Jak odzyskać autorytet?
Nie tylko szkoła straciła autorytet, a jednak szkoła potrzebuje go najbardziej. Kościół, jak się okazuje, radzi sobie dość dobrze, mimo że obniżył się nie tylko autorytet księży, ale upadł także autorytet najwyższy, tzn. Boga. Szkoła bez autorytetu nauczycieli sobie nie radzi. O księżach mówi się źle, a jednak nikt nie wkłada im podczas odprawiania mszy kosza na głowę ani też nie wrzuca zgniłego jajka do konfesjonału, gdy spowiadają wiernych. Kościół zachował swój autorytet, mimo że księża go znacząco stracili. Co innego w szkole: upadek autorytetu nauczyciela idzie w parze z upadkiem autorytetu szkoły jako instytucji.
Nie ma sensu wymyślać nowych programów, ponieważ od instytucji pozbawionej autorytetu i od ludzi ją reprezentujących nie przyjmuje się niczego, lecz to wyśmiewa. Nie złe programy są winne, ale nauczyciele bez autorytetu i niewychowani uczniowie (te dwie sprawy są ze sobą ściśle powiązane). Dlatego zamiast myśleć o reformie programów nauczania, pomyślmy o reformie wychowania. Żaden program nie jest możliwy bez pewnych podstaw wychowawczych, bez określonych rygorów stawianych klasie i egzekwowanych przez każdego nauczyciela. Nie chodzi mi wcale o żelazną dyscyplinę, lecz o elementarne rygory (podstawy wychowania należy uzgodnić i egzekwować). Nawet najdoskonalsze programy nauczania nie przyniosą bowiem żadnych rezultatów, jeśli młodzież nie zechce im się podporządkować. Dlatego – powtarzam – szkole potrzebne są najpierw nowe podstawy wychowania, a dopiero potem nowe podstawy nauczania. Jeśli w wychowaniu uczniów nie zmieni się nic, szkoda czasu i atłasu na zmianę programów nauczania.
Trzeba przyznać otwarcie, że szkoła nie uczy dziś ani dobrych manier, ani szacunku dla symboli. Zajęliśmy się edukowaniem, a nie wychowywaniem. Zrezygnowaliśmy z zasady, że dorośli mają młodym coś wartościowego do przekazania, np. dobre wzorce zachowania, kulturę języka, szacunek do człowieka itd. W efekcie uczymy bez autorytetu. Ile jeszcze koszy trzeba włożyć nauczycielom na głowę, ile filmów o gnojeniu nauczycieli muszą nagrać uczniowie, abyśmy zrozumieli, że tak dalej uczyć nie można? Przecież szkoła, która rezygnuje z wychowywania, to już nie szkoła. Dlatego dajmy sobie spokój z reformą nauczania, nie jest wcale złe, a zajmijmy się wychowywaniem, bo jest do niczego.
Komentarze
Porównywanie sytuacji księży z sytuacją nauczycieli jest według mnie nietrafne ponieważ każdy kościół jest „organizacją” opartą na dobrowolności. Nie ma czegoś takiego jak „przymus religijności” i obecnie każdy komu się kościół czy księża nie podobają może po prostu do niego nie chodzić. Stąd nie ma wsadzania koszy na głowy księżom podczas mszy.
Do szkoły natomiast chodzić trzeba, czy się to podoba czy nie. I ci którym się to nie podoba mają możliwość manifestowania swojego niezadowolenia jedynie w obrębie szkoły.
Co do autorytetu nauczycieli jako zbiorowości to wszystko zależy od tego, co Gospodarz miał na myśli pytając o możliwości odzyskania autorytetu.
Jeśli autorytet mają odzyskać ludzie którzy obecnie pracują w szkołach a którzy nie potrafili go sobie przez lata wypracować to myślę że niewiele można zrobić.
Natomiast jeśli miał na myśli zawód nauczyciela w przyszłości, to sądze że da się tu zrobić wiele.
Autorytet jest oparty na konkretnych ludziach, nie na funkcjach jakie pełnią czy na chroniących ich obwarowaniach prawnych. Klucz do sukcesu tkwi więc w odpowiedzi na pytanie: „Jak tu zrobić żeby w szkołach chcieli pracować ludzie którzy naprawdę się do tego nadają?”. Uczciwie patrząc, obecnie jako nauczyciele pracuje wiele osób przypadkowych, które są tu nie dlatego że chcą i mogą to robić ale dlatego że nie mają innego wyjścia a najchętniej to pracowałyby gdzie indziej, tylko nie ma gdzie. Częste są też układy typu: mąż dobrze zarabia ale nie ma go często w domu dlatego żona jest nauczycielem bo godzin jest mało a na pienądzach to już jej tak bardzo nie zależy.
Tak więc, jak w wielu wcześniejszych swoich postach, twierdzę że bez zmiany systemu edukacji, bez podniesienia jego atrakcyjności i poprawy warunków pracy (rozumianych nie tylko poprzez zwiększenie pensji) nie ma co marzyć o tym by w szkołach pracowały autorytety.
Zgadzam sie z tym stwierdzeniem, ze szkola zaprzestala wychowywania. Skupilismy sie na konkursach, olimpiadach, zajeciach pozalekcyjnych. A tu obok rosnie ktos, kto nie dosc, ze nie powie „dzien dobry” to jeszcze pluje na korytarzu. Kiedys wysmiewano „kindersztube” w domu- a jednak kazdy wiedzial, ze przy jedzeniu nie powinno sie rozmawiac, dyscypilne w szkole ( byly autorytety) , kulture w sklepie. A teraz czegos nam jednak zabraklo. Zabraklo wychowania. Tak, ma Pan racje. Tylko jak to wszystko zmienic? Skoro nie tylko po chamsku zachowuja sie uczniowie, ale i „cialo pedagogiczne” ( byl program o nauczycielce nekanej przez swoje kolezanki z pracy). I co? Zabieramy sie za swoje podworka. Zaczynamy prace od swojej klasy. Tylko, zeby byly jeszcze jakies wskazowki – dla nauczycieli oczywiscie. Jak poradzic sobie z rodzicem,ktory na uwage w dzienniczku -reaguje oburzeniem. Jak poradzic sobie z uczniem, ktoremu nie chce sie byc kulturalnym. Kolezance nauczycielce uczniowie spalili auto. Nie bylo winnych, bo ona tylko „przypuszczala” kto to zrobil. A policja- sprawe umorzyla z braku dowodow. I co? A juz Modrzewski pisal, ze szkola musi byc zreformowana, nauczyciel godnie traktowany i wynagrodzony. I tak od XVI wieku wciaz chcemy zmian, o ktore tak trudno. Pozdrawiam z wyspy Utopii- czyli moich marzen o normalnym szkolnictwie.
Panie Dariuszu, wyobraża pan sobie sensowną rozmowę o wychowaniu z panią minister???? z urzędnikami z ministerstwa??? Toż skończy się na pięknych, pustych frazesach, co absolwent gimnazjum/liceum powinien umieć + jakie wartości powinien wyznawać. I nic więcej- papier zniesie najpiękniejsze banały.
Mnie marzy się od lat reforma, która będzie polegała na zmniejszeniu liczby uczniów w klasie, niech to będzie maks. 24 uczniów, a nie 30+. Wtedy dopiero ma sens mówienie o podmiotowym podejściu do ucznia, zindywidualizowaniu nauczania itp., wtedy można sensownie mówić o wychowaniu, rozmowie itd.(mam porównanie, bo uczyłam w klasie 35-osobowej i 23-osobowej- różnica kolosalna!) Ale jak znam życie wszystko rozbije się o pieniądze, a oszczędzanie na wychowaniu i kształceniu zawsze źle się kończy.
Szanowny Gospodarz stawia sprawę nieco na głowie.Ja widzę problem nieco inaczej. Wielokrotnie, również na tym forum, pisałem, ze szkoła powinna solidnie kształcić. I w tym zawiera się przekazywanie wiedzy oraz wychowanie. Są to procesy których nie da się oddzielić. Problem nie polega na tym, ze szkoła nie przekazuje wzorców, lecz w egzekwowaniu obowiązków uczniów i rodziców. Trzeba przyznać, że są sytuacje w których trzeba radykalnych działań. W szkołach średnich nieprzestrzeganie statutu powinno skutkować nawet „wilczym biletem”. Ludzie którzy są pełnoletni muszą ponosić konsekwencje wszystkich wykroczeń. Na wcześniejszym etapie kształcenia za dzieci odpowiadają rodzice. Dlaczego nie można skierować rodziny na przymusową terapię? Często pomoc dla rodziny ogranicza się do kolejnej zapomogi przeznaczanej na następną butelkę „mamrota”. Czy nie lepiej skierować do tej rodziny psychologa? Dlaczego sądy rodzinne tolerują niewywiązywanie się z obowiązków rodzicielskich? Czasami lepiej dziecko umieścić w rodzine zastępczej niż tolerować demoralizację w domu rodzicielskim i trzeba to robić wcześnie. Rodzice muszą wiedzieć, że dzieci wrócą do nich po spełnieniu konkretnych warunków. Potrzeba stałego doskonalenia nauczycieli. Czy ODN ma jakiś pomysł na to? Wymaga zmian kształcenie nauczycieli. Trzyletnie licencjaty, często w prywatnych szkołach nie przygotują do zawodu nauczyciela. Szanowny Gospodarzu, kościół też traci. Wystarczy popatrzeć na to co dzieje się na rekolekcjach dla dzieci i młodzieży, jak zachowują się dzieci na maszach. Nawet obecność rodziców nie pomaga. Najwięcej problemów wychowawczych jest na lekcjach religii, tylko nikt o tym głośno nie mówi. Należy również wymagać wysokich standardów w życiu publicznym. Takie wartości jak szcunek dla drugiego człowieka, kultura osobista, honor, uczciwość. powinny być podstawą oceny każdego człowieka. A co mamy w mediach? Brak słów. My nie działamy w próżni.
W mojej szkole nie jestem rozliczany ze sposobu pełnienia funkcji wychowawcy, lecz z liczby uczniów, którzy zdali maturę, sposobu prowadzenia dokumentacji, realizacji programu itp. Częśc lekcji przeznaczam na rozmowy z uczniami trudnymi, niekoniecznie o przygodach Cezarego Baryki. Muszę miec cierpliwośc słonia, aby nie dac się sprowokowac i nie wyegzekwowac moich poleceń siłowo. Sądzę, że nauczyciele dobrze wiedzą, że szkoła już nie jest miejscem sacrum. Sternicy polskiej oświaty wolą bawic sie w wymyślanie nowych, wiekopomnych reform niż stworzyc szkołę przyjazną dla ucznia i nauczyciela. Natomiast filmy obrazujące gnojenie nauczyciela powinni obejrzec ci, ktorzy gnoją polską oświatę
POPIERAM, POPIERAM, POPIERAM.
Kto nie uczy dobrych obyczajow, ten nie uczy i w domu.
Widzę to codziennie pracując w szkole.:(
Jak mogę wyegzekwowac typowe dzień dobry, skoro szanowne koleżanki i koledzy je ignorują???
ITD, itd…
Recepta jest prosta: nauczyciele muszą wiedzieć,że mogą polegać na swojej dyrekcji i kuratorium.
Dość zamiatania pod dywan i unikania problemów, które tłumaczy się hasłem: bo to przecież takie dobre dziecko.
Ludzie są różni i dzieci oraz młodziez także.
Nikt nie idzie pracować do szkoły po to, aby się na kimś tam wyżywac.
Chyba,że idą tam tacy uczniowie.:(
Źle postawione pytanie.Nie jak odzyskać,lecz jak zdobyć autorytet.Jak go posiądziesz nikt Ci kosza nie założy. Nawet ci” niewychowani uczniowie”.Ciekawe pojęcie jak na pedagogiczne ciało.
Pan Dariusz mocno przesiąkł ideologią zetenpowskiego autorytarnego socjalizmu. Niestety, piękna doktryna jest wybitnie nieudacza. Szkole nie jest potrzebny autorytet, ale szacunek dla każdego ucznia i umiejętność rozpoznawania jego rzeczywistych potrzeb edukacyjnych. Uczeń systemowo szanowany, odpłaca nadobnym szanującym go.
Autorytaryzm (parafrazując Steinbecka) usiłując nauczyć świnie galopu, zamiast koni wierzchowych produkuje szybkie świnie. Niezwykle potrzebne w dzisiejszych czasach (ostatnie wypowiedzenie wężykiem).
Szanowny Panie Gospodarzu! Z wieloma Pana poglądami się nie zgadzam, ale dzisiaj pozostaje rzec jedno-Amen. Pozdrawiam
Zgadzam się ze wszystkim powyższymi komentarzami. a szczególnie dwoma ostatnimi.
Oh, Panie Darku! Choć wszystkich nauczycieli w naszym LO szanuję jako wykształconych ludzi, to jednak większność z nich w żaden sposób nie stanowi dla mnie autorytetu. Ale jak mogłoby być inaczej, skoro niektórzy wcale do bycia autorytetem nie dążą, a raczej starają się przypodobać uczniom! Między uczniem a nauczycielem jest wyraźna bariera, granica której nie powinno się przekraczać. Budowanie równorzędnych relacji między nauczycielem a uczciem jest zbrodnią przeciw wychowawczej roli szkoły. Kolegów mam trzydziestu w klasie i całe mnóstwo poza nią. Nauczyciel ma nie być jednym z nich. Ma być kimś ponad to. Żeby być autorytetem nauczyciel powinien reprezentować sobą poza tym pewne wartości, a i z tym w naszych szkołach krucho.
Ale ja nie jestem bynajmniej głosem młodzieży, raczej taką sobie małą, pedagogiczną ciekawostką 😉
Gospodarzu, co się stało,że od paru dni czytam Pańskie posty i komentarze do nich niemal przez lupę? Maleńka czcionka i do tego straszna szatrość zamiast czerni.
Tematy natomiast bardzo wyraziste. I nie nowe. Nawracające jak muzyka katarynki. Kto zawinił?
Ksiądz pana winił, pan księdza a nam(tym wrażliwszym) zawsze nędza…
Wszystkie argumenty już podnoszono. Zawsze ktoś jest w kontrze do tego drugiego chociaż wszystkim zalezy na poprawie. Efektów długo nie będzie, bo my wszyscy możemy zrobić tylko tyle ile mozemy. I róbmy swoje – jak śpiwea W. Młynarski. Ja nie oglądam się na innych. Dbam o swój wizerunek. Uczniowie mnie lubią -(no…może jedynie w większości przypadków.Staram się utrzymać ten stan.
Dzisiaj w Onecie, w Gorącym Temacie wałkujemy problem odnotowany w Rykach. Jest tam polecany mój tekst, któremu nadano tytuł Tajemnica III F. Polecam.
A swoją drogą – czy ktoś wie jak wysoki autorytet miał katecheta tamtych niby uczniów w Rykach?
Jestem chyba beznadziejną pesymistką. Jeżeli nie nawiązałeś z dzieckiem kontaktu, więzi, zaufania i musisz sprawdzać jego kontakty internetowe – już przegrałeś. Jeżeli zabierasz się do wychowania 13-15 letniego konia – jesteś skazany na porażkę. W najlepszym przypadku – o ile jest dobrze wychowany 🙂 – wysłucha cię, dziadku. Ale on wie swoje.
Według mnie szkoła nie wychowuje. Niestety, zazwyczaj nauczycieli tyle obchodzą uczniowie, co zeszłoroczny śnieg. Nie będą sobie flaków wypruwać dla obcych bachorów. Poza tym mają usprawiedliwienie – rodzice mają w nosie, a ja się będę przejmować?
Chyba kiedyś w szkole było po prostu większe zamordzie. Rodzice też może nie mieli szacunku, ale czuli respekt przed „władzą”. Dzisiaj o byle co matka leci z pretensjami i żąda lepszego traktowania swojej pociechy.
Z drugiej strony życzyłabym sobie, aby nauczyciele nie gorszyli tych dobrze wychowanych uczniów. Tekst o nauczycielce „ta pani jest NIEKURTURALNA” w ustach siedmiolatki budzi lekkie zwątpienie – czy aby na pewno dobrym pomysłem było oddanie swojego dziecka pod opiekę szkole.
Mogę coś w tej sprawie podpowiedzieć. Spróbujcie założyć, że ani system się nie zmieni, ani nie będzie żadnych pieniędzy na szkolenia dla wychowawców i innych nauczycieli. Jest tak jak jest. Zacznijmy od tego, że najważniejszy w tej sprawie jest dyrektor. Grono musi przekonać dyrektora, że trzeba wprowadzić system ?zero tolerancji?, ale nie ten ?wg Giertycha?, tylko wypracowany przez grono. System musi opierać się na założeniu, że z uczniami bandziorami się nie negocjuje. Żadnych tam takich : ?popilnuj klasy, bo muszę wyjść na chwilę do dyrektora?, albo ?jak będziesz siedział cicho na moim przedmiocie, to nie będziesz musiał notować i dostaniesz ?dopa?, albo same negocjacje dyrektora z największymi chuliganami, aby to oni pilnowali porządku na przerwie. Według mnie, przytoczone zachowania są nagminne i szczególnie mocno demoralizujące. Drugim ważnym elementem systemu jest wprowadzenie do przedmiotowych zasad oceniania dodatkowego punktu mówiącego o tym, że za przeszkadzanie na lekcji dostaje się ?minusy?, z których trzy to jedynka wpisana do dziennika jako ocena z odpowiedzi. Trzeci element, to absolutny obowiązek wykonania telefonu do rodziców z informacją o niewłaściwym zachowaniu ucznia lub wagarach. Czwarty element, to niezwłoczne posiedzenie zespołu wychowawczego, gdy chuligan przekroczy normy. Wezwanie go na ten zespół i gruntowne rozliczenie z tego co zrobił, wraz z tymi, którzy mu pomagali. W tym miejscu jest jeszcze potrzebny sensowny przewodniczący takiego zespołu, na którego dyrektor powinien delegować wszelkie uprawnienia co do karania i wyciągania konsekwencji, łącznie z możliwością kar typu mycie korytarza czy klasopracowni lub szatni. Znalezienie takiego przewodniczącego jest sprawą bardzo trudną, bo musi być na tyle silny psychicznie, aby umieć w czasie posiedzenia zespołu skutecznie zadawać uczniom pytania i nie dać się wyprowadzić w pole, nawet bardzo cwanymi kłamstewkami jakich uczniowie potrafią w takiej sytuacji użyć. Takiemu nauczycielowi należy dać jak najwyższy dodatek motywacyjny (choć tu są bardzo ograniczone możliwości) i przedstawiać młodzieży na forum szkoły jako osobę zastępującą dyrektora w sprawach wychowawczych. Inni członkowie zespołu to nauczyciele, którzy w danym momencie są do dyspozycji, bo z powodu posiedzenia zespołu nie można pozostawić uczniów samych w czasie lekcji, a za przewodniczącego można zorganizować doraźne zastępstwo. Ważne jest, aby z rozliczeniem uczniów, którzy się źle zachowywali nie czekać.
System musi opracować samodzielnie dyrektor, bo w tej materii na nauczycieli nie może zbytnio liczyć i jeszcze musi sprawdzić, aby zapisy nie naruszały przepisów prawa. Dyrektor musi też zorganizować kilkudniowe szkolenie, ale sensowne ? nawet gdyby odpowiedniego prowadzącego trzeba było ściągać z drugiego końca Polski, na którym nauczyciele i obsługa szkoły zostaną przekonani, że skutecznie można wychowywać tylko razem, jako wszyscy pracownicy szkoły. Oczywiście pracownicy zrobią wszystko, aby się z udziału w szkoleniu wymigać (łącznie z L-4), ale już przeszkolenie 2/3 pracowników przynosi rezultaty. Taki system panował w moim gimnazjum przez 2 lata, aż do zmiany dyrektora. Kilku nauczycieli to ciągnęło, reszta korzystała od czasu do czasu, a nawet z biegiem czasu się zaczęła angażować widząc, że to coś daje. Kilku biernie stawiało opór, ale nie śmieli krytykować dyrektora. Po roku w szkole stało się bardzo bezpiecznie, dewastacja mienia spadła prawie do zera. Często dochodziło do konfliktów z rodzicami na tym tle, ale udawało się wszystkie problemy wyjaśniać. Nauczyciele zaczynający pracę chętnie korzystali z pomocy wychowawczej innych nauczycieli i nie było problemu, że ktoś wstydzi się poprosić o pomoc. Oczywiście w 2 przypadkach nie mogliśmy aż tak bardzo pomóc, bo nauczyciele charakterologicznie nie nadawali się do zawodu, ale nie było gróźb czy prób chamskiego rozwalania lekcji, bo inni nauczyciele czuwali. Szkoda, że się to skończyło, ale miałem okazję na własne oczy przekonać się, że można coś zrobić z wychowaniem w szkole.
Przepraszam za wpis dłuższy niż pana Dariusza. Chciałem jednak dać sygnał malkontentom, że można. Jednak kosztuje to bardzo dużo wysiłku dyrektora i przekonanej części grona, a bez dyrektora jest praktycznie niemożliwe.
Przychodzą nie po wiedzę, ale po kwit. Naciskają, by skrócić zajęcia, albo w ogóle je odwołać. Fajnie jest, jak prowadzący odpuszcza, wtedy skupiają się w pary i plotkują na boku. Często sie spóźniają, do końca zajęć zostaje tylko garstka.
Interesuje ich głównie egzamin lub końcowy sposób zaliczania. Chcą wiedzieć w szczegółach, kto będzie egzaminował, jaki to człowiek, jak i czym go podejść. Na testach i sprawdzianach ściągają bez żenady. Od siebie i ze starannie przygotowanych ściąg. Sprawnie składają się na prezenty, by zyskać sobie przychylność opiekuna. Szybko zyskują orientację, ile zajęć można bezkarnie opuścić. Balansują na krawędzi tego limitu, czasem go przekraczają i przynoszą podejrzane zaświadczenia czy usprawiedliwienia.
Wielu zachowuje się destrukcyjnie na zajęciach. Przerywają sobie nawzajem, komentują po cichu wypowiedzi innych. Otwierają pod ławką gazety, książki, czasem odrabiają jakieś zadanie nie związane z tematem. Są i tacy, którzy przychodzą od razu jacyś mętni, pewnie nietrzeźwi lub najarani. Bywa, że wymykają się w trakcie i przed końcem zajęć są już mało kontaktowi lub nagle nieadekwatnie ożywieni.
Nie potrafią i nie chcą współpracować. Pozorują wykonywanie zadania albo kwestionują jego sensowność. Twierdzą, ze wolą nawet najdłuższe wykłady od zajęć, które są oparte na ich aktywności. W trakcie wykładów przysypiają, zajmują się swoimi sprawami, głośno rozmawiają.
Źle mówią o swoich zwierzchnikach. Źle mówią o swoich grupach. Źle mówią o swoim kraju. Lubują się w krytykowaniu. Nie mają szczególnych zainteresowań albo ich nie zdradzają. Trudno ich zaciekawić, ułowić, nawiązać jakikolwiek kontakt.
To nie jest charakterystyka uczniów. Opisałem zachowania typowe dla grup nauczycieli, z którymi prowadziłem setki zajęć na kursach i studiach podyplomowych w różnych miejscach kraju.
Co to jest autorytet? Chetnie dowiedzialbym sie naukowej definicji tego pojecia , gdyz wielokrotnie slyszalem rozne opinie na ten temat np. taka : gdy nauczyciel ma autorytet , to uczen nawet nie smie pisnac . W takim wydaniu wyglada to na strach czy tez lek przed zabraniem glosu , wypowiadaniem swoich opinii, czy w ogole poczucie nizszosci przed dana osoba. Tak wychowywano powszechnie mlode pokolenia przez stulecia zanim uczeni w rodzaju Freuda , Adlera , Junga i dr. Spocka odkryli , ze przynosi ono wiele szkod . Nastala zatem moda na wychowanie bezstresowe. Ma ono wiele zalet , m.inn. to , ze mlodziez nie boi sie zabierac glosu i protestowac np. przeciwko wojnie , nierownosciom spolecznym , rasizmowi , poborowi do wojska itp. niesprawiedliwosciom spolecznym . Poprzednim pokoleniom wychowywanym autorytarnie nigdy nie przyszloby do glowy protestowac . Szly poslusznie na wojny i wyrzynaly sie wzajemnie . Moze dlatego wlasnie od kilkudziesieciu lat kraje cywilizowane i demokratyczne nie walcza pomiedzy soba ? Ciekaw jestem tylko jak wychowuje sie dzieci i mlodziez w krajach o kulturze islamskiej . I czy my w przyszlosci , gdyby doszlo do zbrojnej konfrontacji pomiedzy islamem i zachodem potrafimy stawic czolo zagrozeniom .
Franciszek. Piękny głos w dyskusji. Naiwyższy „szacun”- jak to powiadaja w szkole.
Sposób przedstawienia problemu przypomniał mi niemal anegdotycznie brzmiacą historyjkę o nauczycielu, któremu postawiono zadanie nauczania w klasie złożonej z dobranych, wybitnych uczniów. Bardzo się starał nadążać za wymogami czasu i programu, aktywizował siebie i uczniów i ci faktycznie osiagali ponadprzeciętne a czasem wybitne efekty. Na podsumowaniu eksperymentu dowiedział się, że wpuszczono go w maliny. Uczniowie byli zwykłymi młodymi ludźmi. Skąd więc ponadprzeciętne efekty?
„Mali ludzie zabiegają o prastiż – wielcy go mają” Czy to ma sens?
@anna
Nie jest Pani pesymistką, ale raczej realistką. Pani stwierdzenie „nauczycieli tyle obchodzą uczniowie, co zeszłoroczny śnieg” nie jest może absolutnie prawdziwe, ale bardzo bliskie prawdy. I od tego stwierdzenia należałoby zacząć całą dyskusję.
Rodzice mogą skutecznie wychowywać dziecko maksymalnie do 6 lat, potem wychowują go przede wszystkim inne dzieci – i odrobinę nauczyciele. W naszym społeczeństwie wszyscy bardzo chętnie odwołują się do autorytetów, których praktycznie nie ma. Nie lubię tego ciągłego odwoływania się do tych szlachetnych i mądrych, którzy rzekomo wszystko wiedzą najlepiej, ponieważ zwalnia to z obowiązku myślenia wszystkich pozostałych. Nie polegajmy więc na autorytetach, starajmy się polegać na swoim krytycznym osądzie (myśleniu).
Za dużo na forach nauczycielskich jest samozadowolenia, a nawet samouwielbienia, a praktycznie nie ma samokrytycyzmu. Nie brakuje tylko krytycyzmu zbiorowego ukierunkowanego na wszystkich nie wyłączając samych nauczycieli. Nie oczekuję od nauczycieli samobiczowania, tylko samokrytycyzmu, ponieważ jest to jedyna cnota, w której ze względów zawodowych powinni się doskonalić nauczyciele.
„kiedyś w szkole było po prostu większe zamordzie.” Rzeczywiście tak było, ale tylko pod tym względem nie należy naśladować starej szkoły. W nowej szkole zarówno uczniowie, jak i nauczyciele powinni być w pełni świadomi swoich praw i obowiązków, które wynikają z rodzaju pracy wykonywanej przez obie zbiorowości.
Czesław: To wpływ uprzedniego ukierunkowania na postępowanie nauczycieli, kilka razy eksperymentalnie przebadany. Wyniki faktycznie dają do myślenia: to, jak postrzegamy rzeczywistość, ma przemożny wpływ na działanie. Ta sama siła działa zapewne także w drugą stronę: jeśli uwierzymy, że za chwilę przyjdzie nam się spotkać ze stadem odrażających baranów w ludzkiej postaci, to niezawodnie one się pojawią, będą pobekiwać i cuchnąć, jak to barany. Spotykam na tym forum i w realu takich nauczycieli, którzy z góry są przekonani, że do szkół wpływa właśnie potężna fala barbarzyństwa i nie można się niczego dobrego spodziewać. Na ogół im się to sprawdza. Czasem wyobrażam sobie, jak sztywno wchodzą do klasy, rozglądając się na boki i z trudem powstrzymując od wymiotów?
Ci ambasadorowie krainy Nostalgia, głoszą zazwyczaj, ze uratuje nas powrót do dawnych dobrych czasów, kiedy nauczyciel był posiadaczem mądrości wszelakiej, a dzieci można było grzmocić według upodobania. Da się ich porównać do ludzi, którzy słusznie krytykując dzisiejszy nędzny stan dróg, proponują odtworzenie ich sieci i nawierzchni z czasów II Rzeczypospolitej, gdyż z pamiętników wiadomo, że wtedy jeździło się całkiem wygodnie.
Poważnie mówiąc, wszystkie głosy na tym forum wskazują na jakieś ważne aspekty problemu i jakieś możliwe czy pilnie potrzebne rozwiązania. Błędem wydaje mi się raczej absolutyzowanie jakiegoś wybranego aspektu, na przykład ?tylko zamordyzm nas uratuje?; ?to przez te komputery?, ?winni są antypedagodzy? itd. Żadna taka jednostronna teza jest nie do obrony, choć zawiera jakąś cząstkę prawdy i z tego powodu nie można jej lekceważyć. Mam wrażenie, że wóz pod tytułem polska szkoła publiczna naprawdę ugrzązł na dobre w błocie i potrzebne są różne skoordynowane wysiłki, by go wyciągnąć.
„W nowej szkole zarówno uczniowie, jak i nauczyciele powinni być w pełni świadomi swoich praw i obowiązków, które wynikają z rodzaju pracy wykonywanej przez obie zbiorowości.”
Piękne, ale problem jest w tym, że została zachwiana równowaga między prawami a obowiązkami. Nauczyciel coraz mniej może ale obowiązków ma coraz więcej, uczeń zna swoje prawa, których jest znacznie więcej niż obowiązków, z których sie nie wywiązuje.
@Hanna
Problem polega na tym, że nie tylko nauczyciele mają uzasadnione pretensje do uczniów, ale i uczniowie mają uzasadnione pretensje do nauczycieli. Stosunki między uczniami i nauczycielami nie mogą być normowane przez przepisy prawa, tylko powinny, a nawet muszą się opierać na wzajemnym zaufaniu między uczniami i nauczycielami. Generatorem zła w naszym systemie edukacyjnym jest przede wszystkim MEN. To MEN wprowadzał zmiany, w wyniku których nastąpiło pogorszenie wzajemnych stosunków między uczniami i nauczycielami. Teraz ma pretensje do jednych i do drugich, że stosunki te bardzo często są niewłaściwe, a nawet złe.
Uczniowie nie mogą sprzeciwiać się decyzjom podejmowanym przez MEN. Nauczyciele mają wystarczająco duże możliwości krytykowania różnego rodzaju „nowatorskich pomysłów”, a nawet zdecydowanego sprzeciwu. Zachowują się jednak tchórzliwie i z możliwości tych nie korzystali i nie korzystają. Za co mają więc kochać ich uczniowie – „za świadczenie usług edukacyjnych” i „za konstruowanie narzędzi pomiarowych”?
Pierdoły
Autorytet to przede wszystkim możliwość dawania i odbierania czegoś w sensie materialnym i niematerialnym.To oznacza istotną autonomię!!! Wszystkie nowości MEN ostatnich lat(niezaleznie od opcji) prowadzily w odwrotnym kierunku!
Nauczyciele zostali tak skrępowani drobiazgowymi regulacjami,procedurami, zakazami i nakkazmi,że nijakiej autonomii czy nawet jej pozoru nie mają.Toteż i żadnego autorytetu w obecnym stanie prawnym odzyskac nie mogą!
Panie Redaktorze,
jak podają słowniki, autorytet to w podstawowym znaczeniu „powaga moralna” (łac. „auctoritas”) obok synonimicznych: „prestiż, wpływ, znaczenie, mir, arbiter, wyrocznia, mistrz”. Skoro oświata, jako sfera życia publicznego, nie cieszy się autorytetem, to zbudowanie autorytetu nauczycieli będzie niezwykle trudne, o ile w ogóle możliwe.
Ponadto, jak już pozwoliłem sobie zauważyć poprzednio („Wybryki uczniów”), szkoła nie stanowi „autarkii”. Również zaprezentowany przez „Franciszka” zbiorowy portret „pedagogicznego ciała” i obserwacje własne utwierdzają mnie w przekonaniu, że na budowę utraconego przez tę grupę zawodową szacunku są marne widoki. A kiedy wziąć pod uwagę standardy etyczne, umiejętności pedagogiczne i wychowawcze większości polskich rodzin, system wartości i wzorce zachowań subkulturowych grup rówieśniczych oraz popkulturowych ikon, przeróżnych celebrytów i lanserów, to skóra cierpnie na myśl o skutecznych sposobach na odzyskanie przez nauczycieli społecznego poważania, nieprawdaż?
Jednak Dawid Riesman w ?Samotnym tłumie? opisuje przypadki ludzi wewnątrzsterownych, którzy dysponując odpowiednimi przymiotami charakteru, potrafią uniezależnić swoje postępowanie od otoczenia. Zresztą w każdym społeczeństwie i w każdym czasie znajdą się jednostki, które z powodzeniem realizują zalecane nie tylko młodym obywatelom starożytnej Grecji (m.in. przez Sokratesa, cyników, stoików) wewnętrzne uniezależnienie się człowieka od świata zewnętrznego, tj. od innych ludzi i od rzeczy („autarkia” w sensie filozoficznym).
Obowiązek szkolny obejmuje jednak wszystkich młodych ludzi, a wśród nich niewielu wyróżnia się niezależnością, samodzielnością i szlachetną skłonnością do samokontroli, wobec czego realizacja postulatu greckich filozofów jest tyleż szczytna, co mało realistyczna.
Biorąc to wszystko pod uwagę, pozostaje mi zacytować Tadeusza Kotarbińskiego, który w ?Medytacjach o życiu godziwym? napisał: ?Chcąc, żeby młodzież była lepsza, żeby nie była cyniczna, trzeba, żeby społeczeństwo zachowywało się tak, by je można było słusznie szanować?. Recepta wielkiego humanisty wydaje się taka oczywista, tylko jak ją wcielić w życie?
Myślę że autorytet w formie znanej ze średniowiecza, gdzie mistrz był dawcą wiedzy która pozwalała po prostu przeżyć w brutalnym świecie już nie istnieje bo istnieć nie może. Zmieniło się zbyt wiele żeby można w dalszym ciągu konserwować stary układ „uczeń – mistrz”. Przerażają mnie pierwsze słowa w poście Kwanta, ja oczywiście potrafię sobie wyobrazić że nie będzie ani zmiany systemu edukacji ani finansowania. Ale niestety, nie potrafię sobie wyobrazić że w takich warunkach da się stworzyć nową jakość. Według mnie to jest niemożliwe. Oczywiście, w ramach „dziadostwa” można funkcjonować lepiej lub gorzej, więc mówi się żeby nauczyciele jeszcze bardziej postarali się zrobić to czy tamto. Ale jak długo to może działać?
Czytając niektóre posty mam wrażenie jakby niektórzy uważali że wszystko działa dobrze ale „ci wredni nauczyciele” nie dorośli do swoich ról, więc trzeba albo poinstruować, bo nie wiedzą co mają robić albo dokręcić jeszcze śrubę żeby nie myśleli o głupotach albo najlepiej ich wyrzucić i niech przyjdą lepsi. Proszę państwa, w tych warunkach lepszych nauczycieli nie będzie.
@Belferski
Za co uczniowie mają kochać swoich nauczycieli – „za świadczenie usług edukacyjnych”, „za konstruowanie narzędzi pomiarowych” – i za te wszystkie wciskane im przez nauczycieli – „pierdoły”?
do Aleksander Janik i do Franciszek
Mówiąc o zamordziu nie wyrażałam tęsknoty za tamtymi czasami i metodami. Pamiętam je zbyt dobrze. Może jednak to zamordzie było swego rodzaju pokazaniem siły, którą respektowali ci, do których użycie siły przemawia.
Myślę, że uznając coraz większe prawa dzieci (np. dyskusja o niekaraniu cielesnym), nie wymyśliliśmy sposobu jak wychować je bez przemocy. Jak dobrze wychować „bezstresowo”. Świadomość wielu rodziców za tym jeszcze nie nadąża. Cały czas upieram się, że to nie po stronie szkoły leży wychowywanie, bo szkoła ma do czynienia z prawie gotowym „produktem”, poza tym nie ma specjalnie wpływu na to, jak dzieci są wychowywane. Czy ktoś polubił muzykę klasyczną, bo mu na lekcjach puszczali Mozarta? Tak samo jest z tzw. kulturą osobistą.
Może lepiej zrobić zajęcia dla rodziców, a nie dla nauczycieli. Mnie wystarczy, żeby nauczyciel był dobrze wychowany i dobrze traktował uczniów.
Nowoczesny świat nie umie sobie poradzić z dobrym wychowaniem młodzieży. Badania przeprowadzone w USA wykazały że tzw. wychowanie bezstresowe ogólnie się nie sprawdza a nawet przynosi szkody ludziom wychowanym w ten sposób. W Wielkiej Brytanii wycofano się z metody pracy w szkołach polegającej m. in. na tym że uczeń mógł podczas lekcji w każdej chwili przerwać wykład nauczyciela, powiedzieć co myśli a nawet krytykować nauczyciela. Zaobserwowano że to przynosi więcej szkody niż pożytku. Z „wychowania bezstresowego” wycofuje się także Szwecja.
Dlatego myślę że nie da się dobrze wychować bezstresowo. To jest mit który, po latach eksperymentów na Zachodzie, nie sprawdził się.
Abstrachując od braku czasu rodziców na wychowywanie dzieci, twierdzę że szkoła sama wychować dzieci dobrze nie jest w stanie. Tu naprawdę jest potrzebne współdziałanie rodziców i wychowawców. Słusznie pisze anna że chyba lepiej zrobić zajęcia dla rodziców.
Bardzo ciesze sie, ze poruszyl Pan ten problem i ze spotkal sie on z tak zywym odzewem.
Z komentarzy widac, ze kazdy nauczyciel na wlasnej skorze odczuwa bezsens „edukacji” czy „przekazywania wiedzy” bez wychowywania.
Wszyscy, wchodzac w role nauczyciela czy rodzica jestesmy zoltodziobami a nasi podwladni skazani sa na nasze mniejsze lub wieksze zdolnosci badz intuicje.
Przeciez na zadnych studiach pedagogicznych nie ma zajec o wychowawstwie, o prowadzeniu zajec z tego zakresu, o doborze slow, o technikach – nie wiem jak je nazwac ale pewnie specjalisci wiedza, o tym jakie postawy i jakimi schematami je propagowac, o tym kto to jest nauczyciel, jak wazna jest jego funkcja spoleczna i dlaczego.
Nic. Jest metodologia, jest metodyka, jest bardzo duzo innych madrych slow zakonczonych na ~zofia, ~logia itp, jest oczywiscie przedmiot, ktory studenci wkuwaja by zapomniec-w szkole i tak beda uczyc tylko jego ulamka. Brakuje madrosci i zdrowego rozsadku jak z tymi kuratorami, o ktorych Pan pisze ze strasza a nie pomagaja.
A, i jest jescze gnojenie studentow przez sfrustrowane profesorstwo (cytat oryginalny byc moze zmieniony przez watla pamiec, doktor uniwersytecki: „..i takie dno ja wy smie sie studentami nazywac?” Zacytuje jeszcze sposob „wychowywania” mlodziezy przez nauczycielke, wychowanke wyzej wymieninego „doktora”: „kim ty jestes zeby ze mna dyskutowac, do piet mi nie dorastasz!”
To samo z rodzicami, ktorzy sa absolutnymi laikami, a szkola i duza czesc nauczycieli twierdzi, ze na tych laikach spoczywa obowiazek wchowawczy.
A osoba o pseudonimie „Cnota madrosci” to raczej nie jest nastolatka, co?
A jesli jest to gratuluje. Trzeba uczyc tysice godzin by takie rzeczy zrozumiec lub niemalo czytac na ten temat.
Czeslawie,
Robta swoje moze jest i dobrym pomyslem ale jakies systemowe zmiany tez by nie zaszkodzily. Na dzisiaj garstka uczniow ma szczescie trafic na utalentowanego profesonaliste. Innym dajmy chociaz szanse na obcowanie z wykonawcami szlachetnych idei a nie tchorzami, ktorzy pragna miec jedynie swiety spokoj.
Aha, przypomnialo mi sie, ze w mojej szkole, w pokoju nauczycielskim na jakichs 8-smiu metrach kwadratowych zapisane sa „obowiazki i priorytety” do codziennego czytania dla kazdego nauczyciela. O tresci innym razem, zwracam tylko uwage na fakt, ze nauczyciel to nie swieta krowa, tez potrzebuje samokrytycyzmu, samokontroli i ciaglego doskonalenia, „szlifowania” sie.
Andre,
w pelni zgadzam sie z Toba, ze szkola powinna wspolpracowac z rodzinami ale wyobrz sobie, ze te rodziny pracuja gdzie indziej, w czym innym sie specjalizuja, wracaja do domu po 6-stej, -7-mej i sa bardzo zaabsorwowane dziedzinami zycia, ktore nic a nic z edukacja nie maja wspolnego – slowem male jest prawdopodobienstwo na znalezienie wspolnego jezyka. Nalezaloby zaczac od ksztalcenia rodzicow jak zauwazyla Anna. Smiem jednak twierdzic, ze mysl a jest obrazliwa dla rodzicow, zle swiadczy o kulturze i wrazliwosci czlowieka ktory tak sie wypowiada i wyjasnia dlaczego nauczyciel stracil szacunek-bo jest swieta krowa nie sznujaca nikogo spoza swego kregu a najmniej uczniow i rodzicow.
Tsubaki
Może wyłożę to prościej, na przykładzie znanego programu „Super niania” (w wersji amerykańskiej). Już nie będę teraz pisał co myślę o tym programie ale dobrze posłuży on do zobrazowania problemu.
Otóż w programie tym pokazywane są rodziny mające problemy wychowawcze z dziećmi. Od czego zaczyna specjalistka od wychowania? Otóż najpierw obserwuje jeden dzień z życia rodziny. Wyobraź sobie że diagnoza przyczyn złego zachowania dzieci brzmi zawsze mniej więcej tak: „w rodzinie coś dzieje się źle”. Rodzice się nie szanują, faworyzują jedno z dzieci, ojciec bądź matka dają złe wzorce itd. Klucz do sukcesu leży zawsze w uświadomieniu rodzicom że powinni coś zmienić w swoim zachowaniu. Owszem rodzice wtedy dziwią się: „jak to, to dzieci miały się zmienić, nie my”, wtedy jest też frustracja, czasem agresja rodziców, bo myśleli że z ich strony wszystko jest ok. a tu takie rzeczy.
Żeby już nie przeciągać tej reklamy „Super niani” napiszę jeszcze że sukces w postaci znacznej poprawy w zachowaniu się dzieci odnoszą te rodziny w których postępowanie rodziców się zmienia. Podkreślam jeszcze raz że program ten posłużył mi jedynie jako obrazowy przykład.
Błedy popełnia każdy dlatego uświadomienie komuś że to czy tamto robi źle nie powinno być traktowane jako obraza. No, chyba że ktoś uważa siebie za nieomylnego.
Jeszcze jedno. Zgadzm się że rodzice mają różne prace i często późno wracają ale co to zmienia? Ja nadal uważam że najlepszy efekt wychowawczy uzyskuje się przez współpracę rodziców i nauczycieli.
Wszyscy specjaliści mówią że to wcale nie ilość czasu spędzonego z dzieckiem jest najważniejsza ale jego jakość. Dlatego jeśli, jak Piszesz, jeśli rodzice po przyjściu z pracy nadal myślą o pracy albo o jakiś innych rzeczach a nie o dzieciach to uważam że jest to błąd. I nie piszę tego aby kogokolwiek obrażać.
do Andre
wyraziłam się nieprecyzyjnie, skrót myślowy „bezstresowo” dot. wychowywania bez chłosty, lania itp.
Oczywiście pomysł zajęć dla rodziców jest chyba jednak absurdalny. Sama pierwsza zbuntowałabym się na przymus nauk przedrodzicielskich. W naszej szkole były organizowane spotkania dla rodziców na temat jak wychowywać – oduczać dziecko przemocy. I pani psycholog bajki opowiadała w stylu – „nie chcę, żebyś mnie bił”.
Prędzej można by się zastanowić nad rodzajem klubu dyskusyjnego, może coś w rodzaju spotkań AA, na którym rodzice i nauczyciele mówiliby o problemach wychowawczych i wspólnie próbowali sobie doradzać. Ale to chyba równie nierealne rozwiązanie, ponieważ dialog rodziców i nauczycieli nie istnieje. To są relacje przypominające bardziej tę – urzędnik – petent lub zlecający – zleceniodawca.
Chyba w ogóle mamy problem z mówieniem o problemach. Jeszcze wyszłoby na to, że jesteśmy złym rodzicem albo złym nauczycielem. To po prostu czasy są złe i ta dzisiejsza młodzież
Nauczyciele wcale nie wychowują uczniów. Po pierwsze nie mają czasu, a po drugie nie mogą być dobrymi wychowawcami ludzie, którzy zachowują się tak, jak ich opisał Franciszek. Mam identyczną relację z innego źródła i dlatego proszę – szczególnie nauczycieli – aby jeszcze raz przeczytali jego wypowiedź. Ta ciągła i bezzasadna samobeatyfikacja nauczycieli staje się już denerwująca. Oto, co myśli uczeń upominany przez nauczyciela: „On musi to powiedzieć, a ja muszę tego wysłuchać”.
Dzieci nie są po to, aby je karać! Należy dziecko przekonać – ale tylko przedprzedszkolne – że jeżeli przeskrobie, to z całą pewnością dostanie klapsa – i wtedy klaps nie jest już potrzebny. A jeśli musi się dać klapsa, to trzeba dać. Posiadanie dzieci, to nie tylko przyjemności, ale i obowiązki.
Aleksander Janik
W całej rozciągłości zgadzam się z ostatnim Pana zdaniem.
Anna
Jeśli chodzi o zajęcia dla rodziców to jest obojętne czy będzie to wyglądało jak zajęcia dla dzieci w klasie czy będzie zorganizowane na zasadzie pogadanek, warsztatów itd. Nazwa nie gra tu większej roli. Zorganizować też można to różnie.
Zwracam uwagę na fakt że pomysł prowadzenia zajęć to jedno a kompetencje osoby je prowadzącej to drugie. I nie można pisać że pomysł zajęć jest be bo kiedyś tam jakieś spotkania prowadziła beznadziejna pani psycholog. Oczywiście że sens tego jest tylko wtedy gdy zajęcia prowadzi osoba doświadczona w pracy z młodzieżą i mająca wyniki wychowawcze a nie pani z poradni psychologicznej, która nawet z własnymi dziećmi ma problemy.
A czy nie byloby prosciej , taniej i skuteczniej gdyby odejsc od tych gornolotnych lecz trudnych do realizacji idealow powszechnego ksztalcenia ? Kto sie chce uczyc , tego nauczajmy a kto nie chce kierujmy do przyslowiowego szewca jak to drzewiej bywalo ! Jest duzo jeszcze prostych robot jak zamiatanie ulic , zbieranie odpadkow i segregacja smieci . Tych zbyt energicznych i agresywnych mozna ksztalcic w szkole o zaostrzonym rygorze i bedzie to znakomity material na policjantow , zolnierzy czy strazakow. Ciagle rzadza nami trumny filozofow Oswiecenia , ktorzy chcieli dobrze a wyszlo jak zawsze . Ze wszystkich „madrych „tego swiata najmadrzejszy w naszym kregu kulturowym jest jednak Kosciol chrzescijanski , ktory dobrze rozgryzl ulomna nature czlowieka i mial zdrowe podejscie do prolemow wychowawczch. Cala reszta to takie wyssane z palca medrkowanie oparte glownie na introwersji danego filozofa .