Jaja do rozbicia

Giertych zrobił sobie jaja z kanonu lektur, a teraz różne osoby próbują te jaja rozbić i usmażyć sobie z nich pożywny omlet. Kto pierwszy je rozbije, tego ozłocimy, padniemy przed nim na kolana i ogłosimy obrońcą kultury narodowej. Nic więc dziwnego, że z racji nazwy stanowiska, które piastuje, pierwszy porwał się za rozbijanie giertychowskich jaj Kazimierz Ujazdowski, minister kultury. Dziś ma to zrobić publicznie, w ramach tzw. konferencji uzgodnieniowej w sprawie lektur. Odbywa się ona teraz w siedzibie MEN. Jaja po prostu jak berety. A z rozbijania jaj będą jeszcze większe jaja. Czekam na sprawozdanie z konferencji.

Gazeta Wyborcza opublikowała dziś list otwarty kilkorga wybitnych polonistów, podpisany m. in. przez prof. B. Chrząstowską z Poznania, którym też ślinka cieknie na omlet z tych jaj. Jaja może i fajne, ale do rozbijania ich potrzeba siły, sprytu i odwagi, tymczasem trzepaczka złożona z pięciu na krzyż polonistów, choćby i światowej sławy, to naprawdę za mało. Na dobry początek może i wystarczy, ale na jaja, jakie sobie zrobił z kanonu minister edukacji, potrzeba megatrzepaczki. Nie tak łatwo rozbić giertychowskie jaja, daję słowo.

Dobrze rozumiem Romana Giertycha i wcale nie mam mu za złe tych jaj. Pewnie czytał tak jak ja wielkiego czeskiego filozofa Jana Patočkę, który powiedział, że „są sprawy zasługujące na to, by człowiek dla nich cierpiał”. I minister dodał od siebie: „Uczeń też człowiek. Dam więc uczniowi taki zestaw lektur, aby cierpiał jak każdy człowiek. Czemu nie Dobraczyński?” Popieram ministra w tych jajach: niech uczeń cierpi, bo przez takiego Witkacego, Gombrowicza czy innych popaprańców cierpi za mało. Ale jaja do rozbicia. Tylko komu się to uda?