Zalety manifestacji

W sobotę 22 września nauczyciele będą w Warszawie manifestować swoje niezadowolenie. Nie podoba się pensja, brak realnych podwyżek, nowy system oceniania oraz przede wszystkim sama pani minister. Nie lubimy jej. Za to bardzo lubimy manifestacje (info tutaj).

Na ostatnią pojechałem kompletnie nieprzygotowany. Tymczasem ludzie wieźli ze sobą torby pełne dóbr wszelakich. Zjadłem, lekko licząc, kilkanaście przystawek, potem z sześć obiadów, w tym cztery dwudaniowe. Deserów było bez liku. Orzechy włoskie w cukrze, migdały prażone i zalewane miodem, chałwy greckie, ciasto ze śliwkami, sernik po wiedeńsku, szarlotka na gorąco, banan w cieście oraz mnóstwo specjałów, których nigdy na oczy nie widziałem. Każdy częstował każdego – tylko ja nie.

Kiedy przepraszałem, że nic nie mam, zbesztano mnie słowami, iż za rzadko z nimi jeżdżę. Dlatego się nie znam. Obiecałem, że jak będą kolejne manifestacje, to się poprawię. Do 22 września czasu niewiele, więc mięso już trzymam w zalewie, żeby nabrało aromatu, składniki na ciasta zamawiam i gromadzę. Dwa najbliższe weekendy spędzę w kuchni. Mam nadzieję, że się choć trochę zrehabilituję.

Dodam tylko, że na manifestacje jeżdżę zawsze, ale do tej pory jeździłem z Łodzią, a tu – nie ujmując niczego koleżankom i kolegom – podróżuje się jakby oszczędniej. Ostatnio jednak pojechałem z Aleksandrowem Łódzkim – no i w końcu trafiłem do raju. Jak tak mają wyglądać nasze manifestacje, to ja poproszę częściej. Tylko niech ton nadaje Aleksandrów, nie Łódź.