Monitoring w CKE i MEN
Egzamin dojrzałości staje się fikcją, ponieważ niedojrzali okazali się przede wszystkim twórcy testów maturalnych. Teraz gafa z matematyki. Zamiast sprawdzać rozwiązania, trzeba będzie sprawdzić same zadania. Sprawdzenie pytań daje więcej niż analizowanie odpowiedzi. Jeżeli pytania zostały błędnie postawione, każda odpowiedź jest przecież prawdziwa. Nie ma sensu sprawdzać odpowiedzi, trzeba sprawdzić pytania. I nie same pytania, tylko ludzi, którzy te pytania zadali. Kim są autorzy testów? Kim są ludzie, którzy zatwierdzili maturalne zadania? Jaka jest procedura wychwytywania błędów?
Popełnić błąd jest rzeczą ludzką, ale tkwić w błędzie – rzeczą diabelską. Jak zachowa się dyrektor CKE, Marek Legutko? Czy po diabelsku?
Ludzie pracujący w CKE i OKE są wściekli. Tą wściekłością dzielą się z egzaminatorami i weryfikatorami. Nie wiedzą, co robić, więc mogą popełniać kolejne błędy. Czy będą iść w chamskie zaparte, udając, że nic się nie stało.
Redaktorzy „Dziennika”, którzy opisują błędy tegorocznej matury, pełnią rolę diabła unoszącego dach budynku CKE i podglądającego urzędników. Nikt nie lubi być podglądany w pracy, szczególnie przez diabła. Jednak jest to diabeł faustowski, czyli taki, który dobro czyni.
Nie ma wątpliwości, że to nie uczniowie powinni być monitorowani, tylko pracownicy komisji egzaminacyjnych, tak szczebla centralnego, jak i okręgowego. Nie bez przyczyny przecież popełnia się błędy i nie bez przyczyny odmawia się opinii publicznej prawa do kontroli własnej pracy. Niech kamery wejdą do budynków CKE i OKE, niech będą nagrywane prace przygotowawcze nad egzaminem dojrzałości. A teraz słowo do MEN: Chcieliście monitorować niesfornych uczniów, a wychodzi na to, że przede wszystkim powinniście monitorować swoją własną pracę i pracę podległych wam urzędników.
Komentarze
Wystarczy,że klucze i wszystkie zmiany w nich będą jawne i upubliczniane jednocześnie z arkuszami(tuż po egzaminie!).Za dlugo autorzy egzaminów zewnetrznych korzystali z zasady”Pierwsze śliwki robaczywki…” i przestali doskonalić swoją pracę, wyciągać wnioski(również personalne!) z gaf, reagować na krytykę prasową.Fajnie im się przejada EFS – może już starczy!!!
Dla wiceministra edukacji Zbigniewa Marciniaka, także profesora matematyki, ten brak informacji nie stanowi jednak problemu. Bo przecież uczeń, to nie profesor. A zadanie – jak twierdzi – było typowe dla liecealistów.
„Ich wiedza jest mniejsza, dlatego wątpliwości też jest mniej” – stwierdził profesor Marciniak, który w resorcie edukacji odpowiada między innymi za jakość nauczania, w tym standardy egzaminacyjne.
za „Dziennikiem” – szokujące!
„Egzamin dojrzałości staje się fikcją”
*******************************
Może raczej „ukoronowaniem” swoistego systemu nauczania, w którym głównym celem egzaminu jest odgadnięcia przez ucznia „co autor pytania mógł mieć na myśli?”.
Problem pojawia się już na etapie początkowym nauczania – w klasach 1-3 szkoły podstawowej. Jeżeli dzieci zauważają niekonsekwencje w pytaniach, to sprawa jest naprawdę poważna.
CKE zachowuje się jak typowy pies ogrodnika. Zdaje sobie sprawy, że sam nie zje problemu rzetelności egzaminów, ale nie chce wpuscić nikogo na swoje podwórko. Wyniki egzaminów są coraz bardziej tajne, niedostępne nawet dla kuratoriów. Instytucja jest nieomylna i wie lepiej.
Powstała długo po realnym socjalizmie, a zachowuje się tak, jakby była przewodnia siłą.
Normalną reakcją instytucji na krytykę powinna być przynajmniej wewnętrzna kontrola i powiadomienie opinii publicznej o wynikach. A tutaj dowiadujemy się, że instytucja jest nieomylna, podczas gdy gołym okiem widać, że błądzi.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że tu wdarła się polityka i pan Legutko gra sobie w numerki. Doświadczenie uczy bowiem, że gdy szef zaczyna kreować politykę, to pracownicy przestają myśleć i instytucja zaczyna zachowywać się w sposób nieobliczalny. Na przykład dotychczasowa praktyka unikała tematów będących co prawda w podstawach, ale sprzecznych z duchem reformy (np. wymagających zakucia). No to ją zmieńmy. Nikt się nie może przyczepić chociaż gołym okiem widać, że pan Legutko robi MENowi koło ogona.
Jeżeli postępująca powoli „reforma” szkolnictwa prowadzi do pospiesznego działania, to nie dziwota, że popełniane są takie błędy. Zadania dotyczące wszelakiej maści egzaminów, w których uczestniczą setki tysięcy młodych ludzi powinny być weryfikowane przez osoby biegle znające temat. Natomiast całkowicie nie rozumiem niechęci albo raczej niemożności przyznania się do popełnienia błędu. Tworzenie filozofii swojej nieomylności prowadzić może tylko do coraz to większej krytyki wobec wszystkich członków CKE i OKE.
Dziś kolejna „wpadka” z matematyki. Naukowcy – w tym przypadku prof. Turski – wykazują, że odpowiedź zaproponowana przez CKE jest błędna, a wyjaśnienie przedstawiciela tej instytucji utrzymana jest w duchu: „uczniowie przyzwyczajeni są do uproszczeń, odgadną życzenia egzaminatorów”. Co z absolwentami dociekliwymi, głęboko myślącymi, krytycznymi? Postawa CKE nie dziwi mnie. Przypomnę szkolenie na egzaminatorów maturalnych (uczestniczyłam w nim w latach 2001, 2002). Wszelkie wątpliwości nauczycieli dotyczące np. klasyfikacji błędów językowych „gaszone” były w sposób żenujący: „tak uznała CKE”. Doszło do tego, że oczywisty błąd ortograficzny egzaminatorzy ze szczebla CKE uznali za błąd gramatyczny, bodaj fleksyjny, przynajmniej tak uzasadnił swoje stanowisko prowadzący szkolenie, jednocześnie szef całego kursu, w przeszłości nauczyciel doradca czy metodyk (pożal się, Boże!!!!) w kuratorium. Żadna dyskusja nie była możliwa, nauczycieli traktowano niemal jak półgłówków, unieważniając doświadczenie, wykształcenie, wiedzę wielu nauczycieli mających za sobą długi staż pracy, studia podyplomowe i wiele kursów.
O ile jeszcze podczas pierwszych matur tego nowego systemu podawano klucz odpowiedzi dotyczący wypracowań z języka polskiego, o tyle od 2 – 3 lat CKE podaje „przykład rozwiązania” czyli po prostu wypracowanie> Napisane przez kogo? – egzaminatora, a może zaprzyjaźnionego dziennikarza lub też członka rodziny?
Może ostro zabrzmi to, co powiem, ale czasem odnoszę wrażenie, że osoby zasiadające w CKE to ludzie cierpiący na przerost ambicji, zadufani w sobie, żądni władzy lub po prostu karierowicze.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że pan Legutko nie jest odpowiednią osobą na stanowiszko szefa CKE, podobnie jak jego brat nie nadawał się na szefa MEN
Pani Teresa ma rację, jeśli chodzi o szkolenia na egzaminatorów. Też niejednokrotnie słyszałem, że „z kluczem się nie dyskutuje”. Żenuła, jak mawiali niegdyś moi uczniowie.
Na szczęście w komisji trafić można było na rozsądnego weryfikatora, który nie myślał schematycznie i nie traktował klucza jak prawdy objawionej.
Pozdro dla Gospodarza 🙂
System szkolnictwa w Polsce (takze i tego „wyzszego”) dowodzi, iz centralne sterowanie, feudalne struktury, uklady i ukladziki wciaz w nim panuja i – wrecz – obowiazuja… A do tego wciaz zywa mentalnosc typu „homo sovieticus”!
Błędy w arkuszach, to jedna strona medalu. Druga, to błędy nauczycieli przy poprawianiu, których uczniowie nie widzą, nie mogą zweryfikować, porównać.
To miejsce dla nadużyć i szwindli. Nauczyciele poprawiający opowiadają, że nie nadążają za poprawą wg. wskazówek z OKE w trakcie poprawy, nie wracają się do wcześniej poprawionych prac, aby każdy błąd był poprawiony tak samo, bo pracują na akord. Im więcej poprawią, tym więcej kasy. A za błędy nie odejmują mamony. Dużo jeszcze upłynie wody a Wiśle, nim matura będzie miała ręce i nogi.
A mnie w zamieszaniu, które wynikło z maturami Króla i Libery, dziwi jedno: DLACZEGO nikt nie zauważył, że egzaminatorka, która oceniała te prace,źle je oceniła. Popełniła błąd w 3 kryteriach: kompozycja, styl, język!!! Ona po prostu źle oceniła te prace, szczególnie widać to po pracy prof. Króla.Czytałam tę pracę i widziałam zastosowanie przez egzaminatorkę kryteria- źle użyte! To tak na marginesie.