Szkoła przeciwko władzy czy za?

Ile razy szkoła usiłuje nie mieszać się do polityki, tyle razy dostaje się w szpony władzy i musi recytować to, co władza chce. Jeszcze wprawdzie prawdziwymi nabojami nam strzelać nie kazano, ale w poprzednim roku szkolnym musieliśmy pluć i oczerniać grupy źle widziane przez władzę, np. homoseksualistów (patrz afera z Gombrowiczem w tle) czy ludzi mających lewicowe ponoć korzenie (patrz nieprzyznanie medali nauczycielom rekomendowanym przez ZNP). Teraz może się wprawdzie wydawać, że z tej rządowej czytanki już niewiele w szkole zostało, ale to przecież pozory. Skoro w imię prawa rozlicza się dyrektorów z mundurków, to równie dobrze widmo Giertycha może wrócić w każdej innej postaci. Kto tam wie, które prawo Giertycha zostało unieważnione, a które nadal działa. Przecież Trybunał Konstytucyjny wypowiedział się tylko w sprawie amnestii maturalnej, reszta czytanki jest więc nadal aktualna.

W związku z tym, że polityka nieustannie wcina się do szkół, zastanawiam się, czy szkoły mogą być na to obojętne. Nauczyciele nieraz zachowywali się jak arystokraci ducha, udając, że cały ten polityczny smród, jakimi cuchnęły nakazy płynące z MEN, wydziałów oświaty  czy kuratoriów, ich nie dotyczy. Pewnie teraz też będziemy udawać, że nie przesiąkliśmy smrodem politycznym, mimo że w szkołach cuchnie polityką od podręcznika aż po szkolny ubiór, że aż głowa boli. Co z tego, że jako nauczyciele usiłujemy nie mieszać się do polityki, jeśli instytucja, w której pracujemy, została ściśle z polityką złączona?

Szkoły, jak wiemy z historii, mieszały się z własnej woli do polityki tylko w momentach kryzysu państwa. Tak było w okresie zaborów czy tuż przed upadkiem komunizmu. W 1989 uczniowie nosili ulotki wyborcze Solidarności z inicjatywy patriotycznie nastawionych nauczycieli. Dziś i owi uczniowie, i ówcześnie nauczyciele mogą z tego powodu być dumni. A jednak rok 2007 nie jest tak prosty ideologicznie jak 1989. Dziś ani łączenie się z uczniami w buncie przeciwko władzy, ani też łączenie się z młodzieżą w lojalizmie wobec rządu nie jest moralnie słuszne. Zresztą milczenie i udawanie, że polityki w szkole nie ma, jest jeszcze gorsze. Po prostu nie wiadomo, co z tą polityką w szkole robić. Głos ministra kultury, Kazimierza Ujazdowskiego, aby politykę wyprowadzić ze szkół, jakkolwiek piękny, jest nie do wykonania. Najpierw trzeba by wyprowadzić polityków z oświatowych urzędów, bo namnożyli sie tam jak króliki.