Prezenty na koniec roku

Media trąbią, że nauczyciele dostaną od uczniów grube paczki: biżuterię, porcelanę, sprzęt RTV, wyroby skórzane, ubrania i oczywiście furę kwiatów oraz tonę słodyczy. Nie przeczę, zdarzają się ludzie, którzy okazują wdzięczność. Trafiają się też klasy, które nie żałują pieniędzy na coś miłego. Gdy pomyślę o dawnych czasach, to muszę przyznać, że obecnie jest dużo gorzej. Przed stanem wojennym to były prezenty, a teraz co – nędzna namiastka! A jednak i tego nam ludziska zazdroszczą.

W tym roku nie oczekuję od uczniów niczego, ponieważ wszystko już dostałem i to w czasach, gdy towary niemieckie były naprawdę produkowane w Niemczech, a francuskie we Francji, zaś angielskie w Anglii, więc wszystko, co dawniej otrzymałem, działa bez zarzutu. Tylko wina i koniaki wypiłem, ale obecnie piję wyłącznie wodę mineralną niegazowaną, więc gdyby ktoś chciał mi dać coś w płynie, to najmilej widziana będzie właśnie woda mineralna. Przyjmę nawet galon. Nie lubię otrzymywać rzeczy, których nie używam, więc gdyby ktoś planował coś cennego mi podrzucić, to niech poczeka 20-30 lat, gdyż dopiero wtedy zepsuje mi się to i owo, a tamto czy siamto zużyje. A zatem za ćwierć wieku zapraszam do złożenia podziękowań z czymś konkretnym, obecnie wystarczy uścisk dłoni, serdeczne dziękuję i ewentualnie galon wody mineralnej niegazowanej.

Nie ukrywam, że okazywane przez uczniów wyrazy wdzięczności sprawiają mi przyjemność. Oczywiście prezenty cieszą najbardziej, gdy są trafione. A zatem za najbardziej udane uważam (oto lista dziesięciu hitów):
1. „Mały Książę” w językach obcych do kolekcji (mam już z setkę w językach z całego świata).
2. Prowadzenie nowego subaru legacy.
3. Przejażdżka wypasionym mini cooperem.
4. Prowadzenie starego garbusa, własnoręcznie przywróconego do życia przez ucznia.
5. Przejażdżka niewiarygodnie starą syrenką, która wyglądała, jakby dopiero została wyprodukowana.
6. Przejażdżka maluchem obtłuczonym ze wszystkich stron i przerdzewiałym we wszystkich miejscach.
7. Prowadzenie dużego fiata, który żarł 20 litrów benzyny na sto kilometrów.
8. Przejażdżka oplem astrą, które drzwi otwierały się na zakrętach i trzeba je było trzymać ręką.
9. Tankowanie benzyny do kanistra i podrzucenie mi jej, gdy mój samochód zdechł z powodu braku paliwa.
10. Zaproszenie na kawę po latach od ukończenia szkoły i opowiedzenie mi cudownej historii swojego życia od czasu matury.

A zatem najbardziej cenię, gdy uczeń (częściej były uczeń) zaprosi mnie do samochodu na przejażdżkę i da poprowadzić swoje ukochane auto. Lubię też się spotkać z dawnym wychowankiem i pogadać o starych dobrych czasach. Uwielbiam „Małego Księcia”, ale to całkiem inna historia. W każdym razie dla obecnych uczniów, którzy chcieliby mi jakoś podziękować, mam radę: Nie pali się. Przyjedźcie za parę lat, to pogadamy.

Wypowiadam się tylko w swoim imieniu, natomiast nic nie mówię o tym, jakich prezentów oczekują inni nauczyciele. Każdy ma własne pragnienia.