Plecy piękniejsze niż moje

Myślałem, że plecy Barbary Kochanowskiej, byłej łódzkiej kurator, to już przeszłość. Okazuje się jednak, że prezentują się całkiem nieźle, a przecież Kochanowska została wepchnięta w 2007 roku na stanowisko kuratora przez LPR (Giertych uparł się, że musi mieć na tym stołku swojego człowieka, więc unieważniał decyzję komisji, która dwukrotnie wybierała na stanowisko kuratora Beatę Florek, aż w końcu konkurs wygrała Kochanowska). Zamiast jednak odejść w niebyt razem z Romanem Giertychem, radzi sobie ona doskonale. A wszystko – jak twierdzi „Wyborcza” – dzięki plecom. Więcej o najświeższych skutkach posiadania pleców przez Kochanowską można przeczytać tutaj.

Plecy Kochanowskiej odkrył redaktor Marcin Markowski. W Łodzi padł strach na wiele osób związanych z edukacją. Ludzie się boją, że Markowski może zechcieć odkrywać plecy kolejnych osób. Także mnie ciarki chodzą po plecach, gdy pomyślę, co może odkryć fachowy dziennikarz. Mam tylko nadzieję, że znajduję się na końcu listy osób, którym Markowski będzie odkrywał plecy. Ponieważ jednak nie mam pewności, drżę i staram się usilnie, aby swoje plecy przykryć. Nie udało się to Barbarze Kochanowskiej, może za bardzo była pewna, że do niej nikt się nie dobierze. Zapewniam, że Markowski nikogo się nie boi, więc można się spodziewać kolejnych afer z odkrywaniem pleców.

Edukacja w Łodzi jest przesiąknięta układami i układzikami. Ludzie uważają to za oczywistość, że lepszą pracę dostaje się dzięki odpowiednim znajomościom. Pamiętam, że jak łapałem jakąś ciekawą robotę, to wiele osób zaraz pytało mnie, jakie ja mam plecy. Nikt się nie dowiedział i nigdy nie dowie, gdyż ja takich rzeczy nie zdradzę nawet na torturach. Teraz właśnie czynię odpowiednie kroki, aby Markowski nigdy moich pleców nie odkrył. To dopiero byłaby sensacja! Już parę telefonów wykonałem i namotałem tak, że sam diabeł nie rozezna się w moich układach.

Współczuję Januszowi Moosowi, którego wydział edukacji „poprosił” o zatrudnienie Kochanowskiej, a ten prośbę spełnił, bo inaczej nie mógł postąpić. Współczuję byłej kurator, że musi korzystać ze swoich pleców, współczuję, że w jej sprawie trzeba dzwonić i prosić. Współczuję wszystkim dyrektorom, których „prosi” kuratorium albo inny urząd o zatrudnianie swoich ludzi. Współczuję każdej komisji konkursowej, która wybiera tak, jak ktoś ważny „prosi”. Ilu mamy dyrektorów szkół, którzy nie zostali wybrani, lecz wstawieni dzięki odpowiednim plecom? Strach myśleć. Jak spotykam się ze znajomymi i rozmawiamy o tym, gdzie pracują koleżanki i koledzy, to wciąż słyszę, że mają znajomości, więc załapali się do kuratorium, mają znajomości, więc są w OKE, mają niezłe plecy, dlatego wzięto ich do wydziału edukacji, są dyrektorami, bo mają niezłe wejścia. Wychodzi na to, że jak ktoś nie ma dobrych pleców, to macha kredą przy tablicy.