Zeszyty zakazane i dozwolone

Nie rozumiem, dlaczego okładkami zeszytów szkolnych nie zainteresowali się znani projektanci mody. Dlaczego nie ma zeszytów Giorgio Armaniego czy Arkadiusa albo Givenchy czy Ralpha Laurena? To duży błąd tak zaniedbywać młodego odbiorcę. W rezultacie tych zaniedbań dzieci mają do dyspozycji albo zeszyty z kiczowatymi okładkami typu „Kot bez butów” czy „Końska głowa”, albo ze zdjęciami idoli, polityków, bohaterów filmów, ewentualnie humorystyczne, erotyczne oraz przerażające. I właśnie te dwa ostatnie typy – erotyka i horror – pobudziły mnie do refleksji, czy to wypada.

Czy uczniowi wypada mieć znaczek Playboya na okładce zeszytu do matematyki? Czy wypada straszyć nauczycielkę geografii zeszytem ze zdjęciem trupiej czaszki w bejsbolowej czapce? Nie wypowiadam się w swoim prywatnym imieniu, ponieważ mnie bardziej poraża kicz, np. końska morda z rozwianą grzywą, niż jakikolwiek horror czy erotyka, ale zastanawiam się jako pracownik szkoły. Skoro w regulaminie wielu placówek oświatowych są umieszczone liczne zakazy dotyczące wyglądu ucznia, to należałoby także zastanowić się nad estetyką uczniowskiego zeszytu. Inaczej dochodzi do tego, że ubrana jak mniszka dziewczyna, bo taki jest regulamin, wykłada na ławkę zeszyt kupiony chyba w sklepie erotycznym albo w świątyni kultu demonów. Podobnie niepokoi mnie, gdy grzeczny chłopiec używa zeszytu, na którego okładce wydrukowane są scenki z komiksów typu „tylko dla dorosłych”. I co z tym wszystkim zrobić?

Gdyby Giertych ostał się na tronie, pewnie wprowadziłby obowiązkowe jednolite mundurki na zeszyty. A tak mamy kłopot. Chyba pozostanie nam jedyna słuszna metoda, czyli udawać, że problemu nie ma. Ja w każdym razie liczę na słynnych projektantów mody. Może zobaczą w końcu, że zeszyt szkolny to tak samo wdzięczne zadanie jak damski kostium czy męski garnitur. Nie mogę się doczekać, a na razie zamykam oczy i udaję, że nie widzę tego kiczu.