Nauczyciele troglodyci
Nie oszczędza nas społeczeństwo w udowadnianiu, że jesteśmy nierobami, prymitywami i nie potrafimy ani uczyć, ani wychowywać. Co włączę radio, to słyszę, że nauczyciele to głąby, tłuki, mordy leniwe, wstrętne bydlęta itp. W oczach społeczeństwa nauczyciele to troglodyci, a zatem nie tylko nie należą nam się żadne podwyżki, ale wręcz zasłużyliśmy na obniżki wynagrodzeń. Jak ktoś się ujmie za belframi, to jest to tylko małżonek nauczycielki, czyli ktoś nieobiektywny.
OK., przyjąłem do wiadomości, że w oczach rodziców ja, moje koleżanki i moi koledzy jesteśmy troglodytami. Podobnie powinni się czuć wszyscy nauczyciele w kraju. Jesteśmy troglodytami. I co z tego wynika?
A jednak społeczeństwo, które nas krytykuje, oddaje swoje dzieci pod opiekę troglodytom. Naprawdę współczuję wszystkim rodzicom. Co też może wyrosnąć z dzieci, które są kształcone przez troglodytów? Nic dobrego. Wyobraźmy sobie, co byłoby, gdyby rodzic, niezadowolony z pracy jakiejś nauczycielki, przyszedł do niej, naubliżał jej, nazwał głupią babą, a potem zażądał, aby mądrze uczyła jego dziecko. Czy głupia baba może uczyć mądrze? Czy głupi, prymitywni, leniwi nauczyciele mogą stać się mądrymi, wybitnie zdolnymi, szlachetnymi, pracowitymi nauczycielami po tym, jak ich wyzwano i sponiewierano?
Społeczeństwo, traktując tak fatalnie nauczycieli, szykuje przyszłość dla swoich dzieci. Jeśli mi ktoś sto razy powie, że jestem troglodytą, to w końcu zaczynam się zachowywać i czuć jak troglodyta. A już na pewno będę troglodytą dla osób, które mnie traktują jak troglodytę. Natomiast gdy ktoś mnie traktuje jak mistrza, staram się na to miano zasłużyć.
Zdaję sobie sprawę, że tkwimy w błędnym kole nieporozumień. Poziom nauczania jest bardzo niski, dlatego nauczycielom nie należą się podwyżki, lecz obelgi. Ponieważ nauczyciele otrzymują za swoją pracę niewielkie wynagrodzenie i moc obelg, nie angażują się w swoją pracę.
Możemy tkwić w tym błędnym kole przez wieki, ale pomyślmy o naszych dzieciach. Nie chcę, aby moją córkę uczyli troglodyci. Nie stać mnie na prywatne kształcenie dziecka. Będę musiał skorzystać z publicznej edukacji, a zatem jest duże prawdopodobieństwo, że moja ukochana córka, oczko w głowie tatusia, trafi na troglodytów. I co, czy będę jeszcze pogłębiał troglodytowatość systemu, obrażając nauczycieli i krzycząc, że nie należy im się żadna podwyżka? Czy pomogę swoim zachowaniem córce? Czy dzięki obrażaniu nauczycieli ona zyska lepsze wykształcenie?
Niektórzy ludzie głoszą, że są gotowi płacić nauczycielom nawet 10 tysięcy zł na rękę, ale za wyniki. OK., proponuję, aby w ramach eksperymentu wybrano losowo kilka publicznych szkół w kraju i podpisano tam z nauczycielami umowę, że za takie a takie wyniki będzie taka a taka pensja. Zgłaszam się do tego projektu. Za 10 tysięcy miesięcznie do ręki przygotuję całą klasę tak do matury, że 90 procent uczniów z mojego przedmiotu uzyska wyniki powyżej 90 procent. A jak dostanę premię 5 tysięcy do ręki miesięcznie, to wszyscy będą mieć wynik 95-100 procent. Podejrzewam, że coś takiego jest w stanie osiągnąć co drugi nauczyciel. Dlaczego w takim razie tego nie robimy? Skoro zostaliśmy zatrudnieni w szkole jako troglodyci i tak też jesteśmy traktowani, to nie możemy zachowywać się wbrew naturze. Nie ma z troglodyty erudyty!
Komentarze
Ciekawe,że takiej nagonki na nauczycieli nie ma w państwach na zachód i wschód od nas.Zarobki tam nieuwłaczające godności nauczyciela, a wyniki nauczania porównywalne,choć warunki pracy o niebo lepsze.Powracający z emigracji lub nowi emigranci twierdzą wręcz,że poziom nauczania tam duzo niższy.Sensacją okrzyknięto w gazetach powrót pewnego bardzo uzdolnionego młodzieńca ze swietnie wyposażonej szkoły angielskiej, w której okrzyknięto go geniuszem, do biednej polskiej, bo nie pasował mu tam poziom nauczania.Czy w stosunku do nauczycieli nie widać przypadkiem wrednego charakteru Polaków jako narodu, wiecznie niezadowolonego, nieumiejącego budować, planować,zawistnego i zazdrostnego, szukającego komu by tu przyłożyć, ale najlepiej takiemu,który nie odda?
Skoro tak rodzice uważają to niech sami zajmą sie wychowniem dzieci. Większośc myślż, iż bycie nauczycielem to same zalety, bo wszystkie dni ustawowe wolne, ferie, wakacje, ale nikt nie pomyśli, iż oni przynoszą do domu kilkadziesiat prac do poprawienia, ciągle muszą się dokształcac i kłócic często z chamską młodzieżą. Nie widzą jak ich dzieci zadania ściągają z internetu, a potem na siłe wciskają kit nauczycielowi, iz sami je napisali. Gdzie są, gdy dzieci wkładają kosz na głowe nauczycielowi i ubliżają mu?? Łatwo oskarżac, ale przecież skąś dzieci wynoszą takie zachowania i faktem jest iż wiele z nich widzą i słyszą w domu. Za takie marne place to cud, iż jeszcze szkolnictwo istnieje i nauczyciele jeszcze w obłęd nie popadli, w końcu ile można użerac się z młodzieżą i rodzicami, którzy swe dzieci uważajż za chodzące ideały. Sama będę za miesiąc nauczycielką i wstyd mi jest, gdy slyszę, iż jesteśmy darmozjadami.
Trochę to tak jak z mechanikiem, któr marnie wykonuję swoją prace bo uważa, że mu mało zapłacono.
Czyżby naprawdę autor bloga, widzaił taką prostą zalezność między zarobkami nauczycieli a wynikami uczniów?
Inteligent zawsze będzie popełniał ten błąd i uważał innych za co najmniej równie inteligentych. Przecież tak wcale nie jest.
„Sama będę za miesiąc nauczycielką i wstyd mi jest, gdy slyszę, iż jesteśmy darmozjadami.”
@Ninuś – Współczuję Twoim przyszłym uczniom IŻ, powinno Ci być wstyd IŻ, bo ledwo się wysławiasz w ojczystym języku. Ta konieczność dokształcania to faktycznie koszmar IŻ, doprawdy.
Ja chciałabym tylko spytać, kto Cię, do cholery, zmusza do uczenia obcych bachorów za marną pensję w uwłaczających warunkach (bogowie, dwa miesiące wakacji to przecież żadna atrakcja)? Z łapanki biorą? Nie? To zmień pracę, Ninuś. Jaki problem? Nijakiego przymusu nie ma. Jestem pewna, że wszyscy świetni fachowcy (jak np Ninuś) uczący w szkołach, bez problemu odnajdą się na rynku pracy i nie będą musieli dłużej narażać swojej godności.
Proszę się nie przejmować tymi głosami. Mentalność odziedziczona po PRL, gdzie lekarze, nauczyciele i wogóle inteligencja pracująca to był element podejrzany i klasowo niesłuszny.
Poza tym w tych wypowiedziach da się zauważyć pewną zasadę.Im kto większe miał kłopoty w szkole, tym bardziej się wymądrza o systemie edukacji i nauczycielach – jest to taka zemsta nieuków:)
Wszyscy wypowiadający się na temat naszego systemu oświaty uważają że wymaga on zmian.Nie spotkałem opinii że tak jak jest,jest dobrze.Nikt nie jest zadowolony z takiego stanu rzeczy.
Uczniowie,bo muszą chodzi do nudnej szkoły gdzie zamiast zdobywać wiedzę,poszerzać horyzonty i rozwijać pasje,ćwiczą się w rozwiązywaniu testów./Biegłość w rozwiązywaniu krzyżówek nie świadczy o erudycji./
Rodzice,bo poziom nauczania jest niski i muszą powierzyć edukację swoich dzieci szkole,do której w wyniku negatywnej selekcji trafiają często osoby które nauczycielami być nie powinny.
Wreszcie nauczyciele,bo zarobki są niesatysfakcjonujące.
Skoro wszyscy są niezadowoleni to czemu nie można tego zmienić?
Czy to uczniowie blokują reformy?
Czy rodzice nie zgadzają się na podwyżki?/Mam na myśli tak zwaną akceptację społeczną bez której politycy boją się podjąć decyzję./
Czy może nauczyciele sprzeciwiają się reformom i konserwują chory system?
Pytania są retoryczne.
Pan Profesor po ostatnim wpisie sądząc wydaje się zmęczony rokiem szkolnym.To najlepiej świadczy jak ciężka jest to praca i że ponad standardowy urlop się nauczycielom należy.No ale od jutra WAKACJE
Art63,
Tymi głosami się trzeba przejmować.Lepiej się nie przejmować pochlebstwami.
W PRL powstał termin „Inteligencja pracująca” żeby ją odróżnić od Inteligencji przedwojennej która jak wiadomo nie pracowała tylko popierała sanację.
Inteligencja pracująca nie była elementem klasowo niesłusznym.
Chciałabym zobaczć jak nauczy pan za 10 tys. młodzież ze zwykłego technikum, która otrzyma na maturze z matematyki 90% (pojedyńcze osoby to się zgodzę). W liceum proszę bardzo. Nawet za obecne pieniądze wielu nauczycieli się stara, ale jeżeli dzieci mają głupich rodziców to nic z tego nie wyjdzie. Wszyscy będą obwiniać nauczyciela- troglodytę (może nawt zarabiać 20 tys) za to że dziecko się nie uczy bo rodzic nie ma na nie wpływu. Jedyne wyście płacić za szkołę , nawet w Chinach płacą. Może być symbolicznie ale obowiązkowo. Wtedy będą szanować, bo zapłcili.
Bardzo mi przykro.
Czytam komentarze i widzę, że jeden drugiego to by w łyżce wody … . Bez satysfakcji wychwytuję delikatne szpile wciskane przedmówcom, osinowe kołki bezpardonowo wbijane w poprzednika. Taki kraj.
Nie zgadzam się z Gospodarzem. Uczę w gimnazjum do którego trafiają wszyscy. Uczniowie z ambicjami (bogatsi dojeżdżają do prywatnych szkół) oraz tacy, którzy nie chcą się uczyć (takich jest coraz więcej) również tacy, którzy nie mają żadnych możliwości. Ostatnia reforma zafundowała im przedłużenie nauki i męczą się niesamowicie. Egzaminem gimnazjalnym są zainteresowani tylko nieliczni. Nauczycieli za te wyniki się rozlicza. Młodzież natomiast (przynajmniej w szkole w której uczę) gwiżdże sobie na nie. Jak ktoś ma dosyć nauki to pójdzie do zawodówki – przyjmują każdego. Jak ktoś chce się dalej tylko bawić – pójdzie do liceum lub technikum. Tylko w nielicznych szkołach ostały się klasy „dla ambitnych”, do których trudno się dostać. Większość szkół średnich, z uwagi na niż, przyjmuje wszystkich.
Szanowny Gospodarzu. Będziesz miał jeszcze uczniów którzy nie tyle nie chcą, co nie mają możliwości intelektualnych. Wówczas porozmawiamy. Szkoły średnie i tak już dostają wstępnie wyselekcjonowaną młodzież. Nie można pracy nauczyciela oceniać tylko po wynikach egzaminów.
@Stary. Znajduję w Pańskiej wypowiedzi niemal wszystkie argumenty jakich miałem zamiar użyć w komentarzu do tego posta. Szczególnie w odniesieniu do deklaracji Autora, który delikatnie mówiac mocno przesadził podjmując się za 10 tys. zł niemożliwego.
Realia przeciętnej polskiej szkoły średniej są wyraźnie obce Autorowi.
Mogę służyć szczegółami akcji rodziców zbierających podpisy pod petycją zmiany nauczycielki języka angielskiego w pewnej szkole, gdyż…wymagała od dzieci uczenia się słówek i zbyt dużo wymagała…
Albo z takiej szkoły gdzie uczniom uchodzi bezkarnie uchylanie się od sprawdzianów lub ucieczki całą klasą z lekcji. Nauczyciele zbyt dużo wymagający (w ocenie uczniów) są piętnowani…
Można mnożyć przykłady, gdzie Autor szybko musiałby zweryfikować swoje deklaracje.
Imponuje mi zapał. Będę wyglądał opisu rezultatów tej deklaracji
Rozumiem, że może się Pan czuć urażony i rozgoryczony- z tego, co wiem, jest Pan człowiekiem wykształconym i dobrym pedagogiem. Wrzucanie wszystkich nauczycieli do jednego worka jest niezmiernie krzywdzące dla tych nielicznych (podkreślam – nielicznych), którzy prezentują przyzwoity poziom.
Przez dwanaście lat edukacji (w szkołach dość, przyznajmy to, prowincjonalnych) natknęłam się na kilku nauczycieli, którym będę dozgonnie wdzięczna, bo mnie ukształtowali, zarazili pasją, nauczyli myśleć. Teraz, z perspektywy dobrego uniwersytetu, studiów doktoranckich i tym podobnych przyjemności, mogę z satysfakcją powiedzieć – udało się. Niemniej, kiedy przypominam sobie rażące braki merytoryczne, błędy językowe, niesprawiedliwy sposób oceniania i niski poziom kultury osobistej większości moich (prowincjonalnych) „belfrów”, łapię się za głowę. Moja siostra kończy właśnie gimnazjum i historie, które opowiada mogłyby złożyć się na swoisty horror w odcinkach. W większych miastach zapewne jest lepiej (kiedy słucham opowieści kolegów ze studiów, zazdrość mnie czarna ogarnia…), ale na prowincji do szkół przyjmowane są edukacyjne wyroby miejscowych WSP, często po znajomości, często bez innych zawodowych perspektyw. Ludzie o szerszych horyzontach, o ile nie mają temperamentu Stasi Bozowskiej, szukają innych możliwości. Najlepsi nauczyciele których miałam to było jednak „starsze” pokolenie, ludzie którzy obecnie są już na emeryturze; pozostałość z czasów kiedy w naszym społeczeństwie ilość studentów (a c była cztery razy mniejsza niż dziś i nie każdy mógł sprawić sobie dyplom uprawniający do niesienia w lud „kaganka oświaty”. Co zrobić? Może podwyższenie pensji przyciągnęłoby do szkół co bardziej wartościowych absolwentów? Może należałoby wprowadzić system obiektywnych egzaminów państwowych? Nie wiem. Tymczasem – jest źle i, niestety, przytoczone przez Pana opinie mają, moim skromnym zdaniem, poważne uzasadnienie w faktach.
proponuję dla szkół to, co jest _minimum_ w każdej normalnej firmie. póki co, nic z tego się nie dzieje, dalej socrealizm, to jak ma być dobrze? w jaki sposób podwyżka dla wszystkich rozwiązuje cokolwiek?
zatrudnić menedżera na dyrektora. oceniać nauczycieli co roku. płacić za wyniki. płacić uczciwą stawkę godzinową (akord) + dodatki za zaplanowaną „pracę w domu” – i tak pensja wyjdzie niska, bo godzin mało a przerw wiele. utajnić i zróżnicować płace. wywalać najsłabszych pracowników. jak idzie niż demograficzny, ograniczać zatrudnienie i pensje. ciąć koszty niezwiązane z przychodami. wyrzucać najsłabszych uczniów do gorszych klas „ogólnych”… to tak na szybko. pewnie można by pomyśleć o wielu rzeczach więcej, ale skoro nawet minimum nie ma, to po co narzekania na socrealizm?
@art63: mentalność po PRL, przepraszam, u kogo? kto jest niereformowalną ostoją PRL i socjalizmu jak nie system lecznictwa i szkolnictwa? mentalność ludzi i organizacja pracy zmieniają się bardzo powoli. bardzo. najlepiej nie chorować ani nie chodzić do szkoły.
moim zdaniem, niestety, to co piszesz to czysta projekcja.
http://kosa1.wordpress.com/2009/05/21/edukacja/
http://kosa1.wordpress.com/2008/11/12/patriotyczny-maraton/
To zamiast przepisywania tekstów. Bardzo bym chciała, aby Panie i Panowie Nauczyciele przeczytali. Obraz szkolnictwa widziany z perspektywy „krańca Polski” oczami osoby, która przyszła tu z innego świata.
Wiem, że nauczyciele – to też ludzie, ale jeśli już taki zawód sobie wybraliście – to uważam, że powinniście być, hmm, wzorem? A prznajmniej nie dawać powodów do krytyki za brak wiedzy (tak, tacy nauczyciele też się zdarzają i to dość często), złe zachowanie w szkole (picie, palenie, używanie „słów”), brak kultury osobistej…
@hip,
Czy to, co piszę to projekcja? Pewnie tak.
Jestem laikiem i moge mówić tylko o osobistych doświadczeniach ze szkołą i nauczycielami a te zarówno w PRL jak i w IIIRP są dobre.
Poszukiwanie „głosu ludu” w sprawach edukacji to pytanie ludzi niezorientowanych o odczucia. Wiadomo z góry, jakie się usłyszy odpowiedzi, podobnie jak w przypadku sądownictwa czy służby zdrowia.
Pisząc o PRL (dodałbym do tego lata 2005-2007) miałem na myśli publiczną promocję podejrzliwości i pogardy wobec lekarzy, nauczycieli i ogólnie elit. Obrzucanie inwektywami nauczycieli, o którym wspomina autor bloga, nie rozwiązuje żadnych problemów tylko budzi niezdrowe emocje i myślę, że dla własnego i innych zdrowia należy tego unikać:)
@hip
„ciąć koszty niezwiązane z przychodami”
Czy mozesz wyjasnic jakiego typu przychody ?
Jak zatrudnic dobrego menedzera za powiedzmy 3 000 zl? Na czym ma sie znac? Jakiego typu kwalifikacji wymagac?
Jak zmierzyc wyniki pracy nauczyciela pracujacego np. z uczniem niepelnosprawnym? Kto ma to mierzyc?
Jak wyrzucac najslabszych uczniow to klas ogolnych? (Zgodzilbys sie na to gdyby chodzilo o Twoje dziecko?)
” _minimum_ w każdej normalnej firmie” ktory opisujesz nie nadaje sie do kazdego typu biznesu, o czym kazdy kto, choc troche zna sie na prowadzeniu firmy doskonale wie. Sprawdza sie przy produkcji paczkow z gotowego ciasta, ale juz w przypadku np. butow nie jest to takie proste. Placi sie projektantowi nie za godzine siedzenia przed komputerem, ale za talent i wiele innych rzeczy, ktore trudno zmierzyc i przyznac „dodatek za prace w domu”.
Przyznaje jednak, ze troche racji w Twojej wypowiedzi mozna znalezc. Razi jednak zupelny brak znajomosci realiow i specyfiki „firmy” jaka jest szkola.
Jeszcze bardziej razi i smuci, ze zakorzenil sie w Polsce bardzo prymitywny model zarzadzania firmami (przypuszczam ze w jednej z nich pracujesz). Jest wiele ksiazek ( na poziomie akademickim, ale jeszcze wiecej poradnikow dla poczatkujach w biznesie) w ktorych nie ma opisywanego przez Ciebie sposobu traktowania pracownikow. Jest wiele o tworzeniu przyjaznej, tworczej atmosfery w pracy, wprowadzanie elementu zabawy wsrod pracownikow, wiazanie pracownika z firma poprzez opieke nad rodzina, stwarzanie warunkow do ksztalcenia i doskonalenia ( w godzinach pracy) itd. itd.
Piętnaście lat w edukacji. Osiem na uczelni, równolegle kawałek etatu w liceum. Potem dwa lata w technikum i zawodówce, obecnie kolejne dwa lata w jednym z młodzieżowych ośrodków socjoterapii. Ostatnia placówka z wyboru z racji bliskości własnym klimatom (po wcześniejszym odejściu z 34 godzin w technikum oraz prywatnej sobotnio-niedzielnej szkoły dla dorosłych). Wcześniej jeszcze doświadczenie pracy na budowie i w zieleni miejskiej. Także roczny czas na bezrobociu.
Pracę w szkole i bez znaczenia jest dla mnie typ placówki muszę uznać za najbardziej wyczerpującą ale dającą też moc satysfakcji, nawet jeśli osiągnięciem jest to, że uczeń wstaje i tylko chce przyjść na zajęcia ? tak też czasami jest.
Trudną ponieważ na każdych zajęciach zdarzają się tacy, którzy z jakiegoś powodu celują w rozbijaniu lekcji. Czy to przez głupie odzywki, zwykłe przeszkadzanie, czy też przez presję na innych by nie brali aktywnego udziału – bo się trzeba będzie więcej uczyć.
Mało który rodzic przebywa ze swoją pociechą po kilka godzin dziennie, próbując z nią podtrzymywać kontakt. Na dłuższą metę to trudne a przecież własne dzieci to bliskie osoby z tej samej krwi. Nauczyciel musi przez kilka godzin być w kontakcie z kolejnymi wieloosobowymi grupami uczniów. Prowadzić zajęcia bez złości odpowiadając i zadając pytania mimo, że zawsze jakaś część klasy próbuje przeszkadzać. To bardzo trudne nie dać się zdenerwować i w spokoju podtrzymywać dialog z pozostałymi.
Na budowie głupie odzywki można totalnie olać przeczekać w ciszy albo się ostro odciąć. Tutaj ani ostro ani zachować ciszę. Spokojnym głosem trzeba prowadzić dalej zajęcia. To tak jakby duży, rosnący ładunek złości chować gdzieś w sobie i nie wybuchać. Pierwszą godzinę, następną, kolejną, każdego dnia. A złość powstaje choćby ze świadomości, że przez jakiegoś niesfornego gościa tracą ci, którym coś można przekazać, z którymi się dobrze i twórczo pracuje.
Pracując w zieleni miejskiej drwiny i zaczepki te z zewnątrz czy od zwierzchnika można było wyładować ostro pracując, lub „drąc łacha” z innych. W szkole na ulżenie sobie nie ma ani miejsca ani czasu, uczniom nie można i nie wolno też dawać przykładu jak umniejszać innym.
Nawet końcówka okresu bezrobocia, gdy wszystkie oszczędności szlak trafił nie była tak wyczerpująca jak praca w szkole. Tyle, że poza spokojem okres ten nie dawał żadnej satysfakcji.
Jeśli ktoś mówi, że praca w szkole należy do łatwych – kłamie – zazwyczaj z niewiedzy.
Zdarza mi sie czasem byle jak poprowadzic lekcje. Czlowiek nie maszyna, tu boli, tam strzyka, cisnienie niskie, sa dni lepsze i gorsze. Nigdy jednak nie zwalam na zarobki. Po prostu zle to zrobilam, poprawie nastepnym razem i wiem, ze wyzsze zarobki nie zrobia ze mnie „supermaszyny” perfekcyjnie ksztalcacej mlodziez.
Nauczyciele bardzo sobie szkodza w oczach spoleczenstwa zrzujacac odpowiedziajnosc za niechlujnosc jednostek, a to na reformy, a to na zarobki czy na glupia mlodziez. Spoleczenstwo pracuje na budowach, nikt sie nie wykreci, ze sciana krzywa bo za niskie godzinowki albo minister zly, piekarz nie zwali wine za zakalca na zorobki, faktycznie niskie, czy na systen lub reformy (nieprzemyslane), przedsiebiorca nie wykreci sie sianem, ze popadl w dlugi bo klienci glupi i nie doceniaja jego produktow czy uslug.
Mozna przeciez domagac sie wyzszych zarobkow bez tego typu wymowek, ktore sa dla przedstawicieli innych zawodow co najmniej …hmm…niegrzeczne.
I te ciagle gadki o zarobkach „uwlaczajacych” czy „nieuwlaczajacych” godnosci nauczyciela. Tak jakby tylko naucczyciel mial godnosc a emeryt czy inni malo zarabiajacy juz nie. Nauczyciele sami uwlaczaja godnosci innych i nie sa tego swiadomi. Codzienne obcowanie z ludzmi mniej wiedzacymi i potrafiacymi od siebie, rodzi zludne poczucie wyzszosci, nieomylnosci i tendencje do traktowania z gory nie tylko uczniow.
Nie zarobki a mentalnosc nalezaloby zmienic.
Przyznam jednak racje Gospodarzowi w kwestii traktowania i wypowiadania sie o nauczycielach przez spoleczenstwo. Tak jak Pan napisal, kazdy czlowiek zachowuje sie dokladnie tak, jak jest traktowany.
Czyli powrot do kindersztuby, do klaniania sie troche staroswieckiego i przebierania w slowach, do wykuwania podrecznikow savoir-vivr-u. Wszyscy sie na wzajem szanujmy i bedzie lepiej.
Szkoda, ze media nie potrafia (a raczej nie chca lub nie dostrzegaja potrzeby) promowac celebrytow dla mlodziezy, ktorzy wladaja nie tylko swiatem rozrywki nastolatek ale i swiatem wartosci.
Moglaby byc „Doda-Kindrsztoba” a jest „Doda-Gola Cycek.”
@Izabela
Nie ma sensu tlumaczyc hip’owi, ze nie warto w szkolach wprowadzac modelu zarzadzania zardzewialego juz i powoli zastepowanego na swiecie tym o ktorym piszesz. Najpierw hip straci zdrowie, szacunek do siebie i wlasnej pracy by zrozumiec, ze to prymitywny i „przeterminowany” model zarzadzania, ktory tu przedstawil.
Hip zapomniał, że praca umysłowa wymaga spokoju, każdej innej dobra atmosfera też zresztą służy. To że wielkie korporacje, płacąc, jednocześnie traktują swoich pracowników jak kolonizatorzy, nie znaczy, iż jest to ideał zarządzania. Jest to ideał manipulowania. Skądinąd to, co hip proponuje, służy raczej wzmacnianiu dworskich obyczajów i brutalności, a nie jakości pracy.