Uczeń nie parobek
Mamy próbną maturę, więc trzeba wnieść ławki i krzesła do auli i sali gimnastycznej. Tylko kto ma to zrobić? Zwykle noszą uczniowie. Jak się trzy klasy wezmą do pracy, czyli ok. stu osób, to wypadnie po dwie ławki na ucznia. Czy to praca ponad siły?
Nauczycielki żalą się, że młodzież nie garnie się do pracy. Słyszały, jak uczniowie mówili: „Nie jesteśmy parobkami, aby nosić ławki”. Młodzi noszą, ale z wielką niechęcią, wręcz robią łaskę, że pracują. Aby być sprawiedliwym, muszę zaznaczyć, że nie wszyscy tak się zachowują, jednak głosy sprzeciwu i gadanie o byciu parobkiem są dość liczne. Niestety, coraz więcej uczniów mojego liceum zachowuje się niczym rozpuszczony paniczyk albo rozpieszczony beniaminek
Śnieg pada, trzeba odśnieżyć. Albo zrobimy to wspólnymi siłami, albo w ogóle. Panie woźne same sobie nie poradzą, zresztą to nie należy do ich obowiązków. Stróż ma swoje lata, inny pracownik ledwo daje sobie radę z odśnieżaniem chodnika przed budynkiem. Reszta placu, m. in. parking, musi poczekać na ludzi dobrej woli. A na parkingu zostawiają samochody nie tylko nauczyciele, ale także uczniowie. Moglibyśmy wspólnymi siłami? Jednak nikt nikogo nie zmusi. A bez przymusu robota nie zostanie w ogóle wykonana. Na razie zmawiają się sami nauczyciele. Jak nie przestanie padać, to odśnieżymy bez pomocy uczniów. Tylko czy to właściwa postawa odpuścić, nie zmuszać młodzieży do pracy, machnąć ręką na nieuczynnych?
Rozmawiałem dziś z uczniami o sytuacji, jaka ma miejsce w wielu domach. Ktoś musi wyrzucić śmieci, ale przecież nie nastolatek, gdyż on uczy się do próbnej matury albo innego ważnego sprawdzianu. Kilka osób przyznało się, że tak właśnie jest u nich w domu. Skoro się uczą, to są zwolnieni z innych obowiązków. Podejrzewam, że sytuacja, jaka rozegrała się dzisiaj w szkole, to tylko czubek góry lodowej. Zapewne także swoim rodzicom dzieci mówią, że nie wyrzucą śmieci ani nie zrobią niczego innego, bo przecież nie są parobkami. Widocznie parobkiem może być mama, tata, wychowawca, inny nauczyciel, ale nie nastolatek.
Uczniowie, którzy nosząc ławki gderali, że nie są parobkami nauczycieli, aż się proszą, aby im za rok nie organizować żadnej próbnej matury. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Nauczyciele też nie są parobkami swoich uczniów, a jednak organizują im dodatkowe ćwiczenie przed maturą. Poloniści, angliści i inni nauczyciele będą sprawdzać prace uczniów, mimo że też nie są parobkami. W ogóle ludzie nie są parobkami innych ludzi, a jednak człowiek robi coś dla innego człowieka, ponieważ uważa, że tak po prostu wypada, że tego wymaga zwykła przyzwoitość.
Nie każda praca jest czyimś obowiązkiem. Organizowanie próbnej matury to wcale nie jest obowiązek szkoły. Można przygotować uczniów do egzaminu maturalnego bez tej próby. Odśnieżanie placu na tyłach szkoły, gdzie swoje samochody parkują nauczyciele i starsi uczniowie, to także nie jest czyjś obowiązek. Niejedna praca wykonywana jest dzięki dobrej woli ludzi uczynnych. Nikomu korona z głowy nie spadnie, gdy przeniesie ławkę i krzesło albo machnie kilka razy łopatą i przerzuci trochę śniegu.
Komentarze
Ta niechęć do wspólnego działania lub działania na rzecz wspólnoty dotyczy nie tylko uczniów. Jest charakterystyczna dla nas, czyli dla społeczeństwa, które jest na zakręcie lub może nawet w zapaści cywilizacyjnej. Oczywiście jest wiele przyczyn. Jest też dużo możliwości działań na rzecz zmiany takich postaw. Proszę zgadnąć o czym będą pisać za chwilę blogowicze: bardziej o przyczynach i kolejnych przykładach podobnych zachować, czy raczej o sposobach działań naprawczych ?
Winni tych zachowań uczniów w tej szkole jesteście wy – nauczyciele. Częściowo winni. Czy rozmawialiście z uczniami na ten temat ? Czy zauważyliście, że ci sami uczniowie potrafią zachować się w tych samych sytuacjach wrednie, a innym razem szlachetnie ? Czy sprawdziliście od czego to zależy ?
Witam:-)
Jak widać źle pojęta demokracja dotarła i do szkół. A polega ona na pozostawienie wszystkich – w tym wypadku uczniów – w świętym spokoju, z daleka od jakiegokolwiek zaangażowania. Bo trudno tu o przejawach dobrej woli mówić jak o obowiązku. Niestety wśród młodych króluje przesłanie „daj mi żyć!”. Najlepiej wygodnie, nie będąc zainteresowanym niczym i nikim innym poza własną osobą. Nie wiem, co należałoby zrobić, by zainteresować młodzież wspólnym dobrem. Wiem jedno, to robienie czegoś dla ogółu, jakiś przejaw zaangażowania jest dla nich po prostu towarzysko nieatrakcyjne.
A winić należałoby wszystkich po trochu: i rodziców, i szkołę z jej obecnym systemem edukacji i czasy, w których młody więcej chce i jeszcze więcej może.
Dyscyplina może być lekarstwem, ale w polskich warunkach to raczej czcze mrzonki.
ync
Trudno, aby wszystko negocjować. Przełożony wydaje podwładnym polecenia, a ci je wykonują. Jeśli nie, to zwalnia takich pracowników i przyjmuje innych.
W szkole teoretycznie powinni być tacy pracownicy, ale ich nie ma. A odśnieżyć trzeba. I dochodzimy do meritum. Dawno temu stworzono taki system, gdzie wiele podobnych problemów (jak to odśnieżanie) rozwiązywali nauczyciele wraz z uczniami. We własnym zakresie i nie mając w przydziale czynności takich obowiązków. Dopóki uczniowie byli inaczej wychowani, to słuchali nauczyciela (nie wyobrażali sobie nawet, że może być inaczej). Teraz te czasy kończą się, bo, jak zauważył Pan Dariusz, rodzice nie potrafią nawet nauczyć swoich dzieci, aby wynosiły śmieci. Poprostu młody człowiek jest „oczkiem w głowie” dla społeczeństwa, ma same prawa, a jego niewywiązywanie się z obowiązków nie jest potępiane, a wręcz stało się normą.
To właśnie są te zmiany, przez które szkoły sobie nie radzą. Sposobem organizacji tkwią w mentalności sprzed lat 25 – ciu, a na co dzień mają do czynienia ze społeczeństwem, które jest tu i teraz. Pan Dariusz proponuje rozwiązać problem metodami niedzisiejszymi za pomocą uczniów, którzy są wychowani przez rodziców mieszkających tu i teraz. Tego się nie da pogodzić. Natomiast ty (ync) proponujesz metody stosowane przez Jerzego Owsiaka podczas zbiórki na pomoc dla dzieci z wadami serca. To nie jest rozwiązanie problemu. Rozwiązaniem problemu była by zmiana zasad funkcjonowania szkoły, np. do odśnieżania powinien „organ” zatrudnić wynajętych przez siebie pracowników skoro nie jest w stanie zorganizować funkcjonowania szkoły tak, aby w szkole był zawsze taki pracownik. Ale wygodnie jest to zwalić na dyrektora, który każe nauczycielom, aby poszli to zrobić z uczniami. Oczywiście dzięki temu, nie trzeba będzie komuś za to zapłacić.
kwant
Nie proponuję metody Owsiaka. WOŚP to jest akcja, coś w rodzaju święta. Ja proponuję to samo co Ty – kwant. Rozwiązaniem problemu była by zmiana zasad funkcjonowania szkoły, odejście od mentalności sprzed 25 lat, a raczej z XX i XIX wieku. Szkoła XXI i XXII wymaga zmiana sposobów komunikacji pomiędzy poszczególnymi grupami i wewnątrz nich. Przede wszystkim pomiędzy nauczycielami. Dawniej wystarczyło nakazać. Teraz trzeba przekonać, wynegocjować, poszukać kompromisu, współdziałać. A nade wszystko wsłuchiwać się w głosy i opinie innych (również uczniów). Czy dotyczy to tylko szkoły ?
Problem Pańskiej szkoły wynika z przyjmowania 120 z 1200 chętnych. Uczniowie przyjęci w takim konkursie są wspaniali dla szkoły – przygotować wybrane dzieci by zdały maturę znakomicie i wybierały kierunki studiów, to nie jest specjalnie trudna praca, a jednocześnie wytłumaczyć tym uczniom, że są członkami „normalnego społeczeństwa” się, po prostu nie da. Uczeń Pańskiej szkoły czuje się „wybranym” i nic dziwnego, że nie identyfikuje się z „motłochem” wykonującym prace fizyczne. Dziwię się Pańskiemu zdziwieniu.
Pozdrawiam.
ync,
Rozumię teraz co masz na myśli i popieram. Trochę inaczej zrozumiałem Twój wpis. Bardzo mi się podobała tematyka szkoleń jakie zaproponowałeś dla dyrektorów we wpisie pod porzednim postem. Twoja diagnoza jest trafna, najczęściej nie ma z kim rozmawiać. Dyrektorami są najczęściej ci nauczyciele, którzy prowadzą przedmioty o małej ilości godzin (wtedy nie trzeba się martwić jak wypracować etat w jednej szkole) lub socjopaci żądni władzy. Piszę najczęściej, bo to zwykle nie dotyczy miast, gdzie dodatki dyrektorskie są wysokie i jest jakaś normalna rywalizacja o to stanowisko. Ale „organ” wybiera takich, którymi ma nadzieję manipulować, więc tylko czasami liczą się kompetencje. W naszym powiecie jest nawet taka opinia, że dyrektor szkoły średniej to już stanowisko polityczne, a więc łup. Równocześnie część grona nauczycielskiego, zwykle większość, nie jest zainteresowana zmianami w szkole, bo preferuje wychowanie własnych dzieci i prowadzenie domu (niedawno o tym pisałem). Jedynym ratunkiem byłaby jednak zmiana zasad funkcjonowania szkoły, zasad pracy nauczycieli, a zwłaszcza zasad wynagradzania.
Przepraszam, a nie mogą uczniowie odśnieżać za karę? Gospodarz kiedyś pisał, że za ucieczkę z prestiżowego wykładu uczniowie dostali nagany. A nie lepiej zamiast nagan naliczać jako karę jakieś podłe prace? Sądy też wlepiają różnym niesfornym obywatelom przymusowe roboty społecznie użyteczne zamiast kar. Czemu w szkole ma być inaczej?
Pozdrawiam
Sprawa jest prosta.
Problem polega na tym, że nauczyciel przychodzi do pracy – uczeń, po to żeby się uczyć.
Problem jest gdzie indziej. Ale ja mondra:-)
Trzeba odśnieżyć? – czy ktoś kiedyś powiedział uczniowi, że trzeba (woźnej np.) pomóc? Czy, że TRZEBA?
Ja wierzę, w naszą młodzież. Mają problemy w domu, w szkole, na tzw. podwórku, pani od religii tez im nie pomoże.
Pozdrawiam Gospodarza, Czekam na Lutę:-)
Uczniowie nie odśnieżają i niechętnie noszą ławki, bo to nie należy do ich obowiązków. Uczeń w szkole, w szczególności dorosły (który często sam podejmuje proacę zarobkową, choćby dorywczo), słusznie traktuje siebie jako usługobiorcę, a szkołe jako usługodawcę. Woźne i inni pracownicy szkoły otrzymują stosowne wynagrodzenie za utrzymanie szkoły w odpowiednim stanie, podobnie jak nauczyciele za sprawdzanie prac maturalnych.
A ja z przykrością czytam, ze w tak dużej szkole tak mało jest uczniów chętnych do pomocy, do zrobienia czegoś bezinteresownie.
Może powinni wziąć pod uwagę to, co dzisiaj w Trójce mówił Piotr Baron – przy odśnieżaniu (praca fizyczna _ E.) poprawia się muskulatura ciała.
Kartko z podróży, a może w drugą stronę, zamiast kar- nagrody, pod postacią wzorowej, ale notatki na świadectwie, że dany uczeń wykonywał prace społeczne itp.
mi taki pomysł by odpowiadał
Myślę, że Też Belfer ma absolutną rację: wyścig szczurów zaczyna się chyba nawet w przedszkolu. Dobre i lepsze gimnazja, potem dobre i lepsze licea- ktoś przeszedł, przebił się i czuje się elitą. Rodzice też utwierdzają takiego „gościa” w przekonaniu, że jest wybrańcem, przynosi zaszczyt rodzinie, więc tylko niech się uczy. Uczniowie również w szkole mają poczucie, że bez nich ta szkoła nie istnieje, są świadomi, że jak za dużo z nich odpadnie w trakcie nauki to gmina może przyciąć etaty nauczycielom, jak będą mieli dobre wyniki to prestiż szkoły, w rankingach rośnie….czyli wszyscy pracują na świetne samopoczucie uczniów i samoświadomość, że od nich wiele zależy. Natomiast problemu z ustawianiem stołów na próbną maturę to nie rozumiem: żaden z nauczycieli nie uświadomił uczniom, że próbna matura jest dla nich, więc niech sobie sami stoły poustawiają?? A odśnieżanie? Przez radiowęzeł: kto z uczniów oraz nauczycieli parkuje przy szkole proszony jest o pomoc w odśnieżeniu itd, nie mogło zostać ogłoszone? Pójście drogą, że „Nauczyciele też nie są parobkami swoich uczniów, a jednak organizują im dodatkowe ćwiczenie przed maturą. Poloniści, angliści i inni nauczyciele będą sprawdzać prace uczniów, mimo że też nie są parobkami” nie wydaje mi się trafne, bo sugeruje, że ktoś jest czyimś parobkiem, a tu nie o takie relacje przecież chodzi. Poza tym chodzi o to, by nauczyciele wypełniali swoje obowiązki i z odpowiedzialności za swoją pracę robili próbne matury, a uczniom uświadomili, że to dla wspólnego dobra: poustawianie stołów,odśnieżenie….
@Kartka z podróży
Przy Twoim rozwiązaniu cel krótkoterminowy – odśnieżenie czy cokolwiek innego – zostałby co prawda osiągnięty, ale co do celu długoterminowego – zmiany postawy młodziezy względem „pracy dla dobra wspólnego” i w ogóle działań społecznych – mam dziwne wrażenie, że jeszcze bardziej by się oddalił. Doceniam idęę robót społecznych w ramach wyroków sądowych, ale równoczesnie mierzi mnie myśl o wywoływaniu w ludziach – zwłaszcza młodych – skojarzenia „praca=kara”. Chyba nie tędy droga – no chyba że damy sobie spokój z pięknymi ideami i skupimy sie po prostu na corocznie odśnieżonym (za karę) parkingu.
A kto w/g Sz. P. zaplaci za wypadek w czasie wykonywania tych prac ?
I skad u „pedagogow” i nie tylko, tyle nienawisci do mlodziezy ?
Przez 20 lat Kqwacze elyty potrafily tylko ….. zamiast zobaczyc jak jest w innych kraja.
Zatrudnia sie albo wynajmuje przeszkolonych ludzi do tych prac.
Za proste ? Nie ma kasy ?
Nie mogę zgodzić się z wieloma przedmówcami. Wykonywanie prac na rzecz szkoły (np. przenoszenie ławek na salę gimnastyczna, odśnieżanie boiska szkolnego) to element pracy wychowawczej szkoły. Trzeba pamiętać o zapewnieniu odpowiedniego sprzętu i środków ochrony, zapewnić nadzór nad wykonywaniem prac. Możliwość wykonywania takich prac powinna zostać zapisana w programie wychowawczym szkoły. Udział ucznia w takich pracach powinny uwzględniać również kryteria oceny zachowania. Wówczas uczniowie i rodzice nie mają podstaw do protestowania, że „uczniowie są parobkami nauczycieli”. Natomiast nie zgadzam się z Gospodarzem. Nauczyciel nie powinien z własnej inicjatywy wykonywać takich prac. Nie ma ich bowiem określonych w zakresie obowiązków. Jeśli ulegnie wypadkowi to dyrektor będzie mógł go również ukarać.
Co do prac uczniów reguluje sprawy poniższe rozporządzenie. ROZPORZĄDZENIE
MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ I SPORTU
z dnia 31 grudnia 2002 r.
w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach
(Dz. U. z 2003 r. nr 6, poz. 69 ze zmianami w 2009 r. nr 139, poz. 1130)
§ 22. Udział uczniów w pracach na rzecz szkoły i środowiska może mieć miejsce po zaopatrzeniu ich w odpowiednie do wykonywanych prac urządzenia, sprzęt i środki ochrony indywidualnej oraz po zapewnieniu właściwego nadzoru i bezpiecznych warunków pracy.
Demonka
Ale odśnieżanie, zbieranie papierów i petów, monotonne grabienie trawników na dłuższą metę to podłe prace a zarazem impuls do refleksji – „Czy ja muszę takie podłe prace samotnie robić i marnować czas?” Bo myślę, że aby kara była dotkliwa musiała by być poza godzinami lekcji, w czasie tzw wolnym. Źródłem ambicji człowieka jest refleksja, że ponosi wysiłek aby w efekcie iść do przodu – mieć ciekawszą pracę, w wygodniejszych warunkach, lepiej płatną i pozwalającą opłacić kogoś by owe przykre i dotkliwe prace wykonywał. Szkoła powinna jasno ten kierunek rozwoju człowieka pokazywać. A kolektywizm czy współodpowiedzialność chyba lepiej wyrabiać na jakiś obozach – niech się nawzajem wyciągają z błota po nocy.
Pozdrawiam
A przecież wystarczy mała zachęta – np. zwolnienie w danym dniu z odpowiedzi przy tablicy 😉
„pozwalającą opłacić kogoś by owe przykre i dotkliwe prace wykonywał”
Automatycznie stanęła mi przed oczami scenka, w której ukarany, a zamożny uczeń płaci uczniowi uboższemu (albo chociazby pierwszemu lepszemu panu spod budki z piwem) za wyzbieranie tych petów, a sam ulatnia się w bardziej atrakcyjne miejsce. Na późniejszą naganę odpowiada „no co, chodziło o posprzątanie boiska, no to jest posprzatane, w czym problem?” Bo własciwie to kto miałby go pilnowac po tych lekcjach, żeby odbył karę samodzielnie – nauczyciel? Woźny? W rezultacie oni też byliby ukarani zabraniem czasu wolnego. Zakładając oczywiście, że tuz po samym „zasądzeniu” kary w szkole nie pojawiliby się rozwscieczeni gnębieniem potomka rodzice.
Żeby nie było: zgadzam się, że taki eksperyment miałby pewien potencjał wychowawczy, ale zupełnie nie widze mozliwości jego realizacji w obecnych warunkach społeczno-szkolno-wychowawczo-rodzinnych. Co nie znaczy, że nie można pomarzyć…
”Nauczyciele też nie są parobkami swoich uczniów, a jednak organizują im dodatkowe ćwiczenie przed maturą. Poloniści, angliści i inni nauczyciele będą sprawdzać prace uczniów, mimo że też nie są parobkami. W ogóle ludzie nie są parobkami innych ludzi, a jednak człowiek robi coś dla innego człowieka, ponieważ uważa, że tak po prostu wypada, że tego wymaga zwykła przyzwoitość.”
Pan wybaczy, Szanowne Grono będzie sprawdzać prace charytatywnie?
Czy to się nie nazywa czasem hipokryzja?!?!?!
Demonka
Nie ma zamożnych uczniów – sa zamożni rodzice rozbestwiający własne dzieci dawanymi bez umiaru pieniędzmi. Niezarobione pieniądze są „łatwe”, lekko się je wydaje choćby na opłacenie zastęcy zbierającego pety czy śnieg. Gdy zarabiasz w trudzie cenisz pieniądze – pewnie dlatego odśnieżamy sami chodniki koło swoich domów. Choć ja nie odśnieżam bo mój kumpel z podstawowej szkoły ma kłopoty – jest od lat menelem i nie ma kasy. Lubię go ale nie chcę rozbestwiać łatwymi pieniędzmi więc płacę mu za odśnieżanie ulicy obok mego domu. Płacę za to co mógłbym sam zrobić by zmusić go do elementarnego porządku tj wstania rankiem i wykonania jakiegoś wysiłku – pracy. W tym się przejawia solidarność społeczna – może warto więc tak popatrzeć na problem noszenia ławek w szkołach.
Pozdrawiam
Ja stoję na stanowisku, że owa bezinteresowna praca społeczna na rzecz szkoły leży w interesie osób, które są odpowiedzialne za wykonanie tej pracy. Jeżeli przyjmując dziecko do szkoły oświadczy się rodzicom, że będzie ono musiało od czasu do czasu wykonać takie prace porządkowe, to nie widzę problemu, sam mam coś takiego w mojej umowie o pracę i gdy pracodawca każe mi coś posprzątać, to sprzątam i tyle. Jednak gdy czegoś takiego nie było, nie widzę żadnego uczciwego powodu dla którego uczniowie mieliby za darmo odśnieżać a nauczyciele za darmo sprawdzać pracę, a dyrektorzy wymuszać takie postępowanie, bo nie wiedzą jak oderwać woźną od kawy i zapędzić do roboty albo nie mają pieniedzy, by zatrudnić dodatkowych pracowników do sprzątania. Nie ma nic za darmo!
W ramach comeniusa zwiedzałam podstawówke w Holandii. Na około 200 osobową szkołe- jedna sprzątaczka. Przychodzi raz na dzien po poludniu i myje podłogi. W szkole jest tak czysto… Kto sprząta? Dzieci i rodzice. A boisko dodatkowo wyznaczona na ten tydzien klasa. Po południu przychodza rodzice i razem z dziećmi sprzątają dokładnie boisko.
Widziałam to prawie 2 lata temu i do dziś nie wiem jak oni to robią… W ramach comeniusa byłam w kilku szkołach w europie, ale tę z holandii najbardziej zapamiętałam. Nie było tam dyżurów na przerwach a dzieci nie biegały i się nie biły. A kiedy była przerwa na obiad przychodzili rodzice z obiadem i jedli wszyscy razem w szkole. Jakbym nie zobaczyła na własne oczy to bym nie uwierzyła.
I dla nich to było takie naturalne. NIkt nie mowil o wykorzystywaniu dzieci do pracy, o zatrudnianiu dodatkowych ludzi.
„S” – oprócz obowiązków są i powinności. Nie wszystko robimy tylko dlatego, że to nasz obowiązek.
A na marginesie – nie płaci się nauczycielom za sprawdzanie przeprowadzanych kilka razy w roku testów gimnazjalnych czy próbnych matur. Wróć na ziemię!
Obawiam się, że opisana przez Gospodarza sytuacja i niektóre komentarze potwierdzające będą miały konsekwencje przeniesione w czasie!
Już teraz tzw. części wspólne przestrzeni społecznej sa zaśmiecone, zdewastowane, nie chronione. Skutek postawy: to nie do mnie należy, komuś za to płacą, a jak płacą to nawt jak ja nabałaganię, to ten KTOŚ musi posprzątać.
Serce moje krwawi, kiedy w mojej placówce panie sprzątające wycierają i zmywają podczas lekcji korytarze i toalety, zbierają smiecie na boisku, sadzą kwiatki na klombach, a po każdej przerwie śladu po ich pracy. Klomby po paru dniach zdeptane, kwiaty powyrywane.
I nie piszcie, że to ja i moi koledzy/koleżanki nie upominają, nie tłumaczą, nie proszą i nie pilnują. Na moją uwagę: nie rzucaj, podnieś, nie depcz często widzę zdziwienie w oczach z niemym pytaniem: o co co ci babo chodzi?
lidqa pisze o Holandii, ale tam opisane postawy są wpisane w kanon zasad niemal narodowych i świadczy o kulturze narodowej, która jest jednym z symboli narodowej tożsamości.
Takie będą Rzeczypospolite jak ich młodzieży chowanie….[… ],
ale znowu nie piszcie, że to obowiązek szkoły! Szkoła utrwala i koryguje – wychowuje RODZINA!
No, ale jednak nie bądźmy bezradni!
@lidqa,
Ja z kolei pracuje w takiej szkole gdzie dzieci same (razem z nauczycielami )zamiataja i myja podlogi, toalety, a dyrektor z zastepca, jak nie kosza trawe i nie sadza kwiatkow wokol boiska, to pomagaja dzieciakom czyscic dywan w swoich gabinetach.
Nie jestem fanka tych czynnosci, ale zaauwazylam, ze w dluzszej perspektywie takie porzadki zblizaja obie strony (uczniow, nauczycieli), angazuja w zycie szkoly i tworza atmosfere do rzetelnej pracy.
A dyrdymaly, ze nic za darmo to slad kompleksow potomkow dawnych parobkow.
Praca zespolowa na rzecz miejsca, w ktorym sie przebywa kilka lat, lub pracuje czesc zycia, to nie wykorzystywanie, tylko wyrafinowany instrument wychowawczy. Potrzeba co prawda opanowac technike poslugiwania sie smyczkiem, ale zrozumienie sensu stosowania tej techniki, to juz polowa sukcesu.
Wiem, wiem, polscy nauczyciele slowa „wychowywanie” nie znosza. Maja miec juz w szkolach perfekcyjnie wychowane przez rodzicow-niepedagogow, skrojone wedlug nauczycielskich potrzeb, kalki, gotowe do wypelnienia je nieaktualna, niezyciowa wiedza. Bron boze jakies zywe mlodziencze organizmy, z ktorymi trzaba rozmawiac, czasem wczuc sie w nie, przypomniec sobie jak sie samemu cieleciem bylo.
Witam,
trafilam na ten blog przez przypadek, lecz zainteresowal mnie i postanowilam poczytac inne posty. Podczas lektury tego poprostu sie zalamalam.
Jest bardzo wiele rzeczy, z ktorymi nie moge sie zgodzic jako maturzystka. Nauczyciel oczywiscie nie jest ‚parobkiem’ ucznia, lecz wykonuje swoj zawod i uczenie mlodziezy nalezy do jego obowiazkow. Pytanie czemu wypowiada sie Pan w tej kwestii z taka zolcia? Po co uzywac takich slow? Czy nie mysli Pan, ze gdyby, ktos z Pana podopiecznych trafil na tego bloga czulby sie urazony?
Bardzo cenie swoich nauczycieli i mam z nimi swietny kontakt. Wiem, ze zalezy im na tym by organizowac probne matury, bo wtedy ‚wlasciwa’ matura nie bedzie dla nas czyms tak przerazajacym. Zalezy im takze na naszym komforcie. Dlatego prosza woznego o ustawienie lawek, w trakcie egzaminu podaja nam wode a po nim pytaja nas jak poszlo.
Dzieki Panstwa wpisom w komentarzach zrozumialam, ze to co wydawalo mi sie do tej pory oczywiste jest kolejna zaleta pedagogow z mojej szkoly- jesli ktos z nas cos przeskrobie, rozmawiaja z nami, naszymi rodzicami i to zazwyczaj skutkuje. Nie musza dawac nam kar.
Niektore z komentarzy ukazuja uczniow jako kompletnie rozwydrzone, wulgarne potwory. Przykro mi, ze takie maja Panstwo wrazenie. Moi koledzy i kolezanki z liceum nie robia na zlosc sprzataczkom, umyslnie nie depcza trawnikow.
Chcialabym jeszcze dodac, odnoszac sie do komentarza osoby o nicku Kartka z Podrozy, ze ja sama pracuje w firmie mamy, nie przepuszczam bezmyslnie pieniedzy dawanych mi przez rodzicow.
Pozdrawiam Panstwa i zycze wiecej opytmizmu i satysfakcji z wykonywanej pracy.
Też się dziwię Gospodarzowi po co używa takiego wieśniackiego słownictwa,”parobek”, a to dobre sobie… Cofamy się do XIX wieku.
A są parobkami? Nigdy bym nie odmówił grzecznej prośbie o wniesienie kilku ławek bo nawet lubie prace fizyczną ale nie chciałbym byc „zabrany” z całą klasą do noszenia ławek bo tak – bo ktos musi wnieść ławki. Rozumiem że gdyby nie KAZANO wnosic uczniom ławek to by nie gderali tylko zwyczajnie nie poszli pomagać, wiec skoro gderali wnioskuje ze jednak był element nakazu czyli narzucono im cos co ni było ich obowiązkiem – też bym miał o to pretensje. A swoja droga pamietał im ktoś od serca podziękować? W mojej całkiem sympatycznej szkole częściej używano nas jako darmowej siły roboczej niz proszono o pomoc – taki urok stosunku podporządkowania. Owszem – uczniowie robią laskę że pracują – dosłownie. Nauczyciele sie nie garna do tego czego nie można wpisać jako „godzina karciana” ale uczniowie to maja z ławkami biegać z pełnym uśmiechem i radością jakby sie to do średniej liczyło albo przygotowywało do matury…