Gwałt niech się gwałtem odciska?

W łódzkim ośrodku wychowawczym chłopcy zgwałcili kolegę (zob. tekst). Gwałt zasługuje na karę i to nie byle jaką. Nie wpadłbym jednak na pomysł, aby w ramach kary likwidować placówkę. A taką właśnie karę wymyślili łódzcy radni i jest duże prawdopodobieństwo, że swój plan zrealizują.

Boję się, co będzie, jak młodzież dowie się o tak prostej metodzie na likwidowanie szkół i ośrodków wychowawczych. Wystarczy jeden dobry wybryk i placówka przestaje istnieć. Dla łódzkich radnych, zresztą nie tylko łódzkich, liczy się każdy pretekst, aby likwidować szkoły. Może radni założą z chuliganami spółkę. Młode łobuzy będą organizować haniebny wybryk, a starsze łobuzy, tj. radni, będą tworzyć przekręt, czyli likwidowanie placówki z powodu nieprawidłowości w jej prowadzeniu.

Za gwałt na uczniu odpowiedzialni są ludzie, tak bezpośredni sprawcy, jak i nadzór pedagogiczny, który nie zauważył, że chłopiec jest dręczony przez kolegów. Zanim doszło do gwałtu, działy się inne koszmary, ale nikt tego nie widział. Tę sprawę trzeba dobrze prześwietlić. Jeśli prawdą jest to, co mówią policjanci (gwałty w ośrodkach wychowawczych są częste), to pilną sprawą jest skontrolowanie nie tylko tej, ale wszystkich placówek w kraju. Cytuję za „Dziennikiem”:

„Policjant z sekcji ds. nieletnich, zastrzegający sobie anonimowość, powiedział nam, że gwałty w ośrodkach dla trudnej młodzieży to codzienność, element fali, tzw. docieranie.”

Pozostaje pytanie, czy winny jest nadzór wyższego szczebla, tj. wydział edukacji oraz jego dyrektor Jacek Człapiński (wiceprezydent Łodzi Jarosław Wojcieszek już skierował wniosek o odwołanie dyrektora). Człapiński oświadczył, że organizacja pracy ośrodka przy ul. Łucji nie budziła zastrzeżeń. Gorzej powiedzieć nie mógł. Według policji, normą w tym ośrodku były gwałty, zaś według Człapińskiego, wszystko było OK. Fakty świadczą przeciwko dyrektorowi wydziału edukacji.

Nie od dziś wiadomo, że nadzór kontroluje dokumentację, a nie stan wychowawczo-edukacyjny placówek. Kiedy Człapiński mówi, że ośrodek pracował bez zastrzeżeń, znaczy to, że papiery miał w porządku. Mówiąc zaś inaczej, wszystkie brudy były umiejętnie zamiatane pod dywan, jednak zadaniem kontroli jest właśnie zaglądanie pod dywan i szukanie tych brudów. Czy dyrektor Człapiński  jest współwinny tragedii, jaka się rozegrała w ośrodku?

Ludzie robią to, na co im inni pozwalają. Granice wytyczać należy nie tylko wychowankom, ale także wychowawcom i ich przełożonym. W tym ostatnim przypadku chodzi o granice ślepoty. Wydaje się, że bezgranicznie ślepy w tej sprawie okazał się także Jacek Człapiński. W każdym razie na karę zasługują konkretni ludzie, a nie cała placówka.