Zatrzymać najlepszych
Trudno złego nauczyciela zwolnić, ale jeszcze trudniej dobrego zatrzymać. Przekonaliśmy się o tym, gdy kolega – jeden z najlepszych – postanowił odejść. Dyrekcji bardzo szybko zabrakło argumentów.
Wystarczyłoby tysiąc złotych miesięcznie więcej i kolega by został. Niestety, dyrekcja nie ma ani złotówki. Gdyby chciała dać jednemu więcej, musiałaby odebrać komuś innemu. Żeby mieć tysiąc zł dodatku motywacyjnego, musiałaby odebrać dwudziestu nauczycielom. Teraz połowa zespołu się wyróżnia, więc otrzymuje 100 zł premii. Druga połowa nie ma nic, nawet jeśli część z tej grupy zasługuje na dodatek do pensji. Nie załapali się.
Przy okazji odejścia kolegi podyskutowaliśmy sobie o tym, co dyrekcja może. Właściwie jej moc ogranicza się do słów. Może nas straszyć albo chwalić. Konkretów jednak nie ma. Choćby wynosiła kogoś pod niebiosa, nie przełoży się to na podwyżkę. Niektórym nie wystarczają już słowa, dlatego odchodzą. A gdyby chciała kogoś ukarać, to właściwie nie ma z czego odbierać. Motywuje więc słowami oraz symbolicznymi nagrodami.
Jak człowiek jest naprawdę dobry, to w końcu dociera do niego, że w szkole się marnuje. I kolega właśnie przejrzał na oczy. Uczniowie będą rozpaczać, ale, cóż, muszą zadowolić się tymi, którzy zostali, czyli nami.
Komentarze
Ale z Karty Nauczyciela nie oddacie ni guzika? Przepraszam, z tej resztki Karty, jaką zostawili rządzący głównie z PO i wspierające rząd związki zawodowe przede wszystkim z ZNP.
Czy nie ma siatki plac? Pensja zalezy od wyksztalcenia i doswiadczenia: liczby przepracowanych lat. I tyle – nie ma handryczenia sie o ekstra 50, czy 500 zl.
schwarzerpeter
31 maja o godz. 8:56 255418
Siatka płac jest. Ale podejrzewam, że nie o to chodziło. Uczę matematyki, tak jak pan. Policzyłem, że około 60% czasu mojej pracy zawartej w pensum zajmują mi czynności, które mógłby robić każdy, nawet świeżo upieczony maturzysta. I które nie mają nic wspólnego z matematyką, a bardziej z czynnościami wychowawcy w świetlicy, kierownika domu kultury, sekretarki, specjalisty od prawa oświatowego, psychologa i pedagoga. Pozostałe 40%, to prowadzenie lekcji matematyki. Praca z uczniami zdolnymi czy doskonalenie warsztatu pracy to już poza pensum często za własne pieniądze. Państwo Polskie reguluje płace (bo to nie jest działalność komercyjna) i uważa, że taki rodzaj pracy jest misją (pracujemy na rzecz społeczeństwa). Zatem nie możemy żądać zarobków wyższych niż kasjer w hipermarkecie czy zwykły robotnik budowlany. Nie starcza nam zatem na kupno mieszkania w kredycie, nowy samochód w kredycie, wyjścia do teatru, wczasy, udział w kulturze wyższej itd., długo by wymieniać. Stąd selekcja do zawodu od wielu lat jest negatywna, a mężczyźni stanowią zdecydowaną mniejszość pracowników oświaty. Jest zgoda na to, by kobietę utrzymywał mąż. To powoduje, że taki układ sprzyja, aby kobiecie opłacało się być nauczycielką, a mężczyźnie nie. Podejrzewam, że kolega, o którym mowa, miał poczucie, że jest świetny w tym zawodzie, ale nic z tego nie wynikało, dla poprawienia jego warunków bytowych i musiał odejść.
@schwarzerpeter
„Zatem nie możemy żądać zarobków wyższych niż kasjer w hipermarkecie czy zwykły robotnik budowlany.”
Zatem, tzn. za czem, albo za czemu? Niby czemu nie możecie żądać? Kiedy trza było pogonić komune, to strajk gonił straj, a ten gonił komune. I to mimo potencjalnych represji na miare hekatomby. To teraz, za demokratuny i wolnościuny, nie można?
Swoją drogą ciekawe, że wśród użalających się nad materialną mizerią nie słychać jakoś nauczycieli chemii. Czy aby tylko dlatego, że prewencyjnie praktycznie zlikwidowano ten przedmiot wraz z innymi niekonfesyjnymi dyscyplinami rodem z diabelskiego Oświecenia. A może raczej chemicy wyciągnęłi dość oczywiste wnioski z oglądania Breakig Bad? Nie żebym coś sugerował…. Zwłaszcza, że nauczyciele przysposobienia obronnego też jakoś cicho sza?
nikc
31 maja o godz. 12:55 255420
„Zatem, tzn. za czem, albo za czemu? Niby czemu nie możecie żądać? Kiedy trza było pogonić komune, to strajk gonił straj, a ten gonił komune. I to mimo potencjalnych represji na miare hekatomby. To teraz, za demokratuny i wolnościuny, nie można?”
Właśnie dlatego. Większość społeczeństwa ma podobne poglądy jak pan. Nie mając wsparcia, nie ma sensu strajkować. Najrozsądniej zrobić tak, jak kolega pana Chętkowskiego.
Urzędnicy problem rozwiążą: podyplomówki z matematyki, chemii i fizyki zrobią inni przedmiotowcy, a właściwie przedmiotówki, żeby być na bazie i po linii 🙂 Zapewne usłyszymy wtedy, że dzięki temu uczniowie będą traktowani podmiotowo i każdy dostanie szansę; w końcu w/g @Płynna Rzeczywistość” „nie matura, lecz chęć…”
Wziąć na zatrzymanie, by żywym nie popuścić.
–
Nic tak dobrze nie zatrzymuje najlepszych (i jakichkolwiek – nie mniej) pedagogów przed progiem wstąpienia do Szkół Polskich, jak właściwa im Tradycja Narodowa, dumnymi skowytami wyrażana na blogach, jak i w postawach oraz czynach behawioralnie poznawczych, w miejscach ich zbrodni pracowniczych.
Wielokrotne złożenie tych, dla świata cywilizowanego słoneczną jasnością promieniejących problematów, nie ustępuje zdaniom zdolnym je opisać.
Być może wskutek, że pisanych jak w szkole, za darmo.
–
🙂
Gekko
1 czerwca o godz. 0:49 255424
Gekko nic nie napisał, a zawył, zaskowyczał…
@Ontario
Taka jego zwierzęca hienia natura … 😉
Do nauczania przedmiotów w szkole podstawowej nie potrzeba specjalnie wielkiej wiedzy naukowej z danej dziedziny – mógłby to robić przeciętnie rozgarnięty absolwent liceum. Bardziej istotna jest metodyka, psychologia i pedagogika – czyli umiejętność przekazania wiedzy dzieciom o różnym poziomie zdolności i zachowań.
Wystarczyłyby studia nauczycielskie ze specjalizacjami z kilku, pokrewnych przedmiotów.
No i oczywiście koniecznie środki na dodatkową pracę, rozwijanie zainteresowań wśród zdolniejszej części dzieciaków.
To nic, że w podstawówce dzieciaki często „przeskakują” z jednego kółka zainteresowań do drugiego. Ważne, że szukają „swojego” i mają takie możliwości.
Pieniędzy zawsze jest dosyć na to, co jest ważne albo za takie uważane.
Na przykład na burdele dla dzielnych żołnierzy. W armii USA istnieje specjalna komórka, która zajmuje się organizacją burdeli i dostarczeniem do nich świeżego towaru (niekoniecznie dobrowolnie, ale kto by się mafią przejmował) jeszcze przed założeniem nowej bazy w obcym kraju. A baz jest jakieś 2 tysiące na świecie. Tylko w krajach szczególnie ukochanych. Dużo było informacji o tym ale to dziś fake i propaganda. Tylko głupi jak ja pamiętają.
A Pan Chętkowski o nauczycielu matematyki. Nie ma o czym mówić.
kaesjot
1 czerwca o godz. 10:36 255427
Z wpisu pana wynika, że do nauczania matematyki w podstawówce wystarczy ” przeciętnie rozgarnięty absolwent liceum”, bo ” bardziej istotna jest metodyka, psychologia i pedagogika – czyli umiejętność przekazania wiedzy dzieciom o różnym poziomie zdolności i zachowań”.
Gratuluję konkluzji. Moim zdaniem nie da się przekazywać czegoś czego się nie ma. Przeciętnie rozgarnięty absolwent liceum jest „świeży”, „pełen dobrych chęci”, „może lubi dzieci”,itp.
Na zdobycie umiejętności zawodowych potrzeba – minimum 5 lat. Doświadczenie, to kolejne 5 lat. Czy chciałby Pan, aby na pana prywatnych dzieciach ktoś dokonywał eksperymentów – może nadaję się do zawodu, może nie.
kaesjot
1 czerwca o godz. 10:36 255427
A gdyby nauczycielem pana dziecka został Gekko, który, mimo, że się nie umie poprawnie wypowiedzieć, maturę pewnie ma ? Przecież zgodnie z pana kryteriami, zasługuje na status nauczyciela od każdego przedmiotu, bo skoro udziela się tutaj na forum, to jest rozgarnięty( czyli umie pisać i czytać).
@ kaesjot 1 czerwca o godz. 10:36 i niejako @ kwant25
1 czerwca o godz. 14:15
„Do nauczania przedmiotów w szkole podstawowej nie potrzeba specjalnie wielkiej wiedzy naukowej z danej dziedziny – mógłby to robić przeciętnie rozgarnięty absolwent liceum. ”
To jest jeden z najszkodliwszych, jesli w ogole nie najszkodliwszy przesad pokutujacy w przekonaniu bardzo wielu ludzi – nawet nauczycieli.
W rzeczywistosci jest wrecz przeciwnie: w im nizszej klasie uczy nauczyciel, tym wyzsze, glebsze powinien miec wyksztalcenie.
Trzeba umiec poprowadzic zajecia na poziomie intelektualnym danej grupy wiekowej bez wprowadzania bzdurnych „uproszczen”, ktore sa po prostu bledami. Osobiscie uczylem nauk przyrodniczych i widzialem jakie bzdury wygadywali nauczyciele w podstawowce. To niemal zakrawa na slynne powiedzenie Gomulki: „Jesli Zosia potrafi poprowadzic dom, to ja potrafie poprowadzic Polske”.
Tylko w dwoch szkolach mialem zajecia w ostatnich klasach podstawowki – ale generalnie slyszalem: e tam, masz doktorat z fizyki – kazdy moze uczyc fizyki i chemii w szostej klasie, ale nie kazdy w 11 i 12.
Oczywiscie, ze „metodyka, psychologia i pedagogika” sa istotne, ale to nie wszystko.
W wyzszych klasach dzieciaki sa w stanie lepiej ocenic nauczyciela, ale „maluchy” wierza w Pana, albo w Pania.
Tak jak sie uksztlatuje mlode umysly, takie pozostana.
Nic nie umiesz robić, to ucz dzieci.
To kiedyś obwieścił w kabarecie Bohdan Smoleń.
Kabaret, kabaretem. Życie jest kabaretem.
Inny dowcip – rozmawiają dwie. Jedna głupia, a druga też nauczycielka.
Z zaciekawieniem przeczytałem opinię Autora bloga:
„Jak człowiek jest naprawdę dobry, to w końcu dociera do niego, że w szkole się marnuje.”
Ciekawe, ilu lat trzeba, aby do zatrudnionego w charakterze belfra dotarło, że się w szkole marnuje?
schwarzerpeter
+1
kaesjot
1 czerwca o godz. 10:36
–
Och, do uczenia oczywiście potrzebna jest nie nauka, jak „psychologia, pedagogika czy metodyka”, ale wiara, wiara, wiara.
Wiara dzieci w Pana, albo Panienkę, – oto kryterium oceny nauk doktorów pedagogik i ich schabilitacyj medytacyjnych.
Wiary, pszepa nstwa, nauczyć się nie da, trzeba jom mieć, czyli powołanie przez kuma-wójta.
Naturalnie, jeśli, jak w rzeczywistości, ilość durniów na polo-gumnie jest nieskończenie pojemna, jak szkoła polska, to edukacyjną wielce w wierze, jest retoryka modo:
@ kwant 25
„a co by było, gdyby to Matka Wasza [uczennicą Gekko] była?”
–
🙂
Widzę , że niektórzy nie bardzo pojęli o co mi chodzi.
W czasach, gdy ja chodziłem do podstawówki większość nauczycieli była po Liceum Pedagogicznym, niektórzy, ci młodsi po 2-letnich SN-ach a mgr ( historyk ) był jeden.
Czy nauczycielowi matematyki w SP potrzebna jest znajomość rachunku różniczkowego i całkowego, geometrii nieeuklidesowej ? Czy nauczający fizyki w SP musi znać dokładnie fizykę kwantową, teorię względności ?
Czyż w tym przypadku nie są ważniejsze umiejętności dydaktyczne ?
Wystarczyła wiedza przedmiotowa z liceum i doświadczenie dydaktyczne.
Czyli nie studia przedmiotowe( matematyka, fizyka chemia itp) ze specjalnością nauczycielską lecz studia nauczycielskie ze specjalnością przedmiotową – najlepiej kilku pokrewnych.
Po prostu inne rozłożenie akcentów w kształceniu nauczycieli.
I zdecydować się czy szkolić naukowców czy dydaktyków.
Rzadko talent naukowy idzie w parze z dydaktycznym.
Na wielu uczelniach zagranicznych nikt rozsądny nie wymaga od naukowca sukcesów dydaktycznych a od dobrego dydaktyka odkryć naukowych.
Gekko
2 czerwca o godz. 0:15 255436
„a co by było, gdyby to Matka Wasza [uczennicą Gekko] była?”
Gekko musiałby mieć 102 lata. Gratuluję Gekko dożycia tak sędziwego wieku. Pewnie to twój największy sukces jaki odniosłeś w życiu.
@ kaesjot, 2 czerwca o godz. 12:59
–
„Rzadko talent naukowy idzie w parze z dydaktycznym”.
Warto widzieć, co nie znaczy rozumieć nawet własne widzenie, że uczą nie talenty, lecz fachowcy.
Tym sposobem, postrzegana rzadkość na gumnie, nie koreluje ze standardową normą cywilizacyjną.
Się, panie, nie styka, jak tunel gminnym sumptem z dwóch stron grzebany.
🙂
– – –
@ kwant25
No i Matka musiałaby się schabilitować, a przecież w czasach Misia i Barei, to wymagałoby wieku Matki ok. 65, czyli Gekko musiałby mieć teraz ze 200.
Co dowodzi, że oczywiście i beszczelnie Gekko kłamie, nic nie pisząc.
🙂
Co w szkole z Barei pozostało, to to wyuczone na pamięć, genetyczną: plaskatość percepcji i tępota kumania, w wymiarze mało że mikrocefalicznie kwantowym, ale i masowym, jak skala gumna.
Omijam zatrudnienie w szkole szerokim łukiem. Obecnie własna działalność gospodarcza i zupełnie inny świat, inna kasa. Pracowałem w szkolnictwie trochę, zdobyłem co było możliwe, łącznie z dyplomowaniem. Faktycznie, w szkolnictwie motywacja i ambicje lecą na łeb; dlatego czas był na zmiany. Kasa to totalne dno, dobra dla osoby po studiach, która chce zdobyć trochę praktyki. Biurokracja i strata czasu na jakieś pierdoły typu wielogodzinne rady i bezsensowne szkolenia masakryczna. Marazm i bierność nauczycieli w walce o wyższe pensje nie do zniesienia.