Nauczyciele troglodyci

Nie oszczędza nas społeczeństwo w udowadnianiu, że jesteśmy nierobami, prymitywami i nie potrafimy ani uczyć, ani wychowywać. Co włączę radio, to słyszę, że nauczyciele to głąby, tłuki, mordy leniwe, wstrętne bydlęta itp. W oczach społeczeństwa nauczyciele to troglodyci, a zatem nie tylko nie należą nam się żadne podwyżki, ale wręcz zasłużyliśmy na obniżki wynagrodzeń. Jak ktoś się ujmie za belframi, to jest to tylko małżonek nauczycielki, czyli ktoś nieobiektywny.

OK., przyjąłem do wiadomości, że w oczach rodziców ja, moje koleżanki i moi koledzy jesteśmy troglodytami. Podobnie powinni się czuć wszyscy nauczyciele w kraju. Jesteśmy troglodytami. I co z tego wynika?

A jednak społeczeństwo, które nas krytykuje, oddaje swoje dzieci pod opiekę troglodytom. Naprawdę współczuję wszystkim rodzicom. Co też może wyrosnąć z dzieci, które są kształcone przez troglodytów? Nic dobrego. Wyobraźmy sobie, co byłoby, gdyby rodzic, niezadowolony z pracy jakiejś nauczycielki, przyszedł do niej, naubliżał jej, nazwał głupią babą, a potem zażądał, aby mądrze uczyła jego dziecko. Czy głupia baba może uczyć mądrze? Czy głupi, prymitywni, leniwi nauczyciele mogą stać się mądrymi, wybitnie zdolnymi, szlachetnymi, pracowitymi nauczycielami po tym, jak ich wyzwano i sponiewierano?

Społeczeństwo, traktując tak fatalnie nauczycieli, szykuje przyszłość dla swoich dzieci. Jeśli mi ktoś sto razy powie, że jestem troglodytą, to w końcu zaczynam się zachowywać i czuć jak troglodyta. A już na pewno będę troglodytą dla osób, które mnie traktują jak troglodytę. Natomiast gdy ktoś mnie traktuje jak mistrza, staram się na to miano zasłużyć.

Zdaję sobie sprawę, że tkwimy w błędnym kole nieporozumień. Poziom nauczania jest bardzo niski, dlatego nauczycielom nie należą się podwyżki, lecz obelgi. Ponieważ nauczyciele otrzymują za swoją pracę niewielkie wynagrodzenie i moc obelg, nie angażują się w swoją pracę.

Możemy tkwić w tym błędnym kole przez wieki, ale pomyślmy o naszych dzieciach. Nie chcę, aby moją córkę uczyli troglodyci. Nie stać mnie na prywatne kształcenie dziecka. Będę musiał skorzystać z publicznej edukacji, a zatem jest duże prawdopodobieństwo, że moja ukochana córka, oczko w głowie tatusia, trafi na troglodytów. I co, czy będę jeszcze pogłębiał troglodytowatość systemu, obrażając nauczycieli i krzycząc, że nie należy im się żadna podwyżka? Czy pomogę swoim zachowaniem córce? Czy dzięki obrażaniu nauczycieli ona zyska lepsze wykształcenie?

Niektórzy ludzie głoszą, że są gotowi płacić nauczycielom nawet 10 tysięcy zł na rękę, ale za wyniki. OK., proponuję, aby w ramach eksperymentu wybrano losowo kilka publicznych szkół w kraju i podpisano tam z nauczycielami umowę, że za takie a takie wyniki będzie taka a taka pensja. Zgłaszam się do tego projektu. Za 10 tysięcy miesięcznie do ręki przygotuję całą klasę tak do matury, że 90 procent uczniów z mojego przedmiotu uzyska wyniki powyżej 90 procent. A jak dostanę premię 5 tysięcy do ręki miesięcznie, to wszyscy będą mieć wynik 95-100 procent. Podejrzewam, że coś takiego jest w stanie osiągnąć co drugi nauczyciel. Dlaczego w takim razie tego nie robimy? Skoro zostaliśmy zatrudnieni w szkole jako troglodyci i tak też jesteśmy traktowani, to nie możemy zachowywać się wbrew naturze. Nie ma z troglodyty erudyty!