Nauczyciele na torach

Dzisiaj przed urzędami wojewódzkimi odbywały się pikiety pracowników oświaty organizowane przez Solidarność. W mediach poświęcono temu wydarzeniu bardzo mało miejsca, a jeśli już mówiono, to zwykle nie o meritum.  Nie będę jednak stawał w obronie nauczycieli, tłumacząc, dlaczego i w jakim celu pikietowali. Stanę w obronie innych istot, które zostały dzisiaj skrzywdzone przez media. Oto bowiem zaraz po krótkiej wzmiance o pikietujących nauczycielach osoba czytająca wiadomości poinformowała, że w Niemczech na tory wyszły krowy. Zamiast jednak wyjaśnić, co skłoniło biedne zwierzęta do tak dramatycznego kroku, pani redaktor podała, że liczba ofiar wyniosła osiem sztuk (pociąg wjechał w protestujące krowy). A o przyczynach protestu nawet się nie zająknęła, tylko przypomniała, że w Niemczech kilka tygodni wcześniej na tory wyszły owce, ale szczęśliwym trafem obyło się bez ofiar. I znowu ani słowa wyjaśnienia, o co też walczą biedne owce i krowy. Dosłownie szlag mnie trafił! Przecież – myślałem – zdesperowane bydlątka wychodzą już na tory, aby zaprotestować, a dziennikarzom nawet do głowy nie przyjdzie, żeby się pochylić z mikrofonem i posłuchać, o czym też one beczą i muczą. Nijak nie można się dowiedzieć, jaka jest sytuacja owiec i krów w Niemczech i dlaczego jest im tak źle. Normalnie czuję się, jakbym żył w Chinach – żadnej sensownej wiadomości.

Skoro nie mogę polegać na rzetelnych wiadomościach, muszę sam sobie ten protest bydlątek tłumaczyć. I czegoś tu nie rozumiem. Przecież do chowu zwierząt w Niemczech dopłaca Unia, czyli wszyscy podatnicy. Krowy mają tam mnóstwo dni wolnych od pracy, mogą też sobie do woli przeżuwać, kręcąc mordą, a nikt ich nie pogoni do roboty. Jeśli chodzi o liczbę godzin do przepracowania, to krowy mają nie 40-godzinny tydzień produkcji mleka, lecz dużo mniejszy. Jakieś 4-5 godzin dziennie. Wszystkie soboty i niedziele wolne – wtedy doić krów nie wolno. W ogóle bydlątkom w Niemczech nie jest źle. Takie przynajmniej chodzą słuchy w społeczeństwie, bo jak jest naprawdę, nie sposób się dowiedzieć. Media czekają tylko na ofiary na torach, czyhają, żeby tylko jakaś krowa oszalała. Gdy krowy szaleją, to owszem, pełno o nich w mediach, ale gdy trzeba dać prawdę o codziennym życiu zwierząt, to się człowiek nie doczeka.

A zatem po jaką cholerę wyszły te krowy na tory? A po kiego diabła pikietowali dziś pracownicy oświaty? Kogo to obchodzi? Całe szczęście, że nauczyciele nie wyszli na tory. Jeszcze by się mleko, przepraszam, krew polała.