Rzecznik MEN prawdę powie
Pedagodzy psy wieszają na rzeczniku MEN, Grzegorzu Żurawskim (zob. komentarz prof. B. Śliwerskiego). Powiedział on prawdę, a mianowicie że uczeń może olać jedynkę z przedmiotów nieobowiązkowych, a jeśli nie chce, aby niedostateczny zaniżał mu średnią ocenę na świadectwie, to powinien się z takiego przedmiotu wypisać tuż przed wystawianiem ocen. Wystarczy złożyć pisemne oświadczenie (w imieniu osób niepełnoletnich oświadcza rodzic). Jakie to są przedmioty nieobowiązkowe? Na pewno religia, etyka i parę innych, zależy od typu szkoły.
Skoro rzecznik mówi prawdę, to w czym problem? Na pewno nie w mówieniu prawdy, gdyż nie wolno oszukiwać uczniów. „Kłamstwo – pisała prof. etyki I. Lazari-Pawłowska – moralnie obciąża bardziej nauczyciela niż przedstawicieli innych zawodów”. A zatem dobrze się stało, że Grzegorz Żurawski powiedział uczniom prawdę. Chodzi raczej o intencje. Otóż rzecznik zachęca młodzież, aby wykorzystała tę wiedzę do zagrania nauczycielom na nosie. Przypomina uczniom, że mogą szantażować nauczycieli groźbą wypisania się z przedmiotu, jeśli zechcą wystawić ocenę niezgodną z oczekiwaniami. I wcale nie chodzi o jedynkę, gdyż takie przypadki zdarzają się nadzwyczaj rzadko. Problemem może być każda ocena, która zaniża średnią, i wtedy szantaż gotowy.
Pamiętam, jak w mojej szkole miał praktyki pewien student. Uczył łaciny, przedmiotu w wielu klasach – o czym nie wszyscy uczniowie wiedzieli – nieobowiązkowego. Któregoś razu uczniowie pobiegli ze skargą do dyrekcji (nauczyciel był wtedy na długim zwolnieniu lekarskim), informując, że praktykant zadał im z lekcji na lekcję 50 słówek do nauczenia. Dyrekcja przybiegła do pokoju nauczycielskiego i zaczęła przywoływać praktykanta do porządku, że tak dużo zadawać nie wolno. Na co praktykant z wielkim zdziwieniem, ze on nie zadał wszystkim, tylko tym, którzy chcą, bo przecież nauka w liceum nie jest przymusowa. A co do łaciny – tłumaczył – to każdy wykształcony człowiek powinien ją znać, a dyrekcja nawet grekę. A jak z tym jest u pana? – zapytał.
Czy jeśli coś jest nieobowiązkowe, to znaczy, że można się tego nie uczyć? A jak nauczyciel zacznie wymagać, to można z przedmiotu się wypisać? Oczywiście można tak postąpić, podobnie jak można zrezygnować z nauki w liceum, gdy wyniki nie są zadowalające. W ogóle ze wszystkiego można rezygnować, gdy grozi nam porażka. Taka jest filozofia MEN, o czym rzecznik dobitnie przypomniał. Tak przecież zachowuje się Katarzyna Hall, że jak jej coś nie wychodzi, to się wycofuje, zamiast zwiększyć wysiłki i prosić o pomoc, np. nauczycieli. Tylko że w taki sposób zachowują się małe dzieci w piaskownicy – jak im się przestaje zabawa podobać, to zabierają swoje zabawki i obrażone wychodzą.
MEN, o ile chce wspierać nauczycieli, powinno zachęcać uczniów do dokonywania przemyślanych wyborów, a potem do ponoszenia odpowiedzialności za swoje decyzje. Wybrałeś religię, to się jej ucz. Nie chcesz się uczyć, to nie wybieraj. Każda inna postawa to zachęcanie uczniów do cwaniactwa i traktowania nauczycieli jak frajerów, których można wykpić. Przy takiej postawie diabli biorą wychowanie, a i nauka stoi wtedy pod psem.
Komentarze
To abecadło. Pan pisze o podstawach jakiegokolwiek społecznego porządku. Umów należy dotrzymywać a szczególnie tych zawartych z samym sobą. Zdecydowałeś – to zrób to. Po prostu zrób. Niestety ta prosta zasada została rozmyta i zapomniana. Pewnie dlatego życie tu przypomina trwanie i wlecze się jak sparciała guma od gaci… Przepraszam – majtek
Pozdrawiam
Hm, tak niezależnie, czy zastanowił się pan (tzn. DCh), dlaczego powiedzenie głośno prawdy jest takie oburzające?
Może cała konstrukcja z wliczaniem oceny z przedmiotu nieobowiązkowego do średniej jest poroniona i tu leży problem, że król jest nagi?
Ale przecież pan zdaje się popiera wliczanie oceny z religii do średniej? Może jeszcze nad czymś mógłby się pan zastanowić?
rs_
Kartka z podróży ma rację. Ta sama zasada dotyczy ocen z zachowania, o czym Gospodarz pisał kilka dni temu. Skoro w szkole obowiązuje statut i wso, z którego wynika, że oceniamy zachowanie, to trzeba to robić. Wymagać od ucznia przestrzegania norm zawartych w dokumentach szkolnych.A my zastanawiamy się czy należy. Szukamy winy wszędzie byleby nie w uczniu.Należy tylko uprościć całą biurokrację.
A co to za pomysł, te przedmioty nieobowiązkowe.
Nieobowiązkowo, to moje dzieci chodzą na sport,plastykę i muzykę po lekcjach.
W szkole przedmioty powinny być obowiązkowe.
To nie znaczy, że w starszych klasach nie powinno być wyboru, zgodnego z zainteresowaniami.
Słusznie urzędnik przypomina, że to co nieobowiązkowe, jest nieobowiązkowe.
Przecież jeśli chodzi o wiedzę, to we współczesnym świecie,umiejętność czytania i pisania pozwala obsługiwać google.
To jak kto ciekawy, to przez googlowanie jakąś wiedzę potrzebną mu w życiu zdobędzie.
Niechcący.
Ten dziwny pęd do nauki u ludzi nie tylko niepredysponowanych,ale często niechętnych w głębi serca poszerzaniu horyzontów, powoduje, że idioci dyplomy zdobywają.
To moim zdaniem szkodzi naszej gospodarce.
Mniej studentów,więcej fachowców.
Przecież obowiązek szkolny/nauki obowiązuje do 18 roku życia, więc nauka w liceum jest przymusowa. Z tego samego powodu to nie uczniowie decydują o pobycie na przedmiotach nieobowiązkowych, ale ich rodzice.
Randybvain
Niekoniecznie. Ja swoim dzieciom dawałem celowo swobodę wyboru – chodziło mi o to by podejmowały samodzielnie decyzje i później doświadczały ich konsekwencji. Trzymając się aktualnej tematyki czyli religii gdy skończyły chyba 15 lat dałem im możliwość wyboru. Syn uznał, że brak religii na świadectwie może mu utrudnić w przyszłości życie i uczęszczał, natomiast córka pryncypialnie odmówiła. Teraz okazuje się, że żadna z tych decyzji nie miała dla nich jakiś dobrych czy złych konsekwencji. W gruncie rzeczy liczyło się tylko to, że jeśli coś zdecydujesz to zrób to konsekwentnie – po prostu skończ co zacząłeś(zaczęłaś). Albo ślęcz na katechezie konsekwentnie przez kilka lat albo zajmij sobie czas czymś innym. Tak więc nawet pod pretekstem katechezy udaje się jakąś sensownej życiowej zasady nauczyć.
Pozdrawiam
Randybvain nie to nie oznacza że ogólniak jest obowiązkowy, to oznacza że do 18 dziecko ma się uczyć, a to czy w technikum, zawodówce czy ogólniaku to już wybór zależy od chęci i umiejętności (powiedzmy że umiejętności…).
Ten system (oświaty znaczy), należy potraktować jak komputer. Prawo jest ogłupiające, MEN jest zaprzeczeniem idei, dla której powstało. Należy sformatować przez wakacje całe prawo szkolne, napisać jedną ustawę o szkole – nie dłuższa nad wie strony A4 i w konstytucji pod karą infamii i banicji zakazać na lat 20 wszelkich zmian.
@parker
fachowców czyli kogo? fach to zawód czyli zawodowców? tj. osoby znające swój zawód? sam sobie zaprzeczasz, we współczesnym świecie kiedy zawody zmieniają się jak w kalejdoskopie nauka konkretnego zawodu to ślepa uliczka.Trzeba mieć wiedzę ogólną dobre podstawy do pracy w wybranej dziedzinie które pozwolą na szybką zmianą zawodu w ramach posiadanej wiedzy i zainteresowań. A z google’a to możesz mieć namiastkę wiedzy co najwyżej.
xymox
Nie zaprzeczam,może raczej wyrażam się niezbyt jasno.
Nie jestem za przywróceniem zawodówek i kształceniem zawodowym.
Podobnie jak Ty uważam, że w XXI pierwszym wieku, tylko elastyczność zapewni nam szansę na „przetrwanie”.
Powinniśmy kształcić ogólnie,ale większy nacisk położyć na wychowanie,wykształcenie zachowań społecznych,praktyczną stronę życia,bo często rodzina sobie z tymi zadaniami nie radzi,lub jak z zachowaniami społecznymi nie bardzo może radzić.
Tylko edukacja może Polsce zapewnić sukces w przyszłości.
Tylko że polska szkoła jest nastawiona, nie na kształcenie ludzi radzących sobie w życiu,tylko spryciarzy testowych.
Ludzi nie potrafiących zrozumieć tekstu bardziej skomplikowanego niż w Fakcie.
Nie potrafiących się uczyć,czyli nie elastycznych na rynku pracy.
Z takich ludzi nie będzie fachowców w żadnej dziedzinie.
Za to 50 % studiuje.
Po co?
Aktualnie potrzebnego zawodu niech się uczą i rozwijają pasje życiowe.
Nie będą rozczarowanymi magistrami.
Parker – zgadzam się z każdym słowem w 100%. I dodaję: szkoła ma pomóc wydobyć potencjał istniejący w KAŻDYM człowieku. W szkoła powinna uczyć właściwych relacji międzyludzkich. Zdobywanie wiedzy nie powinno być tylko celem samym w sobie ale narzędziem rozwoju człowieka. Zaznaczam: człowieka, który chwilowo jest uczniem.
Oto komu i po co jest potrzebna „reforma” edukacji:
http://www.rp.pl/artykul/410586_Elbanowski__Prezent__dla_lobby_wydawcow.html