Dyrektorzy się szkolą
Kuratoria w całym kraju organizują szkolenia dla dyrektorów szkół z zakresu tzw. ewaluacji zewnętrznej (zob. przykładową ofertę i może jeszcze jedną). Nauczyciele zacierają ręce, gdyż przez cztery dni, a może nawet pięć (tyle trwa szkolenie) kot opuści swój teren łowiecki, więc myszy będą mogły harcować. Niestety, po takim szkoleniu kot wróci podwójnie żądny mordu. Czy nauczyciele powinni już się bać?
Co ciekawe, kuratorium nie przyjmie każdego kota na szkolenie. Miejsc jest bowiem mniej niż drapieżników. Dlatego kot musi napisać list motywacyjny, czyli wyjaśnić, jak chce spożytkować szkolenie. Oto wzór listu. A potem list motywacyjny kota musi podpisać jego pan, czyli tzw. organ prowadzący szkołę.
Co to takiego ta ewaluacja? Nie byłem na kursie, więc nie mam uprawnień do wyjaśnienia. Laik jestem. Jednak martwi mnie ta zmiana nazw polskich na obce. Do tej pory mieliśmy wizytatorów, teraz będą nosić nazwę ewaluatorów. Czy oprócz zmiany nazwy nastąpi jeszcze zmiana stylu pracy tych urzędników? Moim zdaniem, wizytator ma się tak do ewaluatora jak ksiądz chodzący po kolędzie do inkwizytora. A zatem – chodzą słuchy – skończy się miłe i przyjemne odwiedzanie szkół przez dobrodusznych wizytatorów, a zacznie się proces inkwizytorski. Nic dziwnego, że dyrektorów trzeba do tego procesu przygotować, aby współpracowali z inkwizytorem, pardon, z ewaluatorem i wskazywali, których nauczycieli należy wziąć na tortury, a potem spalić na stosie.
Nabór w styczniu, szkolenie w marcu, a potem szarańcza ewaluatorów spadnie na szkoły – ciężki rok się zapowiada. Zastanawiam się, z kim będzie trzymała dyrekcja mojej szkoły – z nauczycielami, czy z szarańczą?
Komentarze
Ależ jakie obce nazwy? Słowo „ewaluacja” jest w słownikach od dawna (najstarszy jaki mam pod ręką jest z 1949 i tam to słowo jest). Na pewno nie jest ono bardziej obce od „wizytacji”. Oba mają źródła w łacinie (zapewne odpowiednio ex-valere i visitare ale to już nie moja działka). Przy czym moim zdaniem słowo ewaluacja bardzo ładnie odzwierciedla to co ma być zrobione.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że będą ewoluować i dyrektorzy. W podskokach, z płomieniem szczęścia na licach. Przecież żaden Organ Prowadzący nie weźmie na „derektora” człowieka myślącego i samodzielnego w działaniu. Dyrektor ma być podnóżkiem lokalnego kacyka, no przecież, prawda?
Czy nauczyciele w czasach obecnych dysponują jakimś systemem realnego wsparcia?
Czy wymagania wobec nich są wystarczająco jasno sformułowane poza zapowiedzią programu wzmożonego wzmocnienia efektywności nadzoru pedagogicznego i oceny jakości pracy szkoły?
W jaki sposób (poza jojczeniem i lamentowaniem) nauczyciele domagają się wsparcia i jasnych reguł oceny?
przepraszam, ale „kupa śmiechu”…z tego wszystkiego:(
Wydaję się, ze na tym forum w zdecydowanej większości piszą ludzie, którzy uważają, że nauczyciel odpowiada tylko przez Panem Bogiem i historią. Nie są potrzebne zadne zasady, przepisy, obowiazki, procedury. Nauczycielom to niepotrzebne – wiedzą wszystko najlepiej. Tylko Kochani po co skarzycie się na urzędników samorządowych czy kuratoryjnych, sądy szpitale itp. Jesteśmy wszyscy tacy sami. Prawo nie dla nas.My mądrzejsi. A przepisy to my byśmy dopiero wymyślili. A może np. należy załozyć własną szkołę, być jej dyrektorem i właścicielem. Z pewnością Wasi pracownicy – nauczyciele- będą robić co uważają, a wy na wszystko będziecie pozwalać. tacy demokraci. Tylko czy na pewno?
Od tylu lat obserwuję cykliczny rozwój a potem upadek rozmaitych branżowych i innych żargonów. Ludzie wymyślają rozmaite środowiskowe języki, potem się tymi koszmarami posługują tak jakby chcieli po swojemu opisać świat czy raczej stworzyć swój odrębny i wygodny. Nie rozumiem dzisiejszego felietonu i po części nie rozumiem dyskusji. Jedno wiem na pewno – słowo „ewaluacja” jest brzydkie. Fatalnie brzmi. To nie krótkie, jasne i promienne słowo „ewolucja”. Ewaluacja ma brzmienie rozmamłane i bełkotliwe. Nie brzmi przekonująco a wręcz podejrzliwie. Ewaluacja – kluchy w gębie. Paskudnie niewyraźne.
Pozdrawiam
sss
Drogi urzędasie!
Uczeń różni się od segregatora w twojej szafie, nawet nie jest obwodem scalonym do nadrukowania…Każdy jest inny!!!Dlatego, jak zresztą w każdej podobnej pracy z ludźmi(medycyna, terapia, trenerstwo ),jest absurdem myślenie,że można to regulować drobiazgowymi przepisami, instrukcjami, procedurami.Decyduje człowiek i jego wewnętrzna motywacja do działania oraz możliwość takiego działania. Akurat podobne motywacje urzędasy myślące podobnie jak ty zabijają.
Nota bene biurokratyzacja polskiej szkoły i sposób traktowania nauczycieli nie ma sobie podobnych we współczesnych krajach cywilizowanych!!!
Dlaczego by nie nazwać rzeczy po imieniu? Chodzi o to, że rząd nie ma pomysłu na sensowny program gospodarczy, więc stara się wprowadzić policyjne metody wszędzie gdzie się da i przykręcać ludziom śrubę na tyle, na ile to tylko możliwe wmawiając im w międzyczasie, że to dla ich dobra, że kryzys, wymogi unijne (nadinterpretowane, delikatnie mówiąc przez nadgorliwe urzędniczyny ) itp. Dziwne jedynie, że nauczyciele jako jedna z najbardziej wykształconych grup tak podatni są na manipulację i nie stworzyli jak dotąd jednolitego, mądrego lobby. ZNP i Solidarność zamiast się zjednoczyć i faktycznie działać, uprawiają swoje gierki, z których korzyści czerpie jedynie zarząd tych związków ( ma wygodne etaty ). Dziel i rządź w oświacie sprawdza się znakomicie a uległe miernoty o mentalności psa ogrodnika świetnie nadają się na dyrektorów – prawie darmowych poganiaczy/klawiszy. Jeśli ma być wolny rynek to zlikwidujmy raz na zawsze państwową oświatę i nie zawracajmy głowy łzawymi tekstami o misji nauczyciela, poziomie wykształcenia w kraju, adekwatności (lub nie) polskiego systemu oświaty do zmieniających się warunków na świecie itp. itd. Jakoś dziwnie się składa, że nasza młodzież bryluje gdy trafi do dowolnej szkoły na Zachodzie chociaż u nas od lat 90-tych nauczycieli przedstawia się w z uporem w „politycznie poprawnych” czytaj „użytecznych” mediach jako zgorzkniałych nieudaczników. Może to tzw. artykuły sponsorowane?
zzz
Rząd ma pomysł na program gospodarczy. Rzecz w tym, że dysponuje w Parlamencie zbyt małą ilością głosów, bo PSL jest partią zupełnie z innej bajki. W zamian za możliwość wprowadzenia wybranych elementów tego planu musi tolerować KRUS i to, że rolnicy nie płacą podatków. To okropne obciążenie dla gospodarki. Do tego dochodzi konieczność realizowania efekciarskich działań populistycznych (ustawa hazardowa, szczególny sposób traktowania Kościoła i realizowanie jego zaleceń, wszelkie sprawy związane z agentami, dekomunizacją oraz sprawy wynikające z paranoi panującej w naszym kraju na punkcie korupcji). Te dodatkowe utrudnienia są na tyle kosztowne, że dług publiczny jeszcze nigdy nie był tak duży. Na tym tle Oświata stanowi margines i zawsze nie będzie na nią pieniędzy. Proponowana przez ciebie prywatyzacja oświaty mogła by być świetnym wyjściem z impasu. Obawiam się jednak, że politycznie taki pomysł nie ma szans. Już widzę oburzenie wszystkich partii politycznych i Kościoła. Tę burzę w mediach i wyklinanie pomysłodawców takiego projektu od czci i wiary. To działało by podobnie jak w przypadku pomysłu prywatyzacji służby zdrowia. Tłumaczono by, że chce się pozbawić prostych (czytaj : tych ubogich i pokrzywdzonych przez los) ludzi dostępu do wykształcenia i skazać ich na dziedziczenie biedy. Najlepiej pozostawić tak, jak jest, a finansowanie pozostawić samorządom. Co do postawy samych nauczycieli – czego ty od nich chcesz ? Selekcja odbywa się już na poziomie wyboru zawodu. Bardziej kreatywni wybierają zawody najlepiej płatne. Kończy się na tym, że nauczycielami najczęściej zostają kobiety z środowisk, dla których taka pensja jest nie do pogardzenia, a drugą korzyścią jest to, że zawód ten pozwala bezkolizyjnie prowadzić dom i wychowywać dzieci. Ci, którzy są nauczycielami z tzw. „powołania” stanowią sporą grupę nauczycieli, ale jednak mniejszość. To dzięki nim szkoły różnią się między sobą (a jeśli jeszcze trafi się odpowiedni dyrektor….). Tylko, że ta mniejszość może oddziaływać tylko do pewnego stopnia i nie w każdej sprawie. Wszak szkoły to nie są jednostki samodzielne – dyrektor zwykle jest wasalem wójta czy starosty, a finansowo szkoła całkowicie zależy od tzw. „organu”. Ja bym się nauczycieli nie czepiał, bo nie zmusimy ludzi zorientowanych na zajmowanie się domem i rodziną do angażowania się w działalność obywatelską czy polityczną.
Dyrektor powinien być profesjonalistą w zakresie organizacji pracy, a nie kontrolowania.
Dlatego lepiej żeby dla dyrektorów były szkolenia, konferencje i warsztaty, na których uczyliby się:
– jakie są sposoby komunikacji z podwładnymi i przełożonymi
– jak prowadzić dialog w dużej grupie
– jak prowadzić narady
– do czego jest potrzebna różnica zdań i jak ją umiejętnie spożytkować
– jak diagnozować i rozwiązywać konflikty
– jakie zachowania odbierane są jako okazywanie szacunku, a jakie nie
– jak konsultować i wydawać zarządzenia
– co i jak można zrobić wspólnie
– itp., itd.
Zdobytą w ten sposób wiedzę i umiejętności stosowaliby w swojej pracy oraz przekazywaliby nauczycielom i rodzicom.
Szkolenie dla dyrektorów jest finansowane ze środków unijnych. Jest kasa, trzeba jakoś ja wydać. Zmienia się kryteria oceniania dorabia ideologię, że teraz będzie ewaluacja i wskaźniki wykorzystania środków unijnych rosną, a że efekty tego wykorzystania są mierne to nikt w to nie wnika, wszak w słupkach będzie, że wykorzystaliśmy „miliard euro”, a że 10% na coś sensownego to już statystyka nie obejmuje.
Tak samo jest ze słupkami w szkolnictwie. Próbują zmierzyć coś co nie jest mierzalne tak jakby wiarę, nadzieję czy rozpacz sprzedawano na kilogramy.
Do ync
>Dlatego lepiej żeby dla dyrektorów były szkolenia, konferencje i warsztaty, na których uczyliby się:
– jakie są sposoby komunikacji z podwładnymi i przełożonymi
– jak prowadzić dialog w dużej grupie
– jak prowadzić narady
– do czego jest potrzebna różnica zdań i jak ją umiejętnie spożytkować
– jak diagnozować i rozwiązywać konflikty
– jakie zachowania odbierane są jako okazywanie szacunku, a jakie nie
– jak konsultować i wydawać zarządzenia
– co i jak można zrobić wspólnie
– itp., itd.
Zdobytą w ten sposób wiedzę i umiejętności stosowaliby w swojej pracy oraz przekazywaliby nauczycielom i rodzicom.
Po co ta wiedza dyrektorom skoro funkcjonują w systemie, w którym ona im jest do niczego niepotrzebna.Inaczej sami za własne pieniądze by się w tym szkolili.A tak to nawet wyszkoleni tego nie wykorzystają…;-)
Kanclerz uczelni, w której pracuję, wzięła udział w specjalnym szkoleniu zorganizowanym przez byłego członka Państwowej Komisji Akredytacyjnej, płacąc zresztą za nie słono (luksusowy hotel, bankiety itp.). Taki sam bowiem system zewnętrznej oceny jakości kształcenia, jaki obowiązuje w szkolnictwie wyższym, zdaje się, że zafundowało MEN szkolnictwu powszechnemu. Otóż, wspomniałem o tym szkoleniu, gdyż kanclerz wróciła z niego wielce usatysfakcjonowana. Dowiedziała się bowiem w czasie rozmów z głównym edukatorem, w jaki sposób radzić sobie z kontrolą zewnętrzną, jak przedłużać procedury, gdyby ocena była niekorzystna, jak skorzystać z doradztwa specjalisty, by komisja i jej ewaluatorzy nie „czepiali się” uczelni, i takie tam różne triki oraz manipulacje związane z odwoływaniem się czy kwestionowaniem procedur itp. Być może chciała mi zasugerować, że cała troska o rzeczywistą jakość kształcenia jest „psu na budę”, bo dzisiaj wszystko można załatwić. Sądzę, że przed obecnymi ewaluatorami stoi wielka szansa. Po dwóch – trzech latach być może niektórzy będą chcieli otworzyć własne firmy i szkolić dyrektorów szkół na okoliczność tego, jak uniknąć najniższych ocen, jak nie dopuścić do spadku z I ligii, jak manipulować dokumentacją szkolną, itd. Rynek wchłonie wszystko, co się dobrze sprzedaje. Ktoś musi przecież mieć z tego interesu jakieś konfitury.
Nie zlikwidowano kuratoriów oświaty, a dyrektorom trzeba dać jakoś dorobić.