewizję zrobiłem ze strachu czy z troski o nie. Paskudne to było i poniżające. Ale musiałem – podkreślam – „musiałem”
Wychowawca musi jako pracownik, ale gdzie oni tych jeleni do protokołowania znajdą wśród rodziców.A wogóle to przy dzisiejszej technice nie prościej nagrywać???;-)
„Bo szkoła się nie zajmuje takimi umiejętnościami jak czytanie umów.”
Jestem dorosła, raczej rozumna- choć zapewne część by polemizowała, czytać umiem, czytam szybko, przeczytanie umowy kredytowej mnie przeraża. Jestem matematykiem, potrafię szacować cyferki, wiem które skróty co oznaczają, ale to jest tak napisane i takim drukiem w zasadzie po to żeby zniechęcić do czytania. Kiedyś przeczytam wszystko co do literki i zmierzę sobie czas. Myślę ze te wszystkie porady bankowców w TV: czytaj koniecznie co podpisujesz są … warte bo oni doskonale wiedzą ze ludzie nie są w stanie przez to przebrnąć.
A biurokracja… 3 razy pisalam w tym roku rozkład materiału (zmiana koncepcji dyrekcji co do wyglądu tego dokumentu i zawartości) a kiedy go oddaję muszę parafować go na każdej stronie. Dla mnie to już od dawna absurd.
Podoba mi się wpis Kasik30 więc mój będzie podobny:
To jest chore.
Podpisano: były nauczyciel XXILO, obecnie programista, utwierdzony w przekonaniu, że nigdy nie powróci do pracy w szkole
Powtórzę, to jest chore. Dlatego cieszę się, że chociaż pracuję w szkole o nieporównanie mniejszej renomie, za nic nie chciałabym pracować, gdzie wydawano by mi tak bzdurne polecenia.
Może warto dyrekcji zacytować słowa Psalmisty? „Błogosławię Pana, że dał mi rozsądek…”.
Co jest chore? Sprawozdania sa chore, bo juz nic a nic nie rozumiem. Miejmu nadzieje ze sie wyjasni. Jakims cudem…
Przepraszam za pomylke, mielo byc: Miejmy, a jest: Miejmu. Sory drogie amory.
O cholerka, jeszcze jedno. Nie : mielo byc, a zatem poprawiamy na: mialo byc. Sory za te amory.
i dlatego w wieku 51 lat odszedłem ze swojego gimnazjum na emeryturę. Moje słowa nie miały żadnego znaczenia ani to co robiłem. Miałem problem z jednym z rodzicow – okazało się, że jego słowa są 10-ktrotnie ważniejsze niz moje – nikt mnie nie słuchał i nie wierzył – no bo rodzic powiedział że…. Miałem 4 stypendystow fundacji Sapere Auso, Kwaśniewskiej, Fundacji Orlen – ale nikt mi nie wierzył – bo uczniowie nie przedstawili certyfikatow -a to co w internecie pisze że dostali to o kant dupy rozbić. Miałem zwycięzców konkursow ogolnopolskich – ale uczniowie nie przedstawili certyfikatow -a to co w internecie pisze że dostali to o kant dupy rozbić ważne było i – ważniejsze było V miejsce w jasełkach gminnych. Teraz finał – mam w dupie szkołę otworzyłem księgarnię i agencję foto – trzepię kasiorę jak trzeba i odkąd jestem na emeryturze – moja noga ni stanęła na żadnej oficjalnej uroczystości w szkole ani innej i rad jestem że mnie tak potraktowali – dalej bym j…ł jako dyplomowany za psie pieniądze…
P.S. Przypomniałem sobie jak pachnie wolność – latam sobie kiedy chcę i gdzie chcę – a tak byłem zwykłą ciotą nauczycielską: Pozdrawiam po 28 latach stażu nauczycielskiego
Bzdury. Problem ten poruszyl KARTKA. To problem z ktorym zaczynamy borykac sie wszyscy. Dla poparcia tej tezy napisze jaka przygode zycia przezywa moja byla uczennica a obecnie studentka. Dorabia sobie siedzac w gabinecie lekarza i … protokolujac jego rozmowy z pacjentami!!!