Szkoła bez ocen
Wystawiłem już większość ocen, czym spowodowałem, że uczniowie przestali chodzić na lekcje. Bo niby po co? Do końca roku szkolnego jeszcze dwa tygodnie, ale w dwóch klasach już ocenionych frekwencja jest w granicach 30 procent. Dzisiaj wystawiam oceny w klasie pierwszej, a zatem ryzykuję, że także najmłodsi przestaną przychodzić do szkoły. Ewentualnie tylko na lekcje do mnie, bo może inni nauczyciele znają jakieś metody przyciągnięcia uczniów do szkoły w ostatnie dni roku szkolnego. Kilka lat temu przygotowałem specjalny program nauczania, ale i to niewiele dało. Omawiałem „Pachnidło” Patricka Süskinda, zanim jeszcze zaczęto je filmować. Miałem trzy osoby na lekcji, a pozostałe uważały, że to nie dla nich. Moda na tę powieść przyszła wraz z filmem dwa lata później. W tym roku nie przygotowuję specjalnego programu na upalne dni czerwca, tylko realizuję standardy. Nieobecni stracą jeszcze bardziej, chyba że ktoś w najbliższym czasie wywoła modę na „Ludzi bezdomnych” i uczniowie sami nadrobią materiał.
Jestem zwolennikiem uczenia bez oceniania oraz chodzenia do szkoły bez przymuszania. Ukierunkowanie programu na uzupełnianie zaległości i pracę z uczniami, którzy nie zrozumieli materiału, ponieważ nie byli na lekcji, uważam za nonsens. Nieobecni z własnej woli niech uzupełniają zaległości samodzielnie. Dlaczego zawsze muszą tracić te osoby, które ciężko pracują, chodząc regularnie do szkoły? Niech nie będzie żadnych ocen, tylko egzaminy końcowe, czyli w liceum jedynie matura. Oczywiście na życzenie ucznia bądź jego rodziców można by sformułować ocenę umiejętności. Jednak niech to nie będzie norma, że nauczanie jest powiązane z ocenianiem. Nauczanie niech wywołuje pragnienie uczenia się, a nie żądzę zdobywania ocen.
Męczy mnie świadomość, że spora część młodzieży uczy się dla ocen, a nie dla siebie. Męczy mnie świadomość, że największą ofertą szkoły są oceny. Precz z ocenami! Proszę ministra edukacji o zlikwidowanie obowiązku oceniania uczniów.
Komentarze
Wyobraża sobie Pan, jak gruntownie zatem należałoby przeorać świadomość wszystkich – uczniów, rodziców, samych nauczycieli, żeby taki projekt zrealizować? Mało prawdopodobne. To samo dotyczy sytuacji, o której pisał Pan poprzednio: religia jest przedmiotem lekceważonym, ponieważ ocena z niego do niczego się nie liczy.
Nawiasem mówiąc, w gimnazjum trzecie klasy powinny kończyć rok szkolny zaraz po swoim egzaminie, ponieważ jak tylko go zaliczą, przestaje im zależeć na czymkolwiek: najważniejsze przecież mają już za sobą. Ten sam mechanizm.
Uczyłem się dla siebie, w liceum i na studiach. Może byłem dziwny, ale to lubiłem. Ocenianie wybitnie mi w tym przeszkadzało. Zamiast skupiać się na zgłębianiu tematów, które akurat mi przypadły do gustu, trzeba było wkuwać jakieś regułki, fakty, itp. rzeczy, które i tak się zaraz zapominało. To, co mnie samego zaciekawiło, pamiętam do dzisiaj – nawet z lekcji języka polskiego, za którą nie przepadałem. Dzięki Ci, Wielka Karmazynowa Marylo!
Kurcze, a McLuhan przewidywał, że w szkole przyszłości uczniom za naukę będzie się płacić… jesteśmy na dobrej drodze 🙂 Tylko że sprawa znowu rozbije się o państwowy budżet…
Szanowny Panie Darku!
Nie podzielam Pańskiego poglądu. Szkoła to placówka nie tylko ucząca ale także wychowująca. W wychowaniu wielkie znaczenie ma właśnie ocena działania człowieka. W szkole powinny być ocenianie postępy i wyniki nauczania. Obecnie stosowana w szkolnictwie sześciostoniowa skala ocen z JEDNĄ TYLKO OCENĄ negatwną nie służy wychowczej ocenie postępów i wyników nauczania a właściwie uczenia się. Może wystarczy ona dla oceny wyników uczenia się – zakresu i poziomu zdobytej przez ucznia wiedzy, ale dla tego celu wystarczyłyby tylko dwie oceny: pozytywna i negatywna, gdyby nie znaczenie wychowawcze rozszerzonej skali ocen również wyników.
Dziś nauczyciel dysponuje tylko jedna oceną negatywną niepozwalającą mu zróżnicować dezaprobaty dla całkowitego braku postepów i aprobaty dla wysiłku ucznia, który wprawdzie czyni postępy ale jeszce niedostateczne. Taka negatywana ocena, zawierająca elementy aprobaty jest niezbędna w procesie edukacji i wychowania.
Moją edukację w pierwszej klasie szkoły powszechnej rozpoczęła prywtanie nauczycielka, sąsiadka Żydówka, profesorka licealna, która ze znanych powodów więcej przebywała u sąsiadów niż w swym mieszkaniu (lata 1939/40). Gdy opuściła nasz dom, rozpoczynając wędrówkę po rodzinach swych gimnazjalnych i licealnych uczennic, co uratowało ją przed holokaustem, kntynuowałem naukę w szkole prywatnej, a po jej formalnej likwidacji przez okupanta, nadal w niej ale na tajnych kompletach (piąta i szósta klasa). Po wysiedleniu z Warszawy uczyłem się w szkole średniej w Radomiu, do której mnie przyjęto do pierwszej klasy gimnazjalnej, na podstawie świadectwa ukończenia szóstej klasy szkoły powszechnej, wypisanego, wraz z ocenami ze wszystkich przedmiotów, odręcznie przez moją nauczycielkę-wychowawczynię na kartce papieru mniejszej niż kartka z kalendarza kieszonkowego.
Po wyzwoleniu moja szkoła średnia ujawniła się jako Państwowe Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcace im. T Chałubinskiego w Radomiu. Dalej uczyłem się w 1 Państwowym Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcacym im. M. Kopernika w Łodzi, w którym po przekształeniu w Liceum zdałem maturę.
W okresie całej mojej edukacji w szkole powszechnej (zwanej dziś podstawową) i średniej nie występowało zjawisko „olewania” nauki przed końcem roku szkolenego, ponieważ końcową ocenę można było poprawić albo pogoszyć jeszcze w przedostanim dniu roku szkolnego, tj. w dniu w którym kochane belferki i belfry po lekcjach zbierały się na posiedzeniu rady pedagogicznej i w celu wypisania świadectw. A nie było wtedy komputerów, a nawet marzeń o nich. W ostanim dniu roku szkolnego już tylko uroczyście wydawano świadectwa. To co się dzisiaj dzieje w szkolnictwie – wystawianie ocen końcowych na długi okres przed ukończeniem roku szkolnego to jeden z synptomów FATALNIE WADLIWEJ, NIEWYCHOWACZEJ ORGANIZACJI DZIAŁANOŚCI SZKÓŁ ŚREDNICH I PODSTAWOWYCH, efekt licznych nieprzemyślanych reorganizacji szkolnictwa przez kolejne ekipy rządowe, bez wyopbrażenia sobie skutków „cudownych” zmian. Nie należy za to winić tylko dyrekcji szkól i nauczycieli, którzy stracili status wychowawcy, wspódzialającego z rodzicami, a stali się szeregowymi dostawcami usług oświatowych, najczęściej wbrew swojemu pedagogicznemu powołaniu i wbrew swoim marzeniom o pracy nauczyciela i wychowawcy.
Droga Meduzo7!
Religia nie jest przedmiotem lekceważonym dlatego, że ocena z religii nie jest wliczana do średniej. Znaczna część młodzieży nie poddaje sie szkolnej indoktrynacji religijnej, nawet wtedy, gdy jest ona prowadzona nowocześnie przy wykorzystaniu audiowizualnych środków przekazu i muzyki młodzieżowej zamiast kościelnej. Młodzież zaczyna myśleć racjonalnie (internet!), mimo że w szkole nie naucza się logiki formalnej lub propedeutyki filozofii. Młodzi mają świadomość, że nauka wypiera dogmaty religijne i dostrzega hipokryzję religijnej etyki.
W środowisku moich już dorosłych wnuczków, według ich relacji, przeważają osoby niewierzące, których część deklaruje przynalezność do KK, bo tak wypada.
P.S. Wyrazów „belferki” i „belfry” użyłem nie pogardliwie a z całym szacunkiem dla nich i z dobrą pamięcią o ich efektywnych trudach dla pokonania mojej i moich kolegów bariery, niemal immunologicznej, dla wiedzy i dobrych obyczajów.
Pozdrawiam.
Człowiek pracujący dostaje zawsze wynagrodzenie za pracę.Są różne formy wynagradzania: pobory, podziękowanie, pochwała itp.Młody człowiek chodzący do szkoły swoją naukę też powinien traktować jak pracę i otrzymywać za nią „wynagrodzenie”.Nie mam na myśli tego co pisze jak wyżej p. Hoko.Musi być ocena , czyli wynagrodzenie za pracę, bo taka jest ludzka natura.Są ludzie, którzy pracuja dla swojej przyjemności i uczą sie dla siebie – nie dla oceny, ale tacy należą do tak zwanej mniejszości.A na marginesie ja mam oceny wystawione w swoim notesiku, a uczniowie mają wiedzę tylko o ocenach przewidywanych. Do Rady Klasyfikacyjnej(19.06.) dużo jeszcze może się zmienić.Kto wystawił oceny wcześniej musi liczyć się z absencją uczniów, niektórzy nauczyciele robią to nawet specjalnie.Mają święty spokój i mogą uzupełniać papierkową robotę.
Cudownie!!
Ja uczę się dla siebie. Jestem jednym z nielicznych uczniów, uczących się tych przedmiotów, które lubią albo które są ciekawie prowadzone. Jest to bardzo, moim skromnym zdaniem, normalne. Uczyć się wszystkiego nie warto, uważa Pan pewnie, że na polski powinni chodzić wszyscy, bo wszyscy z niego zdają maturę, ja jednak dziś nie wpadłem, bo i po co? I tak pewnie nic się nie działo.
Tak więc apeluję przy tej okazji!
Uczcie się przedmiotów, które Was ciekawią, mnie to odpowiada.
Teraz uważam że Pan jest naprawdę w porzo. Mimo iż inaczej Pan pisze a inaczej robi. Ale w porównaniu z resztą belfrów spod znaku Wojciecha Jaruzelskiego to Pan jest prawdziwym autorytetem i za to Pan jest prześladowany
Dedykuję Panu „Przesłanie Pana Cogito”
Ja się zastanawiam i jestem przeciw tak zwanym świadectwom z paskiem. Perspektywa ich otrzymania odbiera większości uczniom rozum. Posuwają się niemal do intryg, by tylko otrzymać to upragnione złote runo. I bardzo często owocuje nieuzasadnionym poczuciem lepszości. A oceny… Częściowo się zgadzam z Panem. Co mają oceny do życia? Uczniowie budują poczucie własnej wartości w oparciu o nie. I traktują jako podstawę dyskryminowania tych słabszych. Ja tych słabszych wolę. Łatwiej osiają radość, jak im się coś uda. I cieszą się z każdej pochwały. Choć mam w pamięci fragment z Pana książki, że :trudny uczeń nigdy nie jest wdzięczny” i nie należy tego oczekiwać.
Fantastyczny pomysł. Tylko to jest tak jak z komunizmem. Ludzie jako zwierzęta jeszcze nie są na tym etapie ewolucji Panie Darku…
do Matematyczki:
Wynagrodzeniem za naukę są wiedza i umiejętności. Im lepiej ktoś wykona daną pracę=naukę (lub ma lepsze predyspozycje), tym wyższe wynagrodzenie dostanie.
Ale… uczniowie potrzebują ocen, im więcej, tym lepiej. Sami mi mówili. To im daje obraz ich wiedzy i umiejętności. Bez oceny trudno im stwierdzić, na ile są w stanie np. zdać maturę. Na uczenie bez ocen, moim skromnym zdaniem, jest czas na studiach, ale też nie na pierwszym czy drugim roku. Dopiero pod koniec studiów człowiek dorasta na tyle, żę jest w stanie uczyć się tylko dla siebie, dla przyjemności po to, aby móc zabłysnąć przed przyszłym pracodawcą choćby na rozmowie kwalifikacyjnej.
U mnie w klasie frekwencja na poziomie 14% – dyrekcja zawiadomiona o tym pozwoliła reszcie iść do domu bo zostały zastępstwa + francuski którego nikt z nas nie zdaje na maturze.
Oceny tak, ale nie cyferki tylko opisowe. W opisie można zawrzeć i pozytywy i krytykę i każdy opis jest inny, indywidualny. Cyfry – nie pokazują co kto naprawdę potrafi- kto ściągnął, kto się nauczył, kto się starał itd X ma 1 to tuman, Y ma cztery mądre dziecko, uczy się. Tylko że Y mógł ściągać aż się kurzyło, a X się uczył ale nie rozumie.
Nie mogę się uczyć tego co lubię i co jest mi potrzebne – jak ciągle powtarzają profeosorowie to liceum ogólnokształcące i uczymy się wszystkiego z programu.
Są przedmioty na którcyh wystarczy słuchać żeby umieć, są takie które trzeba wkuć choćby w minimalnym stopniu i jakoś idzie, są takie które trzeba zrozumieć a wszystkie są oceniane tak samo.
Problemem nie jest wczesne wystawianie ocen, ale olewanie przez uczniów szkoły, przez nauczycieli też. Przykro się robi kiedy te kilka osób czeka pod salą a nauczyciel nie przychodzi, kiedy się pójdzie do pokoju nauczycielskiego można usłyszeć że przecież oceny wystawione i po co przyszliśmy, a my -uczniowie- naprawdę chcemy się uczyć,wiedzieć i rozumieć.
do 82×28 :
Takie rozumowanie pachnie utopią.Tak mi sie przynajmniej wydaje.
Co za zbieg okolocznosci! Ja „Pachnidlo” przeczytalam na wlasnie takiej lekcji po wystawieniu ocen (w coraz bardziej zamierzchlej przeszlosci to bylo;). Przeczytalam, siedzac sobie w sloneczku, w oknie -takim solidnym, podwojnym, co zostalo skwitowane przez przechodzaca pania dyrektor prosba: „chociaz udawaj, ze ktos sie tu jeszcze uczy”. Bardzo lubilam chodzic w redy do szkoly: przychodzily jakies 2-3 osoby, mozna bylo pogadac, poczytac i rozkosznie poleniuchowac majac calkowicie czyste sumienie;)
Pana podejście jest zbyt idealistyczne… Gdyby nie było ocen to większość osób nie miałaby żadnej motywacji do nauki. A tak mimo wszystko coś przyswoją. Poza tym w ludziach jest potrzeba rywalizacji, bycia lepszym, które poprzez oceny mogą pokazać.
pisze prace na temat wplywu ocen na wlasne podejscie do nauki, tj jak sterowac/motywowac ocena aby uczniowie uczyli sie dla siebie a nie dla ocen.
Czy mozecie mi Państwo wskazać jakies interesujace3 publikacje na ten temat? ewent wskazówki wynikajace z własnego doświadczenia?
pozdrawiam
A ja popieram.
Jeśli ktoś chce- nauczy się. Jeśli nie- jego strata. „Nic na siłę”
Nic na siłę nie wchodzi przyjemnie, a jeśli byłaby dobrowolna wtedy na pewno każdy z nas poszukiwałby wiadomości z zakresu interesującego go. Humaniści nie byliby męczeni za całki potrójne, umysły ścisłe nie byłyby katowane licznymi datami historycznymi.
Podpisuję się pod tym obiema rękami (i nogami)
Zgadzam się absolutnie z tym że ocen nie powinno być w szkołach a młodzież powinna uczyć się tego co ją interesuje, dzisiaj niektórzy na jednej lekcji się nudzi, innych się boi a inne lubią i chcą się uczyć ale nie zawsze im się udaje bo czasem nie rozumieją ale i tak próbują.
Dzisiejsze szkoły nie uczą, one programują umysły młodych ludzi by wykonywały polecenia bez krytyki i własnych spostrzeżeń.
Uczeń nie może tego skrytykować bo mówią że pyskuję albo zostanie wyproszony z klasy albo dostanie jedynkę, oceny to czysta manipulacja i rodzaj poróżnienia uczniów a potem się dziwimy dlaczego jeden pobił drugiego, dlaczego są bandyci którzy lubią zabijać innych bo uważają sie za lepszych, dziwimy się że jeden żyję pogard dla drugich, człowiek człowiekowi wilkiem.
TO PARANOJA !!!!!!!!
pozwólmy ludziom się rozwijać we własnym zakresie bez przymusu i manipulacji bo świat a szczególnie dzieci i młodzież zwariuje, nie będzie w ogóle chodzić do szkoły , i bęzie co raz gorzej z wychowaniem ich na dobrych ludzi.
Każdy człowiek jest indywidualną jednostką choć potrafi działać w grupie to predyspozycje do danego przedmiotu ma różne od innych. Każdy rozwija się według własnych etapów życia, własnymi drogami i doświadczeniami, szkoła , powinna mieć na celu umożliwienie dania inforamacji potrzebnych do rozwoju dzieci tego co one chcą czego potrzebują ,one wiedzą czego chcą, nawet te w kołysce, dzieci mają się w szkołach rozwijać , swoje zainteresowani i talenty, mając również własne poglądy aby w życiu dorosłym łĄcząc się z innymi stworzyć coś nowego, lepszego nei takiego samego za wczasu poprzedniego pokolenia wedłUg tych samych schematów i poglądów, NIE PROGRAMÓJMY LUDZI ALE ROZWIJAJMY ICH, PRZEKAZUJMY INFORMACJE BEZ PRZYMUSU, LUDZIE TO LUDZIE , NIE MASZYNY
Dante:
– oceny to forma manipulacji
– za krytykę wylot z sali albo jedynka
– nauczyciele programują umysły uczniów
– bandyci zabijają, bo uważają się za lepszych…
Wg mnie jesteś sfrustrowany i to porządnie. Napiszę, że nie zgadzam się z żadnym z wymienionych argumentów: oceny jako manipulacja? Toż to demagogia, albo przynajmniej bardzo mało dobrej woli z Twojej strony, by przekonać się, że jest, albo przynajmniej bywa zupełnie inaczej.
Formalnie wylatywać z sali nie można. Dlaczego wrzuciłeś krytykę i pyskowanie do jednego worka? Naprawdę nie dostrzegasz różnicy w tych pojęciach?
Nauczyciele programują… uwierz, że metody nauczania podlegają ciagłym zmianom. Warto to dostrzec.
O bandytach nie będę pisał. Przesadziłeś w swojej implikacji.
I to wszystko ująłeś w jednej wypowiedzi. Jeśli jesteś nauczycielem, to sugeruję zmianę zawodu. Jeśli uczniem: wypocznij solidnie przez weekend. I piszę o tym szczerze, bez jakiejkolwiek zgryźliwości i złośliwości.
zgadzam się z komentarzem Daantego ludzie aszczegulnie młodziesz powinna uczyćsię tego co umożliwi jej rozwój,bez przymusu i ocen tylko dzięki opini ludzie mogą wiedzieć jak im idzie nauka i co powinnipoprawić to jestdobre a nie jakieś oceny,
Ludzie to nie maszyny, zgadzamsie z tym faktycznie bezprzerwwy wpychają młodzieży dogłowy swoje punkty widzenia ale nie słuchają potrzeb uczniów, oninie chcą siedzieć nalekcji 45 minut gdzie wmusza sę w nich to co nauczyciele czyminister edukacji uważa że jest dobre dla nich to złe podejśćie i zanimsie to zmieni minie jeszcze sporo czasu.
każdy pottrzebuje informacji, pomocy naukowej nie przymusu uczenia się ale możliwości uczenia się bez ograniczń,bez patrzenia na zegarek, bez patrzenia na oceny,trzeba patrzeć naludzi nie w dziennik, niew papierek to że zdałeśegzamin nieznaczy że informacje które w nimzawarłeś sąw twojej głowie, młodzieżdzisiaj bardziej skupia się by wkuć coś i zdać egzaminy niż nauczyć się tego co im jest potrzebne.
Szkoła ma umożliwić naukę a nie jądyktować system eedukacji jest nie dobry dla tych ludzi , za małoelastyczny, nie poporządkowanypotrzebom młodzieży.
Tak, jestem uczniem i widzę, co się dzieje. Zgadzam się z Dante i Dominoday w pełni. Idiotyczna jest według mnie nauka czegoś pod przymusem dla oceny. Jeśli już nauczyciele faktycznie są za takim systemem, niech chociaż nie nauczają nas na „odwal”. Próbujcie zainteresować ucznia przedmiotem, a nie narzucać im jeszcze więcej materiału „do wkucia”. Jaki system jest, taki jest i nic z tym nie zrobimy, ale wszystko byłoby do uzgodnienia, jakby tylko nauczyciel z uczniami chciał szczerze porozmawiać. Ale z reguły nie robi tego, bo taki system mu pasuje.
Pozdrawiam
Popieram pana. Oceny tylko utrudniają życie, sam jestem uczniem i wiem że nie mogę normalnie się uczyć, doskonalić się, bo muszę pisać sprawdziany na których muszę umieścić idealnie skopiowany tekst z książki lub z zeszytu. Zeszyt też niby teoretycznie jest mój i mogę sobie go prowadzić jak chce, ale jak przychodzi co do czego to i tak muszę w nim mieć to co nauczyciel chce, bo inaczej nie wstawi dobrej oceny. A jak wiemy: zła ocena = złe stopnie końcowe = złe świadectwo = mniejsza szansa na znalezienie wymarzonej pracy. W szkołach się nie uczymy, tak naprawdę siedzimy by odsiedzieć swoje, mieć frekwencje. Osobiście jestem sam w stanie się nauczyć około 10x więcej sam w domu niż w szkole. Ale nie mam udokumentowanych umiejętności, papierku który tak bardzo wszyscy chcą. Ja i większość moich kolegów po powrocie z szkoły, po prostu śpi. Niby w szkole się uczymy a tak naprawdę to mówią nam co mamy się nauczyć w domu, ale jak uczyć się w domu jeśli tracę pół dnia w szkole a następne pół dnia śpię? Żyjemy w jednym wielkim absurdzie. Czas skończyć z niemieckim systemem edukacji na terenie Polski. Czas wrócić do Normalności.
Super tekst, a co do meritum, to ja mam takie doświadczenie:
W liceum miałem ciągle straszliwe problemy z językiem angielskim i nabrałem przekonania, że go nie umiem.
Ale po pierwszej dwudziestominutowej rozmowie z pewnym Niemcem, długo po opuszczeniu szkoły, było pełne zaskoczenie, że tak długo pogadaliśmy, a w liceum było płacz i życzenie, by anglistka zmarła w nieskończonych męczarniach.
Dzisiaj mówię. Prawdopodobnie źle, niegramatycznie, czasem brakuje mi słów i zamiast ?Środa? pada ?trzeci dzień tygodnia?, ale sobie radzę i nikt nie narzeka.
Dodajmy, że kto inny nauczył mnie angielskiego, bo ta anglistka nie była w ogóle pedagogiem i nie miała żadnych umiejętności w tym kierunku.
Wniosek prosty: zlikwidować oceny przy nauce języków obcych.
Uzasadnienie: bojąc się złej oceny, budowałem jedno zdanie przez pięć minut. Bez ocen, mówiłbym tak, jak umiem, byłbym poprawiany ?w locie? i tak bym się nauczył lepiej i szybciej, niż to faktycznie miało miejsce.
A co do uwag o motywacji, to chciałbym przypomnieć, że wielu nauczycieli straszy uczniów ocenami, zamiast samym wziąć się do pracy! Moi najlepsi nauczyciele nie stawiali złych ocen, bo nie musieli ? dobrze tłumaczyli (matematyczka), dobrze opowiadali (historycy, geograf) i umieli tak poprowadzić lekcję, że chciało się na nią przyjść. Jeśli jakiś nauczyciel używa ocen jako środka przymusu, to powinien natychmiast zmienić zawód.
Pomysł, by był tylko jeden egzamin na koniec szkoły jest jednak wadliwy, gdyż powoduje obniżenie poziomu z powodu nadmiernego stresu uczniów. Poza tym wynik takiego egzaminu zależy bardziej od dyspozycji dnia, niż od nabytej wiedzy. Dlatego właśnie matura i inne egzaminy powinny zostać zlikwidowane. Uzasadnienie: w trakcie nauki przez 12 lat uczeń był tyle razy oceniany, że gdyby nie zasługiwał na maturę, to by to było wiadome o wiele wcześniej. Matury można nie zdać przypadkiem, ale jeśli się do niej dotarło, to się na nią zasługuje.
Pozdrawiam.