Czy nauczyciele są kiepscy?
Fatalne wyniki testu gimnazjalnego skłaniają autorytety moralne do zrzucania winy na nauczycieli. Podobnie było dwa tygodnie temu, gdy poznaliśmy wyniki testu po szkole podstawowej. Wtedy prof. Marcin Król mówił (zob źródło):
„Kluczem do problemu jest niski poziom klasy uczącej. Nauczyciele są bardzo kiepscy. W wielu, zwłaszcza mniejszych, miejscowościach ten zawód jest ostatnią deską ratunku. Następuje selekcja negatywna”.
Mam wrażenie, że Marcin Król nie mówi o dzisiejszych nauczycielach, lecz o swoich własnych, którzy uczyli go w latach 60. Bowiem wtedy Krzysztof Teodor Toeplitz pisał o nauczycielach dokładnie to samo, co dzisiaj gada Król, tylko kulturalniejszym językiem. A oto słowa Toeplitza:
„Może zabrzmi to dość ostro, odnoszę jednak niemiłe wrażenie, że nasza kadra nauczycielska kształtuje się pod przemożnym wpływem doboru negatywnego. Jeśli przesadzam, to w każdym razie nie na tyle, aby sytuacji – zwłaszcza wobec wykruszania się pokolenia nauczycieli „starej daty” – nie uznać za alarmową” (6 IX 1970, K. T. T, „Berek kucany. Felietony 1969-1970”, Warszawa 1972).
Co do prof. Marcina Króla, to musieli go uczyć nauczyciele z naboru negatywnego albo też jest niedouczony z własnej winy. Nie przystoi bowiem profesorowi, chyba że jest profesorem z naboru negatywnego, aby używał w wypowiedzi o ludziach słowa „kiepscy”. Za użycie słowa „kiepski” Stanisław Tarnowski, polonista i profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wyrzucał studentów ze swojego seminarium. Słowem „kiepski” na określenie człowieka może się bowiem posługiwać fornal, jakiś prymityw, ale nie student czy człowiek uczony. Zastanawiam się, dlaczego profesor Marcin Król nazywa ludzi kiepskimi. Widocznie zamiast czytać mądre księgi, gapi się w telewizor na głupie seriale i zaczyna posługiwać się prymitywnym językiem, jakby był fornalem, a nie profesorem. Albo też jest profesorem z naboru negatywnego, co wszystko tłumaczy.
O naborze negatywnym w zawodzie nauczycielskim mówi się od pół wieku, a nic z tego nie wynika. To niczego nie tłumaczy, a tylko zamydla oczy. Nie wyjaśni się przyczyn niskich wyników nauczania, obrażając nauczycieli. Toeplitz już w 1970 roku ubolewał nad brakiem szacunku dla pedagogów, ale przecież do głowy mu nie przyszło, że nauczycielami będzie pogardzał profesor. Oto słowa K. T. T.:
„[Dawniej] nauczyciel był kimś nie tylko dla uczniów, ale i dla społeczeństwa. Być profesorem gimnazjalnym oznaczało zajmować dość znaczną pozycję prestiżową. Przed nauczycielem przechodnie uchylali kapeluszy. Te wszystkie oznaki społecznego szacunku miały być nie tylko rekompensatą za trudy, ale także wynikały z przekonania, że oto mamy do czynienia z ludźmi, których społeczność wybrała po to, aby przekazywali przyszłym pokoleniom zgromadzoną przez nas wszystkich najlepszą wiedzę i wiarę”.
Tyle Toeplitz, ale to już przeszłość, dziś o nauczycielach mówi się, że są „kiepscy”. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak o pedagogach mówili ludzie prymitywni, ale profesor? Szczęka mi opadła, gdy przeczytałem opinię Marcina Króla o nauczycielach. Śmiać się, płakać czy psami poszczuć i do pługa zapędzić? W każdym razie język, jakim posłużył się profesor, bardziej pasuje do pracy na roli niż na katedrze.
Komentarze
Ja nie czepialbym sie jezyka, bo on nie tworzy rzeczywistosci, tylko ja opisuje. Jestem nauczycielem siodmy rok i smiem twierdzic, ze jestem coraz bardziej „kiepski”. Coraz bardziej wierze w teorie doboru negatywnego i trudno mi chodzic z podniesiona glowa gdy panstwo, rodzice i dzieci uwazaja mnie za pasozyta i rzucaja ochlapy na przetrwanie. Niestety, nie slowo ksztaltuje rzeczywistosc dzisiaj lecz pieniadz.
Proponuję, aby wyjaśnił Pan postronnym etymologię słowa „kiep” i pochodnych, gdyż w przeciwnym razie Pański wpis będzie niezrozumiały. Na marginesie, jest to znakomity przykład implementacji wulgaryzmów w języku potocznym. A jednocześnie przesunięcia znaczeń. Wdzięczne pole do rozważań nad funkcjonalnością języka.
Pozdrawiam – Pana i wszystkich wielbicieli staropolszczyzny
Niestety obawiam się, że, z całym szacunkiem dla Gospodarza, prof. Król ma trochę racji (dobór słów faktycznie najszczęśliwszy nie był). Jak napisał Yossarian, być może kluczem jest pieniądz, którego dla zawodu nauczyciela nie ma wiele. I jest to błędne koło: nie ma pieniędzy, jest dobór negatywny, więc nie warto płacić… Faktem jest też, że sporo nauczycieli nie przykłada się prowadzenia lekcji, robią to schematycznie, co w wielu przypadkach nie działa. Przypuszczam, że najczęściej (choć pewnie nie zawsze) wynika to przepracowania — nie da się świetnie prowadzić lekcji na 4 etatach. Czyli znowu pieniądze, których nigdy nie będzie, jeśli nie zmieni się nastawienie władz i społeczeństwa. Pozostaje tylko zacytować klasyka Miauczyńskiego: ,,władzy od dyktatury, aż po demokrację, która nas, kałamarzy, ma za mniej niż zero”.
Jest jeszcze jeden aspekt. W czasach Teoplitza na studia szło (procentowo) dużo mniej ludzi, maturę zdawało jeszcze mniej, a sporo ludzi było w zawodówkach. W tej chwili sporo z tych, którzy kiedyś montowali tłumiki, teraz uczy się rzeczy, których nie w stanie pojąć. I ogólne wrażenie o poziomie uczniów jest negatywne, a obrywa się nauczycielom, którzy akurat temu nie są winni. Naprawdę nie wszyscy muszą mieć maturę…
PS. Oczywiście maturę zdawało więcej ludzi niż tych, którzy szli na studia. Miało być w odwrotnej kolejności, stąd niespójność.
Nie rozumiem dlaczego autor zamiast ustosunkować się do zarzutów o dość niskim poziomie nauczania (za którym stoją między innymi niskie kompetencje nauczycieli) pastwi się nad niefortunnym przymiotnikiem użytym przez profesora. Może po prostu brakuje argumentów…
Największy problem nie tkwi w języku tylko w tym,że recept i odpowiedzi szuka się u osób, które pojęcia o rzeczywistości szkolnej nie mają, albo powtarzają komunały tzw.środowisk opiniotwórczych!!!
Dziś np.w „Dzienniku” wyniki egzaminu gimnazjalnego komentują …
byli ministrowie prof.Wittborodt i Łybacka, którzy ze szkołą, poza chwilowym byciem ministrami, nic wspólnego nie mają!Mało tego – są za dzisiejsze wyniki w odpowiedzialni!!!No i powtarzają komunały podobne do tych Króla.Komentuje też, w podobnym duchu egzamin na tych samych łamach J.Lipszyc z warszawskiego ratusza.I mówi podobne komunały – że szkoła nie nadąża…;-)
Żaden z tych „autorytetów” ani się zająknie o godzinach, liczebności klas,programach, wyposażeniu, papierowych priorytetach nadzoru itp.itd.
No i oczywiście „autorytety, jako poprawne politycznie, nic nie mówią o poronionym pomyśle gimnazjum, o abstrakcyjności pomysłu, by zwłaszcza w obecnych warunkach, kształcić jednolicie na poziomie choćby gimnazjum 100% rocznika, a na poziomie maturalnym -90%.
To mogliby powiedzieć nauczyciele,ale ich akurat nikt z mediów o zdanie nie pyta…;-)))
Czy są niedobrzy nauczyciele lub- posługując się słowem prof. Króla „kiepscy” nauczyciele? Ależ są, nawet sporo ich, jednak gdy w całej Polsce egzaminy zewnętrzne wypadają słabo, a wypadają tak, to wskazywanie tylko ręką na nauczyciela jako jedynego winnego takiego stanu rzeczy, jest nierozsądne, upraszczające, zwyczajnie głupie. Bo co ? W całej Polsce kadra to tylko źle nauczyciele? Bzdura. Tylko głupie dzieci? Także bzdura. Więc gdzie leży błąd? Myślę, że w systemie kształcenia, ale o tym, jak i o liczebności klas, papierowych często standardach nikt z władz się nie zająknie.
Myślę, że Gospodarza czeka niedługo podobny wpis na blogu, niedługo ogłoszone zostaną wyniki matur. A cóż to się będzie działo za rok, w roku powszechengo zdawania matematyki??? Myślę, że chyba przygotowane zostaną pręgierze na rynkach miast Tylko dla kogo? Nauczycieli? Uczniów? Pani minister? Władz oświatowych?
.. z Króla cham .. ale to nie zmienia faktu, że nauczyciele nie mają za grosz szacunku do siebie ..
.. niech zaczną wreszcie wymagać od społeczeństwa realnego spojrzenia na edukację zamiast zgrywać wieszczów, zbawców i męczenników! ..
Tak, kiepskich nauczycieli tez ktos ksztalcil, kto? Ano kiepscy profesorowie na kiepskich uniwersytetach. Uniewrsytet Jagiellonski na 300 setnej pozycji, Warszawski na 342-giej (na ok 500 uczelni)
Podaje linka:
http://www.topuniversities.com/university_rankings/results/2008/overall_rankings/fullrankings/
Profesorskie stroje jak dawniej stroje sarmacje: przebych, gronostaje, lancuchy na szyjach i buta, bardziej do podkreslenia hierarhii niz rzeczywistej wartosci!
Negatywna selekcja w szkole?? A gdzie prof. Krol ma pozytywna selekcje na uniwersytetch? Coz to za elitarny kwiat inteligencji zostaje na studiach doktoranckich za 1200 zl na reke?
Znam wiele mlodych ludzi ktorzy zaraz po studiach siadaja okraciem z jedna noga na univerku a druga na wolnym rynku (ew zagraniczna uczelnia). Jak tylko poczuja, ze sie sprawdzaja na tym wolnym rynku zaraz wycofuje sie z uczelni choc z zalem bo prace naukowa lubia.
Podsumowujac powyzsze rozwazania smiem twiercic, ze prof Krol musi byc bardzo kiepski by tak kiepsko wypowiadac sie w prasie.
Przepraszam wszystkich dobrych naukowcow, ktorym sie dostalo przy okazji.
Profesor Król nie ma zielonego pojęcia o nauczycielskim stanie, zwłaszcza w małych miejscowościach, w których, wg profesora, nasz zawód jest ostatnią deską ratunku. Otóż nie. W małej miejscowości (mieszkam w takiej) nauczyciel z dwoma tysiącami na rękę plasuje się w czołówce rankingu atrakcyjności finansowej zawodów. Pomijając młodych, którzy wyjechali na saksy, większymi zarobkami może pochwalić się niewielka część urzędników z UG (większość zarabia 1100 – 1500 netto), aptekarz, lekarz, szef ZGM – u, właścicieli kilku firm jedno – lub kilkuosobowych i pewnie proboszcz. W moim zespole szkól 80 % kadry to nasi absolwenci – najlepsi!
Jasne, że wśród nas są nauczyciele znakomici, są też i przypadkowi – jak w każdej profesji. Wśród grona profesorów też sprawdza się ten truizm.
A prawdziwy przyczyny zapaści naszego systemu oświatowego wyzierają z każdego wpisu i z wiekszości komentarzy. Dziś piszą o nich Yossarian, i S – 21, i mada, i Wolter, a do wieczora pojawią się w kolejnych komentarzach. Pozdrawiam.
I tym razem zgłoszę swoje votum separatum. Najmniej winni są uczniowie: są tacy, jacy są, ponieważ takimi się urodzili. Obowiązkiem i zadaniem nauczycieli i rodziców jest, aby byli lepszymi, a jeżeli są gorszymi niż mogliby być, to nie jest to wyłącznie wina nauczycieli i rodziców, ale i systemu edukacyjnego ciągle rozregulowywanego nieweryfikowanymi przez nikogo „reformami kształcenia i oceniania uczniów”. Nauczycieli można kupić za każdą podwyżkę. Niestety, dają się kupić. Są wtedy w skowronkach – wszystko w szkołach jest piękne, serdeczne i na wysokim poziomie.
Nie widzę żadnych podstaw, aby obwiniać około jednej trzeciej wszystkich uczniów, którzy uczą się dla przyjemności lub z poczucia obowiązku. To im zawdzięczamy i będziemy zawdzięczać, że nasze „przyjazne uczniom szkoły” pracują i będą pracowały na znośnym poziomie. To tym uczniom i bardzo niewielu nauczycielom zawdzięczamy bardzo wiele.
Diagnoza prof. Marcina Króla jest zbyt prosta i oczywista. Dlatego też nie może być podstawą to postawienia jakiejkolwiek wartościowej i skutecznej terapii.
„Diagnoza prof. Marcina Króla jest zbyt prosta i oczywista. „- bo wiele osób cierpi na „zespół prostego myślenia”, to „porządkuje” świat, wróg jest prosto zdefiniowany, wskazany, napiętnowany- a świat od razu wydaje się bardziej przyjazny. Tylko profesorowi TAK proste myślenie zwyczajnie nie przystoi.
przyjmujmy zakłady, co powie pan Konarzewski po ogłoszeniu wyników matur. a będzie co komentować, oj będzie…
a Konarzewskiego przywołałam, bo dziś rano w radio usyszałam jego opinię, że kiepskie (!) wyniki testu gimnazjalnego wynikają z nieudolności nauczycieli, którzy uczą wiedzy encyklopedycznej a nie jej zastosowania i z tego, że się nie przykładają, bo im się nie chce…
Nie czepiajmy się wyłącznie nauczycieli. Środowisko jest zróżnicowane, to fakt. Nauczyciele funkcjonują jednak w określonym sestemie biurokratycznym. System ten wprowadziła reforma złotoustego ministra Handtkego. Jako praktykujący nauczyciel mogę powiedzieć, że niewiele ma ona współnego z realiami. Dokonywane w ostatnich latach przez kolejnych ministrów „poprawki”, łącznie z pięciolatkami w pierwszej klasie pani Hall, są tym, co swego czasu Robert Merton nazwał „wyuczoną nieudolnością”: to system, aby jeszcze funkcjonować, generuje potrzebę zmian, a nie rzeczywistość. Mamy więc to, co mamy. W ogromnym uproszczeniu mogę powiedzieć, że klawiatura telefonu komórkowego wyprzedziła szkołę. Efektem tego są wyniki tegorocznego sprawdzianu i egzaminu W roku przyszłym będzie podobnie, a może w opinii komentatorów jeszcze gorzej. Winni będą ponownie nauczyciele (jak listonosze?) i nikt nie zada pytania: jak rozwalić (!) tę strukturę od wewnątrz, łącznie z nieudolnym nadzorem pedagogicznym i samorządowym. Pozostają jeszcze legendarne „dyrektorki” szkół, ale tutaj już mi ręce opadają i pisać mi się nie chce.
Jestem na IV roku studiów nauczycielskich i niestety muszę się zgodzić z teorią o doborze negatywnym. Bardzo często studia nauczycielskie wybierają ludzie z niskimi wynikami maturalnymi nie wspominając nawet o kulturze osobistej niektórych studentów. Prawdą jest także, że wielu nauczycieli (w tym profesorów uniwersytetów) zamiast uczyć chałturzy.
Co zaś do egzaminów gimnazjalnych to tak niskie wyniki nie są tylko winą nauczycieli (choć oni też mają w tym swój udział) lecz ogólnej sytuacji w społeczeństwie. Młodzi uczą się żyć tak, by się zbytnio nie przemęczać, ich wygłupy (zawsze obecne u ludzi młodych) są coraz mniej pomysłowe, bez żadnej finezji. Tak potępiana wiedza encyklopedyczna jest im potrzebna (choć wielu zdaje się o tym zapominać) by byli w stanie ją póżniej kreatywnie wykorzystać do własnych celów. Zresztą nad systemem szkolnictwa po reformie (której byłam króliczkiem doświadczalnym) można się rozwodzić bez końca…
Blog dobry, czytam i chwalę sobie, ale komentarz nie będzie do niego.
Drogi Panie Dariuszu… (mam nadzieję, że taki zwrot nie wskazuje na choćby śladowe ilości spoufalania się) Jest Pan wykładowcą w WSP w Łodzi. Tak się życie moje toczy, że do niedawna biernie, bo biernie, ale uczestniczyłam w Pana zajęciach. Zjawisko to nosiło nazwę warsztatów terapeutyczno – kompetencyjnych. Od ostatnich zajęć minie zaraz trzeci tydzień. Przez ten czas między przeróżnymi ważnymi i mniej poważnymi rzeczami pojawiło się pytanie: napisać to Panu? Czy nie napisać? Co mi da to, że napiszę? Nic. A jeśli nie napiszę – pomyślałam – jeszcze większe nic. Zatem jeśli „jest nic i jeszcze większe nic” to moja logika skłania się ku stwierdzeniu, że w tym przypadku nic przechodzi w coś. Co więc daje mi to, że ośmielam się pisać do Pana (u Pana)? Frajdę. Jestem tu wystarczająco anonimowo. Studentek ma Pan zapewne wiele, więc nie widzę problemu. Mogę się wypowiedzieć swobodnie. No to się wypowiem wreszcie, bo do tej pory podejmowałam próbę zbudowania napięcia.
Drogi Panie Dariuszu, z chęcią chodziłam na Pańskie zajęcia, z uwagą i skupieniem słuchałam tego, co miał Pan do powiedzenia. I podsumowuję: mądry z Pana pedagog ? człowiek. Jako wykładowca jest Pan niemal fenomenalny. Mówi Pan tak ciekawie, absorbująco, jasno, zrozumiale i dobitnie, że z zajęć wynosi się wszystko to, co wynieść się powinno. W naszej uczelni było ? jest kilku ?fajnych? wykładowców, jednak Pan, Panie mgr Chętkowski jest najlepszym z nich. Żeby nie było, że Pana idealizuję, zupełnie szczerze przyznam, że w ciągu roku akademickiego poprowadził Pan dwa nudne zajęcia. Nie powiem, które, o czym były ? nie przykuły mojej uwagi. Reszta natomiast była na medal. Jaki cel w tym, żeby to Panu napisać? Na ostatnich zajęciach pytał Pan o to, które zajęcia były dla nas ciekawe, które tematy potrzebne. Ocena, podsumowanie, chciał Pan wiedzieć, co poruszać z następnymi rocznikami, co jest zbędne. Usłyszał Pan od każdej ofiary: ?Wszystkie zajęcia mi się podobały, wszystkie były ciekawe?? Daję 95%, że pomyślał Pan: Boże, nie wypada Wam powiedzieć, że było do bani, ale po co aż tyle lukru? I tak nikt w to nie uwierzy. Otóż mam dobrą wiadomość: jeśli nawet nie wszystkie, to zdecydowana większość mówiła prawdę. Niech Pan nie myśli, że to było próżne gadanie. I wcale Pan nie przesadzał z wstawkami z życia swojego i nie swojego wziętymi. One były najlepsze, a jak pomocne, tj. pouczające!
Proszę tylko, niech się Pan nie psuje. Niech świeże roczniki zaznają Pana dobroci 🙂 Może i ja będę miała jeszcze to szczęście w dalszej edukacji, kto wie.
Do możliwego zobaczenia
P.S. Może Pan mieć pełne poczucie dobrze wykonanej pracy i satysfakcji. Ja mam poczucie, że ktoś usłyszał (przeczytał) to, na co sobie zasłużył. Czemu miałby Pan żyć w nieświadomości?? 🙂
Prosta Studentko,
dziękuję. Pewnie zaraz parę osób zmiesza mnie z błotem, w tym niezadowoleni studenci i uczniowie, ale zanim się to stanie, miło mi.
Pozdrawiam
DCH
Fakt, niezbyt poprawnie się prof. Król wypowiedział ale przez oprotestowanie formy nie obala się sedna wypowiedzi. To trochę zaskakujące, że tyle uwagi Gospodarz poświęcił jednemu sformułowaniu zaś teza o jakości nauczycieli i przełożeniu jakie ma to na wyniki uczniów został jakby pominięta.
Może to takie polonistyczne spaczenie ale mnie bardziej by obeszło to, że zarzuca mi się, że przez moją pracę wyniki są jakie są niż to ze robi się to mało poprawnie od strony stylistycznej.
Prof. Krol nie uzyl sformulowania kiepski czlowiek,a jedynie „kiepski nauczyciel”.Sformulowanie kiepski fachowiec nie obraza godnosci czlowieka a jedynie odnosi sie do jego umiejetnosci i dlatego pytajac o
zawod uzywamy zdania „CZYM jestes ?
Szanowny Gospodarz tez z polszczyzna jest troche na bakier. Widac ze uczy Marcin Marcina i wyniki tego sa nienajlepsze. Moim zdaniem glowna przyczyna wynikow testu jest brak dyscypliny w egzekwowaniu wymagan programowych, ktore zreszta tez do wygorowanych nie naleza. Za dawnych dobrych czasow mozna bylo tepego ucznia zostawic na drugi rok a recydywiste przesunac do szkoly specjalnej czy zawodowej. Teraz kochamy wszystkich a to powoduje rownanie do najnizszego wspolnego mianownika. Zdolni przechodza dalej nie wytezajac umyslu a tepi takze bez trudnosci bo prog jest nieistniejacy. Statystycy panstwowi szaleja ze szczescia , ze Polska ma taki wysoki stopien scholaryzacji a w gruncie rzeczy cale to wyksztalcenie nie jest wiele warte. Poziom wyksztalcenia w szkole rzutuje naturalnie na wyksztalcenie wyzsze. Konieczne jest bowiem nadganianie materialu, ktory powinien byc znany ze szkoly sredniej ale nie jest. W efekcie szkola wyzsza takze obniza swoj poziom gdyz wchodzacy w jej progi nie maja tego poziomu jaki niegdys przyjmowano za dopuszczalny (znowu brak jest egzaminu wstepnego jako sita) . Tak dlugo jak dlugo nie powrocimy do elitarnego modelu szkolenia sytuacja sie nie poprawi.
Mnie Gospodarz uczył w liceum i wiele nauczył, a jeszcze większą ilością rzeczy zainteresował. Trochę się na tym blogu nie zgadzaliśmy, ale summa summarum wyniosłem z tego okresu masę wiedzy. Teraz wszystko jest zdecydowanie inaczej, wszystko przyspiesza i w ciągu roku zdążyłem zapomnieć jak to jest być uczniem, ale będąc nim byłem zdania że p. Chętkowski idealnie nadaje się na wykładowcę – matura niszczyła pasję. Pozdrawiam
Można też przyjąć jako hipotezę roboczą, że pytania w egzaminie gimnazjalnym były zbyt schematyczne, nie najlepiej „skonstruowane” i zdekoncentrowały uczniów. Nie można też wykluczyć zbyt rygorystycznego punktowania odpowiedzi oraz przywiązywania zbyt dużej wagi – nie do istoty zadania – tylko do łatwo policzalnych uchybień formalnych.
Jeżeli nauczyciele jako zbiorowość nie przywołają „do tablicy” CKE, OKE oraz ODNy i nie doprowadzą do ich przeegzaminowania z UMIEJĘTNOŚCI EGZAMINOWANIA uczniów, to jeszcze przez wiele lat będą JEDYNYMI WINNYMI odpowiedzialnymi za niski i ciągle pogarszający się poziom nauczania w naszych szkołach („Refleksje nad edukacją dla przyszłości” http://aleksander-janik.blog.onet.pl). Nawet najlepiej pracujący nauczyciele nie przestaną być „kiepskimi” nauczycielami, którzy potrzebują ciągłych „dokształceń” przez niekompetentne, ale formalnie doskonałe CKE, OKE i ODNu oraz przez MEN – najdoskonalszy z doskonałych.
Proponowałabym jeszcze do worka z winowajcami dorzucić rodziców, którzy zbyt mało interesują się swoimi dziećmi, a obowiązek choćby przyjścia na wywiadówkę traktują jak dopust boży.
Dawno mnie tu nie było. Czytam jednak w miarę systematycznie opinie Gospodarza i uczestników forum. Kilka wniosków pstanowiłem jednak zamieścić.
1. Nie dajmy się zwariować. Porównywanie wyników rok do roku jest błędne. Trzeba by najpierw mieć pewność, że zadania mają podobną skalę trudności i są podobnie oceniane.
2. Pan Aleksander Janik wymienia liczną grupę „zasłużonych ” reformatorów. Ja dodam kolejnego. Samorządy. To one będą naszym głównym „partnerem”. A co one potrafią najlepiej widać po sytuacji przedszkoli.
3. Zatem Mado możesz być pewna, że ci gorsi koledzy z roku znajdą zatrudnienie. Wystarczy,że J. O. Pan Wójt poleci namaszczonemu przez siebie dyrektorowi, aby zatrudnił wskazaną osobę i wszystko inne nie będzie się liczyło.
3. Namaszczony przez samorząd dyrektor , o ile będzie posłuszny, może być spokojny o posadę. Słabe wyniki szkoły mu nie zaszkodzą. Jeśli narazi się samorządowcom, nie pomoże mu nawet rewelacyjny wynik.
4. Zatem potrzeba wojny ze wszystkimi „reformatorami” . Czy jesteśmy do niej przygotowani? Obawiam się, że nie.
Wyniki egzaminów są takie, jakie mają być. Tak właśnie wygląda rzeczywistość szkolna. Przecież robiąc egzamin zewnętrzny decydenci chcieli wiedzieć jakie są kompetencje uczniów. No to wiedzą. Po co robić z tego taką „szopkę”. Lepszych wyników nie będzie. I nie jest to niczyja wina. Szkoła przestała być elitarna i zmierzono przeciętną wszystkich. Przecież zawsze taka była, ale nie wszyscy musieli się uczyć dalej (raczej uczęszczać dalej). Wprowadzając obowiązkowe, powszechne nauczanie na poziomie, dla słabszych intelektualnie nie do pokonania, musiały wyjść takie wyniki.
Oczywiście należy wziąć jeszcze pod uwagę aspekt poluzowania dyscypliny młodego pokolenia – w 1/3 populacji, to młody człowiek ma nieograniczoną władzę nad rodzicami i robi co chce, ale bez przesady – gdyby nie brak elitarności, to by się na nauczanie z taką filozofią „nie załapał”.
Tłukę na wszystkie możliwe sposoby to samo, a nauczyciele w dalszym ciągu nie rozumieją istoty problemu. Szkolnictwo nigdy nie będzie już szkolnictwem elitarnym w dotychczasowym tego słowa znaczeniu. Jest i zawsze już będzie szkolnictwem masowym.
Nieegzekwowalny przymus nauki nazywany obowiązkiem szkolnym sprowadzający się do obowiązku chodzenia do szkoły, a nie do obowiązku uczenia się w szkole należałoby zastąpić prawem do nauki. Chcesz się uczyć, to szkoła wita wszystkich zainteresowanych z otwartymi rękami: nie tylko najzdolniejszych, ale i najmniej zdolnych uczniów.
Nauczyciele muszą zrozumieć, że szkoła musi kształcić i przygotowywać do życia również najmniej zdolnych uczniów. Najmniej zdolni uczniowie powinni być uczeni tego, co im jest niezbędne w życiu i w tempie zgodnym z ich możliwościami. Dlatego musi następować podział uczniów na klasy uczniów najzdolniejszych i uczniów mniej zdolnych z możliwością przepływu uczniów pomiędzy tymi klasami (zob. http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=573#comment-48677).
Dawniej taka organizacja szkolnictwa byłaby bardzo trudna do zrealizowania, obecnie nie stanowi żadnego problemu.
„Wyniki egzaminów są takie, jakie mają być. Tak właśnie wygląda rzeczywistość szkolna.”
– i o to właśnie chodzi, tylko że władze oświatowe chcą mieć sukces. Skoro masowa scholaryzacja to dlaczego nie super wyniki, bo przecież z punktu widzenia ministerstwa ten zaprogramowany, nierzeczywisty absolwent gimnazjum/liceum powinien tyyyyle potrafić, wiedzieć i zastosować w praktyce. Tylko problem leży w tym, że często ci, którzy te szlachetne założenia układają, w realnej szkole byli chyba po raz ostatni jako uczniowie.
Dlatego będzie szukanie winnych, wskazywanie palcem, bo to poprawia samopoczucie i daje poczucie wyższości. No bo przecież szef CKE WIE, ile powinien wiedzieć maturzysta.
Warto zadać pytanie, wrzeszczeć je wręcz na całą Polskę:”Jakie kompetencje ma prof. Marcin Król(i jemu podobne „autorytety”) do podawania jakichkolwiek diagnoz i rozwiązań problemów Polskiej oświaty???”
Specjalność naukowa p.Króla to „historia idei”!Czyli naukowo w kwestiach oświatowych jest dyletantem.A może amatorsko jakieś badania przeprowadził i referuje ich wyniki?Jakoś się tym nie chwali…;-)
A to znaczy,że jest to po prostu widzimisię profesorka, który jest kompetentny do wypowiadania się na każdy temat tylko w swoim i zaprzyjaźnionych żurnalistów pojęciu…!
Warto o wartości takich „fachowców” oświatowych z samomianowania (np.Czapiński, Konarzewski, Wittbrodt, Łybacka……) wrzeszczeć na cała Polskę.10 lat temu podobnym „fachowcem ” był specjalista od produkcji sedesów z AGH Handke….Widać teraz, jakich zbrodni na polskiej oświacie ten niekompetentny bufon dokonał!!!
czy profesor Król to ten, który w zeszłym roku oblał maturę, bo nie potrafił „zrobić” banalnego czytania ze zrozumieniem i zanalizować, nawet na poziomie technikum – czyli 30 %, prostego tekstu prozatorskiego? …:):):):):)
… za przeproszeniem:):):)
To ten sam…;-)
Czekając ze stoickim spokojem na wyniki matur, można założyć się o skrzynkę ulubionego napoju, że też będą słabe i gorsze niż w ub.r.
W związku z powyższym, należy już a priori obarczyć winą nauczycieli szkół ponadgimnazjalnych (do których należę), co niniejszym czynię, oskarżając ich również o klęskę przyszłoroczną na wszystkich możliwych poziomach.
I to byłoby na tyle.
Po przeczytaniu wypowiedzi prof.Chętkowskiego muszę stwierdzić, że tak na prawdę nie ma złych nauczycieli czy jak to ujął prof.Król „kiepskich”. Wszystko jest w rękach uczniów. Jeżeli uczeń jest zainteresowany i ambitny to niezależnie od nauczyciela i jego pozimu sam przysiądzie w domu czy też sam będzie chciał zgłębiać dalej temat. Niestety takich osób jest co raz mniej. Uczniowie liczą na dobre oceny za nic. Sama mam taką sytuację w klasie. Nasza profesorka od matematyki jest rewelacyjna nie tłumaczy szybko, wręcz przeciwnie, zostaje po lekcjach jak ktoś czegoś nie rozumie. Sama mówi, że przerabia z nami ” miniumum minimum” ponieważ jak tylko trochę wyjdzie poza materiał to klasa podnosi głos i lecą ze skargą do nauczyciela, że ” poziom wysoki” nie mogę się z tym zgodzić poziom jest akurat dostosowany do nas i do tego co umiemy. Tak samo jest z pracami domowymi. Ściągają na przerwach bo w domu im się nie chce (taki argument podała mi koleżanka kiedy na jednej z przerw w zatłoczonej toalecie z zeszytem na muszli klozetowej spisywała zadanie) . A jak jest kartkówka czy sprawdzian i nie daj boże dostaną 2 czy 3 to zadają zdumiewające pytanie ” Dlaczego mam taką ocenę?” Więc nie wydaję mi się żeby to zależało od nauczyciela. Jeżli ktoś chce się uczyć to będzie to robić, jeżli nie ma ochoty to nawet groźbą czy jedynkami sie tego nie zwlaczy.
Spokojnie Szanowni Państwo! Przede wszystkim prof. Marcin Król twierdząc, że „Nauczyciele są bardzo kiepscy.” nie dokonał żadnego epokowego odkrycia. Wielu nauczycieli i nauczycielek było i jest kiepskich. Dowód: wypowiedzi nauczycieli na nauczycielskich forach. Jeżeli, ktoś twierdzi, że wszyscy nauczyciele są bardzo dobrymi nauczycielami, to powinien to udowodnić. Natomiast do wyrażania swoich opinii mają prawo nie tylko nauczyciele ukryci za swoimi nickami, ale i „profesorek” Marcin Król.
Prof. Marcin Król myli się jednak bardzo twierdząc – i nie podaje przy tym żadnych danych – że ?Kluczem do problemu jest niski poziom klasy uczącej”. Kluczem do problemu nie jest wcale niski poziom „klasy uczącej”. Byłbym skłonny twierdzić, że jest wystarczająco wysoki, ale niewykorzystany – a świadczy o tym liczba nauczycieli z tytułem magistra. Natomiast istota problemu polega na tym, że bardzo dobrzy nauczyciele są odróżniani od kiepskich nauczycieli tylko przez uczniów, którzy nie mają żadnego wpływu na otrzymywane przez nauczycieli wynagrodzenia. Nie należy jednak tego rozumieć, że uczniowie powinni określać wysokość pensji swoich nauczycieli!
„A to znaczy,że jest to po prostu widzimisię profesorka, który jest kompetentny do wypowiadania się na każdy temat tylko w swoim i zaprzyjaźnionych żurnalistów pojęciu?!” Wszystko pięknie i ładnie, ale prof. Marcin Król wypowiada się w swoim własnym imieniu i nie ukrywa swojego imienia i nazwiska za żadnym nickiem. Wszyscy ukrywający się za nickami uważają się za bardzo nowoczesnych. Nikt jednak nie zabrania im podpisywać swoich komentarzu imieniem i nazwiskiem. Mamy przecież demokrację i wolność słowa, czyli wolność wyrażania swoich poglądów i opinii. I w tym też może tkwić różnica miedzy kiepskimi a dobrymi nauczycielami. Dobrzy nauczyciele przyjmują na siebie odpowiedzialność za to, co mówią swoim uczniom, swoim kolegom i społeczeństwu.
Zadziwiające, że nauczyciele tak dużo uwagi poświęcają określeniu kiepski, a tak mało przywiązują znaczenia do tego, w jaki sposób tego rodzaju twierdzenia obalić jako bezzasadne – jeżeli są bezzasadne.
Kiepskie wyniki egzaminów mogą też być konsekwencją „kiepskiej konstrukcji narzędzi pomiarowych”, „kiepskich do nich kluczy” oraz „kiepskiego korzystania z tych kluczy” (http://aleksander-janik.blog.onet.pl/Bezwladnosc-mylenia-2,2,ID379462243,n).
Hm, a może warto zastanowić się nad „kiepską” kadrą naukową na wszelakich uczelniach, czy przypadkiem nie mają oni żadnego wpływu na przyszłych nauczycieli.
Ewa
Należy zadać pytanie, czy w kiepskim systemie, w którym panuje stan chronicznego niedoboru i który jest źle zarządzany, mamy prawo żądać wysokiej jakości pracowników a co za tym idzie, świetnych wyników pracy? Czy w takiej rzeczywistości kogokolwiek może dziwić że dobór kadry jest raczej negatywny niż pozytywny? Jak na warunki pracy które państwo stwarza nauczycielom, ci i tak są niezłej jakości. Już kiedyś zresztą napisałem że dziwić powinien fakt że szkolnictwo polskie w ogóle jeszcze jako tako funkcjonuje, bo jakość zarządzania nim jest bardzo daleka nie tylko od doskonałości ale nawet od średniej. Jeśli zapytam kogoś co należy zrobić żeby przyciągnąć do danej branży dobrze wkwalifikowanych fachowców, otrzymuję odpowiedź: dobrze zapłacić, stworzyć komfortowe warunki pracy, dać możliwość wykazania się i nie tłamsić inicjatywy. Czy takie warunki panują w edukacji? Jeśli nie to nic dziwnego że nie pracują tam najlepsi z najlepszych. Dziś nic nie ma za friko, tak jakby niektórym się marzyło.
W przypadku prof. Króla dziwne jest że stawia on bezkompromisowe diagnozy jeśli chodzi o inne środowiska, natomiast w odniesieniu do własnego jest dużo bardziej powściągliwy. A tam też dobrze się ne dzieje, a nawet jest gorzej niż w wypadku szkolnictwa podstawowego czy średniego. Nauka polska w ogóle się w świecie nie liczy (oczywiście są nieliczne wyjątki) ale nie usłyszałem jeszcze od rzeczonego profesora że to zasługa kiepskiej jakości polskiej kadry naukowej.
Widać ciągle pokutuje stara zasada że źli to są tylko inni.
@wszyscy
Aby coś krytykować należy to poznać – ilu z was pracowało w zawodzie nauczyciela? ilu z was ma jakiekolwiek pojęcie o tym zawodzie choćby z obserwacji kogoś znajomego lub członka rodziny? a więc wypowiadacie się na temat o którym macie blade pojęcie” co najwyżej punkt widzenia byłego ucznia. To już polska specjalność wyciągać wnioski nie mając do tego podstaw. Ostatnio w kontekście słabych wyników egzaminów gimnazjalnych słyszałem opinię że winny temu jest nadmiar wiedzy książkowej i brak nauki myślenia – cokolwiek to znaczy. A więc jest już standardem w powszechnej opinii że można wyciągać wnioski i tworzyć analizę lub syntezę problemu nie mając wiedzy. Można tylko pogratulować tak oryginalnej myśli – to polski wkład do historii głupoty. Co do artykułu to uważam że zasadnicze tezy są prawdziwe – każda grupa zawodowa jest przekrojem społeczeństwa, można powiedzieć jakie społeczeństwo tacy nauczyciele. I tak jak w społeczeństwie wśród nauczycieli są jednostki wybitne i zakały oraz cały środek – przeciętny. Tak jest w Polsce i tak jest w innych krajach. Problem polega na tym ile ci „przeciętni” dają z siebie. A to z kolei wynika jeszcze z wielu czynników zewnętrznych. Będą dobrze pracować jeśli będzie im się „chcieć”, a żeby chcieć trzeba najpierw móc. Chcieć wynika np. szacunku do zawodu jakim darzy społeczeństwo nauczycieli. Wystarczy posłuchać wypowiedzi w na listach dyskusyjnych czy w mediach aby odnieść wrażenie że jest to jeden z bardziej znienawidzonych zawodów. Od kiedy w telewizjach różnej maści pracuję „dziennikarze” z traumą z czasów szkoły (kiedyś żeby być dziennikarzem trzeba było przez 3 lata studiować inny kierunek a dziennikarstwo studiowało się jakom drugi fakultet) i przy każdej okazji odreagowują tą swoją traumę szczując na szkolę i nauczycieli od tej pory szacunek dla tego zawodu zaczął się obniżać. Kolejny problem to stosunek stron do procesu kształcenia – nie ma postawy kooperacji, świadomości wspólnego dobra. Postawa rodziców i uczniów wobec szkoły jest roszczeniowa podsycana dodatkowa przez poronione instytucje w rodzaju rzecznika praw ucznia. Rodzice mają gdzieś swoje dzieci i najchętniej wszystkie obowiązki przerzuciliby na szkołę. I to ciągłe podnoszenie jak to dużo uczniowie muszą się uczyć i jakie to sterujące. Jesteśmy chyba jedynym na świecie państwem w którym uważa się, że zmniejszając wymagania można uzyskać lepsze wyniki i lepiej wykształconą młodzież. No i oczywiście na koniec rola państwa w tym całym bałaganie, które jak już napisał któryś z moich przedmówców, wciąż coś zmienia chyba tylko po to aby usprawiedliwić istnienie resortu szkolnictwa. Jednym z najważniejszych celów na najbliższe lata będzie zmiana systemu edukacji. Jest to problem bardziej złożony niż tylko selekcja negatywna wśród nauczycieli (która może i jest, jak w każdym źle opłacanym zawodzie, ale bardziej jest skutkiem niż przyczyną). Naprawę szkolnictwa należy rozpocząć od postawienia sobie pytania co chcemy osiągnąć i czy ten cel jest realny. A reszta już jest tylko pochodną odpowiedzi na to pytanie które nie jest tak trywialne jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Bo jeżeli chcemy kształcić noblistów i geniuszy to sobie odpuśćmy i zostawmy wszystko po staremu. Natomiast jeżeli chcemy mieć solidnie i dobrze wykształcone społeczeństwo to to narzuca już dalsze rozwiązania. Ja na razie nie wiem co chce osiągnąć polski rząd bo wciąż w wypowiedziach słyszę jak świetnie mamy wyszkolonych młodych ludzi, a z drugiej słyszę szkolnictwo jest nastawione na przeciętniaków i że absolwenci są do niczego nie przygotowani. To może ustalmy czego chcemy i realizujmy to konsekwentnie dłużej niż 4 lata.
PS. @tsubaki – ranking który przytaczasz ma swoje wady, polskie uczelnie nigdy nie będą w nim nawet w pierwszej setce żeby reprezentowały najlepszy poziom jaki tylko mogą. W rankingu bardzo ważnym kryterium są nobliści pracujący na danej uczelni. Jeżeli już mamy mówić o selekcji negatywnej to szkoły wyższe tutaj przewodzą. Rożne lewusy piszą byle jakie doktoraty lub wręcz je kupują dostają dr przed nazwiskiem i mają 30 lat spokoju (tyle przewiduje ustawa na zrobienie habilitacji). Z drugiej strony zrobienie doktoratu zbliżonego poziomem do światowego w pojedynkę jest w tej chwili niemożliwe. Na świecie doktoraty pisze się w zespołach badawczych przy okazji rozwiązywania realnych problemów. W Polsce praca w większych zespołach, a zespołach interdyscyplinarnych w szczególności praktycznie nie istnieje.
„…każda grupa zawodowa jest przekrojem społeczeństwa, można powiedzieć jakie społeczeństwo tacy nauczyciele. ” Sa kiepscy bo taka kondycja spoleczenstwa albo sa genialni bo w takim genialnym spoleczenstwie zyja. Nauczyciele nie spadaja z innych planet. Rozwijaja sie i „nasiakaja” spoleczenstwem w ktorym zyja. Trafna uwaga Panie Xymox. Nastepny kawalek natomiast juz mi sie nie podoba:
„Od kiedy w telewizjach różnej maści pracuję ?dziennikarze? z traumą z czasów szkoły (kiedyś żeby być dziennikarzem trzeba było przez 3 lata studiować inny kierunek a dziennikarstwo studiowało się jakom drugi fakultet) i przy każdej okazji odreagowują tą swoją traumę szczując na szkolę i nauczycieli od tej pory szacunek dla tego zawodu zaczął się obniżać. ”
Znaczy, ze jak sie jest dluzej (nie lepiej) wyksztalconym dzinnikarzem to, ewentualnie, prawo do odreagowywania traum szkolnych istnieje? Mowienie o tym co sie na prawde dzialo w klasie (w mojej na przyklad wysmiewanie jakajacego sie chlopca przez nauczucielke i szczucie na niego innych dzieci) , zamknietej przed oczami swiata, pare lat temu to nie szczucie, prosze nie mieszac pojec. Co innego wyrazenie sie o nauczycielach bez szacunku a co innego wytykanie i tepienie nagannych zachowan. Jak Pan sam zauwazyl w kazdy zawodzie sa geniusze, przecietni i tepaki. Tym ostatnim media maja wrecz obowiaze napisac w artykule czarno na bialym „NIE WOLNO nauczycielowi wysmiewac sie z uczniow a. takich, b. siakich itd. Inaczej nie zrozumieja:( A pozbawic ich pracy tez nieludzko.
„Jesteśmy chyba jedynym na świecie państwem w którym uważa się, że zmniejszając wymagania można uzyskać lepsze wyniki i lepiej wykształconą młodzież.”
Otoz nie jestesmy. Inne panstwa tez eksperymentuja. Przynajmniej to, w ktorym mieszkam i ucze.
„Ja na razie nie wiem co chce osiągnąć polski rząd „-Myslisz, ze rzad sam wie czego chce i co jest mozliwe do wykonania ? Zaloze sie, ze eksperymentuja tak jak wszedzie na swiecie a my musimy sie przygladac i wyciagac wnioski.
„Na świecie doktoraty pisze się w zespołach badawczych przy okazji rozwiązywania realnych problemów. W Polsce praca w większych zespołach, a zespołach interdyscyplinarnych w szczególności praktycznie nie istnieje.”
Wlasnie na tym polega kiepskosc kadry nauczycielskiej na wyzszych uczelniach. Nie wpadli jeszcze na to, ze zlozonosc wspolczesnej nauki w kazdej jej dziedzinie wymaga wspolpracy wielosobowych zespolow. Takze kiepskosc rzadu na tym polega , ze nie tworzy programow rozwijajacych prospoleczne postawy, umiejetnosci przydatne w pracy w grupie, kiepskosc spoleczenstwa, ze nie jest swiadome wagi tych umiejetnosci, wciaz spetanego komleksem ponizonego parobka, ktory potrafi tylko negowac wszystko co narzuci zaborca. Parobka, ktoremu na pocieche pozostal tylko wlasny „indywidualizm”.
Na tym „kiepskosc nauczycieli” to tylko pochodna „kiepskosci” spoleczenstwa jak sam zauwazyles.
A profesor, ktory tego nie rozumie to „kiepski” profesor. Ci niekipscy ucza studentow na innych kontynentach ku nieskrywanej uciesze tamtejszych spoleczenstw. Zostajac w Polsce prowadza bary, pizzerie albo prywatne przedszkola. Dlatego mamy lepsze rankinki ekonomiczne niz uniwesyteckie. Caly swiat na minusie a Polska? prosze- PKB 1. 5% czy cos kolo tego. Wszystko dzieki zdolnym elicie budujacej miejcsa pracy zamiast ksztalcenia kolejnych pokolen. Jak sie prawdziwi naukowcy z barow na uczelnie przeniosa to i uczelniane rankingi sie poprawia. Ale na to poczekamy ze dwa pokolenia. Najpierw Ci zdolni z barow dorobia sie majatku, wyksztalca swoje dzieci za granica, te ugruntuje ojcowskie majatki i dopiero wnuki pojda na uczelnie z misja, nie patrzac zbytnio na zarobki (te beda czerpac z innych zrodel). Nowa elita zyska szcunek spoleczny i przyzwolenie na wysokie zarobki a za tymi przyjdzie kolejna fala wybitnych nauczycieli, ktorzy wyksztalcakolejne kadry.
Wniosek, troche poza tematem: trzeba inwestowac we wnuki, w dzieci jeszcze za wczesnie…
Zanim osiągniemy taki stan naszego szkolnictwa, w którym uczniowie szkół podstawowych będą się wyśmiewać i kpić z „profesorków” za przykładem swoich „nauczycieli” pragnę zauważyć, że każdy ma prawo krytykować prace profesorów wyższych uczelni i to, co piszą lub wypowiadają się publicznie – ale na tym samym poziomie.
Niestety dyskusja, która się toczy wokół środowiska „kiepskich nauczycieli”, jak i „kiepskich uczelni” jest w istocie rzeczy dyskusją jałową i bezwartościową, a to z tej prostej przyczyny, że nie traktuje się nauczycieli jako zbiorowości (populacji). Każdy z dyskutantów – włącznie z prof. Marcinem Królem – może przytaczać takie przypadki, które są zgodne z głoszoną przez niego tezą.
Z niewąpliwie słusznych i powszechnie uznawanych stwierdzeń w rodzaju: „nadmiar wiedzy książkowej i brak nauki myślenia”,
„jakie społeczeństwo tacy nauczyciele” droga do praktycznych rozwiązań i poprawy sytuacji jest jeszcze bardzo, bardzo daleka.
W teorii wszyscy kochają prawdę. W rzeczywistości wszyscy obchodzą ją z daleka lub nie chcą jej dostrzec ani się do niej przyznać.
Linki, które podaję w moich komentarzach czasami zmieniają odpowiednio kolor, ale nie zawsze; czasem trzeba je kopiować. Ponownie przytaczam link z ostatniego mojego komentarza (http://aleksander-janik.blog.onet.pl/Bezwladnosc-mylenia-2,2,ID379462243,n), ponieważ dotyczy postu, w którym wykazałem, że przy takim samym poziomie wiadomości uczniów wyniki egzaminu mogą być drastycznie różne w zależności od sposobu sformułowania zadań („naukowo” nazywa się to „konstruowaniem narzędzi pomiarowych”).
Dotychczas nikt ze specjalistów od teorii i praktyki oceniania prac egzaminacyjnych uczniów, jak również i nauczycieli nie ustosunkował się do podanych tam danych liczbowych. A zatem muszę postawić sprawę całkowicie jasno i bez żadnych niedomówień: ustosunkowanie się do treści w/w postu (Bezwładność myślenia (2)) nie jest żadną uprzejmością jakiegokolwiek nauczyciela w stosunku do mnie. Jest natomiast obowiązkiem wszystkich nauczycieli w stosunku do ich uczniów.
Nauczyciele mają do wyboru dwie możliwości:
1) przyjąć podane przeze mnie dane i wyciągnąć z nich konsekwentnie logiczne wnioski
2) albo też zakwestionować (ale nie tylko gołosłownie) podane tam dane.
Jeżeli tego nie zrobią i w dalszym ciągu będą postępować według własnego widzimisię, to pozwolę sobie postawić swoją diagnozę sytuacji w środowisku nauczycielskim. W wyniku przeprowadzonych reform edukacyjnych nie ma już ani dobrych ani kiepskich nauczycieli, pozostali tylko wyrobnicy zarobkujący na uczeniu dzieci w szkołach!
Witam,
Co do jakości kadry to bywa z nią różnie. W moim miejscu pracy fantastyczni pedagodzy sąsiadują z beznadziejnymi i tak pewnie jest wszędzie.
Co do reszty, to podam przykład z mojego podwórka – uczę angielskiego. Wyniki egzaminu gimnazjalnego okazały się niezadowalające, a jednocześnie, w ramach ulepszania systemu edukacji zabrano jedną godzinę angielskiego. Gdzie sens? W mojej szkole od kilku lat „nie da się” zrobić podziału na grupy. Ministerstwo rekomenduje taki podział, ale do niego nie zmusza. Znów spytam, gdzie sens?
Nie dajmy się zwariować, róbmy swoje, będziemy pewnie dłużej uczyć niż niejeden profesor od siedmiu boleści będzie plótł swoje androny.
Szczęka mi opadła – to też kolokwializm raczej – prawda??
W takim wpisie można by się postarać go uniknąć. Ze zdaniem Gospodarza jednak generalnie wypada się zgodzić
Pozdrawiam
Panie Janik!
Skoro pan tak obsesyjnie glosi,że najważniejsze w szkole jest ocenianie, to mam proste pytanie:”Ile czasu pańskim zdaniem warto i należy poświęcić wystawieniu pojedyńczemu uczniowi perfekcyjnie wymierzonej oceny rocznej?” Proszę zróżnicować przypadki gdy owa ocena ma i gdy nie ma wplywu na dalsze losy ucznia!
I tak prof. Marcin Król urósł do odkrywcy powszechnie znanego faktu, który i Pan konstatuje jako oczywistą oczywistość: „W moim miejscu pracy fantastyczni pedagodzy sąsiadują z beznadziejnymi i tak pewnie jest wszędzie”.
Dlaczego więc nauczyciele z uporem zaprzeczają sami sobie?!
Dogi Panie S-21! Przede wszystkim każda ocena „ma wpływ na dalsze losy ucznia!”. Po drugie nie mam żadnych obsesji, natomiast jestem zdecydowanym przeciwnikiem całkowitej dowolności i bylejakości w ocenianiu uczniów.
Nie chcę być obrońcą z urzedu prof. Króla, ale jego stwierdzenie choć może niefortunne, jednak odzwierciedla rzeczywistość i odnosi się do dużej liczby pedagogów. Oczywiście nie można generalizować, bowiem mamy spory odsetek nauczycieli z tzw. powołaniem. W małych miejscowościach winę za taki stan rzeczy ponosi samorząd. Poziom, styl rządzenia i świadomość decydentów ma przłożenie również na szkoły.
Panie Janik
1.Nie odpowiedzial pan na moje pytanie!
>Przede wszystkim każda ocena”ma wplyw na dalsze losy ucznia!”
2.Ocena z wt w 2 klasie gimnazjum też?;-)))))))))))))))))))))))))))
Wielce Szanowny Panie S-21! Pańscy uczniowie są na Pana skazani, ja – na szczęście – nie. Proszę więc tylko udowodnić, że wystawia Pan swoim uczniom „perfekcyjnie wymierzone oceny roczne” (możliwe to będzie tylko wtedy, jeżeli wszystkie wystawione przez Pana oceny w ciągu roku będą też „perfekcyjnie wymierzone”), a wtedy należeć się będą Panu wszystkie możliwe nagrody z Pokojową Nagrodą Nobla włącznie. Zanim to jednak nastąpi będę bardzo zobowiązany, jeżeli nie będzie Pan zabierał mi więcej czasu.
Do wszystkich, których to dotyczy.
Mimo wielokrotnych próśb i nalegań z mojej strony ani Centralna Komisja Egzaminacyjna, ani nauczyciele, nie zrobili nic, aby na losowo wybranych próbach popisać się „perfekcyjnie wymierzonymi ocenami”!
Panie Janik
Z pańskiej odpowiedzi wynika,że
1.Nie zna pan odpowiedzi na moje pytanie ani sobie nim glowy nie zaprząta.
2.Z punktu pierwszego wynika,że pański umysł zanjduje się w równoległej rzeczywistości.Pewnie jakieś psychotropy by panu nie zaszkodziły.Życzę udanej kuracji…;-)
Niestety, ale muszę się zgodzić z teza, iż w zawodzie nauczyciela panuje selekcja negatywna. Zauważyłem, że często nauczycielami zostają osoby, które jeszcze kilka lat wcześniej zarzekały się, że nie pójdą nigdy do szkoły, lądują tam z powodu braku perspektyw. Co więcej, W niektórych szkołach w małych miejscowościach pracują absolwenci dość kiepskich, prywatnych uczelni albo osoby przyjęte po znajomości, często nauczyciel historii uczy matematyki z powodu łączenia etatów etc. Owszem, na kondycję edukacji, jak i całego narodu w różnych dziedzinach wpływ ma niski poziom uniwersytetów, a braki w wiedzy profesorów czasem aż bolą. Nie czepiałbym się tak słowa „kiepski”, gdyż moim zdaniem język jest żywy, tworzą go zwykli użytkownicy, a nie przestarzałe normy i oderwani od życia językoznawcy.