Kiedy zastrajkują polscy nauczyciele?
Kiedy dowiaduję się, że w jakimś kraju strajkują nauczyciele, to zaczynam wierzyć, że niedługo zastrajkują także nauczyciele w Polsce. Strajkowali Bułgarzy, Estończycy, następni pewnie będą Polacy. Tymczasem logika ta jest bardzo złudna. Choćby bowiem strajkowali belfrowie we wszystkich krajach, nie znaczy to, że zastrajkujemy i my. Przed snuciem błędnych analogii przestrzegał Stefan Themerson w „Katedrze przyzwoitości”. Pisał o dwóch identycznych kawałkach lodu. Nawet jeśli te kawałki są identyczne, to przecież jeden z nich może płynąć w rzece Styks, a drugi w rzece Skamander. Pierwszy zatem jeszcze bardziej obrośnie lodem, a drugi się rozpuści. Zanim więc ktoś zacznie wyciągać pochopne wnioski ze strajków nauczycieli w Bułgarii czy Estonii, najpierw powinien sprawdzić temperaturę rzeki, w jakiej tkwią polscy nauczyciele. Styks czy Skamander? Rzeka śmierci czy rzeka życia?
Pamiętam, jak w okresie PRL media nagłaśniały strajki nauczycieli w USA czy w innym zachodnim kraju. Strajk belfrów wg propagandy komunistycznej to miał być dowód, że w tych krajach jest źle. Gdy strajkują nauczyciele, to muszą mieć naprawdę ważny powód. Zachowałem sobie nawet parę wycinków z gazet jako dowód, że USA to bieda z nędzą. Gdzie ja bym się pchał do Ameryki, skoro tam strajkują nawet nauczyciele? Widocznie jestem podatny na propagandę. Teraz wierzę, że w Polsce jest dobrze. Dopóki nauczyciele nie wyjdą na ulice, nic mnie nie przekona, że jest źle.
Jedni sprawdzają co rano kursy walut, innych interesuje giełda, a mnie interesuje tylko to, czy strajkują nauczyciele. Bo gdy zaczną strajkować na serio, to wtedy i złotówka poleci w dół na łeb na szyję, i akcje wielu spółek giełdowych spadną. Wtedy nastanie kryzys, więc dobrze będzie zrobić zapasy żywności, wódki i papierosów. Ale na razie jest w Polsce na tyle dobrze, że nauczyciele nie potrzebują strajkować.